Woody od jakiejś godziny był na brzegu, pierwsze trzydzieści minut przeleżał ale potem wstał i zaczął szukać czegoś przydatnego. Znalazł walizki, około pięciu konkretniej. Zaczął je przeszukiwać, znajdywał głównie ubrania, wyrzucał je na plażę, będzie można z nich coś zrobić jak wyschną. Na przykład linę. W innej walizce znalazł więcej ubrań. Zrobił z nimi to samo co z poprzednimi ale w tej znalazł też małą zapalniczkę, metalową zippo. Schował ją do kieszeni spodni, potem znalazł kolejną walizkę ze swoimi ubraniami i cudem przepuszczoną siekierę po dziadku. Lucy. Woody ucieszył się bo to ułatwi mu zadanie przetrwania, gdy przeszukał wszystkie walizki, przesunął je dalej od brzegu a ubrania poukładał w rzędzie żeby szybciej wyschły. Wziął jakiś kamień, usiadł na ziemi i zajął się ostrzeniem siekiery.
((Fajnie że nim cokolwiek zrobiłem Lucypher już się doczepia... and that's why i hate you...))