Ludziska, co za hardcore. Pierwszy raz przyśnił mi się taki sen. Nie mam tu na myśli postaci jakie tam były. Tylko całej reszty.
Sen był na wpół świadomy (świadomy lub nie, zdecyduj się człowieku. A no to dlatego półświadomy, gdyż miałem w nim lekkie poczucie, iż to wszystko jest nierzeczywiste, (Gdy śnimy nie działa część mózgu odpowiedzialna za myślenie logiczne. Więc nie zdziwi Cię to, iż odwiedza cię Godzilla i wręcza ci prezent urodzinowy którym jest planeta. Zamiast tego opieprzysz ją że się spóźniła i że planety są mniejsze.)lecz nie strzeliło mnie to jakoś w pysk, abym zdał sobie z tego sprawę. Robiłem wszystko tak jakby, to rzeczywiście miało miejsce. Gdyby to był świadomy sen, to... by się działo. Na pewno zwiedziłbym kawałek tego świata, z samej tylko ciekawości co potrafi mój mózg. Dobra, nie będę się rozwodził na temat mojego mózgu. (zajęłoby to osobny temat)).
Tym, co wyróżniało go od innych były na pewno szczegóły i ich ilość. Jak dotąd nie zapamiętałem tak dużej ilości szczegółów ze snu. Nie wiem czy ich nie było, czy tylko nie zapamiętałem ich.
Po drugie, nigdy nie rozmawiałem aż tyle i nigdy tyle nie zapamiętałem. Jeśli już, pamiętałem, że coś/ktoś powiedziało mi o czymś. Lub najwyżej jakieś pojedyncze zdania/słowa. Nigdy tyle i to słowo w słowo.
Hmm... na pewno też nie spotkałem się z tak intensywnymi odczuciami. Smak morskiej wody, jej mokrości. Słońce, które waliło po oczach, gdy się na nie spojrzało. Piasek pod stopami, jak i faktura różnych powierzchni. Zapach kwiatów/osób.
Na koniec tego „wprowadzenia” do tego snu napiszę. Szkoda, że nie widzieliście mojej miny po przebudzeniu... a właśnie. Gdy się wybudziłem, przez kilkanaście sekund nie wiedziałem, co się dzieje i gdzie jestem (dodam, że pierwszy raz zdarzyło mi się, abym po obudzeniu był zdezorientowany).
Po niżej to, co zapisałem zaraz po przebudzeniu. Sen miał miejsce 31.03.2015. Nie miałem internetu, więc dopiero teraz to publikuję.
I tak oto skończył się najdziwniejszy sen, jaki do tej pory miałem.