Wstałem, gdy zauważyłem przybycie mojego przeciwnika. Nie śpieszył się z ciosem, lecz prędzej nazwałbym to niespiesznością taktyczną niźli ociąganiem się czy brakiem chęci.
- Siemka, glhf - powiedziałem
Przypuszczam, że zaczynamy.
Zorientowałem się, że po stronie Tomka uformowała się chmura mrozu, która parła prosto na mnie. Akurat to, czego nie lubię. Koleś ma haxy.
Po lekkim namyśle skoczyłem na pochyłą ścianę areny pomagając sobie lekkim zaklęciem wiatru, uchylając się od chmury. Fizyka jest prostsza od magii.
Pozostając na ścianie spróbowałem ożywić arenę. Zajęło to długą i wyczerpującą chwilę, lecz udało się. Flora areny była pod moją kontrolą, jednak nie cała. Zauważyłem jak część zamrożona przez chmurę pozostaje martwa. Korzystając z tego, co mam zacząłem wprowadzać korzenie centrum areny w odczuwalne drgania, z późniejszym zamiarem wytworzenia trzęsienia... drewna?
Trochę szkoda mi było tak zacnej areny, lecz na wszystko przychodzi koniec; może dzisiaj przyszedł właśnie na tą arenę?