-
Zawartość
68 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Razorhead
-
turniej Arena XXVI - Magnus vs Serox Vonxatian [zakończony]
temat napisał nowy post w II Turniej Magicznych Pojedynków
W chwili, gdy z donośnym hukiem lodowy blok roztrzaskał się o ścianę, Magnus i Serox znajdowali się już w odległości zaledwie siedemnastu metrów od siebie. Gdy jednak po pokonaniu jeszcze czterech kroków młodzieniec zorientował się, iż nie rozległy się odgłosy żadnych spadających odłamków, choć sądząc po tak wielkim hałasie musiało powstać ich wiele, odrobinę się zaniepokoił. Wnet jednak jego czasem zadziwiająco szybko działający umysł dał o sobie znać, prędko przywołując minione fragmenty starcia oraz łącząc je z obecną sytuacją i formułując wnioski. Przez zdecydowaną większość czasu, który upłynął od początku pojedynku, adwersarz Magnusa pozostawał skryty w trzewiach mglistego całunu. Jako że ów obłok nie był zbyt wielki, a nieudało się młodzieńcowi uchwycić oponenta wzrokiem poza nim, prawdopodobnie pozostawał wtedy aż do teraz w mniej więcej tym samym miejscu, chyba, że posłużył się jeszcze jakąś inną, chytrą sztuczką. Natomiast to nietypowe zachowanie odłamków oderwanej od sufitu bryły po jej roztrzaskaniu można byłoby wytłumaczyć chyba tylko użyciem jakiegoś czaru. Ten został zapewne rzucony tuż po upadku lodowego bloku, co mogło stać się wtedy, gdy Magnusowi udało się zauważyć, jak Cień, w chwili w której na moment mgła się przerzedziła, uwijał się szybko przy sporej bryle. Z kolei mnogie glify na ożywionym łańcuchu, wciąż częściowo oplatającym prawe ramię Seroxa, jak i sam fakt egzystencji teraz świetnie już widocznej runy na jego lewej dłoni podsuwały dość prostą konkluzję. Głosiła ona: Cień preferuje magię znaków. To zaś, gdy się to połączyło z faktem, iż mangusowy oponent nie zmieniał raczej zbyt mocno swojej pozycji od rozpoczęcia starcia, sugerowało, że mógł być on teraz dobrze chroniony. Na swoje nieszczęście, Magnus nie bardzo mógł sobie teraz pozwolić na odwrót w celu baczniejszego przebadania otoczenia i dobrze o tym wiedział. Gdyby tak uczynił, straciłby wiele - być może zbyt wiele - czasu. Ponadto, obrona jego przeciwnika zostałaby wtedy najpewniej znacznie wzmocniona, co uczyniłoby przebijanie się przez nią jeszcze trudniejszym, niż w obecnej chwili, nie mówiąc już o tym, że Serox, zajmując stosunkowo bezpieczną pozycję, prawdopodobnie albo nie dawałby młodzieńcowi nawet chwili wytchnienia potrzebnej na dokładniejszą lustrację terenu, albo po każdym z takich zabiegów ze strony Magnusa nakładałby coraz to nowsze runy, zmuszając go do ciągłego powtarzania tych czynności. Możliwe, że mógł też zastosować obie te opcje naraz. Odkładanie więc przez młodzieńca szturmu pakowałoby go, tak czy owak, w znacznie większe bagno, niż to, w którym się teraz znajdował. Magnusowi pozostało zatem improwizować do momentu, w którym jego plan będzie mógł wejść w finalne stadium. Moment ten zaś zdawał się młodzieńcowi nieuchronnie zbliżać coraz większymi krokami, zwłaszcza, że w chwili, w której od oponenta dzieliło go nie więcej, jak jakichś dwanaście metrów, mężczyźnie udało się już coś obmyślić. Wyładowania elektryczne nie zrobiły, jak widać, większego wrażenia na Cieniu, lewitującego tuż nad lustrem ciepłej wody, choć jego łańcuch, co niezwykłe, wykazał coś w rodzaju zainteresowania nimi, po czym część z nich pochłonął. Jeżeli jednak taki obrót spraw wprawił umysł Magnusa w konsternację, to swoim zachowaniem na arenie mężczyzna w żaden sposób nie dał tego po sobie poznać. Miast zakończyć wyładowania - przeciwnie, tylko je wzmocnił, modyfikując nieco przy tym ich parametry. Nie potrzebował słów. Jego emocje, między innymi lekkie zniecierpliwienie, wywołane oczekiwaniem na ostatnią fazę planu, zaintrygowanie ciekawym przeciwnikiem oraz przede wszystkim ekscytacja pojedynkiem, wprawiały go w stan, w którym wszelkie wyrazy, wcześniej ułatwiające skupienie na dokonywanych czarach, były teraz zupełnie zbędne. Nagle stała się rzecz niesłychana. Oto bowiem pełna wyładowań woda w mokrym śladzie pozostawionym przez sunący blok, jak i w kałuży pod Cieniem, momentalnie się rozstąpiła, jednocześnie zaczynając bulgotać od gorąca i tym samym nadtapiając jeszcze znacznie pobliski lód. Wtem cała zgromadzona ciecz wyparowała w mgnieniu oka pod postacią dwóch gęstych obłoków, które natychmiast otoczyły młodzieńca, wnet łącząc się ze sobą. Gdy to się stało, Magnusa i Seroxa dzieliło już tylko siedem metrów. Rzeczą, która natomiast nastąpiła od razu po połączeniu się obłoków, było coś jakby eksplozja. Nie rozprzestrzeniała się jednak przez chwilę, jakby wokół zbroi mężczyzny utrzymywała ją jakaś tajemnicza siła, upodabniając jaśniejący obłok do płomiennego płaszcza. Wnet jednak Magnus wykonał lewym ramieniem, którego dłoń nadal była zaciśnięta w pięść, szeroki zamach od siebie, jakby się od czegoś opędzał. Wtedy ku Cieniowi pomknęła fala szybko pędzącego, rozgrzanego powietrza. Normalnemu człowiekowi mogłaby co najwyżej odrobinę przypiec skórę na twarzy i dłoniach oraz przypalić włosy, choć na pewno jej impet wytrącił by go skutecznie z równowagi, w niejednym wypadku nawet powalając na ziemię. Drugą część otaczającego go obłoku młodzieniec wchłonął i skumulował we włóknach kombinezonu. Trzecią z kolei, zdecydowanie największą, po prostu rozproszył nie mogąc - lub nie chcąc - jej chwilowo wykorzystać, wyrzucając w powietrze za sobą, niby parę ognistych skrzydeł. Tam też po chwili zwyczajnie zniknęła. Tymi akcjami Magnus sprawił, że wierzchnia część lodowej pokrywy w promieniu około pięciu metrów od jego adwersarza w zasadzie zakończyła swoją egzystencję. Te drobiny, które mogły przetrwać, zostały natomiast wymiecione daleko od tego miejsca za pomocą silnego, gorącego podmuchu. Mężczyzna liczył, że uda mu się w ten sposób unieszkodliwić choć część znaków, jakie Serox mógł poumieszczać. Wykorzystał z kolei w podmuchu mniejszą energię, niżby teoretycznie mógł, nie chcąc zarówno uaktywniać mogących czyhać jeszcze na niego pułapek, jak i dawać wrogowi potencjalnego źródła sporej mocy do spożytkowania. W końcu Magnus wynurzył się z otaczających go jeszcze przed chwilą płomieni w osmalonym, dymiącym i syczącym ciemnym kombinezonie, jaśniejącym w zagłębieniach włókien "mięśni" iście piekielnie wyglądającym światłem o jaskrawej, pomarańczowej barwie. Dystans między nim a jego przeciwnikiem był już jak najbardziej wystarczający, by zaatakować mieczem, co też mężczyzna uczynił. Ostrze miecza zatoczyło szybko półkole od podłoża ku prawemu ramieniu cienia, które oplatał łańcuch. Nagle, gdy było już o mniej niż stopę od swego celu, zmieniło kierunek, ze świstem przemykając tuż obok prawicy Seroxa. W tej samej chwili Magnus odbił się od ziemi, odskakując o nieco ponad metr do tyłu. Jednakże w momencie, gdy miecz i łańcuch się mijały, przeskoczyły pomiędzy nimi łuki elektryczne, po czym jeden z końców broni Cienia z głuchym szczękiem przywarł do klingi flambergu, szybko ciągnąc za sobą resztę broni. Stało się tak, ponieważ mnogie wyładowania w masie otaczającej miecz Magnusa utworzyły z tej materii potwornie silny elektromagnes. Ponadto wzajemne przyciąganie się łańcucha jak i flamberga było o tyle ułatwione, że ten pierwszy był już wcześniej naładowany sporą dawką elektryczności. Magnusa zaskoczył lekko fakt, iż łańcuch, mimo kontaktu z niemożebnie gorącą otoczką miecza nie dość, że się od razu nie stopił, to jeszcze, przynajmniej na razie, nie wykazywał nawet żadnych oznak rozgrzania. Wnet jednak przyznał, że po intrygującym adwersarzu powinien spodziewać się równie intrygującego oręża. Teraz jednak przyszła pora na działanie Cienia. Magnus żywił pewną nadzieję, że może uda mu się rozdzielić łańcuch i tego, który sprawował nad nim kontrolę - przynajmniej chwilowo. Kto wie, być może uda mu się nawet uszkodzić poważnie ramię, które silnie przyciągany łańcuch wciąż częściowo oplatał. Z drugiej jednak strony, Serox nie wyglądał na takiego, który mógłby się wykrwawić, albo dla którego ewentualna utrata kończyny stanowiłaby długotrwały problem. Ponadto, gdy Magnus biegł na niego, miał jeszcze parę sekund - dość, by przygotować niejedno naprawdę wredne zaklęcie, toteż mężczyzna, który zdołał znaleźć się tak blisko swego oponenta w dużej mierze dzięki swojej prędkości i impetowi, przygotował się mentalnie na potężny kontratak ze strony Cienia. -
turniej Arena XXVI - Magnus vs Serox Vonxatian [zakończony]
temat napisał nowy post w II Turniej Magicznych Pojedynków
Magnus od razu po wykonaniu wspomnianych wcześniej dwóch cięć zaczął żwawo kroczyć ku swemu oponentowi, nie spuszczając go przy tym z oczu. Gdy mijał po drodze niektóre z filarów pokrytych lodowymi żyłami, w których płynęła woda, wbijał w rzeczone rynienki sztych swego miecza, szepcząc cicho pod nosem formułkę "Urh' Roth" i za każdym razem po wyszarpnięciu ostrza manipulując odrobinę energią otaczającą broń tak, że nadtopione dziury po wydobyciu z nich flamberga natychmiast zamarzały, jakby lód w ogóle nie został naruszony. Przez cały czas nie zwalniał kroku ani odrobinę. W trakcie wykonywania tych czynności zauważył ruch w pozostałościach po mgle, którą, zgodnie z jego przypuszczeniami, rozdmuchał już w dużym stopniu spadający lodowy blok. Choć nie był w stanie dostrzec jeszcze wszystkich szczegółów, udało mu się spostrzec, jak jego oponent szybko się uwijał przy tej bryle. Wnet rozległ się trzask i masywny, lodowy blok o nadtopionych krawędziach ze zgrzytem wyjechał z resztek obłoku wprost na młodzieńca, pozostawiając za sobą wodny ślad. Na ten widok Magnus zatrzymał się, mając w tej chwili po swojej lewej stronie jeden z masywniejszych filarów. Wyglądało to trochę, jakby przez jeden drobny moment się zawahał. Mruknął wnet jednak pod nosem coś, co brzmiało jak "Jeszcze nie", po czym wykorzystał czas, jaki miał ze względu na umiarkowaną prędkość poruszania się masywnej bryły. Najpierw rozczapierzył palce swojej lewej dłoni, uniósł ją i wykonywał nią przez krótką chwilę drobne ruchy skierowane gdzieś w prawo. Przypominało to trochę mycie jakiejś niewidzialnej szybki. Wnet jednak dłoń znieruchomiała. Niemal od razu po tym wystrzelił z niej jasny, choć słabo zauważalny promień, wokół którego zaczęły się kłębić, szybko wirując, masy powietrza. Wiązka, odbiwszy się od kryształowego stalagmitu wyrastającego nieopodal brzegu areny, trafiła we względnie płaski i szeroki bok ślizgającego się lodowego bloku. Gdy zaś mocny, skoncentrowany wokół promienia podmuch weń uderzył pod katem niemal prostym, kierunek, w którym zmierzała bryła, się zmienił. Teraz pomknęła na drugą, z punktu widzenia Magnusa, stronę potężnej kolumny. Młodzieniec zaś, nie zwlekając dłużej, ruszył szybko dalej przed siebie, po drodze zajmując się podobnie, jak poprzednimi razy, jedną z lodowych żył na filarze. Tym razem jednak zmienił nieco szeptaną formułkę - użył słów "Urh' Roth, Sekh". Znów swoją uwagę młodzieniec skupił na postaci Cienia, znajdującego się teraz od niego w odległości najwyżej dwudziestu metrów, wśród ostatnich strzępów rzadkiej już mgły. Nie do przeoczenia był mocny, jaskrawoczerwony blask promieniujący z powierzchni jego lewej dłoni. Większą jednak obawę u Magnusa wzbudziło jego znacznie ciemniejsze źródło - ta drobna anomalia przywoływała pewne dość luźne skojarzenia z rzeczami, które młodzieńcowi mogły nie wróżyć zbyt dobrze . Poza tym, światło zaczęło się również jarzyć zarówno w krysztale umieszczonym na czole Seroxa, jak i w jego oczach. Dość intrygujący był ze strony Cienia ten wybieg z zagęszczeniem i wchłonięciem mgły - na pierwszy rzut oka mógł zbić obserwatora z tropu, jednak Magnus miał już wobec niego pewne podejrzenia. Tak czy siak, dostrzegał też sposobność do wyprowadzenia ataku, co wymagało jednak uprzedniego drobnego przygotowania. - Xer' Akh, Gurd... - mruknął cicho pod nosem i zacisnął lewą dłoń w pięść. Po chwili między jej palcami zaczęło prześwitywać jasnopomarańczowe światło. Prócz tego, Magnus wymamrotał zaraz jeszcze jakąś formułkę, zbyt niewyraźnie jednak, by słuchacz mógł wychwycić jakieś konkretne słowa. Powietrze wokół młodzieńca mimo tego zaczęło wnet delikatnie drżeć, a po powierzchni jego grafitowo ciemnego kombinezonu zaczęły sporadycznie przeskakiwać maleńkie, jasne iskierki. Nie rozdrabniając się dłużej, Magnus przystąpił do ofensywy. Postanowił spróbować wykorzystać otoczenie. Serox bowiem, przygotowany na taką ewentualność lub nie, stał prawie po kostki w kałuży bardzo ciepłej wody, spadającej z nadtopionej szczerby w sklepieniu. Z tej kałuży zaś wychodził dość szeroki, mokry ślad, jaki pozostawił za sobą ślizgający się blok lodu. Do tej wodnej plamy natomiast Magnus przyłożył sztych swego miecza. W tym samym momencie nastawił się ku swemu oponentowi lewym bokiem i puścił się ku niemu biegiem, cały czas przyciskając do wilgotnego fragmentu posadzki czubek flambergu, otoczonego światłością oraz gorącem. Tak samo zresztą, jak i silnymi wyładowaniami, które wnet pomknęły z - czego można było się po nich spodziewać - błyskawiczną prędkością po wodnym śladzie wprost ku magnusowemu adwersarzowi, samemu młodzieńcowi nie wyrządzając jednak, być może za sprawą jakiegoś rzuconego wcześniej przezeń zaklęcia, najmniejszej krzywdy, choć zaczęły tańczyć szaleńczo również po jego zbroi. -
Cóż, możliwe że, jak to się nieraz przecież zdarza, wpadła na tę ripostę - lub jeszcze genialniejszą - jakieś dwa dni po ukazanych w odcinku wydarzeniach [uśmiech i mrugniecie okiem]. Odnośnie zaś kontrpolemiki imć Użytkownika Mordoklapowa, winien jestem pewne wytłumaczenie (jeśli czytającego to nie interesuje - przepraszam za dokonywanie, z jego punktu widzenia, lania wody i proponuję raczej pominąć resztę wypowiedzi, umieszczonej dla zachowania większej ilości miejsca w spoilerze)
-
Moim zdaniem, odcinek ten prezentuje się w dobry sposób. Są w nim poruszane takie tematy, jak wyobcowanie, chęć bycia zaakceptowanym przez otoczenie oraz wpływ tego, kim jesteśmy na nasze relacje z innymi osobami. Zahacza swym przesłaniem nawet o kwestię poczucia osamotnienia ze swoimi problemami. Twierdzę, iż całkiem ciekawie udało się twórcom zobrazować nieco "mechanikę" snu - to, co normalnie uznalibyśmy za przynajmniej lekki absurd, we snach nieraz jawi się nam jako najoczywistsza rzecz pod słońcem, a przynajmniej do momentu, kiedy sobie uświadomimy, że śpimy. Nie zgadzam się natomiast z podchodzeniem przez niektórych do snów jako do rzeczy mało znaczącej i przez to redukującej znacząco ilość "prawdziwej" akcji w utworze. Na przykład, w tym wypadku dają możliwość do względnie szczegółowego ukazania burzy emocji i przemyśleń, targającej umysłem bohatera, co w niektórych tworach kultury może być wręcz bardziej pasjonujące i wciągające niż, dajmy na to, sceny walk, pościgi i wybuchy. Pragnę też przypomnieć, iż coś, co odbywa się w umyśle jakiejś postaci, potrafi być bardzo istotne i pociągać za sobą wiele niebagatelnych konsekwencji - zali czy to nie nasze myśli i emocje stanowią nieraz motor naszego postępowania? Wyznam również, iż nie przekonują mnie argumenty traktujące o przewidywalności odcinka, a tym samym odnoszące się do niej jak do wady. Primo, należę do grona osób, które chciałyby podkreślić, że epizod ten jest rzeczywiście swoistym zamknięciem (póki co) trylogii (jak na razie) dotyczącej interakcji kolejno Scootaloo i Sweetie Belle, a teraz również Apple Bloom, z księżniczką Luną. Secundo, chciałbym też zwrócić uwagę na fakt, iż wiele osób podobno było przez akcję rozgrywającą się w pierwszej części odcinka utrzymywana w swoistej niepewności (na przykład czy to wszystko to sen, czy jakiś podstęp Starlight Glimmer itp.), a część person, które go widziały, nadaje niektórym jego fragmentom slangowe miano randomu (ten termin zaś oznacza, przypominam, wykorzystanie czegoś losowego i nietypowego, a przez to właśnie na ogół nieprzewidywalnego). Tertio, jak się tak naprawdę zastanowić, to który z dotychczasowych odcinków całego "My Little Pony: Friendship is magic" był stuprocentowo nieprzewidywalny? Zadaję to pytanie retoryczne w celu wskazania, iż część z nas boczy się na sztampę w postaci bodajże podobnej sytuacji pojawiającej się aż w kilku wcześniejszych epizodach i motywu nauki na alternatywnych wersjach rzeczywistości, a nie słyszałem jak dotychczas (choć to może akurat z tego powodu, że w tej społeczności jestem całkiem nowy) aby ktoś narzekał na powtarzalność pojawiania się, dajmy na to, konkretnego morału na końcu, bagatela, każdego z odcinków, albo jeszcze lepiej - na brak oryginalności w postaci szczęśliwych zakończeń, którą przecież jest przesiąknięta spora część tworów naszej kultury, od samych początków jej powstawania zapewne. Kończąc (wreszcie) ten fragment swojej wypowiedzi, chcę też przypomnieć o jeszcze jednej kwestii - ten serial powstał przecież docelowo jako bajka dla dzieci. Oczywistym jest więc w zasadzie powtarzanie się w niej niektórych motywów i schematów, w celu osiągnięcia u widza zrozumienia w sposób względnie prosty. Jak dla mnie nie ma zresztą na ogół znaczenia to, co zostało przedstawione, ale czy ogólnie zostało zaprezentowane w sposób po prostu podobający się odbiorcy. Jak zaś na samym początku napisałem, odcinek ten jak dla mnie spełnia to wymaganie. Wracając bardziej do tematu, szczególnie podobały mi się rozważania w tym odcinku. Jak zauważono przede mną, dodaje mu to nieco dojrzałości, również poprzez pewne rozwinięcie znanych nam postaci jak i świata przedstawionego. Przypadło mi do gustu kilka smaczków, które udało mi się zauważyć i potencjał zawarty w tym epizodzie. Udzielono też w końcu przecież odpowiedzi na jedno z pytań, nad którym głowił się chyba jak na razie nie jeden amator tego serialu. Sumując, jako że odcinek zawiera niejedną rzecz, która mi się podobała, a nie zawiera rzeczy, które wzbudziłyby we mnie doń jakąś niechęć, stawiam ocenę jak najbardziej pozytywną.
-
turniej Arena XXVI - Magnus vs Serox Vonxatian [zakończony]
temat napisał nowy post w II Turniej Magicznych Pojedynków
Magnus obserwował, jak w miejscu, gdzie jeszcze przed momentem tkwił jego adwersarz, formuje się jakby niewielka chmura. Równocześnie rzucił jeszcze szybko zaklęcie korzystając z tego, iż oponent nie zaatakował go jeszcze bezpośrednio. Gdy młodzian to czynił, rozważał szczególnie pewien konkretny sposób, w jaki Serox mógłby mu w najbliższej przyszłości zagrozić. - Xer' Sha, Zorth, Zaar! - Zawołał. Gdy to uczynił, powietrze wokół ostrza jego miecza rozjaśniało oślepiającą bielą, tak jak podczas pierwszego pojedynku Magnusa. Tym razem jednak można było jeszcze dostrzec przebiegające w tej jaśniejącej masie wyładowania, podobne wyglądem łukom elektrycznym. Ledwie Magnus skończył rzucać ten czar, gdy tuż obok niezbyt rozległego, acz dość gęstego, powstałego przed chwilą obłoku, mignęła mu przez moment sylwetka Cienia, by wnet znów zniknąć pośród mgły. Nie minął jednak ułamek sekundy, a ku młodzieńcowi już pędziły trzy lodowe pociski, w tym dwa po odrobinę nietypowej trajektorii. O ile Magnus, dzięki zbroi jak i efektom przemiany swojego ciała, nie musiał się raczej obawiać samego lodu, o tyle nie spodobał mu się blask bijący z wnętrza pędzących ku niemu brył. Spróbował uskoczyć przed nimi w lewo. Choć udało mu się uniknąć bezpośredniego trafienia, zareagował jednak za wolno, aby znaleźć się w stuprocentowo bezpiecznej odległości od pocisków w momencie gdy te, uderzając o siebie, rozpękły się z potwornym hukiem w miejscu, w którym jeszcze przed momentem znajdował młodzieniec. Nim siła wybuchu cisnęła mężczyzną w stojącą nieopodal lodową kolumnę, udało mu się uchwycić jeszcze kątem oka jakiś czerwony rozbłysk w obrębie obłoku utworzonego przez Seroxa. Co dziwne, choć na powierzchni filaru, o który gruchnęło ciało Magnusa, powstały liczne pęknięcia, młodzian jednak stanął z powrotem na nogi podejrzanie szybko jak na osobę zderzającą się z twardą powierzchnią wskutek znalezienia się zbyt blisko epicentrum jakiejś eksplozji. Na jego napierśniku powstało, co prawda, kilka płytkich wgnieceń i sporo rys, jednak uszkodzenia te nie ograniczały jeszcze potencjału bojowego zbroi mężczyzny. Magnus poczuł też pewne rozbawienie wywołane jego własnym szczęściem - jakimś zrządzeniem losu jego oponent użył z pośród wielu dostępnych środków akurat światła, którego to młodzieniec, w tym konkretnym wypadku, po przeistoczeniu już nie musiał aż tak bardzo się lękać. Przyszła teraz pora na szybki kontratak. Jako, że młodzieniec nie widział na razie Seroxa nigdzie na arenie, wnioskował, iż prawdopodobnie nadal kryje się on w tej rzednącej już powoli mgle. Sugerować mógł to dodatkowo zauważony wcześniej czerwonawy błysk. Obłok nadal jednak utrudniał dokładne zlokalizowanie przeciwnika. Wnet jednak w umyśle Magnusa pojawił się pomysł na rozwiązanie tej niedogodności - atak obszarowy. - Xer' Zorth! - Wykrzyknął młodzieniec, po czym chwycił oburącz rękojeść swojego miecza i znów wykonał nim w powietrzu dwa cięcia ukośne cięcia. Oba zostały wyprowadzone w kierunku tej części oblodzonego sklepienia, która znajdowała się nad mglistym obłokiem, oddzielając staw od znajdującej się pod nim areny. Gdy to czynił, z obu ostrych krawędzi ostrza wystrzeliła szybko wydłużająca się świetlista pętla, rozcinająca powietrze niby rzemień ognistego bicza. Zarówno po pierwszym, jak i drugim ciosie z sykiem zagłębiła się we wspomnianym fragmencie stropu, termicznie wycinając zeń blok o dość sporej powierzchni i czubku przypominającym kształtem klin. Wnet na podłoże areny w obrębie obłoku spadł niewielki deszcz niemal wrzącej wody powstającej z nadtopionej pokrywy lodowej, a po chwili rozległ się głośny huk, gdy w końcu uprzednio poprzycinany, rozległy płat sufitu odłamał się odeń na skutek własnego ciężaru i runął wprost na wytworzoną przez Cienia mglistą chmurę. Warstwa stropu pomiędzy polem bitwy a sadzawką została zatem w tym miejscu dość mocno uszczuplona. By być zgodnym z prawdą, można by się jeszcze wspomnieć, iż Serox Vonxatian był dla Magnusa, z racji swej natury, dość intrygującym adwersarzem. Jako że egzystował jako cienista istota, stopień skuteczności ataków wyprowadzanych wobec niego przez młodzieńca pozostawał dla tego drugiego głównie w dość mętnej strefie domysłów i przypuszczeń. Czyniło to jednak według Magnusa pojedynek jeszcze ciekawszym. Liczył, rzecz jasna, że jeśli istnieje jakaś słabość Cienia, to prawdopodobnie prędzej czy później ją odkryje. Oraz że Złodziej nie odkryje, a przynajmniej nie dość szybko, swoistej pięty Achillesowej przeistoczonego Magnusa. -
turniej Arena XXVI - Magnus vs Serox Vonxatian [zakończony]
temat napisał nowy post w II Turniej Magicznych Pojedynków
Poprzedni pojedynek, w którym Magnus brał udział, został niestety, z przyczyn quasi technicznych, rozstrzygnięty nieco wcześniej od zdecydowanej większości pozostałych starć. Jak by jednak na to nie patrzeć, nie można przeczyć, że dało to młodzieńcowi czas potrzebny do nieco lepszego przygotowania się na nadchodzącą batalię. Nie został on bynajmniej zmarnowany. Gdy inni czekali w napięciu na ogłoszenie wyników drugiej rundy Turnieju, Magnusowi udało się zrekonstruować swój flamberg, wykonany z pewnego intrygującego stopu, niesamowicie trudnego do uzyskania i obróbki, jednakże również wprost zdumiewająco odpornego na uszkodzenia. Poza tym, stworzył też sobie nowy, specjalny pancerz, wykonany tym razem z niekorodujących materiałów, a skonstruowany z myślą o możliwie najszczelniejszym osłanianiu ciała użytkownika. Przy okazji udało mu się także rozwinąć swoje umiejętności poprzez nieco lepsze zrozumienie ich podstaw. Kiedy Magnus wkroczył na arenę, ponownie został przyjemnie zaskoczony przez pomysłowość i zmysł estetyczny innych użytkowników magii. Jednocześnie odczuł pewną nostalgię, gdyż lód i płynąca pod nim woda trochę przypominały mu o klimacie panującym w jego rodzinnych stronach, a po chwili dał o sobie znać również i pewien żal. Młodzieniec wiedział bowiem, że zdolności, jakimi dysponuje, mogą się, niestety, przyczynić do powstania dość poważnych uszkodzeń niejednego elementu tej areny. Stwierdził jednak, że skoro magom udało się ją jakoś zbudować, to i najpewniej uda im się ją również ponaprawiać po pojedynku, który właśnie miał się tu odbyć. Rozważania te jednak niemal od razu przerwały słowa persony, w której mężczyzna rozpoznał dość interesującą istotę, zauważoną wcześniej przezeń w karczmie "Pod Gryfim Pazurem". Jej głos był zarazem łagodny niby powierzchnia morza w czasie ciszy, lecz i niepokojący jak głębia tkwiąca pod nią, a mieszcząca w swych przepastnych trzewiach groźbę nieznanego. Myśli Magnusa od tej pory skupiły się wyłącznie na pojedynku. Wysłuchawszy uważnie do końca przemowy postaci zwanej Seroxem Vonxatianem młodzian skłonił się uprzejmie, po czym odrzekł: - Dziękuję Ci za dany mi czas. Również i ja żywię nadzieję, iż nasz pojedynek będzie mógł zostać nazwany udanym. Barwa głosu Magnusa została nieco wypaczona przez jego nowy hełm, przypominający wyglądem bardzo uproszczony wizerunek ludzkiej czaszki. Jedyne tkwiące w nim szpary były umieszczone pionowo w okolicy wcięcia żuchwy. Służyły najpewniej do oddychania, której to czynności towarzyszyły ciche świsty i kliknięcia, sugerujące istnienie jakichś filtrów i zastawek. Oczy młodzieńca osłaniały natomiast osadzone w hełmie dość duże, czarne "szkła" o okrągłym kształcie. Gdy idzie zaś o resztę noszonego aktualnie przez Magnusa pancerza, swym ogólnym kształtem przywodził na myśl ludzki układ mięśniowy, a skonstruowany był z jakiegoś delikatnie lśniącego materiału o kolorze grafitowym. Prócz tego, zamontowano jeszcze na nim następujące elementy metalowe: nagolenniki, karwasze wraz z rękawicami oraz płyty osłaniające klatkę piersiową - każdy z nich, jak i zresztą wspomniany wcześniej hełm, o popielato białej barwie pozbawionej połysku. W swej prawicy młodzieniec dzierżył swój ulubiony miecz - ciemny, matowy flamberg. Jego jelec był wyrzeźbiony w kształt smoczej głowy, wypluwającej niby z siebie jęzor płomieni tworzący ostrze. Magnus po chwili zastosował się do rady Cienia, rozpoczynając przygotowania. Zaczął od swojego wypróbowanego już zaklęcia rozpoznania, jako dość przydatnego w różnych sytuacjach. - Ishsha, Shekh. Już ułamek sekundy po wypowiedzeniu tej formułki miał zapisany w swym umyśle aktualny układ terenu na arenie. Potem aktywował swoją specjalną zdolność przemiany, tym razem jednak rozwiniętą już w znacznie bardziej zaawansowanym stopniu niźli na początku turnieju. Cel, w jakim zamierzał jej użyć wymagał też kolejnego zmodyfikowania słów pomagających Magnusowi w procesie jej aktywacji. - Xer' Akh, Xeper, Soth, Xer... Po chwili Magnus rozpostarł szeroko ramiona, gdy jego ciałem wstrząsnęła seria mocnych skurczy. Towarzyszyły jej jakby ciche jęki bólu. Wtem wszystko ustało, a za czarnymi "szkłami" w hełmie rozbłysła para bardzo jasnych ogników, rozmazanych jednak, jakby były widziane przez mgłę. Ustały też wspomniane wcześniej charakterystyczne odgłosy towarzyszące oddychaniu młodzieńca. Ten zaś szybko omiótł ponownie wzrokiem arenę. Przypomniał sobie przy okazji to, co powiedziano mu i jego oponentowi o wodzie płynącej w lodowych żyłach pokrywających ściany i filary. Uczucie, jakiego przy tym doznał, najbliższe byłoby chyba definicją zadowoleniu. Nie chcąc już dłużej nadużywać cierpliwości i uprzejmości swego adwersarza, wykonał jeszcze tylko dwa cięcia mieczem na krzyż dla rozruszania nadgarstka, po czym zwrócił w końcu ku Seroxowi swoje oczy, jaśniejące niby dwa podejrzane światełka na końcu metaforycznego tunelu i zawołał doń donośnie swoim głębokim, zniekształconym przez metalową płytę hełmu głosem: - Gotów! -
turniej Arena XIX - Camed vs Magnus [zakończony]
temat napisał nowy post w II Turniej Magicznych Pojedynków
- Cóż, dziękuję - odparł Magnus, przyjmując komentarz odnośnie jego nietypowego, wzmocnionego głosu za komplement. Namyślał się przez moment, czy nie powiedzieć czegoś jeszcze, ale gdy zauważył, co robi jego przeciwnik, porzucił ten zamysł i, bacznie obserwując pędzącego wokół areny z niebywałą prędkością oponenta, zakończył działanie zaklęcia oddziaływującego na głos. Przemyślał swój plan jeszcze raz, a po chwili zaczął się zabierać za jego wykonanie. Wyciągnął zza karwasza niewielki, pomięty zwitek papieru. Był to magiczny zwój. Magnus niechętnie korzystał z takich przedmiotów, ale nie był zbyt dobry w tej dziedzinie czarów, z którą wiązało się zaklęcie zapisane na zwoju. Przebiegł szybko oczami po rzędach run umieszczonych na papierze, po czym wydał z siebie krótką serię bliżej nieokreślonych syków i charkotów. - Portus - wymruczał w końcu ostatni wyraz, uwalniający magię zgromadzoną w zapiskach. Na to słowo tuż obok niego na ziemi rozjaśniał jadowicie zielony krąg, wokół którego zaczęły się szybko zwijać kłęby ciemnego dymu. Wnet ze świecącego koła wyrósł wielki walec o metalicznej powierzchni, na dwa metry wysoki i na pół metra szeroki. Sam w sobie nie był w żaden sposób magiczny, ale ważył około pół tony, co znacznie utrudniało jego transport na arenę konwencjonalnymi środkami. Gdy tylko się pojawił, Magnus naparł nań z całą siłą i zepchnął go w przepaść. Gdy bryła przeleciała kilkanaście metrów, gruchnęła z wielkim hukiem o powierzchnię dolnej części areny, klinując się - zgodnie z przewidywaniami młodzieńca - między dwoma sporymi fragmentami strzaskanej podłogi. Gdy to się stało, Magnus jeszcze raz spojrzał na swego adwersarza. Ten zatrzymał się na chwilę w tym samym miejscu, w którym zaczął swój bieg. Wyglądał jak ktoś, kogo rozpiera energia. Wypowiedział do Magnusa kilka słów, po czym, zgodnie z ich treścią, zaczął czarować. Utworzył sobie z kryształu ciekawie wyglądający kij, po czym znów zaczął biec - choć już z względnie normalną prędkością - na opancerzonego mężczyznę, popisując się niemałą zwinnością przy wymijaniu mnogich, przezroczystych brył. Magnus w tym samym czasie znów szybko spojrzał w przepaść. Wycelował dłońmi po kolei w siedem z mnóstwa kolców na dnie, wybierając te, które znajdowały się na krawędzi kręgu światła wpuszczanego przez wyrwę w posadzce, a za każdym razem szepcząc jedną formułę - Xer' Soth. Gdy to uczynił, szpikulce szybko zaczęły ciemnieć, a wnet obraz wokół nich zaczął ulegać mocnemu wypaczeniu i zwielokrotnieniu, gdy zasysały całe okoliczne światło, co mogło utrudnić potem nawet lokalizację źródła tej anomalii, przynajmniej za pomocą wzroku. Wkrótce dno pod szczeliną spowiły egipskie ciemności. Magnus jeszcze raz chciał uchwycić wzrokiem Cameda, lecz tym razem go nie dostrzegł. Wtem usłyszał za sobą ciche tąpnięcie i świst. Spróbował się szybko odwrócić. W ciągu następnych kilku chwil całkiem sporo się wydarzyło. Kryształowy kij rąbnął z impetem w karwasz na prawym przedramieniu na wpół obróconego mężczyzny. Magnus, pomimo mocniejszego w tym miejscu pancerza, odczuł boleśnie siłę uderzenia, choć poważniejszych obrażeń nie doznał. Wykorzystał jednak impet ciosu, obracając się błyskawicznie na pięcie w drugą stronę i zamachując się szeroko na przeciwnika lewą ręką. Potem od razu uniósł prawą dłoń, celując nią w twarz oponenta. - Soth! - Wykrzyknął. Spomiędzy jego palców błysnęło nagle oślepiające światło. Nie czekając na reakcję adwersarza, Magnus skoczył. Prosto w przepaść. W locie wykonał szybko kolejne zaklęcie. - Roth, Xer' Sturge! - Na te słowa wokół jego ciała momentalnie utworzyła się lekko pomarańczowa bariera. Zakończyła swoje istnienie, jak i zadanie, gdy Magnus uderzył o niemały fragment strzaskanej posadzki. Choć bowiem rzeczony fragment podłogi popękał z głośnym trzaskiem w wielu miejscach, młodzieniec był cały i, przede wszystkim, żywy, choć obolały. Stało się tak, ponieważ rzucony przezeń czar, mający pochłaniać całą energię uderzenia i oddawać ją w obiekt nie będący użytkownikiem zaklęcia, często nie działał ze stuprocentową dokładnością. Magnus nie miał już jednak zbyt wiele czasu na działanie, toteż gdy wymacał tuż obok siebie zrzucony wcześniej walec, położył na nim dłonie i znów użył magii, przy okazji aktywując Płomienne Serce. - Xer, Xer' Akh, Xeper! Gdy wypowiedział te słowa, zacisnął powieki. Wkrótce jego ciało przeszył niesamowity ból, jakby się rozpuszczało. Magnus się tego jednak spodziewał, toteż zacisnął zęby i wziął się w garść. Po chwili czuł się, jakby pod skórą na ramionach ktoś próbował mu przewlec zestaw tarek powiązanych papierem ściernym, a w przedramiona powbijać gwoździe. Miał wrażenie, że klatkę piersiową coś mu rozsadza od środka. Plecy, a zwłaszcza kręgosłup trawił rozdzierający ból. Najdziwniejsza i najbardziej chyba różnorodna gama odczuć dotyczyła jednak głowy. Skóra twarzy poczęła potwornie swędzieć, a wnet pojawiło się wrażenie kłucia w wielu miejscach. Wokół żuchwy z kolei coś jakby nabrzmiało, po czym rozdzieliło się na dwie ruchome części, rozciągając przy tym tkanki tworzące policzki. Wtem wszystko to się skończyło tak nagle, jak się zaczęło, a uczucie bólu zastąpiła jakaś dzika euforia, błyskawicznie ogarniająca skrytą w mroku, pokraczną teraz postać, która zwykła tytułować się Magnusem. Z jej ust dobiegł groteskowy, przypominający cichy śmiech, klekot. Walca o metalicznej powierzchni, na której jeszcze przed chwilą spoczywały ludzkie dłonie, już nie było. -
turniej Arena XIX - Camed vs Magnus [zakończony]
temat napisał nowy post w II Turniej Magicznych Pojedynków
Magnus, zgodnie ze swoimi obawami, musiał po swoim poprzednim pojedynku złożyć wizytę w pobliskim szpitalu. Okazało się, że miał miedzy innymi dziewięć złamanych żeber, kilkanaście źle zrośniętych kości i mocno nadwyrężony kręgosłup. Dodatkowo, co dziwne, gdy zakończyło się działanie przeładowanego Płomiennego Serca młodzieniec był bardzo odwodniony, przez co przypominał trochę dzięki ciasno opinającej mięśnie, pomarszczonej skórze jakąś mumię i zaczął doświadczać paskudnych dreszczy, którym towarzyszył okropny ból głowy, spychający go na granice utraty przytomności, a mówienie, jak i w ogóle poruszanie się, przychodziło mu ze sporym trudem. Zdarzyło mu się to po raz pierwszy, toteż wiązał te rzeczy z eksperymentalnym użyciem swojej unikalnej zdolności. Lekarze jednak dobrze znali swój fach. Obrażenia i dziwaczne schorzenia o magicznych podłożach były w końcu dla nich chlebem powszednim, jako dla medyków operujących w rejonie, w którym odbywało się przecież wiele pojedynków czarodziejów. Na ich prośbę Magnus raz jeszcze użył swojej specjalnej umiejętności zapewniającej mu wielkie zdolności regeneracyjne. Gdy przebywał w takim stanie, zespół biegłych chirurgów przeprowadził na nim serię operacji, mających na celu umożliwienie prawidłowego pozrastania się uszkodzonych tkanek i kości. Wprowadzono też przy okazji do jego organizmu dostateczną ilość płynów, uzupełniając ich ubytki. Drugiego dnia pobytu w szpitalu, w którym Magnus pozostawał dzięki szybkiej regeneracji w zasadzie już tylko na obserwację, doszła go wiadomość o wygranej w pojedynku z osobą znaną światu głównie pod mianem Komputera. Młodzieniec ucieszył się z tych wieści, ale jednocześnie ogarnęły go pewne obawy dotyczące następnego starcia. Miał bowiem zmierzyć się z Camedem, o którym również słyszał, jakoby był wprawionym i doświadczonym czarownikiem, a tymczasem zdecydowaną większość swojego najlepszego ekwipunku bojowego stracił przez nieroztropność okazaną w poprzednim boju. Wyglądało też na to, że przeładowanie Płomiennego Serca nie jest czynnością wystarczająco bezpieczną, by użyć jej w takiej samej postaci wobec nowego oponenta. Jednakże, gdy się tak zastanawiał nad tą ostatnią kwestią, nagle wpadł na intrygujący pomysł, który, gdyby został zrealizowany, otwierałby przed nim zupełnie nowe, różnorodne możliwości, udoskonalając tym samym znacznie jedną z dziedzin magii, którą Magnus się obecnie zajmował. Głowę młodzieńca ogarnęły zatem myśli związane z opracowywaniem strategii. Gdy wieczorem mężczyzna został wypisany, wrócił do swojego mieszkania nieopodal olbrzymiej kuźni przyzamkowej. Tam zabrał się za przeprowadzenie pewnego, kluczowego dla jego zamysłów eksperymentu, który, ku jego wielkiej radości, zakończył się powodzeniem. Przed spoczynkiem udał się jeszcze do kuźni, by skonstruować coś, co następnego dnia może odegrać w pojedynku niemałą rolę. Rankiem wstał dość wcześnie i zajął się jeszcze drobnymi modyfikacjami swojego zapasowego pancerza. Był on znacznie mniej wytrzymały od poprzedniego, ale był też o wiele lżejszy i zapewniał większą swobodę ruchu, więc do czasu naprawy tego pierwszego powinien jednak wystarczyć. Teraz natomiast kroczył Magnus mrocznym korytarzem, na którego końcu jaśniało światło wpadające przez bramę prowadzącą na arenę. Słyszał okrzyki tłumu, pobrzmiewające w długim tunelu niby odległe grzmoty. W końcu przekroczył wrota i niemal natychmiast został oszołomiony przez różnokolorowe promienie jasnego światła. Z początku osłonił ręką oczy, kiedy jednak przywykły do oślepiającego światła, otworzyły się szeroko, urzeczone pięknem barw, rozszczepianych, odbijanych i zmienianych przez kryształy, z których najwyraźniej została wzniesiona cała arena. Sama budowla też cechowała się wielce intrygującym wyglądem. Jej koliste wnętrze, przestronniejsze od największych katedr, jakie Magnusowi dane było dotąd oglądać, onieśmielić mogłoby chyba każdego. Po chwili młodzian otrząsnął się jednak z zachwytu, przypominając sobie, w jakim celu tu przybył. Zaczął więc wnet lustrować otoczenie pod kątem czysto taktycznym. Arena miała kształt olbrzymiej kuli, przedzielonej w połowie wysokości grubą podłogą. Ściany tej sfery były pokryte bardzo gęsto całkiem długimi, lecz wąskimi kolcami. Na samej podłodze wyrastało wiele potężnych kamiennych brył, były jednak tak przezroczyste, a zarazem odbijały tyle różnych barw, że nie sposób było oszacować za pomocą wzroku, ile ich jest konkretnie. Ponadto, wyglądało na to, że zmieniały one cały czas swoje kształty, być może na skutek tego dziwacznego związku, unoszącego się w powietrzu. To dodatkowo mogło utrudnić orientację w terenie. Po chwili jednak uwagę Magnusa przyciągnęły wielkie dziury, ziejące w niektórych miejscach w kryształowej posadzce. Mężczyzna podszedł szybko nad krawędź jednej z nich, po czym spojrzał w głąb. Jego oczom ukazały się kryształowe kolce, najwyraźniej rosnące również na ścianach pod powierzchnia areny, skąpane w świetle wpadającym z jaśniejącej górnej połowy pola walki. Część z nich została jednak przygnieciona przez spadające fragmenty podłogi. Reszta dolnej połowy areny tonęła natomiast w ciemnościach. Teraz Magnus uznał, że wypadałoby wreszcie zorientować się, gdzie może być przeciwnik. - Ishsha, Shekh... - wyszeptał. Było to względnie proste zaklęcie rozpoznania, które przy okazji służyło do zapisywania w umyśle rzucającego całkiem szczegółowych informacji na temat ukształtowania pobliskiego terenu w danym momencie. Przy tak zmiennym środowisku, dawało ono, co prawda, tylko ogólne pojęcie na temat całej areny, ale pomagało oszacowywać, nawet na ślepo, odległości od obiektów nie ulegających zmianom, takich jak zasadniczo podłoga, ściany, pokrywające je kolce oraz... jakaś względnie regularna konstrukcja po lewej stronie Magnusa, której istnienia wcześniej nie zauważył. Młodzian szybko obrócił głowę w tamtą stronę. Jego oczom ukazała się wielka wyrwa w posadzce, dzięki której w zasadzie żadna z przezroczystych brył nie stała w przestrzeni pomiędzy nim, a właśnie zauważoną osobą siedzącą na wielkim fotelu, jakieś sto pięćdziesiąt metrów od Magnusa, na drugim końcu szczeliny. Dzielił ich natomiast całkiem wysoki mur z przezroczystych kryształów, utworzony wokół magnusowego oponenta, a najpewniej przez niego właśnie wyczarowany. Oczom Cameda ukazała się natomiast potężna sylwetka młodzieńca, noszącego na sobie skórzany ubiór, do którego poprzyszywano metalowe płytki. Dodatkowo, Magnus miał też na sobie hełm o kształcie identycznym z poprzednim, choć sądząc po kolorze niepokrytej barwnikiem blachy, wykonany był zapewne z innego materiału, a prócz tego jeszcze dwie szponiaste rękawice o dziwacznie wielkich karwaszach oraz element, który w klasyfikacji fragmentów pancerza zajmowałby pewnie miejsce gdzieś pomiędzy kirysem, a obojczykiem - osłaniał klatkę piersiową młodzieńca, jego barki i szyję, lecz nie jamę brzuszną. Miał też postać względnie prostych płyt, a w miejscu chroniącym mostek przynitowano doń blaszkę, w której wytrawiono uproszczony kształt, przedstawiający jakiegoś charakterystycznie wyglądającego owada, lecz z tej odległości większa ilość szczegółów nie była widoczna. Magnus, czując lekkie zmieszanie na myśl o swoim spóźnieniu, uznał, że wypadałoby się najpierw z Camedem przywitać. Ze względu na dzielący ich dystans, zmuszony był jednak użyć jakiegoś zaklęcia. Odchrząknął więc, po czym rzucił czar. - Sturge, Lokh... - Kiedy poczuł, że magia zaczęła działać, odezwał się do swojego adwersarza głosem czystym, uprzejmym, donośnym i słyszalnym na całej arenie, lecz, co ciekawe, właściwie niegłośnym - Witaj! Za me spóźnienie proszę o przebaczenie. Żywię jednakże nadzieję, iż pojedynek nasz dostarczy wielkich emocji, zarówno nam, jak i publiczności naszej. Chcę też życzyć Ci szczęścia! -
turniej Arena VI - Komputer vs Magnus [zakończony]
temat napisał nowy post w II Turniej Magicznych Pojedynków
W ostatniej chwili, gdy zderzenie było już w zasadzie nieuniknione, Magnus zauważył jeszcze, jak jego przeciwniczka wysuwa w jego kierunku prawe przednie kopyto, wokół którego uformowała się skrząca, kryształowa powłoka, zwieńczona całkiem długim szpikulcem. Było już jednak za późno, by mógł coś na to poradzić. W końcu nastąpiła zatem kolizja dwóch czarujących. Magnusowi udało się uderzyć swoją opancerzoną dłonią w prawy staw barkowy Cinnamon, z kolei kolec osadzony na jej kopycie ześliznął się po najniższym z ocalałych "żeber" napierśnika i ugrzązł dość głęboko w lewym boku mężczyzny, czemu akompaniowało jego zduszone warknięcie. Po tym, jak ich ciała się zderzyły, zaczęli spadać na ziemię.- 22 odpowiedzi
-
- arena
- sala magicznych pojedynków
- (i 4 więcej)
-
turniej Arena VI - Komputer vs Magnus [zakończony]
temat napisał nowy post w II Turniej Magicznych Pojedynków
Magnus nagle, chwiejąc się, zaczął się bardzo powoli zataczać w kierunku swojej przeciwniczki. Czuł się przy tym, jakby coś go trochę popychało. Kiedy jednak zauważył na swojej drodze na jakąś dziwną kałużę, zdziwił się - nie przypominał sobie, by była tu wcześniej. Choć miał problemy z trzeźwym myśleniem, zaczął kojarzyć, że z tą mazią jest pewnie coś nie tak. Chciał się zatrzymać, ale, nie wiedzieć czemu, nie potrafił. Spojrzał na swoją oponentkę, która stała niemal dokładnie za kałużą, nieopodal samego dna krateru. To pobudzało go do trochę szybszego myślenia. "Zaraz! Nie pamiętam... Tej... Tej kałuży... A jak nie ja ją zrobiłem... To pewnie jej dzieło! A jeśli to jej sprawka to... To... To lepiej w to nie wchodzić", dedukował. "Ale nie mogę... Się... Zatrzymać... Alealealeale!... Czy ja... muszę... Się w zasadzie... zatrzymywać?" Wtedy, może cztery kroki od brzegu mazistej plamy, proces myślenia nagle Magnusowi "zaskoczył". Wpadł na pomysł w teorii rozwiązujący obie kwestie - dotarcia do przeciwniczki i ominięcia kałuży. Bez dłuższego namysłu przystąpił więc do jego wykonania. - Hohtz, Sturge! - wycharczał i od razu po tym odbił się nogami od ziemi najmocniej jak umiał. Zaklęcie to znacznie zwiększyło energię, jakiej użył do wykonania skoku. Rezultat był taki, że wybił się dość wysoko nad ziemię i mknął dalej ku swojej przeciwniczce już w powietrzu, niczym żywy pocisk artyleryjski. Gdy był już w odległości jakichś piętnastu metrów od Cinnamon i jakieś sześć metrów od gruntu, rzucił w locie jeszcze jeden, szybki czar. - Ishsha, Gurd! Wytworzyło ono między człowiekiem a klaczką tunel znacznie rozrzedzonego powietrza. Ciśnienie, dążąc do stanu równowagi, wessało ich oboje do tego korytarza. Teraz pędzili ku sobie, przy czym Magnus wyciągnął przed siebie lewe ramię, które wieńczyła dłoń osłaniana przez metalowe pozostałości po masywnej, szponiastej rękawicy.- 22 odpowiedzi
-
- arena
- sala magicznych pojedynków
- (i 4 więcej)
-
turniej Arena VI - Komputer vs Magnus [zakończony]
temat napisał nowy post w II Turniej Magicznych Pojedynków
Magnus z satysfakcją stwierdził, że udało mu się odrąbać golemowi nogę. Jednak sam golem za bardzo się tym nie przejął, a do uśmiechu nie skłaniał młodzieńca fakt, że kończyna stwora zaczęła odrastać. Mężczyznę zaskoczyło natomiast, że kryształowy kolos chwilowo nie kontynuował swojej druzgocącej ofensywy, a tylko zakotwiczył się jakby swoimi pozostałymi odnóżami głęboko w ziemi. Wywnioskował z tego, że miał teraz tylko dać Cinnamon Weather czas na rzucenie zaklęcia. Jeśli zaś o nią chodzi, już wkrótce okazało się, że nie próżnowała. Oto bowiem uwolniła się od wyczarowanych przez młodzieńca okowów i zaczęła się unosić wewnątrz wielkiego tworu, zbudowanego z trzech trąb powietrznych. Tarcza, w której była dodatkowo zamknięta, lśniła wewnątrz największego tornada niczym turkusowe oko. Magnus nie miał najmniejszych wątpliwości co do gargantuicznej mocy czarów klaczki. Jako, że tornado poczęło po chwili zasysać pył, śnieg i grudki zmrożonej ziemi, mężczyzna uznał, że na razie przytwierdzenie się jakoś do czegoś względnie stabilnego to rzeczywiście całkiem dobry pomysł. Dłużej nie zwlekając zakrzyknął zatem: - Koth, Urh! - na te słowa to, co zostało z łańcucha błyskawicznie poderwało się, i wbiło się na całą długość w ziemię tuż obok ręki Magnusa. Teraz przyszedł czas, żeby coś szybko wykombinować. Młodzian uznał, że przede wszystkim musi się zająć golemem, którego obecność mogła mu później przeszkadzać na wiele różnych sposobów. Po chwili wymyślił plan, który miał wystarczające szanse powodzenia. Wahał się jednak, gdyż związany był jednak z conajmniej potworną dawką bólu, oraz, co Magnus uznał z początku za gorsze, utratą jego ukochanego flamberga. Po momencie młodzieniec zdecydował się ostatecznie ów plan wykonać. Zacisnął zatem zęby i zabrał się do czarowania. - Koth, Zaar! - Wnet prawe przedramię Magnusa wraz z jego mieczem połączył kolejny świetlisty łańcuch, choć już nie tak długi jak poprzedni - Xer' Agg! - Ledwie te sylaby zabrzmiały, a wcześniej rozognione powietrze wokół flamberga zaczęło nagle gęstnieć i błyskawicznie ciemnieć. Po chwili Magnus sam miał chyba problem z utrzymaniem broni, jakby nagle zrobiła się znacznie cięższa. Zawołał więc jeszcze raz - Sha' Sturge! - Gdy to powiedział, spowiła go zwarta, ognista powłoka, a on sam poczuł, że posiada teraz znacznie większą siłę, choć w mięśniach mu rwało, jakby zaraz wszystkie miały popękać. Młodzieniec ryknął przeciągle z bólu, ale zmusił się jednak by wznieść oręż, teraz o absolutnie czarnym ostrzu, i cisnąć nim w kryształowego golema. Miecz pomknął, ciągnąc za sobą rozpalony łańcuch. Nim minęła chwila, wbił się aż po jelec w matowy tułów kanciastego stwora. Ten zaś zaczął się wkrótce pokrywać szybko rozprzestrzeniającą się siatką pęknięć. Wnet rozległ się głośny huk, lecz odłamki właśnie rozpadającego się golema miast pofrunąć na wszystkie strony pomknęły w czerń otaczającą ostrze flamberga. Po chwili w tym miejscu uformowała się niestabilna kula zupełnej ciemności. Magnus jęknął rozdzierająco, siląc się teraz na wysiłek jeszcze większy niż przed momentem. Szarpnął łańcuch i zakręcił nim nad głową jak jakimś groteskowo wielkim korbaczem. Gdy czarna sfera zrobiła się jeszcze bardziej niestała, o czym świadczyła jej jakby wrząca powierzchnia, młodzieniec posłał ją zamachem prosto w kierunku swojej przeciwniczki. Po chwili mentalnie zdematerializował oba łańcuchy, bo po tym wszystkim, co wynikało z jego planu, miał jeszcze pewną chęć na zachowanie rąk. Zamknął też oczy. Wiatr, dmący coraz silniej, zaczął już podrywać młodzieńca z ziemi. Wtem mroczna wcześniej sfera rozbłysła niczym słońce, pochłonieta już przez główne tornado otaczające Cinnamon. Po ułamku sekundy rozległ się hałas tak głośny, jak nagły wybuch wulkanu. Magnus widział błysk nawet przez zaciśnięte mocno powieki. Po chwili z ogromnym impetem gruchnął o mur otaczający arenę. Ból w kręgosłupie - i nie tylko - momentalnie osiągnął taką moc, że mężczyzna ledwo był jeszcze w stanie jęknąć. Z ogromnym trudem próbował zebrać myśli, kołatające się gdzieś w jego niemiłosiernie poobijanej głowie. "Będę chyba po tym potrzebował medyka", pomyślał. "Albo i kilkudziesięciu..." Spowodowanie takiego wybuchu w tak niewielkiej odległości z pewnością nie było pomysłem bezpiecznym nawet w trzydziestu procentach. Był to jednak jedyny sposób, który wpadł mu do głowy (czego teraz żałował), a który nieomal gwarantował szybkie usunięcie potężnej tarczy Cinnamon, albo przynajmniej osłabienie jej w znaczącym stopniu. To posunięcie wyrównywało też trochę szansy - znowu każde z nich miało tylko jednego oponenta i najpewniej oboje byli oszołomieni, choć klaczka, zamknięta przecież w magicznej barierze, na pewno znacznie mniej ucierpiała wskutek całego zdarzenia. Gdy Magnus, odziany już tylko w na wpół spalone strzępy ubrania i resztki zbroi, otworzył oczy, odkrył, że plamy barw tańczą mu w nich jak w kalejdoskopie, choć efekt ten zdawał się powoli zanikać. Dostrzegł najpierw kilkucentymetrowy fragment rękojeści flamberga, wbity w mur tuż obok swojego czoła. Wyrwał go po kilku próbach i zacisnął na nim mocno palce lewej dłoni. Później zaczął się powoli rozglądać. Bariera ochraniająca publiczność, zgodnie z przewidywaniami młodzieńca, wydawała się być w zasadzie nietknięta. Jeśli chodzi jednak o arenę, większą jej część zajmował teraz wielgachny krater. Magnus ponownie zaczął teraz wypatrywać swojej przeciwniczki, z trudem łapiąc powietrze. Nie miał wątpliwości, że to przeżyła, a nie chciał jeszcze raz dać się przez nią zaskoczyć, teraz, gdy pojedynek chyba zbliżał się już do końca.- 22 odpowiedzi
-
- arena
- sala magicznych pojedynków
- (i 4 więcej)
-
turniej Arena VI - Komputer vs Magnus [zakończony]
temat napisał nowy post w II Turniej Magicznych Pojedynków
Gdy Magnus miał już zadać cios za pomocą wzniesionego nad swą głową miecza, nagle stało się coś, czego zupełnie się nie spodziewał. Oto bowiem wyrosła tuż przed jego nosem jakaś gigantyczna istota o kanciastym ciele zbudowanym z ciemnych, matowych kryształów, w zasadzie zupełnie wypełniając tym samym przestrzeń dzielącą go od Cinnamon. Szybko poderwał głowę, ujrzał więc w pełnej krasie wysokiego na cztery i pół metra golema, jego "głowę" kształtem przypominającą piramidę i wiele ślepi. Oraz, oczywiście, coś jakby wielgachny meteor, który okazał się być łapą stwora lecącą właśnie na spotkanie twarzy mężczyzny. Maczugowate ramię runęło z góry na głowę Magnusa niczym młot jakiegoś rozgniewanego boga. Co prawda, po drodze było jeszcze ostrze wciąż wzniesionego miecza - wcięło się w wielkie łapsko na półtorej stopy bez większego problemuz zostawiając za sobą rozżarzony ślad, lecz ani odrobinę nie spowalniając gigantycznej ręki. Ta zaś, gdy sięgnęła celu, rąbnęła o niego z taką mocą, że z rozpalonej głowy młodzieńca buchnęły iskry, a ona sama niczym zabawka dyndająca na sprężynie odbiła się w akompaniamencie krótkiego trzasku od metalowego kołnierza wokół karku. To co zostało z hełmu zachowało jednak, co ciekawe, swój pierwotny kształt. Cios był jednak mimo wszystko tak potężny, że Magnus momentalnie został powalony na kolana, które wryły się na kilka centymetrów w ziemię. A potem, po ułamku sekundy zaledwie, kryształowy pociąg "Drugie Ramię" dotarł w pędzie na stację "Klatka Piersiowa", wybijając Magnusa w powietrze. Po przeleceniu jednak jakichś trzech metrów młodzieniec wyhamował i gruchnął twarzą o ziemię, gdy za jego wyciągniętą lewą rękę szarpnął wyczarowany uprzednio łańcuch. Wtem rozległo się głuche chrupnięcie, a głowa mężczyzny przestała zwisać z jego karku jak sflaczały balon. Mało tego, zapłonęła jeszcze większym ogniem i uniosła się, patrząc wprost na kryształowego olbrzyma. Niemal w tym samym momencie Magnus wykonał ciecie, a ostrze jego miecza pomknęło do wtóru głośnego szumu swojej gorącej powłoki wprost ku kolanu jednego z szeroko rozstawionych, insektowych odnóży golema. Choć po przemianie wtórnej Magnus niewiele odczuwał, teraz jego cały kręgosłup emanował takim bólem, jakby miał zaraz eksplodować. Miał też chyba kilka złamanych żeber i mocno nadwyrężony lewy bark, a w jego głowie pulsowało i dzwoniło, jakby właśnie ktoś usiłował rozbić na niej kilka kowadeł (co w zasadzie nie mijało się aż tak z prawdą). Gdyby nie Płomienne Serce i jego regeneracyjne właściwości, najpewniej zginąłby na miejscu. Sądząc po Cinnamon, choć nie otrzymała takich obrażeń fizycznych, też już chyba powoli opadała z sił. Mimo swego niezbyt przyjemnego położenia Magnus pozwolił więc w międzyczasie, by na jego twarzy zagościł przez moment przelotny uśmiech.- 22 odpowiedzi
-
- arena
- sala magicznych pojedynków
- (i 4 więcej)
-
turniej Arena VI - Komputer vs Magnus [zakończony]
temat napisał nowy post w II Turniej Magicznych Pojedynków
Nagle Magnus zauważył, że arenę zaczął szybko omiatać niby reflektor latarni jakiś ciemnofioletowy promień, choć przez zamieć nie widział jego źródła. Wtem, gdy już prawie zakreślił koło, trafił młodzieńca w pierś, po czym zatrzymał się i pojaśniał. Zdawał się nie czynić żadnej bezpośredniej szkody, jednak teraz z całą pewnością mężczyzna został wykryty. Nie zwlekając więc dłużej, przeszedł do natarcia. Jego przeciwniczka ochroniła się w tym czasie przed chmurą płomieni za pomocą jakiejś tarczy krótkotrwałej, która zakończyła w zasadzie swoją egzystencję zaraz po spełnieniu swego zadania. Dodatkowo, Cinnamon zdążyła jeszcze trafić Magnusa jakąś czarną wiązką, co sprawiło, że jego zbroja poczęła nagle niszczeć w zdumiewającym tempie. Tu może stosownym będzie drobny przerywnik, a zarazem pewne wyjaśnienie. Pokryty ciemnoszkarłatnym barwnikiem pancerz i ozdobny, ciemnoszary miecz młodzieńca były dziełami jego własnych rąk oraz efektami zarówno całkiem szczegółowych badań, jak i eksperymentów na niejednym materiale. Ostatecznie zbroja została skonstruowana z czterech różnych komponentów. Pierwszym była specjalnie spreparowana skóra, z której wykonano gruby kaftan, rękawice, spodnie i trzewiki (dopiero na to zakładano zbroję). Drugi był całkiem lekkim metalem wyśmienicie znoszącym różne przeciążenia, został więc wykorzystany na niektóre drobne i ruchliwe elementy oraz przy łączeniu wierzchnich płyt , wykonanych z trzeciego, rzadszego materiału cechującego się olbrzymią twardością i spoistością. Z czwartego materiału, o szarej, prawie matowej barwie, wykonano natomiast tylko "żebra" napierśnika wraz z tak zwanym obojczykiem i kołnierzem, szkielet hełmu, dłoń lewej rękawicy oraz miecz. Magnus jednak z całą pewnością wykonałby z niego nieomal wszystkie elementy pancerza, gdyby nie to, że był to metal potwornie trudny do uzyskania. Rekompensował natomiast swoją małą ilość niewyobrażalną wytrzymałością i odpornością na zadziwiająco dużą ilość czynników, co obserwator mógłby wywnioskować choćby po ostrzu miecza, które, choć otoczone gargantuicznym wprost gorącem, nie odkształcało się ani odrobinę. Młodzieniec nie miał jednak zbyt wielu okazji walczyć z osobami parającymi się zaawansowaną magią - przynajmniej aż do teraz. O ile zatem zagadnienie gwałtownego rdzewienia nie dotyczyło materiału pierwszego (gdyż nie był metalem), ani czwartego (gdyż w ogóle niemal niemożebnym było go choćby zarysować bez odpowiednich środków), o tyle gdy chodziło o materiały numer 2 i 3, których właściwości antykorozyjne poświęcono głównie w celu wzmocnienia przeciw atakom konwencjonalnym, mogło dać się już mocno we znaki. Magnusa zirytowało więc dość mocno, że poprzez tak nierozsądny dobór środków do sytuacji dał sobie zniszczyć zdecydowaną większość chroniącego go pancerza, choć z drugiej strony tak wielka szybkość postępu korozji musiała świadczyć o sporej mocy rzucającego zaklęcie, co sprawiło, że darzył teraz Cinnamon Weather jeszcze większym podziwem. Nie miał jednak czasu dłużej nad tym rozważać, jeśli chciał wykorzystać chwilową przewagę zaskoczenia i doprowadzić w końcu do walki bezpośredniej. Szedł więc dalej, w swoim miejscami poprzepalanym (widać zaklęcie wtórnej przemiany nie do końca jednak oszczędzało ekwipunek) skórzanym, ciemnym ubiorze i resztkach pancerza na swoją przeciwniczkę, rzucając nań najpierw wcześniej przygotowane zaklęcie, pieszczotliwie nazywane przez Magnusa "nerwobijem". Wystrzeliło z czubka jego miecza w postaci łańcucha pomarańczowych wyładowań. Przy kontakcie z organizmami żywymi nie powodowały wbrew pozorom żadnej znacznej szkody fizycznej, jednak bardzo mocno drażniły, jak sama nazwa wskazuje, zakończenia nerwów, powodując falę potwornego, rozdzierającego bólu. Nie czekając dłużej na efekty, mężczyzna rzucił w marszu jeszcze jeden szybki czar. - Koth, Akh! Lewie to wyrzekł, a jego lewe przedramię i lewą przednią nogę Cinnamon połączył rozjarzony ogniście łańcuch długości około dziesięciu metrów. W miarę zbliżania się do klaczki Magnus próbował jeszcze szybkimi machnięciami ręki nawijać go na ramię, jednak spora część świetlistych okowów nadal wlokła się po ziemi. Gdy był już może najwyżej dwa metry od przeciwniczki prawica Magnusa, w której dzierżył miecz, uniosła się, gotowa wykonać cięcie...- 22 odpowiedzi
-
- arena
- sala magicznych pojedynków
- (i 4 więcej)
-
turniej Arena VI - Komputer vs Magnus [zakończony]
temat napisał nowy post w II Turniej Magicznych Pojedynków
Na arenie nagle pojawiła się bardzo silna zamieć, która zaczęła bardzo ograniczać pole widzenia. Magnus zdążył jeszcze zauważyć Cinnamon, a ich spojrzenia krzyżowały się przez ułamek sekundy, nim wszystko zdawało się zniknąć, pochłonięte przez mroźny całun. W tymże też całunie młodzieniec momentalnie upatrzył swoją szansę. Rozumował, iż jeżeli przez całą tą zawieję nie widzi swojej przeciwniczki (przynajmniej na razie), tedy ona najpewniej chwilowo straciła z oczu i jego, o ile nie rzuciła tylko jakiegoś specyficznego zaklęcia. To dawało możliwości i czas, które to po zsumowaniu ukształtowały błyskawicznie w umyśle Magnusa pewien plan. On i Cinnamon znajdowali się jednak w odległości już najwyżej jakichś niecałych dziewięciu metrów od siebie, co stwarzało pewien problem. Na wypadek gdyby klaczka próbowała podejść jeszcze bliżej, czas akcji podejmowanych przez młodzieńca musiał być ograniczony do niezbędnego minimum. Magnus przystąpił zatem od razu do działania. Wraził prędko swój miecz w pozostałość jednego z pobliskich kryształów-przewodników, czyniąc to z taką łatwością, jakby ów kryształ był po prostu trochę zgęstniałą zupą. Było to możliwe dzięki działaniu pola termicznego otaczającego oręż. Dodatkowo, kryształ momentalnie zajaśniał od gorąca jasnym pomarańczem i bielą. Teraz przyszła pora na szybkie rzucenie zaklęcia. - Koth, Keth, Akh, Sh' asa... - Usta Magnusa wyszeptały te słowa z prędkością teoretycznie uprawniającą do konkurów w szybkości z karabinami maszynowymi. Ich efektem było natomiast uformowanie się wokół rozżarzonego kryształu kształtu przypominającego sylwetkę samego Magnusa, a utworzonego z gęstych kłębów dymu znajdującego się na dnie krateru. Miał się utrzymywać pobierając niewielkie ilości energii ze świecącego ciała krystalicznego (w którym teraz było jej całkiem sporo i była podatna na pewną manipulację). Po rzuceniu tego stosunkowo prostego czaru Magnus poczuł, jak o jego zbroję uderza się spora ilość lodowych igieł. Kilkanaście zrykoszetowało, ale większość po prostu rozbryznęła się o jego zbroję jak nadtopione śnieżki, zawrzała i wyparowała. Zdarzenia te trwały jakieś dwie sekundy. Po ich upływie młodzieniec wyszarpnął miecz, pochylił się i szybko odbiegł w lewo kilkanaście kroków, omijając pozostałe przekaźniki skokiem przez wypaloną w ich linii wyrwę. W biegu szybko posłużył się kolejnym zestawem prędko działających zaklęć. - Ish' xul' Roth! Ishsha, Shekh! Sha' Seh! Te czary miały z kolei za zadanie dostosować Magnusa do obecnie panujących warunków. Pierwszy pomagał w ukrywaniu się, gdyż wytwarzał wokół rozognionego (a przez to nieco lepiej widocznego) ciała mężczyzny nieprzejrzysty obłok białych oparów. Drugi był rzucony powtórnie w celu odświeżenia precyzyjnego zobrazowania terenu w głowie młodziana, a przy tym również wykrycia czarów działających pasywnie. Trzeci zaś, w połączeniu z pozostałymi, był szczególnie użyteczny, pozwalał bowiem użytkownikowi postrzegać promieniowanie cieplne. W rezultacie posłużenia się tymi zaklęciami, Magnus widział już teraz, gdzie jest jego oponentka - właśnie przystanęła nieopodal dymnej imitacji, przygotowując się do ponownego użycia magii - i że jej tarcza chyba zniknęła. Ponadto, sam pozostawał raczej niełatwy do zobaczenia. Młodzieniec zaczął wnet okrążać klaczkę szybkimi, wygłuszanymi przez zamieć krokami, próbując zajść ją z flanki. Gdy po mniej więcej trzech sekundach znalazł się za nią, w odległości sześciu metrów od jej prawego boku, sięgnął po większą część energii pozostałej w rozżarzonym krysztale, posyłając w kierunku Cinnamon obłok płomieni. Teraz wszystko zależało od tego, jak szybko przeciwniczka Magnusa zorientuje się w jego podstępie. Optymalnym byłoby dla niego, gdyby zmarnowała zaklęcie na jego podobiźnie. Młodzieniec sam jednak był w stanie przyznać, że chwilowy brak działania ze strony jego sobowtóra mógł się wydać mocno podejrzany. Możliwe też, że jego działania w jakiś sposób nie do końca jednak umknęły uwadze klaczki. Mimo wszystko, zaczął się skupiać na kolejnym czarze - w niektórych przypadkach działającym wyjątkowo wrednie. Bądź co bądź, pasożyt energetyczny sprawił mu całkiem sporo kłopotu, a Magnus nie zaliczał się do osób długo pozostających dłużnymi...- 22 odpowiedzi
-
- arena
- sala magicznych pojedynków
- (i 4 więcej)
-
turniej Arena VI - Komputer vs Magnus [zakończony]
temat napisał nowy post w II Turniej Magicznych Pojedynków
Oprócz sporej siły i wzrostu Magnus posiadał jeszcze jedną cechę, objawiającą się czasem dość spontanicznie. Była to umiejętność szybkiego wnioskowania. Gdy więc jego przeciwniczka, stojąc wciąż całkiem spokojnie z wargami układającymi się w lekki, podejrzany uśmiech rzuciła zaklęcie posługując się słowami "crystal duplum", które to powołały do istnienia kryształową wersję samego młodzieńca, trzymającą jednak broń w odwrotny sposób, Magnus domyślił się ogólnego działania czaru. Aby się upewnić, uskoczył jeszcze szybko w lewo. Lśniący duplikat, zgodnie z przewidywaniami uczynił to samo, zagradzając mu drogę. Decyzja młodzieńca była błyskawiczna. - Xer' Sha, Zaar! - Wyrzucił z siebie z wielką prędkością. Jednocześnie zdarzyły się cztery rzeczy. Po pierwsze, powietrze wokół magnusowego miecza, na odcinku zaczynającym się tuż przed czubkiem, a kończącym się przy podkrzyżu, nagle buchnęło płomieniem i w zasadzie natychmiast przybrało oślepiającą, białą barwę. Po drugie, materiał tarczy termicznej, sterowany myślą młodzieńca, skupił się w całości na jego lewym boku, jeszcze bardziej się nagrzewając i wirując niemal trzykroć szybciej. Po trzecie, lewa dłoń Magnusa z prędkością atakującej kobry zacisnęła się na wspomnianym wcześniej podkrzyżu, sztych miecza kierując w pierś kryształowej kopii. W końcu po czwarte, jej oryginał nastawił się doń swym lewym bokiem i skoczył na nią z ogłuszającym rykiem. Zderzenie się w powietrzu tych dwóch obiektów - Magnusa i jego duplikatu - wyglądało niemal, jakby odbywało się w zwolnionym tempie. Jednak, jak to na ogół bywa, kopia okazała się nie dorównywać pierwowzorowi. Tuż przed ich kontaktem struktura krystalicznego ciała na skutek potwornego gorąca znacznie się osłabiła, miejscami owo ciało ulegało nawet nadtopieniu. Gdy zaś rąbnęło o nie łącznie prawie dwieście kilo człowieka i mocnego metalu, na wpół rozpłynęło, a na wpół rozpękło się, natomiast dzierżony przez nie miecz poszedł w drzazgi, rozsadzony przebijającym go flambergiem. Wtedy większość pozostałych fragmentów duplikatu powbijała się w ziemię bo bokach ciężko lądującego Magnusa, usunięta tam przez wirującą tarczę mężczyzny. Sam Magnus też nie wyszedł z tego zupełnie nietknięty. Lewa część karku, głowy, obojczyka i cały lewy bark bolały go jak diabli, zaś długi na nieomal stopę odłamek kryształowego miecza zdołał się jednak wśliznąć między płyty pancerza nieopodal stawu łokciowego prawego ramienia, przebijając skórę i grzęznąc w mięśniach. Młodzieniec wziął się jednak zadziwiająco szybko w garść. Z głośnym warknięciem wyrwał z ręki kryształ jednym szarpnięciem, po czym kierowany już w zasadzie czystym instynktem cisnął nim w jakiś glutowaty, niemal absolutnie czarny obiekt, którego wcześniej nie zauważył, a który mknął ku niemu z wielką prędkością. Nie wpłynęło to jednak wcale na lot ciemnej masy - odłamek po przeleceniu przezeń spadł pionowo na ziemię, a smolista substancja już po chwili rozbryznęła się na tarczy oszołomionego wciąż bólem Magnusa. Co go zdumiało, materia, z której stworzony był pocisk, przywarł do gorącej bariery jakby nigdy nic. Sama bariera natomiast momentalnie stygła i hamowała, aż w końcu zniknęła. Wtedy też czarny glut oblepił całego mężczyznę, który poczuł, jak powoli słabnie. Ruszył jednak, powłócząc nogami, w stronę Cinnamon Weather, próbując zedrzeć z siebie w międzyczasie dziwną substancję. Odkrył jednak, że nie jest w stanie jej z siebie ściągnąć, przynajmniej nie za pomocą własnych rąk wyłącznie. Coraz ciężej było mu się z kolei poruszać, a skroń zaczęła pulsować. W takim stanie nie mógłby skutecznie walczyć. Stanął więc po kilku krokach, w odległości może jakichś dwunastu metrów od oponentki i, chwiejąc się odrobinę, szybko się rozejrzał, usiłując coś wymyślić. Tuż obok niego w rozgałęziającym się zygzaku wyrastały jakieś szare, matowe kryształy. Nie stanowiły raczej bariery (ta ustawiona byłaby zapewne w poprzek dystansu dzielącego go od klaczki) i bezpośrednio, jak na razie, go nie skrzywdziły. Biorąc pod uwagę odległość od Cinnamon, w jakiej pierwotnie się znajdował i moc, jaką zachowało samo rzucone na niego zaklęcie, wnioskował, iż może być to jakiś rodzaj przewodnika magicznego. Chwilowo to musiało jednak zaczekać. Uwagę Magnusa przyciągnął bowiem jego miecz, który nadal był otoczony piekielnie gorącym powietrzem, mimo oblepienia przez normalnie czarną materię. Tam, gdzie biło największe gorąco była jednak zaledwie lekko szara. Wtedy w końcu młodzieniec zrozumiał. Była to jakiś rodzaj pasożyta energetycznego. Świadczyło o tym zarówno zachowanie ciśniętej drzazgi, zniknięcie tarczy termicznej, jak i nawet sama barwa obiektu. Jednakże twór tego typu zdawał się mieć pewne ograniczenie - mógł, w zależności od rozmiaru, pochłonąć tylko określoną ilość energii, czego dowodziła barwa materii wokół ostrza miecza. W głowie Magnusa zrodził się więc już pewien koncept - przeładowanie. Przeszkodą byłoby tylko znalezienie wystarczającego źródła mocy. Wtedy jednak myśli młodzieńca znów zwróciły się ku jego przetransformowanemu sercu. Problem być może zatem sam się rozwiązał. Choć nigdy wcześniej tego nie próbował (głownie ze względu na możliwe ryzyko bycia rozerwanym na cząstki wręcz niedostrzegalne), postanowił jednak przesłać część zgromadzonej w gwiaździstym teraz sercu energii do reszty organizmu i część poza niego. Nie był bowiem do końca pewny, czy pasożyt miał pochłonąć tyle tylko sił, aby go osłabić, czy wyeliminować i dopiero po tym stać się nieszkodliwym. A w sytuacjach mogących grozić śmiercią - próbować zawsze warto. Magnus zamknął zatem oczy i skupił całą swoją uwagę na procesie przemiany wtórnej, wpadając w coś jakby trans. Nagle poczuł potworną ilość energii wypromieniowującą z jego klatki piersiowej. Potem nie czuł już nic. I wtem nagle sobie uświadomił, że nic już nie czuje, co oznaczało, że mógł jeszcze istnieć. Zaryzykował więc i otworzył oczy. Jak się okazało, stał na dnie geometrycznie idealnego, półkulistego krateru wypełnionego po brzegi gęstym czarnym dymem. Wszystko, co było w promieniu jakichś trzech metrów od niego zwyczajnie wyparowało, choć poza obrębem dołu zdawało się być w zasadzie nienaruszone. Gdy spojrzał na siebie, dostrzegł drobne języki płomieni tańczące między płytami jego pancerza, które były tak nagrzane, że ziemia pod jego stopami zaczęła głośno syczeć - a mimo tego zbroja zachowała swój kształt, choć z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu wydawała się mu chyba odrobinę ciemniejsza... Jeśli natomiast chodzi o miecz, nadal otaczała go ta charakterystyczna biała poświata. Samo ciało jednak zdawało się nie istnieć. Obecny nowy stan bytowania wprawiał Magnusa w lekkie oszołomienie, lecz postanowił nie tracić więcej czasu i po chwili wyłonił się z krateru. Wzrok widza mógł przyciągnąć szczególnie ten fakt, iż teraz młodzieniec z zewnątrz wyglądał, jakby płonął w swoim pancerzu. Magnus począł natychmiast omiatać wzrokiem pole walki, w poszukiwaniu Cinnamon.- 22 odpowiedzi
-
- arena
- sala magicznych pojedynków
- (i 4 więcej)
-
turniej Arena VI - Komputer vs Magnus [zakończony]
temat napisał nowy post w II Turniej Magicznych Pojedynków
Aktywacja Płomiennego Serca była całkiem intrygującym i złożonym procesem, którego tajników Magnus nie do końca jeszcze pojmował. Odkrył jednak, iż może jej dokonać kierując myśli i wolę na właściwe tory, za pomocą specyficznych emocji, czy, jak to właśnie miało miejsce, wypowiadając odpowiednie słowo, powodujące u niego instynktowny stan podwyższonej koncentracji dotyczący używania tej zdolności - podobnie rzecz się miała u niego na ogół z zaklęciami. Jeśli zaś idzie o samo działanie Płomiennego Serca, jak na razie młodzieniec ustalił, że zapewnia mu ono ogromne możliwości regeneracyjne, chroni w znacznej mierze przed ekstremalnymi temperaturami, płuca przekształca w jakby dwie dwukomorowe pompy, nieustannie zasysające i przetwarzające mieszaniny przeróżnych gazów, a serce - co uznał za dziwne - w coś podobnego maleńkiemu słońcu (okoliczności dowiedzenia się tych rzeczy Magnus nie wspomina mile). Efektem, który Magnus uznawał za uboczny, było doznawanie uczucia niesamowitej wręcz lekkości, wolności i przepełniającej go energii, niczym u Ikara, który właśnie otrzymał skrzydła. Kiedy ujrzał więc swoją przeciwniczkę, na której wrzące błoto rzeczywiście chyba nie zrobiło wrażenia, roześmiał się głośno swoim tubalnym głosem, i już zaczął podrywać się z klęczek, gdy wtem coś nim mocno szarpnęło. I tak jak bezlitosne promienie Słońca ukróciły lot Ikara, tak i zryw młodzieńca został nagle powstrzymany - jak się okazało, przez całkiem masywne grudy lodu, pętające jego nogi, a w szczególności lewą, na którą przyklęknął. Lód jednak miał tę właściwość, iż mimo swej twardości był całkiem kruchy. Magnus zatem, nie chcąc tracić więcej czasu, zacisnął opancerzoną dłoń w pięść i rąbnął nią porządnie kilka razy w zimne pęta, nie szczędząc przy tym swej olbrzymiej siły. Za pierwszym ciosem na największej bryle pojawiły się spore pęknięcia, za drugim się powiększyły, a po trzecim jego lewa noga była już w zasadzie wolna, choć nadal zdrętwiała nieco od zimna. Prawą stopę oswobodził natomiast z wielką precyzją raz dźgając krępujący ją lód za pomocą miecza, niczym mistrz rzeźbiarstwa posługujący się dłutem. Teraz natomiast postanowił powoli przejść do ataku. Wzniósł więc swój flamberg i ruszył w kierunku oponentki, z każdym krokiem przyspieszając. Nim Cinnamon Weather wykonała kolejny ruch, Magnusowi udało się jeszcze, już w biegu, rzucić jedno, szybkie zaklęcie. - Xer' Roth, Sekh! - Zakrzyknął, a jego ciało momentalnie otoczyła masa kłębiącego się i gęstniejącego - lecz nie krępującego jednak ruchów młodzieńca - powietrza, które zaczęło potwornie się nagrzewać w zatrważającym tempie. Resztki lodu na nogach pod wpływem temperatury wkrótce wyparowały. Była to pewna forma tarczy, której materią użytkownik mógł sterować za pomocą siły woli. Choć może poniekąd niepozorna, była w stanie zmienić tor lotu sporej ilości pocisków konwencjonalnych, a niektóre nawet zwyczajnie spopielić. Teraz jednak nastał czas na działanie dla klaczki i Magnus nie miał cienia wątpliwości, że gospodarnie go wykorzysta.- 22 odpowiedzi
-
- arena
- sala magicznych pojedynków
- (i 4 więcej)
-
turniej Arena VI - Komputer vs Magnus [zakończony]
temat napisał nowy post w II Turniej Magicznych Pojedynków
- Niech tak będzie - Rzekł Magnus. Odczekał jeszcze moment, po czym poderwał nagle w kierunku Cinnamon Weahter swoją niezwykle mocno, nawet jak na tę zbroję, opancerzoną lewą rękę, rozczapierzył szponiaste palce i ryknął: - Xer' Sha, Urh! Po tych słowach z wnętrza jego dłoni wystrzeliła niesamowicie jasna, biała wiązka gorąca, uderzając w ziemię w odległości jakichś dwóch metrów od jego przeciwniczki. Nim minęła sekunda, ziemia w tym miejscu została rozerwana eksplozją, która wyrzuciła w kierunku klaczki sporą ilość wrzącego błota w dość szerokiej i wysokiej fali. Magnus wątpił, by mogło to jakoś poważnie zagrozić tak znamienitej czarodziejce, jaką była Cinnamon. Wiedział jednak, że takie błoto może spadać całkiem długo, co może zapewni mu dwie, może trzy dodatkowe sekundy. Nie tracąc wiec czasu, natychmiastowo zaczął rzucać kolejne zaklęcie. W jego dłoń wystrzeliły stosunkowo niewielki kamień i obłoczek pyłu. Palce momentalnie się na nich zacisnęły. A potem młodzieniec wyszeptał: - Xeper... W tym momencie jego ciało odgięło się w serii niesamowicie silnych spazmów, zaś jego ramiona wystrzeliły na boki. Po powierzchni ciała zaczęły przebiegać szybko drobne, pomarańczowe wyładowania, zaś z pomiędzy płyt jego pancerza i z oczodołów zaczęło wydobywać się jasne światło. Po chwili wszystko jakby przygasło, a Magnus zaczął osuwać się na ziemię. Nim jednak padł, w ziemię wbił się jego miecz, a jego właściciel zdążył się na nim wesprzeć, co ostatecznie skutkowało przyklęknięciem przez młodzieńca na kolano. Otworzył lewą rękę i spojrzał na nią. Była pusta, dokładnie tak, jak powinna być. Wtedy powoli uniósł głowę, zwracając ją tam, gdzie przed rzuceniem zaklęcia stała jego oponentka. Oczy jego jaśniały jak ogień. Wszystko to trwało z dobre siedem sekund, toteż prawdopodobne było, że zaraz czymś naprawdę mocno oberwie. Teraz jednak, po aktywacji Płomiennego Serca, stwierdził, iż był w stanie już coś-niecoś wytrzymać.- 22 odpowiedzi
-
- arena
- sala magicznych pojedynków
- (i 4 więcej)
-
turniej Arena VI - Komputer vs Magnus [zakończony]
temat napisał nowy post w II Turniej Magicznych Pojedynków
Wrota areny przekroczył w końcu szybkimi krokami oponent Komputera, Magnus. Miał już na sobie swoją szkarłatną, masywną zbroję, a w prawicy dzierżył swój flamberg, co najwyraźniej nie sprawiało mu żadnego problemu, pomimo imponujących rozmiarów tej broni. Tym razem okrywała go jeszcze jakaś luźna szata z kapturem, wykonana z ciemnego, grubego lnu. Jednakże, zaledwie chwilę po wejściu młodzieńca, zaczęła ona dymić, syczeć, aż w końcu poczęła się żarzyć. Gdy w końcu Magnus przystanął, jego płócienne okrycie w końcu spłonęło zupełnie, nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu i, najwyraźniej, nie wyrządzając mężczyźnie szkody. Jego oczy z za metalowej osłony hełmu zlustrowały szybko arenę, odrobinkę dłużej oglądając podłoże. W końcu spojrzenie tego ogromnego człeka spoczęło na Komputerze, który okazał się być klaczką o marchewkowej sierści i cynamonowych włosach, odzianą w czarna pelerynę. - Ishsha, shekh...- Niedosłyszalnie dla kogokolwiek poza nim samym wyszeptał. Po ułamku sekundy pewne subtelne wibracje powietrza wokół osoby jego przeciwniczki, zasugerowały istnienie jakiejś tarczy. Poza tym, w jego głowie powstała też całkiem precyzyjna mapa ułożenia terenu na całej arenie. Uznał, że nietaktownym mogłoby być samo rozpoczęcie starcia bez powitania. Omiótł więc jeszcze prędko wzrokiem grunt pod swymi stopami, po czym znów spojrzał na swego adwersarza. - Witaj! - Zawołał energicznym basem, o brzmieniu zniekształconym nieco przez hełm. - Żywię nadzieję, iż nasz pojedynek będzie emocjonujący! Prócz tego, pragnę też życzyć Ci powodzenia! - Po tych słowach schylił się w niewielkim ukłonie, czekając odpowiedzi. Jednakże, na wszelki wypadek, przygotowywał się już nie tylko na słowa...- 22 odpowiedzi
-
- arena
- sala magicznych pojedynków
- (i 4 więcej)
-
[Proszę o wybaczenie za tak długi brak odpisów] Magnus uprzejmie podziękował, po czym odsunął sobie krzesło i usiadł w oczekiwaniu na realizację zamówienia. Wyjął po jakimś czasie z kamizelki drobny notes wraz z ołówkiem, który w jego palcach wyglądał jak szpileczka. Otworzył na stronie, na której widniał jakiś skomplikowany schemat, przedstawiający jakieś powierzchnie, fale, prądy oraz mnóstwo dłuższych lub krótszych strzałek. Myślał chwilę, po czym naszkicował okrąg, do którego coś zdawało się wpadać, lecz już nie wydostawało się poza niego. Przyglądał się swemu tworowi przez moment, po czym w zamyśleniu skinął głową i schował przybory. Niebawem zresztą powróciła kelnerka, niosąc na tacy nielicho wyglądającą porcję knedli i sporą szklankę nietypowo wyglądającego napoju. - Bardzo Pani dziękuję - Rzekł młodzieniec, ujął w dłonie sztućce i już po chwili zajął się spożywaniem wybornego, jak się okazało, posiłku. Gdy skończył, poobserwował jeszcze chwilę swoje otoczenie. W karczmie pojawiło się jeszcze kilka interesujących osób, wśród wielu na przykład osobnik będący posiadaczem intrygującej maski, cienisty kelner, bądź umundurowany na czerwono mag o nieco niewieścim wyglądzie. Ta ostatnia dwójka przez chwilę zresztą chyba porozumiewała się za pomocą jakichś sygnałów energetycznych o różnej naturze, co przyciągnęło na moment jego uwagę. Po chwili jednak jego myśli zboczyły na tory prowadzące do stacji "Pojedynek". Miał się potykać z tajemniczym Komputerem, o którym zdążył zasłyszeć już od kogoś, iż jest to persona, której mocy i przemyślności lekceważyć nie wolno. Nie był pewien, czy uda mu się wygrać z tym zaprawionym ponoć w bojach wojennikiem, ale uznał w końcu, że w sumie to niewielu rzeczy na tym świecie można być stuprocentowo pewnym. Wtem zauważył, że siedzący jeszcze niedawno obok niego Alder gdzieś zniknął. Gdy uświadomił sobie, iż jego pierwsze starcie ma niebawem się rozpocząć, dopił resztkę "Czarującej Mgiełki", zapłacił z napiwkiem ("Te knedle zasługują na nagrodę!"), po czym wyszedł z karczmy raźnym krokiem i skierował się do swojej kwatery, aby się przygotować.
-
Młodzieniec, otrzymawszy odpowiedź na postawione przezeń pytanie skinął lekko głową. - Cóż, dziękuję bardzo waszmości - rzekł - Swoja drogą, wielce nadobnym jest ten motyl - dodał po chwili z uznaniem w głosie. Po tych słowach zwrócił się do wdzięcznie wyglądającej żółtej klaczy o przyjemnym głosie, która go powitała i zaoferowała się go obsłużyć. - Poprosiłbym knedle z mięsem, z napitków zaś ową "Czarującą Mgiełkę", jeśli nie stanowiłoby to kłopotu. Gdy kelnerka oddaliła się w celu zrealizowania zamówienia, mężczyzna ponownie skierował się ku magowi, z którym wdał się w krótką wymianę zdań. - Właściwie to należałoby mi się chyba przedstawić. Zwą mnie Magnus - to powiedziawszy ukłonił się lekko - Czy nie przeszkadzałoby Panu, gdybym przy tym samym stole co waść usiadł?
-
W drzwiach prowadzących do drugiej części karczmy znajdującej się nad wielką salą pojawił się gigantycznych wymiarów ludzki młodzieniec. Miał zdecydowanie więcej niż dwa metry wzrostu oraz potężną muskulaturę. Tego wieczora przywdział, zamiast swojej szkarłatnej zbroi, względnie prosty, matowy ubiór. Składały się nań bawełniana czarna koszulka z krótkim rękawem i szarozielonymi ornamentami okalającymi nazwę jego ulubionej grupy trubadurów (pochodzących z resztą z jego miejscowości), oraz skórzane: ciemnobrązowe spodnie wraz z takimż szerokim, ćwiekowanym pasem o masywnej klamrze ozdobionej motywem Jormungandra, nieco ciemniejsze buty o wysokiej cholewie i czarna kamizelka. Z jego głowy wyrastały bujne, ciemnozłote włosy, zaś na jego wargach, okolonych przez krótką, acz gęstą brodę i wąsy gościł uśmiech, szeroki a serdeczny. W prawicy dzierżył swój flamberg, z ostrzem owiniętym specjalnie przeznaczoną do tego płachtą z grubego materiału. Wielkolud omiótł swym wzrokiem pomieszczenie, po czym skłonił się nisko. - Czołem waszmościom! I nadobnej panience do nóg upadam! - Zawołał głębokim basem, w którym nie doszukałoby się ni krztyny drwiny, a jedynie serdeczności. Gdy wyrzekł te słowa, wyprostował się, przekroczył próg i chciał właśnie ruszyć w kierunku karczmarza w celu zamówienia posiłku, lecz okazało się, że jest on jeszcze zajęty podawaniem sporej ilości wina jednemu z gości. Oczekując, raz jeszcze rozejrzał się po pomieszczeniu. Wtedy jego uwagę przykuła rzecz, którą uznał za szczególną. Podszedł więc na chwilę do najbliższego wejściu stołu, po czym nachylił się i zagadnął siedzącą przy niej dwójkę tym samym co wcześniej, uprzejmym i wyraźnym, choć już zdecydowanie cichszym głosem: - O wybaczenie proszę, alem od niedawna w tych stronach, a zauważyłem, że dwie obecne tu persony, które jakowe długie a wąskie przedmioty (no, w tym wypadku laski) posiadały, w tym Pan - tu zwrócił się na chwilę w stronę wysokiego jegomościa - na sztorc je poustawiały, za pomocą magii zapewne... Jestli to jaki tutejszy obyczaj, tudzież tradycja? Zali i ja winienem tak z mieczem swoim uczynić? Może to i głupie pytanie, wszelako żadnego nietaktu tu uczynić nie chciałbym, toteż jeno upewnić się pragnę...
-
zapisy Zapisy do II Turnieju Magicznych Pojedynków
temat napisał nowy post w II Turniej Magicznych Pojedynków
Chyba jednak nie ma miejsca. Właściwie, z tego com zrozumiał z regulaminu wynikałoby, iż udział osób spoza zapisów jest możliwy w sytuacji, gdy któraś z tych trzydziestu dwóch person, które zostały oficjalnie wpisane na oryginalną listę, w ciągu tygodnia od rozpoczęcia się pierwszej rundy Turnieju nie wystuka żadnego komunikatu w temacie poświęconym jej starciu. W takim wypadku użytkownik nie figurujący na pierwotnym spisie uczestników może bodajże zająć jej miejsce w zawodach. Wydaje mi się, że natomiast w przypadku braku chętnych do zastępstw, oraz po pierwszej rundzie (kiedy wymiana zawodników jest już niemożliwa), osoba nieaktywna po prostu przegrywa walkowerem. Innemi słowy, Zandi Ibn Aslan (miedzy innymi) ma nadal teoretyczną szansę na uczestnictwo w Turneju Magicznych Pojedynków. PS: Może to i lekkie lanie wody, tudzież pisanie informacji, o których zapewne "wszyscy wiedzą", ale uznałem jednak, że napisanie tego komunikatu "tak na wszelki wypadek" raczej nie zaszkodzi. -
zapisy Zapisy do II Turnieju Magicznych Pojedynków
temat napisał nowy post w II Turniej Magicznych Pojedynków
Pojmuję, że na liście zapisanych użytkownicy, których pseudonimy umieszczono w nawiasach będą walczyć jako wykreowane przez nich postacie. Chciałbym tylko zauważyć, że ja również zgłosiłem się do turnieju jako specjalnie do tego "utworzona" osoba (imieniem Magnus). Moja wina, że zapewne jakoś nie uwypukliłem tego w wiadomości, w której się zapisałem, niemniej jednak prosiłbym o naniesienie stosownej poprawki do listy w celu uniknięcia potencjalnych nieporozumień. Poza tym, miałbym też jedno pytanie, które aż wstyd mi trochę zadać, ale... W jaki sposób ustala się, który z uczestników rozpoczyna pojedynek (o ile się ustala; w przeciwnym wypadku: czy obowiązuje zasada "kto pierwszy, ten lepszy")? PS(ed.): Z góry przepraszam za potencjalny "offtop". -
zapisy Zapisy do II Turnieju Magicznych Pojedynków
temat napisał nowy post w II Turniej Magicznych Pojedynków
W alei rozległy się odgłosy kroków, którym towarzyszyło to głuche charakterystyczne stukanie, jakie wydają delikatnie uderzające o siebie metalowe płytki. Po chwili zrobiło się cicho, albowiem wędrujący, zakuty w masywną zbroję wielki mężczyzna, będący źródłem tych drobnych hałasów właśnie się zatrzymał. Zerknął na drzwi, stojące tuż przed nim, potem na numer budynku, wreszcie na tablicę wiszącą nad wejściem. Na wszelki wypadek porównał jeszcze te dwa ostatnie obiekty z notatką na niewielkiej karteczce, którą wydobył z karwasza. Stwierdził zapewne, że wszystko się zgadza, wsunął bowiem zaraz nieco pomięty już kawałek papieru na miejsce, które zajmował poprzednio, po czym otworzył drzwi i przeszedł przez nie. Nie były one wielkie, toteż mężczyzna mierzący jakieś dwa metry i dwadzieścia centymetrów wzrostu musiał się dość mocno pochylić. Natomiast pomieszczenie znajdujące się tuż za drzwiami miało już bardziej komfortowe jak dla takiej osoby gabaryty. Chwilę później światło lampy wiszącej nad piedestałem, na którym leżała księga na zapisy, oświetliło przybysza zupełnie, ujawniając jego sylwetkę dla ciekawskich oczu. Był to człowiek o tęgiej i muskularnej budowie, odziany w ciemnoszkarłatną, matową zbroję skonstruowaną ze sporych, zachodzących na siebie metalowych płyt. Tak opancerzony był nieomal każdy fragment ciała, może poza wewnętrznymi stronami stawów łokciowych i bokami. Te skrywała gruba i ciemna skóra, w tym drugim wypadku naszywana jeszcze niewielkimi metalowymi łuskami. Płyty napierśnika zachodziły na siebie w taki sposób, że wyglądały jak spore, metalowe żebra. Rękawice miały pazurzaste zakończenia palców, przy czym ta na lewej ręce była znacznie masywniejsza, z palcami podobnymi grubym metalowym szponom. Zbroję tą wieńczył hełm, upodobniony nieco za pomocą niewielkich rzeźbień do czaszki o spiczastych zębach, z której skroni wyrastała para zakrzywionych, czarnych rogów. Na płaskim grzebieniu tego nakrycia głowy jawiły się z kolei trzy niewielkie szpikulce, jeden za drugim. Całość wyglądała odrobinę, jakby była nie tyle na użytkownika założona, co do niego przyśrubowana. W swojej prawicy mężczyzna dzierżył imponujących rozmiarów ozdobny flamberg, opierając sobie jego głownię o ramię. Miecz miał jednolicie ciemnoszarą barwę. Jego jelec był ukształtowany w taki sposób, by przypominał smoczy łeb o zagiętych rogach, z którego paszczy wydobywał się ognisty jęzor, tworzący klingę. Jej koniec miał kształt klina z dwoma wcięciami u podstawy, natomiast część dolnej powierzchni pokrywały kanciaste runy. Mężczyzna, gdy zbliżył się do piedestału, z ostrożnością oparł o niego swój miecz i zdjął hełm, odsłaniając młodzieńczą twarz o wyrazistych, surowych rysach i masywnych łukach brwiowych. Szczękę miał porośniętą krótką, acz gęstą ciemnozłotą brodą. Przejrzał część ostatnich zapisów w księdze, po czym na samym dole dopisał swoje imię: Magnus. I oto stało się. Właśnie zapisał się do drugiej edycji osławionego już Turnieju Magicznych Pojedynków. Ledwie przybył co prawda do miejscowości, w której można było się zapisać, ale postanowił nie tracić czasu i zadeklarować swój udział czym prędzej, nim zabraknie wolnych miejsc. Z tego co słyszał, turniej był bowiem jednym z najciekawszych wydarzeń, jakie mogły się zdarzyć w promieniu wielu kilometrów, zresztą od jakiegoś już czasu intrygowały go pojedynki z użyciem czarów. Magnus pochodził ze stosunkowo niewielkiej miejscowości, leżącej na północy. Był tam przez niejedną osobę podziwiany, zarówno ze względu na siłę i wzrost, jak i na wytrzymałość. W wieku lat kilkunastu odkrył u siebie natomiast dość ciekawy talent: gdy w jego domu pewnej nocy wybuchł pożar, dość duża belka stropowa spadając przygwoździła go do podłoża, unieruchamiając wśród rozszalałego morza płomieni. Gdy ostatnie ognie zgasły, w osłupienie wszystkich wprawił fakt, że Magnus nie tylko przeżył, ale też jego rany zdawały się regenerować w niesamowitym tempie. Od tamtego czasu młodzieniec odkrył również u siebie pewne zdolności magiczne. Zdziwaczał odrobinę. Zaczął też interesować się płatnerstwem, kowalstwem i, co może wydać się dziwne, nieomal wszystkim, co było związane z ogniem i wysoką temperaturą. Po jakimś czasie, gdy doszły go wieści, że ma się odbyć jakiś turniej magiczny, postanowił wziąć w nim udział w celu sprawdzenia się i poznania nieco lepiej reguł rządzących magią. A kto wie, może dopisze mu szczęście nowicjusza... Magnus posiada, poza pirokinezą, względnie uniwersalne zdolności magiczne, osobiście jednak preferuje czary związane w jakiś sposób z termiką. Jego zdolność specjalna, którą nazwał Płomiennym Sercem, polega natomiast na częściowej transmutacji organizmu, a w szczególności serca, zmieniając je w coś podobnego do maleńkiej, lecz potwornie jasnej kuli plazmy. Gdy umiejętność ta zostanie użyta, zapewnia mu ona znaczne zdolności regeneracyjne (choć on sam nie wie, do końca jak), co w pewnym stopniu równoważy spore gabaryty i raczej stosunkowo niską mobilność użytkownika. Z powodu na niewielki poziom wiedzy na temat aspektu samej przemiany, młodzieniec chciałby w przyszłości udoskonalić szczególnie tą właściwość. Poza tym, dzięki Płomiennemu Sercu Magnus i jego ekwipunek mogą być też częściowo odporne na szkodliwe wpływy ekstremalnych temperatur. -
dyskusja [Dyskusja] [Propozycje] II Turniej Magicznych Pojedynków i starcia drużynowe
temat napisał nowy post w Turnieje
Cóż, nie brałem udziału w poprzednim Turnieju Magicznych Pojedynków, toteż brak mi pełnego zasobu informacji odnośnie zastosowania podobnego modelu zasad w praktyce, jednakże na chwilę obecną ten aktualnie prezentowany przypada mi do gustu i nie wywołuje żadnych obiekcji z mojej strony. Co zaś się tyczy starć drużynowych, śmiem twierdzić, że tkwi w tym pewen potencjał sprawiający, że pomysł wielce trafionym może się okazać, jeżeli tylko będą chętni i nie będzie problemów z organizacją. Ale równoległe wprowadzenie ich z turniejem może (ale niekoniecznie) dostarczyć chwilowych problemów z jednym i (lub) drugim. Może byłoby lepiej wprowadzić je tuż po Turnieju albo w jego póżniejszej fazie dla sprawniejszego przeprowadzenia samych zawodów. Oczywiście, jeżeli nie sprawiłoby to jednak żadnego kłopotu, myślę, że możnaby je spokojnie wprowadzić równolegle z samym turniejem.