Skocz do zawartości

StyxD

Brony
  • Zawartość

    134
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez StyxD

  1. Pytanie, czy taki osąd będzie bardziej skuteczny, niż zwrócenie uwagi w poście, czy właśnie zignorowanie? Obawiam się, że raczej zminusowana osoba pomyśli sobie "no tak, forumowy establishment nie może znieść jak mówię im twarde prawdy". Już i przecież teraz wysoka reputacja jest tłumaczona kółkami adoracji, więc co dopiero, jak pojawią się osoby z reputacją zaniżoną wieloma minusami. Oczywiście, możliwe że faktycznie minusy skłonią kogoś do refleksji. Nie mogę przewidzieć z pewnością jak będzie. Ale staż w Internecie każde mi być sceptycznym.
  2. Głosowałem za wyłączeniem negatywnych punktów reputacji. Według mnie, z punktu widzenia dyskusji jest jednak pewna różnica między plusami a minusami, i nie chodzi mi tu jedynie o poczucie krzywdy otrzymującego. Zawsze traktowałem "+" przy poście jako możliwość zgodzenia się z nim, bez konieczności powtarzania tego co już jest napisane. W teorii "-" można użyć, żeby się z postem nie zgodzić, ale myślę, że na tym polega dyskusja, żeby te niezgodności prezentować w postach i o nich dyskutować. Minusy mogą temu tylko potencjalnie zaszkodzić. Jak można wyrazić niezgodę z jakimś postem w obecnym systemie? Myślę, że to całkiem proste. 1. Jeśli nie ma posta wyrażającego przeciwną opinię, można taki napisać. 2. Jeśli jest post wyrażający przeciwną opinię, można dodać mu "+". I wszyscy są zadowoleni, nikt nie został zmuszony do milczenia. Wątpię, żeby negatywna reputacja poprawiła tę sytuację. W najlepszym wypadku będzie dublować już istniejącą funkcję, w najgorszym będzie pretekstem do poprawiania sobie humoru przez minusowanie postów "zbyt głupich, by z nimi dyskutować" - ale skoro są tak głupie, to po co są nimi emocjonować? Same minusy raczej nie skłonią autora do zmiany postępowania, a raczej zaniżą poziom dyskusji.
  3. Zajęło mi to trochę, ale przeczytałem w końcu dwa kolejne opowiadania. "Spotkanie rodzinne" to była najfajniejsza rzecz z Nenji jaką od dawna przeczytałem. Może dlatego, że przyzwyczaiłem się już do ponurego, brutalnego obrazu Kasty i zupełnie nie spodziewałem się, że można ich (a przynajmniej ich smoczą część) przedstawić jako szaloną, skłóconą rodzinę. Co jest tym fajniejsze, że pojawiły się postacie znane z innych opowiadań. Generalnie, super sprawa - musisz pisać więcej lekkich opowiadań w Nenji, Mordecz. Szkoda jedynie, że z jakiegoś powodu nie ma tutaj zakończenie. Po jednym zdaniu nagle wszystko się urywa. "Jedna agentka..." jest w pewnym sensie poważnym odpowiednikiem "Spotkania rodzinnego", w tym sensie że niezwykle mi się podobało, poruszyło, i za rzadko takie piszesz. Wręcz żałuję, że przedstawiania Nenji nie zacząłeś od takich one-shotów, które przedstawiają postacie, bardziej niż wydarzenia, których swego czasu, przed rozmowami z tobą, nie zawsze rozumiałem. Tutaj wymowa jest jasna, a niewytłumaczone terminy i backstory intrygują, zamiast irytować, bo mamy punkt zaczepienia w zrozumiałych postaciach. I choć po twoim poście odnoszę wrażenie, że zamierzasz Nenję zakończyć, chętnie bym zobaczył więcej takich historii. :( Jedynym minusem jaki tu widzę jest w sumie znów zakończenie, bo nagłe rozczulenie Doll nad "dobrymi chwilami" przychodzi trochę znikąd. Ale to nie jest duży problem.
  4. No cóż, jeśli tak jest, to jest mi przykro. Choć próbowałem rozmawiać ze Spidim na priv jakiś czas temu i mam wrażenie, że brak chęci dialogu polega na tym, że jeśli na jego pierwszą odpowiedź nie zareagujemy "aha, okej, zgadzam się z tym wytłumaczeniem" to tracimy na wieki przepustkę prasową. No trudno. Ewidentnie coś jednak z fanami się dzieje, skoro dalej toczy się tu dyskusja na takim poziomie... A nie szkoda czasu na walkę z ludźmi którym nie szkoda? Otóż to. Jak mówiłem, milczenie również przemawia. A odnośnie autorów ignorujących krytykę, akurat dzisiaj znalazłem filmik ze związanym z tematem success story, więc mam nadzieję, że to nie offtop.
  5. Autor, mówiąc wprost, może robić co mu się podoba. Ale w tym miejscu to faworyzowanie ma ciekawe implikacje. Oznacza bowiem, że argumenty o wiernym ukazaniu realiów wojennych i "THIS IS WAR", jak to zgrabnie i długo ujął Ruishu, można włożyć między bajki. Gdyby autorowi zależało na realizmie, ukazałby obie strony jako brudne i niejednoznaczne. W końcu przytoczyliście tu wiele przykładów, jak systemowe, aprobowane przez dowództwo zło czyniło np. wojsko USA we Francji. Ale autorowi na realizmie widać nie zależy. Wygląda na to, że "ideowy" wymiar tego dzieła wykracza tylko poza oczywiste "komuchy są złe, a naziole mieli fajne uzbrojenie". I za umożliwienie mi uświadomienia sobie tego jestem wszystkim dyskutantom wdzięczny. W porządku. Doszliśmy jednak do porozumienia, cieszę się. Nie patrzyłem tak na to wcześniej, ale... faktycznie, to by tłumaczyło, dlaczego Spidi nie odpowiada na żadną krytykę, tym samym prowokując więcej pełnych irytacji postów... Wątpliwe. Najwyraźniej "DOSYĆ" miał od pierwszego krytycznego posta, jaki się w ogóle pojawił. Natomiast póki KO będzie pisane tak jak jest, nuda nie grozi.
  6. Tylko potem skąd takie protesty, że opinia o Spidim taka a nie inna? Otóż to. Precedensu nie ma, a jednak ty zdajesz się mieć gotowy system wedle którego rozpatrujesz tę sytuację. Że to mogłoby być dopuszczalne w czasach monarchii (otóż chyba faktycznie pomyliło ci się z błaznem, jak skomentował Accu - błaznem, Accu, na litość, nie żadnym klaunem), że jakby oficer się czymś wykazał to bardziej by uchodziło - mimo że rozpatrujemy tutaj pod kątem formalnym znieważenie korony przez oficera określonej rangi. Masz swoje teorie, ale nie masz żadnego logicznego ich poparcia. A z opinią jak z d**ą, jak mówiłeś. Kto - nie będący psychopatą - zastosowałby tak wymyślną karę dla podwładnego, zamiast zwyczajowego opierdzielu i odesłania? Mówisz, że Mourning mogłaby nawet dostać kulkę. Pewnie że mogła, ale jak określamy postacie, które zabijają podwładnych za coś takiego jak zniewaga? Podpowiem - Darth Vader dusił imperialnych oficerów, którzy mu podpadli. Czy celem Spidiego jest ukazanie Luny jako - ach, powiedzmy to wreszcie - czarnego charakteru, jak Vader? Poza tym, żeby zakończyć tę dywagację, Mourning ma ponoć być przyjaciółką Luny. Nie wiem jak w życiu, ale w dziełach fikcji utarło się tak, że jak jedna postać musi pokazać swojemu przyjacielowi jego miejsce ze względów formalnych, czy to wydając zdecydowany rozkaz, czy też karząc - tak jak w tym przypadku, choć na ogół w mniej psychopatyczny sposób - to potem jest scena, gdzie spotykają się na osobności i mówią sobie coś w rodzaju "słuchaj, nawet jak jesteśmy przyjaciółmi to nie możesz tak publicznie podważać mojego autorytetu i musiałem cię ukarać żeby nie stracić twarzy, wybacz mi i ogarnij się". Czy Luna przeprosiła Mourning za swoje zachowanie? Kim ma być Luna? Przyjaciółką, czy Darthem Vaderem? Otóż to. Skoro autor w swojej "powieści wojennej" umieścił tylko to, co mu się podobało, to ewidentnie gwałty też umieścił tylko dlatego że to - jego zdaniem - "fajnie" wychodzi, więc - za przeproszeniem - każdy ma prawo osądzić autora od czci i wiary. I zdaję sobie sprawę, że opinia Socks o gwałtach jest radykalna, ale raz: oddzielmy ją od stwierdzenia, że gwałty są u Spidiego ukazane w złym smaku, a dwa: jest to jeno opinia. Czy autorka komentarza ma autocenzurować swoje opinie, żeby przypadkiem ktoś o prawicowych poglądach nie poczuł się urażony? Poza tym, przyjrzyjmy się zresztą czym jest ta straszna "autocenzura". Czy jakby Spidi postanowił użyć w swoim opowiadaniu wierszy* jako środków wyrazu, a okazałyby się one moim zdaniem czystym grafomaństwem, to czy opinię "Spidi weź już nie pisz tych wierszy bo ci to nie idzie" uznałbyś za haniebne nawoływanie do autocenzury poetyckiej duszy autora? *) Zdaję sobie sprawę, że Spidi pisuje wiersze, nie czytałem ich jednak i się o nich nie wypowiadam - to jedynie przykład tutaj. Bo mam wrażenie - jak w przypadku czarnoskórych żołnierzy w Battlefield 1 - ze względu na tematykę wolisz się prewencyjnie oburzyć i stwierdzić że to musi być jakiś niecny spisek politycznej poprawności...
  7. Okej, gwoli ścisłości, czytając tamtą scenę odniosłem wrażenie, że to było usiłowanie gwałtu i Spidi po prostu źle użył czasownika "pokryć". Opis wydarzeń zdaje się sugerować, że próba została przerwana natychmiast po obezwładnieniu Lilith. Ach, czyli rzecz najwyraźniej rozchodzi się o "realizm wojenny". Naprawdę? Potrafisz wskazać przykłady - z epoki Drugiej Wojny - kiedy karą za niesubordynację było całowanie oficera po butach? Kara to jedno - a wybranie jej postaci takiej, żeby jak najwydatniej okazać swoje monstrualne ego, to drugie. Nieważne, że Luna teoretycznie miała do tego prawo - to i tak świadczy o niej tak, a nie inaczej. Czy dalej będziemy utrzymywać, że Equestria tylko samoloty ma nazistowskie? Na owym meecie, o którym wspomniała Socks, Spidi również nie miał czasu odnieść się do pytań z sali i stał sobie w kącie, kiedy odpowiadali za niego fani? Ja rozumiem, jeśli ktoś nie potrafi bądź nie chce zmierzyć się z krytyką. Jego wybór. Ale jeśli potem pojawiają się posty Spidiego o tym, jaką to perłę polskiego fandomu pisze, będąc (swoim własnym zdaniem) drugim najlepszym pisarzem fandomu... to już ma znacznie bardziej przykre implikacje. I dlatego tak ciężko powstrzymać się przed czytaniem tego wątku. W tym momencie, milczenie Spidiego wyraża znacznie więcej niż jakiekolwiek usprawiedliwienia, logiczne bądź nie, które ktoś może dla tego fika wymyślić. Podobnie ochoczość z jaką fani rzucają się do obrony tego dzieła. Z wypowiedzi wnioskuję, że wyraźnie nie możesz się zdecydować czy "realizm wojenny" może być argumentem na cokolwiek w tej "powieści", biorąc pod uwagę jej... cóż, realizm wojenny (Komuchy są złe, a naziści nie istnieją, tylko ich wspaniałe maszyny). Autocenzura nie musi być taka zła, jeśli autor dochodzi do wniosku "subtelność nie jest moją mocną stroną, więc może nie będę się mierzył z delikatnym i polaryzującym tematem." Oczywiście, najpierw trzeba jakoś dojść do wniosku A, ale w tym przecież mogą pomóc komentarze czytelników. Raczej mówiący po prostu tyle, że autora nie interesuje nawet, czy jego własne dzieło jest dobre czy nie; chce być tylko pogłaskany po główce, bo to miłe. Swoją drogą, widzę, że w komentarzu do recenzji obrona sprowadza się do "no jest źle, ale mi nie przeszkadza więc jest dobrze"... Cóż, to i tak więcej niż Spidi jest w stanie przyznać.
  8. Ostatnio jakoś nie miałem weny na czytanie i pisanie kucykowych fików, ale to nie oznacza, że nie zamierzam przeczytać kolejnych opowiadań z Nenji! Na początku nie byłem pod wrażeniem nagle przeklinającego gryfa i jego pomysłu "załóż se miasto" wyrażone w sposób niemal hiphopowy (tylko się nie rymowało). Ale przyznam, że pod koniec całość wydała mi się całkiem sympatyczna i słodko-gorzka. Całkiem pasująco do Nenji. Czasami miałem wrażenie, że nieco gubię o czym jest mowa, ale myślę, że odpowiedni klimat został zachowany, a to ważniejsze chyba w takim urywkowym one-shocie. Choć z tego co widać było w opowiadaniach, ze szlachetnych zamiarów wyszło niewiele albo nic. Jak na opowiadanie o gryfie to trochę niewiele dowiedzieliśmy się o gryfie i gryfach... no ale niewątpliwie był w roli głównej. Z błędów, które zauważyłem (szkoda, że brak komentarzy w dokumencie): "posiadać nie posiadającego" - powtórzenie. "zorientował o obecności" - "zorientować" z "o" nie kolokuje. "Kasta już tyle czasu funkcjonowała, a mimo to cywilizacja wciąż stoi w miejscu." - mieszanie czasów. "W odpowiednim momencie zdecydowanie ruszył w kierunku Mandarynka, układając bezpiecznie pod drzewem. Ułożył go tak, by wciąż patrzył na budowy w wyobraźni obiekt marzeń." - a o co chodzi w tym zdaniu to w ogóle nie wiem... A w ostatnim akapicie powtórzenie "gryfon".
  9. Rozumiem, że niektórzy są zbyt wrażliwi żeby poradzić sobie z wyszczególnieniem fragmentów tekstu. Proponuję, żeby otoczone ramką fragmenty otaczać większą ramką, żeby osoby wrażliwe na ramki były ostrzeżone, mogły zamknąć oczy przy wewnętrznej ramce i nie nabawić się ataku paniki spowodowanego cenzurą. Zaiste, nie róbmy z siebie Amerykanów. Prawdę mówiąc, większość scen akcji, przemocy oraz seksu w jakimkolwiek dziele nijak nie wpływa na fabułę i postacie, służąc jedynie połechtaniu gawiedzi. Przynajmniej w teorii. Ja sam na ogół przeskakiwałem np. opisy seksu w Pieśni Lodu i Ognia, bo przy całej mojej sympatii do tego cyklu, autor pod tym względem prezentuje poziom żałośniejszy od niektórych clopperów. Ale to raczej temat do Żyjących niż tutaj.
  10. A może - zgodnie z trendami panującymi i w fiku i w polityce - Dzika Armia ma nawiązywać nie do AK, tylko do Żołnierzy Wyklętych, a "legalne gwałty" to element pokazujący że nawet walka po słusznej stronie nie chroni od stanie się zbrodniarzem czasem bohaterowie też mogą dopuścić się zbrodni i to jest jak najbardziej okej!
  11. Hiperbola z mojej strony, wiem. Cóż poradzę, naprawdę nie lubię Eragona.
  12. Nigdzie nie napisałem "za wszelką cenę". O ile wiem, to w polskim to coś zwane LUS występuje głównie w tłumaczeniach, gdzie tłumacz próbuje podmienić każde powtórzenie imienia postaci, które było ok w angielskim, ale w polskim by nie było. Wciąż, Paolini sprzedawał to jako oryginalne dzieło. Co czyni z niego nie fanfika, tylko bezczelny plagiat.
  13. O ile kojarzę, to nie ma żadnych twardych reguł literackich, jakie słowa można powtarzać i ile razy maksymalnie. Należy unikać wszelkich powtórzeń na tyle na ile to możliwe. I kropka.
  14. Prawdę mówiąc, nie wiem co powiedzieć. Ani to po polsku poprawne, ani zabawne, przynajmniej dla mnie. A-ale... mówimy tu, w kontekście opowiadania o rozumnych, cywilizowanych istotach, nie o zwierzętach. To kwestia publicznej dostępności takich rzeczy jak krany czy studnie, nie tego, czy koń może się napić z kałuży. Dziękuję za budującą dygresję, niemniej śpieszę z wyjaśnieniem: moje stwierdzenie było sarkazmem odnośnie tego, co wydarzyło się (w moich oczach) w fiku. Ponieważ się nie zrozumieliśmy, postaram się wytłumaczyć o co mi chodzi. Mamy wątek jednoskrzydłego pegaza. Sportowiec, który po wypadku nie może już uprawiać swojej dyscypliny, w związku z czym jest przygnębiony. Dość standardowe, ale jak najbardziej w porządku. Spodziewałem się, że wątek podąży tak, że nasz pegaz będzie musiał pogodzić się z tym, że nigdy nie będzie latał, znaleźć jakieś światełko w tunelu i nowy sens życia - z pomocą naszych bohaterek, czy też bez. Albo się nie pogodzi. Możliwych rozwiązań jest kilka. Zaś to, co się stało w opowiadaniu, jest chyba najgorszym z możliwych (poza zabiciem postaci przez spuszczenie jej na łeb kowadła). Owszem, masz rację - wątek jeszcze się nie zakończył. Tyle że niezależnie od tego co stanie się dalej, już usunąłeś z niego 99% procent dramatyzmu. Pegaz będzie latał. Po paru rozdziałach, gdzie osią tego wątku był dramat, że nie będzie mógł latać, nagle za pomocą magicznej różdżki problem został usunięty. Żadna z postacie się nie rozwinęła, ani nie dokonała czegoś pchającego wątek do przodu. Problem po prostu się rozwiązał, dzięki nagle otrzymanej paczce. Ergo: Deus Ex Machina. To po prostu bardzo rozczarowujące rozwiązanie, ot co. Jako czytelnik czuję się oszukany nieco. Ta proteza to nie jest mała rzecz. To nie jest wózek inwalidzki dla kogoś, kto nie może chodzić. To pełnoprawna cybernetyczna kończyna jak (nomen omen) z Deus Exa. Coś, co nie jest możliwe jeszcze przy naszej technologii - a zbliżone technologie, które istnieją... patrz uwaga o hajsie. Z twoich niepełnosprawnych znajomych, ilu znasz takich, którym los sprawił - bez żadnego wysiłku ze strony kogokolwiek (w kontekście opowiadania - postaci z niego) - taki podarek który przywrócił im jakieś 90% sprawności? Owszem nasz pegaz może wciąż mieć problemy z adaptacją - ale generalnie wszystko ma już teraz na poziomie easy. Poza tym, narracja czyni tu wszystko jeszcze gorszym. Po tym, jak pegaz obiera protezę i list, mamy: To wszystko dotarło do niego tylko dlatego, że dostał super-protezę. Nie stracił sensu życia, bo dostał super-protezę. Niczego nie rozumiejące pielęgniarki miały rację, bo dostał super-protezę. A jakby nie dostał? Jak potoczyłaby się ta scena? Pinkie połaskotałaby go i magicznie doszedłby do takich samych wniosków? No po zbóju takie odnajdywanie sensu życia. Też bym chciał znaleźć na progu pakunek, który rozwiązuje 90% moich problemów. Na dodatek, zarówno ta scena, jak i "łaskotania" Trixie są nieznośnie dydaktyczne. "Patrzcie, ludzie żalący się nad swoim losem, tak macie postępować! A uporczywe rozśmieszanie kogoś, kto wyraźnie nie ma na to ochoty, to szczyt empatii!" Niesamowicie toto stereotypowe i - właściwie - nieempatyczne. A jeśli wziąć pod uwagę, że podstawowymi rekwizytami w tych scenach są magia oraz drogie prezenty, to już w ogóle zakrawa na pastisz. Pozostałe twoje wytłumaczenia też nie napawają mnie jakimś optymizmem. Chcesz stworzyć kontrast pomiędzy tym, jak kucyki traktują Trixie a twoim spoilerem, ale sęk w tym że przy takim przejaskrawieniu problem staje się sztuczny. Nie mówiąc już o tym, że ma się nijak do serialu. Ja też mogę napisać opowiadanie o Rainbow Dash, która jest psychopatyczną morderczynią - nie wyjaśniając, w jaki sposób taka się stała i mówiąc, że tylko "stawiam na głowę" postać - i zakończyć opowiadanie w momencie, kiedy nie jest morderczynią - ergo jest taka jak w serialu. Ale w jaki sposób to się liczy jako rozwój postaci? Chyba w odwrotną stronę. To opowiadanie jest przerysowane i zupełnie nie pasuje do kanonu (bo Magic Duel skończyło się z Trixie pogodzoną z Mane 6 i - mniej lub bardziej - z Ponyville). I zaczynając poza kanonem chcesz nagle dopasować zakończenie do serialu? Czemu miałoby to służyć? Naprawdę? Mimo że pisałeś zawsze takie długie i wyczerpujące komentarze do fików. Czuję się rozczarowany! Reasumując, pozostaje mi życzyć ci powodzenia i aby fik wyszedł jak najlepszy. Nie bierz do siebie ostrego tonu moich wypowiedzi. Wygląda na razie na to, że nasze postrzeganie świata - albo twórczości literackiej - jest zbyt różne, żebym mógł cieszyć się tym opowiadaniem. Pozdrawiam.
  15. Kontynuując dyskusję z SOMBRIA VS EQUESTRIA REKRUTACJA - książka z Waszymi OC. No ale samo słowo "książka" odnosi się do fizycznego obiektu. Jeśli więc taki fizyczny obiekt istnieje, to czy można arbitralnie powiedzieć "to nie książka, to forma książkowa!"? Oczywiście, jeśli byt książkowy nie istnieje, to takie określenie świadczy raczej o mniemaniu autora. Jeśli już, to można by przyczepić się do słów określających treść, do których należy "opowiadanie", czy "powieść". Ale czy o to naprawdę tu chodzi? Czy to było vanity publishing? Bo nic innego fanowskiej twórczości raczej by nie tknęło kijem. Czy mówisz o czymś zupełnie innym?
  16. Akurat kiedy miałem ochotę na opowiadanie z Trixie w roli głównej (męcząc się z własnym one-shotem), ten fik trafił się na pierwszej stronie forum. Wziąłem się więc z ochotą do czytania i... no, po części się nie zawiodłem, ale niestety tylko po części. Opowiadanie czytało mi się całkiem przyjemnie. Styl jest gładki i lekki - czasem tylko wali po mordzie anglicyzmami, aż zęby dzwonią. Fluttershy: "Chciałam tylko lepiej zaadresować problem." *Chwyta problem, mazia korektorem, po czym z większą uwagą nanosi na niego swój adres.* Całkiem podobała mi się także ta interpretacja Trixie. Łatwo było się utożsamiać z jej rozpaczą i strachem, a jej backstory było na tyle interesujące, że czytałem dalej, chcąc je poznać. Niestety, sama treść opowiadania nieco rozczarowuje, a im dłużej czytałem i myślałem o tym co przeczytałem, tym bardziej bolały mnie te jego mankamenty. Zacznijmy więc długą wyliczankę. O ile zachowania i odczucia samej Trixie, w obliczu sytuacji w jakich się znajduje, są w miarę w porządku, to zachowanie wszystkich innych postaci jest przejaskrawione do granic absurdu - byle by tylko wydusić więcej łez z biednej Trixie celem większego melodramatu. Bardzo to tani sposób, by nam było żal głównej bohaterki. Już sam wątek jej bezdomności jest już dziwnie skrajny - picie wody z kałuż, naprawdę? Zamiast zimnej obojętności, z którą bezdomni spotykają się zazwyczaj, każdy napotkany kuc ma motywację, środki i czas żeby dopieprzyć czymś naszej biednej Trixie. To już chyba jakiś poziom Anty Mary Sue, bo w opowiadaniu życia postaci trzecioplanowych skupiają się wyłącznie na niej i na tym jak jej nienawidzą. I o ile jeszcze niechęć do byłej tyranki jest zrozumiała, przynajmniej w Ponyville, to nie mamy tu do czynienia po prostu z niechęcią. Najwyraźniej Trixie ma moc, dzięki któremu każdy (poza Fluttershy, bo ona jest taka nieśmiała) może zamienić się w psychopatę, kiedy tylko o niej pomyśli. Idealnie widać to na przykładzie rozmowy Bon Bon z Fluttershy. Normalnie rozmawiają o przyjęciu dla maluchów z Ponyville, aż tu nagle w dialogu pojawia się kwestia Trixie, a Bon Bon natychmiast zaczyna fantazjować o tym, jak by się nad nią znęcać na imprezie z dziećmi... normalni ludzie kuce tak nie myślą! I żeby jeszcze tu był jakiś komentarz o samych kucach czy o ich społeczeństwie, jakieś osadzenie w świecie tego, że one tak się zachowują względem Trixie, ale tu nie ma nic. To zupełnie nierealistyczne zachowanie po prostu jest, żeby podbijać zawartość melodramy i uzasadniać tag [Sad]. Bardzo szkoda, że subtelniej się nie dało. Oczywiście, Mane 6 nie ustrzegła się takiego samego potraktowania. Zachowanie Applejack i Rainbow Dash jest bezlitosne zupełnie z czapy, tak jak pozostałych kuców, nie ma się więc co nad nim rozpisywać. Rarity to jedyna, która zachowuje się w miarę normalnie - nieufna wobec intencji Trixie, ale też nienalegająca, że należy jej pozwolić zdechnąć w rowie. Pinkie i Twilight to osobne kwestie, o których jeszcze wspomnę. No i Święta Fluttershy. O ile zgadzam się, że ona jest tą, która pewnie najbardziej rwała się do pomocy Trixie, to żeby była jedną osobą zdolną do empatii (poza jednym z gwardzistów Twilight - zresztą zupełnie randomowo, bo nic nie wyróżniało go od pozostałych postaci tła, z których wszystkie nienawidziły Trixie)? I musiałaby to robić bez pomocy przyjaciółek, które wszystkie uznały ją najwyraźniej za nieczystą, skoro tknęła się Trixie? Nie wiem, czy mamy tu do czynienia z ekstremalnym fanboyizmem Fluttershy (to w końcu nie jest opowiadanie Albericha ), czy... właściwie, to nie mam pojęcia, z czym tu mamy do czynienia. Dalej... cały wątek Twilight był dla mnie niezwykle irytujący. Twilight nienawidzi Trixie chyba najbardziej ze wszystkich kuców, ale - w przeciwieństwie do nich, o dziwo - ma powód! Podobno. Bo go nie poznamy. Rozumiem chęć uczynienia z motywacji Twilight i tego, co powiedziała jej Trixie, głównej tajemnicy opowiadania. Problem w tym, że tutaj to zupełnie nie działa. Ponieważ najwyraźniej ta kluczowa wiadomość, której szybko nie poznamy, zmienia całkowicie zachowanie Twilight względem kanonicznego. Twilight staje się okrutna, porywcza, nienawistna, wpada w alkoholizm niemal. Brakuje tylko, by zaczęła palić i prowadzić narrację w stylu noir. A opowiadanie każe nam wierzyć na słowo, że ta skrajna, negatywna przemiana, owe "zawalenie się świata", nastąpiło przez jedną wiadomość. Wierzyć, że kiedy doczytamy już do wielkiego ujawnienia, cały ten wątek nagle będzie miał sens. No i po tym wszystkim co przeczytałem w tym opowiadaniu... ciężko mi uwierzyć. A biorąc pod uwagę, jaka paskudna Twilight się stała, to wzbudza raczej irytację, niż ciekawość. To główne problemy, które doskwierają pierwszym czterem rozdziałom. Poza nimi, jak powiedziałem, wrażenie było raczej pozytywne... ale nadszedł rozdział piąty. Dłuższy niż zazwyczaj i psujący fabułę ustawioną przez poprzednie. Piąty rozdział można by podsumować właściwie "autor daje raczej kiepskie spostrzeżenia odnośnie depresji, rodem z motywacyjnych plakatów z amerykańskich szkółek biznesowych + fetysz na łaskotki". I właściwie na tym mógłbym zakończyć, ale problem jest tu głębszy. Otóż mamy jeden z najgłówniejszych wątków całego opowiadanie - los Trixie i to, czy znajdzie nadzieję do dalszego życia i czy wszyscy przestaną jej nienawidzić bez powodu. Otóż lwia część tego wątku została w tym rozdziale rozwiązana za pomocą łaskotkowego orgazmu deus ex machina! Po długiej, bolesnej do przeczytania scenie chyba że kogoś raduje czytanie szczegółowych opisów łaskotek, która na dodatek jest o jakieś cztery lata spóźniona - wtedy jeszcze kogoś obchodziło "Cupcakes". Ot, parę banalnych słów Pinkie i trochę magii i mamy problem za sobą. Świetnie. Jeszcze bardziej śmiechu wartym okazuje się rozwiązanie wątku jednoskrzydłego pegaza. Choć na szczęście jest to wątek poboczny. Czy nasz ponury bohater, któremu zawaliło się życie (naprawdę, w przeciwieństwie do Twilight), znajdzie światełko w tunelu? Znajdzie, a jakże, z pomocą kolejnego deus ex machina - bo to nie tak, że jakiekolwiek działania bohaterek odniosły jakikolwiek skutek, poza wkurzeniem go. Morał z tego wątku taki, że nie należy się nigdy poddawać - o ile rodzina ma hajs żeby natychmiast usunąć kalectwo będące źródłem całego problemu. Jakby jego rodzina była biedna, a w pudełku były skarpety z listem przepraszającym, że nie mogą dać nic więcej, to nie tylko Pinkie wyszłaby na idiotkę, a jeszcze nasz pegaz faktycznie musiałby się zabić. Wszak pogodzenie się z życiem w kalectwie jest niemożliwe. I tutaj chciałbym zakończyć, tym mało optymistycznym akcentem, bo cokolwiek bym dodał, nie równałoby się elementarnym zarzutom, jakie mam do ostatniego rozdziału. Naprawdę chciałbym powiedzieć, że opowiadanie mi się, mimo jego wad, podobało i że będę czekał na kolejne rozdziały. I tak bym powiedział po rozdziałach 1-4. Ale po ostatnim nie wiem, czy sobie niestety nie podaruję. Zakończenie tego opowiadania, jeśli dalej będzie podążało tym torem, raczej nie będzie niestety satysfakcjonującym rozwiązaniem historii, która miała swój potencjał. Dwie drobne rzeczy, które jeszcze mnie irytowały: za dużo "lazurowych jednorożców" oraz nawracające wrażenie, że autor nie wie gdzie konie mają kolana.
  17. A realistycznie, jak w ogóle chciałbyś kogoś przyłapać? Chyba tylko jeśli ktoś zrobiłby to zalogowany i jednocześnie mając podobny nick na docsach co na tym forum - mała szansa, żeby takie coś się stało, zwłaszcza jeśli każdy z linkiem może komentować. Może ograniczyć widoczność podforum z twórczością tylko do zarejestrowanych użytkowników i rejestrować kto ostatni kliknął w linka przed dewastacją?
  18. Postacie MLP może i są proste - ale Thorax jest nudny. A szkoda, po podmieńce jako takie są bardzo ciekawym konceptem. Spodziewałem się co najmniej konfliktu podobnego do odcinka z "oswajaniem" Discorda, a tymczasem dostaliśmy najbardziej leniwe z możliwych "ja jestem dobry, a oni są wszyscy źli".
  19. Może to z mojej strony bezproduktywne narzekanie (nie będę pierwszym ), ale Dolarze, czy jest jakaś praktyczna szansa na spełnienie tych gróźb wobec wandali (według mojej wiedzy, nie ma)? Bo o ile do frazy "nie karm trolla" podchodzę już z cynizmem, to jeśli każdy taki incydent będziesz nagradzał wściekłym postem w którym mówisz jak to nogi z dupy winnym powyrywasz (choć na razie postępu w tym kierunku nie widać), to ryzykujesz że odpowiedzialni będą kontynuować rozwalanie fików choćby po to, by zobaczyć eskalację bezsilnych gróźb w kolejnym poście... Przynajmniej takie mam wrażenie.
  20. StyxD

    Odcinek 17: Dungeons & Discords

    Ahaha... miło było zobaczyć w interpretacji twórców serialu jak wyglądały gry RPG w latach 80tych. Hasbro chyba chciało zareklamować D&D, które obecnie do nich należy... problem w tym, że naprawdę ciężko pokazać D&D w pozytywnym świetle. Ale pomyślcie tylko: reklamówka D&D w reklamówce MLP. Incepcja normalnie. Ogólnie, to jestem pewnie uprzedzony, ale poza niektórymi pojedynczymi gagami (opposite Fluttershy!) jedyną rozrywką w tym odcinku było dla mnie wyszukiwanie homoerotycznych podtekstów (guys' night!). Reszta była... żałosna dosyć. Szkoda tylko Discorda, bo de Lancie spisał się jak zawsze. PS. Spike to gówniany MG. Niech lepiej wraca do śpiewania z Thoraxem.
  21. Jestem dość rozczarowany, bo postać podmieńca została wprowadzona do serialu najtańszym kosztem, "jestem dobry podmieniec ze złego roju". Wrażenia takiego jak Gilda czy Trixie raczej nie zrobił. Poza tym, odcinek dosyć sympatyczny. Kolejny średniak... podmieńce zasługują na więcej! Nieoczekiwanymi gwiazdami odcinka byli strażnicy - i dobrze, wreszcie przydało to co najmniej paru nieco osobowości. Ale nie było Flasha. Jak to tak?
  22. StyxD

    Odcinek 15: 28 Pranks Later

    Już mieliśmy taki odcinek w pierwszym sezonie. Ale on zawierał w sobie gryfy. Więc automatycznie był lepszy. No i... czy Fluttershy potrzebowała zwołać sąd koleżeński nad Rainbow Dash? Czy te ponoć dwie przyjaciółki nie potrafią już wyjaśnić sobie spraw między sobą? Czy to jakieś dark future, gdzie część Mane 6 już z sobą nie rozmawia? Ale pomijając powtarzalność motywu i dziwny rozłam między bohaterkami, odcinek jest całkiem fajny, efektywny i pomysłowy. Oglądało się go lekko i przyjemnie, a końcówka była nawet całkiem niezła. W obecnej sytuacji potrafię docenić solidnego średniaka. Tytuł odcinka to straszny suchar... ale skoro to odcinek o sucharach, to nawet pasuje.
  23. Długo na forum nie bywałem, tyle dyskusji się przetoczyło, a mi pozostaje spróbować odnieść się do wszystkiego. Antagoniści Myślę, że jest jeszcze jedna istotna cecha dobrego antagonisty, która nie została tu wspomniana: relacja z głównym bohaterem. Pomijając sytuacje, gdzie mamy raczej do czynienia z równorzędnymi historiami różnych postaci (np. Pieśń Lodu i Ognia), antagonista jest zdecydowanie postacią drugoplanową, która powinna być dostosowana do opowieści, w której się pojawia - oraz bohatera, z którego punktu widzenia go obserwujemy. Na przykład, Władca Pierścieni jest opowiadany (głównie) z punktu widzenia małego hobbita wychowanego w wiosce na zadupiu i nieobeznanego z wielkim światem. Sauron jest zaś "głównym złym" jeszcze większym, odleglejszym i bardziej niewyobrażalnym niż reszta przytłaczającego świata. A z samego MLP: Dlaczego m.in. Discord jest lepszym antagonistą niż Tirek? Discord jest potężny, ale zdaje się groźnym złodupcem przede wszystkim dlatego, że był w stanie rozerwać więzy przyjaźni między głównymi bohaterkami; w końcu relacja między nimi stanowi niejako główną treść serialu. Z kolei Tirek był megakoksem, który stał się potężniejszy niż wszystkie żyjące kuce i trzeba mu było obić mordę. Ale MLP nie jest serialem o obijaniu mord wielkim koksom, dlatego poza zniszczeniem biblioteki Tirek nie zapisał się nijak w mojej pamięci. Oczywiście, żeby jakoś powiązać antagonistę z głównym bohaterem i fabułą można zawsze sięgnąć po sprawdzony wątek rodziny ("Luke, I am your father"), albo nieśmiertelny jungowski archetyp cienia, czyli antagonistę będącego czymś, czym bohater mógłby się stać, ulegając swojej (potencjalnej) "ciemnej stronie". To drugie jest o tyle zabawne, że samo FiM wręcz nieprzeciętnie często sięga po ten wybieg. Stąd mamy już nie jedną, lecz dwie postacie, których imiona stanową synonim do "Twilight Sparkle", a nawet samą złą Twilight z licealnego uniwersum! Plus takie postacie jak Lightning Dust względem Rainbow Dash, czy nawet Garble względem Spike'a... Erotyka w kucykach Moim zdaniem są dwie osobne kwestie: umieszczenie w opowiadaniu sceny seksu, a umieszczenie w opowiadaniu pieczołowicie opisanego aktu. To pierwsze nie jest czymś samym w sobie nieodpowiednim, nawet w opowiadaniu o kolorowych kucach. Patrząc na zacytowaną scenę z geranium - jest jasne, w jakiej sytuacji znajdują się postacie, a jednak "kamera" nigdy nie skupia się na szczegółach, które sprawiłyby że scena stałaby się stricte pornograficzna. Ale jednak większość autorów, jak już zapędzi postacie do łóżka, to nie może się powstrzymać, żeby nam ze szczegółami wszystkiego nie opowiedzieć - najlepiej przez kilka stron, jak wspomniany wcześniej autor Pieśni Lodu i Ognia (zgadzam się - te sceny są w tych książkach beznadziejne). Póki co jeszcze nikt mnie nie przekonał, że takie opisy mogą służyć czemukolwiek innemu niż pustemu fanserwisowi, ew. pokazaniu "patrzcie, jaka moja powieść jest dojrzała!" ~ Wiedźmin (przynajmniej na początku - dalej nie czytałem). Absolutnie tak jest. Jeśli ktoś nie wierzy, niech zrobi eksperyment - w tłumie ludzi raz krzyknie "kurwa!", a innym razem "fuck!" - i niech porówna reakcje. Częściowo doświadczone na własnej skórze.
  24. Odcinek zaczął się *koszmarnie*, wpychając samochody i derby (derpy?) do Ponyville zupełnie znikąd. Oraz lekcje fizyki o zachowaniu i przekazywaniu energii... Po takim początku było już tylko lepiej, choć mam wrażenie że jedynie względnie. Jak zwykle najlepiej wychodzą osobowości kucyków i tarcia między nimi. Ale niestety scenariusz jest tutaj nazbyt prosty i od niechcenia, nawet jak na bajeczkę o kucykach. Tylko Rarity udaje się cokolwiek naprawdę interesującego z tego bajzlu wydusić. A więc mamy przeciętniaka, który na dodatek nie wydaje się mieć wiele wspólnego z kucowym klimatem. Nie najlepiej. A piosenka... miała chwytliwą melodię i to wszystko dobre o niej.
  25. Opinia mocno spóźniona, ale dopiero teraz miałem czas by siąść i ją napisać. Rzadko wypowiadam się na temat konwentów, bo zazwyczaj kończy się tak, że większość atrakcji pomijam, rozmawiając ze znajomymi. Ale tym razem muszę co najmniej skomentować dwa panele, w których brałem udział. Szczyt fanfikowy mocno mnie zasmucił, zwłaszcza że wiązałem z nim spore nadzieje. Dyskusja zaczęła się całkiem spoko, ale była w ogóle niemoderowana - efekt był taki, że w pewnym momencie przez dobre paręnaście minut dwóch uczestników mówiło naraz, i to chyba o innych kwestiach, jeśli dobrze pamiętam, próbując się nawzajem przekrzyczeć, przy całkowitym milczeniu prowadzącego. Z czasem sala podzieliła się na dwie części (dwójka najżwawszych dyskutantów uznała, że będzie krzyczeć tylko do siedzących najbliżej w kółku, bo nikt inny nie miał szans nic usłyszeć i tak), a dyskusja na ponad pół godziny zmieniła temat na czołgi. Nie wiem, czy to dobre miejsce na takie skargi, ale ze strony prowadzącego była to, jednym słowem, fuszerka. Zwłaszcza w porównaniu z dyskusją "Dlaczego jesteśmy w fandomie", która odbywała się następnego dnia w tej samej sali i z grubsza z tymi samymi ludźmi, ale dzięki temu że prowadzący pilnował kto kiedy (i ile) mówi, mogło pojawić się wiele naprawdę ciekawych kwestii związanych z przeszłą i obecną kondycją fandomu i jego członków (oraz plotki o paru innych fandomach ). Tę dyskusję będę wspominał najlepiej z MEC 2016, zwłaszcza że zaskoczyła mnie też pozytywnością na tle powszechnych narzekań, że umieramy i jesteśmy za starzy. ...Niestety, to nie zmienia faktu, że umieramy i jesteśmy za starzy.
×
×
  • Utwórz nowe...