Herbata jest, wiec teraz można napisać jak było na drugim końcu Polski. Oto relacja:
Dzień przyjazdu: Przybyłem już w piątek, z półgodzinnym opóźnieniem z winy PKP. Nie byłoby to zadnym problemem gdyby mój telefon nie postanowił strzelić focha i nie przestał łączyć z kimkolwiek (sieć czasowo niedostępna czy coś takiego). Przez około godzinę próbowałem się skontaktować z domem, czy z sz6stym, lecz bez efektu. Klątwę przerwała Matka (oczywiście z wiadomym efektem) i dopiero potem mogłem zdobyć dodatkowe instrukcję na temat dotarcia na nocleg. Do mieszkania sz6stego dotarłem koło 22:00. Nie wiem dokładnie ilu tam było przyjezdnych (nie zapamiętałem) ale wszystkich gdzieś tak 7 osób. Atmosfera świetna.
Dzień meeta: Do szkoły przybyliśmy koło 20 minut przed czasem. Kolejka już się ustawiła i wciąż dochodzili nowi. Można było pogadać chwilkę przed akredytacją, zobaczyć znajome pyski. Sama akredytacja przebiegła szybko i sprawnie za co należą się ogromna pochwała. Majac już ident oraz chwilkę czasu zerknąłem na stoiska sprzedawców, nic jednak nie kupiłem, gdyż z forsą krucho. Kilka minut później zawołali na ceremonię otwarcia, która poszła jeszcze szybciej i jeszcze sprawniej, a ja udałem się na turniej CCG. Oczywiście z moim szczęściu przegrałem pierwsze 2 mecze i wyleciałem z dalszej rozgrywki (przegrana z Arpegiusem to nie wstyd, ale z kimś kto grał pierwszy raz, już tak). Dalej było kilka luźnych partii z... nie pamiętam nicku. oraz spotkanie z aTOMem (oby mu Crisis dopisał). Dalej obiad (zupka chińska) chwilka poszwendania się i prelekcja aTOMa (kolejny świetny punkt), jeszcze jedno podejście do turnieju FiM (znów odpadłem w 2 rundzie), kwadrans na prelekcji Spidiego (bo zbiegła się z aukcją) i aukcja.
Aukcja była ważnym punktem gdyż dałem na nią ostatni egzemplarz Antropologii i byłem ciekaw za ile pójdzie. Cena przekroczyła chyba oczekiwania wszystkich (a przynajmniej moje). Szczęśliwemu nabywcy jeszcze raz życzę miłej lektury.
After/Nocleg: Tego nie da się opisać, na tym po prostu trzeba być. Ludzi tłum. Spidi wyjął karty do Apple Lie i zaczęła się rozgrywka. Tu moja odrobina szczęścia wróciła (wzmocniona nieco podpatrywaniem kart sąsiadów obok) i szło mi całkiem dobrze. Cutie pox też spoko, lecz najlepszym punktem były zagadki Spidiego. To trzeba rozwinąć (i dodać kilka trupów), bo naprawdę wciąga i zmusza do nieszablonowego myślenia (a w połączeniu z odrobiną alkoholu daje niezłe efekty).
Nocleg był nieco ciasny, ale o dziwo wygodny. Było ciepło, przytulnie, dość cichutko. Nie sądziłem, że w tyle osób da się wyspać, a jednak.
Ogólnie meet zasłużył na 9-9,5 na 10. Mógłbym tylko ponarzekać na siebie (że nie poszedłem ani na grupowe, ani na spotkanie z M. Klimkiem), na swój telefon ale nie na organizatorów, którzy stanęli na wysokości zadania i dali nam wspaniałego meeta na południu. Oby tak dalej Kraków. No i oczywiście cieszę się, że spotkałem tylu wspaniałych ludzi, bez was ten meet też by się nie udał.