Skocz do zawartości

Magus

Brony
  • Zawartość

    5480
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    7

Posty napisane przez Magus

  1. Alan i Crystal

    Gdy tylko mój miecz uderzył w ten gąszcz otworzyłem szeroko oczy, widząc, że nie złamałem ani jednej gałązki. Czyli jednak były zaczarowane? Nie miałem mimo to zamiaru się poddać. Zacząłem ciągnąć miecz do siebie by powtórzyć atak i tak do skutku. Jednakże nie byłem w stanie tego zrobić. Byłem w jeszcze głębszym szoku, gdy spostrzegłem, że rośliny ożyły i pragnęły teraz zabrać mój miecz. Na to nie miałem zamiaru im pozwolić. Zacząłem ciągnąć ostrze z całej siły do siebie. Ten miecz był dla mnie bardzo cenny, nie miałem zamiaru oddać go bez walki. Nagle zobaczyłem kolejne dłonie na jego rękojeści. Spostrzegłem, że Elisabeth ruszyła mi z pomocą. Oboje ciągnęliśmy miecz do siebie, a rośliny i tak nie dawały za wygraną. W końcu zaparłem się z całej siły i pociągnąłem go do siebie, używając przy tym całej siły mięśni. Rośliny nie miały wyboru i musiały ustąpić. Gdy ostrze tylko było wolne opadłem na ziemię lekko zdezorientowany, nim zdążyłem coś powiedzieć spojrzałem na dziwny kolor jaki pojawił się na roślinach, a zaraz potem usłyszałem liczne kroki i wilcze wycie. Pozbierałem się w jednej chwili i chwyciłem Elisabeth i jej przyjaciółkę, a potem szybko zacząłem je ciągnąć z daleka od tego miejsca zanim ktokolwiek tu przybył.

     

    Nim cały alarm się rozległ, Crystal siedziała właśnie w swoim gabinecie siedząc przy dziwnym stole alchemicznym. Przelewała jakieś nieznane płyny do kolejnych buteleczek przy okazji je mieszając. Teraz ubrana była w długą czarną suknię, która opadała jej dosłownie na stopy jak i tylna część materiału ciągnąca się po trochu za nią. Pomimo godziny co ciekawe jeszcze nie spała, tylko bawiła się swoimi buteleczkami. To był jej sposób by pozbyć się zbędnych nerwów, a dziś miała ich sporo. Dwa incydenty z udziałem nowych nigdziarzy, naprawdę będzie musiała nauczyć te zgraje niewychowanych bachorów jak się należy zachowywać. Dawno nie pamiętała takich problemów już na samym początku roku. Gdy tu przybyła zupełnie inaczej to sobie wyobrażała. Sądziła, że zdoła w końcu odmienić los baśni i pomóc złu wygrać. Jak jednak miała to zrobić gdy za każdym razem do Akademii trafiały pokraki, które robiły głupie błędy dając się zabijać w najgłupszy możliwy sposób? Właśnie uniosła kolejną buteleczkę by przyjrzeć się płynowi, aż nagle usłyszała dźwięk, który mógł tylko oznaczać, że ktoś próbuje najwyraźniej uciec. Zmarszczyła wściekle brwi i odłożyła buteleczkę. Przejechała dłonią po rozpuszczonych długich blond włosach i ruszyła na korytarz. Ciężko było uwierzyć, że ktoś o takim wyglądzie był zły, ale wielu tych co dało się zwieść jej urodzie szybko tego żałowało. A teraz była naprawdę wściekła. Jeśli to kolejny nowy nigdziarz, który nie zna swojego miejsca to będzie musiała mu dać porządną nauczkę, bo inaczej wszyscy zaraz wejdą jej na głowę, a na to pozwolić sobie nie mogła.

     

    Wpatrywałem się na ten cały chaos, zastanawiając się co zrobić. Wilków było zbyt wiele by przebić się siłą, a zaraz najpewniej pojawią się nigdziarze i nauczyciele. Mogliśmy w sumie zaczekać, aż się uspokoi, ale jeśli dojdzie do sprawdzania komnat i nie znajdą przyjaciółki Elisabeth to już nie odpuszczą. Nie wiedziałem naprawdę co teraz zrobić. Żadna myśl nie przychodziła mi do głowy, aż nie usłyszałem Elisabeth i na nią nie spojrzałem. Nie mogłem uwierzyć w to co powiedziała, ale miała racje, teraz nasze szanse na ucieczkę z Akademii były zerowe. Skierowałem wzrok teraz na jej przyjaciółkę i zrobiło mi się jej naprawdę szkoda, widząc jak nie chce tam wracać. Jeszcze bardziej żałowałem, że źle o niej pomyślałem. Nagle poczułem jak Elisabeth chwyta mnie za dłoń i nim cokolwiek zdążyłem powiedzieć pociągnęła mnie za sobą. Nie protestowałem ani się nie zapierałem, a pobiegłem z nią, wiedząc, że innego wyjścia nie ma. Gdy uciekaliśmy starałem się nie oglądać by nie wiedzieć jak blisko jest pogoń. W końcu ich zgubiliśmy i zdążyliśmy się schronić przed ich wzrokiem. Spojrzałem na Elisabeth nim coś powiedziałem ona mnie uprzedziła. Choć słyszałem gniew w jej głosie, widziałem również rozpacz, którą najwyraźniej starała się ukryć.

     

    - Elisabeth... Ja tylko... - Patrzyłem na nią dobrą chwilę, zastanawiając się co mogę zrobić. W końcu się do niej zbliżyłem i lekko ją przytuliłem. Nie byłem pewny czy tego właśnie chciała, ale to wydało mi się obecnie najlepsze. - Jest mi naprawdę przykro - szepnąłem w jej kierunku, ukazując szczery smutek w głosie. - Naprawdę byłem pewny, że się nam uda

    W tym samym czasie Crystal schodziła po schodach Akademii Zła, nagle dostrzegła jak biegnie na nią jedna z uczennic. A więc to ona? Pomyślała zastawiając jej drogę. Kiedy ta na nią dosłownie wpadła, kobieta wpatrywała się na dziewczynę zielonymi chłodnymi oczami, próżno tam było szukać ciepła, wyglądały jakby były pozbawione wszelkich emocji. I to właśnie tylko ten wzrok mógł zdradzać jej prawdziwą naturę, podczas gdy reszta jej ciała wyglądała na tak niepozorną.

  2. Alan

    Spoglądałem jeszcze chwilę na historie naszego świata. Kto by pomyślał, że świat tak bardzo się zmienił od tamtego czasu. Jednak czy nasze zwycięstwa mogły wskazywać jasno, po której stronie tak naprawdę jest Dyrektor? Z mojego zamyślenia wyrwał mnie dopiero głos Elisabeth, która zgadzała się, że nie mamy czasu. Kiwnąłem lekko głową i ruszyłem za nimi ponownie się rozglądając i przy okazji słuchając ich rozmowy, nie chcąc im przerywać. Nikt w sumie nie wie jak teraz wygląda Dyrektor, ale informacja, że pojawiał się jako cień w świecie Czytelników wskazywała, że pomimo wieku nadal musi być niezwykle potężny. Nie jestem pewny czy w całej Puszczy istniał ktoś o potężniejszej magii niż jego. Gdy zaczęły rozmawiać o kwestiach wygranych w baśniach lekko posmutniałem. Nie dziwne, że ciężko im było uwierzyć, bo kto by to zrobił? Nikt już nie pamięta, kiedy zło wygrało. Wiem jednak z opowieści, że było to straszne gdy nie było się pewnym swego losu. Dlatego Dyrektor zawsze wygląda na tego dobrego w oczach zawszan.

     

    Im bardziej przebijaliśmy się przez mroki Akademii Zła dostrzegałem jak te dwie dziewczyny były sobie bliskie. Cały czas trzymały się blisko siebie, nigdy nie widziałem tak szczerej przyjaźni. Poczułem się jeszcze gorzej przez swoje wątpliwości co do przyjaciółki Elisabeth. Zachowałem się po prostu jak zwykły prostak. Ponowne rozmowy, które dochodziły do mych uszu sprawiały, że aż lekko zdębiałem. Nie wiedziałem wręcz co myśleć. To musi być straszne, gdy zawszanin ma nigdziarza w rodzinie. Znaczy wiedziałem, że były już takie przypadki, ale wiedziałem też jak musiało być to nie łatwe. Przynajmniej miałem wrażenie, że musiało tak być dla Stephanie, którą polubił Aidan.

     

    Byliśmy coraz bliżej celu, aż nie usłyszeliśmy czyichś głosów. Niewiele myśląc schowałem się wraz z dziewczynami za kolumną, w samą porę. Wtedy też dostrzegłem wilki. Wiedziałem, że jeśli nas złapią, mnie i Elisabeth zabiorą najpewniej do Akademii Dobra by tam wymierzono nam karę. Choć prymitywne, te bestie były nadal rozumne. Nie wiedziałem niestety co zrobiłyby przyjaciółce Elisabeth. Zastanawiałem się czasem gdzie jest kraina tych stworów. Nigdy się w sumie nie dowiedziałem gdzie wilki mieszkają dokładnie. W końcu przeszkoda zniknęła z drogi i ruszyłem z dziewczynami wspólnie dalej. Po niedługim czasie dotarliśmy do celu. Spojrzałem na blokadę na naszej drodze, a potem skierowałem wzrok na pytającą Elisabeth. Chwilę na nią patrzyłem, aż podszedłem do przeszkody by dotknąć lekko jednej z gałęzi. Ciężko westchnąłem, aż zbliżyłem dłonie do złotej rękojeści miecza i wyciągnąłem go z pochwy obiema dłońmi. Nagle skierowałem wzrok na klejnot umieszczony w rękojeści, który lekko teraz świecił błękitnym światłem. Spojrzałem na kamień z nadzieją lekko przejeżdżając po nim dłonią, a ten nagle stał się wyblakły. Widząc to zmarszczyłem wściekle brwi.

     

    - Miecze naszej krainy symbolizują jedność z nią - mówiłem patrząc nadal na miecz. - Jednakże tylko najlepsi szermierze, który urodzili się w naszym królestwie lub mają tam kogoś bliskiego mogą użyć ich pełnego potencjału - skierowałem wzrok na kamień. - Dopóki kamień nie wyczuje, że twe serce jest gotowe nie przekaże ci swej magii a miecz pozostanie zwykłym ostrzem - Znów zwróciłem wzrok na swoje towarzyszki. - Ćwiczę walkę mieczem od szóstego roku życia i nigdy jeszcze nie zdołałem go do siebie przekonać - ciężko westchnąłem. - Teraz jest podobnie, też nie chce nam pomóc. Pozostaje wykorzystać samą siłę ostrza bez magii. Odpowiedź na twoje pytanie Elisabeth najlepiej będzie poznać w praktyce - Uniosłem miecz i nagle z całej siły zamachnąłem się na rośliny, które blokowały nam drogę uderzając w nie ostrzem miecza.

  3. Alan

    Słysząc prośbę Elisabeth spojrzałem to na nią to na jej przyjaciółkę. To nie tak, że miałem coś przeciw po prostu nie mogłem się nadziwić dobroci z jej strony. Widać było oczywiście, która z nich była tą twardszą. Jednakże Elisabeth przebyła dziś długą drogę by się tu dostać mając tylko te kapcie, a mimo wszystko bardziej troszczyła się o innych niż o siebie. Zapewne też dlatego na początku nie chciała właśnie bym z nią tu był. Pokiwałem w głową w geście zgody by Adelia mogła wziąć moje buty. Sam starałem się nie zwracać uwagi, że moje stopy dotykały teraz twardego i dość nieprzyjemnego gruntu.

     

    W końcu spostrzegłem jak odwróciła się w moim kierunku przyjaciółka Elisabeth, która najwyraźniej chciała mi odpowiedzieć na pytanie, a przynajmniej tak sądziłem. Nie byłem ślepy, a przy tym potrafiłem rozpoznawać czyjeś emocje. Dziewczyna chciała wzbudzić we mnie poczucie winy. Naprawdę tego nie chciałem. Nawet nie osądzałem jej by była wiedźmą i chciałem wierzyć Elisabeth. Chociażby dlatego pragnąłem im pomóc się wydostać z Akademii. A jednak wciąż widziałem wzrok, który wskazywał jakby nie chciała abym tu był. Nawet nie wiedziałem co było tego powodem, bo nic jej nigdy nie zrobiłem. Chciały się wydostać z Akademii, a ja chciałem im pomóc, nic ponadto. Możeźle wnioskowałem i to co wtedy ujrzałem tylko mi się wydawało, a ta krucha dziewczyna naprawdę nie jest ani trochę zła. Poczułem się głupio, zupełnie jakbym nie różnił się niczym od tych napuszonych książąt.

     

    - Rośliny powinienem być w stanie pociąć, gorzej jeśli nałożono na nie jakieś zaklęcie - mówiłem lekko nad tym rozmyślając, aż moja rozmówczyni nie zawołała Elisabeth. Powoli obróciłem się w jej kierunku, a gdy w moje oczy rzuciła się mozaika cały zdębiałem, patrząc na historie naszej krainy. Spoglądałem po kolei na każdy z obrazów od czasu, gdy było ich dwóch i do czasu, gdy wszystko się zmieniło. Nie mogłem uwierzyć, że widzę to na własne oczy. W końcu oprzytomniałem słysząc pytanie ze strony Elisabeth. Spojrzałem na nią i lekko pokiwałem głową w geście zgody. - Wszystko było inaczej gdy było ich dwóch. Wtedy nie było pewne kto po Akademii zwycięży, nigdziarz czy zawszanin. Tak było, aż nie nadeszła wojna. Nikt nie wie, który z braci wygrał tamtego dnia... - Pokazałem palcem na pióro. - ...Baśniarz od tamtego czasu zawsze pisał zwycięstwa dobra. Lata minęły, a my staliśmy się pewni siebie, uważając, że Dyrektor jest po naszej stronie, a dobro zawsze zwycięży - Nagle znów na nią spojrzałem. - Elisabeth nie mamy czasu musimy uciekać, każda chwila jest przeciw nam

  4. Alan

    Poruszałem się dalej, idąc na przodzie i będąc gotowym gdyby coś nas zaskoczyło. Prawdą było, że musieliśmy wyjść stąd po cichu. Co by nam dało gdybym powalił nawet ze dwa wilki, a może i więcej skoro zaraz by zleciała się cała ich chmara. Wtedy ucieczka byłaby niemożliwa. Starałem się nie myśleć o wzroku przyjaciółki Elisabeth i skupić się na obecnym zadaniu. Chcąc nie chcąc słyszałem też słowa dwójki przyjaciółek, choć nie bardzo chciałem je podsłuchiwać. Gdy dotarły do mnie powody, dla których Elisabeth zdecydowała się na ratunek przyjaciółki w piżamie mrugnąłem kilkukrotnie. Zaczynałem powoli rozumieć. To dlatego też zapewne nie chciała ciuchów od Sophie, gdy jej to zaproponowałem w czasie rozpoczęcia. Nie sama niechęć miała tu znaczenie. Ona po prostu się tak nie ubierała. Najwyraźniej była jak mieszczanki z mojej rodzinnej krainy, które nie lubiły się stroić. Uwielbiały wspinaczki czy spacery w niektórych częściach Puszczy lub bieganie po polach, więc nie ubierały się raczej w sukienki. Gdybym tylko wiedział wcześniej o tym lub że chciała uciekać. Spojrzałem kątem oka na nią jakbym chciał ją zmierzyć samym wzrokiem. Chociaż nadal nie wiem po co to zrobiłem skoro i tak jej jutro tu nie będzie.

     

    Nagle dotarły do mnie kolejne słowa przyjaciółki Elisabeth. No właśnie plan ucieczki... To było dobre pytanie. Nie znałem prawie wcale zamku nigdziarzy. Puszcza to jedno, ale tutaj nigdy nawet nie postawiłem stopy. Zauważyłem, że byliśmy już coraz dalej od miejsca gdzie znaleźliśmy dziewczynę. Szło nam zadziwiająco dobrze, więc może i wyjście nie będzie problemem. Zacisnąłem pięść w irytacji widząc głaz blokujący wyjście. Nie brakowało mi siły, ale by to ruszyć trzeba by było chyba dwóch dorosłych ogrów. Nawet by zapewne nie drgnął gdybyśmy próbowali go przepchnąć we trójkę. Gdy do mych uszu dotarły dźwięki nadchodzących wilków byłem już pewny, że mamy coraz mniej tego szczęścia, o którym wcześniej myślałem. Szybko pobiegłem za oboma dziewczynami by zgubić niechcianych gości. Nagle usłyszałem nowy dźwięk, ale tym razem blisko nas i wtedy spojrzałem na buty dziewczyny. Na szczęście Elisabeth zachowała przytomność umysłu i dała jej swoje kapcie, samej zostając bosej gdy tamta zdjęła buty. Na chwilę spojrzałem na swoje stopy i Elisabeth. Nagle lekko się schyliłem i zacząłem rozwiązywać swoje brązowe buty aby następnie podejść z nimi do Elisabeth.

     

    - Proszę, weź je - powiedziałem, samemu zostając w granatowych skarpetkach i nagle zwróciłem się w kierunku drugiej dziewczyny. - Te wejście, o którym wcześniej wspominałaś - powiedziałem w jej stronę. - To w leśnym tunelu. Czy sądzisz, że byłbym w stanie się przebić tam mieczem? - spytałem zaciekawiony. Może tam blokadą nie był wielki głaz, a mój miecz by sobie poradził. Lepsze to niż błąkanie się w kółko i ściąganie na siebie uwagi wilków czy skakanie z okna. Poza tym im dłużej szukaliśmy drogi ucieczki nasze szanse malały.

  5. Alan

    W momencie gdy mówiłem do Elisabeth mogłem łatwo zauważyć, że ta z jakiegoś powodu nie chciała na mnie spojrzeć. Czy mogłem ją w jakiś sposób urazić swą wypowiedzią? Jednak ile razy bym nie myślał nie potrafiłem się doszukać w swych słowach żadnych obelg z mej strony pod jej adresem. Nadal nie rozumiałem jej do końca, a nie pierwszy raz przyszło mi rozmawiać przecież z dziewczyną. No tak... Jednak nigdy jeszcze nie przyszło mi spotkać takiej jak ta. Wtedy właśnie do mych uszu dotarły jej słowa, na co uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem. Spoglądała na to podobnie jak ja. Nie interesowało jej co inni o niej myślą, nie miała zamiaru zmieniać się pod kogoś tylko być szczęśliwa tak jak sama sobie wybrała. Im bardziej ją poznawałem tym bardziej czułem większe zainteresowanie jej osobą. W końcu, gdy ruszyliśmy dalej, ja otworzyłem usta rozglądając się po okolicy.

     

    - Nigdy nie zmieniaj się pod kogoś. Moim zdaniem stoisz wyżej niż niejedna księżniczka, którą poznałem. Nie masz powodu zmieniać czegoś co już jest wspaniałe - mówiłem cały czas idąc i rozglądając się wokół. Wchodząc coraz bardziej w mroki Akademii Zła zaczynałem sobie zdawać coraz bardziej sprawę jak okropne i straszne jest to miejsce. Nigdy w życiu nie widziałem czegoś tak okropnego jak to co widzę teraz. Wszędzie niekończąca się ciemność, na dodatek ten wszechobecny brud, zimne powietrze i zapach. Pomimo, że byłem księciem i nie byłem jakiś delikatny na tego typu rzeczy, ale im bardziej na to spoglądałem tym bardziej mnie to wszystko odtrącało. Jak można było żyć w takich warunkach? To już zwierzęta miały lepiej w swych norach. Na dodatek wszędzie te wizerunki bestii dokonujących makabrycznych czynów. Nie jestem pewny czy każdy nie stałby się zły po dłuższym pobycie tutaj. Musieliśmy jak najszybciej znaleźć przyjaciółkę Elisabeth i wydostać się stąd. Nagle spostrzegłem jak Elisabeth się do mnie odwraca i słysząc jej szept pokiwałem potakująco głową w geście zgody.

     

    Gdy ruszaliśmy dalej, nagle spostrzegłem samotną postać. Widząc jak Elisabeth biegnie w jej kierunku uśmiechnąłem się ciepło, idąc przy tym powoli za nią nie chcąc im psuć tej chwili. Poczułem też niespodziewany smutek zdając sobie sprawę, że być może nigdy więcej nie zobaczę już rudej księżniczki. Mimo to, wiedziałem, że tak być musiało. Tam miała dom i przyjaciół i nie miałem zamiaru jej zatrzymać. Obiecałem, że jej pomogę i dotrzymam słowa. W końcu gdy podszedłem wystarczająco blisko, mogłem nareszcie zobaczyć z bliska przyjaciółkę Elisabeth. Nie mogłem uwierzyć jak Dyrektor mógł uznać tak drobną dziewczynę za nigdziarkę. Widać było po niej przerażenie i prawdziwą radość na widok swojej przyjaciółki, więc uśmiechałem się jeszcze cieplej widząc tę scenę. Tak przynajmniej było, aż nie zobaczyłem w jej oczach czegoś innego. Miałem wrażenie, że kryło się w nich coś mrocznego jakaś niechęć do mnie z nieznanego mi powodu. W pierwszej chwili chciałem nawet ostrzec Elisabeth przed tym, ale ugryzłem się w język. Nie mogłem jej tego zrobić. Może to ja źle to zinterpretowałem. Być może tylko mi się zdawało. Na pewno gdy wrócą do domu wszystko wyjaśni się jak trzeba, a im dłużej tu była moje obawy mogłyby się potwierdzać.

     

    - Tak ruszajmy, nie zostało nam wiele czasu - Chociaż się starałem się to ukryć, w mym głosie można było dostrzec coś co mnie trapiło. Nie był już ciepły i miły jak ostatnio. A wszystko przez spojrzenie, które wciąż błądziło mi w pamięci. Bałem się, że gdy mnie już z nimi nie będzie zrobi coś Elisabeth. Chociaż ta była twarda i silna, to widziałem jak jej ufała. Zastanawiałem się czy to co zobaczyłem w tych oczach było w niej zawsze ukryte tak głęboko, że nikt tego nie widział czy może to Akademia Zła zdążyła ją zniszczyć w tak krótkim czasie. - Gdy wydostaniemy się z Akademii spróbuje was przeprowadzić przez las stymfów, a potem pomyślimy co dalej - mówiłem dalej, nie zatrzymując się ani nie odwracając w ich kierunku.

  6. Alan

    Wpadłem wprost na zrujnowane schody, wciąż trzymając dłoń Elisabeth. Nie oceniałem ich stanu ani nawet nie myślałem o tym, że wciąż ją trzymam. Musieliśmy teraz oddalić się jak najdalej od wilków w innym wypadku na pewno nie zobaczy swojej przyjaciółki, gdy nas złapią. W pewnym momencie obróciłem głowę by się upewnić czy nie ruszono za nami w pogoń. W duchu odetchnąłem z ulgą nikogo nie widząc. Chciałem powiedzieć o tym Elisabeth, ale gdy obróciłem twarz w jej stronę pierwszym co zobaczyłem były jej włosy, które teraz mnie uderzyły.

     

    Stałem chwilę zdezorientowany, kiedy jej palec uderzył mnie w pierś. Wpatrywałem się najpierw w niego, a potem na nią. Widziałem wściekłość w jej zielonych oczach. Tak samo, mimo, że nie krzyczała słyszałem gniew w jej głosie. Jeszcze nigdy nikt nie nazwał mnie kretynem, a poza tym żadna księżniczka nigdy się tak do mnie nie odzywała jak ona teraz. Czy byłem zły? Oczywiście, że nie. Nawet gdybym chciał to nie potrafiłem z jakiegoś powodu się na nią zdenerwować. Bardziej byłem po prostu zszokowany, bo nie spodziewałem się czegoś takiego. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Nagle, gdy puściła moją dłoń, ja swoją trzymałem jeszcze chwilę uniesioną w powietrzu, aż w końcu ją zabrałem opuszczając lekko głowę. Nie wiem czemu, ale miałem wrażenie, że lekko się zarumieniłem, gdy dotarło do mnie, że cały ten czas trzymałem jej dłoń, nie chciałem jej tego jednak okazać. Właściwie, dlaczego tak się działo? Nigdy nie miałem takiego problemu, kiedy rozmawiałem z jakąś księżniczką. Tylko przy niej czułem się tak dziwnie. Gdy powiedziała kolejne słowa lekko oprzytomniałem i ruszyłem za nią.

     

    - Z całą pewnością nie jesteś pokraką - powiedziałem twardo idąc za nią dalej. - Jesteś po prostu wyjątkowa, a tamci nie potrafią najwyraźniej tego zobaczyć i poza tym dziękuje Elisabeth, że tak mnie postrzegasz - Znów opuściłem lekko głowę z tego samego powodu co ostatnio. Nagle coś do mnie dotarło. Nawet jeśli wydostaną się z Akademii, to jak Elisabeth chce przebyć Puszczę w kapciach i piżamie? Pokręciłem lekko głową odganiając te myśl. Tym będziemy się martwić, gdy już wydostaniemy się z Akademii Zła. - A teraz jak mówiłaś, chodźmy, bo czas nie jest po naszej stronie

  7. Alan

    Spoglądałem zszokowany na widok, który teraz dostrzegałem. Wiele słyszałem o Akademii Zła, ale żadna z tych opowieści, która dotarła do mych uszu nie mogła opisać tego co teraz widziałem. Z zewnątrz Akademia Zła wyglądała ponuro, ale to nic przy tym co było w środku. Nie byłem z tych delikatnych, a nawet mnie zapach, który uderzał w nozdrza sprawiał, że czułem się nieprzyjemnie. Gdyby to jeszcze tylko zapach był problemem... Stanu tego miejsca nie były w stanie opisać żadne słowa. Nawet w lochach mojej krainy najgorsi przestępcy mieli lepsze warunki do życia niż to co widziałem tutaj. Nic dziwnego, że nigdziarze, którzy tu trafiali wracali wściekli na cały świat. Kto by zresztą nie był?

     

    Nie wiem co mnie dziwiło bardziej, widok, który mógłby nie jednemu śnić się po nocach w najgorszych koszmarach czy to jak na to reagowała Elisabeth. Szła tak swobodnie w ogóle nie narzekając. Nie bała się o siebie. Bardziej martwił ją los jej przyjaciółki i przy tym mój. Cały czas szedłem za nią błądząc dłonią w okolicy miecza i słuchałem jej słów. Wiem, że nie uważała siebie za księżniczkę, ale nigdy nie spotkałem dziewczyny, która choć nieco by się nie skrzywiła na takie widoki. Na dodatek to jak martwiła się o innych... Miała naprawdę czyste i dobre serce, byłem co do tego pewny. Mogła się upierać, jednak niejedna księżniczka mogłaby jej pozazdrościć takiej dobroci.

     

    W końcu dotarliśmy do niewielkiego muzeum sztuki nigdziarzy. Widoki, jakie do tej pory nam towarzyszyły były straszne, ale to było nic przy tym co widziałem teraz. Widok wiedźmy czy gotujących się dzieci, sprawiał, że lekko zmarszczyłem brwi. Nie pojmowałem jak można się szczycić czymś tak okrutnym. W końcu zacząłem oglądać obrazy słynnych czarnych charakterów, których już dawno wśród nas nie było. Każdy uhonorowany niczym bohater, ale każdy, kto czytał baśnie znał dobrze ich prawdziwy los. Zacząłem obserwować portrety nowych nigdziarzy. Wpatrywałem się ponuro na chłopaka, przy którym wisiała tabliczka Raver z Kruczego Boru, chodziłem dalej patrząc i natknąłem się na jakąś dziewczynę niepodobną do nigdziarki, bo była zbyt ładna, a zwała się Elvira z Nottingham. Chwila moment Aidan stamtąd pochodził... Ciekawe czy kiedyś o niej słyszał. Spojrzałem na kolejnego nigdziarza, Thomas z Mruczących Gór, po jego oczach miałem wrażenie, że było widać, że nie jedno już widział w życiu. Nagle dotarły do mnie słowa Elisabeth.

     

    -  Zwykle nigdziarze nie mają wyboru - mówiłem patrząc na obrazy. - Czytałem trochę o tym i słyszałem, że podobno zdarza się, że rodzice nigdziarskiego dziecka specjalnie je szpecą by te przypadkiem nie stało się dobre, odbiera im się ten wybór, gdy są jeszcze dziećmi - Nagle spojrzałem na Elisabeth powoli do niej podchodząc. - To miłe, że tak się o mnie martwisz, ale powinnaś wiedzieć jaki czeka mnie los - dodałem z lekkim uśmiechem. - Nie mam zamiaru pójść z wami do Gawaldonu. To nie miejsce dla mnie. A do domu już ci mówiłem, nie mogę wrócić. Po prostu chce wam pomóc choćby wydostać się z Akademii, bo to nie fair, że tu trafiłyście. Nie miałyście nawet wyboru, odebrano wam go - lekko westchnąłem. - Jako Czytelniczka powinnaś wiedzieć, że Czytelniczki chcą widzieć w baśniach przystojnych książąt takich jak Abraxas czy Edward, a nie takich przeciętnych jak ja. To oni przyjeżdżają na białych koniach ratując księżniczki i żyją długo i szczęśliwie. Ja już pogodziłem się ze swoim losem. Książęta o przeciętnym wyglądzie jak ja, kończą w najlepszym razie jako postacie drugoplanowe lub w najgorszym, jako mogryfy. Mógłbym co prawda poprawić swój wygląd, ale chce by ludzie widzieli mnie takiego jak teraz. Może, gdy wrócicie przeczytasz o mnie, jako o psie Sophie lub kwiecie na jej sukni już się z tym pogodziłem. Jestem pewny, że nawet w moim rodzinnym królestwie bardziej wierzą w nią niż we mnie. Nie próbuj temu zaprzeczać. Poza tym nie mógłbym uciec i zostawić tutaj tak Sophie, to moja rodzina - Nagle jednak przerwałem słysząc kroki. Najwyraźniej wilki się zbliżały. Podbiegłem w stronę Elisabeth i złapałem ją za dłoń, ciągnąc na schody do jednej z wież. Nie mieliśmy czasu się zastanawiać dłużej. Musieliśmy uciekać, bo inaczej nic z tego nie wyjdzie, dlatego zadziałałem tak spontanicznie.

  8. Alan

    - Elisabeth... - wydusiłemj lekko zamroczonym głosem, wyciągając ku niej rękę. Patrzyłem jak odchodzi i niemrawym krokiem ruszyłem za nią. Uderzyłem zbyt mocno głową, a ciało nie chciało mnie do końca słuchać. Jednak nadal w uszach mi brzęczały jej słowa. Miałem ją tu zostawić zupełnie samą, a samemu jak nigdy nic wrócić do zamku, tego właśnie chciała? Myślałem o tym zmuszając ciało do ruchu. Spoglądałem jak stoi teraz na moście, ale wzrok nadal miałem otępiały i nie byłem pewny co robi. Wszyscy w domu na mnie liczyli, pragnęli by została napisana nowa baśń. Mój ojciec gdyby się dowiedział, że łamie już pierwszego dnia zasady Akademii byłby na mnie wściekły. Jednak jak ja miałem spojrzeć we własne odbicie w lustrze wiedząc, że zostawiłem ją na łaskę tego strasznego miejsca? Zmarszczyłem wściekle brwi by w końcu się skupić na Elisabeth. Widziałem coraz lepiej. Zostało jeszcze ciało, chwilę ze sobą walczyłem, aż w końcu zacząłem odzyskiwać władzę w nim. Zrobiłem to w samą porę, bo Elisabeth zaczęła biec dalej, a ja ruszyłem w ślad za nią, powoli do niej dobiegając.

     

    - Masz racje, ani ty ani ona nie należycie do tego świata - powiedziałem łapiąc przy tym oddech. - Mimo to, pozwól sobie pomóc - Znów spojrzałem jej w oczy. - Nie chce ci wmawiać, że powinnaś tu zostać, a twoja przyjaciółka jest wiedźmą - Chociaż czułem smutek tym, że nigdy więcej nie zobaczę Elisabeth nie chciałem jej tak zostawić. Nie wiedziałem, dlaczego tak było, ale czułem, że tak trzeba. Zaledwie się poznaliśmy, a ja miałem wrażenie jakbym tracił coś ważnego. Miała racje co do jednego, tam miała rodzinę i przyjaciół, a nas ledwo co poznała. - Nigdy nie miałem prawdziwego przyjaciela, co ci zresztą już mówiłem, ale widzę ile twoja przyjaciółka znaczy dla ciebie. Akademia Zła pełna jest nigdziarzy spragnionych krwi zawszan. Nie mówiąc o wilkach czy gargulcach. Poza tym żadna z was niemal nic nie wie o tym świecie. Nawet, jeśli wydostaniecie się z murów Akademii Zła musicie gdzieś podążyć dalej. Elisabeth, proszę... Ze mną macie większe szansę, nie jestem waszym wrogiem, chce wam pomóc. Proszę pozwól mi zrobić choć tyle - mówiłem na tyle cicho aby cały ten czas nas nie dostrzeżono. Miałem już wprawę we skradaniu się, więc wiedziałem jak należy się zachowywać.

  9. Alan

    Wpatrywałem się na twarz Elisabeth, obserwując jej reakcje. Nie wiem dlaczego, ale gdy się uśmiechała ja również to robiłem, tak jakby taka naturalna reakcja była po prostu zaraźliwa. Nigdy nie spotkałem jeszcze nikogo przed kim tak bym się otworzył. Znaliśmy się zaledwie jeden dzień, a miałem wrażenie jakby to były całe lata. Słuchałem z uwagą jej słów, cały czas się do niej ciepło uśmiechając. Zwłaszcza, gdy zaczęła wspominać o wschodach i zachodach słońca. Wtedy zacząłem rozumieć, że pomimo twardej natury, którą ukazywała nam na co dzień skrywała coś więcej głęboko w sobie, tę łagodniejszą część natury, której nie chciała najwyraźniej z jakiegoś powodu nikomu ukazać.

     

    - Zgadzam się, są wspaniałe - powiedziałem lekko się przy tym rozmarzając. - Je również lubię podziwiać ze szczytów naszej krainy - Im bardziej myślałem o swym domu czułem smutek i tęsknotę. Przynajmniej tak było do czasu, aż nie pojawiła się tu ona. Gdy tak razem tu siedzieliśmy i po prostu rozmawialiśmy czułem tylko coś przyjemnego czego nie potrafiłem opisać, tak jakby wszelkie troski zniknęły. - Wiem o tym, że tak być nie powinno - Zaraz dodałem na jej słowa o tym z kim mogę się zadawać. - Gdy pewnego dnia zasiądę na tronie zmienię te podziały, sprawię, że to wszystko stanie się takie jak powinno. Moje dzieci nie będą musiały tego przechodzić - Mrugnąłem zaskoczony, że wychodzę tak daleko w przyszłość, nawet nie wiedziałem czy jeszcze kiedykolwiek ujrzę dom. Gdy wspomniała o Sophie spojrzałem na nią zdziwiony, nie mogąc uwierzyć w to co słyszę. Jak jej mogła kazać coś takiego zrobić? Przecież Elisabeth była wspaniałą towarzyszką, czemu nie mielibyśmy ze sobą rozmawiać? Na dodatek to co słyszałem dalej sprawiało, że sam nie wiedziałem, co myśleć. Najpierw rozpoczęcie, a teraz to? Co się działo z Sophie? Gdy jednak Elisabeth uśmiechnęła się do mnie i ponownie powiedziała, że musi iść spojrzałem na nią.

     

    - Rozumiem. Naprawdę cieszę się, że mogłem, choć jeden raz być tutaj w czyimś towarzystwie - Znów się słabo uśmiechnąłem - Co do Sophie... - Nim jednak dokończyłem Elisabeth zniknęła wpadając do fontanny. Wstałem cały blady, patrząc wokół gdzie jest i czy nic jej się nie stało, ale nigdzie jej nie widziałem. - Elisabeth? - spytałem przerażony, patrząc do fontanny, ale odpowiedź nie nadeszła. Chciałem nawet zacząć krzyczeć o pomoc, ale w takich wypadkach trzeba było zawsze zachować spokój. Byłem pewny, że tam wpadła, ale co się z nią stało? Nie było jej tam, byłem co do tego przekonany. Lekko się schyliłem by dotknąć wody w fontannie, ale poczułem coś dziwnego, na pewno nie wodę. Chwilę nad tym rozmyślałem, aż pokręciłem głową. Nie czas teraz myśleć nad tym, musiałem jej pomóc. W jednej chwili wskoczyłem za nią, czując, że zamiast w wodę uderzyłem w coś twardego. Powoli zacząłem się podnosić masując sobie obolałe miejsce. Nadal kręciło mi się w głowie, ale obraz powoli zaczął mi się wyostrzać i znów zaczynałem powoli dostrzegać kształty i kolory, właśnie dlatego wpadłem w szok, widząc gdzie się znalazłem.

  10. Alan

    Zmrużyłem delikatnie oczy, widząc brak odpowiedzi ze strony Elisabeth. Obserwowałem w milczeniu jej reakcje i interpretowałem wszystko w głowie nic nie mówiąc, ale i czekając na jej odpowiedź. Powody takiego zachowania mogły być różne. Pierwsze, jakie przychodziły mi do głowy to strach i zaskoczenie na mój widok, mogło tak w końcu być. Możliwe, że nie spodziewała się napotkać nikogo po ciszy nocnej, podobnie jak zresztą ja do niedawna byłem tego pewny. Więc ta teoria wydawała się możliwa. Na dodatek jej szeroko otwarte oczy na to wskazywały. Miałem jednak wrażenie, że teraz szukała jakiejś wymówki, która miała być odpowiedzią na moje pytanie. Sam nie wiem, czemu tak pomyślałem, ale miałem takie przeczucie. Gdy nagle się ruszyła ja ruszyłem w ślad za nią ku fontannie stojąc i patrząc na nią w milczeniu.

     

    W końcu, gdy z jej strony dobiegło słowo cześć, próbowałem dalej interpretować to wszystko, przynajmniej tak było do czasu, aż nasze spojrzenia znów się nie spotkały. Ponownie to robiła i nawet nie reagowała patrząc w me oczy. Zupełnie jakby ciepło jej wzroku topiło zimno mojego. Słuchałem dalej wpatrując się w jej oczy i nie mogąc oderwać od nich spojrzenia. Zauważyłem jednak jak nerwowo przełyka ślinę i patrzy w okolicy wieży Dyrektora. Najwyraźniej nadal nie mogła się otrząsnąć z tego wszystkiego. W końcu lekko uśmiechnąłem się w jej kierunku.

     

    - Myślałem, że tylko ja lubię wychodzić w takich godzinach zaczerpnąć powietrza - powiedziałem siadając obok niej. Poczułem się nagle trochę dziwnie, gdy znalazłem się tak blisko niej. Próbowałem pozbyć się tego uczucia i nic sobą nie pokazać mówiąc dalej. - To prawda można się tu zgubić - Lekko się do niej uśmiechnąłem. - W domu często wieczorami podziwiałem gwiazdy i tutaj też chciałem to kontynuować, ale nie sądziłem, że wpadnę na ciebie - Znów spojrzałem na dziewczynę i jeszcze cieplej się uśmiechnąłem. Przynajmniej tak było do czasu, aż nie wspomniała o Sophie, wtedy też lekko posmutniałem wbijając wzrok w ziemie. - Więc to dlatego z wami rozmawiała na rozpoczęciu, dzielicie komnatę? - Lekko westchnąłem. - Domyślam się, że Sophie nie jest łatwą osobą, ale poza nią nie miałem nikogo innego. Rodzice nie chcieli bym przebywał wśród dzieci, które mogą mieć na mnie zły wpływ, poza tym komuś takiemu jak ja to nie wypada - Czułem, że na samą o tym myśl staje się bardziej ponury. - Wychowała mnie służba i prywatni nauczyciele, a Sophie była mi jedyną przyjaciółką, nikt inny nigdy nie chciał mnie zrozumieć - Ponownie spojrzałem na Elisabeth. - Wiem, że nie mam prawa cię o nic prosić, ale proszę spróbujcie jej dać szansę, być może pokaże i wam te swoją lepszą stronę - Spojrzałem jej głęboko w oczy.

  11. Alan

    Gdy tylko chwile wpatrywałem się na drzwi, które za sobą zamknąłem poczułem jak moje plecy owija fala przyjemnego chłodnego powietrza. W jednej chwili się odwróciłem nieco zszokowany. Nie mogłem do końca uwierzyć widząc piękno nocnego nieba. Usiadłem otumaniony na ziemi, patrząc w gwiazdy i podziwiając ich piękny blask. W końcu zacząłem rozglądać się wokół chcąc zrozumieć gdzie się znalazłem. Powoli się podniosłem i spojrzałem na otaczającą mnie okolice, to było tak wspaniałe miejsce, tak bardzo, że brakowało mi słów. Widziałem całą Akademię z tego miejsca, widoki zapierały dech w piersi. Popatrzyłem chwilę na krzaki upamiętniające króla Artura. Ojciec mi o nim opowiadał. Bywał czasami na spotkaniach w Camelocie. Zawsze uważał, że był strapionym człowiekiem.

     

    Pokręciłem lekko głową, gdy zbliżałem dłoń do jednego z krzaków, chcąc się lepiej przyjrzeć, ale zaraz ją zabrałem. Musiałem pamiętać jaki był mój cel. Co prawda planowałem wydostać się poza mury Akademii Dobra, ale i to miejsce było w sam raz. Wyjąłem miecz z pochwy i się zamachnąłem nim, przypominając sobie każdy z ruchów, których uczyłem się w domu. Wykonywałem kolejne precyzyjne cięcia stojąc w świetle księżyca, aż nagle nie usłyszałem jak drzwi zaczynają się otwierać. Lekko się uśmiechnąłem i schowałem miecz do pochwy. Znaleźli mnie znacznie szybciej niż myślałem. Czekałem już tyko, aż wróżki lub nimfy zabiorą mnie aby ukarać. Ciekaw byłem, co mogło mi grozić za ten wyczyn, ale się nie bałem. Moja rezygnacja równie szybko zmieniła się w szok, widząc, że to żadne z nich nie wybiegło z drzwi. A była to Elisabeth, której nigdy bym się tu nie spodziewał. Wpatrywałem się w milczeniu jak ta biega wokół, obserwowałem jak sama stoi w blasku księżyca, najwyraźniej mnie nie dostrzegając. Chciałem coś powiedzieć, ale nie mogłem, bo słowa zamarły mi w gardle. Wtedy zobaczyłem jak jej zielone oczy skupiają się na mnie i w końcu ruszyłem ku niej.

     

    - Elisabeth? - spytałem podchodząc do niej bliżej. - Nie spodziewałbym się, że po ostatniej przygodzie zawędrujesz znowu do książęcej części zamku - dodałem z lekkim uśmiechem, stojąc już przed nią. Choć starałem się tego nie okazać czułem się zakłopotany, gdy byliśmy tu sami. Do tej pory za każdym razem, gdy rozmawialiśmy, zawsze ktoś przy nas był, ale nie teraz. Jednak, dlaczego tak się czułem? Nie pierwszy raz przecież rozmawiałem z księżniczką. - Pozwól, że spytam, co cię tu sprowadza? Bo nie sądzę byś tak bardzo polubiła tę część Akademii - powiedzialem z lekkim uśmiechem. Spojrzałem na chwilę na jej ubiór. Nie do końca rozumiałem, dlaczego biegała w piżamie i kapciach, a potem sobie przypomniałem, że nic przecież niemal nie miała, bo Dyrektor porwał ją tylko z tym co miała na sobie, to nie było sprawiedliwe.

  12. Alan i Sophie

    Nie przeszkadzałem Aidanowi i Hectorowi w rozmowie. Wiedziałem, że i tak usnę ostatni skoro byłem już do tego przyzwyczajony. Nie sądziłem by z nimi było podobnie. Tak samo było z czytaniem, ich rozmowy ani trochę mnie nie rozpraszały, więc mogłem spokojnie czekać przerzucając kolejne strony książki. Oczywiście pozostawałem również czujny na wypadek gdyby czegoś ode mnie chcieli lub któryś z nich by zasnął. Nie minęło wiele czasu nim zauważyłem, że moje podejrzenia się sprawdzają. Byłem też lekko zaskoczony, bo mimo wszystko byłem pewny, że to Hector zaśnie pierwszy. Uśmiechnąłem się widząc, że pełen energii Aidan okazał się najbardziej wyczerpany dniem. To by w sumie wiele wyjaśniało. W końcu musiał zregenerować siły. Nagle zwróciłem lekko wzrok na Hectora.

     

    - Dobranoc, Hectorze - powiedziałem z uśmiechem, obserwując przy okazji jak żyrandole gasną, co wiedziałem, że oznaczało nastanie ciszy nocnej, a tym samym czas na mój plan. Chwilę jeszcze czekałem, aż obaj moi współlokatorzy zapadną w głębszy sen, przeglądając przy okazji jeszcze kilka stron książki. Naprawdę cieszyłem się, że trafiłem na takich ludzi jak oni. Dzięki nim mimo wszystko nie było tutaj dla mnie tak źle. W końcu skończyłem rozmyślania powoli wstając. Wszystko robiłem bezszelestnie gdyż nauczyłem się tego dzięki doświadczeniu z domu. Zbliżyłem się do swojego kufra i zacząłem patrzeć do jego wnętrza. Miałem tam głównie trochę ubrań jak i lekką ciemną zbroję treningową, którą nosiłem przy ćwiczeniach z mieczem. Chociaż bardzo pragnąłem ją teraz ubrać, to wiedziałem, że byłaby zbyt głośna i mógłbym zostać złapany. Właśnie dlatego włożyłem na siebie prostą ciemną koszulę jak i granatowe spodnie, pierw ściągając piżamę. Na stopy włożyłem natomiast proste brązowe buty, w których mogłem swobodnie biegać. Ostatnią rzeczą, jaka została do zabrania był mój miecz, który nadal był w pochwie leżąc obok łóżka przy ścianie. Powoli go podniosłem i założyłem na plecy.

     

    Gdy wszystko było gotowe ruszyłem bardzo cicho ku drzwiom, zamykając je za sobą równie cicho jak się poruszałem. Na szczęście moi współlokatorzy bardzo głęboko spali, więc nawet nie drgnęli, gdy ich opuszczałem. Kiedy byłem już pod drzwiami znów poczułem znajomy dreszczyk emocji jaki towarzyszył mi, gdy wymykałem się w domu na nocne ćwiczenia. Byłem ciekawy czy wróżki okażą się większym wyzwaniem niż straże pałacowe. Powoli ruszyłem w głąb korytarza by znaleźć drogę na zewnątrz. Miałem nadzieje, że nie będzie to trudne. Niestety nadzieja matką głupich jak szybko się o tym przekonałem błądząc korytarzami i starając się omijać patrole wróżek. Na szczęście jak do tej pory mnie nie dostrzegły, ale sam już zaczynałem gubić się w tym wszystkim nie wiedząc gdzie jestem. Nagle usłyszałem jak nadlatuje kolejny patrol i zacząłem rozglądać się za kryjówką i właśnie wtedy wbiegłem szybko do pierwszych drzwi jakie miałem pod ręką i równie szybko zamykając je za sobą. Miałem tylko nadzieje, że mnie nie dostrzegły.

     

    Mimo, że Sophie starała się robić wszystko tak by skończyć swoją kąpiel przed ciszą nocną i tak by nie nadużyć gościnności tamtych księżniczek, przez swoje zabiegi jak i kąpiel zeszła jej chwila czasu, co dobrze wiedziała. Dlatego gdy tylko się ubrała w swoją koszulę nocną, szlafrok, a stopy wsunęła w kapcie, szybko wyszła. W komnacie dwie z dziewczyn najwyraźniej zasnęły, co szybko zauważyła. Nadal jednak nie spała jedna z nich, a była to Magdalene. Nim Sophie zdążyła cokolwiek powiedzieć żyrandole zaczęły gasnąć. Wtedy też usłyszała słowa dziewczyny i wiedziała, że ma racje. Nie było już czasu. Zaczęła kierować się do drzwi, ale nim wyszła jeszcze spojrzała na dziewczynę.

     

    - Dziękuje raz jeszcze - szepnęła w jej kierunku i powoli wyszła na korytarz, kierując się do swojej komnaty. Miała nadzieje, że dwie potworne dziewczyny z jej komnaty też już zasnęły, kiedy nastała cisza nocna i do rana nie będzie musiała ich znosić. Jutro w końcu na pewno się już przeniesie. Szybko zaczęła iść w stronę komnaty, ale nagle się zatrzymała rozglądając się niepewnie wokół. Miała dziwne wrażenie jakby ktoś był w okolicy. Niczego nie zauważyła, więc wzruszyła ramionami i ruszyła dalej. Nie chciała przypadkiem się komuś narazić gdyby wróżki na nią wpadły.

     

    W końcu dotarła do komnaty gdzie było już ciemno. Najpierw spojrzała ponuro na dziewczynę wilkołaka, która smacznie spała i lekko się skrzywiła. Wtedy skierowała swój wzrok na drugie łóżko, ale te było puste. Mrugnęła kilka razy starając się to zrozumieć. Zaczęła rozglądać się po komnacie i łazience, ale nigdzie nie było upiornej rudej dziewczyny. Na chwilę zbladła przerażona, myśląc, że gdzieś w Akademii jest jakiś intruz, który porwał rudą dziewczynę. Bynajmniej nie martwiła się o nią, a o siebie, a dokładniej o to, że może tu wrócić i ją zabrać następną. Szybko porzuciła te myśl, zdając sobie sprawę, że Akademia jest za dobrze strzeżona i nic im nie grozi. Nie było tu również śladów walki, a ta druga smacznie spała. To mogło oznaczać, że może zrozumieli swój błąd i przenieśli tamtą do Akademii Zła. Uśmiechnęła się, niemal chcąc piszczeć ze szczęścia, ale się powstrzymała i usiadła na swoim łóżku sięgając do kufra i wyciągając szczotkę do włosów i zaczynając się czesać zaraz po tym jak zdjęła ręcznik z głowy. Patrzyła teraz na drugą śpiącą współlokatorkę. Zastanawiała się, kiedy i ją zabiorą. Jednej mniej to i tak było naprawdę przyjemne, a przy tym przestanie mieszać w głowie jej kuzynowi, same pozytywne strony tej sytuacji. W końcu po dość długim czasie czesania włosów zdjęła szlafrok i wyjęła z kufra opaskę na oczy. Odłożyła szczotkę na bok i nałożyła opaskę wtulając się w poduszkę. Teraz już mogły czekać ją tylko piękne sny.

  13. Alan i Sophie

    Słuchałem z uwagą słów Aidana. Oczywiście miał sporo racji, Baśniarz miał odzwierciedlać swojego strażnika i to był największy dowód ku temu by stwierdzić, że Dyrektor jest dobry. A jednak, pomimo, że nie miałem zamiaru się z nikim kłócić na temat, na którego dowodu nie miałem wciąż miałem pełno wątpliwości co do jego prawdziwej natury. Wcześniej już podałem powód swoich wątpliwości, ale kolejne wbrew pozorom podał mi Aidan. To prawda, Baśniarz potrzebował ochrony, w końcu od niego zależał cały baśniowy świat. Jednakże dlaczego Dyrektor tak się izolował? Dlaczego nie chce powiedzieć otwarcie, po której stronie jest? Pytania, pytania, a odpowiedzi brak. Można było łatwo się ich pozbyć gdyby Dyrektor choć raz się pokazał wszystkim. A mimo to tego nie robił, na dodatek wyglądało, że te podejrzenia całkiem mu odpowiadają albo nawet nie zwraca na nie uwagi skoro siedzi tam zamknięty.

     

    Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć pojawił się Hector informujący, że już mogę iść. Uśmiechnąłem się lekko i wstałem biorąc w rękę mydło, szampon jak i swoją granatową piżamę. Wiedziałem, że nie będę w niej długo. W końcu nie miałem zamiaru biegać w piżamie po Akademii. Jednak każda chwila uwolnienia się od tego przygłupiego mundurku była najpiękniejszą. Powoli wszedłem do łazienki i zacząłem puszczać wodę. Gdy tylko pozbyłem się z siebie obecnej garderoby powoli zanurzyłem się w wodzie. Nie powinienem mieć problemu by zasnąć po Hectorze i Aidanie. W końcu przywykłem, że mało sypiałem, więc problemu być nie powinno. Zacząłem się dokładnie myć. Gdy tylko skończyłem wytarłem ciało i przebrałem się w piżamę cicho wychodząc z łazienki w podobnym czasie co moi współlokatorzy. Następnie położyłem się do łóżka i wziąłem jakąś książkę, chcąc w ten sposób pokazać, że już za późno na rozmowy. Czekałem teraz tylko aż Aidan i Hector zasną bym mógł zacząć.

     

    Sophie nawet nie zwracała uwagi na śmiechy tych prostaczek. Jedyne, co ją teraz ucieszyło to zgoda tej księżniczki. Szczerze jej podziękowała i szybko poszła do swojego kufra biorąc podobnie żółtą jak jej sukienka jedwabną koszulę nocną, miękkie białe kapcie, dwa ręczniki, błękitny szlafrok, który widać, że był niezwykle drogi jak i kilka środków do pielęgnacji urody. Nic nie mówiąc do swoich współlokatorek, bo i po co? Wyszła za dziewczyną z komnaty ciesząc się, że uwolniła się z tego koszmaru. Aria wydawała jej się być miła, ale strasznie milcząca osobą, zupełnie jakby coś ją gryzło. Nie do końca rozumiała co to mogło być. Nie starała się zaczynać rozmowy, bo za bardzo nie wiedziała co może powiedzieć. Zawsze łatwiej jej było, gdy to ktoś zaczynał. Najważniejsze, że się zaraz spokojnie umyje. Jednak co potem? W końcu to była dopiero pierwsza noc z wielu. Musiała koniecznie ubłagać panią dziekan by ją zabrać z tej komnaty. W końcu dotarły na miejsce gdzie zobaczyła dwie kolejne księżniczki. Atmosfera w tej komnacie była o wiele bardziej przyjemna niż u niej z tamtą dwójką. Gdy nagle z księżniczek przywitała się zwykłym część Sophie lekko dygnęła.

     

    - Miło cię ponownie widzieć - Jej słowa były nawiązaniem do spotkania księżniczek na ceremonii. Chociaż dziewczyna nie wyglądała bez makijażu nie wiadomo jak niesamowicie to z pewnością lepiej niż te dwa straszydła z jej komnaty. Sophie odwzajemniła oczywiście uśmiech dziewczyny. Nagle spostrzegła jak trzecia z nich, która coś czytała się do nich zbliżyła. Widząc jej powitanie była w niemałym szoku. Nie sądziła, że będzie znała zasady powitania, więc poszła w jej ślady. - Księżniczka Sophie ze Śnieżnych Wzgórz - odrzekła uroczyście. Kolejne słowa dziewczyny jeszcze bardziej ją zszokowały. Nie wiedziała jednak co bardziej. Nie pomyślałby na pewno nigdy, że ona może być z rodziny królewskiej, wyglądała na taką poważną, że ciężko było uwierzyć by do niej należała. Jeszcze bardziej ją zdziwił chyba fakt, że ta wiedziała kim jest, chociaż Sophie z nią jeszcze nie rozmawiała. Dopiero, gdy wrócono do spraw łazienki wyszła jakby z transu.

     

    - Dziękuje, to bardzo miłe z waszej strony - znów lekko dygnęła i poszła do łazienki. Wiedziała, że nie ma wiele czasu. Zwykle spędzała w łazience co najmniej godzinę, ale w tym wypadku i pół powinno wystarczyć. Przynajmniej tutaj nie musiała się bać, że łazienka nie będzie nadawała się do użytku. Domyśliła się tego choćby po zadbaniu tutejszych księżniczek. Zdjęła z siebie sukienkę i szybko wskoczyła do wody zaczynając zabiegi pielęgnacyjne. Na ciało nakładała liczne kremy przy okazji myjąc się dokładnie. Jednak to z włosami miała największy problem. Nałożyła na nie odżywkę i szampon by jak zawsze były niezwykłe, silne i niemal lśniące. Co ciekawe środki, których używała były dosyć niespotykane poza rejonami Śnieżnych Wzgórz. Wiedziała, że pomimo sporych zapasów będzie musiała z czasem napisać list o więcej, ale to zmartwienia na później. Zaraz po wyjściu wytarła się jednym z ręczników, a potem ubrała w swoją koszulę nocną jak i szlafrok, a stopy wsunęła w ciepłe kapcie. Następnie zawinęła głowę drugim ręcznikiem. Jak wróci do komnaty będzie musiała ją wyszczotkować, wiedziała o tym. Nie chciała nadużywać gościnności tych księżniczek, więc zrobi to jak wróci. Powoli zaczęła zbierać swoje rzeczy, choć sama myśl spotkania jej upiornych współlokatorek ją przerażała, to wiedziała, że nie mogła tu zostać za długo.

  14. Snow Night/Ewelina Szymańska

    Gierki ze strony Anny były niezwykle męczące. Im dłużej z nią rozmawiała dowiadywała się przy okazji jak niewiele wiedziała o podmieńcach. Kiedyś się ich bała, ale teraz przekonała się, że i one miały własne problemy a ich życie nie było łatwe. Jednak ponad to dowiedziała się jak dziwna była rozmowa z nimi. Trzeba było pilnować się przy każdym słowie. Kucyk nigdy chyba nie będzie ich w stanie w pełni zrozumieć jak i na odwrót. Ale czy na pewno? Nadal tego nie rozumiała i chociaż Anna zaprzeczała czemukolwiek uważała, że między nią a jej kuzynem była jakaś więź. Dlaczego chciałaby w innym przypadku chociażby coś jej o sobie wyjaśnić?

     

    - Nie sądzę bym miała jeszcze okazje z nią porozmawiać - odrzekła lekko mrużąc oczy. Widziała ją zaledwie chwilę i już wtedy wydała się jej jakaś dziwna i nie sądziła by była w stanie z nią spokojnie porozmawiać. Anna była spokojna w czasie tej rozmowy, ale czy one wszystkie takie były, co do tego pewna nie była. Jednak, gdy stwierdziła, że nie oskarżyła księżniczki sama przeczyła swym ostatnim słowom, z których wynikało, że ta wykorzystywała Goldinga. - A ja mam wrażenie, że bardziej ci się nie podoba, że ona nadal chce służyć waszej władczyni. Nie wiem, dlaczego ale mam wrażenie, że nie podobało ci się twoje dawne życie i chcesz o nim zapomnieć a sama myśl o tym, że są wśród twojego gatunku jeszcze osobniki, które pragną dawnego życia najwyraźniej doprowadza cię do szału - odparła Snow myśląc, że w końcu, choć trochę zdołała ją rozgryźć.

     

    Meteoric Burn

    - Chyba nie słuchałeś - odparł w stronę Cyrusa pokazując dłonią na wymarłą okolice. - Wirus mutuje i zabija natychmiast. Nikogo niema w okolicy, bo już by nie żył, jeśli ktoś spróbuje choćby odetchnąć tym powietrzem lub zranić się tutaj natychmiast zginie. Dopiero za godzinę wirus się wypali z braku żywicieli. A jego wolałem zabić żeby nie wozić zarażonego z nami, bo jeszcze to rozprzestrzeni dalej a na to gotowi nie jesteśmy jeszcze - dopiero jednak, gdy Cyrus spytał o pacjenta 0 mężczyzna wyglądał jakby nie bardzo chciał do tego wracać.

     

    - Tworzenie leków to próby i błędy. Powstanie Pandory było właśnie takim błędem - lekko westchnął. - Gdy New Medica jeszcze była dość niewielka i zaczynaliśmy zdobywać rynek mieliśmy sporo pracy nad tworzeniem zupełnie nowych leków, które miał zrewolucjonizować świat a nam dać potrzebne wpływy. Pacjent 0 był kiedyś jednym z nas. Znaczy nie służył naszej pani, ale dawniej był kucykiem i czołowym naukowcem naszych laboratorii. Jednak on tworzył dla idei chciał sprawić by świat stał się lepszy. Więc był bliski stworzenia leku, który miał ostatecznie uwolnić ludzi od nowotworu niezależnie, jaki by to był i na jakim etapie rozwoju - znów lekko się zamyślił.

     

    - Badania były obiecujące poświęcał temu wiele czasu nawet niemal nie jedząc i nie sypiając. Badał to na wszelkie sposoby coraz bardziej zmieniając lek i nowotwór aż w końcu stworzył to, co widzisz obecnie. Nim jednak zdążył to zniszczyć z powodu zmęczenia zaciął sobie lekko skórę skalpelem. Zdał sobie sprawę, że się zaraził i jak wirus szybko działa. Podał sobie antidotum, nad którym tyle pracował w ogromnej dawce a potem zapadł w śpiączkę. Zamknęliśmy w gabinecie przypiętego do łóżka. wszystko wyglądało dobrze do czasu przynajmniej. Jego ciało zaczęło się dziwnie deformować. Stracił wzrok, zaczęły mu wypadać włosy. Nie mówiąc o tym, że organy odpowiedzialne za rozmnażanie czy wypróżnianie zaczęły obumierać. Na całym ciele pojawiły się liczne żyły, język i warga okropnie spuchły a sam stał się niezwykle agresywny. Przejawia tylko szczątkową inteligencją jednak trwa to tylko kilka sekund zaraz potem rzuca się na ciebie by zabić. Golding i reszta jego ludzi nigdy nie odkryła, co go spotkało i myślą, że nie żyje. Natomiast my go nadal trzymamy. Nie wiem, dlaczego to robimy jednak Crystal tylko powiedziała, że jeszcze może się przydać tak samo kazała zaprzestać badań nad lekiem zająć się tym wirusem to jest całą historia. Jak widzisz już śmierć jest lepsza niż takie życie. Jeszcze jakieś pytania czy możemy wracać? - spytał patrząc na Cyrusa.

  15. Alan i Sophie

    Uśmiechnąłem się, słysząc o Nibylandzkim zwyczaju, który moim zdaniem wydawał się naprawdę piękny. Można było tak nawiązać z kimś bliską relacje. Oczywiście wiedziałem, że nie każdy w Akademii przyjąłby taki gest. Wiele książąt oczekiwałoby raczej czegoś innego niż muszli jako podarunku. Najpewniej by uznali, że coś takiego może dać tylko księżniczka. Oczywiście ja się z tym zgadzać nie musiałem i nie chciałem. Słuchając dalej chłopaka zrozumiałem jak Puszcza jest zróżnicowana. Nie sądziłem nigdy, że dla kogoś śnieg może być obcy, podczas gdy dla mnie był codziennością. Tak samo jak i dla mnie Nibylandia była obcym miejscem.

     

    - Więc gdy tylko zakończymy Akademię czuj się zaproszony do królestwa Śnieżnych Wzgórz - powiedziałem ze szczerym uśmiechem, na chwilę zapominając o tym, że Akademia może skończyć się dla nas zupełnie inaczej i wtedy żadne z nas nie zobaczy już swojego domu, przynajmniej nie tak jak byśmy chcieli. Pozostała nam nadzieja, a ona zawsze umiera ostatnia. Nagle spostrzegłem jak Aidan zakończył swoją kąpiel. Nie spodziewałem się by siedział tam godzinami, żaden z nas zapewne taki nie był. Nie zwróciłem uwagi na jego ubiór, choć był dla mnie nietypowy. Jednak czy powinno się oceniać kogoś po wyglądzie czy ubiorze? Oczywiście, że nie. Niedługo później Hector poszedł do łazienki. Zauważyłem jak wcześniej dał oczywiście prezent również Aidanowi. Widząc to wszystko lekko się uśmiechnąłem. Oczywiście spokój nie trwał długo, bo Aidan szybko zaczął rozmowę ze mną. Tak zdecydowanie, on był pełen energii. Słuchałem z uwagą jego słów, co chwilę też na nie odpowiadając.

     

    - Zgadzam się w zupełności, Aidanie - Cieszył mnie fakt, że mimo, że byłem następcą tronu nie mierzono mnie tą samą miarą. - Nigdy nie chciałem tu trafić - Nagle zrobiłem się bardziej ponury. - Wiem, że to największe wyróżnienie w naszym świecie tu trafić, ale praktyki Akademii nie podobają mi się i nigdy zapewne to się w moich oczach nie zmieni. Nieważne jak bardzo by próbowali odwrócić problem miłym traktowaniem. Gdyby pozwolono mi wrócić do domu nie zawahałbym się nawet chwili by stąd odejść - Taka była prawda, choć polubiłem niektórych tu ludzi, to nie było miejsce dla mnie. - Jednak masz racje, kto wie czy nie spełnisz tu swego marzenia - dodałem z uśmiechem. - Nie możemy spoczywać na laurach, przyjacielu. Fakt wygrywaliśmy do tej pory, ale z każdym naszym zwycięstwem zło pragnie jeszcze bardzie również wygrać. A co do Dyrektora... To ja nadal nie jestem, co do niego przekonany. Zwłaszcza patrząc na kary, jakie daje się tu uczniom, czy ta cała tajemnica z tym co się z nami dzieje gdy nie zdamy. Na dodatek to porywanie Czytelników to barbarzyński zwyczaj - Lekko zmarszczyłem brwi nad tym myśląc. - Tak w sumie to nikt do końca tego nie wie, próbowałem się o nim czegoś dowiedzieć i wiem tylko tyle, że jest tu odkąd tylko była Akademia, oczywiście najpierw było ich dwóch, a teraz wciąż jest tylko ten jeden. Mimo wszystko nie sądzę by można mu było ufać i mówić o szczęściu

     

    Sophie spoglądała to na rudą dziewczynę, to na te drugą. Naprawdę się bała, że zaraz coś jej zrobią. Jednak musiała to powiedzieć, bo po prostu nie wytrzymała na widok tego co tu zastała. A jeszcze na dodatek sama myśl o tym, że ta ruda ją cały dzień tylko denerwowała. Nie było więc niczym dziwnym, że gdy Stephanie się podniosła, Sophie lekko się cofnęła, starając się być gotową na atak, który nie nadszedł. Skierowała zaraz swój wzrok na rudą dziewczynę, gdy ta zaczęła do niej mówić. Spoglądała badając ją wzrokiem. Nie była i tak do końca przekonana czy faktycznie profesor Dovey mogła swoją magią coś tu zdziałać. To mogło przekraczać nawet jej zdolności. Otworzyła szeroko oczy dopiero gdy ta zarzuciła jej paskudny charakter. Jak ona mogła? Przecież była niczym kryształ i zachowywała się jak prawdziwa księżniczka. Zresztą miała się przejmować opinią byle Czytelniczki? Gdy ta zaczęła mówić o jej kuzynie dopiero się zdenerwowała. Ktoś taki jak ona powinien znać swoje miejsce, a nie interesować się członkami rodziny królewskiej. Skoro tak, to porozmawia z Alanem i jak zawsze ustawi mu odpowiedni pogląd na wszystko. Jeśli takie miała życzenie, to sam jej powie by dała mu spokój. Ona chciała jej tego oszczędzić, ale skoro to odrzuca, to jej wybór.

     

    Nagle dostrzegła uśmiech Stephanie, który zaczął z jakiegoś powodu ją przerażać bardziej niż to jak wstała wcześniej z łóżka. Nie była pewna co planuje. Zwłaszcza, że obie dziewczyny były większe i zapewne silniejsze od niej. Nie spodobało jej się, gdy powiedziała do niej wasza wysokość, w tak drwiący sposób, miała złe przeczucia. Gdy powiedziała jej o braku depilacji okolicy pach od około dwóch miesięcy, Sophie otworzyła szeroko oczy, patrząc już tylko na Stephanie z obrzydzeniem niczym przenosiłaby nieuleczalną chorobę, którą zaraża samym dotykiem. Jednak, gdy do rozmowy włączyła się ta ruda, Sophie kierowała wzrok to z jednej na drugą. Słysząc o higienie Stephanie była niema już pewna, że jest nigdziarką i to w pełni zepsutą. Cała pobladła bardziej niż zwykle i czuła jak z żołądka przelewa jej się wszystko do gardła. Błagała w myśli by to był jakiś koszmarny sen. A jeszcze lepiej żeby jakiś książę na białym koniu przyjechał by ją uratować. Ktoś się pojawił, ale to nie był książę, a jedna z księżniczek, na jej widok Sophie od razu poczuła nadzieje, a gdy usłyszała jej prośbę szybko pobiegła do swoich kufrów.

     

    - Oczywiście, daj mi chwilę - powiedziała Sophie z entuzjazmem grzebiąc w swoich rzeczach tak szybko, że nagle jeden z kufrów legł na ziemi. Dźwięk, który jednak wydał przy uderzeniu wskazywał, że jest tam coś niezwykle ciężkiego i nie mogły to być ubrania ani kosmetyki, a coś o czym najwyraźniej Sophie nie powiedziała Stephanie, gdy ta pierwszy raz pytała ją o zawartość kufrów. Sophie nie zwróciła na to uwagi grzebiąc w innym, w którym pełno było środków higienicznych. W końcu znalazła to czego szukała, a był to pojemniczek pełen masła kokosowego, o które prosiła Aria. Sophie się do niej ciepło uśmiechnęła i włożyła go w jej dłonie. - Gdybyście czegoś potrzebowały mówcie, chętnie pomogę - Byle tylko być daleko od tych dwóch owłosionych straszydeł, pomyślała i nagle znów spojrzała na Arie. - To dosyć nietypowa prośba i nie oczekuje oczywiście, że się zgodzisz, ale czy mogłabym prosić by wziąć kąpiel w waszej łazience? - spytała z nadzieją w oczach, lekko przy tym przekrzywiając głowę na bok.

  16. Alan i Sophie

    Uśmiechnąłem się delikatnie, widząc, że nikt nie ma przeciwwskazań by poszli pierwsi skorzystać z łazienki. Nie bardzo chciałem im mówić co planuje i to nie dlatego, że im nie ufałem, bo tak z pewnością nie było. Zarówno Hector jak i Aidan wydawali się być naprawdę mili. Zwłaszcza, że Aidana już nieco poznałem, więc mogłem być co do niego pewny. Jednak nie byłem pewny czy któryś z nich nie chciałby zaraz iść ze mną. Zwłaszcza Aidan mógłby być chętny, ale ja nie chciałem nikogo narażać na kłopoty własnymi pomysłami. Poza tym musiałem chwilę pobyć samotnie i zebrać spokojnie myśli. W chwili, gdy Aidan zaczął odchodzić, ja usiadłem w oknie, co jakiś czas patrząc na Hectrora to na krajobraz za oknem jak i samotną wieże Dyrektora Akademii. Sam Hector miał bardzo ciekawy kufer, nim zdążyłem o cokolwiek zapytać ten jakby czytał mi w myślach i wszystko wyjaśnił. W odpowiedzi lekko się uśmiechnąłem znów zwracając się do okna, przynajmniej do czasu, aż Hector ponownie się odezwał i podszedł w moim kierunku. W osłupieniu słuchałem go, patrząc to na muszle to na niego. Nigdy nie dostałem jeszcze tego rodzaju podarunku, aż nie wiedziałem, co powiedzieć.

     

    - Dziękuje, to naprawdę szlachetny gest - powiedziałem ze szczerym uśmiechem, sięgając po jedną z muszli. - Głupio mi Hectorze, gdyż ja nie sprowadziłem ze sobą żadnych podarków poza białą różą, którą już podarowałem w momencie rozpoczęcia - Taka była prawda. Poza śniegiem, który przypominał mi dom jak i różami, które tam rosły nie było nic, co by mogło mi go przypomnieć. - Na pewno tego nie zapomnę, możesz być pewny - dodałem uderzając lekko pięścią w pierś. - Mało podróżowałem poza granicę mego domu, ale czytałem wiele o twym. Nibylandia zawsze wydawała mi się jedną z tych najbardziej magicznych krain w Puszczy. Mam nadzieje, że będę mógł kiedyś ujrzeć jej piękno - Nadal nie byłem pewny co mnie czeka w przyszłości, zwłaszcza teraz. Gdy znów targnęło mną zwątpienie w siebie, ponownie przypomniały mi się słowa pocieszenia ze strony Elisabeth. Nie wiedziałem dlaczego, ale podziały na mnie niezwykle krzepiąco.

     

    Gdy Sophie kierowała się do komnaty, coraz bardziej bała się tego co tam ujrzy zwłaszcza, gdy teraz była sama z tymi dwiema. Tak bardzo jej teraz brakowało towarzystwa innych prawdziwych księżniczek. Nie była pewna czy jej współlokatorki nawet nie podpaliły pod jej nieobecność komnaty, wcale by się nie zdziwiła gdyby tak było. W końcu powoli weszła do pokoju. Gdy ujrzała, że komnata jest taka jak dawniej, w duchu odetchnęła z ulgą. No tak, przynajmniej było tak, aż nie zobaczyła tej rudej dziewczyny, która właśnie wyszła z łazienki, na dodatek po jej włosach wiedziała, co robiła nie dawno. Poczuła, że robi jej się słabo na samą myśl i chyba zaraz zemdleje. W momencie, gdy usłyszała te drugą, to zrobiło jej się jeszcze bardziej niedobrze, miała wręcz wrażenie, że te ją ignorują. W końcu nie wytrzymała i otworzyła usta.

     

    - Chwileczkę - powiedziała w kierunku Stephanie. - Najpierw ja pójdę, samo to, że ona się wykąpała pierwsza - dodała, patrząc na rudą dziewczynę i lekko się przy tym krzywiąc. - Mnie przeraża, ale jeszcze miałabym umyć się po was obu? - Ponownie spojrzała na Elisabeth. - Nie jestem nawet pewna czy nie zarażę się czymś po niej - Lekko zbladła na samą myśl. - Nawet nie wiadomo czy nie miałaś jakiś pluskw lub kleszczy po wyciecze do Puszczy. Pewnie nawet nie umyłaś po sobie dokładnie wanny. Na dodatek nie zdziwię się jeśli ten dramat na twojej głowie zatkał odpływ. Teraz mogę złapać trądzik, a może i trąd - Pobladła jeszcze bardziej. - Moja skóra jest delikatna niczym jedwab, nie mogę żyć w takich warunkach - Nagle znów spojrzała w kierunku Elisabeth. - Poza tym prosiłabym byś zostawiła mojego kuzyna w spokoju. Złapałaś jego różę, wspaniale, ale on nie jest tobą zainteresowany, zrobił to tylko dlatego, że zawsze współczuł czytelnikom, nic poza tym. On jest księciem i następcą tronu, więc powinien obracać się w odpowiednim towarzystwie

  17. Thomas

    Widząc jak nieco się cofnęła, Thomas odetchnął w myśli. Naprawdę nie chciał o tym rozmawiać, bo nawet on sam tego do końca nie rozumiał. Ulga szybko minęła wraz z chwilą, gdy zobaczył jej wzrok. Tak wzrok, który mówił więcej niż jakiekolwiek słowa. Miał nadzieje, że nie będzie tego dalej kontynuować, gdy usłyszał od niej, że miga się od odpowiedzi na jej pytanie zdał sobie sprawę, że ta tak łatwo sobie nie pójdzie. Znacznie później albo i wcale dodał sobie w myśli na jej kolejne słowa, widząc jak w końcu odchodzi. Jak mogła odkryć coś czego i on do końca nie rozumiał? Nie mogła tego zrobić. Miała mimo to racje co do jednego, nie był rycerzem. Co prawda słyszał w baśniach o czarnych upadłych rycerzach, ale i do takich się nie zaliczał, taka była prawda. Natomiast Elvira nie była damą jego serca i nigdy nie będzie, bo nigdziarze nie kochają. Dlaczego więc nie chciał do końca przyjąć tego do siebie?

     

    Powoli ruszył pod prysznic. Zdjął z siebie spodnie, buty jak i tunikę nigdziarską, a następnie stanął pod prysznicem wpatrując się w sufit, gdy czuł jak woda spływa po jego ciele. Nie powinien nic robić, to nie była jego sprawa. Nigdy dla nikogo nic nie robił, bo nigdy nikogo nie obchodził odkąd wszystko stracił. Jednak wciąż przed jego oczy powracał niczym fatum obraz siniaków na szyi Elviry i widok twarzy Christiana, który cieszył się jej bólem. Gdy za każdym razem próbował odegnać ten obraz on wciąż powracał, sprawiając, że wściekał się coraz bardziej. W pewnym momencie zacisnął dłoń w pięść i uderzył nią w ścianę, marszcząc przy tym wściekle brwi. W końcu sięgnął po swoje mydło i zaczął dokładnie myć całe ciało. Zmył przy okazji z siebie krew, która wylała się z rozdrapanej blizny przez bestie. W końcu, gdy skończył prysznic, powoli wyszedł i zaczął się dokładnie wycierać. Wiedział już, co należy teraz zrobić.

     

    Gdy skończył to wszystko, ruszył w stronę komnaty. Na jego twarzy nie sposób było zobaczyć emocji. W końcu, gdy dotarł na miejsce szarpnął drzwi komnaty i wszedł ciężkim krokiem. Zamknął za sobą drzwi, po czym spojrzał najpierw na Navina, a potem na odwróconego do niego plecami Christiana, który już leżał w łóżku. Nagle Thomas rzucił niedbale na ziemię swoje rzeczy i ruszył ku niemu, a gdy tylko się zbliżył chwycił Christiana za kark tak mocno, że go zrzucił z łóżka na ziemię. Christian był skołowany tym, co się stało. Najpierw spojrzał na Navina, a potem dopiero na Thomasa. Widząc wyraz jego twarzy wiedział, że nie ma co nawet rozmawiać. Podniósł się w jednej chwili w czym Thomas mu nawet nie przeszkadzał. Nie miał zamiaru dać się znów ośmieszyć przez tego niby nigdziarza. Zamachnął się ręką w stronę Thomasa by uderzyć go z całej siły pięścią, było to jednak na nic. Mimo, że Thomas był całkiem wysoki i dobrze zbudowany okazał się również niezwykle zwinny. To mu wystarczyło by zrobić zręczny unik i uderzyć Christiana pięścią w brzuch. Chłopak nabity na rękę przeciwnika nie był nawet w stanie utrzymać śliny w ustach, która wypłynęła na rękę kata, a potem padł na ziemi próbując się podnieść. Tym razem Thomas nie czekał i kopnął go w żebro, na tyle mocno, że Christian potoczył się w stronę swoich rzeczy. Thomas patrzył na niego zimnym wzrokiem.

     

    - Prosiłem o coś, a ty nawet nie umiałeś tego zrobić - powiedział ponuro Thomas w kierunku chłopaka. Christian nic nie mówił nadal leżąc wśród swoich rzeczy, więc Thomas znów ruszył w jego kierunku. Gdy tylko się zbliżył do niego, Christian w jednej chwili się podniósł uzbrojony w nóż. Najwyraźniej miał go ze sobą w kufrze. Zamachnął się bronią, ale Thomas w ostatniej chwili zrobił unik przez co atak tylko naciął mu lekko rękaw. Christian nadal stał z nożem, patrząc na Thomasa, który teraz przyjął pozycje defensywną. Christian, więc przeszedł do ofensywy i nie dbając o nic zamachnął się nożem celując w serce Thomasa. Gdy miał zadać śmiertelny cios, Thomas chwycił jego rękę i ją wykręcił z taką siłą, że Christian puścił nóż i wrzasnął z bólu, wtedy też dostał potężny cios pięścią w twarz i legł na ziemi. Gdy próbował się pozbierać Thomas znów do niego podszedł i szarpnął go za jego ciuchy podnosząc w powietrze. Christian patrzył w stronę Navina, mając nadzieje, że ten coś zrobi. Chociaż chwyci jego nóż i spróbuje dźgnąć Thomasa. Sam Thomas ignorował drugiego współlokatora, co nie znaczyło, że nie był gotowy na taki nagły atak.

     

    W jednej chwili po całym pokoju rozniosły się żałosne jęki Christiana, gdy Thomas uderzył go kilka razy pięściami po twarzy jak i reszcie ciała, aż w końcu go puścił. Wpatrywał się w niego dobrą chwilę, aż w końcu jak nigdy nic odszedł w stronę swojego łóżka. Nic nawet nie powiedział do Navina tylko się położył wcześniej zbierając swoje rzeczy z podłogi. Natomiast Christian leżał jeszcze dobrą chwilę na ziemi. Nienawidził bólu, co zresztą pokazał już w sali udręki, a obecny był dla niego znacznie mniej przyjemny. Dobre kilka minut zbierał się z podłogi, starając się dojść do siebie, ostatecznie zaczął się czołgać, aż doczołgał się do łóżka, na którym się położył. Wiedział dobrze za co Thomas go tak pobił, ale nie odważył się otworzyć ust, zresztą nie miał ochoty teraz nic mówić będąc nie tylko obolałym, ale i mając jeszcze bardziej zranioną dumę. Wiedział na pewno jedno, Thomas nie był nigdziarzem ani zawszaninem, był tego pewny. On był potworem, który nie powinien był trafić do akademii. Ktoś taki powinien skończyć, jako karma dla wilków.

  18. Alan i Sophie

    W końcu od czasu gdy Sophie poznała swoje współlokatorki dopiero teraz poczuła się jakby była we właściwym miejscu stworzonym właśnie dla niej. Nie miało teraz znaczenia, że cały dzień musiała znosić współlokatorki, które najwyraźniej były wrednym żartem Dyrektora. Taka była prawda, bo zdecydowanie żadna z nich nie pasowała do Akademii. Oczywiście nie licząc, Nerysy, z którą dobrze jej się rozmawiało. Słysząc o tym, co mogłaby robić z tymi nowo poznanymi księżniczkami poczuła wręcz wzruszenie. Nawet nie zwróciła uwagi na ton ze strony Emeraldy. Jednak taka była prawda i powinna jeszcze jutro porozmawiać o tym z dziekan Dovey. W końcu ona była niczym delikatny piękny kwiat, a tamte z pewnością nie można powiedzieć by były choć trochę delikatne. Sama jej skóra była niczym jedwab, w którym zresztą również zwykle spała. Nawet wśród najpiękniejszych dwórek swojego rodzinnego królestwa się wyróżniała. A teraz przydzielono ją do dwóch dzikusek, niebezpiecznych dla wszystkich wokół. Lucinda miała racje, nigdy nie wiadomo co takim mogło strzelić do głowy.

     

    - Dziękuje - powiedziała naprawdę szczerym oraz wzruszonym tonem, który teraz na pewno nie był udawany. - To naprawdę wiele dla mnie znaczy, jesteście po prostu niesamowite - mówiła nadal będąc wzruszoną. Miała co prawda nadzieje, że tamte szybko nie zdadzą, bo wtedy będzie miała własną komnatę dla siebie. Jednak w ciągu tych kilku spędzonych chwil z nimi nie była pewna czy zdoła wytrzymać choć jedną noc wspólnie z tymi dwoma, a co dopiero czekać, aż nie zdadzą. Obecne tu księżniczki miały racje, musiała to jak najszybciej wyjaśnić. Jednak zanim to zrobi musi dać do zrozumienia tej rudej dziewczynie by zostawiła jej kuzyna w spokoju i przestała się mieszać.

     

    Niedługo później doszła już z nimi do głównego holu, coraz bardziej obawiając się powrotu do komnaty. Spoglądała na pocałunek księcia Abraxasa i damy jego serca czują pewne wzruszenie tym. Mimo całego swojego charakteru, miłość i na nią działała poruszająco. Ponownie wróciła na ziemię, słysząc pożegnania książąt z nimi. Naprawdę chciała by któryś z nich z nią poszedł, by stanął w jej obronie przed tymi niebezpiecznymi dziewczynami, jeśli zaszłaby taka konieczność. Jednakże zaraz wszyscy zniknęli z jej oczu, idąc w swoje strony i zostawiając ją samą. Stała chwilkę w samotności, jakby nadal się obawiając wrócić i wtedy właśnie spojrzała na swoją parasolkę i lekko uśmiechnęła się w jej kierunku, aż w końcu westchnęła i ruszyła do swojej komnaty, starając się odgonić złe myśli.

     

    Szkoda mi było, że Damien nie mieszkał z nami. Wydawał się interesować ciekawymi tematami, o których mogliśmy sporo pomówić. Niestety w komnacie mogło nas być tylko trzech. Jednakże Aidana już całkiem polubiłem. Nigdy nie obchodziło mnie czyjeś pochodzenie, poza tym miał coś czego większość bufonów tu nie miała, a było to dobre serce. Natomiast Hectora znałem bardzo krótko, ale przez ten niewielki okres czasu wydał się bardzo sympatyczny, więc cieszył mnie fakt, że mogłem dzielić komnatę z kimś takim. Niestety w drodze do pokoju nie było możliwości się lepiej poznać, bo wszyscy najwyraźniej zagłębili się w świecie własnych myśli. Nie chciałem im przeszkadzać, więc zrobiłem tak samo. Głównie planowałem jak wydostać się na swój wieczorny trening. Współlokatorzy to jedno, ale wyminięcie wróżek może być problemem. W pewnym momencie przeszła mnie myśl czy z Elisabeth wszystko w porządku. Pokręciłem lekko głową odganiając tę myśl. To oczywiste, przecież co niby miałoby się jej stać? Tak właśnie mijała mi droga, aż nie dotarliśmy na miejsce.

     

    Przez całą drogę oraz przez natłok swych myśli nie bardzo przyglądałem się korytarzowi, ale dochodząc do komnaty nie było możliwości by nie zauważyć jak ona wygląda. Malowidła, które jako pierwsze uderzyły w moje oczy wprawiły mnie w zachwyt tak wielki, że zaniemówiłem, stojąc i patrząc na nie z szeroko otwartymi oczami. Naprawdę uwielbiałem takie malowidła łona natury, a na pewno bardziej niż proste ściany. Dodatkowy wizerunek szermierzy też wyjątkowo uprzyjemniał wnętrze komnaty. Podłoga prezentowała się równie dobrze, chociaż dywany to jak dla mnie była już lekka przesada. Żyrandol natomiast dodawał tu kolejnego uroku. Moje oczy w końcu skierowały się na łóżka, które czekały najwyraźniej na nas. Hector zdążył już swoje wybrać, wszystko wskazywało, że już wcześniej tu był. Choć nic nie mówiłem zależało mi by spać przy oknie. Głównym powodem było to, że zawsze lubiłem podziwiać nawet w domu naturę choćby z okna wieczorami. Więc gdy tylko usłyszałem Aidana skierowałem zaraz wzrok na niego.

     

    - Dziękuje, nawet nie wiesz jak się cieszę - powiedziałem, zbliżając się do łóżka i oceniając jego miękkość, aż nie odwróciłem się do swych współlokatorów. - Jeśli chcecie możecie skorzystać przede mną z łazienki. mogę iść ostatni - dodałem z uśmiechem. Poza tym, że naprawdę jakoś specjalnie nie zależało mi na kolejności, to tak będzie mi po prostu łatwiej się wymknąć, gdy ci najpewniej już zasną, gdy ja w tym czasie będę się mył. Wtedy będzie mi po prostu łatwiej się stąd urwać.

  19. Thomas

    Widząc jej uśmiech chłopak był niemal pewny, że ta czuła jakąś satysfakcję z tego wszystkiego. Naprawdę pragnął jej coś powiedzieć, zrobić coś by utrzeć jej nosa, ale z jakiegoś powodu nie mógł. Naprawdę nie potrafił nic jej zrobić, nawet powiedzieć czegoś wrednego, chociaż wiele takich słów chciało z niego ujść, to wszystkie stanęły mu w gardle. Słysząc jej kolejne słowa uniósł lekko wzrok by przyjrzeć się śladom na jej szyi. Teraz był w pełni przekonany, że wcześniej była duszona. Nie miał wątpliwości, widząc te ślady. Same siniaki układały się w dość charakterystyczny wzór. Przerwał jednak dalsze obserwacje, słysząc jej relacje na temat Christiana.

     

    Zacisnął dłoń w pieść do tego stopnia, że jego paznokcie lekko ją zraniły, przez co zaczęła z niej lekko wypływać krew. Nawet nie zwrócił na to uwagi, czując coraz większy gniew, który ogarniał jego ciało niczym płomień. Nawet nie rozumiał dlaczego tak było, ale na te chwilę naprawdę pragnął dostać Christiana w swoje ręce. Miał ochotę go rozszarpać na miejscu. Ponownie podniósł wzrok na nią, dalej jej przy tym słuchając. Urodziła się w zawszańskiej rodzinie i nie bała się gościa, który niemal ją zabił? Jak to było możliwe? Nie sądził by była głupia i stąd ten brak strachu, nie to nie było to. Tacy ludzie jak ona skrywali za brakiem strachu coś innego, był tego pewny.

     

    Gdy wspomniała, że nie boi się i jego, mrugnął kilkukrotnie. Czyli jednak to był urok i wiedziała, że nic nie może jej zrobić? Na dodatek sama zaproponowała by go ukarał. Teraz miał dylemat, jeśli to zrobi i go ukarze tak jak pragnął tego odkąd się dowiedział co jej zrobił, będzie już zapewne pewna, że jest pod jej kontrolą. Jeśli nic nie zrobi pokona być może te klątwę, ale złamie własne zasady. Otworzył szeroko oczy, słysząc jej pytanie. Więc to wszystko nie była jej sprawka? W takim razie, co takiego się z nim działo? Dlaczego nie był w stanie nic zrobić? Wpatrywał się w jej oczy dobrą chwilę, jakby szukając odpowiedzi, której oczekiwała, aż w końcu otworzył usta. Słowa, które z nich wypłynęły raczej nie mogły jej dać satysfakcji.

     

    - Myślę, że wiele dziś przeszłaś, to był długi dzień i chyba powinnaś już iść spać - powiedział bez emocji lekko mrużąc przy tym oczy. Nie wiedział co innego mógł jej w tej chwili odpowiedzieć, zwłaszcza gdy jego myśli były w strzępkach. Może jeśli spokojnie weźmie prysznic, który go odpręży i uwolni się od niej, znów zacznie myśleć normalnie i wtedy dokładnie przemyśli co powinien z tym wszystkim zrobić.

  20. Alan i Sophie

    Kątem oka spojrzałem na Aidana, słuchając jego słów. Miałem wrażenie, że nie do końca mi dowierzał. Dlaczego uważał, że czułem coś do Elisabeth? Dlatego, że złapała moją różę? To był tylko przypadek, gdyby to ode mnie zależało wcale bym nie brał udziału w tej idiotycznej tradycji. Czy też może to dlatego, że z nią rozmawiałem? Była po prostu miła i bardzo dobrze mi się z nią porozumiewało, to wszystko. A czemu stawałem w jej obronie? Na to pytanie odpowiedziałem mu wcześniej. Więc skąd u niego wątpliwości? Przecież nie czułem względem niej głębszych uczuć, skoro ledwo ją znałem to nie mogłem, prawda? Ponownie wyrwał mnie z mojego zamyślenia. Sam spojrzałem w kierunku książąt i księżniczek i lekko zmarszczyłem brwi.

     

    - Sam myślę, że znalazłem się tu przez pomyłkę - westchnąłem ze słabym uśmiechem. Aidan chociaż miał wyjaśnienie nie rodząc się w rodzinie królewskiej, a ja? No właśnie... Byłem księciem innym niż wszyscy. Nie znosiłem tych prawdziwych książąt i chciałem pokazać, że mimo, że jestem dziedzicem tronu, to mogę także być inny niż tamci. Nie musiałem przypodobać się żadnej z księżniczek, nie było mi to potrzebne. Nagle jednak spostrzegłem, że zbliżają się do nas inni książęta. Jednak nie tacy typowi. To byli ci sami, którzy rozmawiali o szukaniu jakiejś księżniczki. Obaj wyglądali na całkiem miłych i tak samo się też zachowywali. Miałem co do nich dobre przeczucia. Nagle przypomniałem sobie, że jeden z nich rzucił różę Sophie w czasie rozpoczęcia, ale teraz nie wyglądał na specjalnie nią zainteresowanego.

     

    - Miło was poznać, jestem Alan ze Śnieżnych Wzgórz - powiedziałem ze szczerym uśmiechem, patrząc na drugiego chłopaka. Ucieszyłem się słysząc, że dziele pokój z jednym z nich i Aidanem. Bałem się już, że będziemy musieli znosić jakiegoś typowego księcia. - Zgadza się i również cieszy mnie fakt, że tak się złożyło - mówiłem z niekrytą radością. Ruszyliśmy dalej wspólnie z nimi, aż nie zobaczyliśmy jakiejś księżniczki. Więc to musiała być siostra Damiena. Kolejna nietypowa księżniczka. Choć miała w sobie pewien urok, to jej twarz wskazywała, że musiała być niezwykle poważną damą.

     

    - Alan ze Śnieżnych Wzgórz - Lekko się ukłoniłem przed księżniczką. Gdy nasze powitania dobiegły końca znów ruszyliśmy dalej. Pomimo że starałem się nigdy nikogo nie podsłuchiwać, to niestety tym razem nie byłem wstanie tego zrobić. Rozmowa, Damiena i Magdalene była tematem, którym i ja niezwykle interesowałem się od dawna. Spojrzałem kątem oka na portrety, to rzeczywiście było interesujące. Dlaczego żaden portret z tamtych czasów nie zdołał się zachować? Nie wierzyłem by zniszczył je ząb czasu, nie w takim miejscu. Czyżby dobry Dyrektor nie mógł na nie patrzeć, bo były to dla niego zbyt bolesne wspomnienia, czy może chciał coś ukryć przed wszystkimi? Niestety nim zdążyłem cokolwiek wtrącić lub o coś spytać księżniczka zaczęła odchodzić. Będę musiał przy jakiejś okazji porozmawiać z nią i Damienem o tym, może jak wymieniłbym z nimi swoje spostrzeżenia, które sam od dłuższego czasu badam udałoby się odkryć coś ciekawego.

     

    Po raz pierwszy odkąd Sophie trafiła do Akademii poczuła się dziwnie będąc niezauważaną. W królestwie Śnieżnych Wzgórz zawsze była uważana jako najpiękniejsza na całym dworze. A teraz to zniknęło. Patrzyła na inne księżniczki i zdała sobie teraz sprawę, że jest jedną z wielu. Pierwszy raz w życiu poczuła, że zostanie tutaj niedostrzeżona przez nikogo. Mimo to nie chciała zmieniać swego wcześniejszego postanowienia. Nie będzie nachalna, ona chciała poznać taką samą miłość jak jej mama. Tę samą, dla której później ona o niej zapomniała. Uśmiechnęła się lekko, gdy jeden z przystojnych książąt zaprosił ją by poszła z nimi.

     

    W czasie wspólnego spaceru z nim i innymi księżniczkami nadal nic nie mówiła, idąc niezwykle spokojnie. Po prostu nie miała co powiedzieć, a nie chciała się przekrzykiwać z innymi. Dopiero, gdy padło pytanie Emeraldy na jej twarzy pojawiło się zakłopotanie. Tego właśnie się bała, że przez swoje współlokatorki wszyscy będą patrzeć na nią jak na kogoś gorszego. Jednak musiała odpowiedzieć, innego wyjścia nie miała jeśli nie chciała stracić w oczach całej tej grupy. W końcu uśmiechnęła się delikatnie jakby zbierała w sobie odwagę.

     

    - Szczerze mówiąc... To właśnie powrotu do komnaty obawiam się najbardziej - Lekko posmutniała, wbijając wzrok w ziemie. - Zupełnie tam nie pasuje, ja i moje współlokatorki jesteśmy jak ogień i woda. Wszystko w Akademii jest niesamowite, ale gdy przebywałam z nimi trochę czasu... Zrozumiałam, że nie będę tam pasować. Zapewne już wiecie, o kim mówię - dodała lekko wzdychając. - Nie wiem dlaczego chciano bym to ja z nimi zamieszkała, być może mają nadzieje, że zdołam im pomóc się dopasować do nas. Jednak nie wiem czy to zdanie mnie nie przerośnie. Wychowałam się na dworze i nie miałam okazji przebywać wśród podobnych ludzi - mówiła bardziej melancholijnie. Prawdą było, że bałaby się nawet próbować je zmienić, o ile to w ogóle było możliwe, a patrząc na nie raczej tak nie było. Jak tak nad tym teraz myślała, to naprawdę nie chciała tam wracać i zostać z tamtymi dwoma sam na sam.

  21. Thomas
    Słysząc tylko milczenie na wszystko co do tej pory powiedział zmarszczył lekko brwi. Czy tajemniczy intruz sądził, że to groźby bez pokrycia? A może myślał, że będąc przytłoczony całą sytuacją, Thomas się wycofa, a on ucieknie jak nigdy nic? Jeśli tak sądził to był w ogromnym błędzie. Nie miał zamiaru się z pewnością wycofać. Mimo, że sama myśl wyrzucania nagiego nigdziarza z pod prysznica nie wyglądała zachęcająco, to musiał coś zrobić. Zrobił krok do przodu. Jednak nagle otworzył szeroko oczy na dźwięk znajomego głosu. Próbował sobie wmówić, że to nie mogła być ona, że się przesłyszał. A nawet, jeśli to była ona, czemu ciało odmawiało mu posłuszeństwa i stał jak wryty? W momencie dopiero, gdy zasłonka prysznica się odsłoniła, a z pod natrysku wyszła znajoma nigdziarka był kompletnie ogłupiały. 


    Na twarzy był cały czerwony, możliwe, że było to spowodowane tym, że czuł się zawstydzony obecną sytuacją, ale czy na pewno? Nie mógł przestać spoglądać na nią w obecnej chwili. Choć krzyczał do siebie w głowie by się ruszył by coś zrobił, ciało nadal było odrętwiałe. Dlaczego tak się działo? Zadawał sobie pytanie, na które odpowiedzi nie było. Nigdy przecież nikt nie wywoływał u niego takiej reakcji jak ta dziewczyna. Może po prostu rzuciła jakiś urok jak myślał wcześniej. W końcu była wiedźmą i mogła to zrobić, prawda? 


    Spoglądał na nią dalej zauważając nagle świeże sińce na jej szyi. Natychmiast potrafił rozpoznać niedawne ślady i domyślić się, czym były spowodowane. W końcu wiele w życiu widział podobnych ran. Ktoś ją dusił, był co do tego przekonany. Nagle przypomniał sobie to co stało się na rozpoczęciu. A potem przypomniał sobie powód kary Christiana. Teraz jeszcze jej słowa zdawały się wszystko potwierdzać. Nigdy nie poczuł tak potężnej furii jak w tej właśnie chwili, powoli do niej podszedł, a potem stanął tuż przednią, wbijając wzrok prosto w dziewczynę.


    - Chcesz powiedzieć, że Christian ci to zrobił? - spytał niezwykle spokojnym głosem. A jednak można było wyczuć za nim coś nieprzyjemnego, jednocześnie na pewno nie było to skierowane do niej. Uniósł lekko dłoń jakby chciał dotknąć jej szyi, ale zatrzymał ją w połowie drogi, czując się zakłopotany opuścił lekko głowę. Teraz w jego głowie pojawiła się inna myśl. Jeśli potwierdzi to co chodziło mu teraz po głowie, to rozszarpie Christiana na strzępy. Nigdziarz jeszcze zatęskni za bestią z sali udręki.

  22. Alan i Sophie
    Zmrużyłem lekko oczy, słuchając ich słów. Zarzucono mi obelgi, podczas gdy oni robili to już dziś dwukrotnie. Najpierw w chwili, gdy Elisabeth wbiegła do zbrojowni nabijali się z niej, a teraz robili to ponownie. W moich oczach oni zachowali się znacznie gorzej niż ja. Faktycznie uciekanie się do obelg jest niegodne. Ja w przeciwieństwie do nich powiedziałem im w twarz co myślę o ich zachowaniu. Podczas gdy oni nabijali się z Elisabeth, gdy jej tu nie było. Żaden nic jej nie powiedział w twarz tylko śmieli się z niej za plecami. Nienawidziłem takiego zachowania najbardziej ze wszystkich. Mimo wszystko, co do jednego mieli racje, a przynajmniej Abraxas. Po co nam były lekcje, na których księżniczki musiały stawać się powierzchowne? To było aż za nadto żałosne. Miałem tylko nadzieje, że Sophie nie zainteresuje się żadnym z tych bufonów ani na odwrót. Powinna wiedzieć, że zasługuje na więcej. Ale jeszcze większą nadzieje miałem, że Elisabeth im nie ulegnie i nie stanie się cieniem samej siebie by tylko zmienili o niej zdanie. Każdy miał prawo do własnego wyboru. Wiedziałem, że tym błaznom nic się nie wyjaśni, więc już zamilkłem i nic nie dodałem. Poczułem niespodziewanie jak ktoś szarpie mnie za rękaw i spojrzałem na Aidana. Gdy dotarło do mnie, co powiedział, zwłaszcza porównując moją obronę Elisabeth do swego zainteresowana Stephanie, kilkukrotnie mrugnąłem zaskoczony, jakby to nie mogło do mnie dojść. W końcu jednak lekko się uśmiechnąłem.


    - To miłe, co mówisz, Aidanie, ale ja nie przybyłem tu szukać miłości - Kontynuowałem nie zatrzymując się. Zapewne poczuł się zakłopotany, ale ciężko było nie zauważyć, że Stephanie mu się podoba. - Bardzo lubię Elisabeth, bo jako jedyna jak do tej pory patrzy na mnie inaczej, ale to tylko tyle. Nie znam jej niemal wcale. Stanąłem w jej obronie, bo tak powinien zachować się każdy niezależnie czy mówiono by o niej czy kimś innym - dodałem z uśmiechem, nie zatrzymując się, ale sam już tak naprawdę nie byłem pewny tych słów.


    Sophie natychmiast dostrzegła, że inne księżniczki spoglądają na nią oceniając przy okazji. Nie przeszkadzało jej to, w końcu to było normalne. Nie podobała jej się tylko ta Vivienne, która była tak pewna siebie jakby już napisano o niej baśń. Słuchała spokojnie zarówno Vivienne jak i Constantine. Uśmiechała się do nich uroczo nic nie mówiąc tylko myśląc nad tym co usłyszała. Słowa Vivienne, chociaż brzmiały na słodkie, to Sophie szybko dostrzegła w nich intrygę, w końcu sama tak robiła wiele razy. Zobaczymy, kto będzie się śmiał ostatni, pomyślała z uśmiechem. Zaraz jednak spojrzała na Constantine. Czy ona naprawdę wierzyła w to, co mówiła? Oczywistym było, że to wszystko od samego początku była jedna wielka rywalizacja. Jednak o ile do tej pory wzrok innych księżniczek jej nie przeszkadzał, to jedna z nich zaczynała już trochę ją irytować, zwłaszcza kiedy cały czas tak na nią spoglądała. Czego próbowała się doszukać? Ukrytych blizn czy innych obrzydliwości? No to się zdziwi, jeśli ma nadzieje na coś takiego.


    W tym momencie zobaczyła jak dochodzą tu teraz książęta. Musiała przyznać, że wielu z nich było niezwykle przystojnych. Na chwilę spojrzała na Vivienne ze swoim księciem i tylko się uśmiechnęła. Wyglądali razem pięknie, ale ten chłopak zdecydowanie nie był w jej typie. Spostrzegła nawet swojego kuzyna w towarzystwie tego chłopaka, z którym niedawno jedli. Nawet już nie pamiętała jego imienia. Nie podobało jej się, że Alan się ośmiesza kręcąc z kimś gorszym. Przynajmniej nie było przy nim rudej dzikuski. Widząc zachowanie księżniczek i książąt lekko się uśmiechnęła i wycofała bardziej do tyłu. Rozłożyła parasolkę tak by chroniła ją przed słońcem, co wyglądało całkiem uroczo i spoglądała na nich jakby była zbyt nieśmiała by się mieszać. 


    Prawda była inna. Mama zawsze jej opowiadała jak poznali się z tatą. Mówiła, że siedziała tam sama, gdy ten będąc niezwykle przystojnym był właśnie otoczony przez piękne damy. Jednak zwrócił uwagę tylko na jej mamę. A czemu tak było? Jako jedyna się wtedy wyróżniała, bo nie pokazała, że jej zależy. Zawsze jej opowiadała te historie, gdy była mała. Bardzo pragnęła by jej historia potoczyła się podobnie. Wiedziała jednocześnie, że ryzykuje, ale być może ktoś zwróci na nią uwagę. Dlatego stanęła samotnie nie mieszając się w to wszystko. Tylko stała i ładnie wyglądała.

     

    Idąc z innymi spostrzegłem Sophie, tym razem już do nas nie podeszła. Być może już przywykła do tego miejsca, a jej lęk minął. Jednak, gdy widziałem jak tam stoi sama jakby się wstydziła podejść, zastanawiałem się czy samemu tego nie zrobić i dać jej wsparcie. Zaraz jednak co innego zwróciło moją uwagę, a była to interesująca rozmowa mijającej nas dwójki książąt. Kolejna księżniczka, która była inna niż wszystkie? To był naprawdę interesujący rok. Jednak teraz bardziej zastanawiałem się gdzie Elisabeth, tylko dlaczego?

  23. Snow Night/Ewelina Szymańska

    - Księżniczka nigdy by nas nie wykorzystała - powiedziała zaciskając lekko zęby. Jak ona w ogóle mogła tak myśleć po wszystkim, co ona dla niej zrobiła? Zaakceptowała ją jak i wszystkich innych i jest gotowa im pomóc. - Nie wiem jak to działa w waszej hierarchii, ale Golding sam podjął się służby wobec naszej władczyni i złożył przysięgę przed nią, że będzie chronić naszej krainy. Cokolwiek by mu nie kazała zrobić on by to zrobił, bo wiedziałby, że robi to dla większego dobra - starała się jednak nie atakować jak ostatnio, pomimo że poczuła się dotknięta przez takie oskarżenia wobec ich władczyni. Słuchała jej dalej w milczeniu po tym niewielkim wybuchu.

     

    - Glamor? - spytała przypominając sobie nagle kobietę, którą widziała, gdy wracały wspólnie z kurortu. Cały czas wydawała się jej dziwna jednak nigdy by nie pomyślała. - Mam rozumieć, że i ona? - pokręciła lekko głową przypominając sobie coś, co było nie tak dawno. - Pamiętam, że jak rozmawialiśmy przy stole w pewnym momencie się zdenerwowałaś. Mianowicie, gdy Golding wspomniał o przywódczyni podmieńców w jego organizacji. Ona jest taka jak ty prawda? Trutówką? Czy jako podobna tobie nie powinna ci być jakaś bliska niczym siostra? - pytanie, co prawda było inne jednak chciała spróbować jakoś do niej dotrzeć, jeśli była jeszcze szansa nawet dłuższą drogą.

     

    Meteoric Burn

    W chwili, gdy Cyrus wracał do innych i tylko się do nich zbliżył mógł coś poczuć. A mianowicie przez niewielką chwilę jego ręka ta, którą zawarł pakt z Crystal przechodził przez nią nieznośny ból niczym krew by się w niej gotowała. Jednak ból zniknął równie szybko jak się zaczął. Tak jak by dostał ostrzeżeni na przyszłość do tego, co robi. Najprawdopodobniej Crystal nie spodobało się jego rycerstwo i pomoc innym. Meteoric spojrzał na niego i kiwnął głową patrząc jak zbiera się reszta oddziału. W pewnym momencie jednak, gdy wszyscy się zbliżali jeden z nich zaczepił kawałkiem kombinezonu o wystający z okolicznej ściany pręt. W jednej chwili jego kombinezon się lekko rozdarł tworząc niewielką dziurę. Zaczął spoglądać po wszystkich przerażony.

     

    - Dajcie spokój jestem pewny, że to już zniknęło w końcu niema, na czym żerować - mówił przerażonym głosem cofając się. Jednak po minie Meteorica można było stwierdzić, że nie bardzo w to dowierzał. Powoli wyciągnął pistolet celując do niego. Przerażony mężczyzna zaczął uciekać. Jednak nie oddalił się za bardzo. Po okolicy rozniósł się głos wystrzału a bezwładne ciało mężczyzny padło na ziemie.

    - Nikt tego nie przeżywa rozumiecie? - odparł wściekle.

    - A pacjent 0? - spytał jeden z nich.

    - Już śmierć byłaby lepsza od jego losu - odparł patrząc na wszystkich aż spojrzał na Cyrusa. - To jest właśnie Pandora. Gdy tylko odzyskamy dawną postać rozsiejemy to niszcząc przy tym całe życie na tym świecie. Tylko kucyki są odporne na jej działanie. A wszystko dzięki czemuś, co nas wyróżnia nad innych. Jednak w obecnej postaci tego nie mamy. Masz jakieś pytania Cyrusie?

  24. Thomas i Christian

    Gdy tylko oboje weszli do pokoju można było zauważyć, że Thomas jest dziwnie zamyślony jakby był zupełnie nieobecny i nie słyszał Navina, a może nie chciał słyszeć? Usiadł na łóżku i podparł brodę na dłoniach, dalej milcząc. Wciąż w głowie chodziły mu słowa Bestii. Dawno nie myślał o rodzicach, a przynajmniej nie tak. Czy naprawdę stanie się taki jak ich kaci?
    Christian natomiast szedł lekko zgarbiony do łóżka, nadal trzymając dłoń na plecach. Można było łatwo zauważyć po jego minie, że jest kompletnie wściekły. W końcu, gdy jednak dotarł do celu i usiadł wygodnie, spojrzał ponuro najpierw na Thomasa, a potem na drugiego współlokatora.

     

    - Nie chcesz jej zobaczyć - warknął ponuro Christian, patrząc znów na Thomasa, który nie reagował. Nadal był wściekły, bo to było nie fair. Bestia go nawet niemal nie dotknął i teraz sobie tu siedzi spokojnie, a on to co? Plecy bolały go strasznie, pomimo że nie zasłużył na te karę ani trochę. Ponownie spojrzał na Navina, słysząc o prysznicu i lekko się skrzywił. - Ja też nie mam zamiaru tam iść. Prawdziwy nigdziarz nie potrzebuje tego typu rzeczy - Powoli położył się na boku i odwrócił do innych plecami. Thomas nadal nie reagował, nawet na słowa Christiana. Jednak, gdy usłyszał o prysznicu, mrugnął niczym wybudzony z transu. Mimo wszystko zawsze dbał o higienę osobistą. Nawet mieszkając samemu w tej ruinie, zawsze znalazł miejsce gdzie mógł o to zadbać. Teraz będąc nigdziarzem też nie miał zamiaru prezentować się jak ostatni obdartus. A skoro żadne z nich nie chciało skorzystać z ciepłej wody miał sobie odmówić takiego luksusu?

     

    - Ja skorzystam - powiedział jakby bardziej do siebie i to były jego jedyne słowa jakie powiedział odkąd wrócił do komnaty. Zanim wyszedł, wyciągnął z kufra cienki ręcznik jak i jakieś szare mydło. Nie miał zbyt wiele ze sobą, ale kilka rzeczy zabrał. Christian nawet nie spojrzał w jego kierunku nadal leżąc obróconym do tyłu. W końcu Thomas się podniósł i bez słowa wyszedł na korytarz, zamykając za sobą drzwi. Miał nadzieje, że ten prysznic mu pomoże znów normalnie myśleć. Nie chciał już więcej czuć, naprawdę pragnął pozbyć się tych dawnych bolesnych emocji. Zbliżał się coraz bardziej do łazienki, gdy jednak chwycił za klamkę, usłyszał, że ktoś tam jest. Zmarszczył wściekle brwi, ponownie przybierając dawny wyraz twarzy i ciężkim krokiem wszedł do łazienki, a potem stanął na jej środku. Nadal czuł jak gorąca para unosiła się wokół niego.

     

    - Nie wiem kim jesteś, ale to był naprawdę zły pomysł - odparł starając się panować nad nerwami. - Mam dziś naprawdę zły dzień, więc mam nadzieje, że nie zużyłeś całej ciepłej wody, bo to może się dla ciebie skończyć naprawdę marnie. Teraz lepiej wyjdź i pokaż mi się, ale najpierw się ubierz z łaski swojej - Niewiele go obchodziło, kto był na tyle bezczelny by się tutaj tak wprosić i wykorzystać ciepłą wodę, która była dla niego, no i jego współlokatorów, ale ci nie chcieli skorzystać, więc woda była dla niego. Przynajmniej przestał myśleć o tym co go spotkało w sali udręki. Miał okazje się na kimś wyładować. Nawet nie szukał powodu do bójki, ale musiał uświadomić chociaż strasząc słownie tę osobę by na przyszłość nigdy więcej tego nie robiła.

  25. Snow Night/Ewelina Szymańska

    Dziewczyna starała się panować nad emocjami by nie popełnić znów tego błędu, co ostatnio. Nigdy by nawet nie pomyślała, że podmieńce biorą wszystko tak do siebie. Wydają się bardziej przewrażliwione niż kucyki. Spokojnie słuchała odpowiedzi Anny nie przerywając jej. Jednak nie było jej łatwo zwłaszcza w chwili, gdy zaczęła mówić o tym jakby potraktowała kogoś innego gdyby nie był podmieńcem. Nie przeczyła, że Anna posiadała sporą wiedzę, ale to była lekka przesada, gdy uważała, że lepiej ją zna niż ona zna samą siebie. Na koniec jeszcze te zagadki. Zauważyła również, że jej rozmówczyni idzie coraz szybciej, przez co ciężko było jej dotrzymać kroku przez Snow za nią, ale dawała radę.

     

    - Jak widzę zupełnie mnie nie znasz - warknęła w jej kierunku. - Nie obchodzi mnie czy byłabyś kucykiem czy nie. Chodziło mi o sam fakt wykorzystania mojego kuzyna a nie to, że mogło się to stać przez podmieńca - zmarszczyła lekko brwi. - Obie jednak mamy wspólny cel i nie chcemy by umarł. Jednak znacznie łatwiej by miło cię zrozumieć gdybyś mówiła bardziej wprost niż przeinaczać wszystko, bo to właśnie przez to doszło do obecnej sytuacji. Wszystkie podmieńce takie są czy to akurat twoja specjalność? - pytała nie zatrzymując się.

     

    Meteoric Burn

    - Dobrze a więc ruszamy - odrzekł w kierunku innych, gdy tylko Cyrus powiedział, że jest gotowy. Wszyscy ubrali się w kombinezony i zaczęli nieść broń przed sobą. Cała grupa opuściła salę by skierować się do podziemnego parkingu by wziąć jedną z furgonetek. Następnie wszyscy wsiedli do środka. Nic nie mówiono od czasu, gdy tylko wsiedli. Tym razem nawet nie włączono radia. Wszyscy wyglądali na wyjątkowo skupionych, gdy przemierzali kolejne kilometry. Czas wyjątkowo się dłużył aż w końcu zdołali dojechać na miejsce. Gdy tylko furgonetka stanęła otworem Cyrus mógł zobaczyć przerażający widok. Zatrzymali się niedaleko jakiegoś niewielkiego rolniczego miasteczka jednak teraz wszędzie były trupy ludzi w różnym wieku od dzieci po starców. Najciekawszy jednak był fakt, że dorwało to zarówno ludzi jak i zwierzęta a nawet rośliny. Wszystko było przegniłe nawet ciała wyglądały jakby się powoli rozkładały a nie mogło minąć więcej niż kilka godzin. Nad ciałami stał jeden człowiek ubrany tak jak wszyscy. Jednak był tu najwyraźniej od dawna. Meteoric powoli do niego podszedł.

     

    - Niezły bałagan - stwierdził patrząc na to wszystko.

    - Mało powiedziane - mówił robiąc jakieś pomiary dziwnym urządzeniem. - Rozprzestrzenia się znacznie szybciej niż przewidywaliśmy i równie szybko znika, gdy zabraknie żywicieli. Wystarczyło zaledwie 20 minut jak to rozprzestrzeniłem i nie było tu życia. Posłuchaj nie wiem czy nad tym można zapanować...

    - Cyrus - zwrócił się teraz Meteoric do niego ignorując mężczyznę zdającego raport. - Weź dwóch chłopców i rozejrzyjcie się czy coś przetrwało

×
×
  • Utwórz nowe...