-
Zawartość
10766 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
5
Wszystko napisane przez Mephisto The Undying
-
Thomas w pewnym momencie wbił rapier w ciało wojownika. - Fortuna nie sprzyja głupcą, Amigo. - powiedział.
-
Thomas odskoczył. - Jak z bykiem... - stwierdził kręcąc głową. Po chwili doskoczył do Notusu atakując go tomahawikem z góry a rapierem przygotowując się do sparowania ataku.
-
Thomas uniknął ciosu pięścią. Zaatakował tomahawkiem w bok wojownika a rapierem wyprowadził proste pchnięcie w brzuch.
-
Thomas ściągnął kapelusz i dał go Nadie na głowę. Po chwili pochylił się i pocałował ją. - Fortuna zawsze jest po mojej stronie. - powiedział. Ściągnął płaszcz. Rapier wziął do lewej ręki a tomahawk do prawej. - Gotowy Amigo? - zapytał patrząc Natosu.
-
- To będzie jak Korrida. Są jakieś zasady? Bo czego nie zakarzą to jest pozwolone. - powiedział.
-
- O Nadie. - powiedział spokojnie. ((I bring the gun to the knife fight!))
-
Thomas siedział spokojnie tasując kart. Przyglądał się Natosuo. Po chwili podszedł do Coyota i zabrał jeden rapier z tych które miał. - Natosuo. - powiedział w pewnym momencie do wojownika. Wycelował w niego. - Pojedynek? - zapytał jedym słowem jakie znał po indiansku.
-
- Jakbym miał już mało ryzykowne życie. Zrobię to. - powiedział.
-
- To ma być walka na śmierć i życie? - zapytał tylko.
-
- Nie możesz po pro... - wtedy przypomniał sobie że Nadie nie żyje tak jak on. - Można coś z tym zrobić? Jeśli nie chcesz nie powinnaś być do tego zmuszona. - powiedział.
-
- Coś się stało? - zapytał. - Posmutniałaś tak nagle.
-
- Z Hiszpanii, dokładniej z Santiego de Compostela. - powiedział i uśmiechnął się do Nadie.
-
- Dobrze. - przytakną i ruszł wraz z Nadie.
-
- Dobra Coyote, uważaj lepiej bo nie będą ci ufać. - powiedział do brata po hiszpańsku. Poprawił kapelusz. - Przejdziemy się jeszcze? - zapytał Nadie już po angielsku.
-
- To jego wola. Jeśli będzie chciał to dołączy. - powiedział.
-
- Qué? Czego nie chcieliście? - zapytał zdziwiony.
-
Thomas poprawił kapelusz. - Zgaduje że mi nie ufa. - powiedział.
-
- Nie. To po prostu my. - powiedział. - To jest Coyote Stark. Mój młodszy brat. - przedstawił go w pełni.
-
((Ale oni odsunęli już sobie od głów rewolwery...)) - Spokojnie, to mój brat. - powiedział.
-
((Przecież ona jest córką Hel zabicie go nie znaczy wcale że by się od niego uwolniła a nawet gorzej bo byłby martwy i mógł ją ciągle nawiedzać. Tak to zawsze może mu w ryj dać )) - Eh, ciekawe czy Sig zrobił dziś coś pożytecznego. - powiedziała pod nosem.
-
Lucy ruszyła za Alice. - Z kim jeszcze mieszkasz w pokoju? - zapytała.
-
- Dzięki. Muszę się przebrać przez tęgo białowłosego idiotę. A tak przy okazji to jestem Lucy, Lucy Hel. - przedstawiła się. ((Hel to bogini śmierci w nordyckiej mitologii więc Lucy to córka śmierci ))
-
- To wcale nie oznacza że nie powinieneś jakiejś znaleść.
-
- Hah, powinieneś spróbować jakąś wyrwać. Nie możesz być do końca życia prawiczkiem. - powiedział.
-
- Ta. Dość długo. I co? Dalej trenujesz rękę czy masz już jakąś kobietę? - zapytał.