Skocz do zawartości

Magus

Brony
  • Zawartość

    5480
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    7

Posty napisane przez Magus

  1. Thomas i Christian

    Chłopak nie był do końca pewny co myśleć o reakcji nauczycielki na jego odpowiedź. Najwyraźniej nie osiągnął sukcesu, ale i chyba nie wypadł najgorzej. Pierwszy raz miał taki problem z wyczytaniem emocji z czyjejś twarzy. Zastanawiał się czy wszyscy nauczyciele w tej szkole byli podobni. Jeśli tak było, to będzie miał zapewne trochę pod górkę. Christian był przekonany, że nauczycielka nie była zadowolona jego odpowiedzią, bo kto niby by był? Tak jak mówił od samego początku żaden z niego nigdziarz, tak jak z tamtej. Chociaż były tu jeszcze bardziej beznadziejne przypadki. Myśląc o tym spojrzał kątem oka na Adelie. Czytelnicy byli tacy żałośni.

     

    Obaj powrócili do obserwacji nauczycielki w chwili gdy ta ruszyła dalej. Thomas słysząc swoje pytanie ponownie, spojrzał z zainteresowaniem w kierunku nigdziarza, któremu ono przypadło. Zastanawiał się jak bardzo będą różniły się ich odpowiedzi. Słysząc go lekko zmrużył oczy. W pewnym sensie była to prawda, ale nie był jednak przekonany czy o to chodziło nauczycielce. Christian za to uważał, że to było oczywiste. Nigdziarzem trzeba się po prostu urodzić. Dalej patrzyli na kolejnych pytanych uczniów. Padło nowe pytanie, a słysząc głos dziewczyny, która teraz odpowiadała, Thomas bardziej zainteresował się tym co jej dolegało niż samą odpowiedzią. Christian natomiast rozpoznał w niej nigdziarkę, która zirytowała go na ceremonii rozpoczęcia. Zastanawiał się czy zaraz się tu nie udusi przy wszystkich, to byłoby całkiem zabawne. Gdy przyszła kolej Navina obaj spojrzeli ponownie, ale teraz każdy z nich też wykazywał zainteresowanie jego odpowiedzią. Thomas uznał jego odpowiedź za dość typową, a Christian za to, że jest tylko marzycielem, który nigdy tego nie osiągnie poza sferą fantazji.

     

    Kolejna wiedźma, do której podeszła nauczycielka wywoływała u obu chłopców zupełnie inne odczucia. Thomas patrzył na nią jak na wszystkich innych. Ale Christian wpatrywał się w nią ze złością. Była jednym z tych nigdziarzy, którzy już zdążyli go zirytować. Przy najbliższej okazji będzie musiał jej poprawić urodę. Słysząc jej odpowiedź, Christian lekko prychnął, na tyle cicho, że nikt tego nie słyszał. Zastanawiał się jak durne musiałoby być jej nemezis by dać się jej zabić. Thomas pomyślał tylko o tym, że było z jej strony krótko i na temat. Gdy padło kolejne pytanie, Thomas zaczynał mieć głębsze przemyślenia. Nie do końca rozumiał dlaczego tak musi być. Sam w sumie był już tak samotny, że przestał dostrzegać swoją samotność. Może to właśnie były powody, dla których stał się nigdziarzem w oczach Dyrektora tej Akademii. Jak dla Christiana odpowiedź była jasna. A po co niby ktoś jest potrzebny do szczęścia? Tylko żałośni słabi zawszanie kogoś potrzebowali. Wtedy właśnie spostrzegł, że nauczycielka idzie w jego stronę. Gdy w końcu podeszła i zadała mu pytanie na jego twarzy pojawił się pewny siebie uśmieszek. Jednak ciężko było to dostrzec przez opuchniętą wargę, bo przypominało to nawet trochę jakiś grymas.

     

    - Zły i okrutny by pokazywać zawszanom gdzie ich miejsce - odparł z ogromną pewnością siebie w głosie. Tym zawsze kierował się Christian w życiu, nie było litości. Wystarczyło, że coś mu się w kimś nie podobało to czekał tylko na okazje by wbić nóż w plecy, nigdy nie było potrzeby szukania głębszych powodów. Thomas spojrzał na chwilę w jego kierunku. Odpowiedź, którą powiedział była, aż nad wyraz jego zdaniem do przewidzenia. Christian był dla niego od początku idiotom, który uważał, że pusta brutalność tworzy prawdziwy czarny charakter. Może właśnie dlatego miał do niego taką niechęć? Nie różnił się niczym od ludzi, którzy wszystko mu odebrali.

  2. Alan

    Pomimo, że starałem się tolerować Edwarda i dać mu szansę choćby ze względu na Sophie, która wydawała się go lubić, to coraz bardziej dostrzegałem jacy byliśmy inni. Pomimo, że obaj pochodziliśmy z rodzin królewskich był on po prostu zbyt dumny swoim pochodzeniem. Nie chciał tracić czasu na jego zdaniem gorszych od siebie uczniów, choć w niczym tacy nie byli. No właśnie... Pomimo swego pochodzenia ja tak nie potrafiłem, po prostu było to dla mnie zbyt płytkie. Wszystko to potrafiłem wywnioskować po jego tonie, zwłaszcza po tym jak zaczął wyrażać się o Hectorze. Jednak nim cokolwiek mu powiedziałem nagle pojawił się nasz nauczyciel, a to jednoznacznie sugerowało koniec wszystkich rozmów.

     

    Milcząco spoglądałem na nauczyciela, ale gdy usłyszałem o pielęgnacji męskości lekko się skrzywiłem. Nadal nie rozumiałem po co nam był ten durny przedmiot. To nam nie pomoże przetrwać w Puszczy. Wysłuchałem jednak z zainteresowaniem historii naszego profesora, który wydawał się mieć ciekawe życie. Z rycerza stał się nauczycielem w Akademii, naprawdę ciekawie. Słysząc jego słowa o kodeksie rycerskim ucieszyłem się lekko. Nie był jednak tu powodem strach żebym sobie z tym nie poradził, bo wiedziałem, że tak by raczej nie było skoro tyle lat go wkuwałem. Bardziej martwiłem się o uczniów jak Aidan, to nie byłoby sprawiedliwe. Byłem więc zadowolony, że mamy wszyscy dzięki temu równe szanse. Słysząc o oczarowywaniu dam lekko przewróciłem oczami. Takie uczucia moim zdaniem powinny powstawać w znacznie inny sposób. Gdy usłyszałem na czym dokładnie ma polegać dzisiejsza lekcja zamarłem. To nie było tak, że nie umiałem rozmawiać z damami, ale z większością tych w Akademii jeszcze wcale nawet nie rozmawiałem. Jedyne co byłem w stanie komplementować to uroda tych dam. A to było moim zdaniem niezwykle płytkie. Obawiałem się trochę, kto mi przypadnie.

     

    Zaraz rozniosły się oczywiście komentarze, najwyraźniej nie tylko ja zareagowałem niepewnie na to zadanie. Kiedy jednak usłyszałem Edwarda lekko zmarszczyłem brwi. Naprawdę zaczynałem coraz bardziej nie rozumieć co Sophie mogła w nim dostrzegać. Następny, który nie powstrzymał się od komentarza był oczywiście Ambrosius. Dobrze, że byłem z natury spokojny, choć coraz bardziej ciężko mi było się powstrzymać by czegoś nie powiedzieć. Naprawdę nie znosiłem takiego zachowania, ale po raz pierwszy czułem chyba, aż taki gniew. Na szczęście profesor też wydawał się tego nie pochwalać. Chwilę później zaczęło się.

     

    Najpierw Damien słysząc jego opis byłem trochę zmieszany. To nie tak, że uważałem się za lepszego, ale byłem pewny, że zapewne inaczej bym kogoś komplementował. Następny był Hector, nasz współlokator całkiem dobrze sobie poradził jeśli chodzi o komplementowanie księżniczki, którą zdążyłem już poznać. Najwyraźniej się znali, więc miał szczęście, że akurat ona mu przypadła. Odion podobnie jak w chwili gdy go poznaliśmy wydawał się nie mieć wyszukanego słownictwa, być może to była jego słabość i po prostu nie bardzo lubił rozmawiać, a wolał działać. Nagle spojrzałem na oburzonego Aidana, gdy Stephanie przypadła Ambrosiusowi. Wiedziałem od początku, że zadurzył się po uszy. Tylko ślepy by tego nie dostrzegł. Nie dziwiłem się Aidanowi, że był zły słysząc komplementy Ambrosiusa w kierunku Stephanie, które brzmiały jak obraza. Nawet ja lekko zmarszczyłem brwi słysząc go. Aidanowi nie było też łatwo, gdy trafiła mu się Vivienne. Zwłaszcza, że Abraxas wydawał się gotowy rzucić się na niego za każdy komplement w jej kierunku. Jak można było być zazdrosnym z powodu lekcji? Zapewne, jeśli ta para będzie kiedyś razem, to jedyne co będą robić to wzajemne podziwianie swojej urody zapominając o wszystkim innym wokół. Niestety najwyraźniej morderczy wzrok Abraxasa sprawił, że Aidan nie był w stanie się uporać do końca z zadaniem. Nie miałem jednak czasu by go pocieszyć, bo profesor nagle zbliżył się do mnie, a imię księżniczki, którą miałem opisać sprawiło, że otworzyłem szeroko oczy. Jak miałem opisać Elisabeth skoro żadne słowa nie były w stanie oddać jej osoby i bogatego wnętrza? W końcu po pewnej chwili zebrałem się w sobie ignorując poklepywanie Edwarda jak i liczne spojrzenia skupione na mnie.

     

    - Alan ze Śnieżnych Wzgórz - powiedziałem dość pewnie unosząc głowę. - Nigdy nie spotkałem drugiej osoby takiej jak ona. Można godzinami wpatrywać się w jej ciepłe piękne zielone oczy i znaleźć w nich zrozumienie. Jej rude płomieniste włosy idealnie odzwierciedlają jej naturę, którą stara się okazywać wszystkim, ale poza nią skrywa czyste wnętrze, które nie każdy potrafi dostrzec. Tylko ci, którzy zasłużą będą mogli poznać prawdziwą ją. Ponadto żadne słowa nie będą w stanie opisać jak dobre i wielkie serce bije w jej piersi. Właściwie to żadne ze słów, które tu powiedziałem nie są w stanie jej w pełni opisać gdyż takie po prostu nie istnieją - zakończyłem pewnym siebie głosem. Choć na początku nie było łatwo, to kolejne słowa zdawały się same wypływać jakby wydobywały się wprost z mojego serca.

     

    Sophie

    Dziewczyna przez resztę lekcji skutecznie odganiała wszelkie myśli, które mogłyby jej przeszkadzać w skupieniu na słowach nauczyciela. Teraz wpatrywała się w niego uważnie słuchając każdego słowa. Na pierwsze pytanie ze strony Polluksa, Sophie dołączyła do chóru księżniczek odpowiadając podobnie jak wszystkie potwierdzająco. Słysząc jakie zadanie będzie na nie czekać, uśmiechnęła się jeszcze bardziej. W końcu zarówno ją jak i Alana od dziecka uczono wszelkich zasad królewskich, w tym także właśnie odpowiedniego przywitania się. Sophie dalej słuchała Polluksa, aż ten nie zwrócił uwagi jej współlokatorkom. Powoli również obróciła się w ich stronę. Jednak nie uśmiechała się do nich ani nawet z nich nie śmiała, a bardziej patrzyła na rudą księżniczkę jakby w lekkim zastanowieniu. Zaraz ponownie się obróciła by słuchać nauczyciela.

     

    Chwilę po tym gdy wszyscy dobrali się w pary, Sophie zaczęła przygotowania ze swoją partnerką z grupy, którą okazała się być Nerysa. Co ją ucieszyło, bo już wcześniej z nią rozmawiała i całkiem ją polubiła. W międzyczasie nauczyciel zawołał pierwszą parę. Przygotowując się na swoją kolej obserwowała przy okazji inne księżniczki. Pierwszy występ nie był najgorszy, ale do perfekcji czegoś zabrakło, co i ona zauważyła. Potem znów nadszedł czas tym razem na jej współlokatorki. Sophie nie spodziewała się po nich zbyt wiele, ale nie sądziła, że kończy się to tak tragicznie. Chociaż do tej pory chciała by te dwie nie zdały i mogła się od nich uwolnić, tonadal nie zapomniała tego co stało się na początku lekcji. Dlatego poczuła się tym wszystkim zakłopotana i nie czuła radości ich niepowodzeniem. Jednak nie mogła teraz nad tym myśleć, bo nadszedł jej czas i musiała teraz skupić się na sobie. Odłożyła ostrożnie parasolkę i zaczęła powitanie ze swojej strony.

     

    - Księżniczka Sophie ze Śnieżnych Wzgórz - powiedziała z ciepłym, a jednocześnie niezwykle łagodnym uśmiechem. Nie zabrakło przy tym oczywiście obowiązkowego dygnięcia, które wykonała z pełną klasą i urokiem, na jakie tylko było stać księżniczkę. Nie zapomniała też o kontakcie wzrokowym o jego odpowiedniej długości by kogoś przypadkiem nie zakłopotać zbyt długim albo zrazić zbyt krótkim. A gdy mówiła jej ton był cichy, a jednocześnie na tyle głośny by osoba, z którą się witała mogła ją usłyszeć, ponadto jej słowa były wypowiedziane niezwykle zrozumiale nie za szybko ani też wolno tak by odbiorca mógł ją w pełni zrozumieć.

  3. Thomas i Christian

    Atmosfera wśród obu chłopców była zupełnie różna. Tak więc gdy tylko nauczycielka stała patrząc na uczniów, Thomas badawczo obserwował jej ruchy, próbując jak najwięcej się dowiedzieć o niej. Christian natomiast wyrobił sobie już swoje zdanie o nauczycielce i nie uważał by musiał jakoś szczególnie skupiać na niej wzrok. Właśnie dlatego siedział pocierając o siebie ramionami by się ogrzać. W końcu gdy nauczycielka zaczęła mówić oboje podnieśli wzrok. Thomas na pewno nie miał zamiaru słabo wypaść. Może niewiele go obchodziła jego pozycja w rankingu, gdyż uważał, że takie rzeczy nigdy nie są w stanie ukazać czyjejś natury w prawdziwym życiu, ale nie miał zamiaru skończyć zmieniony w świnie czy coś gorszego. Natomiast Christian słuchał tego ze znużeniem uważając już teraz siebie za najlepszy czarny charakter, a resztę za zwykłych amatorów.

     

    W końcu oboje zaczęli patrzeć gdy ta ruszyła w kierunku uczniów. Na odpowiedź pierwszej nigdziarki Thomas nie wydawał się zareagować, natomiast Christian był przekonany co do jej racji. Dyrektor cały czas stawał po stronie zawszan, nawet teraz na Dziekana Zła wysłał jakąś zawszańską nauczycielkę. Gdy nauczycielka ruszyła w kierunku Elviry wzrok Thomasa wydawał się zmienić na niewielką chwilę, ale ciężko było uznać co to znaczy. Christian tylko prychnął uważając, że cały czas miał co do niej racje. Myślała jak głupia zawszanka. Oni mieli być winni? To oczywiste, że winę ponosił Dyrektor. Gdy zobaczył uśmiech na twarzy nauczycielki wściekle zmarszczył brwi, coraz bardziej wątpiąc w tę kobietę. Thomas słysząc odpowiedź dziewczyny na niewielką chwilę pozwolił sobie na uśmiech, który zaraz znikł. W wypadku odpowiedzi kolejnego nigdziarza, Thomas i Christian pozostali zgodni co do pewnej racji w jego słowach.

     

    Nagle padło nowe pytanie. Thomas słysząc odpowiedź chłopaka zmrużył lekko oczy. Ta odpowiedź była nazbyt oczywista i bez rozwinięcia, pozbawiona jego zdaniem sensu. Natomiast Christian uważał, że taka była prawda, krótko i na temat. Z kolejną odpowiedzią Thomas zgadzał się. Sam pamiętał ile razy go tak traktowano, to właśnie tacy ludzie ukształtowali jego obecne ja. Christian za to się z tym nie zgadzał. Zawszanie nie brali ich za odmieńców, a po prostu się ich bali i słusznie. Ten strach trzeba było pielęgnować. Przy odpowiedzi kolejnego nigdziarza też obaj byli zgodni, że ma racje. A jednak Thomas znów poczuł zakłopotanie. Jeśli tak było, to dlaczego więc tak dziwnie jego ciało reagowało przy tej dziewczynie, pomyślał na niewielką chwilę patrząc na Elvire, ale sekundę później znów zaczął patrzeć na nauczycielkę.

     

    W końcu przyszła kolej na kolejne pytanie. Słysząc odpowiedź chłopaka, Christian chytrze się uśmiechnął patrząc to na Thomasa to na Elvire. Taka właśnie była prawda, tak jak to, że ta dwójka była tylko żałosnymi podróbkami, którzy nigdy nie będą prawdziwymi nigdziarzami. Thomas wydawał się nie reagować i dalej obserwował nauczycielkę. Christian gdy patrzył na Adelie musiał się powstrzymać by nie wybuchnąć głośnym śmiechem na całą klasę. Jaka ona była żałosna: kto ją wpuścił do tej szkoły? Może to też jest żart Dyrektora? Thomas natomiast spoglądał spokojnie na dziewczynę i domyślał się w pewnym sensie co może być powodem takich reakcji tej nigdziarki. Kiedyś w końcu sam wychowywał się w normalnej rodzinie. Wtedy na twarzy Christiana pojawił się uśmiech radości gdy zobaczył gdzie idzie nauczycielka. To był właśnie ten moment gdy Thomas po raz pierwszy skompromituje się przed klasą i wszyscy zobaczą jak jest żałosny.

     

    - Thomas - odpowiedział chłopak, podnosząc wzrok na nauczycielkę. - Moim zdaniem są to wybory, których dokonujemy sami, a czasem zostają na nas wymuszone. Gdy potrafimy wybaczyć i nie myśleć o kimś źle, to znak, że żaden z nas nigdziarz, ale gdy pragniemy zemsty, a przed oczami widzimy naszych oprawców umierających na najbardziej okrutne sposoby lub pragniemy przenieść nasz własny ból na innych, to wskazuje jasno kim jesteśmy i jaka jest nasza prawdziwa natura, z którą nie warto walczyć - Christian prychnął lekko. To była jego zdaniem najgłupsza odpowiedź jaką słyszał.

  4. Alan

    Niedługo zajęło mi dojście do wieży honor w towarzystwie Aidana. Wciąż jednak przez całą drogę gdzieś tam w myślach błądziłem o mojej ostatniej rozmowie z Elisabeth przy śniadaniu. Bardzo ją polubiłem, ale wciąż pewnych rzeczy nie potrafiłem zrozumieć, zwłaszcza gdy znajdywałem się blisko niej. Najbardziej tego, że jej towarzystwo było dla mnie w jakiś sposób inne niż towarzystwo kogokolwiek kogo bym znał. Gdy już dotarliśmy do naszej komnaty na miejscu spotkaliśmy Hectora, po krótkiej wymianie zdań zacząłem przygotowanie do lekcji. Na początek mieliśmy lekcje kodeksu rycerskiego. Powinienem sobie z tym poradzić skoro przez tyle lat Henryk wpajał mi zasady tego kodeksu. Przez długi czas niemal w dzień w dzień o nich słuchałem. W końcu po niedługim przygotowaniu wyszedłem w towarzystwie swoich współlokatorów.

     

    Gdy poruszaliśmy się w stronę sali, w której miały się odbyć lekcje Aidan uraczył nas jedną z opowieści o Robin Hoodzie. Słuchałem każdego słowa lekko uśmiechając się, ale i jednocześnie rozglądając się po drodze. W końcu dotarliśmy do klasy, nauczyciela jeszcze w niej nie było, ale reszta książąt już tak. Pozostało nam zająć miejsca i czekać. Widoki, które nam towarzyszyły w klasie jak drewniane podłogi, skóry czy złoto z pewnością robiły dobre wrażenie. Jednak nie byłem czasem pewny czy to nie lekka przesada.

     

    Powoli ruszyłem za współlokatorami do ławki. Usiadłem spokojnie koło Aidana, ale zdziwiłem się widząc co się stało chwilę później gdy Hector chciał usiąść przy mnie. Spoglądałem na to wszystko w milczeniu, ale widząc brak reakcji u Hectora sam już chciałem coś powiedzieć. Dziwił mnie fakt, że Edward usiadł koło mnie. Sądziłem, że tyle razy się dziś naraziłem reszcie prawdziwych książąt, że nie chcą mieć ze mną nic wspólnego. Otworzyłem, więc szeroko oczy, słysząc jego prośbę skierowaną do mnie. A więc chodziło mu o Sophie? Zastanawiałem się czy nie powinienem go zignorować za jego zachowanie. Jednakże moja kuzynka zdawała się go lubić. Może i jego intencje co do niej były czyste. W końcu ciężko westchnąłem i postanowiłem dać mu szansę.

     

    - Witaj, Edwardzie - powiedziałem niezwykle poważnym tonem chwilę na niego spoglądając. - Zgadza się i mógłbym ci udzielić odpowiedzi - przy każdym słowie zachowywałem spokój. - Jednak na przyszłość prosiłbym byś okazywał więcej szacunku mym przyjaciołom - Co miało wyraźnie wskazywać na Hectora. Nagle jednak wróciłem do tematu swojej kuzynki. - Co do Sophie... - Lekko zmarszczyłem brwi w zastanowieniu. Nawet dla mnie była niezwykle skomplikowana, mimo, że byliśmy rodziną. - Musisz na pewno wiedzieć, że mimo, że stara się pokazywać jako prawdziwa dama, ma niezwykle wrażliwe wnętrze, jest czasem traktowana niczym klejnot naszego królestwa - ponownie zmarszczyłem brwi. - Nawet mi Sophie nie mówi wszystkiego, nikomu się nie zwierza ze swych trosk. Wiem mimo to, że nosi bardzo wiele w sobie od czasu, gdy była już dzieckiem - Nagle spojrzałem bezpośrednio na Edwarda. - Powinieneś też wiedzieć, że posiada niezwykle artystyczną duszę, co częściowo wiążę się z jej talentem, ale o nim powinna ci chyba powiedzieć ona osobiście. W każdym razie z powodu tej właśnie artystycznej duszy potrafi zauważać szczerość uczuć. Dzięki temu może również rozpoznawać intencje po samych darach jakie otrzymuje, choćby po tym ile serca w nie włożono. Dostanie klejnoty zauważy na nich każdą skazę, dasz jej kwiaty, a dostrzeże jak wiele trudu włożyłeś by je dla niej zdobyć. Zawsze ocenia czyjś wysiłek przy darze, który otrzyma, więc nie radziłbym dawać jej pierwszej lepszej rzeczy. Zapewne dlatego nigdy nie zainteresowała się żadnym zalotnikiem, a wierz mi wielu ich było. Ponadto wszystko, jestem pewny co do jednego - Teraz mój głos bardziej spoważniał bardziej. - Pragnie uwagi. Chce być szczerze postrzegana, tak by ktoś potrafił zobaczyć prawdziwą ją, by ujrzano jej wnętrze, a nie tylko to jak prezentuje się przed innymi

     

    Sophie

    W czasie przygotowań do lekcji Sophie powoli opuściła komnatę zabierając swoje rzeczy jak i parasolkę. Nie chciała mimo wszystko spóźnić się na zajęcia. Gdy maszerowała kryształowymi pasażami przy okazji obserwując płaskorzeźby i wdychając woń kwiatów jej mimika zaczęła przybierać dawny wygląd. Starała się nie myśleć o przystojnym księciu Dziewiczej Doliny, o jego idealnej cerze, białych zębach i nienagannej prezencji... Szybko pokręciła głową wyrzucając z głowy te myśli. To wszystko było tylko chwilą słabości teraz musiała skupić się na rzeczach ważniejszych, takich jak choćby aktualne lekcje.

     

    Chwilę później Sophie dotarła pod salę lekcyjną ustawiając się w grupie innych księżniczek. Na jej twarzy widniał teraz szczery uśmiech, który wskazywał same dobre myśli dziewczyny. Ani trochę się nie stresowała przed lekcją, bo była pewna, że wypadnie idealnie. Musiało tak być, innej drogi nie było. Nie minęło wiele czasu i pojawił się nauczyciel, którym okazał się Polux o dość nietypowym wyglądzie. Dziewczyna spoglądała nieco zdziwiona na niego, nie do końca rozumiejąc czemu tak wygląda. Jednak słysząc go szybko zaczęła ignorować jego obecny wygląd by mu się przypadkiem nie narazić. Powoli ruszyła za innymi księżniczkami. Już na korytarzu dostrzegła piękną i perfekcyjną salę i nie mogła się doczekać by tam wejść. Gdy tylko ruszyła do klasy znów została niespodziewanie trącona prze Emeraldę. Nie spodziewała się zupełnie tego ze strony tej księżniczki. Co prawda już raz jej to zrobiła, ale drugi raz tego samego dnia? Otrząsnęła się na tyle szybko by zobaczyć brak swojej parasolki w dłoni. Przerażona zobaczyła jak ta leci ku ziemi. Po raz pierwszy w jej oczach pojawiła się prawdziwa rozpacz, jakby zaraz miała stracić coś co jest jej naprawdę bliskie. Bezsilnie wyciągnęła rękę w przód by ją złapać, ale była za daleko. Jednak parasolka nie uderzyła o ziemię, na co Sophie spoglądała zszokowana.

     

    Została złapana przez denerwującą rudowłosą dziewczynę. Nawet to nie zmniejszyło jednak jej strachu. Bała się, że Czytelniczka w ramach zemsty za jej wcześniejsze zachowanie złamię ją teraz na jej oczach. Jej oczy niemal już napełniały się łzami, ale stało się coś czego znowu się nie spodziewała. Wredna ruda dziewczyna zwróciła jej parasolkę od tak. Pomimo uwagi jaką jej przy tym powiedziała na twarzy Sophie nie pojawił się gniew, a bardziej zdziwienie. Nie była nawet w stanie zareagować, bo to wszystko ją po prostu zatkało. Dlaczego jej pomogła choć nie musiała i to już drugi raz? Najpierw ją obudziły, a teraz to? Dziewczyna powoli się podniosła i ruszyła do ostatniej wolnej ławki obok Nerysy. Na chwilę skierowała swój wzrok na Emeraldę, miała już jej serdecznie dość. Nigdy nie spotkała się z takim brakiem kultury jak u tej dziewczyny. Czy ona nie rozumiała, że nic nie zaszło? Edward był dla niej miły, bo ją spotkał samotną na korytarzu, nic ponad to. Zaprosił ją do stolika, bo został dobrze wychowany i nic poza tym. Była przekonana, że już o niej zapomniał i na lekcjach przetrwania w baśni na pewno nie zwróci na nią uwagi, może wtedy ta dziwaczka się od niej odczepi. Jednak ponownie o nim myśląc poczuła się dziwnie. Na chwilę znów skierowała wzrok na parasolkę obok niej, a następnie na rudą dziewczynę, która ją ocaliła. Musiała wydostać się z obecnej komnaty i znaleźć nowe współlokatorki, bo sama już nie wiedziała co myśleć o obecnych. Poza tym, że miała dług u rudowłosej księżniczki i na pewno go spłaci.

  5. Thomas i Christian

    Chłopak czując jak dziewczyna wtula się w jego ciało poczuł się dziwnie. Nie pamiętał kiedy ostatnio ktoś go przytulił, chyba ostatnim razem była to jego matka noc przed śmiercią. Nie był do końca pewny jak się z tym czuje. Na pewno było to dziwne tak samo jak to, że nie kontrolował siebie przy tej dziewczynie. Zachowywał się dziwnie, czego nie potrafił pojąć. W momencie, w którym jej dłonie spoczęły na ścianie, a twarz znalazła się tuż przed jego poczuł się jeszcze dziwniej. Z niezrozumiałego powodu zrobiło mu się strasznie ciepło. Gdy wpatrywał się w jej oczy i ten uśmiech nie potrafił zrozumieć dlaczego nie widzi w niej gniewu. Nie była wściekła na tamtą wiedźmę, że zepchnęła ją ze schodów? Zaraz jednak Elvira ponownie się od niego odsunęła

     

    Nim jednak zdążył coś powiedzieć ona go ubiegła, mówiąc teraz w kierunku wiedźmy, która ją zepchnęła z niezwykłym spokojem. Nie było w jej głosie ani odrobiny gniewu, a bardziej mówiła jak nauczyciel na wykładzie, czy coś w tym stylu. Thomas jednak przyjął jej wersje. To był tylko odruch, nic więcej. Musiał nad sobą popracować by coś takiego się więcej nie powtórzyło, bo jeszcze ktoś pomyśli, że jest słaby. Zaraz jednak wyszedł ze swej zadumy gdy wspomniała o spóźnieniu na lekcje. Chłopak może i nie był zdyscyplinowany, ale wolał unikać wojny z tutejszymi nauczycielami. Miał właśnie ruszyć za wiedźmami, ale nim to zrobił znów został z Elvirą na niewielką chwilę sam. Na odchodne posłała mu ostatni uśmiech, na co ten starał się nie reagować i pomimo ciągłego wmawiania sobie, że był to odruch coś w nim nie chciało do końca zaakceptować tej wersji i nie był pewny przez to czy naprawdę tym wszystkim kierował tylko odruch. Jeśli jednak nie był to on, to co?

     

    Dotarł w końcu za wiedźmami w okolice klasy, wręcz na czas, bo gdy tylko tam się znalazł drzwi klasy się otworzyły. Przynajmniej wiedział, że teraz jego myśli skupią się na czymś ważnym. Zarówno on jak i Christian spostrzegli nauczycielkę, ale reakcje obu chłopców były zupełnie różne. Thomas nauczył się już dawno, że nie ocenia się książki po okładce, dlatego gdy tylko zobaczył tę kobietę, wiedział, że jest to ktoś, z kim lepiej było nie igrać, bo mogło się to źle skończyć. Natomiast Christian lekko prychnął pod nosem. W jego odczuciu miał przed sobą kolejną zawszańską nauczycielkę podobną do Dziekan Zła. Zupełnie nie rozumiał co te dwie kobiety robiły w tej szkole. Może to był jakiś kawał na początek roku? Wysłali gdzieś prawdziwych nauczycieli i sprawdzają kiedy uczniowie to zauważą? W tym jednak momencie poczuł jak ktoś go wypchnął przed szereg. W myśli obiecał sobie, że zabije każdego kto jeszcze raz tego spróbuje, nie patrząc przy tym na konsekwencje. Właśnie miał już wpaść na te zawszańską nauczycielkę, gdy nagle osłupiały się zatrzymał nie rozumiejąc co się stało. Gdy usłyszał jej polecenie niewiele myśląc wszedł do klasy. Nie wiedział co się stało, ale o niej i dziekan zdania nie zmienił. Któraś z nich z pewnością była za miękka i Dyrektor je tu pewnie trzymał z litości.

     

    W chwili gdy oboje weszli do klasy natychmiast poczuli jak tu jest zimno. Christian opatulił się rękami cały czas pocierając nimi o swoje ciało i dygocąc. Natomiast Thomas nie wyglądał jakby jakoś specjalnie zareagował, nawet jeśli tak było to najwyraźniej starał się tego nikomu nie okazać. Prawdą było, że czuł gęsią skórkę na ciele, a z jego ust wydobywała się para, ale nie miał zamiaru się skarżyć. To nie był pierwszy raz gdy czuł, że mu zimno. Christian chciał już nawet spytać nauczycielkę czy boi się słońca i dlatego tak tu zimno, ale ubiegła go Sava ze swoim pytaniem. Słysząc odpowiedź tej nauczycielki nic już nie mówił. Jej się nie bał, ale tego potwora drugi raz nie miał ochoty oglądać. Obaj słuchali nauczycielki nie przerywając jej przemowy. Jednak o ile Thomas starał się przykładać uwagę do jej słów, tak Christian rozmyślał tylko o tym, że z kimś takim to mogą co najwyżej być legendą zła dla pięcioletnich dzieci.

  6. Crystal cień

    Podróż samochodem przebiegła w spokoju nikt za wiele nie mówił nie licząc jakiś uwag dotyczących tego, co stało się z miejscem eksperymentu dla pandory. Można, więc było posłuchać w dużej części wiadomości w radiu poza tym do czasu aż dojechali. Nikomu jakoś specjalnie się nie dłużyło zwłaszcza, że jeszcze nie opadły wrażenia po tym wszystkim. Samochód powoli zatrzymał się pod siedzibą a mężczyźni wysiedli prowadząc Cyrusa ze sobą. Bez słowa minęli ochronę i ruszyli do korytarzy gdzie już miała na nich czekać Crystal. W końcu dotarli do jej komnaty gdzie poza nią było jeszcze kilka osób. Gdy spostrzegła nową grupę osób jej oczy wręcz zapłonęły ogniem. Meteoric cofnął się wraz z resztą nieco przerażony tym widokiem, ale w końcu zebrał się na odwagę by otworzyć usta.

     

    - My... my... - mówił jąkając się i dygocąc. W końcu jednak powiedział wszystko na jednym oddechu. - Wykonaliśmy zadanie pani

    - Wiem - odparł ponuro głos patrząc po wszystkich tutaj aż jej wzrok nie utkwił w Cyrusie. - Precz stąd wszyscy! Za wyjątkiem Ciebie - powiedziała unosząc cieniste kopyto na Cyrusa. Meteoric spojrzał na niego trochę zmartwiony. - Już! - wrzasnęła i nie było już sprzeciwów wszyscy wręcz uciekali do wyjścia. Gdy zostali sami. Crystal wpatrywała się przez chwilę w Cyrusa aż ten mógł nagle poczuć ból, który mógł sprawiać, że jego nogi się od tego uginały. Cień powoli zbliżył się w jego kierunku. - Zrobiłam, co obiecałam i Star żyje, za co prosiłam o twoje posłuszeństwo a nie prosiłam byś bawił się w rycerza. Nie chce tego widzieć ponownie - nagle ból się skończył. - Pamiętaj, co dałam mogę i zabrać nikt i nic nie ukryje się przed moim wzrokiem rozumiesz? - spytała patrząc w jego oczy.

  7. Alan

    Gdy Elisabeth chwyciła moją dłoń spojrzałem na nią zdziwiony, natychmiast zapominając o tym co wcześniej dręczyło moją głowę. Nie miałem pojęcia dlaczego, ale gdy sama to zrobiła, po prostu od tak poczułem się niezwykle miło. Nadal nie potrafiłem tego zrozumieć, ale jej towarzystwo było dla mnie naprawdę przyjemne przy niej czułem się inaczej niż zwykle. Gdy zaczęła mówić o naszym wczorajszym wyczynie, na chwilę pojawiła się we mnie nadzieja, że znów będzie chciała skorzystać z mojej pomocy i nie będzie chciała ryzykować samotnie. Bałem się, że coś mogło jej się stać i nie byłem pewny czy jeśli pójdzie tam sama to zdołam zmrużyć oczy nocą. Gdy znów wróciliśmy do sprawy łańcuszka. Ponownie poczułem jakiś ucisk w żołądku, zwłaszcza gdy widziałem wzruszenie w jej oczach. Dlaczego tak się działo? Powinienem cieszyć się jej szczęściem, a jednak... Choć tego chciałem to coś mi nie pozwalało. Dlatego też, gdy powiedziała, że prezent jest od jej babci poczułem jakby ten wielki ciężar mnie opuścił.

     

    - Od babci? - spytałem ze szczerym uśmiechem. - Jest naprawdę ładny i masz racje, to dobrze, że jest z tobą, bo to oznacza, że zawsze masz ze sobą kawałek domu gdzie byś nie była - Wtedy też Elisabeth spytała mnie o moje naczynia, a ja lekko się uśmiechnąłem biorąc je do ręki. - Jakim byłbym księciem gdybym pozwolił byś mnie wyręczała? - powiedziałem ze szczerym uśmiechem niosąc przy okazji naczynia. Gdy tylko je odłożyłem, wiedziałem, że nadchodzi czas pożegnań. Powoli obróciłem się w jej stronę i lekko się uśmiechnąłem. - Cokolwiek by się nie działo pamiętaj, że nie jesteś w niczym gorsza niż inne uczennice. Wierze w ciebie, w to, że sobie poradzisz, teraz i ty musisz tylko uwierzyć - Położyłem jej delikatnie dłoń na ramieniu. - I pamiętaj, że jeśli będziesz potrzebować mojej pomocy w czymkolwiek zawsze jestem gotów ci jej udzielić - Nagle spostrzegłem jak inni powoli zaczynają iść w kierunku korytarza. - Na mnie już czas Elisabeth, wkrótce znów się zobaczymy - Delikatnie złapałem jej dłoń by zaraz ją unieść i lekko pocałować. Posłałem jej ostatni uśmiech zanim zacząłem powoli odchodzić w tłumie innych książąt.

     

    Sophie

    W momencie, w którym przy stole zapadła cisza, Sophie zaczęła się zastanawiać czy nie powiedziała czegoś źle. Jednak jakby nie myślała nie potrafiła tego dostrzec. Myślała? Dobry żart, nie była w stanie skupić się na niczym innym niż niesamowitych oczach Edwarda, które cały czas na nią spoglądały. Chociaż naprawdę próbowała, nie była w stanie skupić się na niczym innym. Niepewność minęła z chwilą, gdy Vivienne sama stwierdziła, że znacznie bardziej do nich pasuje. Uśmiechnęła się przy tym i lekko skinęła głową na znak zgody. Taka była prawda, zupełnie nie pasowała do swoich obecnych współlokatorek i ciężko było się z tym spierać. Dziekan na pewno sama też tak powie. Gdy Eryk wspomniał o Alanie i tej rudej dziewczynie nagle zdawało jej się jakby spadła wprost z nieba boleśnie na ziemie. Spojrzała w kierunku swojego kuzyna i rudej dziewczyny. Co ona wyprawiała? Zamiast coś z tym zrobić siedziała tutaj. Wiedziała, że tak będzie. Nie tylko sobie Alan szkodził znajomością z nią, ale jednocześnie i ona dostawała rykoszetem, jako, że była częścią królewskiej rodziny. Co teraz pomyśli o niej Edward? Znów to samo... Dlaczego to ją interesowało? Gdy Edward się odezwał poczuła jakby ulgę, tym, że jednak najwyraźniej ten na nią nie patrzy inaczej z tego powodu. W końcu otworzyła usta.

     

    - Alan i ja byliśmy wychowani według twardych zasad, więc nigdy nie mieliśmy kontaktu z dziećmi spoza warstw szlacheckich, by ci przypadkiem na nas źle nie wpływali - mówiła Sophie zgodnie z prawdą, ale dziwnie się czuła tłumacząc się z tego. - Ja choćby z tego powodu nie potrafię się przystosować do swoich obecnych współlokatorek będąc zupełnie inną. Natomiast wydaje mi się, że mój kuzyn najwyraźniej chce wykorzystać okazje trafienia do Akademii na poznanie ludzi z kręgów, z którymi do tej pory nie miał możliwości kontaktu, przynajmniej tak mi się wydaje - Nie powiedziała jednak czegoś, z braku pewności. Miała wrażenie, że ruda Czytelniczka i jej kuzyn mają do siebie słabość, ale żadne z nich najwyraźniej jeszcze tego nie zauważyło, a było to kwestią czasu, jeśli miała racje, dlatego nie powinna na to pozwolić, ale dalej nie potrafiła stąd odejść z powodu jednego księcia, przy którym znów poczuła się zauważona. Nic o tym nie mówiła, bo nie mogła być tego do końca pewna.

     

    Dalsza część wspólnego śniadania przebiegała spokojnie, ale wszystko co piękne musiało w końcu dobiec końca. Pomimo że Sophie bardzo polubiła Edwarda, a to i tak było zapewne za słabe słowo by określić, co o nim myślała. Nie sądziła by książę jeszcze ją dostrzegł przy innej okazji. Sama nie wiedziała skąd u niej po raz pierwszy pojawiła się taka niepewność. Zawsze przecież wierzyła we własny urok i prezencje, ale teraz ta pewność gdzieś zanikła. Nie wiedziała też dlaczego, ale to właśnie ta myśl najbardziej ją przerażała. W końcu wszyscy skończyli śniadanie, a Edward znów jak prawdziwy dżentelmen zabrał jej naczynie nawet o nic nie pytając. Z każdą chwilą czuła się coraz bardziej zakłopotana jego zachowaniem.

     

    Gdy książęta odeszli została sama z dwoma księżniczkami, ale cały czas spoglądała w kierunku Edwarda nie mogąc oderwać od niego wzroku. Nagle spojrzała w kierunku Vivienne gdy ta zaczęła mówić o prezencie od swojego księcia. Sophie lekko zagryzła wargę słysząc to. Najcenniejszy prezent, jaki miała to była cały czas jej parasolka, która dostała tak dawno temu, jednak nigdy jeszcze żaden chłopak nie podarował jej prezentu. Pewnie sama była sobie winna odrzucając wszelkie zaloty, ale teraz poczuła w związku z tym dziwne uczucie. Zamyślenie na ten temat się skończyło, gdy jasnowłosa księżniczka nagle odezwała się bezpośrednio do niej. Gdy usłyszała jej pytanie, Sophie zamarła. Przecież nic nie zrobiła, tylko szła samotnie na śniadanie. Na pewno nie chodziło o to, po prostu Edward był dla niej miły, ale przecież to nie mogło być to. Nie była gotowa by się zakochać, zbyt wiele miała do zrobienia by jeszcze do tego doszło. Wiedziała, co prawda, że i tak będzie miała iść z kimś na bal, ale to tylko bal, nie trzeba było z tego od razu tworzyć związku. A w tym wypadku miała wrażenia jakby zaczynała bać się czegoś nieznanego, ale nie mogła też zaprzeczyć, że gdy książę był blisko czuła przyjemne łaskotanie w brzuchu, nadal mimo wszystko nie była pewna co to może znaczyć. Może była po prostu chora czy coś? Nim Sophie coś powiedziała książęta wrócili i nadszedł czas rozstań. Czyli teraz wszystko będzie zapewne jak dawniej, pomyślała. Dziewczyna powoli wstała. Wtedy stało się coś czego nie przewidziała, bo Edward zbliżył się do jej ucha i zaczął szeptać o ponownym spotkaniu, przez chwilę nie wiedziała jak zareagować, aż w końcu otworzyła usta.

     

    - Będę liczyła sekundy do naszego kolejnego spotkania, Edwardzie - powiedziała niezwykle szczerym i wzruszonym głosem. Gdy dotarło po chwili do niej co powiedziała, nie potrafiła zrozumieć dlaczego to zrobiła. Przecież powinna zająć się czymś innym. Jednak w chwili, gdy książę pocałował jej dłoń ledwo zdołała się powstrzymać by nie spłonąć rumieńcem na całej twarzy. Patrzyła cały czas na chłopaka, aż ten nie zniknął jej z oczu i sama w końcu ruszyła. Pierwszy raz czuła się tak dziwnie, a w głowie wszystko miała niepoukładane, co nie zmieniało faktu, że czuła się szczęśliwa. Ale czy to była prawda, że ktoś taki jak on mógł wybrać właśnie ją? Wtedy nagle została brutalnie sprowadzona na ziemię przez inną księżniczkę, którą pamiętała z wczoraj, Emeralde... Ledwo zdołała utrzymać równowagę pomagając sobie lekko parasolką. Wtedy też usłyszała z jej strony przepraszam, ale było ono wypowiedziane takim tonem jakby wcale tego nie żałowała, a cieszyło ją to. O co jej chodziło? Wtedy sobie przypomniała wczorajszy dzień, to jak cały czas lepiła się do Edwarda, a ten zdawał się ją ignorować. Czyli to dlatego? Teraz dziewczyna lekko się zlękła, bo nie chciała do czegoś takiego prowadzić. Przekomarzanki słowne jak z jej współlokatorkami to jedno, ale zazdrosna dziewczyna? Nigdy nie była w takiej sytuacji. Może powinna jej wyjaśnić, że do niczego nie doszło, bo przecież tak było, prawda?

     

    Jednak, gdy Sophie dotarła na schody starała się o tym nie myśleć tylko już skupić się na przygotowaniu na lekcje. Skierowała swe kroki do wieży czystość, aż nie dotarła do komnaty, do której powoli weszła. W środku były już jej współlokatorki, ale Sophie nic im nie powiedziała, a nawet nie rzuciła im krzywego spojrzenia. Mało tego jej wzrok wskazywał jakby myślami była zupełnie gdzie indziej, a twarz była taka jakiej wcześniej u niej zobaczyć nie mogły, bo zdobiła ją szczera radość. W takim też stanie zamyślona dziewczyna zaczęła zabierać swoje książki, ignorując przy tym wszystko wokół.

  8. Thomas i Christian

    Gdy tylko chłopak wszedł do pokoju skierował się do swoich rzeczy by wyciągnąć podręczniki i coś jeszcze. Było to dosyć dziwne, gdy ze swojego kufra Thomas wyciągnął starą i nieco już zniszczoną doniczkę pełną ziemi. W oryginalnym założeniu miała mu zapewnić właściwie zajęcie na czas nudy. W planach miał posadzić jakiegoś chwasta z okolicznego lasu i patrzeć jak rośnie, ale nigdy by nie pomyślał, że może mu się to przydać w inny sposób. Dlatego też z ogryzka jabłka wyjął pestki i wsadził do ziemi mając nadzieje, że jego plan się powiedzie. Owoc, który wcześniej dała mu Elvira był więcej niż pomocny. Na dodatek, nasycił choć w niewielkim stopniu jego apetyt. Nagle, gdy brał książki wstał i mrugnął kilkukrotnie, stojąc dobrą chwilę niczym pomnik. Nie rozumiał jak zdołał zapamiętać jej imię w tak krótkim czasie. Rzadko kiedy mu się to zdarzało. No Christian był wyjątkiem, ale to dlatego, że działał na niego jak płachta na byka.

     

    Starając się o tym nie myśleć wziął swoje książki i ruszył do drzwi, które właśnie przekroczył Christian. Poza tym, że obaj spojrzeli na siebie nieprzyjemnie nie doszło do żadnych interakcji między nimi. W sumie nie można było się temu dziwić, więc gdy tylko Thomas wyszedł Christian ruszył ku swym rzeczą i zauważył nagle doniczkę z ziemią koło łóżka Thomasa. Najpierw pomyślał czy jej nie zniszczyć w ramach zemsty. Jednak gdy tylko do niej podszedł szybko cofnął się przerażony. Nie chciał irytować współlokatora, bo zapewne by się skończyło to jak ostatnio. Zresztą i tak dziś Thomas nie zda, więc taka zemsta mu już wystarczy. Poszedł do swojego kufra i zabrał swoje podręczniki by zaraz również wyjść z komnaty.

     

    W międzyczasie Thomas jak zawsze z ponurą miną schodził prosto na lekcje. Jednak nim tam dotarł został zatrzymany, ale tym razem nie był to Christian, a trzy młode wiedźmy, z czego jedna zdawała się go prześladować od pierwszego dnia akademii, a jej imię już wryło się w mózg chłopaka, była to oczywiście Elvira. Nie było też niczym zaskakującym, że ta ponownie się odezwała w jego kierunku. Thomas lekko zmarszczył brwi najwyraźniej chcąc jej coś powiedzieć. Nim jednak to zrobił do słowa doszła inna wiedźma. A gdy usłyszał od niej słowo pachoł poczuł złość. Nie był niczyim pachołem. Nim zdołał jej to wyperswadować do rozmowy znów dołączyła Elvira. Teraz na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie, gdy ta stanęła w jego obronie: Dlaczego to zrobiła?

     

    Zadał sobie to pytanie nim nie usłyszał trzeciej wiedźmy, a uśmiech, który towarzyszył jej gdy mówiła zaniepokoił go do tego stopnia, że spróbował się przygotować na wszystko co tylko możliwe, no może na prawie wszystko, ale na pewno nie na to. Nie był w stanie zatrzymać tej wiedźmy przed atakiem na Elvire i teraz widział jak ta zaczyna spadać. Chociaż wiedział dobrze, że jako nigdziarz nie miał prawa interweniować, bo to nie była jego sprawa i powinien zignorować spadającą dziewczynę. Tak mówił mu przynajmniej rozsądek, to jakiś cichy głos dobiegający sam nie wiedział skąd nie chciał na to pozwolić i to właśnie on pokierował jego ciałem. Nim dziewczyna zdążyła upaść, Thomas zdołał ją w ostatniej chwili złapać. Na jego twarzy rysowało się zaskoczenie i szok, gdy teraz wpatrywał się na dziewczynę, które mówiły same za siebie, że sam do końca nie wiedział dlaczego i co właściwie zrobił.

  9. Alan

    Starałem się już o tym nie myśleć i mieć wiarę, że jednak Sophie dobrze się bawi z Edwardem. Kiedy właśnie miałem sięgnąć po swoją bułkę by zacząć śniadanie i zanim choćby się wgryzłem wbiłem zdziwione spojrzenie w Stephanie i w to co właśnie robiła. Zwłaszcza byłem w szoku słysząc jej słowa, a najbardziej w chwili kiedy nazwała mnie tak oficjalnie księciem. Nie wiedziałem jak do końca zareagować, aż ta nie dodała kolejnych słów, na co niemal wybuchnąłem śmiechem. Ponownie jednak niedane mi było zająć się śniadaniem, tym razem z powodu Aidana. Znowu ledwo się powstrzymałem od śmiechu widząc jego zachowanie w kierunku Stephanie. Cieszył mnie jednak fakt, że wracał mu ponownie jego dobry nastrój.

     

    Równie szybko moja radość minęła w chwili gdy śmiech Elisabeth zakończył się bolesnym sykiem. Zaraz to na nią podniosłem swój wzrok chcąc się dowiedzieć co się stało i czy wszystko z nią dobrze. Nim otworzyłem usta odpowiedzi udzieliła mi Stephanie mówiąc bezpośrednio do Elisabeth. Chory pęcherz? Stephanie zapewne nie wiedziała co było powodem, ale ja, aż za dobrze to wiedziałem. Nocna wyprawa do zrujnowanej Akademii Zła w kapciach i piżamie musiała dać jakiś efekt. I tak nie skończyło się to najgorzej skoro to tylko pęcherz. Jednak najbardziej przerażała mnie myśl, że ona nie ma zamiaru się poddawać i to nie ostatnia jej wycieczka do tego strasznego miejsca. Niedługo później zacząłem w końcu jeść by zaspokoić swój poranny apetyt.

     

    Zaraz jednak poczułem się lekko skrępowany gdy ja i Elisabeth zostaliśmy sami przy stoliku. Nie wiedziałem, co mogę powiedzieć, przez co powstała ta krępująca cisza. Czy powinienem wspomnieć o tym co zaszło wczoraj? Właśnie to pytanie krążyło mi w głowie, gdy konsumowałem śniadanie. Wtedy też kątem oka dostrzegłem uśmiech na twarzy dziewczyny i gdy ta się nachyliła zbliżając się przy tym do mnie ponownie poczułem się bardziej skrępowany jej bliskością. Dlaczego tak było nie rozumiałem, zwłaszcza, że wczoraj tyle razem przeszliśmy. Gdy dotarły do mnie jej słowa natychmiast przerwałem śniadanie i podniosłem wzrok na nią patrząc.

     

    - Przestań - powiedziałem twardo i nawet nie zauważyłem jak w uniesieniu moja dłoń opadła na jej. - Sam tego chciałem, nie masz mnie za co przepraszać. Wcale nie żałuje, że tam z tobą poszedłem. Mało tego, mógłbym to robić w nieskończoność byle tylko nie musieć się martwić, że spotkało cię coś złego - Uśmiechnąłem się do niej delikatnie i nagle spostrzegłem gdzie spoczywa moja dłoń. Szybko ją zabrałem niczym poparzony niemal się rumieniąc. - Wybacz za to - Dodałem cicho, unosząc głowę by znów spojrzeć na dziewczynę i właśnie wtedy nagle w oczy rzucił mi się łańcuszek na jej szyi. - Wcześniej go nie zauważyłem - Kontynuowałem nieco zaskoczony przy okazji pokazując na łańcuszek. - Naprawdę piękny, musiał dać ci go ktoś drogi - Nagle poczułem ucisk w żołądku gdy zdałem sobie sprawę, że być może na Elisabeth czeka tam już ktoś z kim chciałaby budować przyszłość. Ktoś kto jest niezwykle jej bliski. Jednak dlaczego tak się poczułem z tą myślą? Tego nie potrafiłem już zrozumieć.

     

    Sophie

    Cały czas gdy zbliżali się by wybrać jedzenie dziewczyna czuła na sobie wzrok księcia. Nie potrafiła tego pojąć, ale w jakiś sposób wpływał on na nią i jej zachowanie. Dostrzegła dość szybko, że nie potrafiła się przy nim na niczym innym skupić, a z tym nigdy nie miała problemów. Na dodatek czuła coś jak radość, gdy ten był cały czas przy niej. Radość, o której zdążyła dawno temu już zapomnieć. Jednak powodu dla którego tak było nadal nie rozumiała. Był dla niej miły, to prawda, ale przecież to nie pierwszy miły chłopak jakiego spotkała. Ale to on z jakiegoś jej niezrozumiałego powodu wydawał się być wyjątkowy. Nagle, gdy dotarły do niej jego słowa niemal zamarła. Nakładała właśnie na talerz dwie małe kanapeczki i sięgała po sok, gdy zaczął mówić. Nie mogła uwierzyć, że tak ważny książę o takich wspaniałych korzeniach jest w stanie ją zrozumieć. Wtedy też spostrzegła jak zabiera jej talerz, a ona znów ruszyła z nim nadal trzymając jego ramię. Naprawdę czuła się jakby jej baśń się właśnie zaczęła. Czuła się naprawdę zakłopotana, gdy nadal go tak słuchała i tych wszystkich pochlebstw w jej kierunku. Nie pamiętała, kiedy ostatnio tak ktoś do niej mówił. Ledwo była w stanie powstrzymać się przed zarumienieniem.

     

    - Dziękuje, Edwardzie - powiedziała w końcu niemal wzruszonym głosem ledwo przy tym powstrzymując łzy radości. - Nawet nie wiesz jak wiele dla mnie to znaczy - mówiła dalej, gdy powoli zbliżali się do stolika. - Ja również wiem, że ty sobie poradzisz ze wszystkimi wyzwaniami, jakie nałoży na nas Akademia. Wiem, że pisane są ci wielkie rzeczy jak i wspaniała przyszłość - Dodała ze szczerym uśmiechem. Niedługo później jednak byli już przy stoliku, więc na tym na razie musieli skończyć te rozmowę. Powoli zajęła swoje miejsce przy Edwardzie. Nagle poczuła się dziwnie, bo po raz pierwszy, gdy tak siedziała obok niego, miała wrażenie, że zabrakło jej pewności siebie i nie wiedziała co ma teraz właściwie powiedzieć. Przecież to było nie do przyjęcia, jak mogło do tego dojść? Zdawała sobie wciąż to pytanie.

     

    Równie szybko problem sam się rozwiązał, gdy Eryk zaczął rozmowę. Nim Sophie zdążyła mu odpowiedzieć do rozmowy wtrąciła się Vivienne. Słysząc jej pytanie na twarzy dziewczyny pojawiło się lekkie zaniepokojenie. Nie była pewna czy teraz Edward nie zacznie patrzeć na nią inaczej przez to z kim musi mieszkać. Nie rozumiała jednak dlaczego tak bardzo martwiła się jego zdaniem. Nagle skierowała na chwilę wzrok na miejsce gdzie siedziała ruda dziewczyna, a tuż obok niej jej kuzyn, teraz jakby sobie nagle o nich przypomniała. Powinna tam teraz być, bo z każdą chwilą traci wszystko o czym tak długo marzyła, jedyny cel dla którego miała się w ogóle urodzić. Mimo, że cały czas to sobie wmawiała, to gdy znów spojrzała na Edwarda nie potrafiła tego zrobić, zupełnie jakby coś nie chciało jej pozwolić go stracić. Zaczynała siebie powoli nie poznawać. Jednak co miała powiedzieć Vivienne: Że musi mieszkać z współlokatorką, która chrapie niczym smok i jest zapewne owłosiona jak wilkołak? A może o drugiej, która wydawała jej się zwykłą prostaczką? Jednak jakaś nieznana część jej jakby nie chciała tym razem się tak o nich wyrażać. Starała się o tym nie myśleć może przecież rozstać się z nimi w pokoju. W końcu i tak jej jutro tam nie będzie.

     

    - Zostałyśmy inaczej wychowane - powiedziała w końcu niepewnie. Zastanawiała się nawet czy nie wspomnieć o tym, że ruda dziewczyna chyba próbuje uciec z Akademii, ale ostatecznie z tego zrezygnowała, z nieznanego sobie powodu. - Ja i one pochodzimy z różnych światów i to prowadzi do tego, że nie jesteśmy w stanie się porozumieć. Wydaje mi się, że zaszła jakaś pomyłka, dlatego pomówię dziś z dziekan by ją wyjaśnić, to najlepsze co mogę zrobić zarówno dla nich jak i dla siebie - dodała czując dalej na sobie spojrzenie Edwarda przez co lekko opuściła głowę. Naprawdę dziwnie się przy nim czuła. Jednak niedługo wszyscy pójdą na swoje lekcje wtedy wszystko wróci do normy, tak sobie dodała w głowie. Mimo to, jakaś część w niej nie chciała by ta chwila nadeszła, gdy siedziała obok niego.

  10. Thomas i Christian

    Nie do końca go obchodziło jak przebiegła dalej cała tamta sytuacja. Niewiele również go obchodziło jaki los czeka Christiana, w końcu sam sobie naważył tego piwa i teraz sam musi je wypić. Teraz miał inne problemy. Przez cały wczorajszy wieczór i dzisiejszy ranek nic nie miał w ustach. Myślał, że będzie w stanie zjeść wszystko, ale jednak szybko sobie uświadomił, że są rzeczy, których nawet on nie ruszy. Teraz jeszcze zbliżały się lekcje i nie sądził, że wyjaśnienie spóźnienia lub braku obecności przez polowanie na śniadanie by wystarczyło nauczycielowi. Dlatego właśnie w tej chwili chciał udać się do komnaty i zabrać swoje książki. Niedziwne, że w tłoku tego zamyślenia stał się nieostrożny i nie usłyszał jak ktoś do niego biegnie.

     

    Gdy zbliżał się do schodów niespodziewanie poczuła coś na plecach, na co szeroko otworzył oczy. Kiedy stał się tak nieostrożny i pozwolił komukolwiek się tak do siebie zbliżyć? Spytał siebie w myślach. W pierwszej chwili nie był pewny czy to nie Christian, który chciał go zaatakować za zranienie jego dumy. Szybko jednak zrozumiał, że to nie był atak, bo dotyk był delikatny jakby przyjacielski czy coś w tym guście, przynajmniej takie miał wrażenie. Wtedy też właśnie usłyszał głos skierowany tylko i wyłącznie do jego ucha. Słysząc znajomy głos nigdziarki znieruchomiał. Sam nie wiedział do końca co się z nim teraz działo. Zwłaszcza, gdy ta wspomniała o nagrodzie dla niego. Co mogła mieć przez to na myśli? Patrzył na nią zdezorientowany nie wiedząc przy tym co może zrobić, aż nagle poczuł jabłko w swej dłoni. Na chwilę spojrzał to na owoc to na nią i chciał coś powiedzieć, ale nim zdołał otworzyć usta ta odepchnęła go i zniknęła na schodach.

     

    Thomas dobrą chwilę stał jak skamieniały, aż na jego twarzy pojawił się uśmiech i wtedy wgryzł się w owoc. Nie rozumiał jak to się działo i dlaczego, ale pierwszy raz od dawna czuł taką prawdziwą radość, o której zdążył dawno już zapomnieć. Ponownie spojrzał na ugryziony owoc i jego pestki, może będzie mógł je wykorzystać. Choć wiedział, że raczej ogromne drzewo nie wyrośnie do końca szkoły, ale choć niewielkie to kto wie. Może nawet wypuści jakieś owoce. Nawet niedojrzałe groziły mniejszym zatruciem pokarmowym niż to co podawali w stołówce, zresztą i tak nie miał nic do stracenia. Powoli w końcu ruszył do komnaty, ale wciąż przed oczami miał widok tej dziewczyny i nie rozumiał dlaczego tak było.

     

    Sytuacja Christiana ani trochę się nie poprawiła po wyjściu Thomasa. Wiedział, że teraz nie będzie łatwo. Jedyną jego szansą było, że w końcu wszyscy o tym zapomną skupiając się na czym innym lub udowodni ile jest wart i dadzą mu spokój. Niezależnie czy to na lekcjach czy pokazując, że się ich nie boi. Miał zamiar najpierw zrobić tę drugą metodę, dlatego chciał się wepchnąć w tłum blokujący mu przejście. Jednak ten plan nie wyszedł z chwilą gdy wilk go zaczął trzymać. W tym wypadku nawet się nie wyrywał z łap bestii nie chcąc znowu trafić do sali udręki, choć w myśli był wściekły, że stwór mu uniemożliwił jego plan. Gdy w końcu wszyscy opuścili jadalnie, a Christian został puszczony ruszył ku wyjściu. Nim jednak wyszedł rozejrzał się ostrożnie. W końcu jednak zdecydował się ruszyć do komnaty po książki. Wolał już ten wściekły tłum niż kolejne spotkanie z bestią za spóźnienie na lekcje lub co gorsza przez to nie zdać.

  11. Sophie

    Idąc tuż obok księcia, który wydawał jej się wręcz idealny ponad wszystko, czuła się jakby po raz pierwszy odkąd trafiła do akademii i zaczęła się właśnie jej wymarzona baśń. Choć nie rozumiała tego do końca, to obecność kogoś tak doskonałego jak ten chłopak sprawiała, że zapominała o innych sprawach, które do tej pory zaprzątały jej głowę. Jednak, dlaczego tak było? Nie potrafiła już zrozumieć. Pomimo, że był podobnie jak ona z rodziny królewskiej, a nawet znacznie wyżej od niej czy nawet jej kuzyna. W końcu jego mama była znana w całej Puszczy. Nie potrafiła tego zrozumieć tak samo jak chęci próby zrozumienia jego rozterek. Nie znała go przecież i nic nawet o nim nie wiedziała, ale choć próbowała sobie to mówić w głowie, to umysł odganiał każdą taką myśl jakby nie chciał jej zaakceptować. Pierwszy raz nawet nie czuła się tak pewnie jak zwykle, nie będąc przekonaną czy zachowuje się jak należy w obecności kogoś takiego. Nadal potrafiła zauważyć pewne rzeczy takie jak choćby to, że książę najwyraźniej nie chce zwierzyć się jej ze wszystkiego, czy jednak mogła mu się dziwić? Nic przecież o niej nie wiedział

     

    - Nawet ciężko mi sobie wyobrazić jak duże brzemię musisz na sobie nosić - mówiła o dziwo ze szczerym współczuciem w głosie, jeśli byłoby udawane, to Sophie mogłaby siebie uznać za najlepszą aktorkę. - Zapewne nawet nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić - kontynuowała tym razem z lekkim smutkiem w głosie jakby sobie o czymś przypominała. - Jako członkini rodziny królewskiej wiele się ode mnie wymaga odkąd tylko kiedy pamiętam. Teraz również nie jest inaczej, w końcu muszę reprezentować rodziców, którzy choć wpływowi nie mieli własnej baśni, a ja stałam się szansą by to naprawić. Szczerze mówiąc pierwszy raz od dawna mam nadzieje, że zdołam zrobić coś... - Nagle jednak przerwała jakby nie chcąc tego kontynuować. Najwyraźniej wspomnienia stały się dla niej zbyt silne by o nich mówić. Na dodatek sama nie wiedziała co się z nią działo. Omal nie zaczęła się zwierzać ze swych rozterek chłopakowi, którego niemal nie zna, a nikomu o nich nie mówiła.

     

    Na szczęście nie musiała nad tym dalej rozmyślać, bo zaczęli już zbliżać się do stołówki. Być może książę nie zobaczył jej zmartwień, na co miała nadzieje. Sama musiała temu sprostać, tak jak zawsze do tej pory. Nie miała zamiaru nikogo obarczać własnymi problemami. Nim jednak zdążyłaby otworzyć usta by podziękować księciu za jego towarzystwo lub chociaż się rozejrzeć po jadalni za swoim kuzynem albo o tym pomyśleć została kompletnie zamurowana. W chwili gdy dłoń chłopaka dotknęła jej włosów musiała się powstrzymać by nie spłonąć rumieńcami, co ledwo zdołała zrobić. Nawet chwilę się przy niej nie krępował jakby to wszystko było dla niego takie normalne. Jednak na tym się nie skończyło. Gdy usłyszała jak z jego ust pada jej imię, nie mogła uwierzyć, że ktoś taki jak on zapamiętał jej imię. Poczuła się teraz tak wyjątkowa jak wiele lat temu zanim wszystko się zmieniło. Na dodatek prosił by ona również mówiła mu po imieniu. Pierwszy raz naprawdę nie wiedziała, co myśleć. Jej pierwsza reakcja była taka, że ciepło się uśmiechnęła kiedy tylko już doszła do siebie.

     

    - Czynisz mi wielki zaszczyt składając taką propozycje, więc jak mogłabym odmówić? - Na jej twarzy nadal pozostawał ciepły uśmiech, kiedy to mówiła. W tej chwili nie patrzyła już nawet kto jest w jadalni, nikt dla niej jakby nie istniał poza tym chłopakiem. Nie patrzyła nawet w kierunku swoich współlokatorek czy przypadkiem znowu nie rozmawiają z jej kuzynem, jakby o wszystkim w jednej chwili zapomniała. - Jednak byłabym szczęśliwa gdybyś i ty zechciał mi mówić już stale po imieniu - mówiła z nieskrywaną radością, patrząc ciepło na księcia i na nic innego. Naprawdę nie wiedziała co się z nią dzieje.

     

    Alan

    Usłyszałem jak drzwi zamykają się za Aidanem i duchu miałem nadzieje, że naprawdę jest już mu lepiej i zdoła zapomnieć o problemie, jaki by nie był. Nie mogłem jednak zwlekać i musiałem wziąć się teraz za siebie. Wolałem się nie spóźnić na śniadanie pierwszego dnia. Na szczęście nie poświęcałem przygotowaniom nie wiadomo jak wiele czasu. Zdjąłem z siebie piżamę, a następnie opłukałem się lekko wodą, użyłem mydła no i prysnąłem się jakąś wodą kolońską. Gdy tylko to zrobiłem sięgnąłem po swój zawszański mundurek i go na siebie założyłem. Będąc już gotowym opuściłem łazienkę. Powoli podszedłem do swych rzeczy spoglądając jeszcze na mój miecz. Dziwnie się czułem zostawiając go tu. Jednak co miałem zrobić? Przecież za koszulę go nie schowam. Spojrzałem niewielką chwilę później na kopertę, po którą sięgnąłem dłonią i gdy ją zabrałem opuściłem pokój.

     

    Zgodnie ze swym planem najpierw poszedłem wysłać list. Mijałem kolejne korytarze, które były zupełnie puste. Najwyraźniej byłem ostatni. Jedynie na swej drodze napotykałem wróżki, które jak to one patrolowały korytarze. Na szczęście nie była to cisza nocna, więc mnie nie atakowały. Jednak wiedziałem, że jeśli się nie pośpieszę to siłą mnie zaciągną na śniadanie. Pobiegłem więc szybko wysłać list, a gdy tylko się z tym uporałem zacząłem biec na stołówkę. Miałem nadzieje, że moje przewidywania są słuszne i już jutro tu dotrze moja przesyłka. Nagle jednak się zatrzymałem i w szoku obserwowałem stołówkę.

     

    Nie mogłem uwierzyć w to co widziałem. Sophie stała w okolicy wejścia zapatrzona jak obrazek w Edwarda. Nie wiedziałem, co do końca o tym myśleć. Nigdy nie należała do tego typu dziewcząt co są zauroczone kimś po pierwszym spotkaniu. A z tego co wiedziałem nie rozmawiała z nim wcześniej. Sam nie wiedziałem co teraz czułem, może po prostu się o nią trochę martwiłem? Chciałem mimo wszystko żeby miała szczęśliwe życie i jeśli naprawdę go polubiła nie powinienem się chyba mieszać. Powoli ruszyłem ku wejściu i wtedy gdy tylko ich minąłem już wiedziałem, że Sophie zupełnie się w niego zapatrzyła, nawet nie zauważyła gdy przechodziłem. Tak jakby nie chciała widzieć reszty świata poza nim. Nie przeszkadzając więc im poszedłem po swoje jedzenie w postaci bułek i jakiegoś mięsa na nich. Zacząłem się rozglądać po stołówce za Aidanem gdzie wypatrzyłem go w towarzystwie dobrze już mi znanych księżniczek. Ruszyłem w ich kierunku niosąc swoje jedzenie i picie.

     

    - Witam księżniczki Elisabeth i Stephanie - powiedziałem z uśmiechem siadając w okolicy Elisabeth. Uśmiechnąłem się jednocześnie do Aidana ciesząc się, że ten najwyraźniej doszedł choć trochę do siebie. Zaraz jednak skupiłem swój wzrok na Elisabeth. Na szczęście nie wyglądała na jakąś wyczerpaną po tym co zaszło. Nie miałem mimo wszystko zamiaru o tym mówić, zwłaszcza gdy nie byliśmy sami. Szybko opuściłem wzrok na swoje śniadanie. Zastanawiając się, co teraz będzie z moją kuzynką. W naszym domu tylko ona była mi przyjaciółką, bo nigdy nie miałem kontaktów z innymi dziećmi. Elisabeth wkrótce zapewne ucieknie, natomiast Aidan poza swym marzeniem o zostaniu pomocnikiem Robin Hooda, widziałem, że był także zainteresowany Stephanie, a ja nadal nie wiedziałem co mam ze sobą teraz zrobić. Wszyscy wiedzieli czego chcą, tylko ja nadal nie wiedziałem czego tak naprawdę chcę.

  12. Thomas i Christian

    Christian nie do końca rozumiał brak reakcji ze strony Thomasa, w końcu do tej pory ten wykazywał zawsze gotowość do walki. Nawet był pewny, że ten się na niego zaraz rzuci. A jednak nic takiego nie zaszło. Thomas nawet nie drgnął tylko wpatrywał się w okno jakby czegoś szukał w okolicznym lesie. Christian nawet zaczął się zastanawiać czy ten nie jest taki słaby z głodu, że mógłby go w końcu zaatakować i się tak odpłacić. Jednak nim zrobił coś głupiego stało się coś czego nie przewidział. Wszystkiego można było się spodziewać, ale żaden z nich nie mógł przewidzieć tego co teraz zaszło. Słysząc wrzaski innych nigdziarzy Christian zbladł w jednej chwili i lekko się cofnął niemal wpadając na Thomasa.

     

    Nie zrozumieli oni jego słów, nie chodziło mu o to by mieć zawszanina w rodzinie, a o takich jak ta żałosna dziewczyna czy Thomas, którzy pochodzili w pełni z zawszańskich rodzin. Widząc jednak ten gniew w oczach wszystkich nie wiedział jak to sprostować. Tylko Thomas nawet nie odwrócił wzroku słysząc innych nigdziarzy. Nie prosił nikogo o pomoc, więc nie widział powodu by podziwiać to przedstawienie. Teraz dręczył go inny problem, a było nim jedzenie, dlatego starał się wypatrzeć z okna jakiegoś jelenia błąkającego się w okolicy lub coś mu podobnego. Potrzebował normalnego jedzenia. W końcu jednak znużony tymi wrzaskami powoli wstał. Spojrzał ze znużeniem na Christiana, a potem na wściekły tłum.

     

    - Nie widzę powodu pokazywać cokolwiek komuś kto najwyraźniej jest na tyle głupi, że nie widzi, kiedy sam siebie obraża - odparł ze znużeniem, patrząc teraz na zdziwionego Christiana, który najwyraźniej nic nie rozumiał. - Zgadza się, Christianie, w końcu jestem żałosnym zawszaninem, a właściwie jego podróbką skoro trafiłem do złej akademii. A ty teraz musisz żyć ze świadomością, że ta podróbka cię sprała - Na twarzy Thomasa pojawił się chytry uśmiech. - A jak wyjaśnisz potem, że zostałeś pokonany przez kogoś kto pierwszego dnia nie zdał? - Powoli zaczął iść w kierunku drzwi jakby lekko znużony już tym wszystkim. - Zastanów się lepiej co zrobisz jeśli spełnisz swe marzenie i zostaniesz prawdziwym czarnym charakterem. Skoro podróbka potrafiła cię zlać, to co zrobi taki prawdziwy? - Znów lekko się uśmiechnął i teraz spojrzał na wilki. - Pozdrowienia dla szefa kuchni za tak wspaniały posiłek - dodał na koniec już wychodząc i nie zwracając na nikogo więcej uwagi, skupiając się teraz na własnym żołądku. Nic jednak nie mogło zastąpić wyrazu twarzy Christiana, który teraz najwyraźniej zapomniał o całym strachu, a wyglądał jakby ktoś uderzył go mocniej niż mogłaby jakakolwiek pięść, w końcu to jego godność została teraz zraniona i nawet nie wiedział jak ma zareagować.

  13. Alan

    Gdy stałem przy swoim kufrze nadal będąc przytłoczonym poczuciem winy nagle do mych uszu dotarł głos Hectora. Nie potępiał mnie, a próbował pocieszyć i wyglądał jakby rozumiał obecną sytuacje, chociaż nie było go przy tym wszystkim, a i ja dałem mu naprawdę niewiele informacji o tym co zaszło. Nie wiem jak to się działo, ale jego słowa były niezwykle krzepiące. Do tego stopnia, że, aż odwróciłem się w końcu w jego kierunku i lekko uśmiechnąłem, dziękując za słowa wsparcia i zrozumienie. Zaraz potem znikł z komnaty gdzie zostałem ponownie sam. Znów obróciłem się przygotowując swój zawszański mundurek, ale była to krótka chwila, bo zaraz usłyszałem jak drzwi łazienki się otwierają i zobaczyłem w nich Aidana. Nie miałem nadal odwagi by spojrzeć mu w twarz po tym co zaszło, aż nagle go nie usłyszałem. Mimo, że się uspokoił słyszałem w jego głosie jak nadal się z czymś boryka. W końcu jednak odwróciłem się w jego kierunku.

     

    - Aidanie... Nie wiem jaki masz związek z tą Elvirą i co ci zrobiła - Nagle lekko spoważniałem. - Musisz jednak wiedzieć, że to na pewno nie ona jest powodem tego, że trafiłeś do Akademii. Głównym powodem jest to co masz w sercu, a jest ono dobre i dzielne. Nie musisz udowodnić tego innym, a tylko samemu sobie - Lekko się uśmiechnąłem w jego kierunku. - Przemyśl to - Dodałem nim ruszyłem ze swoim mundurkiem w ręce w stronę łazienki, ale nim wszedłem zatrzymałem się. - Aidanie mam do ciebie jeszcze prośbę. Proszę zajmij mi miejsce w jadalni zanim tam trafię, muszę jeszcze wysłać list, będę ci zobowiązany - Powiedziałem nieco zakłopotany wskazując wzrokiem na kopertę by zaraz zniknąć za drzwiami łazienki.

     

    Sophie

    Dziewczyna poruszała się samotnie korytarzami Akademii chcąc dotrzeć na czas. Wiedziała, że jako prawdziwa księżniczka spóźnienie jej nie przystoi. Nadal jednak nie mogła uwierzyć, że tak długo spała. W myśli nadal sobie mówiła, że to wina tej chrapiącej, gdyby nie ona miałaby spokojny sen. Na dodatek widok tej rudej niby księżniczki rano sprawił, że otępiała. Była pewna, że już jej nie zobaczy, a ta znowu wróciła. Naprawdę musiała wynieść się z tej komnaty i poszukać współlokatorek bardziej jej podobnych, bo do obecnych wcale nie pasowała. Kto był na tyle głupi by dać jej taką komnatę? Trzeba chyba było być zupełnie ślepym by coś takiego zrobić.

     

    Teraz jednak musiała dotrzeć na śniadanie. W planie miała znowu usiąść koło Alana z kilku powodów. Jednym z nich było to, że nadal nie do końca kogokolwiek tu znała i nie wiedziała gdzie by mogła się dopasować. Tego problemu by nie było gdyby mieszkała ze zwykłymi współlokatorkami. Poza tym musiała mieć go na oku, bo miała nadal wrażenie, że ta ruda się nim interesuje i na dodatek z wzajemnością. Jeszcze pewna rzecz nie dawała jej spokoju. Dlaczego ją obudziły? Przecież mogły ją tak zostawić by dostała konsekwencje spóźnienia w ramach zemsty za wszystko co do tej pory o nich powiedziała, a mimo to tego nie zrobiły, co było powodem tego? Została nagle wyrwana z zamyślenia słysząc czyjś głos, powoli się obróciła i zamarła zszokowana.

     

    To był książę Edward, teraz zupełnie nie była w stanie się skupić gdy widziała jego niesamowitą urodę połączoną z jego nienagannością. Czuła się zupełnie teraz jakby trafiła do jakiejś bajki, bo był pierwszym prawdziwym księciem tutaj, który ją dostrzegł. Na dodatek byli tu teraz zupełnie sami we dwoje bez innych wścibskich oczu. Gdy zbliżał się coraz bardziej do niej czuła jak jej serce zabiło mocniej. Jednak dlaczego tak się działo? Nie rozumiała tego, był co prawda niesamowity i przystojny, ale przecież już nie raz spotykała przystojnych adoratorów, na których tak nie reagowała. Musiała się skupić na swoim zadaniu, a nie na księciu. Jeśli skupi się na tym chłopaku jej marzenia mogą przepaść. Mimo, że się zapierała ciało nie chciało ruszyć i czekała zapatrzona w niego, powoli zapominając o tym co miała zrobić, a w chwili gdy stanął już przy niej i zaoferował jej ramię niemal zamarła. Musiała jednak coś zrobić, nie mogła przecież przed nim wypaść niczym skończona idiotka. W końcu lekko się uśmiechnęła zachowując przy tym cały swój urok i chwyciła ofiarowane przez księcia ramię.

     

    - Dziękuje, mości książę, jesteś prawdziwym dżentelmenem - powiedziała delikatnym melodyjnym głosem, starając się powstrzymać by nie zrobić przypadkiem czegoś głupiego, dlatego starała się by jej wzrok nie zdradzał jak bardzo jego wygląd ją omamił. Jednak poza tym spostrzegła coś jeszcze. Ona przecież nigdy nie miała problemu wypatrzyć czyjeś emocje, ale starała się zwykle ignorować emocje innych, uznając, że nikt nigdy nie interesuje się co ona czuje, więc czemu ona by miała? W tym jednak wypadku pojawiła się w niej cecha, która sądziła, że w niej zamarła dawno temu, a było to teraz szczere zainteresowanie powodem miny księcia. - Wybacz mą ciekawość, mości książę, ale odnoszę wrażenie, że coś cię trapi. Domyślam się, że zdradzanie własnych rozterek nieznajomej księżniczce z innego królestwa nie jest rozsądne, ale jeśli chcesz o tym porozmawiać chętnie cię wysłucham. Czasami samo zwierzenie się bywa niezwykle pomocne - Mówiła tak jakby sama o tym już dobrze wiedziała. Jednak w jej wypadku zwierzać się mogła tylko swojemu pamiętnikowi.

  14. Thomas i Christian

    Zaraz po wyjściu z pokoju Thomas ruszył za resztą nigdziarzy w stronę jadalni, niespecjalnie zwracając uwagę na ich reakcje na widok Christiana. Niewiele go obchodziło co myśleli o nim czy o tym co mu zrobił. Najważniejsze dla niego było, że ten dostał już nauczkę, to mu wystarczyło. Nie znosił takich ludzi jak on i tylko dlatego to zrobił. Na pewno nie dla tej całej Elviry, przynajmniej tak sobie wmawiał. O ile jednak Thomas podchodził do całej sytuacji niezwykle spokojnie tak z Christianem było zupełnie inaczej. Słyszał za plecami i widział wszędzie wokół siebie drwiny innych nigdziarzy. Obiecał sobie, że wszyscy oni mu za to zapłacą. Zrozumieją, że on jest prawdziwym czarnym charakterem lepszym niż każdy z nich.

     

    W końcu dotarli na stołówkę gdzie oboje czekali w kolejce po swoje posiłki. Gdy Thomas właśnie miał iść po swoją porcje spostrzegł jak na stołówkę wkracza Elvira wraz ze swoimi współlokatorkami. Zobaczył jej uśmiech, ale zaraz sam odwrócił głowę starając się ją zignorować. Nie zrobiłeś nic dla niej. Jej opinia cię nie obchodzi: To sobie mówił w głowie odchodząc ze swoją porcją jedzenia, jeśli tak to można było nazwać. Usiadł samotnie z dala od innych, chcąc specjalnie się od nich odizolować. Teraz dopiero spojrzał na swoje jedzenie, które przypominało jakby ślinę wilków. W jednym momencie cały żołądek odmówił mu posłuszeństwa. Miała wrażenie, że już skazańców lepiej karmiono. Nawet będąc sierotom potrafił zdobyć lepszy posiłek niż to. W każdym razie już wczoraj poszedł spać bez posiłku, wiedział, że potrafi długo wytrzymać bez jedzenia, bo nie pierwszy raz tak było, ale nie mógł tak w nieskończoność. Miał nadzieje dostać się przy jakiejś okazji do lasu i zapolować jak za starych czasów, może dorwie jakiegoś jelenia niedaleko okolicy zamku zawszan. Dziczyzna nie byłaby zła, a na pewno bardziej dla niego odżywcza niż to coś. Zaczął beznamiętnie mieszać w jedzeniu. W momencie, gdy Christian miał wziąć swoje jedzenie do jego uszu dotarły słowa Walburgi i wtedy już nie wytrzymał.

     

    - Ja słaby?! - wrzasnął, a przez opuchniętą wargę z jego ust kapała ślina. - Uważacie, że ten niby nigdziarz jest lepszy ode mnie?! - Wskazał dłonią na Thomasa, który wydawał się go ignorować gmerając sztućcem w papce. Christian jednak kontynuował. - Zgadza się, żaden z niego nigdziarz, udaje twardego, ale pochodzi z brudnej zawszańskiej rodziny! Sądzicie, że ktoś taki może w ogóle zdać na lekcjach?! - Thomas dalej ignorował chłopaka, uznając, że nie ma sensu dawać się sprowokować, a Christian w ten sposób po prostu chciał odzyskać szacunek innych. Nagle zobaczył Christiana ze swoją papką tuż obok niego. - Co brakuje ci potrawek mamusi? - warknął Christian wtedy też Thomas na niego spojrzał bez emocji.

    - Tak, jak widać mój brudny zawszański żołądek nie wszystko strawi - Nagle odsunął tackę ze swoją papką na bok wzruszając ramionami. - Zresztą... Po co mam się jeszcze truć skoro mam dziś nie zdać? Jak sam zresztą powiedziałeś - Położył dłoń pod brodą wyraźnie znużony tą rozmową, czekając, aż czas posiłku dobiegnie końca.

  15. Alan

    Widząc reakcje Aidana zesztywniałem nie wiedząc co powiedzieć. Ten pełen życia tryskający za każdym razem optymizmem chłopak w jednej chwili zniknął, a pojawiło się coś czego się po nim nie spodziewałem. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć już wiedziałem jaki popełniłem błąd. Najwyraźniej znał te dziewczynę i to bardzo dobrze. Możliwe, że razem dorastali, była być może jego przyjaciółką czy coś. A jednak coś sprawiło, że została wybrana na nigdziarkę. Pamiętałem dobrze jej portret w Akademii Zła. Choć nie wyglądała jak nigdziarka jej oczy ją zdradzały. Nie byłem pewny co zaszło między nimi, ale byłem pewny co do jednego. Nie ona była powodem dla którego Aidan tu trafił. Byłem przekonany, że to dzięki temu co ma w sercu był tutaj z nami. Nim cokolwiek zdążyłem powiedzieć Hector nagle wyszedł, a Aidan to wykorzystał i uciekł do wolnej teraz łazienki. Musiał teraz przechodzić naprawdę poważną walkę z przeszłością. Nagle spojrzałem na Hectora by powoli wstać i przygotować swoje rzeczy.

     

    - Powiedziałem coś czego najwyraźniej nie powinienem i obudziłem demony przeszłości - powiedziałem przygnębionym tonem z niekrytym poczuciem winy, nawet nie byłem w stanie spojrzeć na Hectora pod wpływem wstydu. Miałem tylko nadzieje, że zdołam przekonać Aidana, że nie powinien się tym przejmować i by udowodnił wszystkim, że zasłużył by znaleźć się w Akademii.

     

    Sophie

    Dziewczyna nie wiadomo, który już raz z kolei przejeżdżała szczotką po swoich włosach, ale widać było na jej twarzy skupienie gdy przeglądała się w swoim lusterku. Zupełnie jakby najmniejszy błąd był karany niczym śmierć. Mimo swojego skupienia była w stanie słuchać swoich współlokatorek, tak samo jak ich śmiechów. Mimo to starała się je ignorować. Czemu miałaby się w końcu przejmować ich szczeniackimi wygłupami? Najwyraźniej one jeszcze nawet nie dojrzały. W końcu, gdy skończyła z włosami sięgnęła po jeden z flakoników z perfumami i zaczęła na siebie nim pryskać, sprawiając, że znowu cały pokój zaczął pachnieć polnymi kwiatami. Następnie wyjęła jakiś płyn o wdzięcznej nazwie kryształowa rzeka by wylać go troszeczkę na jedną z dłoni. Nim jednak zaczęła wcierać go w twarz usłyszała jak ta ruda dziewczyna poddaje wątpliwościami jej wyprowadzkę.

     

    - Chyba sama powinnaś zauważyć, że to jakaś pomyłka i nie pasuje do was tak samo jak wy do mnie. Dziekan się zgodzi dla dobra nas wszystkich - mówiła z niebywałą pewnością siebie w głosie. Wtedy też zaczęła kontynuować swoje czynności pielęgnacyjne. Pomimo, że nie była zadowolona, że te dwie dziewczyny były przed nią w łazience teraz nie miała czasu wybrzydzać. Więc gdy tylko wyszły zabrała swoją zawszańską sukienkę jak i szklane pantofelki i zamknęła się w łazience. Proces, który tam zaczęła, trwał naprawdę dłuższą chwilę. Zanim się przebrała musiała użyć na swym ciele wielu ze swoich specjalnych kosmetyków, które zapewniały jej skórze zdrowy i piękny wygląd. Nie mówiąc już o ustach czy brwiach i rzęsach, które też doprowadzała do perfekcji. W końcu, gdy skończyła zdjęła z siebie koszulę nocną i kapcie wkładając na siebie sukienkę zawszanki jak i pantofle. W przeciwieństwie do współlokatorek zajęło jej to znacznie krócej jakby robiła to od zawsze, co było zresztą prawdą. Powoli wyszła z łazienki w pełni gotowa na ten dzień. Nagle jednak spojrzała na jeden z kufrów. Wiedziała, że musi pomówić z nimfami by jej pomogły go wynieść później po lekcjach. Akademia była pełna inspiracji, ale z tymi dwoma nad głową nie mogłaby się skupić i nic by jej nie wyszło. Chciała już wyjść z komnaty i była już za drzwiami, aż nagle nie wróciła sięgając po swoją parasolkę, której niemal zapomniała. Na chwilę na nią spojrzała i uśmiechnęła się jakby czuła czyjeś wsparcie na sobie. Powoli w końcu gotowa opuściła komnatę.

  16. Thomas i Christian

    Dla Thomasa nie była to łatwa noc, ale nie z powodu tego, że pobił Christiana, niewiele go to obchodziło. Jego zdaniem to i tak było za mało, więc z pewnością nie miał poczucia winy, tak jak zresztą kiedykolwiek by je miał. Głównym problemem dla niego tej nocy były te przeklęte burki, które swym wyciem wybudziły go ze snu. Niewiele go obchodziło co było powodem ich zachowania, bardziej go interesowało, kiedy znowu zaśnie. Dlatego też po obudzeniu dobre kilka minut kręcił się z boku na bok próbując zasnąć. W końcu położył się w odpowiedniej pozycji i znów smacznie spał. Sytuacja Christiana była nieco inna. Nawet wycie wilków nie było w stanie obudzić go z twardego snu po tym niezwykle ciężkim dla niego dniu. Właśnie dlatego gdy wszystko się zaczęło on nawet nie otworzył oczu tylko przewrócił się na drugi bok.

     

    Thomas ponownie się obudził w chwili gdy wilki zaczęły walić do ich pokoju. Nie wyglądał na zaspanego, gdy siadał na łóżku rozglądając się wokół. Co ciekawe z jego twarzy ciężko było wyczytać jakieś emocje, bo ta była ich pozbawiona. Mimo to łatwo było się domyślić, że nie chciał gadać o tym co zaszło wieczorem. Zaraz po nim usiadł na łóżku jeszcze lekko obolały Christian. Teraz można było dostrzec limo pod jego okiem jak i opuchniętą wargę. Jednak poza tymi obrażeniami nie wyglądało jakby coś mu poważnego dolegało. Widać było na jego twarzy ogromną wściekłość, którą kierował tylko i wyłącznie w kierunku Thomasa nie zwracając uwagi na Navina. Natomiast sam Thomas zdawał się ignorować spojrzenie Christiana i zamiast tego spojrzał na drugiego współlokatora lekko kiwając głową.

     

    - Rozumiem. Dzięki za informacje - To były jedyne słowa, jakie padły z ust Thomasa gdy ten odrzucił z siebie koc i nagle wstał z łóżka by zaraz położyć się na podłodze i zacząć robić pompki. Christian się nie ruszał. Jedyne, czego pragnął to zemsta. Najpierw myślał by po prostu naskarżyć dziekan. Jednak, co ona by zrobiła? Skazała by go na salę udręki? Bestia już raz pokazał, że nie jest zainteresowany katowaniem Thomasa. Poza tym miał wątpliwości co do samej dziekan. Ta kobieta nie robiła sobą żadnego wrażenia. Gdyby nie to, że nosiła te mroczne ciuchy i ten Kastor nie nazwał tej kobiety dziekanem, pomyślałby, że jest ona jakąś zawszańską nauczycielką. Nie miał pojęcia jak ona mogła tak się wkupić w łaski Dyrektora by zostać dziekanem zła. W każdym razie na kogoś takiego nie mógł liczyć jeśli chciał słodkiej zemsty.

     

    Przez pewien czas myślał i w końcu zrozumiał jak się na nim zemści. Wiedział już, że ten chłopak nie zda już pierwszego dnia. W końcu nie był nawet prawdziwym nigdziarzem tylko podróbką jak ta dziewczyna. Co miał pokazać na lekcji talentów? Napnie mięśnie? Tylko tyle się po nim spodziewał. Lekcje brzydoty? Thomas nie wyglądał jakoś na tyle tragicznie by kobiety z dziećmi przed nim uciekały, co lepsze, że gdyby nie kilka zaniedbań wyglądałby naprawdę dobrze. Jedynie te blizny mogły niedobrze wyglądać, ale i one mu raczej nie były na tyle w stanie pomóc, zresztą też nie tak bardzo go szpeciły, więc i te lekcje na pewno obleje. Klątwy i pułapki czy przetrwanie w baśni? Musiał się powstrzymać by się nie zacząć śmiać. Jak ktoś taki jak on miał sobie poradzić z tymi przedmiotami? On nawet pewnie nigdy w Puszczy nie był, a co może wiedzieć o klątwach? Tak jego zemsta wkrótce nadejdzie, był co do tego pewny. Tylko zastanawiał go ten jego spokój. Czyżby pogodził się już ze swoim losem?

  17. Alan

    Przez całą noc przewracałem się z boku na bok. Byłem już co prawda przyzwyczajony do nocnych treningów chociażby we własnym domu jednakże nigdy nie robiłem takich wycieczek w nocy jak ta wczoraj. Niespodziewana wyprawa do Akademii Zła strasznie mnie zmęczyła, nawet bardziej niż sądziłem. W końcu te bieganie i ukrywanie się musiało mieć swoje efekty. Na dodatek przez całą noc miałem dziwne sny, w których często pojawiała się Elisabeth uciekająca, ale nie do Akademii Dobra czy Zła, a do wieży, w której był Dyrektor. Próbowałem ją zatrzymać, ale nie byłem w stanie jej dogonić i ta zawsze znikała gdzieś za horyzontem. Mimo wszystko to tylko sen, nie ma sensu nad tym rozmyślać. W każdym razie gdy słyszałem dobijanie się do naszej komnaty ignorowałem to przewracając się na drugi bok.

     

    W końcu, któryś z nas zdecydował się wstać i sprawdzić, kto się dobija. Nie odwróciłem się sprawdzić kto wstał, tylko leżałem na boku próbując dalej spać. Dopiero otworzyłem leniwie jedno oko słysząc głos Hectora. W końcu otworzyłem dwoje oczu i wpatrywałem się dobrą chwilę owinięty kołdrą w ścianę. Tak bardzo nie miałem ochoty nic robić. Jednak wiedziałem, że nie mam za dużego wyboru. Po dobrej chwili wydostałem się z wygodnej pułapki i usiadłem na krawędzi łóżka, kładąc stopy na ziemi i starałem się dojść do siebie rozglądając się przy okazji po pokoju.

     

    - Rozumiem - powiedziałem z lekko skrzywioną miną słysząc, że nie mogę mieć swojego miecza. Z nim mimo wszystko czułem się pewniej. - Nie mam nic przeciwko - dodałem przy tym lekko ziewając do Hectora, gdy ten zaproponował, że się ubierze pierwszy. Wtedy też gdy zniknął w łazience dotarł do mnie głos Aidana. - Najwyraźniej - Słabo się uśmiechnąłem, a potem podniosłem plan lekcji, który leżał teraz niedaleko koperty, w której był list do mojej mamy. Historia bohaterstwa? Z tym nie powinienem mieć większych problemów podobnie jak z szermierką czy przetrwaniem w baśniach jednakże pielęgnacja męskości? To mnie właśnie martwiło, nigdy nie byłem tego typem księciem. Z naszej rodziny to Sophie lubiła takie zabawy. Nagle znów uniosłem głowę na Aidana przypominając sobie wczorajszą wycieczkę z Elisabeth i postanowiłem spytać o coś co mnie nurtowało. Musiałem jednak zrobić to tak by się nie domyślił co zaszło. - Wczoraj wśród nigdziarzy zobaczyłem dziewczynę o dość nietypowej jak dla nich urodzie. Dowiedziałem się, że nazywa się Elvira i podobnie jak ty pochodzi z Nottingham możesz coś o niej powiedzieć? - spytałem zaciekawiony, głównie dlatego, że skoro była szansa na poznanie wroga, to trzeba było ją wykorzystać.

     

    Sophie

    Noc dla dziewczyny, kiedy tylko wróciła z łazienki zaczęła się idealnie. W końcu pozbyła się tej irytującej rudej dziewczyny i został już tylko problem z tą jedną. No właśnie, kto by pomyślał, że ta druga będzie tak irytująca nawet, gdy spała. Zaczynało się spokojnie, przynajmniej do czasu, aż ta dziewczyna nie zaczęła chrapać niczym dzika bestia z najgłębszych czeluści Puszczy. Na tym się nie skończyło, bo zaraz potem zaczęła się kręcić niczym by miała robaki. W pewnym momencie Sophie zaczynała naprawdę myśleć, że ta dziewczyna jest wilkołakiem i dlatego była tak owłosiona. Bała się, że zaraz wstanie i zacznie wyć do księżyca. Nie mogła wręcz uwierzyć, że jej mama miała własną baśń. Może ją adoptowała lub znalazła w Puszczy i z litości przygarnęła, a następnie nie chciała powiedzieć jej prawdy? To by miało sens.

     

    W końcu udało jej się zasnąć i śniła naprawdę przyjemne sny. Nareszcie była królową i miała wszystko czego tak pragnęła. Miała własną baśń, a przy tym własne długo i szczęśliwie. Wszyscy w Puszczy ją znali i szanowali, a w samym królestwie miała wszystko czego zapragnęła. Nie dość, że wszyscy ją kochali i rozpieszczali tak jak na to zawsze zasługiwała, to w końcu dostała to na co czekała od tak dawna. Znów zobaczyła swoich rodziców, z którymi ponownie mogła tworzyć szczęśliwą rodzinę. Wszystko było wspaniale jak dawniej, a co stało się dawniej zniknęło. W końcu mogła być naprawdę szczęśliwa. Przynajmniej tak było, aż pod wpływem nieznanego krzyku rodzice znów ją opuścili, a pałac zaczął się rozpadać. Roztrzęsiona i zaspana wstała wręcz impulsywnie z łóżka niemal się przy tym przewracając, kiedy pościel owinęła się wokół jej kostki, na dodatek nadal miała opaskę na oczach.

     

    - Straże na mury! Atakują nas! - krzyknęła, aż nie zaczęło do niej docierać, że wszystko to było snem, a ona ze wstydu zrobiła się cała czerwona na twarzy. Powoli zdjęła opaskę by najpierw ujrzeć Stephanie i lekko się na jej widok skrzywiła. - Ja spóźniona pierwszego dnia?! - Gorączkowo zaczęła grzebać w swoich kufrach szukając rzeczy, które jej pomogą doprowadzić się do porządku, z całego tego roztrzęsienia nawet nie włożyła na bose stopy kapci wyrzucając kolejne rzeczy z kufra by znaleźć te odpowiednie. Nie była pewna jak ma tak szybko doprowadzić się do porządku, tu potrzeba było czasu, którego nie miała. Znowu nagle odwróciła się naburmuszona do Stephanie. - To wszystko twoja wina! - warknęła. - Gdybyś nie zachowywała się jak smok w czasie spania, nie byłoby tego problemu, wszystko powiem pani dziekan i wtedy... - Nagle szeroko otworzyła oczy widząc drugą współlokatorkę. Cały sen z wieczora w jednej chwili zmienił się w koszmar. Spostrzegła, że i ona nie jest ubrana, czyli najwyraźniej znów sobie z niej drwiły.

     

    - Ja... nie... rozumiem... - mówiła roztargniona patrząc na Elisabeth jakby zobaczyła ducha. W końcu lekko pokręciła głową, najwyraźniej nie chcąc tego kontynuować. Postanowiła nie wydawać tej dziewczyny przed drugą współlokatorką. Skoro chciała się szwendać poza zamkiem, to niech to robi dalej, to jej sprawa. Powoli podniosła wcześniej wyrzuconą z kufra szczotkę do włosów, a następnie włożyła stopy w miękkie puchowe kapcie. Zaraz potem usiadła do lustra by zacząć czesać swoje włosy. - Bardzo zabawny żart - mówiła już bez emocji, nawet się do nich nie odwracając. - Jednak będę tą miłą dla was. Wszystkie trzy wiemy dobrze, że wy nie chcecie mnie tu tak samo jak ja nie chce też tu mieszkać z wami. Porozmawiam z panią dziekan by poprawiono tę pomyłkę i mnie przenieśli gdzie należy. Wy będziecie szczęśliwe jak i zresztą ja. Wszystkie będziemy miały z tego korzyści - Lekko wzruszyła ramionami nie zaprzestając czesania włosów. Po tej jednej wspólnej nocy po prostu nie miała już ochoty czekać, aż któraś z nich nie zda. Tego było po prostu za dużo jak dla niej. Musiała się przenieść natychmiast.

  18. Alan

    Stałem jeszcze niewielką chwilę patrząc na zamknięte drzwi, za którymi zniknęła Elisabeth. Nie wiedziałem dlaczego, ale gdy zniknęła zrobiło się cicho. Nie chodziło mi o te oczywistą ciszę, a tę, którą teraz poczułem w sercu. Targały mną mieszane uczucia. Było mi naprawdę przykro, że nam się nie udało. Wiedziałem, że tak bardzo chciała uwolnić przyjaciółkę i wrócić do domu do swych bliskich, a nic nam z tego nie wyszło. No i to drugie uczucie, które mi się nie podobało, bo czułem się z tym częściowo okropnie. Pomimo, że było mi przykro, że tak się to wszystko zakończyło czułem także pewną nutę radości gdzieś wewnątrz siebie z myślą, że jeszcze będę mógł zobaczyć rudowłosą księżniczkę i to mi się nie podobało, bo było to okropnie samolubne z mojej strony.

     

    Nie chciałem nad tym dalej tutaj rozmyślać, musiałem wracać do komnaty nim ktoś mnie zobaczy. Powoli więc zacząłem ruszać coraz bardziej oddalając się od jej komnaty. Zgodnie z instrukcjami ze strony Elisabeth zacząłem schodzić na niższe poziomy, aż nie zacząłem zbliżać się do znajomej wieży honor. Po drodze nie natknąłem się na większe trudności. Napotkałem co prawda parę wróżek, ale tylko niewielkie ilości, więc łatwo było mi ich unikać. Nie natknąłem się już jednak na żadnych nauczycieli, co mnie cieszyło. Zdecydowanie wystarczyło już niespodzianek na dzisiaj. W końcu dotarłem do komnaty, do której po cichu wszedłem by nikogo nie budzić.

     

    Wewnątrz nadal panowała ciemność, a gdy spoglądałem to w stronę Aidana czy Hectora żaden nie wskazywał bym ich obudził. Na co lekko odetchnąłem z ulgą. Skierowałem się do swojego łóżka by zdjąć ze stóp brudne i przemoczone skarpetki. Po stracie butów niestety nie miały łatwej przeprawy. Jedyne co było dobre, to fakt, że były czarne, wole sobie nie wyobrażać jak by wyglądały gdyby były białe. Na razie postanowiłem schować je na dnie kufra by nie wzbudzały podejrzeń moich współlokatorów i nie wydawały nieprzyjemnego zapachu. Jutro coś wymyślę by dać je do prania nimfom. Dziś by to oznaczało tylko kłopoty. Poszedłem do łazienki by umyć stopy. Na szczęście głównie się spociły gdyż większość drogi pokonałem w butach, a potem w skarpetkach, niestety Elisabeth zapewne tak dobrze nie miała.

     

    Gdy tylko skończyłem ruszyłem z powrotem w stronę łóżka. Wszystko robiłem niezwykle cicho tylko by nie obudzić współlokatorów. Dobrą chwilę siedziałem na krawędzi łóżka, myśląc nad wszystkim czego dziś byłem świadkiem, aż w końcu znów podszedłem do kufra by wyjąć z niego kawałek pergaminu i pióro. Zamoczyłem je w atramencie i zacząłem pisać list do mamy podając jej listę rzeczy, których potrzebowałem. Miałem nadzieje, że wszystko będzie pasowało jak należy, w końcu nie byłem w stanie tego dokładnie sprawdzić i mogłem w tym wypadku kierować się tylko przeczuciem. Gdy już skończyłem list, który zamknąłem w kopercie i położyłem koło łóżka sam również się położyłem. Jutro przed lekcjami musiałem go wysłać by rzeczy, o które prosiłem dotarły jak najszybciej. Położyłem głowę na poduszczę i zamknąłem oczy i wtedy znów pojawił mi się z nieznanych powodów znajomy obraz, który przedstawiał rude włosy pewnej księżniczki i towarzyszył mi on, aż nie zasnąłem.

  19. Crystal

    Kobieta spoglądała dobrą chwilę na kulącą się dziewczynę, która nadal milczała i zaczynała się zastanawiać czy nie wpadła w jakiś rodzaj szoku. Jednak jeśli tak było po tak żałosnej karze, to co zrobić by ta dziewczyna dotrwała chociaż do końca roku? Wiedziała, że inni nigdziarze szybko zauważą jak słaba jest o ile już tego nie zrobili. Z trudem się powstrzymywała by nie wbić jej paznokci w ramię i postawić na równe nogi siłą. Ostatecznie zdecydowała się jej nie pomagać i dać jej czas dojść samej do siebie, byle nie trwało to za długo. Coraz bardziej\ była przekonana, że ta dziewczyna w rodzinnym domu musiała być naprawdę dobrze traktowana, wręcz aż nazbyt delikatnie.

     

    W końcu wstała, a Crystal nic nie mówiąc ruszyła do drzwi by wyprowadzić dziewczynę z sali udręki. Pomimo, że ani razu nie obróciła głowy w jej stronę, to niepostrzeżenie obserwowała ją kątem oka. Nie robiła tego dlatego, że bała się, że coś się stanie uczennicy, a bardziej by być przygotowaną jeśli przyjdzie jej nagle do głowy znów tak głupi pomysł jak ucieczka. Przez całą drogę całkiem odpowiadała jej cisza, która towarzyszyła im idąc. Nigdy jak do tej pory nie poznała rozmówcy, z którym miałaby ochotę rozmawiać dłużej niż pięć minut. No może dawno naprawdę dawno temu istniała taka osoba, ale to były stare dzieje. Nie sądziła jednak, by któryś z młodych nigdziarzy mógł być rozmówcą, który jej by nie nudził. Chciała mieć to już po prostu za sobą i wrócić do tego co jej przerwano. Gdy tylko znalazły się holu zmrużyła lekko oczy na widok wilków.

     

    - Interesujące - powiedziała patrząc na buty by zaraz posłać Adelii bardzo ponury uśmiech, który nie mógł wskazywać na nic dobrego. Nawet wtedy, gdy uciekała uśmiech ze strony kobiety ciążył za nią, ale jej nie zatrzymała i pozwoliła odejść. Nie było potrzeby, bo domyślała się już wszystkiego bez tego. - Wychodzi, więc na to, że mieliśmy intruzów, ale ci najpewniej już uciekli - mówiła na głos swoje przemyślenia znów patrząc na wilka, ale jej wzrok nadal był nieobecny. - No nic. Skoro uciekli nic z tym już nie zrobimy, ale na przyszłość musimy przyjmować gości z należytą dla nich gościną, bo jeszcze uznają nas za złych gospodarzy - W jej głosie teraz pojawiła się nuta rozbawienia zmieszana z jadem. - Dobrze. Przerwijcie dalsze poszukiwania i wracajcie do swoich obowiązków, ja też muszę się przygotować na jutro - dodała obracając się na pięcie i idąc w stronę schodów. Zastanawiała się jak ten zawszanin zdołał przejść po połowicznym moście i pokonać barierę, to dopiero była zagadka.

  20. Alan

    Spoglądałem w milczeniu na Elisabeth, oczekując jej odpowiedzi. Chwilę z nią najwyraźniej zwlekała upewniając się całkiem czy na pewno nikogo tu już nie ma. Musiałem przyznać, że to było rozsądne. Co prawda nauczycieli już nie słyszeliśmy, ale pewności, że nikogo w pobliżu już nie ma mieć nie mogliśmy. W końcu gdy była już pewna mogliśmy ruszyć dalej. Nic nie mówiłem rozglądając się nadal czy na pewno jesteśmy sami i dopiero gdy Elisabeth się odezwała spojrzałem na nią. Nadal nie potrafiłem zrozumieć wrogości Sophie względem jej i Stephanie. Wiem, że nie były takie same jak te dziewczyny, z którymi zwykła przebywać, ale taka wrogość? Wciąż pamiętałem, co powiedziała mi Elisabeth o niej. W końcu jednak otworzyłem usta.

     

    - Spróbuje z nią porozmawiać - powiedziałem spokojnie, idąc dalej za Elisabeth. - Co do jednego ten nauczyciel na pewno miał racje. Sophie nigdy nie przebywała z dziewczynami takimi jak wy. Zawsze była w otoczeniu dwórek, które chodziły za nią niemal w krok w krok i zawsze zgadzały się na wszystko co by nie powiedziała. Poza nimi przebywała jeszcze tylko ze mną, ale to sama już zresztą wiesz - Słysząc kolejne pytanie Elisabeth lekko wzruszyłem ramionami. - Nie sądzę by to było jakoś szczególnie istotne. Może bawią go takie sytuacje czy coś - Wraz z kolejnym pytaniem z jej strony lekko zdębiałem. W całym tym zamieszaniu nawet nie zwróciłem na to uwagi. Miałem tylko nadzieje, że to nie przysporzy nam problemów. - Nie jestem do końca pewny, mówiąc szczerze - Starałem się żeby mój głos pozostał normalny i nie można w nim było wyczuć zmartwienia.

     

    Gdy zaczęła mówić o mojej drodze powrotnej lekko pokiwałem głową w geście zgody. Co prawda wcześniej nawet o tym myślałem by spróbować przekraść się przez wróżki, ale pomysł Elisabeth był rozsądniejszy i tak już zbyt wiele mieliśmy problemów dzisiejszego dnia. W końcu zaczęliśmy zbliżać się do komnaty, w której obecnie mieszkała, a im bliżej niej byliśmy tym czułem się coraz bardziej zakłopotany, sam nie wiedziałem dlaczego. Największe zakłopotanie jednak przyszło, gdy stanęliśmy już pod jej drzwiami. Nadal nie wiedziałem co właściwie powinienem teraz zrobić. Gdy uchyliła lekko drzwi nie zaglądałem do środka. Po prostu uznałem, że należy się im prywatność i nie zamierzałem jej naruszać. Zastanawiałem się jednak czy to oznaczało, że teraz po prostu zniknie i ona za nimi, a przynajmniej tak było do czasu, aż mnie niespodziewanie objęła. Po prostu mnie zamurowało i nim doszedłem do siebie ona już przerwała, a ja nawet nie zdążyłem tego odwzajemnić. W końcu na nią spojrzałem i lekko się uśmiechnąłem.

     

    - To była dla mnie przyjemność - Nagle na chwile zamilkłem jakbym się nad czymś zastanawiał, aż w końcu znów nie otworzyłem usta. - Natomiast ty pokazałaś mi dzisiaj jak czyste i dzielne serce posiadasz, niczym prawdziwa księżniczka - dodałem ze szczerym uśmiechem. - Pamiętaj Elisabeth, co by się nie działo nie jesteś sama i zawsze możesz liczyć na pomoc. Teraz jednak powinnaś już iść spać i odpocząć przed jutrzejszym dniem - Lekko się ukłoniłem w jej kierunku. - Dobranoc, Elisabeth - powiedziałem z niegasnącym uśmiechem.

  21. Crystal

    Kobieta zostawiła bez słowa uwagi bestii wpatrując się cały czas na kulącą się pod ścianą dziewczynę. Musiała teraz zrobić dwie rzeczy. Pierwszą z nich było przekonanie się czy ta dziewczyna rzeczywiście miała na nią jakiś wpływ. Drugą natomiast było spróbować wzbudzić w dziewczynie nienawiść. Właśnie też z tych powodów chciała być przy jej torturach. Nienawiść była pierwszą cechą by przebudzić w sobie zło. Dlatego była gotowa obudzić tę nienawiść tak by dziewczyna ukierunkowała ją na nią, to była jedyna szansa by mogła tu przetrwać. Jednak nadal nie rozumiała dlaczego tak bardzo interesował ją los tej dziewczyny. Na dodatek, pomimo, że wzrok Crystal pozostał tak pusty jak zawsze, to pierwszy raz nie czuła radości widząc jak uczennica patrzy na nią z nadzieją i licząc, że jej pomoże, a coś bardziej jak współczucie. Musiała zwalczyć w sobie to uczucie jak najszybciej.

     

    Nagle jej uwaga skupiła się na czymś innym, a mianowicie na butach, o których wspomniał bestia. Lekko się zamyśliła wpatrując się w stopy dziewczyny. Przez całą drogę kiedy ją tu niosła nie zauważyła tego? Musiało być z nią naprawdę źle, w końcu zawsze dostrzegała takie szczegóły. W miarę im bardziej przyglądała się butom zaczynała się domyślać kto mógł jej pomagać i na pewno to nie były jej współlokatorki. Pytanie jednak brzmiało jak niby zawszanin mógł się tu dostać i po co? Tak bardzo zrobiło mu się szkoda tej dziewczyny? Wtedy też właśnie Bestia zaczął karę. Crystal nie okazała ani grama emocji gdy dziewczyna wierciła się i krzyczała. Nawet wtedy gdy Bestia ją uwolnił i zobaczyła nadgarstki dziewczyny, nawet nie mrugnęła. A jednak wewnątrz było inaczej. Widząc błagania i wrzaski dziewczyny znów miała wrażenie jakby ujrzała młodszą wersje siebie. Ta dziewczyna z jakiegoś powodu wyzwalała w niej dziwne emocje i to ją zaczęło intrygować coraz bardziej. W końcu gdy Bestia zostawił je same zaraz po skończonej karze, kobieta podeszła do dziewczyny i lekko się schyliła nie zwracając uwagi na stan podłogi i czy jej suknia się wybrudzi. Wpatrywała się teraz prosto w oczy uczennicy.

     

    - Nie jestem tak głupia jak ci się wydaje - Nagle spojrzała znów na jej buty. - Nie wiem dlaczego jakiś książę tu był i jak tu wszedł, ale lepiej by tego nie powtarzał. Nie mogę nic robić zawszanom, bo to nie moi uczniowie, ale nie panuje nad potworami, które tu się kręcą, a wierz mi wilki to najmniejszy problem, więc lepiej by tu nie wracał zarówno dla ciebie jak i dla siebie. Możesz mi wierzyć: bliscy jak przyjaciele czy rodzina zadają najgłębsze rany naszemu sercu - Teraz w jej głosie pojawiło się coś jakby sama miała na ten temat doświadczenie. - Łzami nie wzbudzisz tu niczyjego współczucia, a tylko będziesz bawić innych nigdziarzy - Powoli się podniosła i dalej mówiła odwrócona do Adelli plecami. - A teraz wstawaj, wyprowadzę cię do holu, a tam ruszysz do komnaty. Musisz się wyspać byś jutro miała siłę na lekcje, w przeciwnym razie ja się zirytuje, a wiesz mi, wtedy zatęsknisz za tym potworem - powiedziała twardo teraz odwracając do niej głowę by znów mogła zobaczyć jej zimne spojrzenie.

  22. Alan

    Nie słysząc przez dłuższą chwilę odpowiedzi Elisabeth, zacząłem przyglądać się ukradkiem to jej, a to miejscu, w które tak spoglądała. Nie podobał mi się bardzo wyraz jej twarzy. Wiedziałem, że ujrzenie Dyrektora to coś niespodziewanego, ale Elisabeth zachowywała się tak jakby ujrzała coś, czego ja nie dostrzegłem. Zastanawiałem się, co takiego to mogło być. Przynajmniej tak było, aż nie ujrzałem na jej twarzy na powrót uśmiechu, na co i ja lekko się uśmiechnąłem. Gdy jednak zaczęła mówić na mojej twarzy nagle zniknęły wszystkie emocje, a pojawiło się coś jak zamyślenie gdy wpatrywałem się w nią jakby dokładnie oceniając, aż w końcu znów się nie uśmiechnąłem.

     

    - Gdy przyszłaś oddać mi róże, powiedziałaś, że zapewne chciałem ją oddać komuś innemu, a ja wtedy spytałem skąd u ciebie ten brak wiary? - Nagle stanąłem tuż przed dziewczyną. - Pytanie ponawiam, ale nim na nie odpowiesz zastanów się nad odpowiedzią. Nie jesteś taka jak inne księżniczki, masz racje, a mimo to jesteś na swój sposób piękna, ale sama musisz to dostrzec, jeśli chcesz by ci się udało - kontynuowałem ze słabym uśmiechem idąc teraz tuż za nią. Spojrzałem zaciekawiony na drzwi gdy Elisabeth o nich wspomniała. Szczerze mówiąc ucieszył mnie fakt, że wcześniej ich nie znalazła, tak byśmy się zapewne nie spotkali. Gdy tylko jednak przekroczyliśmy je, szybko stało się jasne, dlaczego wcześniej ich nie widziała. No cóż, to w sumie nic nie zwykłego, całe to miejsce otaczała magia. Nie obyło się niestety bez kłopotów. Na widok nauczycieli nieco się zdziwiłem, mając nadzieje, że zaraz sobie pójdą.

     

    Jednak gdy zacząłem słyszeć ich rozmowę, zainteresowałem się do tego stopnia, że nie chciałem by tak odeszli nie kończąc jej. Rozmawiali o dwóch księżniczkach jedną z nich już dziś poznałem i wydawała się miła i niezwykle inteligentna, natomiast drugą znałem, aż za dobrze. w końcu była moją kuzynką. Nie mogłem nie zgodzić się z twierdzeniem mężczyzny. Zarówno ja jak i Sophie dorastaliśmy na dworze i nie mieliśmy nigdy kontaktu ze zwykłymi dziećmi. Jednakże nie byłem pewny czy dobrym pomysłem było umieszczanie jej w pokoju Elisabeth i Stephanie dla żadnej z nich nie będzie to przyjemne. Znałem całkiem dobrze przyzwyczajenia mojej kuzynki, a po tym, co ujrzałem dziś będąc z Elisabeth, nie byłem pewny czy kiedykolwiek odnajdą wspólny język. Moje przemyślenia zostały przerwane z powodu strachu, gdy zobaczyłem jak tajemniczy nauczyciel patrzy w naszym kierunku. Byłem pewny, że w tej chwili już się nam nie upiecze i czeka nas kara. Teraz już Elisabeth nie zdoła się stąd wymknąć i choć bałem się o nią wiedziałem jak bardzo chce pomóc swej przyjaciółce. Gdy nic takiego się nie stało, a nauczyciele odeszli jakby nigdy nic byłem w szoku tak głębokim, że dopiero po chwili wróciłem do siebie.

     

    - Sam nie jestem tego do końca pewny - Znów spojrzałem na Elisabeth. - Ale znamy już przynajmniej powód, dla którego mieszkacie z moją kuzynką, ale nie do końca rozumiem jak to ma być dla kogoś pomocne zwłaszcza, że po tym, co mi powiedziałaś nie sądzę byście były łatwo się w stanie porozumieć - lekko westchnąłem. - Nie ma sensu teraz nad tym myśleć, lepiej chodźmy nim wrócą - dodałem w kierunku Elisabeth.

  23. Crystal

    Kobieta pozostawała głucha na rozpaczliwe błagania ze strony dziewczyny. Nawet nie zwolniła kroku ani nie rozluźniła uścisku gdy Adelia próbowała się wyrywać. Co ciekawsze, nawet nie odwróciła już na nią spojrzenia. Nie powiedziała czegoś by się uspokoiła, bo wiedziała, że zaraz będzie gorzej. Po prostu nic, tylko szła dalej i milczała jakby zupełnie nie chciała lub bała się obrócić głowę by spojrzeć na te dziewczynę. Prawdą właśnie było, że ta interpretacja nie była do końca mylna. W chwili, gdy zobaczyła tę dziewczynę łkającą na schodach ujawniło się w kobiecie coś jak współczucie. Rzecz, o której dawno zapomniała. A gdy tak obserwowała ją wtedy, wciąż odnosiła wrażenie, że ona była podobna do dawnej niej, tak bardzo podobna, że aż ją to zaniepokoiło. Gdy szły dalej i słyszała jej jęki wszystko zdawało się potwierdzać. Ciągnęła ją dalej, starając się o tym nie myśleć do czasu, aż nie usłyszała ostatnich słów dziewczyny i w końcu ta nie opadła na nią. Gdy Crystal patrzyła teraz badawczo na omdlałą dziewczynę, na chwilę w jej wzroku pojawiło się coś dziwnego. Tak przynajmniej było, aż nie usłyszała drwin tych żałosnych pchlarzy. Spojrzała na nich ponuro, nim jednak coś powiedziała uspokoił je jeden ze starszych osobników wtedy wbiła spojrzenie w niego, nie patrząc już na dziewczynę.

     

    - Najwyraźniej - odparła lekko mrużąc oczy i teraz patrząc na nią. Jakoś nie mogła uwierzyć by ta dziewczyna sama w pojedynkę odważyła się na ucieczkę. Z pewnością nie ktoś taki. - Sprawdźcie czy jej współlokatorki śpią, jeśli coś będzie wskazywać, że jej pomagały sprowadźcie je do mojego gabinetu - Zanim wilk odszedł powiedziała coś się jeszcze w jego kierunku. - Jeśli nic tam nie będzie zajmij się utemperowaniem tych szczeniaków, bo jeśli jeszcze raz spotkam się z takim brakiem szacunku ja ich wezmę pod swoje skrzydła, a wtedy będą już tylko skomleć - dodała ponuro.

     

    Gdy wilk tylko zniknął znów spojrzała na dziewczynę i otworzyła szeroko oczy. Tym razem widziała nie uczennicę, którą targała, a młodą dziewczynkę o długich blond włosach. Pokręciła lekko głową by pozbyć się tego obrazu i znów zobaczyć uczennicę. Zawsze cieszył ją moment, gdy mogła pokazać nowym nigdziarzom gdzie ich miejsce. Tym razem było jakoś inaczej. Wciąż miała wątpliwości czy naprawdę chce to zrobić tej dziewczynie. Z drugiej strony, co innego jej pozostało? Widziała to już na rozpoczęciu, kiedy jeden z tych kretynów ją dręczył, a dlaczego tak było? No właśnie, każdy lubił wykorzystywać taką słabość, ona dobrze już o tym wiedziała. Ta złudna nadzieja dziewczyny, że wróci do domu tylko pogarszała sprawę. Nie było powrotu, a skoro Dyrektor chciał by została wiedźmą to innej drogi nie było. Najlepszym co mogła dla niej zrobić było wyzwolić w niej gniew i nienawiść. W innym razie nie przeżyje w tej szkole.

     

    Więc dlaczego się nadal wahała gdy zaczęła ją powoli podnosić by iść z nią dalej i zacząć schodzić w te mroczniejsze korytarze? Dlaczego nie chciała zostawić spraw własnemu biegowi zamiast się mieszać i próbować jej pomóc w ten dosyć niecodzienny sposób? Większość pewnie by powiedziała, że co to za niby pomoc, ale tak mógł powiedzieć tylko ktoś kto nie znał nigdziarskiego życia. Niosła dalej dziewczynę powoli zbliżając się do celu, czując jak jej ciało spowija chłód, a zapach wokół staje się coraz gorszy. Jej myśli teraz zaprzątało imię jakie wyrwało się z ust dziewczyny nim straciła przytomność. Kim była ta Lisa? Czy to była ta jej zawszańska przyjaciółka? Kiedyś zrozumie, że nigdziarka i zawszanka nie mogą się przyjaźnić, ona też się musiała o tym dawniej przekonać. Zło nie ma przyjaciół, tak już po prostu jest.

     

    Nadal nie pojmowała, czemu akurat tak zainteresował ją los jakiejś Czytelniczki. Zwłaszcza, że oni sporadycznie byli w stanie zdać Akademie. Większość kończyła w najgorszy możliwy sposób, ale miała wrażenie, że z tą dziewczyną może być trochę inaczej. Czy Dyrektor celowo sprowadził tu akurat taką osobę? Zaczęła się nawet zastanawiać czy nie bawi go to, że kiedyś była podobna do tej dziewczyny i teraz musi znosić jakby powtórkę z rozrywki. Pokręciła lekko głową, musiała wybić sobie te głupoty z głowy, bo niedługo całkiem straci szacunek innych. Najpierw ci pchlarze, a potem może się to roznieść niczym choroba po całej Akademii, zwłaszcza, że wiedziała, że Lesso czatuje na jej stanowisko. W końcu dotarła na miejsce i pchnęła drzwi do siedziby Bestii, wchodząc powoli do środka i kładąc nieprzytomną dziewczynę przy ścianie. Nim jeszcze ujrzała potwora otworzyła usta mówiąc w stronę mroku wewnątrz sali. Jej wzrok ponownie stał się bez wyrazu.

     

    - Przewinienia tej dziewczyny - wskazała dłonią na nieprzytomną Adelie. - Próba ucieczki, zakłócenie spokoju i atak na nauczycielkę, którą zresztą jestem ja - odparła ponuro. - Jednak postaraj się nie przesadzić, chce by koniecznie była w stanie brać jutro udział w lekcjach. Chce również osobiście widzieć jej karę - dodała, patrząc teraz na dziewczynę. Najwyraźniej z jakiegoś powodu jednak nie chciała powiedzieć co jest powodem decyzji, że chce widzieć jej tortury.

  24. Crystal

    Kobieta spoglądała na te scenę nie ukazując żadnych emocji. Nic nie mówiła tylko wciąż patrzyła na łkającą przed sobą dziewczynę. Nawet nie drgnęła pomimo całej sceny. Jednak o ile z zewnątrz nie ukazywała emocji to wewnątrz było zupełnie inaczej. Gniew, który do niedawna nią targał zmienił się bardziej w ciekawość. Pamiętała dobrze tę Czytelniczkę jeszcze z czasu rozpoczęcia gdy dała pokaz przytulając zawszankę. Jej obecne zachowanie tak bardzo przypominało ją gdy była nawet młodsza niż ta dziewczyna. Pamiętała dobrze ile łez potrafiła przelać jako dziecko, nie wiedząc gdzie jest jej miejsce. Złożyło się tak, że to właśnie dzięki zawszanom, wśród których dorastała odkryła jaka droga jest jej przeznaczona. Pamiętała również jak wiele bólu ją to kosztowało. Wiedziała, że ta dziewczyna w takim miejscu skończy jeszcze gorzej gdy inni nigdziarze zaczną ją dręczyć. Nie wiedziała dlaczego, ale chciała jej tego oszczędzić. Sprawi, że stanie się twarda i zaakceptuje obecną sytuacje, nawet jeśli swą nienawiść będzie musiała skierować na nią, to najlepsze co mogła dla niej zrobić. Zmarszczyła nagle wściekle brwi i podeszła do młodej dziewczyny kładąc jej dwa palce pod brodą i unosząc głowę tak by teraz mogła spojrzeć jej w twarz.

     

    - A więc przepraszasz i uważasz, że już jest wszystko w porządku? - powiedziała spokojnym, a zarazem niepokojącym głosem. - Chcesz wrócić do domu tak? - Nagle na jej twarzy pojawił się nieprzyjemny uśmiech. - Obecnie to wrócisz tam tylko pod postacią prosiaka na świątecznym stole rodziców - Położyła dłoń na jej ramieniu i wbiła w nie lekko palce. - Nie wiem, co się z wami dzieje w tym roku. Najpierw jeden okazuje kompletny brak szacunku. Potem drugi próbuje zabić uczennicę, a teraz ty próbujesz uciec i budzisz przy tym wszystkich wokół. Nie wspomnę już o próbie ataku na nauczycielkę - Spoglądała na nią ponuro, wręcz złowieszczo. - No, ale nie zapominajmy, że przeprosiłaś - Pociągnęła dziewczynę boleśnie za sobą. - Idziemy do sali udręki, czas byś się czegoś nauczyła - warknęła pod nosem, ciągnąc za sobą brutalnie dziewczynę.

     

    Alan

    Spodziewałem się różnych reakcji ze strony Elisabeth, ale gdy ta mnie również przytuliła poczułem się dość nietypowo. Spoglądałem w jej rude włosy gdy jej głowa oparła się na mojej koszuli. Po prostu chyba nie poczułem jeszcze tak szczerego uścisku jak teraz. Naprawdę było mi miło, w tej chwili nie potrafiłem zrozumieć dlaczego. Zupełnie jakbym chciał by ta chwila trwała wiecznie. Wtedy znów spojrzałem na Akademię Zła i przypomniałem sobie o przyjaciółce Elisabeth. Naprawdę było mi przykro, że tak ją oceniłem. Zastanawiałem się czy dotarła bezpiecznie do komnaty i nic jej nie jest. Gdybym tylko wiedział co nas tam czeka... Nawet bym nie proponował tej drogi ucieczki... Jednak kto mógł wiedzieć? Dopiero, gdy usłyszałem ponownie głos Elisabeth spojrzałem na nią, a właściwie w jej piękne zielone oczy, słuchając każdego jej słowa.

     

    - Nie mogliśmy nic więcej zrobić - powiedziałem ze smutkiem cały czas na nią spoglądając. - Zrobiłaś najbardziej rozsądną rzecz, zarówno dla niej jak i dla siebie. Jestem pewny, że będzie na ciebie czekać - Lekko zmrużyłem oczy. Wiedziałem, że Elisabeth tam wróci, ale wiedziałem też, że nie jest z tych, co prosi o pomoc. Byłem pewny, że nie poprosi mnie abym poszedł z nią tam znowu. Mimo to nie chciałem jej tak zostawiać. Musiałem jej więc pomóc w jakiś inny sposób, nawet jeśli nie poprosi o to sama. Gdy jednak spytała czy może chwycić mój miecz nieco się dziwiłem. Zwłaszcza, kiedy go wzięła w ręce. Nigdy nie widziałem by dziewczyna interesowała się bronią taką jak miecz. Było to naprawdę nietypowe. Raz już, co prawda widziałem Elisabeth z mieczem, ale wtedy starała się bronić przed wróżkami. Nie dziwne więc było, że wzięła jakąkolwiek broń w tamtej chwili. Jednak teraz gdy tak stała i trzymała mój miecz byłem naprawdę w jeszcze większym szoku. - Sądzę, że parę lekcji i byś mogła dojść daleko - odpowiedziałem z ciepłym uśmiechem na jej pytanie.

     

    Nagle spostrzegłem jak nie patrzy już na mnie, a na coś za mną. Powoli się obróciłem by zobaczyć wieże Dyrektora. Nie byłem do końca pewny, czemu tam patrzy. Wiadomo, że ta wieża była ciekawa, ale nie sposób tam było coś dostrzec. Tak przynajmniej myślałem, aż nie spojrzałem w okno wieży i cały zbladłem. Czy mogło mi się zdawać? Widziałem tam cień jakiejś postaci, czy to mógł być właśnie Dyrektor? Wyglądało to nieco jak w opisie Elisabeth i jej przyjaciółki. Najwyraźniej nas nie zauważył, bo tak pewnie by nam nie odpuścił tej próby ucieczki. Jednak sama szansa zobaczyć choćby coś takiego... Nie słyszałem jeszcze by ktoś zobaczył go chociaż w oknie, a właściwie chociaż jego cień. Wróciłem ponownie na ziemię dzięki Elisabeth. Kiwnąłem lekko głową zgadzając się z nią i zabrałem miecz. Resztę drogi przebyłem w milczeniu. Tego wszystkiego było za dużo jak na jeden dzień. Najpierw Akademia Zła, a teraz Dyrektor. Nie mówiąc o tym, że nie spacerowałem jeszcze idąc po ziemi w samych skarpetach. Moje buty przepadły gdy oddałem je przyjaciółce Elisabeth. Była to niewielka strata i akurat przy tym wszystkim zerowe zmartwienie. W końcu miałem jeszcze parę, a w razie czego zawsze mogłem napisać z prośbą o nowe. Najbardziej bałem się o to co teraz siedziało w głowie Elisabeth i tym jak wiele smutku nią targało. Gdy dotarliśmy zdecydowałem się otworzyć usta.

     

    - Pozwól, że cię odprowadzę, chociaż do twojej komnaty - powiedziałem w jej kierunku. - Elisabeth posłuchaj mnie teraz, wiem, że nie bardzo cię obchodzą lekcje w Akademii Dobra, ale musisz odpocząć przed jutrzejszym dniem. Jeśli nie zdasz to nie pomożesz sobie ani jej - wyjaśniałem lekko zmartwiony cały czas idąc koło niej i mając nadzieję, że rozumie co chce jej przekazać.

  25. Golding Shield/ Karol Patris i Snow Night/Ewelina Szymańska

    Odpowiedź ze strony Anny zatkała dziewczynę nie wiedziała, który raz zresztą z kolei. Za każdym razem, gdy myślała, że zaczyna ją rozumieć szybko sobie uświadamiała jak daleko od zrozumienia jej jest. Dlatego w chwili, gdy ta zaczynała otwierać gabinet nic już nie powiedziała. Powoli weszła do środka. Gdy jednak wewnątrz nie zastała Magdy lekko się posmutniała mając nadzieje, że nadal tu będzie. Jednak, gdy dotarły do niej słowa Cloud lekko się uśmiechnęła. Przypomniała sobie również, że nie jest tu na wczasach i ma pracę do zrobienia. Zaczęła się zastanawiać również, kiedy wróci Golding i księżniczki, bo nadal ich nie widziała.

     

    - Chyba powinnam zacząć szykować w końcu jakieś projekty - odparła w kierunku Anny. - Przykro mi, że nasza rozmowa nie skończyła się tak jak tego oczekiwałaś. Być może naprawdę jestem trochę przewrażliwiona na niektóre tematy - opuściła lekko głowę by zaraz ją podnieś. - Poszukam Goldinga i z nim porozmawiam być może on zdoła mi to tak wyjaśnić bym mogła zrozumieć jak sama widzisz ja nim nie jestem

     

    Nie mogłem nic wiedzieć o rozmowie Lust ze Snow, bo nawet ich nie spotkałem. Od czasu powrotu ze szpitala sytuacja była dosyć dziwna. Gdy księżniczka Luna od nas odeszła zostałem sam z księżniczką Celestią. Za dużo nie mówiłem idąc za nią w milczeniu do jej gabinetu by wszystko omówić. Gdy rozmawiała ze swym ochroniarzem jedyne, co ja zrobiłem było rzucenie mu krótkiego spojrzenia. Wiedziałem po nim, że dawniej był gryfem i o nic więcej nie pytałem mając większe problemy. Gdy rozmowa się skończyła ruszyłem znów za księżniczką zostawiając przy okazji ochroniarza w spokoju by mógł wykonywać swoje obowiązki jak należy, gdy my poszliśmy do jej gabinetu.

     

    Meteoric Burn

    - Gdybyśmy mogli to byśmy go pewnie wyleczyli, ale jak mówiłem wirus już teraz mutuje za szybko w tej formie by to leczyć. W końcu ma zakończyć życie na tym świecie. Jednakże u niego wirus jest już w zupełnie innej formie nie sposób go wyleczyć a przynajmniej jak na razie nie wiemy jak to zrobić - na kolejne pytanie Cyrusa rozejrzał się po okolicy tylko. - Wiadomość o nas została pokazana. Wkrótce damy cynk prasie by to pokazali a świat zrozumie, z kim ma do czynienia i że muszą się z nami liczyć. Możemy wracać musimy złożyć meldunek Crystal, więc pakuj się do samochodu - odparł robiąc to samo.

     

×
×
  • Utwórz nowe...