Skocz do zawartości

Arkane Whisper

Brony
  • Zawartość

    864
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Posty napisane przez Arkane Whisper

  1. Zakładając jednakże, iż potrafilibyśmy nadawać wartość spinu elektronowi, zgodny z naszą wolą, natrafimy na kolejny problem.

    Otóż, załóżmy:

    Osoba nadająca wiadomość, posiada urządzenie, dzięki któremu nadaje konkretny spin cząstce.

    Osoba odbierająca wiadomość, posiada urządzenie w każdym momencie sprawdzające spin drugiej cząstki.

    Dane przysyłane są kodem binarnym, co wydaje się logiczne.

    Powiedzmy, iż o wybranej godzinie, powiedzmy 14:00, nadawca wyśle wiadomość do odbiorcy. Tamten sprawdzi odczyty urządzenia swojego o godzinie 14:12 (załóżmy), i odczyta ciąg zero-jedynek od północy, aż do tej chwili (zakładając, iż urządzenie oddziela dane, odczytane w konkretnych dniach od siebie nawzajem), nie wiedząc, czy są to losowe wartości spinu, powstałe w momencie pomiaru czy też nadawca wysłał mu jakąś wiadomość. Pamiętajmy, iż wiadomość da się odczytać tylko raz, ponieważ czyn ten powoduje zmiany w stanie splątanym. Otóż, odbiorca, poza odczytaniem stanu "swojej" cząstki, musi jeszcze wiedzieć, że nadawano wiadomość, a tę informacje może otrzymać jedynie drogą komunikacji konwencjonalnej, która nie może odbywać się szybciej od światła.

     

    Drugi przypadek, założenia te same:

    Obydwie osoby umawiają się, iż o godzinie 14:00 będą przy urządzeniach komunikacyjnych. Tzn. urządzenie sprawdzające spin drugiej cząstki, nie sprawdza go na bieżąco, lecz na żądanie użytkownika. Co za tym idzie, w dalszym ciągu informacja o fakcie wysyłania komunikatu musi dotrzeć do drugiego użytkownika drogą komunikacji konwencjonalnej (którą to umówili się na ustaloną godzinę).

     

    Pozostaje zatem pytanie, czy taka komunikacja miałaby sens? Otóż, owszem, ponieważ informacja nie może zostać przechwycona przez osoby trzecie. Jedynym, co mogą one wykryć, to informacja, iż wysłano przy pomocy cząstek splątanych wiadomość z punktu A do punktu B, czyli informacje, które zostały zawarte drogą komunikacji konwencjonalnej. To oznacza, iż wiadomości wysyłanych przez stan splątany, nie trzeba by szyfrować (aczkolwiek pamiętajmy, iż każde zabezpieczenie stworzone przez człowieka, człowiek może złamać).

     

    Jeszcze coś. Zakładając, iż cząstki w stanie splątanym stanowią jedną całość, i tak należy je rozpatrywać (podkreślam, jest to moje założenie), to informacja nie jest przesyłana szybciej od światła, a jedynie "generowana" w drugiej części stanu splątanego. Są one jedną całością, więc nic między sobą nie przesyłają, natomiast zmiana jednej z ich części, wpływa na drugą.

     

    Poza tym, rzekomo cząstki w stanie splątanym komunikują się ze sobą nie natychmiastowo, lecz z drobnym, prawie niezauważalnym opóźnieniem, co sugeruje, iż tempo ich komunikacji jest wielokrotnie szybsze od światła, ale nie nieskończone. W przypadku poprzedniego założenia (jednej całości), zmiana spinu jednej części całości, wpływa na drugą z niewielkim opóźnieniem, zależnym od odległości... Dobra, wychodzi na to, iż także się komunikują ze sobą :grumpytwi:

     

    Podobno próba sztucznej zmiany stanu jednej z cząstek w stanie splątanym, powoduje zerwanie tego stanu. Czy to jest prawda? Gdzieś to przeczytałem, ale nie mam pewności.

  2. Dzieła sztuki to nie jest coś, na czym się znam lub w czym się orientuję, aczkolwiek w średniowieczu, w księgach przyrodniczych, opisywano smoki jako istniejące faktycznie stworzenia. O ile sobie dobrze przypominam, oczywiście.

    Smoki często występowały w herbach (przykładowo, stanowi symbol Walii), a herby można uznać za dzieła sztuki. U nas, w Polsce, też były smoki w herbach, o ile się orientuję, to przykładowo Księstwo Czerskie miało takowy herb, a obecnie można wymienić powiat warszawski.

    Co do jednorożca natomiast, to jego wyobrażenie jako konia z jednym rogiem jest błędne, gdyż była to hybryda konia i jelenia z ogonem lwa, i oczywiście rogiem. Były nawet bardziej skrajne wyobrażenia, jak np. nogi słonia miałby mieć, ale trochę głupio by wyglądał moim zdaniem. Piszę to dlatego, iż wiele osób (tak wynika z moich obserwacji) wyobraża go sobie właśnie jako konia z rogiem na czole.

    • +1 2
  3. O ile wiem, teoretyczny konflikt ma się odbywać pomiędzy ludźmi, a kucami. Nie ludźmi, a całą Equestrią. Tak więc w kwestii smoków itp., itd., sprawa jest niejasna. Mogą pomagać jednym i drugim, w zależności kto zaoferuje więcej, a i znajdzie się kilka istot w Equestrii, które chętnie ludziom by pomogły, w zamian za kawałek tortu.

    Kwestia magii.

    Może i silniejsza od technologii, ale to zależy jedynie od stopnia zaawansowania tej ostatniej. Poza tym, magia jest domeną jednostek, technologia zaś, mas. Nec Hercules contra plures, Panie i Panowie :)

    P.S. Tekst o ludzkiej słabości, względem pastelowych kucyków... bezcenny :D

  4. Dodałem trzeci rozdział.

    Chciałbym na wstępie przeprosić za długi okres pisania, ale pojawiło się trochę spraw... krótko mówiąc, życie się o mnie upomniało :forgiveme:

    Rozdział krótszy od poprzedniego, a że pisany był w dość sporych odstępach czasu, to mogą; choć mam nadzieję, że nie występują; zaistnieć nieścisłości, chociaż przeglądałem tekst kilka razy. Zresztą, wszyscy wiedzą jak to z tym przeglądaniem własnych tekstów jest. Czasem i po 10 podejściach nie wychwycisz wszystkich błędów.

    W każdym razie, mam nadzieję, że trzyma klimat poprzednich rozdziałów.

    Następny powinien pojawić się względnie szybko, bo w większości jest gotowy; tzn. mam niezwiązane ze sobą, pocięte fragmenty tegoż, które muszę połączyć w spójną całość (ja i mój sposób pisania :rd11: ). Następny rozdział, ci z Was, którzy czytali pierwszą, konkursową wersję "Wiedzy", będą kojarzyć. Przechodzimy w nim do sedna tagu "grimdark" w opowiadaniu :interesting:

     

    Życzę miłego czytania, i jak zawsze liczę na komentarze.

    • +1 1
  5. Jest wielu ludzi, którzy święcie w istnienie magii wierzą. Dlatego też, wyślemy naszych "magów", przeciwko kucykom, i zobaczymy na ile nasza magia jest skuteczna :)

     

    A tak na bardziej poważnie (na tyle, na ile w takim temacie można być poważnym), skoro już sobie tak gdybamy.

    Skąd wiadomo czy coś, co my bez problemu możemy wytworzyć, nie będzie negować działania magii kucyków?

    Powiedzmy pole magnetyczne lub elektrostatyczne, które to działają niczym bariera ochronna przed magią, a których nie ma w Equestrii (podkreślam, człowiek może je sztucznie tam wytworzyć). Skąd wiemy, czy zwykły telefon komórkowy z jego promieniowaniem elektromagnetycznym nie negowałby lub utrudniał wykorzystywanie magii?

    Otóż, nie wiemy. A czego nie wiemy, możemy jedynie zakładać. A skoro możemy jedynie zakładać, to zwolennicy obydwu stron będą zakładali coraz to bardziej wymyślne metody działań ludzi i kucyków, choćby najbardziej nieprawdopodobne, z tym, że w przypadku ludzi musimy się opierać na tym co wiemy, a wiemy całkiem sporo, natomiast w przypadku kucyków wiemy całkiem mało, więc łatwiej gdybać, zaś trudniej opierać się na "potwierdzonej" (głupio to brzmi w stosunku do świata z bajki, ale oddaje sens mojego toku myślenia) wiedzy.

     

    No, ale jak wszyscy wiemy:

    Nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko mało prawdopodobne :)

  6. Po pierwsze.
    Proszę was, ludzie, poczytajcie najpierw trochę na temat, w którym się wypowiadacie, zamiast propagować błędne poglądy i mity.
    To tak w kwestii owej pszczoły (a raczej trzmiela), odsyłam tutaj oraz tutaj (to jest to samo, z tym, iż jedno po naszemu a drugie po angielsku; jakby ktoś nie ufał wiarygodności naszych stron internetowych).
    Trzmiel lata zgodnie z zasadami fizyki, ponieważ gdyby było inaczej, zwyczajnie nie mógłby tego robić.

    Po drugie.
    Ludzie wygraliby, nawet jeśli magia kucyków by działała. Chodzi o liczby. Kucyków (mają jedną, w miarę niewielką krainę), jest wielokrotnie mniej niż ludzi. Zakładając, że 3% współczesnej populacji ludzkiej ruszyłoby na wojnę, to mamy ponad 210 milionów żołnierzy. A zdolnych do służby wojskowej jest więcej niż 3%. Samą przewagą liczebną byśmy ich wykończyli. Nawet OP kucyki się męczą, więc zanim wybiliby nas wszystkich, sami opadliby z sił. Nie wspominając o tej sile ognia, jaką taka masa ludzi by miała.
    Tarcze ochronne? Cóż, kucyki nie mogą utrzymywać ich w nieskończoność (nie czytałem TCB, więc się nie wypowiadam na ich temat, tylko na to, co widać w serialu). My mamy artylerię i cierpliwość. Moglibyśmy bombardować ich miasta pod kopułami ochronnymi nawet latami, gdyby trzeba było, aż wymarłyby z głodu.
    No i oczywiście, ile kucyków stanowiłoby zagrożenie. Ziemskie i pegazy możemy od razu ignorować, ponieważ one mogą jedynie zaszarżować na nas. Stanowią zagrożenie jedynie dla ludzi, do których się zbliżą, aby wywiązała się walka w zwarciu. Małe szanse. Pozostają jednorożce. Ile ich jest jednakże w stosunku do ludzi i liczby naszego sprzętu, ponadto, ile z nich potrafi się posługiwać magią bojową, która (ta z serialu) jakaś szczególnie potężna to nie jest. Nawet kiedy Twilight miała OP moc wszystkich księżniczek, jakoś szczególnie potężnego "Kamehameha" to nie była w stanie zrobić.

     

    Po trzecie.

    Konflikty i wojny to część ludzkiej natury i kultury. Z tym faktem można się tylko pogodzić. Podczas gdy historia ludzkości, to historia wojny, z której uczyniono swoistą "sztukę", historia kucyków to historia pokojowej cywilizacji. Biorąc pod uwagę ich sprzęt wojenny (bez OP mocy nie byli w stanie powstrzymać nawet podmieńców, a co dopiero ludzi), to samej wojny zapewne nie toczyli od wielu, wielu lat. Tu chodzi o psychikę. Żołnierze Equestrii zwyczajnie nie wiedzą czym jest wojna. Nasi żołnierze, wręcz przeciwnie. Pomijając oczywiście fakt przygotowania do wojny. Nowoczesne doktryny wojenne, sprzęt oraz całe zaplecze stojące za nią (przykładowo, przemysłowe).

     

    Po czwarte.

    Tak, stanąłbym po stronie ludzi, ponieważ nie zdradziłbym własnego gatunku. Co do kosmicznej "Pocahontas" (czytaj "Avatar"), też stałbym po stronie ludzi, z tego samego powodu. Może nie pochwalałbym tego działania, ale na pewno nie zdradziłbym ludzkości dla jakiś kosmicznych smerfów.

     

    No i na koniec.

    Ludzie wygrają, ponieważ...

    EMPEROR PROTECTS

     

    Rzekłem :D

    • +1 3
  7. Tyle zastanawiałem się, co napiszę, jaką błyskotliwą myślą się podzielę, kiedy uzyskam jakieś miejsce na podium... i ostatecznie nic ciekawego nie przychodzi mi do głowy :oops:
    Po raz kolejny wychodzi stara prawda, że ocena zależy od gustu czytającego, a o gustach się nie dyskutuje. W trzech recenzjach są oczywiście zbieżności, ale równocześnie znaczne różnice w odbiorze opowiadań. Co nie zmienia faktu, iż wszelkie recenzje, opinie, itp., są wielce przydatne.
     
    Co do samych opowiadań, to cóż. "Obrady" były napisane tak całkiem przypadkowo. Ot przyszedł mi do głowy pomysł i napisałem. Nie spodziewałem się, że się spodoba, ale przypadł do gustu wszystkim recenzentom.
    "Tułacz" miał się zupełnie inaczej kończyć. Ostatecznie zmieniłem zakończenie pod wpływem impulsu, co chyba nie wyszło opowiadaniu na zdrowie. Przed publikacją wrócę chyba do oryginalnego pomysłu, który był wyjątkowo niejednoznacznym końcem opowiadania. Odpowiadam od razu na pytanie, szanowny SPIDI: dlaczego nie latał, skoro miał skrzydła? Cóż, kiedy człowiek, kucyk w tym przypadku (kucyk też człowiek :D ), zmierza donikąd, nie interesuje go, jak szybko dotrze do celu.
    "Rytuał" był nastawiony na klimat. Bez przesłania. Bez jakiejś głębokiej fabuły, drugiego dna, ukrytej myśli tudzież puenty... ale zaraz, pozwólmy niekiedy, aby opowieść była właśnie tylko opowieścią, nie niosącą żadnej konkretnej treści :)

    "Przemiana" została napisana dla połączenia fabularnie ostatniego opowiadania z poprzednimi, więc nie wiązałem z tym opowiadaniem jakiś szczególnych nadziei.

    "Przebudzenie" natomiast, to było to opowiadanie, na które najbardziej liczyłem. I znów są rozbieżności. Jednemu analiza robota się podobała, innym nie. Ot, gusta. Ale przed publikacją postaram się poprawić ten tekst i zawyrokować o obecności owych analiz.

     

    Ogółem muszę dopracować te opowiadania, zanim cokolwiek z nimi zrobię, może dopiszę kilka kolejnych rozdziałów, dla lepszego wglądu w całokształt, ale cieszy mnie, że przynajmniej częściowo się spodobały :)

    Fajnie, że tym razem od strony technicznej było lepiej niż zwykle, Waszym zdaniem :D

     

    Coś jeszcze miałem pisać...

    Mniejsza. Jak sobie przypomnę, to dopiszę.

     

    Gratuluję zwycięzcom (wiadomo dlaczego), uczestnikom (za wzięcie udziału) oraz organizatorom (za recenzje i poświęcony czas). Teraz będę musiał przeczytać te z opowiadań, które zostały polecone przez recenzentów i dobrze ocenione.

    • +1 1
  8. Głos oddałem, to teraz pasuje skomentować :)

     

    Po pierwsze: praca moim zdaniem zasługująca na pierwsze miejsce w kategorii oryginalności. Animacja Chief'a jest oryginalna właśnie dlatego, że jest animacją. Ciekawy pomysł, ale niestety w moim odczuciu brakuje mu tego "czegoś". Można było wiele frapujących rzeczy zrobić w takiej pracy, ale... cóż, trochę zmarnowany potencjał. A przynajmniej tak to odczuwam. Ale animacja, być może pomyślę nad zrobieniem czegoś takiego przy najbliższej okazji... kiedyś trochę siedziałem w tego typu sprawach :hBB25: Gratuluję pomysłu i wykonania, zrobienie naprawdę dobrej animacji wymaga sporo czasu i wysiłku, wiem coś na ten temat. Było blisko, aby mój głos poszedł właśnie na Twoją pracę  :)

     

    Rysunek Gray Picture. Przykro mi - przygląda się tytułowi użytkowniczki - Ambasadorko Kociego Imperium :giggle:, ale twoja praca wygląda na nieukończoną. Doktor jest narysowany fajnie, ale właśnie. Wygląda tak, jakbyś zaczęła rysować, a po naszkicowaniu postaci pierwszoplanowej zapomniała o reszcie. I nie mówię o kolorach, bo ja nigdy niczego nie koloruję (kolory są złe, ołówek i cieniowanie to wszystko czego trzeba do stworzenia fajnego rysunku), ale Doktorowi brakuje czegoś... czegokolwiek w tle.

     

    Prace PervKapitan i Velvet Orchid jednocześnie, ponieważ są do siebie dość podobne. Oba rysunki bazują na tej samej koncepcji, Doktora przebranego za królika, i w obydwu nie odczuwam tego wrażenia nieukończenia, jak w pracy skomentowanej powyżej. Jednakże rysunek Velvet Orchid jest moim zdaniem bezkonkurencyjny tutaj. Porządnie narysowany, ma w sobie to "coś". Tymczasem, u PervKapitan Doktor przypomina mi świnkę z pyszczka... i na dodatek jest smutny, nie wiedzieć czemu (chociaż, jakbym ja miał założyć kostium królika to też zachwycony bym raczej nie był), ale plus za Derpy w tle :)

     

    No i na koniec moja własna praca. To już drugi raz mi się zdarzyło, iż "wygrałem" dzięki braku prac konkurencyjnych. Miałem cichą nadzieję, że coś zostało wysłane na PW do Ciebie, Uszatko. Następnym razem nie udzielam się w konkursach, w których nie pojawiło się co najmniej kilka prac z którymi mógłbym konkurować :grumpytwi:

     

    To by było na tyle z mojej strony. Pozdrawiam i gratuluję wszystkim uczestnikom oraz uczestniczkom  :D

  9. W sumie, początkowo miałem nie brać udziału w konkursie, ponieważ nie miałem pomysłu, ale dzisiaj przyszło mi coś do głowy. Nie jest to nic wybitnego (może chociaż dobre będzie), ponieważ niecały dzień to niewiele na napisanie fajnego opowiadania, ale poniżej prezentuję coś, co napisałem dzisiejszego ranka.
     
    One wiedzą...[Horror][Dark][Comedy]


    Dziwne przypadki Doktora Whoovesa... ciąg dalszy. Jest to luźna kontynuacja opowiadania z konkursu na Boże Narodzenie. Kto czytał tamto opowiadanie, będzie wiedział, o co chodzi. Jeszcze kilka konkursów w tym dziale i będę miał zbiór "mrocznych i posępnych" opowiadań o Doktorze :D

     

    Może później to rozwinę, niestety, póki co, na konkurs jest tylko tyle.

    Tak myślę sobie, że powodem głównym, dla którego napisałem to opowiadanie, jest niesamowita ilość prac, jakie zostały zamieszczone na konkurs.

    Przynajmniej będzie jakaś literacka :)

    Ilość osób tworzących coś na konkursy działowe jest niekiedy... porażająca :grumpytwi:

    • +1 1
  10. Karatius Straszliwy.

     

    Insektoidalny, wyjątkowo niebezpieczny stwór, żyjący w rojach liczących tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy osobników.

     

    Stworzenia te są wszystkożerne, zaś ich gniazda otacza zwykle olbrzymi obszar spustoszonego terenu, porośniętego zaledwie nieznaczną liczbą karłowatych roślin, których nie są w stanie zjeść. Ich gniazdo natomiast, czy raczej gniazda, przybierają formę olbrzymich, kulistych form, wznoszących się jedno obok drugiego, połączonych ze sobą dziwnymi, jakby wiszącymi pomostami. Zbudowane są one z ziemi oraz lepkiej wydzieliny, którą wytwarzają robotnicy roju. Prawdziwe gniazda jednakże mieszczą się nie na powierzchni, lecz pod ziemią i stanowią gigantyczny labirynt tuneli, wypełniony larwami i dorosłymi przedstawicielami, których centrum stanowi komora królowej; często jest ich więcej niż jedna.

     

    Karatiusy z wyglądu przypominają połączenie wilków z owadami i podmieńcami. Ich ciemna skóra z twardej chityny pokrywa większą część ciała, stanowiąc doskonały pancerze ochronny, lecz także i broń. Ostre wypustki w pancerzu, szpony na końcach łap oraz kolec na końcu ogona, są zabójczo skuteczne podczas polowań i walki. Co ciekawe stwór ten nie posiada wewnętrznych organów w normalnym tego zwrotu znaczeniu. Spod pancerza można dostrzec coś w rodzaju kłębiącej się, zielonkawej, fosforyzującej masy, zastępującej wspomniane organy. Owa zielonkawa masa zdaje się parować z otworów ciała, jak np. z oczu czy otworów, które mogłyby być uszami, przez którą także ją widać. Dokładnie nie wiadomo czym jest ta tkanka owych stworzeń, lecz kiedy Karatius umiera, owe "organy" (z braku lepszego słowa) gasną, rozlewając się wokoło zwłok w postaci cuchnącego śluzu. Wypada zaznaczyć, iż niechronione podbrzusze zdaje się być jedynym słabym punktem tych stworzeń.

     

    Istoty te posiadają wprawdzie oczy, ale w poruszaniu się posługują się głównie węchem lub czuciem. Co ciekawe, zdaje się, iż są stwory te pozbawione słuchu, natomiast otwory, które uchodzą zwykle za uszy służą do wychwytywania drgań powietrza, lecz nie odbierają dźwięków. Inną istotną ich cechą natomiast jest umiejętność rozróżniania siebie nawzajem. Nie wiadomo dokładnie jak rozróżniają poszczególnych członków roju, lecz istnieją przesłanki, iż po zapachu lub wyglądzie. Ogółem, stworzenia te mają rozwinięte zdolności społeczne, co jednakże nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę, iż są to istoty żyjące w rojach.

     

    Stada od kilkunastu do kilkudziesięciu tych stworzeń nie raz oddala się od gniazda na polowanie, które może trwać wiele dni, a nawet tygodni, w trakcie których znoszą pożywienie do tymczasowego schronienia. Po zakończeniu polowania, sprowadzają robotnice, które przenoszą żywność do ula. Jest to dość niezwykłe i ciekawe zachowanie tych stworzeń, świadczące o ich inteligencji. Nie tylko wiedzą jak przechowywać w tym czasie pożywienie, aby się nie zepsuło, lecz także zostawiają zawsze straże, aby nie zostało ono wykradzione. Należy zaznaczyć, iż wojownicy i myśliwi potrafią obejść się bez jedzenia wiele dni, czego nie można powiedzieć o robotnicach i królowych. Najwięcej żywności w roju jest przydzielone właśnie robotnicom; zapewne z racji wytwarzania owej lepkiej substancji, służącej do naprawy i rozbudowy ula; oraz młodym. Co ciekawe nic nie wiadomo o tym, kto lub co pełni rolę trutni w roju.

     

    Istnieje teoria, iż stworzenia te posiadają wspólny, kolektywistyczny umysł czy też świadomość, lecz przeczyć temu zdaje się zachowanie poszczególnych osobników, wykazujące typowy indywidualizm. Stworzenia te z szerszej perspektywy posiadają zapewne świadomość kolektywu, lecz każdy osobnik zachowuje swój indywidualizm. Co do wspólnej świadomości, póki co, nikomu nie udało się potwierdzić, ani też obalić tej hipotezy.

     

    Stworzenia te są niebezpieczne, zaś przy jakimkolwiek kontakcie tudzież wkroczeniu na ich teren, należy się natychmiast wycofać, jak najszybciej się da. Dla Karatiusów wszystko co się porusza i uda im się złapać, stanowi pożywienie. Dlatego też obserwacje tych stworzeń należy prowadzić jedynie będąc wyposażonym w odpowiednie zabezpieczenia oraz zachowując wszelkie środki ostrożności.

     

     

    Postanowiłem jednak coś napisać na temat tegoż stworzenia :)

    • +1 1
  11. Szczerze powiedziawszy, liczyłem, iż jednak więcej prac zostało wysłanych na konkurs. Przynajmniej tak wywnioskowałem z Twojego postu z 19 marca. Ale cóż...

    Tak to już jest w konkursach działowych :grumpytwi:

    Co do mojego opowiadania natomiast. Kiedy przyjrzałem się mu po kilku dniach, odniosłem dokładnie takie samo wrażenie :)

    Dobrze, że zająłem zaszczytne drugie miejsce, a nie ostatnie :D

    I gratulacje dla Triste Cordisa :yay: Jak znajdę czas, być może przeczytam Twoje opowiadanie.

    • +1 1
  12. Odniosę się jeszcze do wypowiedzi Saszki Heretyka.

    Otóż, tak to nie zadziała. Powiedzmy, że (jak zaznaczyłeś) rok ziemski trwa tam zaledwie 3 miesiące. Tak więc 1 rok ziemski = 4 lata "planety X" (że tak dość głupawo ją nazwę). Porównując upływ czasu będzie się stosowało jedynie jeden z dwóch kalendarzy. Czyli na Ziemi będą zamieniać lata X na lata ziemskie, a tam na odwrót. Nie wpłynie to w żaden sposób na zmiany w upływie czasu. To tak, jakby stosować kilka kalendarzy (zresztą na Ziemi istnieje kilka różnych kalendarzy), w różnorodny sposób ustalających czas. Będą występowały różnice w datach, ale ogólnie czas płynie tak samo.

    Czyli, jeśli na Ziemi oraz na planecie X rozstawimy bliźniaków, to po dwudziestu latach ziemskich = 80 latom planety X, wciąż będą w tym samym wieku względem siebie. Zakładając, że mieli na początku 10 lat ziemskich, po 20 latach będą mieli 30 lat ziemskich, obydwoje, lub 120 lat planety X. Nic się nie zmienia.

    Na tych światach nie będą występowały różnice w upływie czasu, lecz różnice w kalendarzu.

    Na koniec. Człowiek najpewniej dostosuje się biologicznie do nowego cyklu dnia i nocy, a także pór roku, ale czy to wpłynie na długość jego życia? Być może, ale będzie to miało podłoże biologiczne, nie zaś czasowe.

     

    No, chyba, że planeta X posiada niesamowicie silną grawitację, spowalniającą upływ czasu, albo porusza się z prędkością zbliżoną do prędkości światła, ale to już było wyjaśnione.

  13. Bardzo fajne opowiadanie, moim zdaniem.
    Jakoś nie miałem problemów z powodu wspomnianej składni tudzież strony technicznej, ale może to dlatego, iż w moich opowiadaniach te kwestie również kuleją :)
     
    Co do fabuły:


    Trochę dziwne jest, że Joust od razu nie zorientował się, iż to Hover Wing jest nie tym, za kogo się podaje. Trochę w zbyt oczywisty sposób było to ukazane podczas narady. Ale to tylko moje odczucie jest.


    Ponadto, ciekawe jak kucyki nie będące jednorożcami posługiwały się rewolwerem :MJTQO:
    Dobra, to jest narzekanie, dla samego narzekania. Kto powiedział, że kucyki nie mogą mieć ichniej wersji broni palnej :)
     
    Bardzo dobry klimat opowiadania, powiadam. Błąd mój polegał na tym, iż nie wiedziałem, że powinno się to opowiadanie czytać podczas zamieci śnieżnej, pewnej mrocznej zimowej nocy :D
    Duży plus za muzykę, zwłaszcza z "Amnesia...", bo to świetna gra jest. Szkoda tylko, że czytałem to wczoraj na telefonie, więc dopiero teraz przesłuchuję muzykę, jaką załączyłeś. Sporo straciłem na klimacie, jak widzę. Co jak co, ale muzyka i dźwięki, odpowiednio dobrane, potrafią niesamowicie spotęgować klimat.
    Fajne jest także przedstawienie

    podmieńców

    A przynajmniej tego jednego. Intrygujące przedstawienie ich, że tak powiem.

    Kolejny plus za inspirację, bo film "Coś", jest genialny dla mnie. Chociaż ja wolę film z 1982. Oglądałem to jako dzieciak, i mam sentyment do niego, aczkolwiek ten z 2011 też jest bardzo fajny. W Twoim opowiadaniu zaś jest sporo "czegoś" w tym "czymś", co nazywa się "coś" :crazytwi:

     

    Polecam przeczytać miłośnikom takich klimatów i nie tylko :giggle:

     

    Jedno tylko pytanie. Zaintrygował mnie ten wspominany Novigrad. Nie miałbyś nic przeciwko, gdybym wykorzystał tę koncepcję w jakimś opowiadaniu, kiedyś?

  14. Szanowny Monie

    Otóż właśnie to pisałem. Człowiek postąpi zgodnie z własnymi poglądami, celami, emocjami danej chwili. Tymczasem zimna kalkulacja wymaga ocalenia jak największej liczby ludzi. Chociażby z punktu widzenia przetrwania gatunku tudzież, tak zwanego, "większego dobra".

    Przy okazji, nigdzie nie napisałem, iż celem człowieka jest dobro ogółu. Celem człowieka jest osiągnięcie własnych celów. Dobrze to wiem.

    S3lUn4

    Chodziło o teoretyczny przykład. Można go znaleźć w sieci.

    Eternal

    Jesteś przykładem typowego ludzkiego sposobu myślenia, w takiej sytuacji :)

  15. Czy poświęciłbyś swoją/swojego żonę/męża i dziecko, aby ocalić pociąg pełen ludzi?

     

    To jest pytanie dotyczące kwestii, co jest ważniejsze: dobro jednostki czy dobro ogółu? Czy dopuszczalne etycznie jest poświęcenie jednego człowieka, aby ocalić wielu? Teoretycznie tak. Ocalenie wielu ludzi jest nadrzędne w stosunku do ocalenia jednostki, niezależnie od więzów, jakie łączą cię z jednostką. Oczywiście, nie jest to takie proste, ponieważ ludzie nie są czysto logicznymi maszynami, lecz podlegają emocjom. Zdecydowana większość społeczeństwa poświęci pociąg, aby ocalić bliską sobie osobę.

     

    Inne pytanie, choć podobne. Czy ocaliłbyś człowieka w pociągu przed upadkiem w przepaść, jeśli jedyną metodą ocalenia go byłaby zmiana toru pociągu na taki, na którym kawałek dalej potrąci innego człowieka?

     

    Zawsze umiera przynajmniej jeden człowiek. Jednakże większość ludzi zmieni tor pociągu. Czemu? Ponieważ ocalą jednego człowieka, ale nie będą czuli się winni śmierci drugiego. Ludzie czują się winni śmierci osoby z pociągu, ponieważ mogli ocalić mu życie, ale rzadziej obwiniają się za śmierć gościa stojącego na torach.

     

    Wniosek. Ludzie nie dbają o dobro ogółu. Nie obchodzi ich, że ktoś zginie. Obchodzi ich jedynie spokój ich sumienia. W pierwszym przypadku: "Uratowałem moją rodzinę, to jest najważniejsze". W drugim: "Ocaliłem mu życie. Ale co z tamtym drugim? Nie wiem i nie obchodzi mnie to".

     

    Czy zabiłbyś człowieka, jeśli w ten sposób ocalisz pięciu innych? Odpowiedź jest prosta: "Nie". Prawie nikt tego nie zrobi, skazując pięciu ludzi na śmierć. Z logicznego punktu widzenia jest to posunięcie pozbawione sensu. Tracimy pięciu ludzi, w zamian zyskując jednego. Ale ten, kto podejmuje wybór ma spokojne sumienie: "Ja nikogo nie zabiłem". O co chodzi? Narządy jednego zdrowego człowieka mogą ocalić pięciu innych, którym potrzebny jest przeszczep. Sytuacja obrazująca powyższe pytanie.

     

    Ludzie nie postępują logicznie, lecz emocjonalnie. Dbają jedynie o spokój własnego sumienia.

     

    Czy poświęciłbym swoją żonę i dziecko? Wiem, że powinienem to zrobić, aby ocalić pociąg pełen ludzi. Zrobiłbym to? Nie wiem. Jeśli tak, pewnie w niedługim czasie popełniłbym samobójstwo z żalu i poczucia winy. Jeśli bym tego nie zrobił, wypominałbym sobie do końca życia, że mogłem ich uratować.

     

    Tak naprawdę nikt z nas nie może odpowiedzieć na to pytanie, dopóki nie staniemy przed takim wyborem. Nie jesteśmy w stanie z całkowitą pewnością powiedzieć, jak się w takiej sytuacji zachowamy.

     

    Czy ta wypowiedź w ogóle ma jakiś sens? :grumpytwi:

  16. Wtrącę.

    Owszem, to my ustalamy co jest grzechem, co jest sprawiedliwe i wszystko inne, co dotyczy życia w ludzkim społeczeństwie. Kto inny jak nie człowiek ma to ustalić, pytam się?

    Powiecie mi "Bóg". Ale zaraz. Wszelkie zasady, księgi i wszystko zostało spisane przez ludzi. Nie przez Boga.

    Ujmę to tak. Koncepcji boga/bogów/sił nadprzyrodzonych nie było, dopóki ludzie nie zaczęli zastanawiać się, jak wyjaśnić działanie wszechświata w czasach, kiedy nie potrafili jeszcze tego dokonać w naukowy sposób. W ten sposób powstały wszelkie religie, mające wyjaśniać jak powstał i działa świat. Wnioski z mojej wypowiedzi wyciągnie każdy sam.

    Nie chcę nikogo obrażać, jedynie wyrażam swój pogląd.

    Jeszcze muszę dokładnie przejrzeć temat, bo póki co widziałem, że dyskusja dotyczy głównie jednego zagadnienia.

    Teraz możecie mi pojechać po ambicji :D

    • +1 3
  17. Teoretycznie jest możliwe, z punktu widzenia fizyki, przemieszczenie się w czasie w przyszłość. Potrzebny byłby do tego, np. tunel kwantowy, którego jeden koniec zostałby zakotwiczony w pobliżu obiektu wytwarzającego silne pole grawitacyjne (jak wszyscy wiedzą, przy takich obiektach czas płynie wolniej), a drugi jego koniec gdzieś w przestrzeni. Jak wspomniałem, przy obiekcie o wysokiej grawitacji czas płynie wolniej w stosunku do drugiego końca tunelu, tak więc po wielu latach trwania takiego tunelu, po przejściu z jednego jego końca na drugi, przenosimy się w czasie. Im dłużej zwlekamy z przejściem, tym większa różnica czasów na obydwu jego końcach.

    Innym sposobem jest oczywiście zbudować pojazd poruszający się z prędkością zbliżoną do prędkości światła, a następnie wybrać się nim w podróż na jakiś czas (załóżmy kilka lat). W wyniku dylatacji czasu, po powrocie na Ziemię będziemy w przyszłości.

     

    To jest ciekawe zagadnienie z punktu widzenia filmów i książek sci-fi. W mało której/którym jest brany ten fakt pod uwagę. Załóżmy, że statek wysłano do pobliskiego układu słonecznego w celu kolonizacji planety typu ziemskiego. Pojazd porusza się z prędkością zbliżoną do prędkości światła. Kiedy koloniści dotrą na planetę, i nawiążą kontakt z Ziemią, najpewniej ich technologia będzie znacznie zacofana w stosunku do tej stosowanej na Ziemi. Możliwe nawet, w najgorszym scenariuszu, iż nie będą w stanie skontaktować się z macierzystym światem w wyniku różnic w stosowanej technologii. Ale jest to zagadnienie niezbyt związane z tematem chyba.

     

    Podróże w przeszłość natomiast są niemożliwe i nie będą możliwe nigdy z bardzo prostej przyczyny: nikt z przyszłości nas do tej pory nie odwiedził. Pomijając oczywiście fakt, iż jest to z fizycznego punktu widzenia niemożliwe. Czego nie można powiedzieć o podróżach w przyszłość, więc połowicznie podróże w czasie są możliwe :)

×
×
  • Utwórz nowe...