Skocz do zawartości

Arkane Whisper

Brony
  • Zawartość

    864
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Posty napisane przez Arkane Whisper

  1. Tak oto dotarłem do ostatniego (póki co, jak tak czytam komentarze) opowiadania serii. To opowiadanie, choć pod względem opisowym i technicznym trzyma poziom reszty, to jednocześnie muszę uznać za najsłabsze z nich.

    Po pierwsze, nie przypadło mi do gustu przedstawienie mieszkańców miasta, a właściwie, jak odniosłem wrażenie, wszystkich wyznawców "Kościoła Harmonii", jako całkowicie zobojętniałych drabów, patrzących tylko na to, jakby tu kogoś wysłać na stos. Świat nie jest czarno-biały, ani też zbytnio kolorowy, chociaż jeśli już kolorowy, to są to stonowane, szarawe barwy (z przebłyskami, ale mniejsza). W tym opowiadaniu natomiast przedstawiłaś tychże wyznawców jako źródło wszelkiego zła, a przynajmniej ja to tak odebrałem. Może być, że jest to punkt widzenia głównej bohaterki, ale to oznacza, że łatwo jej sądzić wszystkich według tej samej miary. W poprzednich opowiadaniach były wzmianki o harmonii, ale nie czuć było tego, o czym teraz piszę. Tam bardziej wyglądało to na zbrojne starcie dwóch światopoglądów, nic dziwnego w przypadku wojen religijnych, jak mniemam. Tutaj przesadziłaś.

    Przykładowo, można by spokojnie napisać tekst, w którym wyznawcy starej wiary najeżdżają na niczego nie spodziewających się mieszkańców wioski ładu, obowiązkowo paląc, grabiąc i gwałcąc (biorąc niewolników), a najważniejszych mieszkańców lub kapłanów paląc tudzież mordując rytualnie. Tekst z punktu widzenia mieszkańca tej wioski, lub innego przypadkowego uczestnika ze strony harmonii, i wtedy to stara wiara byłaby tymi złymi, zdegenerowanymi.

    Scena spalenia jest w porządku. Przemowa kapłana mi się podoba, ma w sobie to "coś" :) Nie jestem natomiast pewien, dlaczego źrebak nagle zmienił rasę. Czyżby nie był tym, kim się wydawał być?

    W zasadzie dzięki drugiej scenie, i faktowi, że opowiadanie jest pisane z punktu widzenia tej konkretnej klaczy, mogę przymknąć oko na to całe epatowanie, że "Harmonia doszła do władzy, wszystko jest złe, brudne, nikczemne i w ogóle apokalipsa za pasem". Nagła zmiana mieszkańców tejże krainy z... no zasadniczo nie wiemy, jacy byli poprzednio, więc może wcale się nie zmienili na gorsze, a po prostu pozostali sobą, czyli zobojętniałymi donosicielami.

    Jak pisałem, to jeszcze nic, ale odbiór całości psuje mi ponownie ostatnia scena, podobnie jak w poprzednim opowiadaniu. Naprawdę musiałaś tak zakończyć to opowiadanie? Czy nie byłoby lepiej, gdyby ostatnią sceną były dogasające popioły klaczy, rozwiewane na wietrze i rozchodzący się tłum kucyków, jakby zawiedzionych tudzież zawstydzonych faktem, że ona tak po prostu umarła. Żadnych ognistych duchów zemsty starych bogów. Żadnych fanfar anielskich, głoszących chwałę zwycięstwa "dobra" nad "złem". Jedynie popiół z ciała martwej klaczy, opadający na tłum, w którym wypalił się już gniew. Jak ogień na stosie.

     

    Pozdrawiam, i w sumie, polecam całą serię :giggle:

    • +1 1
  2. Kolejny tekst, podtrzymujący świetny poziom poprzednich dwóch, ale nie do końca. Niestety ten i następny, w moim odczuciu są słabsze, przez wzgląd na niektóre sceny. Po kolei.

    Większość tekstu trzyma klimat i nie miałem najmniejszego problemu w "wejście" w skórę klaczy wędrującej po, tak dobrze jej znanym, miejscu dawnego pogromu. Ponownie opowiadanie ma bardzo dobry klimat, a opis miejsca, w którym się rozgrywa jest wykonany świetnie. Nie będę się rozpływał nad plusami, wspomnę jednak, że czuć w tym opowiadaniu smutek głównej bohaterki, ale jest to taki raczej nostalgiczny smutek osoby pogodzonej z losem. Czytanie kolejnych opisowych akapitów, to czysta przyjemność była :) 

    Przejdę teraz do tego, co w tekście mi się nie spodobało.

    Bezmyślna przemoc, charakteryzująca wszystkie koniowate (nie tak, że to mi się nie podoba, ale zastanawia mnie). Czy koniowate są agresywnymi stworzeniami, czy jest to oczywista aluzja względem ludzkości?

    Tak naprawdę nie spodobał mi się w tym tekście fragment, opisujący pośmiertną krainę, do której trafiła bohaterka. Dużo lepiej by to wyglądało, gdyby czytelnik nie wiedział, co się z nią stało. Może scena, w której zaciekawieni wieśniacy przychodzą po burzy na wzgórze, zobaczyć miejsce, w które biły pioruny, a tam znajdują martwe, zwęglone zwłoki. Albo coś innego, ale nie taka. Zepsuła mi odbiór tego opowiadania niestety.

    Druga scena, która akuratnie mnie rozbawiła, to apokaliptyczna wizja bogini. Jakoś tak nie na miejscu mi się wydawała.

     

    Opowiadanie polecam, szkoda tylko, że końcówka pozbawia go częściowo klimatu.

    Pozdrawiam :giggle:

    • +1 1
  3. No dobrze, przy tym tekście wrzucę już nieco własnej, pokręconej interpretacji wydarzeń.

    Po pierwsze, podobnie jak w opowiadaniu "Kwiat Paproci" mamy tutaj bardzo ciekawy i fajny opis święta, opartego (a może w całości zaadaptowanego?) na dawnych wierzeniach naszych przodków. Chociaż może bardziej pasowałoby stwierdzić, że jest to opis tego, co pozostało z owego święta. Żeby się nie powtarzać, to to, co napisałem w komentarzu do pierwszego opowiadania, podtrzymuję na potrzeby tego. Klimat i ciekawie przedstawiony świat są największym plusem tego opowiadania. Zwłaszcza, że czuć tutaj również melancholijny nastrój kapłanki, wiedzącej, że wyznawana przez nią religia, a wraz z nią jej świat, przemija.

    O co mi chodzi natomiast w tej interpretacji?



    Otóż w momencie, w którym przemówiła do bohaterki zjawa, przyszła mi taka myśl. Młoda akolitka zjaw nie dostrzegała, a i stara kapłanka zaczęła je dostrzegać dopiero wiele lat po pogromie. Znaczy się, że możliwym jest, że zjaw wcale nie było. Starsza kapłanka dostrzegała "duchy" umarłych kucyków, które były jej własnymi wspomnieniami, wyrzutami sumienia, żalem, może nawet obłędem, z którymi przez te wszystkie lata musiała się zmagać. Potwierdza to oskarżenie rzucone przez zjawę i przysięga złożona samej sobie. Może zwyczajnie wędrowała po pogrążonym w nocy lesie, a jej własne zmysły i wspomnienia podsuwały jej obrazy dawno umarłych?

    Młoda akolitka natomiast nic nie wiedziała, ponieważ nie mogła widzieć. Nie posiadając przekonań i przeżyć starszej klaczy, widziała świat takim, jakim był naprawdę. Pogrążony w nocnej ciszy las.

    Teraz czuję się jak polonista :D 

     

    Polecam i pozdrawiam :giggle:

    • +1 1
  4. Muszę przyznać na wstępie, że skusiło mnie to "pogaństwo", ale nie do końca tego się spodziewałem.

     

    "Kwiat Paproci" jest dokładnie tym, co przychodzi na myśl widząc tag [Slice of Life]. Nic więcej, nic mniej, ale muszę przyznać, że jest napisany w sposób przyjemny i na tyle ciekawy, że nie nudzi opowieścią o codzienności. Może dlatego, że okraszony jest on tą właśnie mistyczną otoczką starej wiary, jeśli ktoś lubi takie klimaty. Ja lubię.

    Co do fabuły, to myślałem, że wspomniany kościół będzie miał coś wspólnego z księżniczkami, ale może to i lepiej, że nie jest to nigdzie powiedziane. Takie nieco typowe (jeśli mogę tak napisać) by to było. W zasadzie nie bardzo wiem, co mam napisać tutaj w tej kwestii, całość to w zasadzie opis jednego święta i przemyśleń głównej bohaterki, które czyta się, jak wspomniałem przyjemnie, więc więcej się z tym nie powtórzę. Jeśli ktoś się spodziewa jakiejś akcji czy innych tego typu fajerwerków, to tutaj ich nie znajdzie, ale wychodzi to opowiadaniu na korzyść, jak sądzę.

    Muszę jednak przyczepić się do "bosych kopyt". Ja rozumiem, że kuce w tym tekście noszą ubrania, ale buty na kopyta jakoś mi nie pasują i już. Chyba że coś w stylu podków. No bo celem noszenia butów była i jest ochrona stóp przed zranieniem, zimnem, itp., itd. Dobra, zwyczajnie się czepiam. To były ichnie buty i koniec tematu :) 

    Chyba na tym zakończę.

    Ta część cyklu mi się podobała i nie mam jej niczego do zarzucenia, tak pod względem fabularnym, jak i technicznym.

    I nie, nie jestem rozczarowany.

     

    Najmocniejsza strona opowiadania? Klimat, bez wątpienia.

    Pozdrawiam i polecam :giggle:

    • +1 1
  5. Po przeczytaniu tego opowiadania mogę spokojnie stwierdzić, że jest raczej słabe.

    Zasadniczo mnie nie rozbawiło, jak się spodziewałem po komedii, choć miało swój moment; a dokładniej pierwszych kilka zdań po "Czasy współczesne". Jakbym czytał własne myśli w niektóre poniedziałki :D 

    Nie przeczę, że kogoś może ten tekst rozbawić. Ja na ten przykład wyobraziłem sobie zakończenie; co takiej formy Celestia mogłaby sobie pomyśleć na to, jak te dwa odcinki się skończyły. Ale co do całości i użytego słownictwa, to muszę się zgodzić z moją przedmówczynią.

     

    Co do strony technicznej, to nie jest wyjustowany tekst. Niby szczegół, ale warto by to zmienić. Reszty nie pamiętam, czy były jakieś błędy.

     

    3 godziny temu Ylthin Maruda napisał:

    Gdybym mogła ciepnąć przez łeb każdego, kto uparcie wykorzystuje pokraczną formę "fanfick", to cały fandom nauczyłby się raz, a dobrze, że PISZE SIĘ "FANFIC" LUB "FANFIK". "Fan FICTION"

    Osobiście staram się używać polskiego "opowiadanie" lub "tekst", albo czegoś w tym stylu.

    Pozdrawiam :giggle:

    • +1 2
  6. 3 godziny temu Mordoklapow napisał:

    Wybacz za uszczypliwość, ale... seriously? Przecież ok. 99% Twojej wiedzy to wiara. Skąd wiesz że masz trzustkę? Bo było napisane w podręczniku. Skąd wiesz że prawa Maxwella są prawdziwe? Bo było na wykładzie. Skąd znasz geografię, historię, kurde cokolwiek. Jedyną nauką, o której możesz coś wiedzieć bez wiary, jest matematyka (zakładając że jest niesprzeczna) gdyż na dobrych wykładach z analizy i algebry, zazwyczaj podaje się dowody. Poza tym, masz trochę laborków.... i to wszystko. Skąd wiesz że to Chopin skomponował poloneza op. 53? Skąd wiesz COKOLWIEK?
    Na wierze opiera się 99% naszego postrzegania świata. Nawet ja wierzę, że np. eksperyment Younga pokazał falową naturę elektronu albo doświadczenie Michelsona równą prędkość światła we wszystkich inercjalnych układach odniesienia. Nawet nie wiem czy to działa. Tzn. rzeczywiście, rozpady bozonu Z wskazują na fakt, że coś w mechanice kwantowej jest prawdziwego, ale nie ja zbierałem dane, oraz może istnieć inna teoria w której dzieje się dokładnie to samo.

    Wybacz, ale przeczysz samemu sobie.

    3 godziny temu Mordoklapow napisał:

    Jeśli istnienie Boga byłoby możliwe do udowodnienia, to to nie byłaby już wiara

    Kwestie z cytatu powyżej są do udowodnienia, więc wnioskując po drugim cytatcie Twojej wypowiedzi, nie są już wiarą, więc 99% naszej wiedzy to nie jest wiara.

     

    Tak tylko w kwestii formalnej.

    Aż dziw, że chciało mi się czytać takie wypowiedzi w cudzej dyskusji. Jak to o mnie świadczy? :twilight3:

    • +1 2
  7. To jest opowiadanie po którym spodziewałem się, że mnie rozbawi i faktycznie mnie rozbawiło.

     

    Po pierwsze jest o mojej ulubionej postaci serialu, co samo w sobie jest plusem, a ponadto ukazuje ją od jej najgorszej strony, czyli osoby kompletnie nieprzystosowanej do rzeczywistości. Opowiadanie, dla mnie, jest zabawne, ale tak naprawdę to rozwalił mnie tekst o "różowej zarazie", nigdy tak o niej nie myślałem, ale muszę się z tym określeniem zgodzić :) Wejście na koniec Celestii mi się akurat nie spodobało, wygląda na próbę szybkiego zamknięcia tekstu, ale z drugiej strony jest to dość typowe dla tej postaci, wcięcie się nagle w cudzą scenę. No i jej tekst o studiach to czysta prawda jest :D 

    Ogółem postacie zachowywały się dobrze, jak na siebie, tak jak powinny; Twilight i jej oburzenie również pasuje.

    W kwestii technicznej wszystko wydaje się poprawne.

     

    Polecam ten tekst, zwłaszcza fanom Twilight Sparkle.

    Pozdrawiam :giggle:

    • +1 1
  8. Krótko i na temat.

     

    Łatwo domyślić się, o czym będzie ten tekst traktował, co chyba nie jest żadnym zaskoczeniem, ale wcale nie uważam tego za wadę. Jest tutaj nieco przemyśleń Zecory, nawet trafnych muszę przyznać, a także kilka mniej lub bardziej zabawnych sytuacji. Główna postać oddana jest bardzo dobrze, spokojna, opanowana, nawet rymuje jak powinna. Coś jeszcze? Chyba nie.

    Dodam jedynie, że może są to idioci, ale chyba ją rozumieli niekiedy, więc nie może być tak źle :zecora2:

     

    Polecam i pozdrawiam :giggle:

    • +1 1
  9. Cóż, przeczytałem wczoraj powyższe opowiadanie i mam co do niego mieszane uczucia.

    Po pierwsze, podoba mi się forma prowadzenia fabuły. Listy i tylko listy są ciekawym pomysłem i za każdym razem jak widzę coś takiego, myślę sobie, że muszę kiedyś napisać opowiadanie utrzymane w takiej formie. Na napisałem jedno w formie dziennika i wyszło nie najgorzej, więc można spróbować i tak.

    Z drugiej strony jednakże występują tutaj dziury fabularne czy też niedopatrzenia autora (jak zwał, tak zwał), chociażby wspomniana już chyba sprawa z Rainbow Dash i śnieżycą; a skoro przy śnieżycy jestem to sam fakt, że Niezniszczalna Derpy (jak przemknęło mi przez myśl czytając to) dawała radę cały czas nosić korespondencję, a Rainbow ledwie dotarła do miejsca docelowego, o powrocie nie wspominając. Wybrali do tego zadania, jak widać, nieodpowiednią klacz :derptongue:

    Poza tym, cała ta afera ze śnieżycą chyba niczego szczególnego nie wniosła do opowiadania, a przynajmniej uważam, że mogła zostać lepiej wykorzystana. Otrzymujemy jedynie serię listów motywujących księżniczkę Lunę i kilka nieścisłości fabularnych.

    W zasadzie wątek Pinkie Pie też jest wyjątkowo dziwny, ale mniejsza z nią. Jest to postać, którą można praktycznie do wszystkiego "wykorzystać".

    Nie przypadło mi do gustu również to, że opowiadanie to jest swoistą "galerią" romansów przedstawicielek tej samej płci. Aż czekałem kiedy będzie Rarity romansować Pinkie Pie, ale oszczędzono przynajmniej tę dwójkę. Nie wnikając za nadto, napiszę tylko, że fakt, iż dziewczyny są przyjaciółkami, nie oznacza, że zaraz zaczną się ze sobą łączyć w pary; natomiast przy czytaniu tego opowiadania przyszło mi na myśl, że związek klaczy z klaczą jest najbardziej rozpowszechnionym w Equestrii, co nie wróży dobrze przetrwaniu kucyków jako gatunku :D 

    Co mi się podobało natomiast, to wyprawa Rarity z jej "drużyną" w celu odzyskania diamentów. Szkoda, że był to krótki epizod tylko (chociaż dłuższy pewnie odbił by się negatywnie), ale te kilka wyrywkowych fragmentów pobudziło moją wyobraźnię na tyle, że czytałem je z bananem na twarzy, wyobrażając sobie ich "heroiczną" walkę.

    Natomiast tekst o przemijaniu przyjaźni jest nad wyraz prawdziwy, i na chwilę się przy nim zatrzymałem. To była ta chwila czytania, kiedy dopadła mnie nostalgia na myśl o moich starych przyjaźniach.

     

    No dobra, nie ma się co więcej rozpisywać, bo w zasadzie poruszyłem chyba wszystko, co chciałem, a jak czegoś nie, to pewnie w poprzednich komentarzach są takie kwestie poruszane.

    Jako, że jest to tłumaczenie jednak, to pasuje też coś w tej materii wspomnieć. Podczas czytania nie zwróciłem uwagi na żadne ewentualne błędy, więc najpewniej, jeśli już, to nie było ich wiele i nie były jakieś znaczące. Oryginału nie znam (jestem leniwy, jak mam coś po polsku, to nie czytam w oryginalnym języku :) ), więc nie wiem jak z dokładnością przekładu, mam tylko nadzieję, że to nie ona odpowiada za wspomniane fabularne nieścisłości. Z doświadczenia wiem, że tłumaczenie tekstu to nie jest prosta sprawa, więc gratuluję przekładu nie krótkiego przecież opowiadania :) 

     

    Podsumowując.

    W zasadzie mogę polecić ten tekst do przeczytania, ponieważ nie jest zły. We mnie wzbudzał na przemian uczucia od "Co i po co ja czytam właściwie?" do "Ciekawe co będzie w następnym liście?", więc dlatego właśnie mam mieszane uczucia. Mimo wszystko uważam, że nie zmarnowałem czasu poświęconego na czytanie tego tekstu.

    Pozdrawiam :giggle:

    • +1 3
  10. Mnie natomiast tekst nie porwał, ale może po kolei.

    Szczerze powiedziawszy w całym opowiadaniu nie znalazło się nic naprawdę zabawnego dla mnie (poza tekstem o Rainbow Dash i Daring Do), może dlatego, że nie wyłapałem tego, co wyłapać się powinno. Nie wiem, nie byłem i nie czytałem, ani nic takiego, o takim konwencie. Wniosek? Jeśli nie interesujesz się takimi imprezami, to opowiadanie raczej cię nie rozbawi. Poza tym, przedostatnia scena (poza improwizowaną scenką, która była drętwa, jak publika zauważyła) jest do bólu przewidywalna.

    Tag [Random] chyba użyty jest niepotrzebnie. Tak myślę.

    No, może zaprzestanę na tym. Albo faktycznie trzeba by wiedzieć z czego się śmiać (mieć wspomniany powyżej punkt odniesienia), albo ja mam inne poczucie humoru i tyle.

     

    Pod względem technicznym do tekstu nie mam zarzutów, czyli jest najpewniej poprawnie.

     

    Podsumowując. Myślę, że to opowiadanie każdy musi sam ocenić, czy mu się podoba czy też nie.

    I tym stwierdzeniem najlepiej zakończyć ten komentarz.

    Pozdrawiam :giggle:

    • +1 1
  11. No, kolejne 2 rozdziały za mną.

     

    Jeśli chodzi o stronę techniczną, to nie mam żadnych zastrzeżeń. Jest dobrze, czyta się przyjemnie i żadnych błędów nie wyłapałem. Inna sprawa, że szczególnie się za takowymi nie rozglądałem też :) 

    Fabularnie mamy... dobra, nie będę niczego zdradzał. Napiszę tylko, że zasadnicza część 5 rozdziału przeszła trochę zbyt szybko. Liczyłem na kilka opisów miasta, korzystając z okazji, że i tak będą je przemierzać. Jakiś malowniczy opis wczesnego świtu czy coś też byłby fajny. Rozdział 6 natomiast mógł zawierać nieco więcej opisu wyglądu bunkra. Z powodu braku opisów jakiegoś życia codziennego jego mieszkańców (wiem, niewiele czasu, ale zawsze coś powinno się tam dziać, minęło kilka, kilkanaście(?), lat odkąd tam siedzą) całość odebrałem jako nieco zbyt "sterylną".

     

    Podsumowując. Opowiadanie trzyma poziom i rozwija się. Jest dobrze.

    Pozdrawiam :giggle:

    • +1 2
  12. @Foley

    Jak mówią, o gustach się nie dyskutuje :) 

    Fajnie, że przeczytałeś, i chciało Ci się skomentować. Mogę jedynie napisać, że wyjaśnienia pozostawiam pomysłodawcy serii raczej; poza tym, jak pisałem, jest to opowiadanie dla mnie chyba dość typowe, jak sądzę. Jeśli napiszę jeszcze jakąś część serii, to raczej będzie już nieco wyjaśniać.

    Zasadniczo, otwarcie serii nieco zobowiązuje do niezdradzania niczego, choć faktycznie mogłem nieco przesadzić, a ostatni fragment, ten z "człowiekiem"... właściwie to ma sens, ale nie mogę na razie napisać jaki.

    8 godzin temu Foley napisał:

    Co do ostatniego zdania w opowiadaniu

    Wiesz, że jest coś w tym, co napisałeś? Chociaż skutek raczej głupio by już nie wyglądał.

     

    Dzięki za komentarz.

    Pozdrawiam :giggle:

    • +1 1
  13. Witam serdecznie.

    Chciałbym zaprezentować w tym temacie dwa opowiadania, składające się na jedną serię z tymi, napisanymi przez @Darth Evill (Fire Sky) w serii Tajemnica Lodowca. Nie przedłużając, przejdę do rzeczy.

     

    Opowiadania traktują o wyprawie księżniczki Twilight Sparkle, wraz z trójką kucyków, na północ, gdzie odkrywają coś, czego się nie spodziewali. tajemnicę przeszłości, której nie powinni poznać. Opowiadanie mało co wyjaśnia, od razu ostrzegam, ale kto czytał (zaszaleję, a co; kto lubi :D ) inne moje opowiadania, pewnie tego właśnie się spodziewa. Po wyjaśnienia proszę do współautora serii :) 

     

    Kriostaza

    Przedstawia wydarzenia tuż przed tym poniżej.

    Skrysztalenie

    Opowieść starego poszukiwacza

     

    Parę słów wyjaśnienia. Skrysztalenie, jest to pierwsze opowiadanie, choć wcale nie jest pierwszym w serii. Tak naprawdę podczas pisania jego nawet nie myślałem o kontynuacji, a sama seria nie jest moim pomysłem. To opowiadanie niektórzy mogli już przeczytać, ponieważ powstało kilka miesięcy temu i było w serii "Szeptanych...". Tam go już nie znajdziecie.

     

    Dalszą część możecie poznać w Tajemnicy Lodowca

     

    Pozdrawiam, i jak zawszę życzę miłego czytania :giggle:

    • +1 3
    • Mistrzostwo 1
  14. Powiem tak, odnośnie I rozdziału "Miasta Umarłych".

    Jest krótko, treściwie i osobiście uważam, że rozdział ten dobrze spełnia rolę wstępu do całości dłuższego opowiadania. Podoba mi się pomysł prowadzenia jednocześnie kilku wydarzeń, rozgrywających się w różnych czasach, ale zapewne łączących się w jedną całość. Zwykle lubiłem takie motywy w książkach, o ile były fajnie wykorzystane.

    Od strony fabularnej, poczekam na coś więcej, zanim wypowiem się bardziej szczegółowo, natomiast już mogę stwierdzić, że wprowadzasz sporo postaci, i zobaczymy, co z tego wyjdzie.

    Od strony technicznej, było klika literówek, zgubiona litera, takie tam typowe omsknięcia. Nic poważnego.

     

    Czekam na następne i pozdrawiam :giggle:

    • +1 1
  15. Dzięki za opinie, i sądząc po repkach, to faktycznie nie jest zła postać. Szkoda tylko, że osoba której się nie podoba, nie raczyła napisać, czemu. Bardzo by mnie to ciekawiło.

    20 godzin temu Kruczek napisał:

    ciekawi mnie, czy i jeśli tak to ile informacji na temat postaci autor wypisał z własnych doświadczeń.

    Cóż. Sądzę, że pozostawię odpowiedź na to pytanie w sferze Twoich domysłów :) Ciekawi mnie natomiast, czemu Cię to ciekawi :lunathink:

    20 godzin temu Kruczek napisał:

    Nigdy jakoś specjalnie nie wnikałem w pojęcia ponysony i oc

    Zanim zacząłem tworzyć postać na "poważnie", poczytałem na te tematy trochę, tak z czystej ciekawości.

  16. Arcane Whisper

    Czymże jest odpowiedź bez pytania?

     

     


    VOYG0Jd.png

    Obrazek autorstwa @Uszatka, za który jestem niezmiernie wdzięczny :giggle:
     

     

     

     

     

    Imię - Arcane Whisper, choć zwykle znajomi wołają na niego Wisp, co jest przezwiskiem z czasów dzieciństwa.

    Płeć - Ogier.

    Rasa - Jednorożec.

    Wiek - Czy ja wiem. Pewnie coś ponad 20 lat, bo po studiach. To zależy od długości życia kucyków.

    Znaczek - Stary, pordzewiały klucz, zdobny w fantazyjne wzory.

    Wygląd - Jak na zamieszczonym obrazku; za wyjątkiem "gwiazdek/bąbelków", które zdobią obrazek, ale nie stanowią części kucyka.

    Talent - To nie jest łatwe do określenia. Zamiłowanie do zagadek.

    Miejsce zamieszkania - Deer Horn.

     

     

     


    Wąska smużka pary unosi się ponad filiżanką herbaty, przybierając niesamowite kształty, niczym ulotna zjawa tańcząca w delikatnym powiewie powietrza. Spoglądam jak lekkie, ciemno-żółte kotary kołyszą się, poruszane ukradkowym podmuchem wiatru, przynoszącym rześkość i chłód poranka.

     

                Arcane Whisper jest małomównym choć przyjaznym kucykiem, ceniącym ciszę i spokój, jakie można znaleźć w samotności. Wiecznie zamyślony, jakby oderwany od otaczającej go rzeczywistości, zwykł podchodzić w sposób na pozór lekceważący do świata i kucyków, nie interesując się zbytnio ani jednym, ani drugim. I choć wiele osób przyzna zapewne, iż jest interesującym kompanem w dyskusji, potrafiącym wypowiedzieć się na rozmaite tematy, to jednocześnie jego tendencja do przeskakiwania z tematu na temat; pozornie tylko niezwiązanych ze sobą; bez wyraźnego logicznego ładu, bywa irytująca i często niezrozumiała. Jednorożec jednakże rzadko kiedy ma cierpliwość by tłumaczyć innym własny tok myślenia, pozwalając rozmówcy samemu odnaleźć sens jego wypowiedzi, lub zignorować ją.

     

                Filiżanka stuka delikatnie, kiedy odkładam ją na spodek. Stara księga leży obok niej, kusząc zakładką, tkwiącą mniej więcej w połowie jej grubości. Unoszę spojrzenie ponad nią, spoglądając na regały wypełnione podobnymi tej księgami, choć w większości zdecydowanie nowszymi. Po raz kolejny obiecuję sobie, że posegreguję je na półkach.

     

                Whisper ma liczne zainteresowania, które zmieniają się nieraz z dnia na dzień. Wielu mogłoby nazwać to słomianym zapałem, ale nie jest to prawda. Zainteresowania owe, to zwyczajnie wiedza. Potrafi on całkowicie poświęcić się zgłębianiu jakiejś dziedziny, poszukując odpowiedzi na dręczące go pytania, tylko po to, aby po zaspokojeniu ciekawości porzucić dotychczasowe badania i zająć się czymś zupełnie innym, by po jakimś czasie, być może, ponownie do nich powrócić. Jest jednak pewna sfera jego zainteresowań, która nigdy się nie zmienia. Są to tajemnice. Arcane Whisper niemal od zawsze interesował się opowieściami i zagadkami. Im bardziej tajemnicza i starsza była opowieść, tym bardziej przykuwała jego uwagę. Kochał rozwiązywać wszelakie zagadki, odkrywać sekrety kryjące się za kartami opowieści, czy też zasadę działania mechanizmów. Wszystko to go pociągało, lecz nie chodziło o samą odpowiedź, a o zagadkę. To właśnie ona, proces rozwiązywania, nie zaś samo odkrycie tajemnicy go tak pociągały. Im trudniejsze do rozwikłania sekrety, tym chętniej do nich podchodził, a te, których rozwiązać nie zdołał… te najbardziej zapadały mu w pamięć.

     

                Miasteczko budzi się ze snu, kiedy słońce zalewa je swym blaskiem, wspinając się mozolnie ponad zalesione wzgórza otaczające Deer Horn. Cienie niechętnie umykają przed światłem, przemykając się dnem doliny, brukowanymi uliczkami, ku pogrążonym w wiecznym półmroku lasom.

     

                Arcane Whisper nie cierpiał zbytniego spoufalania się. Starał się trzymać wszystkich na dystans, większy lub mniejszy, a gdy ktoś próbował przekroczyć tę nieistniejącą granicę, zwykle unikał takiej osoby za wszelką cenę. Bywał również oschły, zwłaszcza względem osób, które narzucały mu swoje towarzystwo. Nie lubił, kiedy ktoś mu przeszkadzał w czasie, kiedy chciał pobyć sam na sam ze sobą. Kiedyś zgadzał się z niektórymi, którzy mówili, że zachowanie takie jest dziwne, lecz dawno już uznał, że nie ma w tym nic dziwnego. Taki już był, że częściej niż inni poszukiwał samotności czy to pośród ścian swego domu czy samotnego spaceru po okolicznych lasach. Nigdy też nikomu się nie tłumaczył. Jeśli popełnił błąd, przepraszał i starał się go naprawić, jeśli nie, spokojnie przedstawiał swoje racje, ale nigdy się nie tłumaczył, ani ze swego zachowania, ani z niczego innego. Uważał to za zbyteczne, i niepotrzebne.

     

                Rodzina kucyków patrzy na mnie z fotografii, stojącej na komodzie przy łóżku. Z ich twarzy bije to trudne do opisania uczucie… więzi. Spoglądam na siebie, stojącego obok siostry. Wszyscy patrzą na fotografa, oprócz mnie. Mój wzrok powędrował gdzieś w dal. Staram się przypomnieć sobie, czy coś zobaczyłem, czy może zwyczajnie się zamyśliłem, ale nie pamiętam. Raz jeszcze spoglądam na fotografię i uśmiecham się mimowolnie.

     

                Arcane Whisper urodził się i spędził większość swego życia, wraz z trójką swego rodzeństwa, w małym miasteczku, leżącym w górskiej dolinie, niedaleko Hollow Shades, zwanym Deer Horn. Zanim rodzice zdecydowali się na imię dla niego, mówiono na niego Wisp, przez wzgląd na wygląd, które to miano przylgnęło do niego do dnia dzisiejszego. Jego ojciec był technikiem, pracującym w ratuszu; często jednakże pomagającym innym kucykom w problemach natury technicznej lub przy organizacji wydarzeń kulturalnych w miasteczku; natomiast matka pracowała w lokalnym szpitalu, w administracji. Właściwie, to zarówno Arcane Whisper, jak i jego brat wynieśli z domu zainteresowania i umiejętności technicznie, natomiast jego dwie siostry wolały zawsze pomagać matce w ogrodzie czy też opiekować się zwierzętami.

     

                Przystaję w drzwiach, zastanawiając się, czy o czymś nie zapomniałem. Rozglądam się po sypialni, sam nie wiedząc, czego wypatruję. W końcu unoszę magią książkę z biurka. Kto wie? Może nie będzie dzisiaj wiele roboty.

     

                Whisper był cichym, samowystarczalnym dzieckiem, odznaczającym się wręcz niezauważalnym sposobem bycia, co nie znaczy że nie popadał w kłopoty. Chyba każdy młody ogier, mający na dodatek paczkę dobrych przyjaciół, nieraz pakował się w kłopoty. Zwykle jednak udawało mu się jakoś wykręcić od najgorszej kary. W okresie szkolnym przylgnęła do niego dość powszechna łatka „zdolny, ale leniwy”, gdyż nauka go nie interesowała zbytnio, co nie znaczy, że nie chciało mu się uczyć. Uczył się, ale nie tego, czego chcieli nauczyciele. Rozwijając własne zainteresowania, spędzając większość czasu z nosem w książkach, mechanizmach lub rozwiązując zagadki, zyskał swój znaczek. Zdarzenie to było dość nieoczekiwane i niecodzienne, gdyż „talent” swój odkrył, poszukując odpowiedzi na frapujące go pytania w lokalnej bibliotece, pośród starych dokumentów z historii miasteczka. Wprawdzie odpowiedzi nie znalazł, lecz zamiast niej uzyskał znaczek. Historia ta sprawiła, że jego krewni nie raz zastanawiali się, jaki talent może oznaczać jego znaczek, zważywszy na okoliczności zdobycia go.

     

                Na korytarzu przystaję, spoglądając przez uchylone drzwi do gabinetu, gdzie dostrzegam swoje biurko. Myślę o papierach i różnorodnych przedmiotach, zalegających na jego blacie, pochowanych po szufladach, poprzypinanych do korkowej tablicy, czy wstępnie posegregowanych po teczkach i pudłach. Nawet przed samym sobą nie udaję, że zamierzam zrobić z tym porządek… Powinienem połowę tych śmieci wyrzucić, ale nie mogę się do tego zebrać.

     

                Klucz symbolizuje wiedzę, pytanie i odpowiedź, tajemnicę oraz dyskrecję, ale też rozwagę, opiekę czy straż. To właśnie klucz jest znaczkiem Arcane Whispera. Stary, pordzewiały, fantazyjnie ozdobny klucz. Niektórzy sądzą, że oznacza on talent do nauki. Inni mówią, że symbolizuje talent w administracji. Jeszcze inni twierdzą co innego. Nikt z nich nie ma racji. Sam Arcane Whisper uważa, że znaczek ten nie oznacza talentu czy uzdolnień w jakimś kierunku, ogólnie sprzeciwia się twierdzeniu, że znaczek determinuje talent. Uważa, że znaczek określa kucyka, jego osobowość, nie zaś to, w czym jest dobry, gdyż jest to kwestia umiejętności, których można się wyuczyć. Jednorożec ten ma ogólnie wiele przemyśleń na temat znaczków, gdyż długo się nimi interesował, ale nie narzuca nikomu swojej opinii i w zasadzie rzadko ją głosi.

     

                Witam się z sąsiadem, zdążającym do stacji kolejowej. Szybko lustruję okolicę, spoglądając na śpieszące się z rana kucyki. Kiwam głową uśmiechniętej klaczy ze sklepiku z kwiatami, uśmiechając się nieznacznie. Poprawiam torbę na grzbiecie i ruszam w kierunku ratusza.

     

                Po ukończeniu szkoły, Arcane Whisper wyjechał do Canterlotu, gdzie studiował na tamtejszej uczelni nauki techniczne i ekonomiczne, w wolnych chwilach zgłębiając na własne kopyto historię, magię i wiele innych prywatnych zainteresowań. Dał się wtedy poznać jako bystry, choć niedbały student, nie mający większych problemów w zaliczeniu przedmiotów, choć wysokie wyniki uzyskują jedynie z tych, które go ciekawiły. W tym okresie zwiedził również nieco Equestrii, a także Griffonstone, wraz z grupą przyjaciół z uczelni. Nie został jednakże na dłużej w stołecznym mieście, gdyż wiecznie zatłoczone ulice i hałas sprawiły, że zatęsknił za spokojem prowincjonalnych miasteczek. Z tego też względu, po ukończeniu studiów i pozamykaniu pewnych spraw, powrócił do rodzinnego Deer Horn, gdzie zamieszkał w starym domku na obrzeżach miasta i uzyskał posadę w ratuszu miejskim, w administracji, gdzie był odpowiedzialny za obieg dokumentów oraz archiwum.

     

                Ciche, chłodne wnętrze archiwum wypełnia charakterystyczny zapach starych ksiąg i dokumentów. Przez przysłonięte firanami okna wpada przytłumione światło poranka, nadając pomieszczeniu aury tajemnicy. Kładę torbę na biurku, przyglądając się kilku teczkom, zostawionym tutaj wczorajszego dnia. Otwieram jedną z nich. Za oknem rozbrzmiewają wesołe, ptasie trele
     

     

     

    Postać wymaga jeszcze dopracowania, ale że to może potrwać... i potrwać, to na razie opublikuję, co mam; a jak sądzę, trochę mam; i zobaczę co myślicie :) 

    Zamierzam opisać miasteczko Deer Horn, rodzinę (jakoś pobieżnie, bez przesady) i może dopracować opis postaci, ale już teraz widać jaka postać jest.

     

    Miłego oceniania :giggle:

    • +1 7
    • Lubię to! 1
    • Nie lubię 1
  17. Wolę Minuette, choć nie jest to pierwsze imię, pod jakim poznałem tę postać. Colgate jakoś mi nie pasowało i dalej nie pasuje do niej. Chodzi zapewne o jej znaczek. Aczkolwiek, nie mam nic szczególnego przeciwko niemu. Może mieć przecież dwa imiona, czyż nie? Poza tym Minuette jakoś lepiej, według mnie, brzmi.

    Jak pierwszy raz natknąłem się na nią? W serialu najpewniej. Ale tak poza nim, to poprzez arty w necie. Chyba nawet szukając czegoś o zupełnie innym kucyku; była to Lyra najpewniej; w każdym razie spodobała mi się ta postać kolorystycznie, więc ją zapamiętałem. Fajnie, że pojawiła się w serialu jako jedna z głównych postaci odcinka, byłem miło zaskoczony :colgate:

    Przy okazji, nie widać wyników ankiety. Albo ja jestem już ślepy.

    1.04.2017 at 05:02 Uszatka napisał:

    Inna sprawa, że Minuette to dla mnie także TARDIS

    Minuette vs Tardiness :)

    Ciekawe czy ma ona coś wspólnego z Dr Whooves'em? :lunathink:

    • +1 2
×
×
  • Utwórz nowe...