Skocz do zawartości

Draco Brae

Brony
  • Zawartość

    2929
  • Rejestracja

Wszystko napisane przez Draco Brae

  1. Słysząc Twoją opowiastkę Suzanne się roześmiała. Zaraz potem ruszyła w znów w stronę lasu. Nie pędziła już jak wcześniej, teraz leciała spokojnie. Rozgrzane mięśnie, zaczęły stygnąć, co zaowocowało tym, że poczułeś chłód. To uczucie zapewne również doskwierało Suzanne. - Serio musiałeś udawać jedną z fanek? - spytała. - Bycie sławnym musi być naprawdę Ciężkie.
  2. Suzanne nie protestowała podczas Twoich akrobacji. Śmiała się razem z Tobą. Gdy wreszcie znaleźliście się na obłoczku, ta dopiero delikatnie oswobodziła się z Twojego uścisku i przysiadła. Złożyła powoli skrzydła, a potem się nieco przeciągnęła. - Dziękuję - odparła ciepło. - Nie za komplement, lecz za to, że mogłam z kimś polatać. Dawno nie czerpałam z tego wspólnej uciechy. Zaraz po swojej wypowiedzi znów poderwała się gwałtownie w powietrze. Powoli i z gracją uderzała skrzydłami w powietrze. - Powinniśmy się pospieszyć, trzeba zebrać jak najwięcej drewna. A potem oczywiście je jakoś przytaszczyć.
  3. Morning tylko się zaczerwieniła słysząc Twoje komplementy. Jej dłonie złączyły się przed nią, a palce splotły. Gdy to się stało jej biust się uwydatnił. - Staram się być najlepsza w tym co robię - odpowiedziała uśmiechając się. - Jeszcze chwila i będziesz mogła zajadać ciepły wypiek.
  4. Konstruktywniej pisz, bo takie coś mnie przestaje motywować. Stałem się wybredny odkąd czytam parę stron każdej lektury. ___________________________________________________ Morning się tylko uśmiechnęła i oparła się o jeden z blatów. - Po prostu robię to co lubię - odparła z zadowoleniem i lekko zatrzepotała skrzydłami. - Swoją drogą... Kiedy zamierzasz dołączyć do mnie w Canterlot? Bo ostatnio, chyba nie chodzi za często do Twilight.
  5. Przeczesywałeś chmury, ale klaczy ani widu, ani słychu. Obłok za obłokiem był sprawdzany, mimo to Suzanne skryła się dobrze. Cokolwiek chciała zrobić, na pewno zaraz miało się stać. I faktycznie, po chwili usłyszałeś jej chichot. Słoneczna klacz pikowała mocno w dół i po drodze pochwyciła Cię. Pędziliście prosto na ziemię.
  6. Dla Suzanne brzmiało to jak wyzwanie. Próbowała przez chwilę wykrzesać z siebie więcej, by uciec Ci prędkością, ale w końcu zrozumiała, że tu masz nad nią przewagę. Skręciła momentalnie w lewo, to również Ci nie umknęło. Pędziliście tak oboje kręcąc to raz beczki, to obracając się wokół własnej osi. Lataliście, nie... Bawiliście się w ten sposób wspólnie. Suzanne nie dawała za wygraną, wciąż starała się zrobić wszystko byś na chwilę ją zgubił. Wzbiła się nagle wysoko prosto w chmury. Twój czas reakcji był szybki, jednak, gdy wleciałeś w chmury, nigdzie jej nie widziałeś. Znikła. Byłeś cały rozgrzany od tej gonitwy. Serce waliło Ci z podekscytowania, a mięśnie pulsowały wciąż gotowe do pracy.
  7. Suzanne widząc to, że poderwałeś się do lotu, od razu do Ciebie dołączyła. Na początku spokojnie i powoli doleciała do Ciebie. Potem nagle wystrzeliła jak najszybciej mogła w stronę lasu. Zostawiła Cię za sobą i śmiała się. Jej śmiech brzmiał uroczo. Nie był szyderczy, był to śmiech wolności i radości. Latała wolniej niż Ty sam potrafiłeś, mogłeś ją bez problemu od razu złapać. Jej sylwetka w nocnym świetle prezentowała się oszałamiająco, zupełnie jakby pomnik jakiegoś idealnego kucyka nagle ożył...
  8. Suzanne od razu wyrwała z krzesła. Entuzjastycznie zatrzepotała swoimi skrzydłami i przez chwilę pozostawiła je uniesione ku górze. - Ja również, chętnie polecę po drewno. Dwa pegazy zrobią to raz dwa, po co męczyć się i Celestia wie ile iść do lasu? - Zgoda - rzuciła Lyriel. - Ja z Tisą zajmiemy się przekąskami i napojami, a Pyde przygotuje siedziska, żeby na gołej ziemi nie siedzieć. Noce są już chłodne. Pyde kiwnął jedynie głową. Nie potrafił z siebie wykrzesać nic więcej. Widząc to jak ochoczo siostra go zostawia i idzie z Tobą dosłownie gotowało go. Młody buntownik prychnął po raz trzeci tego wieczora i wyszedł zająć się tym czym miał z przydziału. Suzanne poszła w jego ślady, odwracając się co jakiś czas i uśmiechając. - Jeśli odczuwasz potrzebę - zaczęła Lyriel, zanim na dobre wyszedłeś. - Na strychu znajdziesz siekierę.
  9. Lyriel pokiwała głową i westchnęła. - Dziś jest już nieco późno nie sądzicie? Nie myślę o zakłócaniu ciszy nocnej, ale zostawienie tak ciężkich instrumentów na noc, to najgorsza zbrodnia - stwierdziła spokojnie. Potem weszła całkiem do kuchni i nieco się przeciągnęła. - Bardzo chętnie jednak pogram na skrzypcach przy ognisku, które łatwo można rozpalić. Ren zaszczyci nas gitarą i kto wie, może Pyde też nam zagra. Buntowniczy ogier nieco prychnął po raz kolejny podczas dzisiejszego wieczoru. - Jeśli akumulator pociągnie mój wzmacniacz to się zobaczy - odparł z niemałym grymasem.
  10. - Się robi! - zakrzyknęła wesoło. Twoja dziewczyna dosłownie tańczyła w kuchni. Jej dłonie gmerały jeszcze od czasu do czasu po szufladach, potem otulały się ściereczką, by znów utulić się w cieście. Potrafiła nawet kopytami otwierać różne szafki i coś z nich w ten sam sposób wyciągać. Pomagała również sobie skrzydłami. Nie minęła krótka chwila, może dwie i ciasto było w foremkach. Morning pomyślała o Twoim pierwszym pragnieniu. Kawałki czekolady były w cieście. Momentalnie piekarnik został przez nią otworzony, a blacha z ciastem zniknęła w jego wnętrzu. Twoja dziewczyna przekręciła kurek od gazu i zapaliła go za pomocą zapałek. Wszystko było zamknięte w krótkim upływie czasu. Kiedyś tak nieporadna w kuchni, teraz była w niej dosłownie jak ryba w wodzie. - Dziesięć do piętnastu minut i gotowe.
  11. Tisa odpowiedziała Ci skromnym uśmiechem. - Jest - odparła cicho. - Tylko, że na strychu i nie ma za bardzo jak jej tu rozstawić. - Chcesz wyciągnąć swoją perkusję? - spytała Lyriel stojąca w drzwiach z obandażowanym lewym kopytem. - Nie ma sprawy. - Wspólny koncert? - rzuciła wesoło Suzanne.
  12. Morning entuzjastycznie przygotowywała wszystko co mogłoby się przydać do wypieków. Mąkę, jajka, wodę, mleko, cukier, co tylko się dało. Wanilina narobiła niesamowitego zapachu w kuchni. Potem nagle się podrapała po głowie, zastanawiając nad odpowiedzią. - To nie robota, to przyjemność - odparła wesoło. - Mów jakie masz życzenie, a ja je upiekę!
  13. ~ Zobaczymy co da się zrobić. Jest bystry i łatwo z nim tak nie zagramy... Life tylko na to czekał. Nie atakował pierwszy, bo stawiało go to na gorszej pozycji. To uzmysłowiło Ci tylko jedną rzecz. Mieliście z nim szanse. Gdy szarżowałeś z mieczem na wroga, by uciąć mu ten paskudny toksyczny ogon skorpiona, ten przechylił lekko łeb i machnął nim zmuszając Cię do uskoku. W tym samym momencie zakrył się skrzydłem i usłyszałeś dźwięk kruszonego lodu. Nim zdążyłeś wylądować chimera kończyła właśnie swój drugi wymach ogonem, musiałeś się zasłonić mieczem. Pozostała nadzieja, że nie zgruchocze Ci wszystkich kości od razu. Masywny ogon, gdy tylko zetknął się z ostrzem, natychmiast uciekł od niego. Nie trysnęła na Ciebie nawet kropelka krwi. Sam Life cofnął się do ściany, bacznie obserwując miecz, którym władałeś. Przed Twi była masa pokruszonego lodu.
  14. Gdy tylko książka została zamknięta, wszystkie objawy ucichły, jednak na samą myśl o powrocie do jej lektury czułeś się dziwnie nieswojo. Idąc między regałami i jaśniejszą częścią biblioteki byłeś sam. Nie było tu nikogo. Nawet filigranowa klacz gdzieś znikła pozostawiając wszystko tak jak było. Stukotowi Twoich kopyt odpowiadało echo i nic więcej. Wreszcie trafiła się spokojna chwila w ciągu dnia, czas bez żadnych wariacji.
  15. Suzanne wyrwana Twoimi słowami ze swojej krainy marzeń lub myśli wróciła do opierania się o krzesło. Jej kopyto ześlizgnęło się z Ciebie, a twarz była roześmiana. Była pogodnym kucykiem i to bardzo. Nie była jednak bardzo ekstrawertyczną klaczą, była po prostu pogodna jak słońce. - Wytaham ją przed dom! A to dlatego, że nie lubię zamykać muzyki w ciasnych kątach. Chcę by moja melodia niosła się z wiatrem i przemijała razem z chmurami, wschodzącym i zachodzącym słońcem.
  16. Zeszłyście razem do kuchni i Morning w tym czasie zaczęła Ci opowiadać co może przyrządzić. Od słodkich bułeczek, nawet po ciasto czy cokolwiek innego z książki swojej mamy. Opowiadać o różnych smakołykach skończyła dopiero w kuchni, gdy wyciągała składniki. - Masz więc spory wybór, mów co, a ja postaram się spełnić to życzenie!
  17. Kontakt fizyczny dla Suzanne nie był niczym nie stosownym. Położyła Ci kopyto na ramieniu, wciąż uśmiechając się. - No to jutro będziesz mieć okazje - oznajmiła wesoło. - Wystawie ją jakoś przed dom. Ale liczę na rewanż! - dodała wesoło i zamknęła oczy, jakby wyobrażając sobie coś.
  18. Ogon hybrydy uniósł się ofensywnie. Mimo iż stał do Ciebie odwrócony tyłem, zdawał się być przygotowany na każdą ewentualność. - Ciebie skroję ostatniego. Wpierw odetnę Ci powieki, byś patrzył, jak twa towarzyszka będzie umierała w cierpieniach. Nie wiem jeszcze co zrobie z duchem, ale biada mu... ~ Jakiś plan działania? ~ zwróciła się znów tylko do Ciebie Shiva.
  19. Nim doktor zastanowił się dokładnie o co chciał Cię zapytać, minęło kilka, może kilkanaście sekund. W tym czasie strzygł uszami, ciągał nosem. Jakby sprawdzał coś. Obserwował Cię, ale milczał w tym czasie. Wreszcie, gdy chciał przemówić, zamarł. - Ty szczwana bestio! - ryknął nagle. Jego wzrok lustrował Cię jak mógł. - Piękny pokaz oszustwa, szkoda tylko, że tak późno się zorientowałem. Jest was trójka? Nie potrzebnie pytam. Chimera momentalnie wpadła z powrotem do pomieszczenia z trumną. Ty zaraz za nim, by ewentualnie uchronić od śmierci swoje towarzyszki. Powietrze i atmosfera, która jeszcze nie tak dawno była pełna grozy i strachu przygasła, ustąpiła miejsca mrozowi. Chłód ogarnął komnatę, a lód pożerał trumnę. Ale był to inny rodzaj zlodowacenia, niż ten który widziałeś do tej pory. - Tyle chyba musi na chwilę obecną wystarczyć - stwierdziła Shiva, przerywając swój rytuał. Zbroja powstała razem z wciąż nieprzytomną Twi. - Wolicie być przytomni jak będę was kroił, czy mam wam tego oszczędzić? - spytał Life.
  20. Wzrok Pyde ociekał wściekłością, gdy widział jak się umilasz do Suzanne. Ta jednak nie zwracała uwagi na brata, poświęciła się konwersacji z Tobą, ignorując pozostałą dwójkę kucyków. Zachichotała. Jej śmiech był nie tyle co słodki, ale rozgrzewał, gdy ktoś go widział. Niesamowita dusza, dzieląca się energią z innymi. - A dlaczego akurat gitara? - spytała wciąż chichocząc. - Po prostu jakoś się w nim odnalazłam, tak jak Ty, w gitarze. Tak się składa, że mam u siebie w domku swój instrument, tylko ciut ciężki jest i dziś już nie chcę Cię nim męczyć...
  21. Draco Brae

    [Zabawa] Walki Wieczoru

    Nie mam nic przeciwko. Mój duet w takim razie pozostanie niespodzianką . Pytanie co na to Kusanagi
  22. Draco Brae

    [Zabawa] Walki Wieczoru

    Ja bardzo chętnie przetestuje Psiskola moją drużyną . Będę miał również okazję Dooma przetestować. GL Psiskol.
  23. Morning nie wiele czekając ruszyła znów do kuchni. Wydawała się wielce ucieszona, że chcesz razem z nią coś upiec. Wyminęła z gracją Twoją dłoń. - Jasne, chodź i powiedz co byś chciała zjeść. Poza tym co miałoby Ci prześwitywać? - spytała otwierając drzwi.
  24. - Nic nie szkodzi - odpowiedziała od razu i zajęła na powrót swoje miejsce. Lyriel zapaliła jeszcze jedną świecę i wyszła, zabierając ją oraz oznajmiając, że musi założyć sobie opatrunek. Pyde dosłownie przeszywał Cię wzrokiem pełnym... Zazdrości? Jego oczy jakby płonęły ze wściekłości. - A Ty Tiso? Co jest Twoim talentem - przerwała ciszę Suzanne. - Pe-perkusja - zająknęła się młoda klacz. - Po Tobie Ren wnioskuję, że gitara - stwierdziła z uśmiechem słoneczna klacz.
  25. Rozbuduj tak zdanie, by tych kropków tyle nie stawiać obok siebie i po sprawie, czas wydłużony. Zły Brae się czepia o szczegóły wiem. _______________________________________________________ Morning przestała Cię głaskać, ale wciąż odwzajemniała uścisk. Troszkę jakby odetchnęła, słysząc Twoją poprawę nastroju. - Ale na co mam mieć ochotę? - spytała. - Na słodkie wypieki? Zawsze mam ochotę. Uwielbiam łasuchować i piec!
×
×
  • Utwórz nowe...