(weź człowieku idź do kina XD jak zobaczyłam 48 powiadomień to myślałam, że zawału dostanę. Btw, cieszę się, że moja KP się podoba Dziękuję za dopisek! )
Lucy obudziła się w dość kiepskim nastroju. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jaki dziś dzień - "dostawa". Dziewczyna skrzywiła się lekko na brzmienie tego słowa. Nasuwało ono raczej myśl o transporcie mięsa lub towaru, a nie żywych, czujących istot. To było sztuczne i nienaturalne. "Tak jak wszystko tutaj", mruknęła w duchu. Kiedy tylko zjadła śniadanie i przebrała się, wyszła na dwór, by nakarmić kury i zebrać jajka. Ciekawskie ptaki na widok swojej opiekunki przybiegły w jedno miejsce, gdacząc pociągle i rozkopując pazurami ziemię.
– No już, cicho, cicho, spokojnie. Już, daję wam jeść.
Lucy sięgnęła do worka z ziarnem. Próbowała nie rozmyślać o ciężarówkach zapełnionych ludźmi takimi jak ona, jednak im bardziej odganiała te myśli od siebie, tym bardziej kotłowały się one wewnątrz jej czaszki.
– Najchętniej nie wychodziłabym dzisiaj poza własny ogródek – szepnęła cicho w stronę kur, które zajęte były posiłkiem i nawet nie raczyły podnieść dziobów znad ziemi.
Dziewczyna przysiadła na schodkach i ukryła twarz w dłoniach. Pierwsze dni w osadzie pamiętała jak przez mgłę. Rozmazane wspomnienia przepełniały skrajnie silne emocje – przerażenie, gniew, a przede wszystkim rozdzierająca serce rozpacz. Teraz było już nieco lepiej, choć każdy przyjazd nowych hybryd przypominał Lucy o tym, co przeżyła.
– No, moje drogie, pora na mnie. Mam szycie do zaniesienia i nowe nici do odebrania. W końcu, oprócz nowych mieszkańców, przyjechały też zamówione towary. – Dziewczyna westchnęła ciężko i podniosła się. Kilka kur potruchtało leniwie na bok tylko po to, by zaraz znowu zacząć grzebać w piasku. Lucy otrzepała ciemne spodnie i poszła do domu po wiklinowy koszyk, w którym spoczywała bluzka ozdobiona kwiecistym haftem. Poprzedniego dnia pracowite palce żenety ukończyły tkać to małe dzieło sztuki. Teraz trzeba było je zanieść do sklepu, w którym sprzedawano najlepsze nasiona w całej osadzie. Nie zwlekając ani chwili hybryda wyszła z domu i ruszyła w stronę miasta.