Skocz do zawartości

StyxD

Brony
  • Zawartość

    134
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez StyxD

  1. Jeszcze ja, jeszcze ja! Mówiłem, że prokrastynacja... 1. Wiele musi się zmienić, by wszystko zostało po staremu Wywiad z chaosem [Slice of Life(?)] 3. Kryształowe Serce Eksperyment [Dark] 9. Popełniłeś właśnie ogromny błąd Granica [Adventure][Violence]
  2. No nie! Tak się dzisiaj niesamowicie spiąłem, żeby zdążyć dzisiaj napisać dwa opowiadania przed deadline'm, a tu taka wiadomość... prokrastynacja mi się zaraz włączy i na pewno nie zdążę!
  3. To chyba pierwsze nie-nenjijskie opowiadanie Mordecza, jakie dane mi było przeczytać od czasów niepamiętnych ;). Choć niestety i tym razem nie obeszło się bez nowoczesnych technologii! Ciężko mi ocenić ten fik. Wiele scen było naprawdę śmiesznych (choć przy paru musiałem się krzywić - no ale może ja po prostu taki jestem), podobało mi się też wykrzywione przedstawienie (większości) bohaterek. I wszystko było fajnie, ale w końcówce zupełnie zabrakło jakiejś puenty, podsumowania, czegokolwiek do czego zdawały się zmierzać wydarzenia. Bo wizyty Spike'a u kolejnych przyjaciółek, oraz migawki na Twilight i Rainbow, zdecydowanie do czegoś zmierzały. Ale to w końcu nie następuje, a opowiadanie kończy się z takim "eee...". Jako zbiór komediowych scen prezentuje się całkiem nieźle, ale brak puenty niestety zbyt wyraźnie kole, żebym mógł to uznać za dobre opowiadanie komediowe, niestety.
  4. Ja bym zdecydowanie odradzał tego typu wizualne efekty, czy w ogóle jakiekolwiek poza kursywą i oddzielaniem scen, o których wspomniała Cahan. A to dlatego, że wyłączając dzieła eksperymentalne, jak np. House of Leaves, takie środki stylistyczne nie występowały w żadnym fiku ani żadnej powieści, jakie czytałem. Wprowadzanie jakichś arbitralnych, udziwnionych oznaczeń dla różnego typu scen wprowadza tylko niepotrzebny zamęt i niezbyt dobrze wygląda – zwłaszcza, że cały literacki literacki świat radzi sobie bez nich. Ja używam. Wydaje mi się, że nie ma większego powodu dla zachowania pisowni oryginalnej, bo to nie nazwa własna. A precedens słowotwórczy istnieje już choćby w postaci komputera. Ale że należę do sekty jednorożkowych odszczepieńców, moje zdanie może w tej sprawie wiele nie znaczyć.
  5. Patrzę na folder z fikami, które zacząłem, a potem porzuciłem, nie znajdując determinacji do ich dokończenia, albo rzucając się jednocześnie na kilka konceptów. Na razie pomaga. Przynajmniej uwolniłbyś się od moich narzekań "2grimdark4me"
  6. Jeśli wolno mi wyrazić nieco cyniczną opinię: to niekoniecznie się wyklucza. Mane 6 nie są aż tak złożonymi postaciami: a nawet jeśli są, to każda z nich ma pewne powierzchowne cechy, które wystarczy zamieścić, żeby było znośnie. Zdarzają się w odcinkach serialu głębsze przedstawienia bohaterek, i zdarzają się głębsze przedstawienia w fikach. Ale raczej nie tutaj. Są jednak w większości solidne, bo ich przedstawienie mi nie przeszkadzało mi nigdzie w tym opowiadaniu. No, może poza scenami testów, ale w tych scenach przeszkadzało mi wszystko, więc nie chciałem się rozdrabniać. Jedynym nieco pogłębionym wątkiem była relacja Discorda i Fluttershy. Ale tak, konfliktowe opinie w komentarzach zdarzają się dość często. I wtedy trzeba wybrać...
  7. Czuję się trochę rozdarty. To opowiadanie jest chyba najbardziej "serialowym" z fików, jakie czytałem. W epoce (która zresztą w fandomie zawsze trwała i nadal trwa, więc może powinienem raczej powiedzieć "w rzeczywistości"), w której prym wiodą fiki z kolorowymi taboretami wypruwającymi sobie flaki w "epickich" wojnach, to wartość sama w sobie. Chciałbym więc powiedzieć o tym fiku same dobre rzeczy, ale... no, nie jest to do końca łatwe. Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy (dosłownie pierwszą, bo obecną już wyraźnie w pierwszym akapicie) był mord na przecinkach. Zwłaszcza problemem było "i" w różnych swoich znaczeniach, ale nie tylko; zdarzył się na przykład przecinek między podmiotem a orzeczeniem, jedyne wyjaśnienie jakie widzę, to że zdanie zostało przerobione, a przecinek się ostał. Obawiam się, że jeśli będziesz coś w przyszłości pisać, to będziesz potrzebować korektora. Zaznaczyłem część przecinków, ale ostatecznie było tych błędów za dużo, żebym przyglądał się każdemu, to robota "pełonetatowa". Ale zostawiając na razie kwestie interpunkcyjne i idąc dalej: zawiązanie akcji było dość ciekawe. Bajkowe, pasujące do klimatu MLP, a jednocześnie takie, że nie wiedziałem czego się spodziewać. Czytałem więc z ciekawością, niestety pojawił się rychło pierwszy zgrzyt. Upadek gwiazdy jest przedstawiony z punktu widzenia każdej z sześciu głównych bohaterek. Co jest zupełnie niepotrzebne i rozpycha opowiadanie nudnymi scenami, które nic nowego nie wnoszą. Tak naprawdę, jedyne interesujące (i ważne dla fabuły) zdarzenia zaszły w chatce Fluttershy. Wystarczyło pokazać być może jeszcze jedną inną bohaterkę, i koniec; reszta po prostu przychodzi do Twilight w scenie, w której się zbierają. Bo każda z tych scen powtarza w zasadzie dokładnie taki sam schemat, poza Fluttershy. Rashomon to nie jest. A skoro te wszystkie sceny pokazują to samo, stają się przez to nudne. Scena z Fluttershy i Discordem za to bardzo mi się podobała. Była bardzo emocjonalna, no i pokazywała relację między tymi postaciami we względnie nowy sposób, szerzej niż w kanonie. A dalej kucyki poszły w las i spotkały Starlighta. Przyznam, że zawsze kiedy jakiś OC ma imię jak nick autora opowiadania, to szykuję się na ciężkie Mary Sue. Tutaj, na szczęście, sytuacja jest dużo subtelniejsza, choć pewnych cech nie dało się ustrzec, zwłaszcza jeśli chodzi o to jak szybko zjednał sobie Mane 6, a już w szczególności Discorda. Biorąc pod uwagę głębokość ich niechęci, ich pogodzenie zdawało mi się... płytkie. Z drugiej strony, może należy to po prostu zwalić na ogólnie pojętą "serialowość": tam w końcu również wszelkie konflikty załatwiane są jednym lub dwoma gestami... Potem następuje rozdzielenie przy Drzewie Harmonii, i tu niestety następuje największy skok jakościowy, niestety w dół. Zmagania Discorda z Cieniem są naprawdę dobrze poprowadzoną sceną walki. W ogóle, Discord jest jak dla mnie najciekawiej ukazaną postacią w całym tym opowiadaniu. Właściwie wszystko za nim przemawia: jest niejednoznaczność, jest moc chaosu, jest złośliwość, są nawet fajne gagi "wizualne". No a po tej walce zostaje bezceremonialnie odstawiony na bok, a kolejne rozdziały (część 3/4) koncentrują się na testach Mane 6, i... jest to część opowiadania, przez którą najciężej było mi przebrnąć. Zrobiłem to właściwie z rozpędu, i niestety zakończenie okazało się rozczarowujące, biorąc pod uwagę buildup, które je poprzedzał. Scena z Deimhalem i Mane 6 w ogrodzie była jeszcze całkiem ciekawa, ale potem zaczęły się same nudy. Przede wszystkim, w "testach" powraca problem z powtarzaniem tego samego schematu sześć razy. I w porównaniu do scen z budzeniem się przyjaciółek był znacznie gorszy: po pierwsze, bo sceny są dłuższe, a po drugie, bo znajdują się w kulminacji, w najważniejszym fragmencie opowiadania, który powinien budzić jak największe emocje. Co gorsza, te testy nie wnoszą tak naprawdę niczego nowego do osobowości Mane 6; każda z nich musiała się już wcześniej zmierzyć z dokładnie takim samym problemem. Chlubnym wyjątkiem jest tu Pinkie, której scena miała najwięcej sensu, oraz Rainbow, której scena niestety miała tego sensu najmniej, bo bliskich pegazicy krzywdził nie jej gniew, a magiczna istota której siła zależała od gniewu Rainbow - a to spora różnica, jeśli ktoś chce prawić morały. W efekcie praktycznie od pierwszego zdania wiemy wszystko, co się w danej scenie wydarzy. Wiadomo, że dana klacz zda test, wiadomo co musi zrobić żeby go zdać, pozostaje więc niestety tylko przebicie się przez te niczego nie wnoszące akapity. Potem następuje scena konfrontacji z Cieniem, która z kolei kopiuje serialowość w najgorszym możliwym wydaniu. Zamiast emocjonującej walki, jak w przypadku Discorda, mamy sztuczne pompowanie emocji, a po nim BUM z Deus Ex Lasera. I właściwie ciężko coś więcej powiedzieć. Mane 6 dostało jakiś powerup, niestety nie za bardzo wiadomo z czego i dlaczego i po co. No bo autor tego fika, w przeciwieństwie do Hasbro, nie ma do sprzedania zestawu kolejnych bardziej fikuśnie pomalowanych figurek. Całość wieńczy wielostronicowe wytłumaczenie tego, co się właściwie stało. Nie, nie, nie. Wszystkie te informacje, o gwiazdach, Harmonii, Cieniu, itd. powinny zostać ujawnione przed kulminacją. Bo teraz, kiedy następuje rozwiązanie akcji, już niczemu nie służą, poza przedstawianiem nam headcanonu autora. Jedyny powód, dla którego byłyby one dla nas interesujące - czyli związek z opowiadaną historią - już się w tamtym momencie rozwiązał. Swoją drogą, o ile we wcześniejszych fragmentach opowiadania zarzucałem w paru miejscach nie dość szczegółowe opisy, które uniemożliwiały wyobrażenie sobie sceny, to w tej finalnej części występuje jakiś poważny odchył w przeciwną stronę. Najbardziej jest to widoczne w opisie trasy wyścigowej w teście Rainbow Dash, który zajmuje chyba z pół strony, a znaczenia dla historii nie ma żadnego. A już absolutnym przegięciem jest opis sceny kulminacyjnej, gdzie zamiast budować klimat, autor spędza cała akapity na dokładny opis tego, które świecące bibeloty krążą w którym miejscu w koncentrycznych kręgach i pod jakim kątem względem innych świecących bibelotów... tu chyba znowu winiłbym za to przesadną "serialowość" i próbę oddania graficznego blichtru, jaki towarzyszył takim scenom w serialu - tu jest jednak skazana na porażkę, bo tekst pisany to nie jest wizualne medium. Podsumowując: Opowiadanie zaczęło z bardzo dobrą serialowością: lekki klimat, zaangażowanie kanonicznych postaci, wreszcie intrygujący kataklizm spadający na Equestrię. Niestety, wkrótce powtarzanie utartych schematów z serialu pogrzebało moje nadzieje związane z tym fikiem, bo od momentu odnalezienia Starlighta staje się prostą drogą po sznurku przez wszystko, co już w serialu widzieliśmy. Wręcz pokuszę się o stwierdzenie, że bardzo niewiele się w tym fiku wydarzyło; znacznie mniej, niż wskazywałaby na to jego objętość. Styl jest całkiem miły, ale ma słabsze i mocniejsze sceny. Ciężko mi go jakoś podsumować jednym zdaniem. Poza tym, że interpunkcja była koszmarna. Postacie też są dość nierówne. Mane 6 w większość solidnie oddane. Na plus gagi w wykonaniu Discrda i Pinkie. Na minus - wszelkie OC! Niestety, poza infodumpem na końcu, są zupełnie niezwiązane ze światem przedstawionym. A o tym infodumpie już mówiłem. Przydałoby się je bardziej osadzić, i w świecie, i w relacjach z postaciami kanonicznymi. Bo taki Starlight właściwie nic nie zrobił, poza tym, że wszyscy z miejsca się zachwycali, jaki on słodki. Całość czytało mi się, niestety, jedynie znośnie. Początek rokował nadzieje, niestety niespełnione. Gdybym miał zakończyć to jakąś zwięzłą poradą: radziłbym ostro zmniejszyć poleganie na fabule skopiowanej z serialu, jak i na "wizualnych" bajerach: nie tylko tych, o których wspomniałem wcześniej, ale takich rzeczach jak np. świecące ścieżki na trawie, migoczące znaczki, wpadające na swoje miejsce części różnobarwnej "gwiazdy"... jak mówiłem, tekst pisany nie jest medium wizualnym, a przesadna koncentracja na takich bajerach jedynie wywołuje znużenie i osłabia wydźwięk scen (w porównaniu z tym, jaki miały mieć w założeniach - czyli taki, jak gdyby były animowane).
  8. To normalna rzecz, że koncepcja zmienia się w trakcie pisania, że odkrywa się nowe wątki, a postacie czasem muszą zachować się inaczej niż według planu. Ale rozstrój emocjonalny, albo rozmawianie z postaciami? Nie nazwałbym tego chlebem powszednim. Może to osobista rzecz. Zależy też chyba, o czym piszesz.
  9. U mnie jest coś pośredniego. Gdybym czekał tylko na wenę, to nigdy bym nic nie napisał, ale też jeśli naprawdę muszę się do pisania jakiegoś fragmentu zmuszać, to znak że czas przerobić scenę albo porzucić opowiadanie. Inna rzecz, że zazwyczaj brakuje mi motywacji na tyle, że jedynie na konkursy jestem w stanie się zmobilizować. Mam nadzieję, że ten fandom jeszcze trochę pożyje, może zrealizuję choć część pomysłów… No nie wiem. Może prościej powiedzieć szczerze, że ciężko napisać Mane 6 tak, żeby wszystkim dogodzić. A eksperymenty są w tym kontekście jeszcze trudniejsze. Ale jeśli ktoś nie przejmuje się opinią tłumu...
  10. Ja mam. Ale ponieważ osobiście uważam, że opowiadanie nie zasługuje na chwałę, która je otacza, to nie dam. A na serio: ściągnąłem dosłownie minutę temu, żeby potwierdzić, że się da. Możecie zrobić tak samo. Wystarczy kliknąć Plik > Pobierz jako > (.odt). Uzyskacie wersję bez sugestii. Nawet jeśli nie macie programu który by otwierał pliki ODT, to możecie ten plik wgrać na dysk Google i konwertować do GoogleDocs. Niestety, to nie może być wersja (.docx), bo ta się ściąga z sugestiami.
  11. Ja miałem na myśli, półżartem, pisanie w obcym języku. Co prawda też wolę polski (czuję, że daje mi większe możliwości ekspresji), ale po angielsku byłoby chyba łatwiej, na tym forum. Wtedy nikt by nie odmieniał Canterlotów ani jednorożców, więc Dolar byłby zadowolony. No i byłby angielski zapis dialogowy, więc byłby jeszcze bardziej zadowolony! No i clopy ponoć lepsze...
  12. Jest jeszcze jedno rozwiązanie: wszyscy zaczniemy pisać po angielsku. Wtedy pozbędziemy się tych durnych kłopotów.
  13. Dziękuję za oceny i komentarze. Pozostaje mimo wszystko niedosyt, że nie jestem w stanie się przebić przez tę średnią 7-8... no ale pewnie jeszcze spora droga przede mną. Gratuluję zwycięzcom! Mam jednak pewne drobne zastrzeżenia do komentarzy Spidiego... No ale... to by było raczej po prostu błędne założenie. "Za moim oknem rozpościerała się piękna, górska scenografia..." No... to jest komedia, to miało być przerysowane. Nie doszukuj się tam proszę jakiejś przesadnej kanoniczności (choć sam uważam siłę ziemniaków za kanoniczną). Nie zamierzam kłócić się z oceną opowiadania (powstało w godzinę jako zapchajdziura, mam szczęście, że w ogóle komuś się spodobało), ale... Nie czytałem ani opowiadania Cahan z zeszłego konkursu, ani nie słucham Przewalskich, toteż dziwnie się czuję, będąc w komentarzu przyrównywany (pozytywnie czy negatywnie, nie umiem ocenić) do nieznanych mi dzieł, jakbym czerpał z nich pomysły...
  14. Głównym problemem z zaklęciem Starswirla jest taki, że w drugim sezonie działało ono zupełnie inaczej. Twilight tak naprawdę nie zmieniała przeszłości, bo jej podróż w czasie była już "uwzględniona" w tym co się wydarzyło. Tutaj natomiast każde cofnięcie w czasie tworzyło alternatywną rzeczywistość, która na dodatek nie miała wiele wspólnego z tym co się zmieniło. Ot, twórcy chcieli po prostu przelecieć wszystkich villainów. Dlatego nie sądzę, żeby dało się logicznie wyjaśnić to zaklęcie. Niemniej, teoria z powrotem jest fajna.
  15. StyxD

    Odcinek 25 i 26 - Cutie Remark

    Ok, to był niesamowity odcinek. Sam nie wiem, czy dobry, ale na pewno niesamowity. Po dość nudnawej końcówce tego sezonu, finał okazał się wręcz napakowany emocjami. Wręcz przypomniały mi się czasy drugiego sezonu, kiedy wszyscy jarali się tym, jakimi super niebezpiecznymi i poważnymi złodupcami byli Discord i Chrysalis. Owszem, wszystkie sceny podróży do innych rzeczywistości można by co prawda wyciąć bez większego wpływu na fabułę, ale w przeciwieństwie do lazorów Tireka, pierwsze trzy "złe teraźniejszości" (oraz ostatnia) są wykonane z niezłą fantazją (nawet jeśli nie do końca zgodnie z logiką). Byłem pod wrażeniem akcji, animacji i designów (np. strażnicy NMM, czy kucyki pod wodzą Zecory). Trochę szkoda, że mechanika podróży w czasie zupełnie nie jest spójna z tym, co pokazało w sezonie drugim "It's About Time", no ale jeśli ktoś jeszcze oczekuje po tym serialu spójności, poza najprostszymi nawiązaniami typu "to się kiedyś zdarzyło"... cóż, to się zawiedzie. Taki jest zresztą mój stosunek do wszystkich nieścisłości w tym odcinku; trudno, autorzy już wiele razy pokazali, że im na tym nie zależy. Akurat podobało mi się, że Starlight była w stanie walczyć z Twilight. Nie rozumiem narzekań na to... czy naprawdę lepiej by było, gdybyśmy mieli poziomy mocy jak w Dragon Ballu, a alicorny byłyby zawsze w stanie rozłożyć każdego kucyka, bo są takie potężne? Dla mnie to trochę nudne. Pokazanie, że utalentowany jednorożec może się równać nawet z alikornem jest jak dla mnie ciekawym wątkiem. No i ich walka była źródłem najzabawniejszych scen odcinka. Motywacja Starlight była dość sztampowa. Nie chcę oceniać, czy realistyczna, ale za bardzo śmierdzi mi Naruto. "Coś zdarzyło się, gdy miałam 10 lat, i od tego czasu wokół tego kręci się całe moje życie!" Jest wiele rzeczy, które można zarzucić temu odcinkowi... ale przywrócił mi chęć bycia bronym. Więc nie mogę nie ocenić go na 10/10. A potem może skomentuję albo napiszę jakiegoś fanfika (ten odcinek był fontanną pomysłów, jeśli o to chodzi). Może jednak fandom powinien przetrwać jeszcze z rok.
  16. Nigdy więcej pisania na ostatnią chwilę. Nadzieje [Sad][Crystal Empire] (Za dzień... Za dwa...) Kuce ziemne są silniejsze [Comedy][Slice of Life] (Silny jak kuc ziemski) Noc nie chce spać [Sad] (I'm the night)
  17. StyxD

    Odcinek 24: The Mane Attracion

    Mam strasznie mieszane uczucia wobec tego odcinka. Jest niesamowicie prosty, nawet jak na standardy tego serialu. Menadżer jest jaskrawo i oczywiście zły, należy usunąć menadżera i wszyscy będą szczęśliwi bez żadnych negatywnych konsekwencji! Przypomniał mi się trochę pierwszy odcinek z Gildą. No i pacing jest taki dziwny, że właściwie na żadną inną akcję poza usunięciem złego menadżera nie ma czasu. Z drugiej strony, nie da się ukryć, że odcinek ma swój urok, jest przyjemny dla oka, a przyjaźń AJ i Rary ma w sobie coś pięknego. Co do ostatniej piosenki śpiewanej przez Laurę Hall (bo to ona była główną atrakcją; piosenka "harcerska" była dość nijaka, a na piosenkę "gagową" wolę opuścić zasłonę milczenia), to mam dość dziwny zarzut ze strony brony'ego... ale chyba szkodziło jej bycie w kreskówce o kucykach. Głos śpiewaczki był naprawdę piękny i parę razy piosenka niemal mnie porwała, ale zawsze na ziemię sprowadzały mnie słowa "I'm a pony...". No przepraszam, ale nie sposób tego brać na poważnie. Może naprawdę robię się za stary.
  18. StyxD

    Odcinek 22: What About Discord?

    Odcinek zrobił chyba na mnie lepsze wrażenie, niż na większości tutaj. Może dlatego, że przez połowę faktycznie nie byłem pewien, czy Discord nie sfabrykował wspomnień Mane5, żeby zabawić się kosztem Twi. Początek był niezły i dobrze budował niepewność między wytłumaczeniami, że Twilight jest po prostu zazdrosna, a tym że Discord coś knuje. Ale po "odtwarzaniu sytuacji metodami naukowymi" wszystko jakby... staje, i w zasadzie nic się już nie dzieje ciekawego, tylko krążenie wokół tych samych dowcipów. Nie powiedziałbym, że to krok wstecz dla postaci, ale jednak twórcy znów dla sprowokowania konfliktu idą na łatwiznę, i robią postacie głupie, albo grubiańskie. Sam pomysł był dobry, podobnie jak to że wreszcie Discord nawiązał jakieś relacje z kimś poza FS, ale wykonanie jest przeciętne. No ale jak na garbatego całkiem prosty, więc raczej zapamiętam odcinek pozytywnie. Trochę mi przypomina pierwszy sezon.
  19. StyxD

    The One Where Pinkie Pie Knows

    Dla mnie odcinek był raczej nudnawy. Jego największe walory były wizualne (mimika i różne wybryki odstawiane przez Pinkie), poza tym praktycznie nic się nie działo. Wciskane wszędzie nawiązania do dzieci, jak i wielki konflikt wewnętrzny Pinkie były mocno naciągane, więc średnio śmieszne. Wygląda na to, jakby scenarzysta nie ma pomysłu na odcinek. Weźmy coś, czego i tak wszyscy się spodziewają i co prędzej czy później musi się pojawić, po czym kręćmy się w kółko przez 20 minut... Na pewno odcinek poniżej średniej, do zapomnienia.
  20. Czy ktoś mający konto na ISSUU byłby na tyle miły, żeby wkleić link do pobrania w temacie, tak jak poprzednim razem?
  21. StyxD

    Odcinek 17: Brotherhooves Social

    No nie dogodzisz. Przez cztery sezony było narzekanie, że Mane 6 nikt nie traktuje jak bohaterek, teraz robi się namolne. Cóż, może trochę, ale jednak tego świata się sporo naratowały. Jeśli już, to winić należy nie piąty sezon, ale wszystkie poprzednie, które je w takiej roli stawiały.
×
×
  • Utwórz nowe...