-
Zawartość
558 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
21
Wszystko napisane przez Grento YTP
-
Tak. Czy lubisz zgniatać puszki?
-
Nie. Czy lubisz pisać ołówkiem?
-
Lubię. Czy lubisz konserwy?
-
Mam nadzieje, że nie... Czy lubisz słoną wodę?
-
Nie. Czy lubisz białą czekoladę?
-
Pierwszą część. Następne są podobno gorsze. Czy lubisz ogień?
-
Zależy od czasu przygotowania potrawy. Lubisz biegać?
-
To zależy do tego, czy mogę ja komuś wywalić na głowę. Czy lubisz wodę gazowaną?
-
Średnio... Czy ktoś zna/lubi postać Pani Deliktywy?
-
Taaak! Czy lubisz cytryny?
-
A oto i rozdział 4 "Przepowiednia"! Zapraszam do czytania! https://docs.google.com/document/d/1lcFXjmNBd8SdNRMzhYvkyKVyeEZvIQxM7EZi7gYQBjY/edit
-
Dziękuje za opinie. Film Stalker również oglądałem. Sami twórcy gry się na nim inspirowali. Być może wpływ gier jest tak duży, gdyż w momencie tworzenia fabuły ff to byłem na świeżo po przejściu całej trylogii Stalkera. To prawda, że można zaobserwować tam różnice pomiędzy postaciami z EG oraz ze Stalkera. Wydaje mi się, że to może być wynik zderzenia różnych prądów kulturowych, co ma tu miejsce, a problemem tych dwóch uniwersów jest też to, że w samym EG głównymi bohaterkami są... no właśnie dziewczyny. Płeć piękna. W Stalkerze jest wręcz odwrotnie. Mało tego; przez całą trylogię nie pojawia się żadna kobieta, ani choćby wzmianka o niej. Dlatego nie chciałem obsadzać tego terenu w zbyt wiele dziewcząt. Teren bagniste, które są przedstawione w pierwszych rozdziałach bardziej kojarzą się ze Stalkerem, a nie z MLP. To jednak jest punkt wyjścia. Taki pierwszy akt. Jedyne co mogę tu zdradzić to to, że będzie okazja zwiedzić znajome miejsca. Natomiast Fluttershy wybrałem z wymienionych przez Ciebie powodów, ale również dlatego... gdyż w sumie na pierwszy rzut oka ona najmniej nadaje się do takiego środowiska. Uznałem, że będzie to interesujące, aby obserwować kogoś, kto musi się zmagać z Zoną, co nie jest jej bajką. Poza tym stanowi dobry kontrast do całej tej reszty bandytów, pijaków i innych kryminalistów. Dzięki za komentarz! Dwa kolejne rozdziały są już w korekcie prereaderów, więc powinny się ukazać już niedługo. Pozdrawiam!
-
– Nie wiem co Was poróżniło, ale musicie przestać! – zakrzyknął Alrix, uspakajając magię przepływającą przez jego poroże. Przymknął oczy i odetchnął spokojnie. Spojrzał surowo na dwójkę kucyków, która wszczęła bójkę. Przy tym nie spuszczał z oczu również maga krwi, który w każdej chwili mógł aktywować zaklęcie. Rozpoznał ten rodzaj magii, choć nie od razu, gdyż, coś takiego nie było prostą sztuką nawet dla podmieńców, z natury przystosowanych do wyczuwania zmian w przestrzennej strukturze magii. Jego czary dotyczyły krwi, ale najwidoczniej czarnoksiężnik nie spodziewał się trafić na Alrix, w którego żyłach nie płynęła krew kucyków. – Myślę, że herbatka to lepszy pomysł, niż zniszczenie wszystkiego wokół. Coś Cie za jedni?
-
Dopiero co zaskoczona Octavia, osunęła się na bok, złapana przez podmieńca tuż przed jej upadkiem. Na dole kawiarni coś się zaczęło dziać. Alrix podniósł klacz, wyraźnie cierpiącą, i położył ją delikatnie na łóżku, aby mogła odpocząć. Trzeba będzie zejść na parter, aby sprawdzić, co się dzieje. Podmieniec westchnął. Nie będzie mieć spokoju, na który liczył po tylu dniach ukrywania się. Pora ruszyć do akcji. Zamknął drzwi pokoju i zbiegł na dół, a tam nie działo się zbyt dobrze. Jednorożec odziany w czarną szatę przyozdabianą czerwienią używał jakieś dziwnej magii, która paraliżowała kucyki. Alrix czuł tę energię, jednak najwidoczniej magia ta nie oddziaływała na podmieńca. W opozycji do magii czarnego maga pewien widziany już wcześniej przez Alrix jednorożec rzucił zaklęcie, przez co jego róg rozbłysł złotą magią wokół niego i jeszcze dwójki kucyków, stojących blisko. Silna fala energii przelała się przez kawiarnię, odrzucając jakieś trzy przypadkowe kucyki w kierunku ścian. Wokół czarodzieja uformowała się złocista sfera, odgradzająca wszystkich wokół od magii tajemniczego jednorożca. Właściciela również odgrodzili się mocną barierą ochronną, w samą porę. Jedna z klacz wrzasnęła na wszystkich wokół, aby opuścili ten lokal. Alrix jak najbardziej nie miał ochoty na żadne pojedynki, dlatego postanowił wspomóc właścicieli kawiarni. Jego róg zapłoną zielonym ogniem, wokół poroża zaczęła gromadzić się magiczna aura falującego powietrza. – Uspokójcie się! Zakończcie to starcie!
-
– No dobrze, dziękuje. Proszę tylko się nie przestraszyć. Ufam, że nie zareagujesz zbyt pochopnie... Ogier cofnął się parę kroków w tył, stając na środku pokoju. Skoncentrował się, marszcząc brwi i przymykając oczy. Powietrze wokół niego zadrżało, wywołując powiew wiatru, który skutecznie zdmuchnął poduszkę z łóżka, a samą klaczą zatrzęsło w posadach, tak, że usiadła zaskoczona i przyparta do drzwi. Wokół ogiera rozbłysł krąg zielonego ognia, który się rozszerzył, a następnie zajął ciało kucyka i choć ogniste języki skwierczały głośno, nie były one gorące, nie wyrządzały żadnych szkód. Ogień przesłonił całe ciało ogiera, wirując wokół niego i formując kulę. Dopiero po chwili z ognistej burzy na środku pokoju wyłoniło się fioletowe kopyto, a za nim głowa oraz tors podmieńca. Płomienie wreszcie się uspokoiły, zanikając i kurcząc się do miejsca, w którym wybuchły. Octavia z przerażenia, wcisnęła się jeszcze bardziej w kąt. Przed nią stał podmieniec, wyższy od przeciętnego kucyka, czy innego przedstawiciela jego rasy, z dumny, zakrzywionym porożem. – Tak... wreszcie... – westchnął z ulgą, gładząc się po twarzy kopytami. Otworzył oczy, które zajarzyły się na moment intensywną żółcią. Spojrzał na klacz łagodnym wzrokiem i wyciągnął kopyto, aby pomóc jej wstać. – Przepraszam, ale im dłużej się ukrywam pod czyjąś postacią, tym więcej energii się we mnie kumuluje, a ja już powoli zaczynałem wariować od tego kamuflażu. Musiałem się wreszcie zmienić. I pozwól, że przedstawię się jeszcze raz; nazywam się Alrix.
-
– Właściwie to nic... – mruknął pod nosem ogier, idąc na górę za klaczą w stronę pokoi. Gdy już znaleźli się na piętrze, ogier pospiesznie rozejrzał się na wszystkie strony. Octavia pchnęła drzwi do pokoju, ukazując proste, skromnie urządzone pomieszczenie. – Tak naprawdę to do niczego nie doszło. Możemy chwilę pogadać w pokoju? Proszę... To nie zajmie zbyt długo. – spojrzał błagalnie na klacz.
-
- Brzmi nieźle... - mruknął ogier. - Nie jest drogo, wygodnie pewnie też będzie. Nie mam wygórowanych wymagań, dlatego jak najbardziej się tutaj zatrzymam. Ostatnio nie mam spokoju i potrzebuje się zatrzymać na jakiś czas w jednym miejscu, aby zregenerować siły, przed dalszą podróżą. Miałem swego czasu też nieprzyjemne spotkanie z podmieńcami, które chyba jednak nie do końca się zmieniły. Co za zwierzęta... - parsknął ogier, kręcąc głową. - Zaszedłem im za skórę, ale całe szczęście już mi dały spokój. A co myślisz o podmieńcach Octavio? Według Ciebie rzeczywiście ta rasa rzeczywiście się zmieniła?
-
Dzięki za pozytywny odbiór Sun. Bez Ciebie ten ff nie byłby taki dobry! Cieszy mnie również fakt, że mówi to osoba, która zna się na uniwersum stalkera i wie o co chodzi, przez co może spojrzeć na to okiem profesjonalisty. FF rzeczywiście jak dla mnie jest powolny (choć w sumie i tak dużo się tam dzieje), bałem się, że będzie zbyt powolny, dlatego też wyleciało parę wątków, które zostały przełożone na potem, żeby na początku nie przedłużać. Przed napisanie pierwszego rozdziału obejrzałem dodatkowo film Stalker z 1972 roku, który również ma swój klimat i na nim się wzorowali twórcy gier, a tam jest bardzo powolne tempo akcji. Póki co staram się to jakoś trzymać w ryzach. Wiem jak to się skończy wszystko; jeżeli mam coś zdradzić, to będzie parę zakończeń, jak to było w grach ze stalkera, ale jedno będzie takie powiedzmy, że kanoniczne dla tej serii, żeby sobie zostawić ewentualną furtkę do kontynuacji, jeżeli ff się przyjmie. Dzięki jeszcze raz za miły komentarz i pozdrawiam!
-
No nieźle... pomyślał ogier. Kłótnie pomiędzy kucykami i do tego dosyć burzliwe były dla niego rzadkich widokiem; właściwie prawie nigdy ich nie widywał, a to dlatego, że nie miał nawet okazji kiedy. Tam skąd pochodził, nie było miejsca na kłótnie. Nie żeby się cieszył tym obrotem spraw, ale teraz miał okazję podejść do wiolonczelistki i porozmawiać. Nie chciał się wcześniej wcinać w rozmowę, nawet, gdyby się spieszył. Było by to źle odebrane i nic by nie ugrał, a nie chciał robić sobie dodatkowych wrogów. Zależało mu na sprzymierzeńcach, którzy mu pomogą. Niestety, ale z każdy dniem ogier stawał się słabszy. Już dłużej nie będzie mógł się ukrywać samodzielnie, dlatego też będzie musiał gdzieś odpocząć. – Teraz mam okazję! – pomyślał blond ogier i podszedł do poddenerwowanej klaczy, opierającej się o ścianę, która buchała ze swoich nozdrzy resztaki oburzenia po rozmowie z tamtym wyniosłym ogierem. – Panno Octavio! – Ogier podszedł do klaczy i wyszczerzył się szeroko, być może nawet i byt szeroko.. – Jestem Praecox i bardzo spodobała mi się pani gra. Mógłby dowiedzieć się czegoś więcej? Co to za instrument? Nigdy czegoś takiego nie słyszałem... No przydałoby mi się również jakieś zakwaterowanie. Czy gdzieś tu można spędzić noc?
-
Trochę to trwało, ale mam nadzieje, że było warto. Rozdział 3 wreszcie gotowy: https://docs.google.com/document/d/1nqHSg_zzsvkFAsq_HOnYuHGM4xvgpGLGq1x1w-tE_Dc/edit Jeżeli dobrze pójdzie, to następne 3 rozdziały będą wychodzić co tydzień (są już praktycznie napisane). Zapraszam do czytania!
-
A co to za dzieciak, pomyślał ogier, widząc trzęsącego się źrebaka przy ladzie. Był w tym obrazku coś, co poruszyło ogiera i przypomniało mu o jego jego własnym dzieciństwie, które spędzał w nieprzyjemnej atmosferze zaszczucia i śmierci. Ciemnogrzywa wiolonczelistka podeszła do malca, aby pocieszyć go oraz uspokoić. Pogładziła źrebaka po głowie z matczyną czułością, a następnie zajrzała do zeszytu, który przyniósł ze sobą. Jednak najmniej zadowolony z tego wszystkiego wydawał się być inny ogier w asyście dwóch ochroniarzy, którzy stanowili kolejny dowód jego wyższego statusu. Artystka wyszła po chwili za zaplecze, wracając z młodą jasnozieloną pegaz w fartuchu. Czy ten dzieciak nie ma żadnej opieki, zdziwił się ogier. Cóż, po tym, jak już uporała się z zastępstwem nad opieką dla źrebaka, podeszła z powrotem do niebieskiego ogiera. Ogier postanowił podejść do rozmawiających kucyków. – Powitać szanowną artystkę oraz pana... – Ogier symbolicznie skinął głową. – Nie chcę Wam przeszkadzać. Będę mieć sprawę do Ciebie... Octavio, tak? Póki co, nie będę Wam zawracać głowy.
-
– O proszę! Artystka wróciła! Ogier wytarł kąciki ust z gofra z bitą śmietaną, którego jadł wcześniej. Nigdy w życiu nie jadł niczego tak słodkiego, ale również tak dobrego. Zatracił się w jedzeniu tak bardzo, że nie zwrócił uwagi na powrót wiolonczelistki, ale również na kucyki siedzące w pobliżu, które z zdziwieniem oraz niesmakiem zerkały, jak ogier pałaszuje deser bez jakikolwiek dobrych manier. Wytarł pysk w serwetkę i zmielił ją w kulkę, pozostawiając talerz, czy sztućce niezgrabnie ułożone. Wstał i podszedł z uśmiechem na twarzy, aby móc wypytać artystkę o szczegóły jej gry na tamtym dziwnym instrumencie. Jednak ubiegł go inny ogier, z którego biła pewność siebie i swego rodzaju królewska aura, kojarząca z kucykami z wyższych sfer. – No pewnie... – Skrzywił się na twarzy ogier. Poczeka chwilę, aż tamten sobie pójdzie. Od bogatych i wysoko urodzonych wolał się trzymać z daleka. Nie miał z nimi dobrych doświadczeń.
-
Dementia Praecox był ogierem ziemskim, o blond grzywie i o wyróżniającym się imieniu. Pytany o jego znaczenie zawsze odpowiadał w ten sam sposób; nie wiem! Choć w prawdzie tylko jedna osoba kiedykolwiek w jego życiu zdążyła go o to zapytać. Swoje prawdziwe dane zachowywał w tajemnicy, a zaczął tak robić odkąd tylko przybył do sympatycznego miasteczka Ponyville. Nie myśla zbyt długo nad nowym imieniem, nie miał głowy do wymyślania takich rzeczy, dlatego też pospiesznie otworzył losową książkę, na losowej stronie i wskazał losowy zestaw słów, które jego zdaniem mądrze brzmiały. Oprócz podstawowej tożsamości, zmienił również swój wygląd, tak, żeby już nikt nigdy nie mógł trafić na jego ślad. W samą porę. Zdarzyło mu się dostrzec patrole strażników, które czujnym wzrokiem skanowały każdym kąt w Ponyville. I tak właśnie blond ogier, Dementia Praecox, mógł beztrosko dreptać sobie środkiem miasteczka, pogwizdując i mijając urocze domki kucyków, które to albo pielęgnowały swoje grządki, albo wychodziły na taras, aby przy parującej herbatce, móc osunąć się wygodnie na leżaku i obserwować świat przed nimi spod leniwie półotwartych powiek. Do uszów Praecoxa dotarło coś nowego. Coś, czego jeszcze nigdy nie słyszał. Jakieś dźwięki, jednak nie takie przypadkowe, a czysta harmonia nieznanego mu instrumentu. To tym bardziej podsyciło jego ciekawość. Zboczył z trasy i przeszedł przed nowo wyglądający budynek; kawiarnię. Niewiele kucyków odpoczywało na zewnątrz, a jeszcze mniej wewnątrz. Być może o tej godzinie ruch nie należał do największych. Tym lepiej. Blond ogier nie przepadał na zatłoczonymi miejscami, a co gorsze; przez większość swojego poprzedniego życia musiał mieszkać w miejscu, gdzie wszędzie się na kogoś natykał. Nigdy nie miał spokoju w domu, czy poza nim, dzięki gromadzie jego sióstr i braci. Dlatego tym bardziej to ośmieliło ogier do tego, aby wreszcie otworzyć drzwi i wejść do środka. Wnętrze kawiarni nie było jakoś specjalnie bogato udekorowane, jednak oni i tak nie zwracał uwagi na takie rzeczy. Interesowała go muzyka. Wcześniej nie słyszał zbyt wiele utworów muzycznych; właściwie to był to jeden z pierwszych. Tym bardziej było mu szkoda, kiedy główna atrakcja kawiarni, bardzo szykowna i elegancka klacz, przerwała swój występ i speszona opuściła główną salę. – Hm, ciekawe do czego tu doszło? – zastanawiał się ogier, podchodząc do sceny, na której jeszcze przed chwilą wiolonczelistka dawał koncert. Widząc ogiera, również nieco zaskoczonego, mógł przypuszczać, że do czegoś pomiędzy nimi doszło. Nie był pewien, jak działają relację pomiędzy kucykami w takich mały miasteczkach. Póki co mógł tylko zasiąść przy stoliku i poczekać na ewentualny powrót klaczy.
-
Spojler
-
Granice Przyjaźni [NZ][Sad][Violence][Adventure]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
No więc tak jak zapowiadałem, postanowiłem, że napiszę jakiś dłuższy komentarz. Jestem również ciekawy czy autor studiuje prawo. Bo niektóre rzeczy w tekście by na to wskazywały. Pojawiają się tam pojęcia typowe np: dla prawa międzynarodowego, które jest przedmiotem na drugim roku. No ale zostawmy to już... Po pierwsze przydałoby się znaleźć jakiegoś korektora, który by powyłapywał część błędów. Niekiedy można zatknąć nawet na zwykłe literówki, która są podkreślone przez edytor, dlatego też dobrze by było przeczytać ten tekst po parę razy przed opublikowaniem, żeby uniknąć czegoś takiego. Dobrze jest też oderwać się o jakiegoś tekstu po jego przeczytaniu i zostawić go do przeczytania za parę tygodni, czy nawet miesięcy. Z takiej perspektywy czasowej nabiera się dystansu i łatwiej jest spojrzeć na swój tekst nie zachwycając się nim bezpodstawnie lub wręcz przeciwnie. Niestety, ale odczucia autora względem ogólnego poziomu jego tekstu prawie nigdy nie są trafne; zazwyczaj się zaniża poziom tekstu w swoim oczach, a to wszystko przez taki głos z naszej głowy. To taki wewnętrzny krytyk, który towarzyszy nam przez całe życie i dba o to, żebyśmy nie wychodzi przed szereg, aby uniknąć kompromitacji przed tłumem. Jest to taki mechanizm psychologiczny, a sztuczka z odłożeniem tekstu działa i potrafi zniwelować ten efekt. No a teraz przejdźmy do samego tekstu. Zaczynamy z trzema wątkami, które póki co nie zawiązują się w jedną całość. Trochę to dziwne, bo najwidoczniej trzeba będzie poczekać jeszcze trochę, aż te wcześniejsze postacie wrócą, ale póki co tamte sceny nie miały żądnego znaczenia. Lepiej moim zdaniem byłoby wrzucić tych studentów później, gdzie od razu mogliby odegrać jakąś większą rolę, a nie zajmować czas czytelnikowi na czytanie ich historii, która w tym momencie nie popycha zbytnio akcji do przodu. Głównym wątkiem jest ten o Applejack, która martwi się o swoją babcię. Myślę, że to może być interesujący temat, a pasuje on do tagu [sad]. Jeszcze nie wiadomo do czego to wszystko doprowadzi. Ciekawi mnie również postać tego starca. Mam nadzieje, że ich spotkanie nie było wynikiem przypadku, a tego, że ten dziadek specjalnie się napatoczył akurat gdy AJ potrzebowała pomocy. Ciekawi mnie czy jego podarunek doprowadzi do jeszcze większych kłopotów. Oczywiście najpierw pewnie wszystko będzie ładnie i fajnie, dopiero później wszystko się zepsuję. Ciekawe, czy będę mieć rację. Jeżeli chodzi o styl, no to widać miejscami, że są niedoróbki. Piszą z trzeciej osoby trzeba mieć wyrobiony styl i wiedzieć o czym chce się napisać oraz jak, żeby zbudować klimat. Z pisaniem scen jak z malowaniem obrazu; musi coś był w tle i na drugim, pierwszym planie, żeby zbudować obraz wydarzeń w głowie czytelnika. Jednak nie jest źle, a dialogi są poprawne. Tekst jest poprawnie wyjustowany i zapisany. Na początek jak najbardziej wygląda to przyjemnie. Można jak śledzić przebieg wydarzeń i zastanawiać się do czego to doprowadzi. Tylko trochę szkoda, że w tym momencie tak naprawdę nie ma za bardzo powodu do obaw, czy do jakiegoś napięcia. Z doświadczenia można się zawsze czegoś takiego spodziewać, jednak brakuje tutaj jakieś Strzelby Czechowa, która dałaby jasno do zrozumienia, że stanie się coś niedobrego. Póki co pisz dalej. Zobaczymy do czego to doprowadzi. Pozdrawiam!