Skocz do zawartości

Magus

Brony
  • Zawartość

    5480
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    7

Posty napisane przez Magus

  1. Golding Shield/Karol Patris - Crystal/Felicja Romanis

    Spostrzegłem, że coś jest nie tak z Crystal z chwilą, gdy jej głos słabnął nim jednak zdążyłem jakoś zareagować księżniczka już przy niej była. Naprawdę miała niesamowitą szybkość pomimo całego swojego wycieńczenia. Kobieta jednak nadal podpierała dłonią swoją głowę będąc bardziej bladą niż dotychczas. Jakby starała się walczyć ze wszystkich sił ze zmęczeniem, które ją owładnęło.

    - Proszę - jęknęła przełykając słone łzy. - Ja muszę odpokutować to, co zrobiłam - spojrzała teraz, na Celestie z czerwonymi oczyma. - Tak wiele żyć wszyscy mnie nienawidzą proszę pozwólcie mi... - nie zdążyła jednak dokończyć, bo nagle zobaczyła już tylko ciemny obraz przed oczyma i momentalnie runęła na łóżko. Spoglądałem na całą te scenę z wyraźnym smutkiem aż w końcu się odezwałem.

    - Księżniczko ona jest niestabilna - odrzekłem spoglądając teraz na Crystal. - Oboje wiemy, co się stanie, jeśli na chwilę zostanie sama. Wiem również, że masz teraz zbyt dużo do zrobienia - lekko westchnąłem myśląc nad tym wszystkim. - Pozwól, że w korporacji się nią zajmiemy mamy tam specjalistów jeszcze psychiatrów z Equestrii jakoś im to wyjaśnię. Poza tym sam jestem częściowo winny temu wszystkiemu i nadal jestem wam coś winny za opiekę nad Snow - odrzekłem starając się zachować spokój i patrząc na księżniczkę.

     

    Volcanic Storm, Little Star

    - Już ich niema - powiedziała podchodząc do okna i patrząc w nie. - Crystal dała mi ich w nagrodę za lojalną służbę. Zapłacili za to, co spotkało moją siostrzyczkę a jednak to nie zmniejszyło bólu. A teraz niema już we mnie nic z kucyka została mi tylko droga u boku Crystal - powiedziała ponuro, gdy nagle młoda dziewczyna zaczęła lekko mrużyć oczy aż w końcu je otworzyła i słabym nieprzytomnym wzrokiem spojrzała na Cyrusa. Chwilę się na niego wpatrywała jakby nie była w stanie go poznać aż w końcu się do niego słabo uśmiechnęła.

    - Cyrus - powiedziała słabym głosem i lekko złapała jego dłoń. - Co się stało? - spytała dalej będąc wyraźnie zmęczoną na twarzy.

  2. Alan

    Nawet nie zwracając uwagi na innych szybko spostrzegłem, że trochę ludzi tu ubyło. Zostało w rezultacie kilkoro książąt, którzy już się najwyraźniej dobrze się znali, czego mogłem się domyślić, gdy dobierali się w pary i ze sobą rozmawiali. Mi partner potrzebny do niczego nie był. Mogłem poćwiczyć na kukłach lub popracować nad pozycją czy wymachem. Pamiętałem słowa Henryka, który mówił mi zawsze bym nie spoczywał na laurach, bo wtedy stępieje z czasem jak me ostrze. Brakowało mi go teraz. Tylko z nim mogłem najlepiej trenować i dostać pomocną radę. Kątem oka obserwowałem innych, którzy tu ćwiczyli wyszukując słabości w ich taktyce. Nie mogłem zaprzeczyć, że znali się na rzeczy. Zapewne podobnie jak ja ćwiczyli od dzieciństwa, a mimo to mogłem zobaczyć pewne luki, które kiedyś mogłem wykorzystać gdyby zaszła taka potrzeba.

     

    Zamachnąłem się po raz kolejny, aż niedosłyszałem nowego głosu. Tym razem, co ciekawe skierowanego do mnie. Nie zaprzestałem zwinnego machania mieczem kierując wzrok na tajemniczego rozmówcę. Pierwsze, co zwróciło moją uwagę, to zbyt wiele informacji z jego strony, podczas gdy ja nawet nie otworzyłem ust, ten zdradził mi niemal wszystko o sobie. Nigdy nie walczył to mnie zbiło nieco z tropu. Zacząłem dokładnie oceniać jego wygląd nim się odezwałem. Nie przypominał księcia, a już na pewno nie tego z bajki. Braki w mięśniach sugerowały, że mówił prawdę i nigdy nie miał do czynienia z bronią. On najwyraźniej nie pochodził z rodziny królewskiej. Inne powody ściągnęły go do akademii? Czytałem już o tym. Może dobre serce lub uczciwość? Tak wiele możliwości.

     

    - Miło cię poznać, Aidanie - powiedziałem w końcu pogodnie, nie zaprzestając nadal machać mieczem. - Zaczynając odpowiadać na twoje pytania. Jestem Alan ze Śnieżnych Wzgórz - Nigdy nie widziałem powodu bym miał się odnosić ze swoim pełnym tytułem, więc teraz też tego nie chciałem robić przed nim. - Jeśli chcesz się z nimi zrównać, czeka cię długa droga - odrzekłem, gdy teraz jednym wymachem ściąłem głowę kukły. Stanąłem spokojnie patrząc na niego i oceniając. - Chcesz walczyć łukiem? Powinieneś więc preferować zwinność. Jeśli chcesz nauczyć się walczyć mieczem radziłbym tobie wybrać ostrze jednoręczne, bo te nie wymaga zbyt dużo siły i ponadto pozwala używać jednocześnie tarczy i miecza. Musisz jednak wiedzieć, że wtedy powinieneś polegać zwłaszcza na zwinności. a mniej na sile - Skierowałem wzrok na jeden z takich mieczy. - Możesz spróbować, być może będę mógł ci udzielić kilku rad. Jeśli chcesz to weź go i zaatakuj mnie, a ja ci powiem, co należy zrobić dalej - Czemu chciałem mu pomóc? Sam nie wiem, być może dlatego, że chciałem by każdy z nas miał jednak równe szanse. A ten chłopak miał od nas gorzej, bo nie miał możliwości pobierania takich nauk od dziecka.

     

    Sophie

    Dziewczyna cofnęła się lekko przestraszona, widząc wściekłość tej szkarady. Miała wrażenie, że zaraz się na nią rzuci. Wiedziała jednak już coś o niej po tej rozmowie. Ona była Czytelniczką, to było teraz pewne, bo ten opis oddawał to w pełni. W końcu tyle razy o nich słyszała. Oj gdyby Alan mógł teraz zobaczyć tych bezbronnych Czytelników, których tak bronił przed podróżą. Ciekawe czy dalej by tak myślał gdyby zobaczył tę straszną dziewczynę. Wiedziała teraz, że jednak, to prawda, Dyrektor był nie dość, że stary to i ślepy. Czy to można było nazwać księżniczką? A jeśli ją wybrał na księżniczkę, to wolała nawet nie myśleć jak straszny musiał być nigdziarz od nich. Na samą myśl lekko zadrżała. Nagle skierowała swój wzrok na inną dziewczynę, tę która wtrąciła się do rozmowy. Ta już bardziej przypominała księżniczkę. Jednak niemal parsknęła śmiechem, słysząc, że ta przerażająca dziewczyna jest tam gdzie powinna być.

     

    Nie chciała brać w tym dalej udziału i dlatego ruszyła przed siebie, chcąc oddalić się od tej przerażającej dziewczyny. Gdy tylko trafiła do holu z fascynacją przyglądała się malowidłom, wyobrażając sobie, że też jedno z nich będzie kiedyś przedstawiać ją. Wyobrażała już sobie jak zasiada pewnego dnia na tronie Śnieżnych Wzgórz gdzie było jej miejsce, a potem powstaje baśń o jej życiu. Pewnego dnia dołączy do grona najsłynniejszych księżniczek takich jak te na malowidłach. Wróciła ze świata marzeń do realiów, dopiero, gdy zobaczyła jak jedna z nauczycielek idzie do tej rudej dziewczyny. W myśli już się cieszyła, że zaraz pomyłka się wyjaśni i każą jej odejść wtedy na pewno odetchnie spokojnie. Z zaskoczeniem zobaczyła zupełnie inny widok. Nauczycielka jej nie wyrzuciła, a pomogła. Słysząc słowa kobiety lekko prychnęła. Jej na pewno żadne zaklęcie nie pomoże, pomyślała.

     

    Gdy zaczęło się powitanie, Sophie ponownie zaczęła ignorować rudą dziewczynę skupiając się na słowach dziekan. Z uwagą wszystkiego słuchała, a gdy pyłek ją pokrył czuła się całkiem rozpromieniona. Zmrużyła lekko oczy, słysząc o spotkaniu chłopców. Wiedziała, że Alan też rzuci róże tylko nadal pozostawało pytanie, komu? Zawsze miał dziwny gust i pomimo, że wiele z tych księżniczek mogłoby zmiękczyć najbardziej twarde męskie serca, to z nim zapewne będzie inaczej. On nie raz zbywał już ładne księżniczki. Nigdy do końca nie rozumiała, czego oczekiwał po swej wybrance. Spojrzała ponownie na dwie wyróżniające się księżniczki. Wiedziała przynajmniej, komu na pewno jej nie rzuci. Nie spodziewała się by miał, aż tak zły gust. Mogłaby sama złapać jego różę, ale to by zapewne się dobrze nie skończyło. Wystarczy, że dowie się, która ją złapie, a następnie przekona by oddała jej te różę i problem będzie z głowy. Jeszcze tego by brakowałoby żeby więcej osób pchało się do tronu.

     

    W momencie, w którym pojawiły się nimfy, Sophie wolną ręką od parasolki sięgnęła po koszyk, a następnie ze szczerym uśmiechem sprawdzała jego zawartość. Na widok stroju się uśmiechnęła się jeszcze szerzej, wiedziała, że będzie do niej świetnie pasował. Przejrzała szybko podręczniki, a następnie sprawdziła swój plan zajęć. Wieża czystość pięćdziesiąt cztery? Brzmiało bardzo przyjemnie, nie mogła się już doczekać poznać swoich współlokatorek, to będzie miła odmiana posiedzieć i porozmawiać z prawdziwymi księżniczkami, takimi jak ona. Postanowiła natychmiast ruszyć do komnaty by przygotować się przed ceremonią powitalną. Kto wie, może pozna też od razu swoje współlokatorki? Pomyślała zachwycona tym wszystkim i powoli odchodząc.

  3. Thomas, Christian

    - Ja ci pokażę sługę - warknął pod nosem, na słowa tej aroganckiej panny, powoli przy tym szarpiąc swój kufer z tego bajora. Gdy tak go ciągnął chwilę zaczął się zastanawiać: Dlaczego właściwie nie złapał jej za ubrania i nie wrzucił do tego bagna, w którym ona go podtopiła? Przecież nie pierwszy raz robiłby takie rzeczy. Ponownie na chwilę na nią spojrzał, by jeszcze szybciej odwrócić wzrok. Z jakiegoś powodu nie potrafił tego zrobić i nie do końca rozumiał dlaczego tak było. Uznał ostatecznie, że lepiej jak będzie się chyba trzymał z dala o tej panny, pomyślał ciągnąc bardziej kufer na brzeg, aż nagle poczuł ból na plecach, który zmusił go żeby się wyprostować, a mimo to nawet nie krzyknął. Spojrzał za to wściekle na wilka, który go tak potraktował.

     

    - Przeklęty burek - powiedział pod nosem, dołączając zaraz do innych. Christian natomiast na widok uderzenia batem w plecy chłopaka lekko zachichotał z nieukrywaną satysfakcją. Miło było widzieć, że ktoś się na nim odegrał, ale on sam też w odpowiednim czasie się jeszcze na nim zemści . Sam Thomas szedł w milczeniu, obserwując okolicę i rozmyślając nad tym, co powiedziała do niego ta dziewczyna. Sługa, co? Sam do końca nie wiedział, kim właściwie ma być w tej durnej jego zdaniem zabawie. Miał stać się mordercą czy coś? Nie widział problemu w dręczeniu ludzi, ale nie widział siebie jako wielkiego pana wszelkiego zła. Właściwie to nawet nie planował się tu znaleźć. Z zamyślenia wyrwał go dopiero wrzask, który miał kogoś uciszyć.

     

    Skierował spojrzenie na przerażoną trzęsącą się dziewczynę i pokręcił lekko głową, patrząc teraz na obrazy. Faktycznie artysta był beztalenciem, ale od razu płakać z tego powodu? Mogła, chociaż okazać resztę łaski i mu to darować. Wtedy też spostrzegł jak pojawił się jakiś ogr wciskający im różne rzeczy. Thomas spojrzał na swoje podręczniki dość obojętnie, gdy nagle znowu usłyszał czyjeś głosy. Ponownie zerknął na tę dziwną dziewczynę, która niedawno go podtapiała i pokręcił głową. Skup się pomyślał, uderzając pięścią w głowę. Co miało go obchodzić gdzie niby będzie mieć komnatę? Musiał sprawdzić swoją. Popatrzył na listę współlokatorów, żadnego nie znał, ale gdy rozglądał się po wszystkich, zauważył, że chłopak, z którym niedawno miał utarczkę miał na liście taką samą wieże i komnatę jak on. Uśmiechnął się lekko w jego kierunku, na co tamten się szybko cofnął. Widać było, że nie podobało mu się życie z takim współlokatorem. Chwila moment pomyślał... Pomyślał Thomas, patrząc na listę i znów spojrzał kątem oka na tamtą dziewczynę. To było po prostu niemożliwe warknął pod nosem z lekką irytacją.

  4. Alan

    Nie czułem się najlepiej, gdy oglądałem to wszystko. Coraz mniej mi się to podobało. Wiele czytałem o akademii, ale zobaczyć to na własne oczy, to zupełnie, co innego. Malunki rycerzy broniących niewiast jakoś nie były w moim typie. Nigdy tak nie dostrzegałem treningów walki mieczem bym miał potem ratować kogoś przed smokiem czy trollem. Jednak gdyby zaszła taka potrzeba zapewne bym to zrobił, tak nakazywał choćby zdrowy rozsądek. Większość książąt wyglądała jakby ziścił się ich największy sen. Co ciekawe niemal wszyscy w jakimś stopniu się tu najwyraźniej znali, takie przypuszczenia miałem słysząc ich rozmowy. Cóż nawet w zamku poza opiekunami znałem tylko Sophie, więc nie było to dla mnie nic nowego. Chociaż wsparcie jakie okazywali sobie ci, których teraz słyszałem było naprawdę niesamowite.

     

    Nagle jednak ponownie pojawiły się nimfy, które miały dla nas kolejne instrukcje. Miałem ochotę już mieć to wszystko za sobą. Te tradycje akademii były już dla mnie męczące. Nie mogliśmy zacząć tych zajęć bez powitań by mieć to wszystko z głowy? Gdy jednak usłyszałem, że mam zostawić swój miecz lekko się skrzywiłem, dotykając jego rękojeści. Henryk mi go podarował za zaliczenie pierwszych testów pod jego okiem. Wiele dla mnie znaczył, dziwnie było mi się z nim rozstać, w tym obcym budynku, nawet jeśli miał tu na mnie czekać. Zmarszczyłem brwi, słysząc, co możemy zrobić dalej. Odświeżanie się czy siedzenie bezczynnie w pokoju na pewno nie było dla mnie. Jednak, to nie to mnie zdenerwowało, a powody dla jakich mieliśmy pokazać nasze umiejętności szermierki. Nie miałem zamiaru nikomu imponować, uczyłem się tego dla siebie, a nie po ty by jakaś dziewczyna za mną latała by popatrzeć jak macham mieczem. Słysząc ponownie o tych różach jeszcze bardziej się skrzywiłem. Gdybym mógł, to sam bym najchętniej zdeptał swoją byle to się skończyło.

     

    Nagle po zakończonej przemowie pojawiły się kolejne nimfy. Zacząłem patrzeć na to, co przyniosły. Podręczniki czy plan lekcji nie było to dla mnie niczym niezwykłym, ale na widok mundurka zrobiło mi się słabo. Miałem ubrać się w coś takiego? Wiedziałem jak w tym będę wyglądał. Spojrzałem po innych idealnych książętach, będę jak jeden z tych kretynów. Na chwilę spojrzałem na otwarte drzwi, ale nie ruszyłem ku nim, a ku zbrojowni, wyciągając przy tym swój miecz i machając w dłoni idealnie jego rękojeścią, nie zwracając już dalszej uwagi na nimfy czy innych wokół. Byłem tu teraz tylko ja i jedno z mych ulubionych zajęć. Dopiero z nim w ręku poczułem się znowu sobą.

     

    Sophie

    Dziewczyna była zachwycona lotem i cały czas obserwowała swoje idealne odbicie w tafli jeziora. Wszystko jak do tej pory przebiegało tak jak sobie zaplanowała. Ciekawa była nawet jak szło jej kuzynowi. Znając go zapewne nie bardzo podobały mu się tutejsze zasady. Ale na to też miała nadzieje. Może jej się jednak przydać by pozbyć się części konkurencji zanim nie zda. Niektóre księżniczki mogły być dla niej nie lada problemem. Gdy tylko wylądowała, delikatnie stanęła spoglądając na złotą bramę i wspaniały napis na niej. Wszystko tutaj było takie wspaniałe. No prawie wszystko... Wzdrygnęła się lekko z myślą o tych dwóch. Dziwiła się, że wróżki wzięły w ogóle tutaj tę obszarpaną dziewczynę, czy one nie widzą, że tu nie pasuje i nie jest księżniczką?

     

    Sophie ruszyła eleganckim krokiem za wróżkami, roztaczając przy tym cały swój wdzięk. Nagle jednak stanęła, słysząc jakąś rozmowę, powoli obróciła się w kierunku głosów. Teraz przynajmniej znała imiona dwójki dziewczyn. Wiedziała, że ta obszarpana interesowała wszystkie tutaj, dlatego ktoś w końcu przemówić musiał. Gdy bardziej przysłuchiwała się tej rozmowie, była coraz bardziej przekonana, co do swojej teorii, choć wydawała się jej wtedy bardzo niedorzeczna, to jednak teraz po tym, co usłyszała, nie była już taka tego pewna. W końcu, gdy przestały mówić, teraz ona podeszła do tajemniczej zaniedbanej dziewczyny, miło się przy tym do niej uśmiechając.

     

    - Nie masz biletu i jesteś pewna, że nie powinno cię tu być - powiedziała bardziej zmartwionym tonem zupełnie jakby martwiła się o jej los. - Nigdy jeszcze nie widziałam by ktoś był, aż w tak opłakanym stanie - Znów odrzekła z równie udawanym co wcześniej tonem, ale jakże naturalnym zmartwieniem, patrząc na gałęzie w jej włosach i zadrapania. - Skąd właściwie pochodzisz? Chyba nie zamieszkujesz Puszczy i jakimś cudem nie udało ci się tu wedrzeć, prawda? - spytała lekko przechylając głowę z niewinnym spojrzeniem.

  5. Thomas, Christian

    Chłopak wpadł w obrzydliwą mulistą ciecz, cały się w niej zanurzając, zaraz wypłynął na powierzchnie by znów złapać powietrza. Spojrzał wściekle na kościste ptaszysko, które go tu wrzuciło. Za co niby tu trafił? Myślał wściekle nad wszystkim, co zrobił. Nie sądził by zrobił komuś coś złego. W końcu nie pozwalał tylko zapomnieć, jakie życie jest ciężkie wszystkim ludziom wokół, a za to powinna być raczej nagroda, pomyślał wściekle, zapierając się mięśniami i płynąc do brzegu byle wydostać się z tego bagna.

     

    W pewnym momencie poczuł na sobie ciężar, przez który znów zaczął zanurzać się pod tą cieczą. Niedaleko tej sceny przepływał inny chłopak, który widząc dziewczynę jak zapiera się na innym nigdziarzu wybuchnął niekontrolowanym śmiechem płynąc dalej do brzegu. Chłopak, który natomiast został podtopiony ponownie w mule znów wypłynął na powierzchnie, gdy tylko uwolnił się od niechcianego nadbagażu, teraz wściekły na twarzy bardziej niż wcześniej rozglądał się za tym kto mu to zrobił. W końcu zobaczył ją... Sądziła, że mogła z nim tak postępować, bo była dziewczyną? Musiał pokazać jej jak bardzo się myliła. Powoli zaczął iść w jej kierunku, gdy tylko dotarł do brzegu cały pokryty mułem, nawet jego włosy były nim posklejane. Gdy jednak stanął tuż przed nią chwilę na nią patrzył w milczeniu jakby nie mógł dobrać słowa. Nie rozumiał tego, ale zobaczył nagle jakby coś, czego w innych ludziach nie widział, coś czego nie potrafił zrozumieć. W końcu jednak zebrał się w sobie by powiedzieć coś tak twardo jak był tylko w stanie, starając się przy okazji ukryć to dziwne uczucie, które go owładnęło.

     

    - Ty! - warknął w jej kierunku. - Czy ja ci wyglądam na twoją prywatną tratwę?! - ryknął wściekle. Nim zdążyła coś odpowiedzieć nagle odezwał się inny męski głos, chłopaka, który śmiał się z tej sceny w mule.

    - Ledwo tu trafiłeś, a już dziewczyna cię pozbawiła twojej męskiej godności. Jesteś pewny, że trafiłeś do odpowiedniej akademii? - spytał wrednie chichocąc. Thomas słysząc to, spojrzał na niego i zaczął śmiać się wraz z nim, aż nagle złapał go za gardło, na co tamten zaczął się lekko dusić.

    - Uważaj, bo zaraz o twojej męskiej godności będą śpiewać już tylko w legendach - powiedział z miłym uśmiechem, który raczej nie sugerował nic dobrego. Nagle jednak go puścił, a ten zaczął się ledwo zbierać z ziemi. Natomiast Thomas ponownie spojrzał na tajemniczą dziewczynę. - Nie jestem niczyim popychadłem - warknął z irytacją w jej kierunku, a następnie odszedł w stronę mułowatej cieczy żeby wyłowić swój kufer.

  6. Alan

    Zacząłem rozglądać się po okolicy, najpierw oceniając wieżę Akademii Dobra. No to mi się dostało, pomyślałem na sam jej widok, który przypominał mi zamek z baśni, o których czytałem. Już tęskniłem za murami zamków, z których pochodziłem. Nie rozumiałem, co to był za niedorzeczny pomysł by mnie tu ściągać. Sophie potrafiłem zrozumieć, bo zawsze zachowywała się jak księżniczka, ale ja? Zacząłem teraz rozglądać się po otaczającym nas terenie. Zupełnie nie przypominał tego, który widywałem, na co dzień. Ledwo się tu pojawiłem, a już brakowało mi domu i chciałem wracać. Zapowiadał się świetny początek. Dopiero, gdy usłyszałem męskie głosy wokół zacząłem rozglądać się po innych książętach.

     

    Gdy tylko usłyszałem ich rozmowę lekko się skrzywiłem, patrząc z niechęcią na swoją różę. Nie do końca rozumiałem, co status społeczny ma do szczerego uczucia. Jeśli tamten był rzeczywiście zakochany w dwórce jak dla mnie rozsądnie robił, że jej chciał rzucić różę. Ja sam do końca nie wiedziałem czy w ogóle mam ochotę rzucać swoją. Przy odrobinie szczęścia wyląduje niezauważona na ziemi i zostanie przez którąś księżniczkę przydeptana z powodu nieuwagi, a wtedy będę miał ten problem z głowy. Oceniając ich wygląd, widziałem, że co niektórzy z nich wyglądali jak prawdziwi książęta z bajki, którzy dbali o siebie jak tylko potrafili najlepiej. Inni wyglądali dość typowo, ale jak dla mnie nie powinno się oceniać nikogo wyglądem, pomyślałem spokojnie, zauważając przy okazji nimfy, które kierowały się po nasze bagaże.

     

    Dość niechętnie oddałem swój, nie lubiąc mieć świadomości, że ktoś coś za mnie dźwiga. Sam miałem ręce i mogłem to zrobić. Szybko moje przemyślenia na ten temat się skończyły, bo nagle poczułem jak coś jest na mnie sypane. Spojrzałem krzywo na wróżki i ten przeklęty pył. Wiedziałem już, że ta szkoła to będzie dla mnie ciężkie zadanie. Całe życie broniłem się przed takim traktowaniem, jak więc to zrobić tutaj? Na chwilę spojrzałem na kichającego chłopaka, bardziej z powodu ciekawości niż jakiegoś zainteresowania. W końcu jednak nic nie mówiąc ruszyłem w stronę akademii.

     

    Sophie

    Przyglądała się sobie w lusterku, podziwiając każdy cal swej urody i jakby nie zwracając uwagi na inne księżniczki. Nie zwracała nawet uwagi na wróżki, które przyszły po jej bagaże. Jednakże pozwalała by te układały jej włosy nawet się nie opierając oraz chętnie częstując się napojami, które podały. W końcu to nie było nic nadzwyczajnego, powinny być tak traktowane jako księżniczki. Jednakże ukradkiem przyglądała się pozostałym dziewczyną, ale robiła to tak by nikt tego nie spostrzegł. Wiedziała już, że łatwo nie będzie i ma tu sporą konkurencje. W zamku łatwo było manipulować Alanem czy dwórkami, ale tych tutaj nie znała i musiała zdobyć ich zaufanie. Nagle jednak zatrzymała się na jednej dość nietypowej i lekko się uśmiechnęła. Wiedziała już przynajmniej, kto nie będzie stanowił zagrożenia. Sama jej twarz wskazywała, że przyszła tu za karę. Przestała ją obserwować dopiero, gdy usłyszała czyjś wrzask. Skierowała wzrok ku jego źródłu.

     

    Dopiero teraz się skrzywiła, na widok, którego była świadkiem. Kim była ta dziewczyna i skąd się tu wzięła? Bosa w koszuli nocnej, cała obdrapana i jeszcze te gałęzie we włosach... Wyglądała jakby uciekła z Puszczy i jakimś magicznym cudem trafiła do akademii. Jednak jak to było możliwe? Przecież ona nie mogła być księżniczką. Nawet najbiedniejsi ludzie w królestwie, z którego pochodziła nie wyglądali tak tragicznie jak obecnie ta dziewczyna. Chyba się jednak pomyliła, to nie tamta szybko odpadnie, bo jeśli ktoś pierwszy tu nie zda, to będzie ta, na którą teraz patrzyła, o ile w ogóle wpuszczą ją do szkoły. Gdy usłyszała jej słowa, że chce odejść do Akademii Zła ponownie położyła rozłożoną parasolkę nad głową i się do niej ciepło uśmiechnęła.

     

    - Nie martw się, jestem pewna, że trafisz tam jeszcze dzisiejszego dnia - powiedziała niezwykle ciepło. Chciała nawet już spytać ją skąd się tu w ogóle wzięła, bo nadal ją zaintrygowało jak można doprowadzić się do takiego stanu, ale nim ponownie zdążyła otworzyć usta, poczuła jak wróżki ją chwytają i unoszą w powietrze. Uśmiechnęła się, widząc to wszystko, wiedziała, że to miejsce jest po prostu dla niej stworzone.

  7. Widząc zachwyt Elisabeth moim pomysłem byłem po prostu szczęśliwy do tego stopnia, że na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, gdy spoglądałem w swój kociołek. Nawet zapomniałem o tym, że niedawno była w skrzydle, że musiała jeszcze rano wypić mój eliksir by poczuć się lepiej. Chociaż nadal się martwiłem jej stanem to jednak byłem szczęśliwy, że w końcu zapomniała o tym, co nie dawno zaszło na lekcji a jej gniew w końcu zniknął. To była właśnie ta Elisabeth, którą znów pragnąłem ujrzeć.

    - Więc jesteśmy umówieni - powiedziałem w jej kierunku również niosąc swoją fiolkę na biurko profesora. W końcu znowu mogliśmy poczuć się lepiej i zapomnieć, choć na chwilę o tym wszystkim.

     

    Chwilowa przerwa zwykle dla mnie się ciągnęła w nieskończoność. Strasznie się na nich nudziłem po prostu by zleciał mi czas musiałem coś robić a tak strasznie mi się wlekł. Jednak teraz tak nie było a spowodowane to było radością, jaką jeszcze nie dawno widziałem u Elisabeth. Nagle jednak ten temat ponownie został poruszony teraz jednak przez Stephanie, która najwyraźniej nas usłyszała niedawno. Uśmiechnąłem się ponownie delikatnie widząc jak wszyscy cieszymy się tym pomysłem. Jednak nie mógłbym się nie zgodzić ze Stephanie gdyby Yaxley je wyrzucił to nasza drużyna poniosłaby ciężką stratę. Nie widziałem naszej drużyny bez nich i to nie tylko, dlatego że kochałem Elisabeth a Stephanie traktowałem jak dobrą koleżankę tak po prostu było. Przysłuchiwałem się uważnie rozmowie jednak szybko spostrzegłem, że Adelia przez cały jej przebieg była bardziej wycofana niż zwykle. Co mogło być tego powodem? W końcu jednak Stephanie też najwyraźniej to zauważyła, bo spytała o jej zachowanie. Odpowiedź, którą usłyszałem sprawiła, że zdębiałem. To nie był przypadek. Czy Tom chciał ukarać Elisabeth tak jak do tej pory robił to ze mną? Chciał coś zrobić Adeli by pokazać jej jak jest bezbronna wobec jego machinacji? Zauważyłem spojrzenie Elisabeth i lekko przełknąłem ślinę. Wiedziałem, że będzie do tego zdolna, gdy się wścieknie jednak Tom nie był taki jak inni. Wiedziałem jak to się może skończyć. Musiałem coś zrobić.

     

    - To bardzo miłe z jego strony - odparłem z najbardziej udawanym spokojem, na jaki było mnie tylko stać. - Jednak jesteś pewna? Znaczy to twoje zdanie, ale myślę, że możemy we czwórkę się wspólnie pouczyć też nie najgorzej mi idzie transmutacja a to by też ułatwiło sprawę ze Stephanie - posłałem jej lekki uśmiech. - Wtedy wszyscy sobie pomożemy za jednym razem i będzie nam chyba raźniej jednak oczywiście zrozumiem, jeśli będziesz woleć pouczyć się z nim - nie byłem pewny czy moja propozycja się sprawdzi. Prawdą było, że byłem przekonany, że i tak wybierze jego. Jednak musiałem zrobić cokolwiek by jakoś to uspokoić. Nie chciałem by którejś z nich ten psychol coś zrobił.

  8. Jak zawsze nad królestwem opadały liczne płatki śniegu. Nigdy nie było to niczym niezwykłym gdyż znajdywało się ono wysoko w górach. Ludzie już przywykli do mroźnych wieczorów, a z czasem dla każdego stawały się one urokliwe. Śnieg, który leżał na dachach i uliczkach sprawiał, że całe to miejsce wyglądało niemal magicznie. Widoki jakie można było podziwiać ze śnieżnych szczytów zapierały dech w piersiach niejednej osobie, która odwiedziła to królestwo. Nie mówiąc o tym ile one przynosiły natchnienia wszelakim artystom. Każdego dnia można było podziwiać widok niekończącej się Puszczy pod ogromnymi szczytami naszego królestwa. O tej godzinie jak zawsze wszystko żyło własnym życiem. Dzieci bawiły się na ulicach zaś dorośli maszerowali do swych prac. Tylko wokół pałacu dochodziły głośne dźwięki uderzeń stali. Zasłoniłem się powoli swym ostrzem przed atakiem napastnika. Wrogie ostrze opadło na moje, dzięki czemu mój plan się powiódł. Próbowałem użyć wszystkich mięśni by odepchnąć go. Jednak nadal byłem zbyt słaby. Nie dość, że był cięższy to posiadał więcej doświadczenia. Poczułem jak coś uderza w moją nogę, a ja momentalnie tracę równowagę przewracają się w śnieg. Mężczyzna o długich szatynowych włosach, silnych rysach twarzy jak i bliźnie na policzku stanął nade mną chwilę na mnie spoglądając brązowymi oczami, aż nagle schował swój miecz i podał mi rękę.

     

    - Bardzo dobrze wasza wysokość, idzie ci coraz lepiej - odrzekł uśmiechając się do mnie i próbując mi pomóc wstać. Zmarszczyłem lekko brwi wahając się czy skorzystać z pomocy, ale w końcu chwyciłem ofiarowaną mi dłoń.

    - Miałeś mnie tak nie nazywać - burknąłem powoli wstając. Zdjąłem powoli swoje karwasze i przejechałem dłonią po spoconym czole przy okazji odgarniając kosmyk ciemnych włosów z czoła. - Nie jestem królem - powiedziałem jakbym nie był do końca zadowolony z tego tytułu. Może rzeczywiście tak było? Sam nie byłem pewny czy się na niego nadaje.

    - Jeszcze nie jesteś - Dodał z uśmiechem. Ponownie lekko się skrzywiłem, ale nie miałem okazji odpowiedzieć, bo wtedy usłyszałem kolejny dobrze już mi znany głos. Należący tym razem do dziewczyny.

    - Zgadzam się z Henrykiem - Skierowałem swoje zimne spojrzenie w kierunku, z którego docierał głos. W naszym kierunku szła młoda dziewczyna o śnieżnej cerze oraz długich puchowych ciemnych włosach. Ubrana była w żółtą sukienkę a w dłoni niosła równie żółtą parasolkę, którą trzymała nad głową. W drugiej za to ręce trzymała wiklinowy koszyk. Kierowała się do jednej z pustych ławek, które nas tu otaczały.

    - Przyszłaś tu patrzeć jak dostaje wycisk, czy może jest inny powód twojej wizyty? - spytałem z krzywym uśmiechem, na co ona odpowiedziała niewinnym uśmieszkiem.

    - Och pomyślałam po prostu, że jesteście głodni, chłopcy, więc poprosiłam służbę by coś wam przyrządziła - powiedziała otwierając koszyk by zaraz samej usiąść i zaprosić nas do siebie machnięciem dłoni.

    - To bardzo miłe panienko - odparł szczerym głosem Henryk, uśmiechając się do niej. - Jednak muszę odejść porozmawiać z królem w pewnej sprawie. Myślę jednak, że ty książę powinieneś coś zjeść i odpocząć byśmy mogli dalej poćwiczyć później. Inaczej będziesz jeszcze bardziej obolały - odrzekł uderzając mnie lekko pięścią w ramie. Uśmiechnąłem się słabo do niego a ten to odwzajemnił zanim zaczął odchodzić. Dziewczyna nie wyglądała na złą, że zostaliśmy tu sami. Nadal się uśmiechała i wskazywała dłonią bym się do niej dosiadł . Ostatecznie uległem i skierowałem się by usiąść naprzeciw niej.

    - Czym zatrułaś jedzenie? - spytałem poważnie na nią patrząc, a ta otworzyła szeroko oczy jakby się czegoś przestraszyła. Wtedy też na mojej twarzy pojawił się uśmiech sugerujący, że tylko żartuje. Na ten widok i ona znowu się uśmiechnęła.

    - Ty i te twoje poczucie humoru - powiedziała sięgając dłonią do koszyka by wyciągnąć chusteczkę i przetrzeć mi nią pot z czoła. - Muszę dbać o mojego ulubionego kuzyna - Skierowała swój wzrok chwilę patrząc w moje niebieskie oczy. - Mógłbyś się też oduczyć tego zimnego spojrzenia przynajmniej w stosunku do kochanej kuzynki

    - Wiesz, że to nie zależy ode mnie, Sophie - westchnąłem spoglądając na nią . - Poza tym jestem twoim jedynym kuzynem

    - Tym bardziej powinnam o ciebie dbać. Co zrobimy, gdy królestwo straci dziedzica? - spytała lekko zmartwionym głosem.

    - Sama zajmiesz tron - powiedziałem sięgając do koszyka dłonią, na co ona się uśmiechnęła.

    - Nigdy tak na to nie patrzyłam - Wyjąłem bułkę, którą podzieliłem na pół jedną połówkę dając jej.

    - Nie powinnaś zawracać głowy służby. Sam mam ręce i umiem sobie zrobić jedzenie - mówiłem, patrząc na pieczywo tkwiące w moich dłoniach

    - Czy nie od tego są? By nam służyć jak najlepiej - Ugryzła kawałek pieczywa.

    - Zawsze inaczej na to patrzyłem - Zmrużyłem delikatnie oczy. - Sophie, a jeśli ja tu nie pasuje? Może nie nadaje się na króla?

    - Nie bądź głupi - Nagle dotknęła dłonią mojego ramienia. - Twoje treningi dają efekty. Jeszcze trochę i zrobi się z ciebie naprawdę twardy mężczyzna, który szybko pozna piękną księżniczkę, a reszta już będzie formalnością

    - Sam nie wiem - Opuściłem lekko wzrok w ławkę. - Nie jestem chyba na to gotowy

    - Niepotrzebnie się zamartwiasz wszystko będzie dobrze - Nagle wstała poprawiając sukienkę. - Muszę na razie odejść. Mam dziś kilka spotkań a ty obiecaj mi, że przestaniesz się martwić głupotami, rozumiesz?

    - Spróbuje - odrzekłem z krzywym uśmiechem. Na co ona odpowiedziała swoim niewinnym i powoli się obróciła.

    Nie mogłem już tego zobaczyć jak na chwilę w jej oczach pojawiła się istna nienawiść, gdy już na mnie nie patrzyła. Ostatecznie odprowadziłem Sophie wzrokiem, aż w końcu zostałem sam na placu. Chwilę wpatrywałem się w wiklinowy koszyk, zastanawiając się czy faktycznie jestem głodny. Gdy dotarł do mnie dość nieprzyjemny dźwięk burczenia, uśmiechnąłem się pod nosem i otworzyłem koszyk powoli zajadając się jego zawartością.

    ***

    Kolejne godziny zwykle mijały tak samo. Gdy nie było treningów udawałem się do biblioteki zamkowej, czytając przeważnie baśnie, bo to właśnie one tworzyły nasz świat. Zawsze zastanawiał mnie fakt zwycięstwa dobra od tak dawna, co oczywiście mi nie przeszkadzało. Mimo to, trochę zastanawiało. W końcu po wielkiej wojnie Dyrektor zapewnił, że stanie na straży równowagi, a teraz tej równowagi nie było widać. Niestety nigdy sam nie widziałem, co się stało w tamtych latach, bo było to na długo przed moim urodzeniem, ale sądziłem, że odpowiedź kryła się w momencie, gdy wyłonił się tylko jeden dyrektor. Były to dosyć nietypowe rozmyślania a jednak mnie pochłaniały. Czy sam pragnąłem dostać się do akademii?  To było ciężkie pytanie, bo szczerze mówiąc nigdy nie uważałem bym nadawał się na bohatera baśni. Gdy jednak miałem niewielką chwilę w codziennych zajęciach często wkładałem na siebie płaszcz z kapturem i tajemnym przejściem, które znalazłem dawno temu umykałem z zamku. W takich chwilach maszerowałem swobodnie po królestwie udając przez te niewielką chwilę jednego ze zwykłych mieszkańców. Często siedziałem na jakimś murku, patrząc na bawiące się dzieci i żałowałem w takich chwilach, że moje dzieciństwo było wyłożone nauką odkąd pamiętam. W końcu taki był mój obowiązek, jako dziedzica tronu. Zacisnąłem lekko pięść wspominając to.

    Poprzysiągłem sobie tamtego dnia, że jeśli zasiądę na tronie i dochowam się potomka, to nie wychowam go w ten sposób jak moi rodzicie zrobili to ze mną. Sprawię, że jego dzieciństwo będzie tak szczęśliwe, że zawsze będzie je wspominał z uśmiechem.  Wtedy jednak wracałem na ziemię, bo jak miałem tego dokonać skoro nigdy nie spotkałem właściwej damy, której mógłbym oddać serce? Byłem niby młody i miałem jeszcze na to czas, ale nie w rachubie królewskiej i rodzina cały czas mnie ponaglała aranżując kolejne spotkania z ich zdaniem idealnymi kandydatkami, na samą myśl o tym mnie wykrzywiało. Zwłaszcza gdy przypominałem sobie każde takie spotkanie. Tak właśnie mijał mój codzienny czas, potem zwykle następowały wspólne rodzinne posiłki.

    Przy dużym stole bogatym w różnorakie niesamowite potrawy siedziałem ja ubrany w elegancką ciemną koszulę oraz równie ciemne spodnie. Nigdy się zbytnio nie stroiłem, więc to można było uznać za jeden z moich elegantszych strojów. Po drugiej stronie siedziała Sophie ubrana w wytworną fioletową suknię. Jak zwykle była tu sama, gdyż jej rodzice ponownie zniknęli w ważnych interesach.  Poza nami znajdował się tu również mężczyzna w średnim wieku o podobnym zimnym spojrzeniu jak ja. Ubrany był w krwisto czerwoną szatę gdzieniegdzie pozłacaną. Na jego głowie spoczywała korona zaś na palcach miał liczne pozłacane sygnety. Obok niego siedziała nieco młodsza kobieta o ciemnych długich włosach związanych w kok. Ubrana była w błękitną suknię, a na jej głowie spoczywał piękny diadem. Z pewnością było widać, że byłem istną mieszanką tej dwójki. Nigdy nie zaczynałem rozmowy, bo zwykle wiedziałem gdzie to zmierzało, więc zawsze miałem nadzieje, że posiłek przebiegnie w ciszy, co niestety nigdy się nie zdarzało. Dlatego skupiałem się w tej chwili na swoim talerzu, po którym leniwie mieszałem widelcem. Sama Sophie też wyglądała na bardziej zainteresowana oglądaniem swojego odbicia w sztućcu niż szukaniem tematu rozmowy. Dopiero mój ojciec przerwał tę niezręczną ciszę, kierując swój wzrok na mnie.

    - Henryk chwalił twoje umiejętności. Mówił, że jesteś coraz lepszy - Nagle poczułem na sobie wzrok zarówno matki jak i Sophie.

    - Poległem na prostej sztuczce - odparłem nie podnosząc głowy z nad talerza i dalej mieszając sztućcem po nim. Nie chciałem tego kontynuować, bo wiedziałem, dokąd to zmierza. Ojciec lekko zmrużył oczy, wcale nie będąc zniechęconym do kontynuowania tematu rozmowy. Cała jego uwaga skupiała się na mnie.

    - Podobno Alwina już opuściła zamek - Teraz wbiłem widelec w ziemniak by w końcu podnieść głowę i na niego spojrzeć.

    - Nie byłbym w stanie jej dać tego czego chciała. Poza tym nie pasowaliśmy do siebie - Przypomniała mi się każda chwila, gdy tu była. Jej zachwyt rozległym zamkiem służbą, oraz całym naszym bogactwem. To nie ja ją interesowałem, a to jak żyłem. Nie chciałem związać się z kimś takim. To nie byłoby życie, już nie. - Jeśli to wszystko to już pójdę - powiedziałem powoli wstając.

    -  Wyjdziesz, gdy pozwolę - odrzekł ponuro ojciec, nie spuszczając ze mnie wzroku. - Czy zdajesz sobie sprawę, że od ciebie zależy przyszłość rodu?

    - Oczywiście - powiedziałem pusto. - Jednak nie mam zamiaru się z kimś wiązać w taki sposób - Teraz w moim głosie wyczuć można było złość. Wpatrywałem się dobrą chwilę w mojego ojca jak i on zresztą we mnie. Moja matka jak i Sophie wyglądały jakby chciały coś powiedzieć, ale ostatecznie wolały się chyba nie mieszać. W końcu mój ojciec machnął dłonią, wskazując mi w ten sposób, że mogę odejść. Kiwnąłem tylko głową i opuściłem salę. W chwili, gdy oczy mych rodziców mnie odprowadzały nikt nie zauważył, że teraz na twarzy Sophie pojawił się dosyć nieprzyjemny uśmiech, wskazujący, że to, co się stało bardzo ją z jakiegoś powodu cieszyło.

    ***

    Poszedłem do zbrojowni gdzie włożyłem na siebie zbroje przy okazji pozbywając się obecnego stroju. Zaraz potem zabrałem swój miecz i tak wyszedłem na plac, na którym zawsze trenowałem z Henrykiem. Tym razem byłem tu sam pod rozgwieżdżonym niebem, ćwicząc machanie mieczem. Musiałem tak po prostu odreagować całą tę rozmowę. Problem z doborem potencjalnych narzeczonych przez moich rodziców zawsze był taki sam. Kierowali się wyglądem każdej niby księżniczki, ale nie poznawali jej intencji i charakteru. Chcieli bym spędził resztę życia z kimś kto zupełnie do mnie nie pasował, a tylko byśmy razem dobrze wyglądali. Wściekle przepoławiałem kolejne kukły treningowe, na każdą taką myśl. Może po prostu nikt nie jest w stanie mnie do końca zrozumieć? Nie wiem jak wiele czasu już minęło, gdy tak wymachiwałem mieczem, ale nie czułem zmęczenia. Może na jutrzejszym treningu w końcu pokonam mojego instruktora? Widząc ciemne okna w zamku byłem pewny, że wszyscy już śpią. Kolejne chwile mijały, gdy wymachiwałem mieczem, ale nagle przestałem, spoglądając zdziwiony w stronę zamku. Był na pewno środek nocy, a światła w zamku znów się paliły. Nawet w komnacie Sophie. To było naprawdę dziwne. Ojciec nigdy nie wstawał z byle powodu o takiej godzinie. Nagle z zamku wybiegł sługa, który zaczął biec w moim kierunku. Ciężko dysząc poinformował mnie żebym się nawet nie przebierał, a tylko wrócił natychmiast do pałacu, chwilę później sam również skierował się do sali tronowej. Nic z tego nie rozumiałem, ale ostatecznie schowałem miecz do pochwy i zacząłem się za nim kierować do zamku. Gdy tam dotarliśmy, na miejscu była już zaspana Sophie ubrana w błękitną wykonaną z jedwabiu koszulę nocną. Natomiast na tronach siedzieli mój ojciec i matka, spoglądając na nas poważnym wzrokiem. Oni jednak byli ubrani w swoje szaty i wyraźnie rozbudzeni mimo godziny. W końcu mój ojciec kazał odejść słudze, bo chciał mówić tylko z nami. Nie mówił zbyt dużo, ale to co powiedział było wystarczające. Byłem kompletnie zszokowany stojąc jak sparaliżowany z niemal wychodzącymi z orbit oczami. Sophie natomiast od razu wyglądała na bardziej pobudzoną i zachwyconą. W końcu z moich ust po dłuższej chwili wyrwało się jedno słowo, zupełnie jakbym wyszedł z transu.

     

    - Akademia? - spytałem z niedowierzaniem.

    - Czyż to nie wspaniale? - spytała tym razem z ogromnym entuzjazmem moja matka. - Oboje macie szanse zostać zapamiętani w całej Puszczy z chwilą, gdy baśniarz napiszę o was wasze własne baśnie. A jak wiemy dobro zawsze w nich wygrywa, więc będziecie żyć długo i szczęśliwie - Nadal byłem jak skamieniały. Po prostu nie byłem w stanie podzielać tego entuzjazmu, który promieniował z mojej matki. Inaczej było z Sophie, która niemal skakała z radości, słysząc to wszystko.

    - Pod warunkiem oczywiście, że Baśniarz nie zdecyduje byście oboje mieli jedną baśń - odparł teraz ojciec. Słysząc to wraz z Sophie skierowaliśmy spojrzenia na siebie. - To niewątpliwie ogromne wyróżnienie, nie tylko dla was, ale i dla całego naszego królestwa. Pamiętajcie, że musicie nas tam godnie reprezentować - powiedział kierując wzrok to na mnie to na Sophie.

    - Mam nadzieje, że akademia zaprzestała sprowadzania tych beznadziejnych Czytelników - odrzekła Sophie, spoglądając na swą dłoń. - Wszyscy wiemy, że tak by było dla nich lepiej. W końcu wiadomo jak zwykle kończą

    - Jesteś niesprawiedliwa, Sophie - odparłem w jej kierunku, marszcząc lekko brwi. - To prawda, że często radzą sobie gorzej. Jednak trzeba pamiętać, że poza czytaniem baśni oni nie byli gotowi do życia w naszym świecie. Co dla nas jest codziennością dla nich jest czymś zupełnie obcym. Musimy również pamiętać, że są ofiarami haniebnej praktyki Dyrektora, który porywa ich wbrew własnej woli - Sophie nie wyglądała na wzruszoną tym wszystkim dalej podziwiając swoją dłoń.

    - Spokój - warknął ponuro ojciec, marszcząc przy tym wściekle brwi. - Nic mi o tym nie wiadomo by ten zwyczaj się zmienił, Sophie. A co do ciebie synu... Nie nam oceniać jego czyny. Przez lata dobro wygrywa, a więc jasne jest, że sprzyja nam. Więc z pewnością wszystko co robi, choćby nie wiadomo jak okropne było, robi dla naszego dobra - Chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale ostatecznie ugryzłem się w język, marszcząc przy tym równie wściekle brwi. Nie było sensu się kłócić i tak wiedziałem, że mnie nie posłuchają. Nagle zwrócił się w kierunku mojej kuzynki.

    - No dobrze. Sophie idź się pakować. Wiem, że jest już późno, ale niedługo wyruszacie, a kolejnej okazji nie będzie - Sophie lekko się ukłoniła i zaczęła odchodzić. Myśl o dostaniu się do akademii była dla niej niesamowita do tego stopnia, że już była całkiem pobudzona. Czuła, że nie dość, że niedługo będzie napisana o niej baśń, to jednocześnie pozbędzie się problemu, który oddziela ją od tronu, gdy tylko ten nie zda.

    Sam również miałem zamiar wyruszyć zaraz za Sophie, ale gdy tylko ruszyłem ojciec skinięciem ręki nakazał mi zostać.

     

    - Akademia jak wiesz, to nie tylko szansa zostania bohaterem baśni, ale i możliwość znalezienia prawdziwej miłości - Przełknąłem ślinę, słysząc to i zacisnąłem lekko pięści. Wspaniale, tylko tego mi brakowało, bandy księżniczek o płytkim rozumowaniu, szukających narzeczonego jak z bajki.

    - Pamiętaj synu, że gdy tylko się pojawisz wśród księżniczek, musisz rzucić róże tej jednej szczególnej. Co prawda będzie tam wiele potencjalnych rywali, ale prawdziwej miłości nic na drodze nie stanie - mówiła szczęśliwa matka, jakby nie wiadomo jak ważne to było wydarzenie. Jeśli już mowa o zwyczajach, to mogliby zrezygnować z tego. Jak miałem wybrać właściwą osobę z tłumu? Nie mogłem ocenić kogoś za sam wygląd. Było to płytkie spojrzenie, którego zawsze nienawidziłem.

    - Ojcze, matko - powiedziałem w końcu. - Chodzi o to, że nie wiem czy się nadaje. Nie jestem pewny czy mogę być księciem, a co dopiero bohaterem baśni - Matka zamarła przerażona, przykładając dłonie do policzków, a ojciec się wyraźnie wściekł, słysząc to.

    - Radzę ci zmienić, więc nastawienie, bo z takim na pewno nie zdasz. A oboje chyba wiemy, co to oznacza? - Kiwnąłem z wyraźną niechęcią głową. - Dobrze, teraz możesz odejść - odrzekł dość szorstko, a ja się lekko ukłoniłem i zacząłem odchodzić, ale ukazałem przy tym jak niezadowolony byłem. Wpatrywałem się w swój kufer dobrą godzinę. W mojej głowie szalał natłok myśli i bynajmniej niespowodowanych tym, co miałem spakować. Akademia marzenie każdego mieszkańca Puszczy, więc dlaczego nie czułem tej radości, a raczej niepewność? Niestety, co do jednego mój ojciec miał racje, jeśli nie wezmę się w garść, nie zdam. Wolałem nawet nie myśleć co wtedy, nawet jeśli nie czułem by jakakolwiek rola w baśni mi odpowiadała. W końcu wstałem z łóżka i zacząłem pakować najbardziej potrzebne przedmioty. Chwilę zastanawiałem się, co to będzie miało być. W końcu zdecydowałem się spakować swój miecz, ubrania na zmianę oraz środki higieny osobistej. Co prawda wiedziałem, że akademia jest pełna takich rzeczy. Mieściła się tam podobno nawet sala urody, z której nie miałem raczej w planach korzystać. Jednak mimo wszystko wolałem swoje przedmioty. Gdy już spakowałem wszystkie rzeczy, które były mi potrzebne położyłem się spać. Przynajmniej taki miałem plan, bo prawdą było, że przez całą noc nie byłem w stanie zmrużyć oka przez cały ten stres.

     

    Leżałem tak i wierciłem się, próbując zasnąć, a przynajmniej do czasu, aż pierwsze promienie słońca zaczęły wpadać przez okno mej wieży. Nie miałem zbyt wiele czasu z rana. Wszystko skupiało się na szybkim przygotowaniu i ostatnim wspólnym śniadaniu przed wyjazdem. Sophie przez cały ranek mówiła tylko o tym, jaka to jest podekscytowana wyjazdem. Całą noc dobierała odpowiednie sukienki by zdeklasować pozostałe księżniczki i skupić uwagę wszystkich książąt na swojej osobie. Chciała być gwiazdą tego roku akademii, a przynajmniej tak to widziała. Moi rodzice byli bardzo zachwyceni całym jej entuzjazmem i byli pewni, że akademia będzie świetnym miejscem dla niej. Widziałem też, że co jakiś czas rzucali mi zaniepokojone spojrzenia. Najwyraźniej widzieli moje nerwy, ponieważ przez cały czas milczałem i tylko machałem sztućcem po talerzu, nic nawet nie jedząc. Gdy matka zasugerowała bym w końcu coś zjadł zbyłem to, mówiąc, że nie jestem głodny.

    W końcu nastał czas pożegnań. Nie było z nami rodziców Sophie, którzy nie zdążyli jeszcze wrócić, co mnie nie powinno już chyba dziwić, ale jednak myślałem, że chociaż dziś tu będą, przecież tyle czasu jej nie ujrzą, na pewno chciała ich wsparcia. Natomiast moi rodzice żegnali nas z tłumem poddanych, życząc nam przy tym szczęścia i mówiąc jacy to dumni są z nas. Powinienem się cieszyć, ale to wszystko sprawiało, że czułem się jeszcze bardziej niepewnie. Sophie natomiast wyglądała jakby już była bohaterką baśni. Gdy kierowaliśmy się na kolej, została z nami jeszcze niewielka grupa służby, która nam towarzyszyła. A właściwie bardziej mojej kuzynce. W momencie, gdy opuszczaliśmy zamek przydzielono nam grupę służby, która miała nam pomóc zabrać kufry nim wsiądziemy do kwietnej kolei. Sam odmówiłem tego, uznając, że jestem w stanie donieść jeden kufer na miejsce. Mojemu ojcu niezbyt się spodobało moje zachowanie i znów zaczął nadmieniać, że nie zachowuje się jak na księcia przystało. Sophie nie miała możliwości przenieść sama swoich rzeczy. Okazało się bowiem, że spakowała sześć kufrów, więc bardzo chętnie przyjęła pomoc służby. Zastanawiałem się czy przypadkiem nie spakowała całej swojej komnaty do tych kufrów. Wolałem to przemilczeć i tak byłem pewny, że wykorzystałaby pomoc służby nawet gdyby to był tylko jeden kufer. Wszystko byle samej nie nosić. To były nasze ostatnie wspólne chwile do czasu, aż spotkamy się w akademii. Przebyliśmy tę drogę w milczeniu. Nie byłem w nastroju do rozmowy, co było zresztą widać po wyrazie mojej twarzy. Natomiast Sophie marzyła, że już jest na miejscu. Gdy tylko dotarliśmy w okolice gdzie miała nas zabrać kwietna kolej, pierwsza wyruszyła Sophie zaraz po tym jak spakowano jej kufry. Na odchodne powiedziała tylko, że zobaczymy się na miejscu. Gdy zniknęła w kolei również odeszli słudzy z powrotem do zamku, wiedząc, że już nie będą potrzebni. W końcu zostałem zupełnie sam, aż pojawiła się kolej, do której wpakowałem swój kufer i sam również ruszyłem dosłownie chwilę po Sophie.

     

    W milczeniu zająłem jedno z wolnych miejsc, obserwując jak mija podróż i przysiadają się kolejni pasażerowie. Rozpoznawałem wśród niektórych z nich książąt, którzy podobnie jak ja najwyraźniej zmierzali do akademii. Jeden, co najmniej wyglądał jak żywcem wyjęty z bajki. Wszystko było w nim idealne, nie byłem pewny ile czasu spędzał na poprawianiu własnej urody, ale musiało mu to zajmować sporo czasu. Teraz wiedziałem dlaczego nie czułem się jak jeden z nich. Wiedziałem, że wkrótce dotrę na miejsce i tam może zacząć się najważniejszy rozdział mojego życia. Pozostał jeszcze ten idiotyczny zwyczaj rzucania róży. Postanowiłem, że rzucę białą, która przypominała mi swą barwą dom. Nie miałem zamiaru rzucać jej nikomu bezpośrednio, a zamiast tego chciałem rzucić ją w powietrze i pozwolić by przeznaczenie ją pokierowało we właściwe miejsce. Uznałem, że to lepszy wybór niż wybrać kogoś za to jak wygląda.

    Z perspektywy Sophie cała sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Całą noc przed wyjazdem była podekscytowana pakując kolejne rzeczy. Oczywiście nie mogła sobie również pozwolić na brak snu, co to by była za księżniczka z opuchlizną pod oczami? Dlatego też pozwoliła sobie po spakowaniu na niewielką drzemkę. To był jej czas gdzie szczęście się w końcu do niej uśmiechnęło. Myślała od tak dawna. jak pozbyć się Alana, który był pierwszy w kolejce do tronu, a teraz wszystko szło po jej myśli. Znała swojego kuzyna lepiej niż ktokolwiek inny i wiedziała, że nie jest jak typowy książę z bajki. Konkurencja powinna szybko go przyćmić, a przy tym sprawić, że ten nie zda. Zastanawiała się jednak, co to za pomysł, że został tam ściągnięty? Jaką niby baśń można by było o nim napisać? Kto by chciał to czytać? Sama myśl o bajce o wiecznie ponurym księciu z jego mrocznymi przemyśleniami ją odtrącała. Takie rozmyślenia jej towarzyszyły, gdy kierowała się na kolej. Nawet nie zwróciła większej uwagi na brak własnych rodziców na pożegnaniu, a przynajmniej starała się żeby tak było. Przywykła już do pewnego stopnia, że zwykle byli czymś zajęci, a ona przez to chowała się w zamku. Nie przeszkadzało jej to, tak sobie cały czas wmawiała. Jak w końcu mógłby jej przeszkadzać ten luksus, który ją otaczał i pewnego dnia będzie jej? Niedługo zresztą się zdziwią, gdy zobaczą baśń o niej. Wtedy nie będzie nic ważniejszego niż ona.
    Wyruszyła, jako pierwsza, dzięki czemu mogła oddać się nadal spokojnemu rozmyślaniu. Przez cały całą podróż siedziała wpatrzona w lusterko, podziwiając swoją twarz oraz szukając na niej czegoś, co mogłoby zepsuć jej wielkie wejście. Sama myśl o tym, że wkrótce mogła zostać znana w całej Puszczy dzięki własnej baśni zachwycała ją. Na dodatek, jeśli zyska dzięki temu tron, spełni wszystkie swoje życiowe marzenia. Gdyby mogła, to zapewne teraz skakałaby z radości. Ten plan po prostu nie mógł się nie powieść, wszystko było idealnie dopracowane i nic nie mogło stanąć jej na przeszkodzie. Jednak, po co ryzykować? Pamiętała o tradycji rzucania kwiatów przez książęta i wiedziała, że i on rzuci swój. Nie miał zresztą wyboru. Znając go, nie rzuci go ku konkretnej osobie, a da szansę szczęściu. Jeśli któraś z księżniczek go złapie będzie ją tylko trzeba przekonać by jej go oddała, co nie powinno być trudne. Jeśli pojawi się sam na balu, to już straci połowę punktów. Z drugiej strony przydałoby się pozbyć części konkurencji, pomyślała rozglądając się wokół za innymi księżniczkami. Właśnie do tego mogłaby wykorzystać jego. Być może i nie wyglądał jak wyśniony książę z bajki, ale gdy ktoś jest dziedzicem, to na pewno znajdzie się jakaś, która się tym zainteresuje. Na szczęście to i tak była strata czasu gdyż każde takie spotkanie w jego przypadku kończyło się tak samo. Akademia była z pewnością pełna typowych księżniczek, z którymi nigdy nie potrafił się porozumieć. Więc jeśli jakikolwiek z jego związków potrwałby choćby tydzień, to by się na pewno zdziwiła. Teraz wystarczyłoby tylko aby dojechali już na miejsce by zacząć realizować plany, pomyślała malując usta szminką.

     

    Zarówno mi jak i Sophie towarzyszyły zupełnie różne plany i myśli o tym, co się stanie, gdy tam dojedziemy. Jedno nas jednak w tej chwili łączyło. Oboje rozmyślaliśmy, co nas tam spotka, ale na zupełnie różne sposoby. Prawdą było, że jak bardzo byśmy nie myśleli, nic nie mogło nas to przygotować na to, co nas czekało. W końcu dojazd się zakończył, a zarówno ja jak i Sophie zniknęliśmy z kolei, która zabrała nas na miejsce. Sophie w jednej chwili wyrosła jak z podziemi ubrana w swoją ulubioną żółtą sukienkę, a nad głową trzymała jak niemal zawsze swoją równie żółtą parasolkę, która jak uważała dodawała jej uroku. Wylądowała z niezwykle miłym i serdecznym uśmiechem, czekając na to, co ma nadejść.

    W jednej chwili zamiast w kolei znalazłem się na ziemi, z której dosłownie wyrosłem. Chwilę klęczałem na jednym kolanie podpierając się mieczem i rozglądając po okolicy, ubrany jak w czasie ostatniej kolacji rodzinnej. Chociaż nie bardzo mnie to obchodziło, to rodzice prosili bym ubrał najlepszy strój na rozpoczęcie akademii. W końcu uległem ich prośbą i tak zrobiłem. Powoli wstałem, unosząc miecz i chowając go do pochwy.

  9. Golding Shield/Karol Patris - Crystal/Felicja Romanis

    Moje rozmyślanie na temat słów Crystal skończyło się w momencie, gdy ponownie przemówiła księżniczka. Propozycja pomocy z pewnością byłaby bardzo na miejscu. Wiedziałem już, kim była dawna Crystal jednak nie mogłem zaprzeczyć, że jeśli chodzi o sprawy biznesu to znała się na tym lepiej niż ktokolwiek. Potrafiła manipulować ludźmi jak tylko chciała zawsze pokazując im to, co chcą zobaczyć. Jednak nie mogliśmy tego wszystkiego od tak porzucić. Księżniczka miała racje korporacja opiekowała się ogromną liczbą Equestrian i wpływała na rynek światowy. Chociaż tego nie chciałem to jednak chyba nie miałem wyjścia w końcu zobowiązałem się pomóc tym nieszczęśnikom.

    - To bardzo miłe księżniczko ofiarować mi pomoc mojego dawnego kapitana lub księżniczki roztaczającej miłość będę bardzo rad mogąc skorzystać z tego wsparcia - nagle jednak zmarszczyłem lekko brwi patrząc teraz to na księżniczkę Lunę to na Crystal.

     

    Gdy księżniczka do niej mówiła nie była w stanie nawet podnieść głowy wbijając wzrok w pościel. Cały czas starała się powstrzymywać łzy na samą myśl jak wiele zła wyrządziła. Chociaż obie księżniczki nie winiły jej tak samo jak ten gwardzista najwyraźniej. Ona jednak czuła się winna. Została ostrzeżona przez swego mentora. Ponadto to ona go zabiła a nie ten mroczny cień samej siebie, który dawniej stworzyła. Jedno zabójstwo pociągnęło za sobą falę kolejnych. Zamiast samej to zwalczyć mogła pójść natychmiast do księżniczki i do wszystkiego się przyznać a tak zrobiła same błędy w swoim życiu tworząc niewyobrażalne zło. Przez dłuższą chwilę panowała cisza w końcu jednak kobieta podniosła głowę i słabo się uśmiechnęła.

     

    - Nie musisz się dla mnie kłopotać księżniczko - odparła spokojnym głosem widząc jak ta wstaje. - Naprawdę wiele dla mnie zrobiłyście i dziękuje ci księżniczko Luno - teraz spojrzała w jej kierunku. - Za to, że tak we mnie wierzysz i że cały czas próbowałaś mi pomóc nawet wtedy - lekko westchnęła. - Teraz już wiem, kto odebrał moje wiadomości - znów się słabo uśmiechnęła. - Wystarczy wskazać mi drogę. Jestem pewna, że zdołam jakoś tam dojść - odparła już bardziej słabym głosem i nagle złapała się dłonią za głowę. Obraz przed oczami nagle jej się zaczął rozmazywać nie czuła się najlepiej była zmęczona. Jednak wiedziała, że musi odkupić swe winy krew za krew inaczej nie mogła. - Nic mi nie będzie - teraz jej głos był jeszcze słabszy.

     

    Volcanic Storm

    - Teraz już wiesz - odparł znajomy głos za plecami Cyrusa. Była to kobieta, która go cały czas szantażowała. Jednak teraz wyglądała inaczej. Była na twarzy bardziej zmęczona i strasznie blada. Wpatrywała się jak chirurdzy przyszywają palec Star. - Szukałeś i znalazłeś - odrzekła nie kierując na niego wzroku tylko nadal patrząc na nieprzytomną dziewczynę. - Od początku afiszując się swoją nienawiścią do dawnych władczyń musiałeś tu trafić a Crystal a ona zawsze dostaje to, czego chce - Podwinęła rękaw marynarki by ukazać mu taki sam symbol jak u niego na ręce. - Tam niema już miejsca dla takich jak my - stanęła pod ścianą kierując dłoń na szyję i wyciągając złoty medalik, w którym było zdjęcie jej i jej siostry, gdy jeszcze były kucykami. - A co do twoich pytań niedługo wszystko się wyjaśni. Crystal pozwoliła ci z nią chwilę porozmawiać, gdy się ocknie potem mam cię zabrać

  10. Miałem nadzieje, że naprawdę spokojnie to przemyśli i nie da się ponieść emocjom. Tu trzeba było zrobić to inaczej. Musiał istnieć jakiś sposób by utrzeć mu nosa. Jednak obawiałem się, że zanim znajdę go on znów się zemści. Nie sądziłem by od tak zostawił na spokojnie ten wybuch Elisabeth. Na pewno znów czegoś spróbuje a po tym, co stało się ostatnio byłem pełen obaw. Nic jednak już nie mówiłem skupiając się na eliksirze przynajmniej w pewnym sensie, bo teraz każda myśl u mnie goniła kolejną. Wtedy też spostrzegłem, że profesor już zaczął sprawdzać nasze prace. Przez to całe swoje roztargnienie nie byłem pewny czy wszystko zrobiłem jak należy. Chociaż konsystencja wyglądała jak należy.

     

    Któremuś z gryfonów najwyraźniej nie do końca coś wyszło pomyślałem kierując wzrok ku sykowi i widząc pianę, która wycieka z kociołka. Obserwowałem dalej jak zbliżał się coraz bardziej do nas. Słysząc ocenę Toma niczego innego się nie spodziewałem a jednocześnie to mnie przerażało. Potrafił się w pełni skupić nawet po tym, co zaszło na lekcji, co takiego kryło się w tej jego głowie? Gdy był już przy stoliku Stephanie i Adelii wiedziałem, że zaraz nasza kolej. Uśmiechnąłem się jednak lekko słysząc, że tym razem Stephanie poszło lepiej niż ostatnio. W końcu nadeszła nasza kolej, przez co trochę się denerwowałem jednak, gdy usłyszałem profesora odetchnąłem z ulgą. Najwyraźniej nie było powodu do zmartwień. Jeszcze bardziej jednak ucieszył mnie fakt, że udało Elisabeth pomimo tego, że zapewne była bardziej roztargniona ode mnie, co nie było niczym dziwnym.

     

    - Jeśli będziesz chciała potem poćwiczyć mogę ci pomóc - odrzekłem chcąc rozluźnić trochę te ponurą atmosferę. Mimo że nadal nie byłem przekonany by już zabierała się za treningi to wiedziałem, że i tak jej nie powstrzymam, więc lepiej bym był przy niej. Przy okazji zgasiłem ogień jak prosił profesor i zacząłem napełniać większą fiolkę eliksirem zgodnie z instrukcjami czekając na jej odpowiedź.

  11. Golding Shield/Karol Patris - Crystal/Felicja Romanis

    Kobieta, która niewielkimi łyczkami piła wodę nadal wyglądała jakby nie bardzo mogła uwierzyć by istniało coś takiego jak sklep, który jest na całym świecie. Zrozumiała, że nie są to żarty dopiero w chwili, gdy usłyszała jak księżniczki napominają o jej amnezji i gdy spojrzała na bardzo poważną minę Goldinga, gdy te pytały o jej zastępcę. Wyraz twarzy, który się u mnie pojawił nie był bez powodu, bo spełniła się wizja, której najbardziej się obawiałem.

     

    - W chwili, gdy zawiązaliśmy współpracę z Crystal kucyki, które z nami były zażądały, że gdyby doszło do takiej ewentualności ja mam zastąpić Crystal - westchnąłem ciężko na samą myśl. - Dawno uważali, że będę władcą nowej, Equestrii którą tworzymy, że ich poprowadzę - nagle spojrzałem na księżniczki. - Nie myślcie tylko, że kiedykolwiek chciałem zająć wasze stanowisko. Nigdy nie chciałem niczym rządzić po prostu chciałem im pomóc, bo czułem , że muszę - znów lekko westchnąłem. - Nie muszę wracać mogę wszystkim kierować stąd jednak i tak będzie trzeba zrobić konferencje prasową i to wszystko wyjaśnić. Dawna Crystal uwielbiała takie cyrki - sama myśl o tym, że miałem tym wszystkim teraz kierować mnie odtrącała. Bycie liderem to jedno, ale świat biznesu. Byłem żołnierzem a nie specjalistą w prowadzeniu firmy. - Musimy jeszcze ustalić, co powiemy w organizacji o Crystal, gdy tam później ze mną wyruszysz księżniczko. Przedstawiciele innych ras nie bardzo za nią przepadali i nie wiem czy uwierzą w jej przemianę - nagle Crystal odsunęła szklankę od ust.

     

    - Czy ja coś im zrobiłam? - spytała niepewnie a jej warga zaczęła lekko drżeć.

    - Po pierwsze to nie ty - powiedziałem twardo patrząc na nią. - Po prostu twoje dawne ja nienawidziło nikogo, kto nie urodził się kucykiem i stąd ta wzajemna niechęć - odrzekłem w skrócie. Crystal lekko posmutniała.

    - Mam krew na tych tak zwanych rękach prawda? - powiedziała patrząc z załzawionymi oczyma na swoje dłonie. Nie czekała jednak na odpowiedź tylko spojrzała na księżniczki. - Czy mogę na chwilę wyjść do toalety? - spytała siląc się na uśmiech. Zmrużyłem lekko oczy. Coś mi się nie podobało w tym pytaniu. Czemu nagle chciała wyjść po nim? Ona chyba nie chce...

     

    Crystal/cień

    - Nic nie było żartem - odparła, gdy czerwony blask odbił się w jej oczach. Z jej mrocznego kopytka zaczął wypływać czarna niczym noc macka owijając się wokół ręki Cyrusa i robiąc sobą na niej czarne znamię. - Trucizna krąży w tobie wyczuwam ją, ale to będzie coś innego. Potraktuj to, jako dar ode mnie - istota spojrzała prosto w jego oczy. - Sam jesteś jak trucizna poza tym niszczysz wszystko, na czym ci zależy pytanie brzmi czy i ona podzieli ten los z twojej winy? - powoli zabrała kopytko, gdy na ręce mężczyzny pozostał ciemny ślad. - Na zewnątrz jest samochód pojadą z tobą po jej palec potem zabiorą cię na operacje gdzie go przyszyją. Jak sam pewnie wiesz jak z wami jechać nie mogę w obecnym stanie. Jednak wkrótce ponownie się spotkamy, bo wszystko ma swą cenę - odparła z błyskiem w oczach.

  12. Golding Shield/Karol Patris - Crystal/Felicja Romanis

    Ostatnio słyszałem i widziałem zdecydowanie za wiele rzeczy, których zwykły gwardzista nie powinien nigdy napotkać w swoim życiu. Słysząc opowieść Crystal miałem wrażenie jakbym cofnął się w czasie. Słyszałem o tamtych dawnych czasach jednak nie sądziłem, że tak to wyglądało. Niektóre kucyki często same się izolują jednak, co się dzieje z tymi, które zostają zmuszone do tego losu? Najwidoczniej przykład tego miałem tuż przed sobą. Natomiast Crystal cały czas miała opuszczoną głowę i dopiero, gdy usłyszała głos księżniczek ponownie podniosła głowę. Nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Spodziewała się potępienia, kary lub wygnania a to i tak nigdy by nie naprawiło zła, które wyrządziła. Ale nigdy nie pomyślałaby o zrozumieniu. Ponownie z jej oczu popłynęły delikatne łzy.

     

    - Ja nie wiem, co powiedzieć - odrzekła kręcąc głową jakby nadal nie była w stanie w to uwierzyć. - Na pewno będzie coś, co będę mogła zrobić by, choć w części naprawić zło, które wyrządziłam zrobię cokolwiek chcecie - nagle spostrzegłem na sobie wzrok księżniczki i domyśliłem się, co chce mi przekazać. Powoli nalałem wody do szklanki i podszedłem do kobiety na łóżku, gdy tylko się zbliżyłem skierowała na mnie swój wzrok i delikatnie się uśmiechnęła sięgając po naczynie. Gdy jednak zbliżyła do mnie dłoń zaraz zabrała ją zaskoczona patrząc na mnie. - Jesteś Golding Shield prawda? - spojrzałem na nią zdziwiony.

    - Skąd wiesz?

    - To dziwne, ale gdy cię dotknęłam poczułam twoją aurę taką samą jak wtedy, gdy widziałam cię w szachownicy - nagle jej wzrok spoważniał. - Potrzebowała ciebie

    - Do czego? - spytałem dość poważnie.

    - Tamten przedmiot, którym mnie męczyła chciała wchłonąć jego magię, ale do tego potrzebowała więcej mocy. Dlatego wybrała ciebie, bo zauważyła, że masz dużo energii magicznej. Miałeś być jej posiłkiem potem miała skończyć rytuał z tamtym przedmiotem i na koniec skraść magię księżniczek by stać się niepokonaną - opuściła lekko głowę w zmartwieniu mówiąc to. Zmarszczyłem lekko brwi słysząc to wszystko

    - Czy pamiętasz cokolwiek? Pamiętasz, że nazywasz się w tym świecie Felicja Romanis i kierujesz światową korporacją? Wiesz coś o tym? - mrugnęła kilkukrotnie słysząc jego słowa.

    - Felicja? Korporacja? Czy to coś jak prowadzenie sklepu? - nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. Nie byłem pewny jak to teraz wyjaśnić opinii publicznej by nie domyślili się prawdy. Może zwalić to na słaby stan zdrowia?

    - Tak sklepu, który jest na całym świecie - odrzekłem ponuro.

    - To zabawne. Kto by zdołał kierować tak wielkim sklepem? - spytała pijąc spokojnie wodę. Skierowałem wzrok na księżniczkę jakby nie wiedząc, co mam teraz zrobić. Na dodatek zastanawiałem się, co z Lust. Dokąd ona poszła i co mogło być ważniejsze niż to, co się teraz działo tutaj?

     

    Crystal/Cień

    - Mój drogi chłopcze negocjacje, co do tego już trwają, więc spróbuj wyrażać się subtelniej - powiedziała zataczając koło wokół niego - Dlaczego kucyki ziemskie czy pegazy są gorsze od nas? Bo tylko my możemy mieć potęgę, która może przerazić Celestię. Widzisz za czasów panowania Discorda kucyki starały się bronić jednak to wszystko spełzło na niczym gdyż potęga władcy chaosu była zbyt wielka. Niewielka grupa jednorożców opuściła krainę szukając mocy, która go zniszczy raz na zawsze. Stworzyli nowy rodzaj potężniejszej magii jednak nim zdołali jej użyć przeciw niemu ten został zmieniony w kamień przez księżniczki. Nigdy już nie wrócili dalej zagłębiając się w tej magii, ale one się w końcu o nich dowiedziały. Bojąc się o swoje rządy wraz z gwardią królewską zrównały ich siedziby z ziemią niszcząc niemal wszystkie ich zapiski uznając je za zakazaną wiedzę - byt lekko zmrużył oczy wspominając to. - Dlatego właśnie jesteśmy lepsi od nich. Jednak, jeśli chcesz litości wobec niej mogę ci ją dać jednak coś za coś - ponownie zmrużyła oczy i wyciągnęła w jego kierunku cieniste kopytko. - Złap mnie a gwarantuje, że jeszcze dziś przyszyje jej tego palca i znów ją zobaczysz

  13. Otworzyłem szeroko oczy jednak nie z powodu kolejnego pocałunku ze strony Elisabeth a z powodu tego, co usłyszałem. Niestety jednak to, co mówiła było tylko zaprzeczeniem prawdy. Wiedziałem, że pod tym płaszczem ognia nadal krył się jej strach. Właśnie to mnie martwiło, bo ona nigdy nie przejawiała strachu tak przynajmniej było do czasu aż nie pojawił się on. Ponownie spojrzałem na niego dalej ją słuchając. Nie byłem pewny czy taki atak by się powiódł. Wciąż miałem w pamięci to, co zaszło, gdy rzucono na nią urok. Wtedy też miał się niczego nie spodziewać. A jednak był gotowy na każdy mój ruch. Czytał ze mnie jak z otwartej księgi wcale bym się nie zdziwił gdyby w tym momencie nie było inaczej. Uczeń to prawda, że nim był a jednak nie taki jak my, bo nie posiada naszych skrupułów. Nadal pamiętałem jego pozbawioną emocji twarz i grożenie śmiercią w skrzydle. Zwykły uczeń taki nie jest. Kiwnąłem tylko głową, gdy odrzekła, że pójdzie po składniki. Nie musiałem czekać długo aż wróciła. Jednak znalazłem przepis nim o to poprosiła gdyż zacząłem go szukać, gdy tylko odeszła czasem trzeba być przewidywalnym.

     

    - Upewnij się, że pazury są odpowiednio sproszkowane a następnie wrzuć je do kociołka - powiedziałem w jej stronę samemu to robiąc. Gdy wsypywałem zawartość opakowania znów spojrzałem na Elisabeth. - Nie wszystko jest takie jak się wydaje - znów skierowałem wzrok na kociołek. - Zacznij mieszać i powoli dolewać w niewielkich ilościach krew byle nie wlała ci się cała fiolka na raz - ponownie podniosłem głowę w jej kierunku i tylko kątem oka patrzyłem na eliksir. - Strach nie jest czymś, czego trzeba się wstydzić, bo każdy się czegoś boi grunt by nie robić pod jego wpływem głupot - moje oczy ponownie skierowały się na recepturę, gdy tylko fiolka została już pusta. - Teraz wlej zawartość buteleczki z sokiem jednym chluśnięciem każdą po kolei i mieszaj energicznie przez następne 5 minut - Podwinąłem rękawy i zacząłem mieszać dalej przy tym mówiąc. - Wygląda jak każdy, ale taki nie jest. Nie każdy wygraża śmiercią jakby to nic nie znaczyło. A jeśli stracę ciebie nic mi już na tym świecie nie pozostanie - odrzekłem opuszczając wzrok.

  14. Golding Shield/Karol Patris - Crystal/Felicja Romanis

    Skierowałem ponownie swój wzrok na Lust słysząc jej słowa. Nie chciała tutaj zostać? Wiedziałem, że nie bez powodu chciała się ulotnić. Jednak gdzie chciała iść? Chciałem ją nawet spytać gdzie się wybiera nim jednak zdołałem otworzyć usta księżniczka już zaczęła mówić a Lust zmyła mi się z oczu. Co ona znowu wymyśliła? Chodziło mi to pytanie po głowie do czasu aż skupiłem się na opowieści księżniczki. Dziwnie było patrzeć jak ktoś w wieku Crystal poznaje historie, którą znają nawet źrebaki. Jednak, czemu się tu dziwić? Zauważyłem, że  w opowieści księżniczka pominęła kilka istotnych faktów, które mi wcześniej przekazała jednak domyślałem się, co było tego powodem. Crystal zdawała się jednak tego nie zauważać. Poza wyglądem zupełnie nie przypominała osoby, którą do tej pory znałem. Jednak jak teraz spiszę się, jako Felicja Romanis właścicielka światowej korporacji? Czy ona się, choć trochę na czymś takim znała? Gdy tylko księżniczka przestała dalej opowiadać zauważyłem jak podaje mi naczynia bym mógł się napić. Podziękowałem szczerze za ten gest i przyjąłem to. Nie mogłem ukryć, że czułem się naprawdę spragniony. Jak mogłem kiedykolwiek zwątpić w naszą księżniczkę? Nawet w takiej sytuacji potrafiła myśleć o kimś takim jak ja. Nigdy więcej już tego nie zrobię.

     

    Crystal wpatrywała się w księżniczkę najwyraźniej nawet nie zauważając wyjścia nieznajomej kobiety. Każde słowo, którego jednak słuchała wprawiało ją w zachwyt i jednocześnie szok. Nigdy by nawet nie pomyślała, że Equestrie tak wiele spotkało przez te lata. Gdyby tylko jej mentor mógł to wszystko widzieć byłby zachwycony. Na chwilę jednak posmutniała uświadamiając sobie, co go spotkało. Wprawdzie zostało mu i tak niewiele czasu, ale nic jej nie usprawiedliwiało. Nie była do końca pewna jak ma teraz żyć, jako istota, której zupełnie nie zna i mając sumienie obarczone najgorszymi możliwymi zbrodniami. Jej dłoń lekko się zatrzęsła na łóżku na samą myśl o tych wszystkich strasznych rzeczach, których dokonała. Gdy opowieść księżniczki dobiegała końca dotarł do niej drugi głos do tej pory nieprzytomnej kobiety. Księżniczka Luna wydawała się ją rozumieć wiedzieć, co jej chodzi po głowie uśmiechnęła się bardzo słabo z oczami pełnymi smutku na samą myśl, że znów musi przywołać tamte dni, o których chciałaby zapomnieć, ale obiecała, że powie i chciała dotrzymać słowa.

     

    - Dziękuje - powiedziała słabo w jej kierunku jakby próbowała zebrać odwagę. - Myślałam, że to był sen, ale pamiętam już wtedy - z jej oczu popłynęło kilka kropel łez, które opadły na pościel. - Byłaś tam wtedy, gdy ona używała tego złego przedmiotu przyszłaś by mi pomóc, chociaż wcale nie musiałaś. Ona wciąż powtarzała, że jestem nikim i że nikomu na mnie nie zależy, że zostanę zapomniana i zaczęłam w to wierzyć tak bardzo - znów posmutniała. - Nie zasłużyłam sobie na twoją pomoc księżniczko, bo to ja zaczęłam to wszystko z powodu głupiego strachu - nagle westchnęła próbując zebrać odwagę by znów przemówić.

     

    - Urodziłam się w czasach, gdy kucyki prowadziły jeszcze często koczownicy tryb życia. Pierwsze miasteczka dopiero powstawały a harmonia i przyjaźń jeszcze nie wszystkich dosięgała. Po waszej bitwie wiem, że ty księżniczko - zwróciła się do Celestii. - Próbowałaś nad tym wszystkim zapanować jednak samotne rządy i rosnąca kraina nie były łatwe do opanowania - na chwilę znów się zamyśliła nad tym wszystkim by zaraz kontynuować. - Nic nie wiem o swoich rodzicach poza tym, że prawdopodobnie byli właśnie takimi koczownikami gdyż w miasteczku, w którym zostałam porzucona nikt nie napotkał żadnej klaczy, która spodziewałaby się dziecka w tamtym czasie. Zostałam porzucona w środku nocy na schodach sierocińca i tam też nadano mi imię, na które dziś wszyscy patrzą z odrazą - ponownie lekko posmutniała wspominając to wszystko do tego stopnia, że jej oczy lekko się zaszkliły.

     

    - Każdy pragnie czegoś w życiu a ja zawsze pragnęłam mieć prawdziwą rodzinę lub przyjaciół. Niestety nie potrafiłam się dopasować, co sprawiało, że zawsze byłam odtrącana przez rówieśników. Nasze opiekunki, choć były wspaniałe nie mogły zapanować nad takimi tłumami źrebaków i nie miały dla wszystkich czasu. Była tylko jedna, która spędzała ze mną czas - ponownie posmutniała, gdy wspominała ten okres. - Wiele mnie nauczyła i bardzo mnie lubiła. Sama wiele razy mówiła, że chętnie by mnie zabrała gdyby nie to, że już ma rodzinę. Często, więc była nieco przybita z powodu, że nie może mi pomóc. W miarę wspólnego spędzania czasu zauważyła, że jestem niezwykle zdolna w dziedzinie magii i alchemii. Właśnie kilka miesięcy później ty do nas przybyłaś księżniczko Celestio w odwiedziny. Moja opiekunka bardzo chciała byś mnie poznała jednak ja zbyt się bałam, że już jej nie zobaczę i poprosiłam by jeszcze z tym zaczekała zgodziła się jednak obiecując, że przy kolejnej wizycie już na pewno o mnie napomknie - znów lekko westchnęła wspominając kolejne dni.

     

    - Czas płynął dalej a mi nadal brakowało przyjaźni rówieśników. Pewnego dnia podczas wspólnego posiłku słyszałam jak kilkoro z nas rozmawiało, że w okolicznym lesie dzieje się coś strasznego. Miejscowe kucyki widziały tam czasem jakieś błyski na niebie i słyszały podobno jakieś głosy. Pomyślałam, że to moja szansa. Chciałam tam wejść w środku nocy i pokazać im, jaka jestem dzielna i tym samym w końcu zdobyć ich akceptacje. Gdy tylko zaszła noc wymknęłam się z sierocińca prosto do lasu. Oczywiście nie był to mądry pomysł, bo zgubiłam się w nim. Minęło wiele godzin od mojej ucieczki a ja chodziłam zmarznięta i głodna szukając drogi do domu. Jednak zamiast niej znalazła, co innego a była to wieża postawiona w samym środku lasu. Nie myślałam nawet jak bardzo to niebezpieczne po prostu tam weszłam szukać schronienia. W środku nie było nikogo, ale widać, że miejsce było zamieszkane. Wszędzie otaczały mnie różne nieznane mi rzeczy jak i księgi, których nigdy nie widziałam ponadto w kominku nadal palił się ogień. Szybko przetrząsnęłam budynek w poszukiwaniu spiżarni - ponownie zamilkła jakby kolejne słowa były coraz bardziej bolesne.

     

    - Niedługo później wrócił właściciel wieży, który podobnie jak ja okazał się jednorożcem i był bardzo zdziwiony widokiem źrebaka w swoim domu. Ponieważ jednak pora była późna postanowił, że odprowadzi mnie do miasteczka z rana. Podczas tego czasu on wrócił do swych badań i gdy on był nimi zajęty ja zainteresowałam się jego stołem alchemicznym, bo wyglądał na znacznie ciekawszy niż ten z sierocińca. Dopiero po pewnej chwili zauważył, że skorzystałam z niego jednak nie był zły a zdziwiony tym, co tam zrobiłam. Kolejne godziny pokazywał mi różne rzeczy i widząc, że mam niesamowity talent postanowił, że zostanę jego uczennicą - na jej twarzy pojawił się słaby uśmiech na to wspomnienie i zaraz znów zaczęła.

     

    - Okazało się z czasem, że to on był odpowiedzialny za tajemnicze zjawiska, które przestraszyły mieszkańców. Wybrał tą część doliny by się odizolować od kucyków. Opowiedział mi, że dawniej uczył się magii w Canterlocie i należał do grona obiecujących jednorożców. Jednak jego teorie nie zachwycały grona naukowego. Jedną z nich była właśnie teoria innych wymiarów pewnie byłby niezwykle zadowolony widząc to, co się stało teraz, bo to byłby ostateczny dowód jego racji. Jednak opuścił Canterlot i wybrał życie z dala od innych kucyków gdyż nie był zadowolony, że przyjaźń była uznana za najpotężniejszą magię. Chciał wszystkim pokazać, że tylko samodoskonaleniem można osiągnąć jej ostateczny poziom. Podróżowaliśmy razem przez wiele lat i stawaliśmy się sobie bliscy niczym ojciec i córka. Obserwowaliśmy wszelkie ważne wydarzenia w dziejach Equestrii i je zapisywaliśmy. Badaliśmy pozostałości po dawnych cywilizacjach kucyków czy też zgłębialiśmy całą historie naszej krainy - widać było, że na te wspomnienia robiło jej się naprawdę miło jednak trwało to niewielką chwilę, bo zaraz znowu posmutniała bardziej niż dotychczas.

     

    - Niestety w końcu czas dopadł mego mentora. Starzał się a jemu brakowało już sił. Poszukiwałem jakiegoś lekarstwa, które mogłoby zatrzymać ten proces tak jak to było z wami. Nie chciałam się pogodzić, że wkrótce znów zostanę sama. Przeszukując liczne księgi znalazłam pomoc w dziedzinie tych najbardziej mrocznych. Istniał sposób przedłużenia życia jednak wymagał on ofiary. Gdy jednorożec umierał wydzielał z siebie ostatnią siłę magiczną, którą można było pochłonąć i tym samym wydłużyć swoje życie. Zachwycona pobiegłam mu o tym powiedzieć ofiarując mu przy okazji swoje życie by mógł dokończyć swoje badania ponadto moje życie bez niego i tak nie miało dla mnie sensu. Jednak ten się wściekł krzycząc, że jest to niezgodne z prawami natury i mam natychmiast porzucić ten odrażający pomysł. Uciekłam zapłakana po tym, co usłyszałam jednak, gdy dalej badałam księgę okazało się, że zaklęcie ma też inny proces. Według niego duszę jednorożców miały się łączyć po jego żuczeniu. Zdesperowana do jego posiłku dosypałam trucizny wiedząc, że niewiele czasu mu i tak zostało a tak będziemy już zawsze razem - ponownie z jej oczu popłynęły łzy. - Patrzyłam ze łzami w oczach jak umiera i rzuciłam zaklęcie jednak nie dostałam tego, czego oczekiwałam a gdy zdałam sobie, co zrobiłam uciekłam przerażona z miejsca, które nazywałam tyle lat domem - lekko się uśmiechnęła.

     

    - Wróciłam do dawnego miasteczka, w którym się wychowałam chcąc odpokutować to, co zrobiłam. Zostałam uzdrowicielką a mieszkańcy szybko mnie zaakceptowali nawet nie wiedząc, że jestem tym małym kucykiem, który zaginął wiele lat temu. Wszystko szło wspaniale czułam się cudownie mogąc pomagać tym kucykom. Jednak potem zaczęło się to - ponownie jej dłonie zaczęły się trząść. - Miałam koszmary, w których widziałam siebie jednak nie taką jak teraz. Byłam tam inna zła, sadystyczna i żądna władzy. Najpierw to ignorowałam jednak ten proces się coraz bardziej nasilał, gdy budziłam się z krzykiem w nocy. Zdesperowana zaczęłam szukać odpowiedzi w wieży, której dawniej mieszkałam i tam ją znalazłam. Okazało się, że zaklęcie, którego użyłam na mentorze mnie wyniszczyło i stworzyło coś mrocznego, co tkwiło we mnie. Według rady musiałam sama to pokonać. Oddałam się w stan medytacji i stoczyłam z nią walkę o swoją duszę. Pomimo że zwycięstwo miałam na wyciągnięcie kopytka wygrała podstępem wykorzystując moją naturę przeciw mnie. Wtedy też zostałam więźniem własnej mocy a ona przejęła władzę - skończyła mówić wyjątkowo smutnym głosem i spuszczając na chwilę głowę by zaraz ją znów podnieść. - Nic nie naprawi zła, które wyrządziłam. Nie oczekuje wybaczenia ani zrozumienia i jestem gotowa poddać się karze, jaka by nie była, chociaż to i tak nie zdoła naprawić krzywd, które wyrządziłam

     

    Crystal/Cień

    - Czasem warto się zastanowić 2 razy nim coś się powie - odparła istota nawet się nie ruszając tylko na niego spoglądając ze zmrużonymi oczyma. - Wyjście w tej chwili oznacza śmierć. Dachy zostały zajęte, jeśli więc wyjdziesz rozstrzelają cię - westchnęła spoglądają na swoje kopyto, które znów lekko zanikało. Ten świat naprawdę pochłaniał sporo jej sił życiowych w obecnej postaci. - Tak samo jak powinieneś wiedzieć, że jej życie jest zarówno w moich jak i twoich rękach - nagle powoli się ruszyła zataczając koło wokół stoliku. - Z tego, co mi wiadomo Little Star straciła palec a nie dłoń a przy naszej technologii jego przyszycie to nie problem. Jednak denerwowanie mnie sprawi, że zniknę i zanim ty się cokolwiek zrobisz ja już dawno wydam na nią wyrok i dam ci nagranie byś podziwiał każdą sekundę jej bólu i rozpaczy. Jednak nijak będzie się miało to do twojego bólu, który będzie ci towarzyszył przez resztę twojego życia, że miałeś szansę i ją zmarnowałeś zawodząc osobę, którą obiecałeś chronić - lekko westchnęła. - Powiedz mi, dlaczego tak właściwie zależy ci na życiu kucyka ziemskiego, którego nawet dobrze nie znasz?

  15. Nie spodziewałem się w sumie innego zadania niż uwarzenie kolejnego eliksiru. To nie powinno być zbyt trudne. Przestałem już skupiać się na braku obecności Toma i powszechnemu ku temu zdziwieniu. Musiałem skupić się teraz na lekcji. Gdy jednak dotarło do mnie, jaki eliksir mamy uwarzyć nie mogłem się powstrzymać przed niewielkim uśmiechem przypominając sobie poprzednią lekcje. Nagle jednak mój wzrok znów powędrował na Elisabeth z chwilą, gdy profesor napomknął o jej zdrowiu. Nawet nie byłem sobie w stanie wyobrazić, co ta żywiołowa dziewczyna musiała teraz przeżywać, gdy wszyscy myśleli, że jest jakaś słaba a wcale tak nie było. Nie znałem nikogo silniejszego od niej.

     

    Uwaga jednak wszystkich skupiła się teraz ponownie, na czym innym. Gdy tylko spojrzałem tam gdzie oni byłem w nie małym szoku widząc Toma kierującego się na swoje miejsce. Byłem pewny, że wcale się tu nie pokaże. A jednak przyszedł. Opuściłem wzrok w ławkę nie patrząc już na niego, ale wciąż słyszałem. Perfekcyjny uczeń nawet kłamał tak, że gdybym nie znał prawdy to pewnie sam bym mu uwierzył. Naprawdę nie wiedziałem, co o nim czasem myśleć. Lepiej było już nie drążyć tego tematu. Niestety ponownie musiałem podnieść wzrok jednak teraz było w nim przerażenie, gdy usłyszałem głos, którego nie chciałem słyszeć w tej chwili. Dlaczego to zrobiła? Pomyślałem patrząc na nią i przypominając sobie groźbę Toma ze skrzydła. Tak bardzo się teraz bałem o to jak bardzo się naraziła temu psychopacie. Czemu tego nie przemilczała i nie zacisnęła zębów jak ja? Głupie pytanie, bo to była ona i nie mogłem oczekiwać, że nagle stanie się kimś innym. Słysząc odpowiedź Toma moje zaniepokojenie tylko wzrosło. Wolałbym usłyszeć jakąś złość z jego strony, ale tak się nie stało. Był spokojny jak zawsze, co mnie przerażało jeszcze bardziej. Nagle ponownie skierowałem swoją dłoń na dłoń Elisabeth lekko ją ściskając i teraz patrząc na nią nie z gniewem a uśmiechem, którym chciałem dać jej wsparcie i odwagę. Wiedziałem, co teraz przeżywa. Gdy uwaga wszystkich nadal była skupiona na zamieszaniu, które wybuchło ja to wykorzystałem by do niej szepnąć.

     

    - Już dobrze to nie byłabyś ty gdybyś tego nie zrobiła - mówiłem ciepło, pokrzepiająco i z niezwykłym spokojem, co biorąc pod uwagę to, co się przed chwilą stało mogło zadziwiać. - Nigdy nie powinienem był tego od ciebie oczekiwać. Cokolwiek się nie stanie stawimy temu czoła razem dobrze? - spytałem w jej kierunku nie zaprzestając uśmiechu.

  16. Gdy tylko spostrzegłem jak Elisabeth próbuje spojrzeć za siebie wiedziałem już, że mój pomysł się nie powiódł. Najpewniej zauważyła, że ją od czegoś odciągam i dlatego chciała to zrobić. Byłem pewny, że zauważyła Sophie, bo czułem jak już chciała się ode mnie uwolnić. Zastanawiałem się, co powinienem teraz zrobić jednak na szczęście nie musiałem nic. Nagle pojawił się profesor a Elisabeth zaczęła powoli tracić zainteresowanie moją kuzynką. Czekałem spokojnie tuż obok niej czekając aż nabierze ochoty by w końcu wejść. Nie było to spowodowane niczym innym jak tym, że po prostu chciałem wejść wspólnie z nią.

     

    Gdy tylko znaleźliśmy się w klasie zacząłem zastanawiać się, co dalej? Wiedziałem, że niedługo Elisabeth zacznie ćwiczenia do quidditcha nie zważając na to, że jest osłabiona. Miałem nadzieje, że mój eliksir wystarczy by wytrzymała te treningi. Teraz jeszcze Sophie, na którą jest wściekła. Gdyby nie pojawienie się profesora to by nawet nie zważała na to, że jest osłabiona tylko by ją zaatakowała zapewne. No i wisienka na torcie w postaci Toma. A skoro o nim mowa nagle usłyszałem jak profesor o nim mówi. Tom wagarował? To nie było w jego stylu. Nagle poczułem na sobie spojrzenie Elisabeth i na chwilę chwyciłem jej dłoń pod stołem.

     

    - Nie warto - szepnąłem wiedząc dobrze, o czym myśli. A jednak to zastanawiało, dlaczego krystaliczny Tom nie udał się lekcje tylko w zupełnie innym kierunku? Co takiego musiał tam zrobić? Czy mogło być coś ważniejszego niż jego reputacja? Szybko jednak zacząłem odciągać te myśli. Miałem przecież o nim nie myśleć. Musiałem skupić się teraz na lekcji.

  17. Golding Shield/Karol Patris - Crystal/Felicja Romanis

    Nigdy nie słyszałem jeszcze takich emocji dochodzących ze strony Lust. Nigdy nie uświadczyłem też jej łez nawet wtedy, gdy zginęła jej dawna przyjaciółka. Każde jej słowa było jak szpilka, która wbijała się coraz bardziej w moje serce powodując ogromny ból. Prawdą było, że byłem winny temu wszystkiemu. A jednak nie potrafiłem pozbyć się wątpliwości czy nadal będę po powrocie tym samym kucykiem, którego pokochała. Tak wiele się zdarzyło od tamtego dnia. Nie chodziło tu tylko o to, co zaszło w Equestrii. Ten świat nas zmieniał nawet, gdy staraliśmy się tego nie robić to jednak tak było. Wiedziałem, że jego zgnilizna zaczyna wpływać też na mnie. Dlatego się bałem tego, co może nadejść.

     

    - Lust ja naprawdę nie wiedziałem... - odrzekłem powoli do niej podchodząc i kładąc dłoń na jej ramieniu. Chciałem nawet w pewnym momencie ją przytulić jednak nie zrobiłem tego, dlatego że teraz nagle spostrzegłem, że Crystal miała otwarte oczy. Słyszałem dokładnie, co powiedziała. Jak długo mogło to trwać? Nie wiedziała, kim jest człowiek. Nic nie widziała. Nigdy nie widziałem takiej Crystal. To były zupełnie dwie inne osoby. Była przerażona niepewna tego, co się z nią stanie. Jej oczy to zdradzały tak jak drżący głos. Najwyraźniej będąc więźniem nic nie widziała. Sama Crystal wpatrywała się w szoku na te istotę, która do niej przemówiła. Jak wiele czasu minęło? Co się stało, gdy jej nie było?

     

    - Księżniczka Celestia? - powiedziała cichym i zszokowanym tonem. Pamiętała dokładnie dzień, gdy była źrebakiem i księżniczka odwiedziła ich w sierocińcu. Jej opiekunka tamtego dnia chciała z nią porozmawiać o niej z księżniczką i powiedzieć, że wydaje się uzdolnionym źrebięciem. Jednak tak bardzo się bała. Wtuliła się w kopytko swojej opiekunki pokazując, że nie jest gotowa, na co ona odpowiedziała uśmiechem, że jeszcze się wstrzyma do następnego przybycia księżniczki. Nigdy więcej jej już jednak nie widziała. A istota obok w żadnym stopniu jej nie przypominała. Ale czy ona, choć trochę przypominała dawną siebie? Nagle odwróciła się by spojrzeć na drugą istotę.

     

    - Mityczna księżniczka Luna została wygnana na księżyc wieki temu. Gdy ja przyszłam na świat minęło od tego czasu ponad 600 lat a według dawnych zapisków miała ona powrócić - nagle otworzyła szeroko oczy, bo teraz już wiedziała jak wiele czasu minęło, gdy ona była więźniem. Ten świat w żadnym stopniu nie był już taki jak ten, który ona znała. - Ja i mój mentor widzieliśmy wiele różnych zapisków dawnych jednorożców i spotykaliśmy nieznane kucykom istoty jednak to, czym jesteśmy teraz. Nigdy czegoś takiego nie widziałam - nagle zmarszczyła lekko brwi. Widać było, że, mimo że czasem mówiła dużo kosztowało ją to sporo wysiłku. - Czyli została zniszczona? - uśmiechnęła się lekko i znów położyła głowę na poduszczę. - Ty chciałaś zacząć księżniczko, więc proszę jak prosiłaś - powiedziała spokojnie. Jednak prawdą było, że Crystal bała się powiedzieć swoją historie i tego jak potępiona zostanie. Wciąż pamiętała słowa ze swego koszmaru z niedawna. Zawsze już będzie sama, bo nikt jej nie zrozumie tak właśnie brzmiały.

     

    Crystal/Cień

    Istota nie ruszała się słuchając długiej przemowy tego człowieczka. Spoglądała tylko słuchając każdego jego słowa. Mówiąc szczerze dawno nic jej tak nie rozbawiło jak on. Stawiał jej żądania najwyraźniej nie zauważając, kto tu jest na przegranej pozycji. Mogła z nim zrobić, co tylko chciała. Mógł być jej kolejnym posiłkiem i tyle by było z jego żądań i odgrywania bohatera. Jednak, po co? W końcu można było to inaczej rozegrać. W głowie Cyrusa nagle mógł rozbrzmieć ponury chichot.

     

    - Wiele mi o tobie mówiono, ale nie to, że jesteś zabawny - nagle czerwone ślepia się lekko zmrużyły. - Słysząc to wszystko mogę uznać, że uważasz mnie za złą. A czy próbowałeś poznać drugie dno tej historii? - spytała lekko przechylając cienistą głowę. - Moc? Ja im obiecałam coś więcej niż to. A mianowicie świat bez cierpienia. Taka Volcanic, którą poznałeś już na początku w sieci. Wiedziałeś, że kiedyś była zdolną uczennicą w akademii magii w Canterlocie? Musiała jednak zrezygnować z nauki, gdy jej rodzice zostali zabici w wymianie ognia między gwardią a buntownikami. Pozostała jej młodsza siostra, którą musiała się zająć. Długo żyły razem do czasu aż trafiły na Ziemie a wszyscy staliśmy się ludźmi. Przerażone ukrywały się po ruinach mając tylko siebie i unikając wrogów kucyków. Niestety niewielka grupa w końcu ich dorwała. Próbowały uciekać jednak dorwali siostrzyczkę Volcanic. Wciąż widziała jej przerażenie w oczach, gdy próbowała ją wciągnąć do siebie. Niestety oni byli silniejsi. Bezbronna i przerażona musiała słyszeć i widzieć to, co spotkało jej siostrzyczkę tylko, dlatego że dawniej była kucykiem a nikomu nie zrobiła krzywdy - zamilkła na chwilę by zacząć mówić dalej.

     

    - Slate wychowała się w niewielkim miasteczku Equestrii gdzie nie było nawet gwardii. Nie było to ważne miasteczko strategiczne. Mieszkały tam spokojnie zwykłe kucyki chcące tylko żyć spokojnie. Buntownikom to jednak nie odpowiadało. Wpadli tam i wymordowali całe miasteczko. Przeżyła tylko Slate cudem ukrywając się pod ciałami swych dawnych przyjaciół. Tamto wydarzenie naprawdę odcisnęło w niej wielki uraz psychiczny. Każdy z nich, kto do mnie przyszedł coś stracił. Bo co im dał Golding? On nie chciał wojny stał się słaby i szukał innego rozwiązania. Co by zrobiła Celestia? Poklepała ich po grzbietach skrzydłem i powiedziała coś by poczuli się lepiej? - niemal warknęła mówiąc to.

     

    - Nie Cyrusie to nie ja jestem zła a Celestia, która sprowadziła na nas zagładę. Ja też mam krew na kopytach jednak w przeciwieństwie do niej się z tym nie kryje. Świat, który dla nich tworzę będzie pozbawiony rozpaczy i słabości. Zmienimy się to prawda jednak żaden kurczak, robal, jaszczurka czy łysa małpa nigdy nie zagrożą światu, który tworzę. Więc powiedz z czystym sumieniem uważasz mnie za tą złą?

  18. Nie lubiłem niczego ukrywać przed nią. Wiedziałem, że wcześniej czy później i tak będę musiał powiedzieć jej prawdę. Jednak nie potrafiłem jeszcze teraz tego zrobić. Musiałem poczekać na odpowiednią okazje. Gdy poczułem jej mocny uścisk na dłoni zacząłem skupiać się na jej słowach. Zawsze już ze mną będzie? Czy to była obietnica? Czy nasze życie właśnie pójdzie w tym kierunku, że już zawsze będziemy razem? Miałem nadzieje, że tak będzie, bo poza nią nie byłem w stanie sobie wyobrazić nikogo innego. Tym bardziej mnie jednak bolało, gdy pomyślałem, że nie powiedziałem jej całej prawdy. Jednak z mojej twarzy zniknął ponury wyraz gdyż nie chciałem już jej tym denerwować a pojawił się już zwykły spokój.

     

    Nic nie mówiąc ruszyłem za nią do pokoju wspólnego a potem zaczekałem aż wróci z książkami. Oczekiwałem w spokoju nie poganiając Elisabeth. Domyślałem się, że musi spokojnie ich poszukać. Nie każdy ma dokładnie poukładane wszystko na miejscu. Po niej się akurat tego nie spodziewałem. W końcu jednak wróciła. Gdy ruszyliśmy ponownie wpadliśmy na jeszcze kogoś. Cieszyłem się jednak, że to nie Sophie. Nie byłem pewny czy Elisabeth by wytrzymała i się na nią nie rzuciła. Jednak widok Toma też mnie nie cieszył. Musiałem jednak pamiętać radę profesora, co do niego, dlatego zacisnąłem zęby, gdy pytał ją o to jak się czuje. Gdy zaczął odchodzić czułem się jak tchórz nic nie robiąc jednak wiedziałem, że jeśli się na niego rzucę oboje nas wpakuje w kłopoty a Elisabeth będzie na mnie niepotrzebnie zła. Nie chciała bym coś takiego robił.

     

    - Masz racje lepiej się tym nie interesować - stwierdziłem patrząc jak Tom odchodzi. Również byłem ciekawy gdzie idzie. Jednak im mniej wiedzieliśmy tym chyba lepiej dla nas. Zwłaszcza po tym, co niedawno się dowiedziałem o nim. Otworzyłem jednak szeroko oczy widząc, kto przechodził niedaleko szybkim krokiem. Bez problemu poznałem te fryzurę. Jednym ruchem objąłem swoją ukochaną ramieniem i zacząłem ją prowadzić w kierunku klasy. - Lepiej już chodźmy, bo się spóźnimy - powiedziałem ponaglająco.

  19. Zatrzymałem się na chwilę by przemyśleć to, co usłyszałem. Czy ona czytała mi w myślach czy byłem po prostu dla niej tak przewidywalny, że wiedziała, co mi siedzi w głowie? Cokolwiek to nie było dostałem odpowiedzi na pytania, który nie zadałem głośno i kolejne powody do rozmyślań. Alicornem, więc był jednorożec ze skrzydłami pegaza, którego ona najwyraźniej przyjęła wcześniej formę. Dlaczego w moich czasach nikt nie słyszał o tej rasie? Kolejną ciekawą informacją było to o ich mocy magicznej. Jeśli mówiła prawdę były znacznie potężniejsze od nas, jeśli chodzi o magię. Ciężko było w to uwierzyć. Skąd mogła się wziąć tak potężna rasa i jak wiele ich było? Pokręciłem lekko głową by wrócić na trzeźwe tory myślenia i znów ruszyłem za Fate nic nie mówiąc. Jeśli gdzieś kryły się odpowiedzi były one w mieście a każda kolejna rozmowa opóźniała poznanie tych, że odpowiedzi.

  20. Golding Shield/Karol Patris - Crystal/Felicja Romanis

    - Sama powinnaś wiedzieć jak ciekawska jest natura - skwitowałem w ten sposób jej odpowiedzi. Gdy pierwszy raz ją spotkałem po poznaniu prawdy sama powiedziała, że wybrała mnie z ciekawości. Ta sama ciekawość zaprowadziła nas na poszukiwanie odłamków tarczy i samego zaginionego miasta. Tak to dawało dowody, jaka ciekawość potrafiła być zgubna. Była ona jednak częścią naszej natury. Nie próbowałem nawet przekonać Lust by się położyła i tak nie chciała by mnie słuchać. Za dobrze ją pod tym względem znałem. Gdy tylko pielęgniarka wyszła chwilę milczałem zastanawiając się nad tym czy chciałem podjąć te rozmowę. Jednak i tak nie było szansy tego uniknąć a wcześniej czy później trzeba było to zrobić. - Dlaczego nie chcesz mi pozwolić dokonać dobrowolnego wyboru? Jesteś już wolna i pod niczyją kontrolą. Możesz zorganizować sobie życie, jakie tylko chcesz. Nie jestem ci już potrzebny. Widziałem zbyt wiele jak na jedno życie by móc żyć jeszcze normalnie - westchnąłem ciężko cały czas na nią patrząc.

     

    W tym czasie w sali, w której leżała Crystal ponownie poruszyła lekko powiekami. Tym razem jednak te zaczęły się lekko otwierać w bardzo ślimaczym tępię. Gdy jednak dawka dziwnego świtała uderzyła w oczy kobiety ta natychmiast je zamknęła. Nie pamiętała, kiedy coś takiego widziała. Na co dzień nie widziała ani światła ani ciemności. Jej więzienie nie potrafiło tego odwzorować. Jednak, co się właściwie stało? Ostatnie, co pamiętała to, gdy została okrutnie ukarana przez swoje mroczne wcielenie. Czuła okropny ból aż w końcu straciła przytomność. Czy to oznaczało, że nie żyje? Co ciekawe nie czuła również na sobie łańcuchów, które ją do tej pory krępowały. Czuła się jakoś dziwnie. Dlaczego nie czuła bólu? Ponownie próbowała otworzyć oczy a jednak ilekroć to robiła znów je zamykała. Światło było dla niej zdecydowanie za silne. Walczyła tak ze sobą dobrych kilka minut aż w końcu udało jej się spojrzeć na to, co ją otaczało przez ledwo otwarte oczy. Jednak, co to zobaczyła niemal sprawiło, że zamarła w przerażeniu. Obok niej leżała jakaś dziwna istota. Miała na sobie część sierści a jednak reszta jej ciała wyglądała jakoś dziwnie. Podczas wspólnych wypraw ze swym mentorem widziała różne stworzenia jednak coś takiego widziała pierwszy raz. Czy te stworzenie mogło być niebezpiecznym drapieżnikiem? Nie ruszało się, więc albo nie żyło albo spało.

     

    Cokolwiek to było musiała się stąd wydostać zanim ten stwór się ocknie. Powoli obróciła się na drugą stronę. Miała wrażenie, że jej ciało jest jakieś inne niż zwykle jednak potem będzie nad tym myśleć. Jednak, gdy tylko się obróciła zamarła z przerażenia widząc drugą podobną istotę. Ta nie spała, bo jej oczy były otwarte. Co to miało znaczyć? Gdzie ona znowu była? To wszystko nie wyglądało jak jej więzienie a miejsce, na którym leżała było znacznie bardziej wygodne niż chłodna posadzka, którą tyle czasu już znała. Czy to była jakaś nowa nie zrozumiała dla niej kara? Może to stworzenie rozumiało jej język. Spróbowała otworzyć usta jednak wydobył się z nich tylko dźwięk charakterystyczny dla otwarcia jamy ustnej. Ponownie spróbowała coś powiedzieć. W końcu po kilku minutach dźwięk ułożył się w słowa jednak bardzo słabe niczym szept.

     

    - Nie wiem, kim jesteś, ale radzę uważać znam bardzo potężną zapomnianą już magię. Umiem się, więc bronić - chciała by jej głos zabrzmiał groźnie jednak był zbyt słaby by tak się mogło stać. Więc jej groźba brzmiała tak jak by ofiara wypadku próbowała resztką sił dać jakąś przemowę. Chciała unieść kopytko w kierunku swojego rogu jednak, gdy tylko zbliżyła je do twarzy nie zobaczyła go tam. A jedynie dziwną nieznaną jej część ciała taką samą jak u istoty, do której mówiła. Teraz w jej oczach pojawił się strach, rozpacz i panika. - Co mi zrobiliście? - spytała słabym i teraz zrozpaczonym głosem.

     

    Crystal/Cień

    Gdy tylko Cyrus zapukał do drzwi te nagle się otworzyły. Jednak, co ciekawe nie było nikogo, kto by je otworzył. Za drzwiami była duża pusta sala a na jej środku był pojedynczy stolik z dwoma krzesłami na przeciw siebie. Gdy się lepiej przyjrzało stolikowi można było zauważyć na nim dwie figury szachowe. Jedna z nich przedstawiała królową a na przeciw niej stał pionek. Potem stało się nagle to. Wszystkie drzwi się pozamykały a na okna opadły ciężkie kotary, które z pewnością nie należały do łatwych do podniesienia. Niedługo potem mężczyzna mógł poczuć lekkie muśnięcie w policzek a gdy spojrzał przed siebie mógł zobaczyć parę nienaturalnych w pełni czerwonych ślepi spoglądających na niego.

     

    - Witaj chłopce - powiedział głos, który nie brzmiał jak typowy głos. Nie on nie trafiał do uszu a do wnętrza jego umysłu. Teraz Cyrus został sam na sam uwięziony z tajemniczą istotą, która przypominała kucyka utkanego z samego mroku. Sama istota zaczęła powoli kierować się w jego kierunku.

  21. Powinienem się domyślić, że Elisabeth zauważy, że coś jest nie tak. Znała mnie po prostu już zbyt dobrze podobnie jak ja zresztą ją. Zbyt bardzo pochłonąłem się we własnych ponurych myślach i nie ukryłem emocji, które teraz ona dostrzegła. Tylko, co miałem jej powiedzieć? Nie chciałem by teraz przeżywała kolejne rozterki. Niedawno, co wyszła ze skrzydła i nadal była zmęczona do tego stopnia, że musiałem dać jej jeden z moich eliksirów by przetrwała do końca lekcji. Cała sytuacja jednak zaczęła się zmieniać, gdy koło nas zdarzyła się zabawna scena pomiędzy naszymi "ulubionymi" znajomymi. Muszę przyznać, że w samą porę, bo teraz Elisabeth skupiła się na tym, co się działo wokół nas. Nawet mnie rozbawiały przekomarzanki Vivienne, z Mulciberem i resztą jej tak zwanych przyjaciół. Jednak, gdy tylko się wszystko skończyło znów poczułem wzrok Elisabeth na sobie. Spojrzałem na nią i uniosłem dłoń dotykając jej policzka.

     

    - Po prostu przypomniałem sobie jak to było zanim spotkałem ciebie - zbliżyłem się do niej i lekko ją przytuliłem patrząc w jej oczy. - Wyobraziłem sobie, jakie byłoby moje życie bez ciebie. Gdybym nadal był związany okowami rodzinnymi - pochyliłem głowę by lekko pocałować ją w usta. Prawdą było, że nie kłamałem. Po prostu pominąłem część moich rozmyślań. Po prostu nie mogłem jej okłamać nie byłem w stanie. Nawet teraz, gdy nie mówiłem jej wszystkiego czułem się jak drań. Próbowałem sobie to wyjaśnić, że robiłem to po prostu, dlatego że się o nią bałem, ale nawet z takim wyjaśnieniem nie czułem się z tym najlepiej. Przerwałem pocałunek by chwycić jej dłoń. - Chyba powinniśmy powoli iść na zajęcia prawda? - spytałem uśmiechając się ciepło w jej kierunku.

  22. Golding Shield/Karol Patris - Crystal/Felicja Romanis

    W milczeniu szedłem przyglądając się całemu obiektowi. Spodziewałem się, że pojedziemy do zwykłego szpitala. Będą nas otaczali lekarze i pielęgniarki ze wszystkich stron. Ale tak jednak nie było. Budynek, w którym byliśmy zupełnie różnił się od tego z moich wyobrażeń. Gdybym wcześniej nie wiedział nawet bym nie pomyślał, że to szpital. Najwyraźniej jednak księżniczki nie chciały by ktokolwiek wiedział o tym, co się stało. Nie mogło to dziwić. Byłem pewny, że jak tylko się ocknie zacznie się dość ciekawa rozmowa, której niewtajemniczeni nie powinni słuchać. Pytanie jednak brzmiało jak długo będzie nieprzytomna? Rozmyślania na te tematy minęły mi, gdy tylko dobiegła do mnie Lust. Miałem wrażenie jakby wiedziała, że trochę się zdenerwowałem tym, że nie dostanę odpowiedzi, bo nagle sama zaczęła odpowiadać na pytania, które wcześniej zadałem.

     

    - Być może i masz racje jednak to nadal ona jest odpowiedzialna za powstanie tamtego potwora - odrzekłem nawet na nią nie patrząc i idąc dalej rozglądając się przy okazji. Dopiero po jej ostatnich słowach skierowałem wzrok na nią. Nie z powodu tego, co powiedziała a sposobu, w jaki to powiedziała. - Ciekawe nigdy nawet nie zauważyłem byś okazała, choć część smutku. Czy jest coś, co powinienem wiedzieć? - spytałem wbijając w nią wzrok. Jednak nim zdążyła mi odpowiedzieć nagle pojawiła się pielęgniarka pytająca czy chcemy odpocząć. Mój wzrok zaczął wędrować od księżniczek do nieprzytomnej Crystal. Nigdy nie widziałem ich tak słabych jak teraz. To, co zrobiły musiało kosztować je naprawdę wiele mocy. Pomimo że sam byłem bardziej blady niż zwykle i czułem pewne zmęczenie. Nie chciałem ulec. Byłem ich gwardzistą i musiałem do końca ich strzec. Nie mogłem się poddać. Przejechałem dłonią po czole i spojrzałem na pielęgniarkę.

     

    - Mi nic nie będzie. Ktoś w końcu musi tu czuwać - powiedziałem przy okazji usiłując się uśmiechnąć niestety nie do końca mi to wyszło. Jednak pewne zmęczenie czułem. Wiedziałem, że była tu też gwardia księżniczki nocy. Jednak chyba lepiej bym był gotowy im pomóc w razie potrzeby. Im nas więcej gotowych do akcji tym lepiej.

     

    W głowie Crystal jednak za dobrze nie było. Wciąż dręczyły ją koszmary. Ponownie była na czymś, co przypominało jej dawne więzienie. Jednak teraz była wolna. Nie było łańcuchów, które ją ograniczały do tej pory. Przed nią stała bliźniacza klacz, która uśmiechała się do niej chytrze nie odrywając od niej spojrzenia. W końcu otworzyła usta w jej kierunku.

    - Wiesz, że niema tu dla ciebie miejsca?

    - Przestań - powiedziała kuląc się na ziemi i przykładając sobie kopyta do uszu. W jej głosie była sama rozpacz a z oczu popłynęły łzy.

    - Jesteś zimną morderczynią. Zabiłaś go i dałaś mi życie. Każde życie, które odebrałam jest tak samo na moich kopytach jak i twoich

    - Nie! - wrzasnęła przez łzy. - Nie jestem taka. Nie chciała tego. Bałam się, że będę sama. Naprawdę nie chciałam tego wszystkiego - mówiła łkając do ziemi.

    - Zawsze będziesz sama. Nikt ciebie nie chce. Księżniczki ci nigdy nie wybaczą. Nikt tego nie zrobi. Tylko ja jestem ci bliska i nikt inny. Nie masz rodziny ani przyjaciół. Masz tylko mnie. Wkrótce do mnie wrócisz i oddasz mi ciało. Bo będziesz wiedzieć, że tu nie pasujesz. Jest tu miejsce tylko dla jednej z nas i dobrze wiesz, dla której

    - Nie! - wrzasnęła. W międzyczasie w rzeczywistym świecie kobieta poruszyła lekko palcem wskazującym. Na dodatek jej oczy wyglądały jakby lekko poruszyły się pod powiekami.

     

    Slate Violet

    Kobieta tym razem siedziała za biurkiem nawet nie patrząc czy Cyrus już idzie. Nie jej wzrok wbity był w folder leżący na biurku. Wciąż nie do końca wszystko rozumiała. Ale według słów Volcanic, które niedawno otrzymała było to zlecenie z samej góry, więc nie trudno było się domyślić, kto je zlecił. Co jednak Crystal mogła od niego chcieć? Co ich pani wymyśliła? Rozmyślania jednak dobiegły końca z chwilą, gdy drzwi stanęły otworem a w nich stanął osobnik, z którym wszystko się wiązało. Cóż, jeśli go zabije przynajmniej będzie go miała z głowy. Jednak zbyt dobrze znała już Crystal. Ona planowała coś zupełnie innego pytanie jednak, co? Nagle podniosła wzrok na niego, gdy ten zadał pytanie. Rzuciła nagle otwarty folder w jego kierunku.

     

    - Pojedź tam wejdź do środka i dostaniesz dalsze instrukcje na miejscu - odrzekła nie ukazując emocji. W folderze było zdjęcia starego najwyraźniej opuszczonego już magazynu patrząc na jego stan. Poza tym była tam kartka z jego adresem i dokładna mapa dojazdu. Kobieta nic więcej nie dodała tylko znów obróciła się w stronę okna jakby nie miała ochoty kontynuować tego tematu.

  23. Parsknąłem lekkim śmiechem na samą myśl o Elisabeth używającej mojej wody kolońskiej. Wiedziałem, że się ze mną droczy jednak obraz, na którym używa jej zrodził mi się głowie zaraz po tym, co powiedziała sprawił, że nie byłem w stanie powstrzymać śmiechu. Niestety nie byłem w stanie jej również czegoś powiedzieć na ten temat, bo ponownie zwróciła się do wszystkich pani profesor. Zacząłem rozglądać się po całej grupie i podobnie jak u mej ukochanej mój wzrok stanął na Hectorze i na chwilę kątem oka spojrzałem na Elisabeth.

     

    Nadal jej nic nie powiedziałem nie było okazji. Nadal pamiętałem tamtą noc. Hector był w niej prawdopodobnie zakochany a jednak nie chciał się mieszać do naszego obecnego związku. Chciał by Elisabeth była szczęśliwa i uważał, że ze mną jest. Nadal nie byłem do końca pewny czy powinienem to wtedy słyszeć i czy chciałem o tym wiedzieć. Dlatego nadal nie byłem pewny czy i ona powinna poznać te wiedzę. Czy bałem się, że mnie zostawi? Nie. Wiedziałem, że nasza miłość była szczera. Jednak miała i tak już wiele problemów nie chciałem by miała na głowie kolejne nawet tak niewielkie wbrew pozorom. Gdy profesor zaczęła oceniać nasze prace powinienem być zadowolony, że nam się udało a jednak na twarzy byłem pochmurny i wbijałem wzrok w ławkę. Po mych oczach widać było zamyślenie. Powodem tego znowu był Hector, bo gdy tylko usłyszałem o jego zaniżonej ocenie było mi go szkoda. Gdyby nie Elisabeth ja bym tam zapewne teraz stał samemu zamknięty na wszystkich i udający, że wszystko jest w porządku a tak by wcale nie było. Byłbym po prostu nieszczęśliwy i sam siebie oszukiwał. Dopiero, gdy wszyscy zaczęli wychodzić sam również ruszyłem idąc obok swojej dziewczyny i jej przyjaciółek nadal w milczeniu rozmyślając nad tym wszystkim.

  24. Golding Shield/Karol Patris

    Zmrużyłem oczy słysząc Lust. Ciężko było mi ukryć, że jej wtrącenie mnie teraz niezwykle zdenerwowało. Ona żyła z księżniczkami sporo czasu i dla niej być może nie miało to znaczenia jednak dla mnie te pytania były kluczowe. Sam nie raz nie byłem pewny jak doszło do tego, że staliśmy się sobie tak bliscy zwłaszcza, że byliśmy z innych światów. Jednak słysząc potem słowa księżniczki nie pozostało mi nic innego jak zaakceptować na razie przemilczenie tego. Obróciłem głowę nie patrząc już na Lust tylko wpatrując się w szybę w milczeniu. Crystal przez resztą podróży nie ruszyła się nawet. Nic się w niej nie zmieniło poza temperaturą ciała, która teraz wyglądała jakby była zimna niczym lód. Jednak nie wyglądało, aby jej oddech osłabł lub serce słabiej biło. Gdy tylko wszyscy zaczęli opuszczać samochód sam również wstałem i w milczeniu ruszyłem za księżniczką nocy nie patrząc nadal na Lust i będąc nadal nieco zdenerwowanym jednak sam nie byłem już pewny czy na nią czy na całą obecną sytuacje. Jednak, gdy tak wszyscy szli a Crystal była prowadzona przez lekarzy. Z jej ust wyrwało się słowo ciche niczym szept a jednak ułożyło się w jeden wyraz. "Sama". Jednak nie wykazała poza tym by miała się ocknąć nadal jej oczy były zamknięte prawdopodobnie majaczyła przez sen ponadto strasznie się wierciła jakby dręczyły ją koszmary.

     

    Volcanic Storm

    Zgodnie z rozkazem poszła do swojego gabinetu, aby wydać dalsze polecenia. Gdy tylko usiadła za biurkiem ciężko westchnęła na samą myśl o tym wszystkim. Wtedy nagle jej wzrok powędrował na biurko, na którym leżało zdjęcie w ramce. Owe zdjęcie przedstawiało dwa kucyki były to klacze starsza i młodsza. Kobieta przejechała palcem po młodszej a z jej oczu popłynęły łzy. Wiedziała, że Crystal miała racje. Jedyny sposób by załatać dziurę w sercu to zemsta. Wszyscy ludzie zapłacą za to, co zrobili jej małej siostrzyczce. Wtedy się bała cokolwiek zrobić i sparaliżowana to wszystko oglądała. Celestia była temu równie winna, bo zaszczepiła w niej te słabość. Teraz już nie jest słaba. Gdyby wcześniej spotkała Crystal jej siostra by jeszcze żyła tego była pewna. Przetarła oczy i włączyła komputer by wykonać rozkaz swej pani.

     

    Just Quake

    - Nie wiem, co widziałeś - odparł sięgając po cydr a gdy się napił ponownie się odezwał. - Ale to z pewnością nie była Crystal. Tylko smoki mają magie a ona z pewnością jej nie posiada. Jest z pewnością dwulicowa i sprytna jednak gdyby miała magię już dawno pozbyłaby się Goldinga, bo jest dla niej zbyt dużym zagrożeniem - nagle rzucił na stół tablet gdzie były zdjęcia Felicji w Polsce. Były tam nawet godziny ich robienia i data. Nie było szans by znalazła się w tak szybkim czasie tutaj. Gdyby policzyć czas lotu byłaby dopiero w połowie drogi. - Jak sam widzisz to nie może być ona. Z twojego opisu wnioskuje, że moje przypuszczenia się potwierdziły. Pojawił się nowy gracz, który zajął tron Crystal, co gorsze, jeśli masz racje ta osoba włada magią. Co do całej reszty - ponownie się napił. - Mamy pewien trop jednak musimy się upewnić, że to nie ślepy zaułek. Wiem, że zależy ci na czasie jednak musisz uzbroić się w cierpliwość. Star na pewno żyje a my ją znajdziemy jednak potrzebujemy jeszcze kilku dni. Ty musisz na razie kontynuować swoja grę i robić, co ci każą tak by nic się nie wydało. Rozumiesz? - spytał spoglądając na Cyrusa.

  25. Wiele słów jak i gestów padło z jej strony. Mogłem zastanawiać się nad wieloma rzeczami jak choćby nad tym, co przed chwilą zrobiła z tymi kucykami. Jej magia, choć tak niespotykana nie mogła pomóc tym nieszczęśnikom a dać zaledwie kilka sekund życia. Jednak najbardziej mnie szokowało, gdy rzekła źrebaka. Nigdy nie słyszałem określenia, alicorn ale skoro był to źrebak musiała być to rasa pokrewna z naszą. W końcu pegazy ani ziemskie kucyki nie umiały w taki sposób używać magii. Pytanie jeszcze brzmiało jak potężna musiał być to rasa? Widziałem w życiu wiele uzdolnionych źrebaków jednak nigdy nie spotkałem takiego, który miałby tyle mocy by zrobić coś takiego. Czym musiały być te stworzenia? Rozmyślałem spoglądając na zaczarowanych gwardzistów. Nagle jednak skierowałem swój wzrok na Fate. Z lustra? Nic nie rozumiałem. Im bardziej się starałem ją zrozumieć nie byłem w stanie tego zrobić. Była istotą poza moim zrozumieniem. Zasalutowałem ostatni raz żołnierzom pełniącym swą służbę i znów włożyłem hełm. Musiał istnieć sposób by im pomóc a jeśli taki istniał to ja go znajdę. Mogłem zawieść raz jednak drugi raz nie zawiodę współbraci. Powoli ruszyłem dalej za nią kierując się ku tym ruinom niegdyś zapewne wspaniałego królestwa. Być może tu się kryły odpowiedzi.

×
×
  • Utwórz nowe...