Skocz do zawartości

PrinceKeith

Brony
  • Zawartość

    1481
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    6

Posty napisane przez PrinceKeith

  1. Wkrótce ściemniło się. Posiedzieliście jeszcze chwilę przy ognisku. Było całkiem przyejmnie mimo to Vivienne w ogóle się do was nie odezwała. Dała jeszcze miskę strawy Adrze po czym wzięła się za rozkładanie zapasowego namiotu dla was. Oświadczyła iż możecie tam spać, potem udała się na przechadzkę. Zostaliście sami, siedzieliście sami na ponad godzinę. Potem wróciła, niezwykle zmęczona i nieco pobrudzona od substancji która wyglądała jak połączenie ziemi i jakiejś czerwonej substancji. W sumie nie kożna było tego ubrudzeniem, raczej malowidłami. Tan naprawdę były to pisma runiczne. Nie wiedzieliście co to za dziwne malunki. Trzeba było przyznać, zachowywała się dziwnie. Nie powiedziała wam dosłownie nic. Po prostu spojrzała na was po czym bez słowa poszła do swojego namiotu. W końcu postanowiliście pójść spać. Objęcia Morfeusza niedługo zamknęły was w sobie.

     

    Znaleźliście się w jakimś dziwnym miejscu. Była tu tylko ziemia, a wszędzie indziej tylko biel. Przeszliście kilka kroków. Nagle znaleźliście się na ziemi na z której wyrastały kryształy. Na niebie znajdował się kosmos. Jednak najciekawsze było to, co działo się przed wami. Po środku stał stół z ogromną szachownicą. Z jednej strony stołu siedziała Eden. Poznaliście ją, wyglądała tak jak na obrazach czy rzeźbach. Więc osoba siedząca na przeciwko niej była Nathanielem. Po prawej stronie Eden stała dziewczyna. Dopiero po chwili ją poznaliście. To była Vivienne. Zaś po lewej stronie Nathaniela stał jakiś chłopak. Jego już nie znaliście. Po lewej i po prawej stronie stały siostry bytu. Po prawej pozytywne cechy po lewej negatywne cechy. Bogowie wywoływali po kolei każdą z cech a ta przestawiała pionki według swojego uznania. Potem chłopak i Vivienne podeszli do siebie a potem uścisnęli sobie dłonie. Usłyszeliście jak rozmawiają cicho.
    - Vee, będę tam za godzinę. Musimy ich obronić. - powiedział.
    - Powodzenia. - powiedziała Vivienne po czym oboje wyjęli coś z kieszeni a następnie rzucili tym ku górze. Dopiero w locie ujrzeliście co to. Były to dwa pionki. Pierwszy przedstawiał dwie dłonie. A drugi gałąź dookoła której obkręcony był wąż. Ten pierwszy złapała Vivienne a drugi chłopak. Szybko ustawili pionki na szachownicy. Następnym co widzieliście była czerń. Ocknęliście się. Leżeliście w namiocie. Słyszeliście rozmowy z dworu. Dwóch osób, jedną na sto procent była Vivienne. Drugi głos był podobny do głosu chłopaka którego widzieliście u boku bogów.

  2. Dziewczyna nawet nie zwróciła większej uwagi na komunikat. Po prostu milczała. Myślała sobie nad różnymi rzeczami, po prostu. Nic innego nie było tu do roboty. Grzywka nieco spadła jej na oko, a ta zmuchnęła ją. Poprawiła jeszcze przepaskę.

  3. Dziewczyna była nieco zaskoczona. Rozkuli ją od razu, nie myślała, że to zrobią. Idioci. Z jednej strony, musiała być teraz niezwykle ostrożna. Musiała słuchać pani generał która jak na razie zabłysnęła wsię jej oczach jako raczej specyficzna osoba. Jednak szła za kobietą krok w krok. Cieszyła się z wolności rąk. Kilka razy strzeliła palcami po czym uśmiechnęła się pod nosem.

  4. Dziewczyna nieco zmarszczyła brwi. Pochyliła się bardziej ku ziemi patrząc na podłogę. Zastanawiała się. Chyba życie było ważniejsze. Po za tym, jeśli teraz usłucha, zrobi co trzeba... To może dadzą jej potem wolność? A wtedy powri do dawnych nawyków. Zaśmiała się cicho.

    - Nie mogę się nie zgodzić, bo i inaczej zginę. Co innego mi pozostaje? Dobra. - powiedziała.

  5. Dała się złapać  Tylko tego brakowało. Jeszcze ten wynik testu. Co zamierzali teraz z nią zrobić. Kiedy dziewczyna weszła do pokoju Caroline nieco zatkało. Za kogo ona się uważała, hm? Żeby tak się do niej zwracać. Po za tym, czemu była tak dziwnie ubrana. Tak skąpo. Sama nigdy by się tak nie ubrała, o nie.

  6. Imię: Caroline
    Nazwisko: Shareno
    Wiek: 19 leciszy na karku
    Płeć: Kobieta
    Narodowość: USA, z pochodzenia Polka
    Miejsce zamieszkania: Wirginia
    Przodek: Emilia Plater
    https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/3/30/Emilia_Plater_2.PNG
    Wygląd: 
    http://i0.kym-cdn.com/photos/images/facebook/000/982/031/6b9.png (brązowe włosy)
    Broń:
    http://vignette1.wikia.nocookie.net/leagueoflegends/images/f/fc/Jhin_gun.jpg/revision/latest?cb=20160112205544
    Dwa pistolety. Wiedzą kiedy trzyma je w dłoniach sama Caroline. Kiedy dotknie ich ktoś inny blokują się. Naboje po kontakcie z ciałem rozkładają się jak kwiaty i wypuszczają dym (takie resztki/niedopałki ognia).

  7. Shiro niewiedziała co zrobić. Próbowała powstrzymać oznaki bólu na twarzy jak tylko mogła.

    - Rób co karze. - szepnęła jeśli mogła. Miała nadzieję, że zakończy to tak szybko jak będzia mógł. Musiał przełamać opory. - Uwierz w przeznaczenie... - wyszeptała jeszcze po chwili. Ich przeznaczeniem na pewno było być razem. Więc musiała istnieć, jakkolwiek.

  8. Shiro westchnęła, spojrzała na Ezreala.

    - Słabniesz z każdą chwilą. Umierasz od środka. Czuję, że na tym ołtarzu coś się zakończy, i coś się zacznie. Oboje musimy wziąć w tym udział. Prosze... Te uczucie mnie zamęczy. Muszę, takie jest przeznaczenie. - powiedziała a po jej policzkach popłynęły pojedyńcze łzy. Musiała namówić chłopaka by zdobił to, co trzeba było zrobić. Wiedziała, że ma opory.

  9. Shiro jakby powróciła do zmysłów. Nie, to wszystko było dziwne. Kindred tu byli, racja. Ale skąd miała wiedzieć, że na prawdę się odrodzi. Zeszła ostrożnie z ołtarza.

    - Masz rację. Nie mam zapewnienia, że będę istnieć dalej. Zbierzmy najpierw fakty, potem wykonujmy to co należy do naszego przeznaczenia. Spróbuję zawołać Kindred. - powiedziała. Próbowała wysnuć w głowie myśl o tym, że chce by się pojawili. By wytłumaczyli jej to wszystko jeszcze raz, dokładniej. I żeby powiedzieli Ezrealowi. Próbowała przekazać im tę myśl.

  10. [Cirilla]

    Uczucie strachu... Czuła je po raz pierwszy. Nie wiedziała, czego się spodziewać. Słowa spotkajmy się o północy, wiesz gdzie... Nie do końca była pewna czy miało być pozytywnie czy też nie. Cóż... Wyszła z chaty, po czym udała się pod drzewo wisielców.
    ***
    - Nie. - odparła tylko, po czym weszła. Szybko znalazła swoją szafkę i otworzyła ją. Wyjęła ubrania i przebrała się, po czym włożyła swoje codzienne ubrania do szafki. Wzięła pałkę i po czym zamknęła schowek a klucz włożyła do kieszeni. Zarzuciła pas z mieczami, po czym wyszła z pomieszczenia.

  11. Shiro spojrzała nieobecna na Ezreala.

    - Po prostu zrób co ci karze... Zniosę wszystko. Nie kieruj się uczuciem, wszystko będzie ze mną okej. Dlatego nie cofaj się przed niczym. Bo... Ufam tylko tobie. - powiedziała szeptem po czym uśmiechnęła się do niego. Była gotowa na wszystko, a najbardziej, na ból który najprawdopodobniej miał nastąpić za chwilę. Zadrżała lekko.

  12. Shiro słysząc swoje imię wyszła nieco z transu który był spowodowany zachwytem. Jednak szybko wróciła do poprzedniego stanu. Wydawało się zbyt nierealne by Jayce powiedział do niej po imieniu, do tego użył zwrotu "skarbie". Dziewczyna uznała to za iluzję jej umysły. W tym miejscu wszystko mogło jej się wydać, przysłyszeć. Mogło to być spowodowane zamyśleniem, oderwaniem od rzeczywistości. Mistrz ceremonii... Nie mogła wybrać nikogo innego. Była tylko jedna osoba której ufała całkowicie, nikomu innemu nie dałaby się tak do siebie zbliżyć. To była ta osoba której wybaczyłaby bez względu.
    - Ezreal. - wyszeptała tylko. Nie mógł zrobić to nikt inny. Po prostu nie. Nie była tylko pewna czy będzie w stanie. 

×
×
  • Utwórz nowe...