-
Zawartość
542 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
6
Odpowiedzi do statusów napisane przez Salto
-
Drugi cudowny dzień je███ych praktyk. Być wziętym na zasraną tapicernię tylko po to, by uprzątnąć syf, który tapicerzy sami nie mogli uprzątnąć od zasranych kilku dni. Żałosne. Ku██a mać.
-
Hip kurde hura. Zapowiada się cudowny okres bezsenności. Jestem cały w nerwach już od kilku dni po tym zasranym wyjeździe. Fakt, odcięcie się od wszystkiego, m.in. opowiadań, roleplay'ów, spolszczenia, znajomych, samego MLPPolska i wielu innych rzeczy... Sprawiło, że zacząłem patrzeć na wiele spraw inaczej. Wróciła nawet moja wena (do osób, które w wenę nie wierzą, błagam, nie róbcie mi tu kilkustronnicowych prac magisterskich o tym, że jej nie ma i się mylę, wy wiecie swoje a ja swoje, fajnie? Fajnie!), dzięki czemu mam zamiar kontynuować nawet niektóre z moich dawnych, zapomnianych już opowiadań. No ale... Na tym się kończy. Na samym wyjeździe nie było kolorowo, a pod koniec miałem zaserwowaną bombę bólu dupy i pretensji do całego świata autorstwa mojej matki. Ale o co poszło, to wolę zachować dla siebie. Zastanowię się, czy o tym powiedzieć.
Ogółem, cały wyjazd, to był po prostu dramat. Jak mówiłem wcześniej, nie było kolorowo i jestem po nim cały w nerwach. I cóż, miałem nadzieję, że jak wrócę do domu, będę mógł się normalnie wyspać we własnym, wygodnym łóżku. Tylko że nie! Bo w nocy nie mogę normalnie zasnąć, przewracam się w tym łóżku, jak Drakula, który próbuje się wydostać ze swojej trumny, by zagryźć jakąś dziewicę, od rana jestem budzony, BO TAK, BO NIE DYSKUTUJ, NAM SIĘ TAK PODOBA I KONIEC! To mnie ciągają po urodzinach kuzyna, kuzynki, stryja, pasierba, pasierba jego pasierba, albo co chwila gdzieś wyjeżdżamy do rodziny, przez co muszę siedzieć przy stole z nimi i wysłuchiwać biadolenia o polityce, a jak chcę odejść, to ooo nie, nie, mam wracać i gadać z gośćmi. Tylko o czym?! Jak w ogóle nie dopuszczają mnie do głosu, wszystko co powiem, jest kwitowane chyba znanym wam wszystkim sloganem "Jesteś jeszcze młody, niedoświadczony, jeszcze zmienisz zdanie." No... No ja p███████ę. Do tego dochodzi jeszcze ten zasrany upał, ciągle jazgający pies sąsiadów i to jedno przeklęte muszysko, które budzi mnie każdego ranka i którego nie zdołałem zatłuc od zasranych kilku lat. I cóż... Jakie efekty? Mimo, że wczoraj byłem wyczerpany, śpiący, chciałem się położyć i zapomnieć, w jakim beznadziejnym kraju i w jakim okrutnym świecie żyję... Nie zasnąłem w ogóle. Czuję się po prostu okropnie. Wziąłem sobie urlop od praktyk i nie chciałem akurat tego! Zawsze gdy próbuję wypocząć, musi się dziać coś, co mi w tym przeszkadza.
Ehhh... Dobra... Koniec tego mojego płaku, płaku. Potrzebowałem się wygadać, a teraz... Eh, chyba sobie w coś pogram i będę musiał przetrwać ten dzień. Nawet sobie nie wyobrażacie, jak bardzo mam ochotę poprosić Moonie, by sprowadziła wieczną noc. Trzymajcie się.
-
Świat jest okrutny i niesprawiedliwy, a życie to zawsze była walka o przetrwanie. Nawet coś tak podstawowego jak prąd czy woda w kranie to pieprzony luksus, do którego 90% ludzi w historii świata nie miała dostępu. Wiem, że masz nieciekawe środowisko i przykrą sytuację, jednak pełnoletność osiągniesz już niebawem i wtedy otwierają się możliwości do zmiany tego położenia. Mimo wszystko w Polsce "da się", a teoretycznie można wyjechać gdzieś indziej. Jeśli będziesz w stanie ułożyć sobie życie samemu, to rodzina też będzie Cię inaczej traktować, przynajmniej tak podejrzewam.
-
-
Witajcie moi drodzy!!
Dzisiaj wróciłem z wakacji z zakopanym i krakowie, byłem na Giewoncie morskim oku na termach i wawelskim zamku i widziałem smoka który zionął ogniem i było super. Polecam!!
-
Pozwolę sobie zacytować fragment książki "W Stronę Pysznej" Stanisława Zielińskiego.
"Giewont? Ach, to ta góra na którą poszliśmy wprost z dworca..." Bez wejścia na Giewont, bez wizyt złożonych Kasprowemu i Gubałówce nie obejdzie się żadna przyzwoita wycieczka, zjeżdżająca na krótki czas do Zakopanego. Chyba że nosa nie można wysunąć. Wtedy czarna rozpacz i cały wyjazd na nic. "Lało jak z cebra. Nie byliśmy na Giewoncie!..." Typowa góra ceperska. Każdy nowy gość poddaje się urokowi góry panującej nad Zakopanem i od niej zaczyna swą "taternicką" karierę. Giewont wysuwa się na pierwszy plan, przesłaniając inne szczyty. Narzuca się swym oryginalnym konturem. Zdaje się, że to Szukalski chciał Giewont poddać drobnym przeróbkom i upodobnić go do profilu Piłsudskiego. Na dwunastometrowy żelazny krzyż, wzniesiony w roku 1900, wycelowane są zakopiańskie lunety. Giewont wydaje się tak bliski, jak Dolina Białego. Wielu przygodnych turystów opuszcza Zakopane w przekonaniu, że Giewont jest najwyższym szczytem po polskiej stronie tatr. Na Giewont każdy m u s i pójść. Giewont przyciąga turystów i - samobójców, którzy w sposób skuteczny i efektowny postanowili rozstać się z życiem.
-
-
zaledwie kilkanaście kilometrów ode mnie
nie na darmo tę miejscowość nazywano krainą latających siekier
-
I sądzisz że proces w sądzie rozwiąże ten problem? To wymaga edukacji, poszerzania horyzontów i zmian pokoleniowych. Gościowi pewnie od dziecka kościół i lokalna społeczność wciskały jakieś przekonania do głowy, w której idea związków homo się po prostu nie mieści. Najpierw mówił "to było zawsze, ale się tak nie rozprzestrzeniało". Potem dziennikarz, który już bardzo dobrze wyczuł tę osobę ( w końcu po takie okazy tam pojechał ) wbił odpowiednią szpilkę, żeby wywołać możliwie skandaliczną reakcję. Btw. rozpoczęcie wypowiedzi od "aleś ty mądry", teksty o wygodnym unikaniu zastanowienia się nad problemem czy klikanie reakcji "nie lubię" to dość słaba próba zdyskredytowania mojej opinii na temat karania takich zachowań. Taki odpowiednik przedszkolnego "jesteś głupi".
-
-
zaledwie kilkanaście kilometrów ode mnie
nie na darmo tę miejscowość nazywano krainą latających siekier
-
Myślałem, że już koniec kursów, będę mógł się zająć czymś produktywnym, a tu klops. Dziś przyszło materiałoznawstwo, z którym muszę się także dziś uporać. Well shiet.
-
Witajcie. Generalnie, sprawa wygląda tak, że ogólnie czuję wypalony jak pochodnia. Dosłownie każdego dnia jak się budzę, wstanie z łóżka, jest dla mnie jednym z wyzwań, a dziś szczególnie. Ogólnie, brakuje mi jakiejkolwiek motywacji do zrobienia czegokolwiek. Czuję się słabo, beznadziejnie i nie wiem co ze sobą począć. Macie może jakieś rady, jak mógłbym odzyskać tą swoją motywację, albo poczuć się lepiej?
-
Witajcie. Generalnie, sprawa wygląda tak, że ogólnie czuję wypalony jak pochodnia. Dosłownie każdego dnia jak się budzę, wstanie z łóżka, jest dla mnie jednym z wyzwań, a dziś szczególnie. Ogólnie, brakuje mi jakiejkolwiek motywacji do zrobienia czegokolwiek. Czuję się słabo, beznadziejnie i nie wiem co ze sobą począć. Macie może jakieś rady, jak mógłbym odzyskać tą swoją motywację, albo poczuć się lepiej?
-
Ciekawe ilu ludzi nie wyleczyła wizyta u psychiatry, ale to tylko dygresja. Od razu zaznaczyłem, że to doraźne metody na brak energii, a nie lekarstwo na depresję. Nie mniej, jest dużo ludzi, którzy wyszli z ciężkich stanów psychicznych bez pomocy farmakologi. Napisałem też w swoim pierwszym poście, że jak wyżej, polecam udać się do psychiatry. Nie jestem po przeciwnej stronie i nie zamierzam się kłócić o jedną, przyznam niefortunną wypowiedź.
-
-
Witajcie. Generalnie, sprawa wygląda tak, że ogólnie czuję wypalony jak pochodnia. Dosłownie każdego dnia jak się budzę, wstanie z łóżka, jest dla mnie jednym z wyzwań, a dziś szczególnie. Ogólnie, brakuje mi jakiejkolwiek motywacji do zrobienia czegokolwiek. Czuję się słabo, beznadziejnie i nie wiem co ze sobą począć. Macie może jakieś rady, jak mógłbym odzyskać tą swoją motywację, albo poczuć się lepiej?
-
Narkotyki to określenie na najróżniejsze substancje psychoaktywne, oczywiście kojarzące się negatywnie ( jest to określenie raczej na nielegalne, jednoznacznie szkodliwe substancje ). Także zgadzam się, że w tym przypadku użyte na wyrost. Nie zmienia to jednak faktu, że nie jestem osobą, która by odradzała wizytę u psychiatry, co można wywnioskować czytając moje wypowiedzi. Chodzi mi o to, że "złota rada" pod tytułem "idź do doktora, przepisze Ci leki", przy jednoczesnym wyśmiewaniu innych metod na rozwiązanie problemu to upraszczanie i przekłamywanie rzeczywistości. Jest to mocno krzywdzące, biorąc pod uwagę ilu ludziom pomogły inne sposoby.
-
-
Witajcie. Generalnie, sprawa wygląda tak, że ogólnie czuję wypalony jak pochodnia. Dosłownie każdego dnia jak się budzę, wstanie z łóżka, jest dla mnie jednym z wyzwań, a dziś szczególnie. Ogólnie, brakuje mi jakiejkolwiek motywacji do zrobienia czegokolwiek. Czuję się słabo, beznadziejnie i nie wiem co ze sobą począć. Macie może jakieś rady, jak mógłbym odzyskać tą swoją motywację, albo poczuć się lepiej?
-
Witajcie. Generalnie, sprawa wygląda tak, że ogólnie czuję wypalony jak pochodnia. Dosłownie każdego dnia jak się budzę, wstanie z łóżka, jest dla mnie jednym z wyzwań, a dziś szczególnie. Ogólnie, brakuje mi jakiejkolwiek motywacji do zrobienia czegokolwiek. Czuję się słabo, beznadziejnie i nie wiem co ze sobą począć. Macie może jakieś rady, jak mógłbym odzyskać tą swoją motywację, albo poczuć się lepiej?
-
Cytat
Problemy z samopoczuciem mogą wynikać z wielu różnych powodów i dlatego potrzeba do tego lekarza, a nie ludzi z internetów i złotych rad "idź pobiegaj".
Skoro problemy z samopoczuciem mogą wynikać z wielu różnych powodów, to pomóc może wiele różnych rozwiązań. Niekoniecznie płacenie lekarzowi za przepisanie narkotyków na poprawę humoru. Złote rady ludzi którzy sami mieli podobne problemy to bardzo dobry kierunek, ponieważ jest to praktyczna wiedza. Ja się w 100% zgadzam, że warto pójść do dobrego psychiatry, ale zamykanie się na wszystko inne to raczej średni pomysł.
-
-
Witajcie. Generalnie, sprawa wygląda tak, że ogólnie czuję wypalony jak pochodnia. Dosłownie każdego dnia jak się budzę, wstanie z łóżka, jest dla mnie jednym z wyzwań, a dziś szczególnie. Ogólnie, brakuje mi jakiejkolwiek motywacji do zrobienia czegokolwiek. Czuję się słabo, beznadziejnie i nie wiem co ze sobą począć. Macie może jakieś rady, jak mógłbym odzyskać tą swoją motywację, albo poczuć się lepiej?
-
Na brak energii doraźnie polecam przykładowe metody:
1. Świerze powietrze.
2. Światło słoneczne, zastępczo światło sztuczne w dużej ilości.
3. Chłodna temperatura.
4. Zimne prysznice.
5. Nie przejadanie się.
6. Nie jedzenie syfu.
7. Unikanie używek.
8. Sport.
9. Motywacja.
10. Cel.
11. Dobry sen.
12. Kopniak w dupę.
13. Wielkie wydarzenie.
14. Wychodzenie ze strefy komfortu.
15. Sok z buraka.Oczywiście takie rozwojowe tipy mogą trochę pomóc w danej sytuacji, ale nie rozwiązują problemu. Na stany depresyjne jak wyżej, czyli wizyta u specjalisty. Mogą też pomóc poważne zmiany w życiu, co jak wiadomo nie jest takie proste do zrobienia. Zdecydowanie polecam dbać o codzienną rutynę i wykonywać jakiekolwiek ćwiczenia, bo to pomaga nie czuć się jak gówno. Ja mam podobną sytuację, tzn. mam takie epizody bardzo złego samopoczucia, kiedy nie widzę w niczym sensu i nie mam energii do działania. W moim przypadku systematyczna praca nad czymś pożytecznym działa bardzo dobrze na psychikę.
-
-
Kolejny post. Żeby nie było, ponownie zaznaczam, że jest tu sporo mojego humoru, więc... Pewnych kwestii nie bierzcie na serio. Jest to także jeden z postów typu "Katharsis" i nie chodzi tym razem o jakieś tam moje opowiadanie, tylko o rzecz związaną z moim życiem prywatnym, a konkretnie traumę. To tyle, zapraszam do czytania. I zanim zaczniecie mi spamić, że "REEEEEPOOOOOOOOOOOOST" to... Publikuję to ponownie, bo zapomniałem wspomnieć o pewnej ważnej kwestii.
God... Damn. Zastanawia mnie... Po kiego grzyba to robiłem. Po kiego grzyba przepisywałem te strony w wordzie. Ehhh... Zmarnowałem czas *wyciąga rewolwer i jego lufę wkłada sobie do ust*
Więc... Tak. Okazało się, że na darmo to wszystko przepisywałem i miałem jedynie wykonać jakieś tam rysunki zawodowe. Po prostu dwóch ludzi podawało mi sprzeczne informacje i nareszcie się potwierdziło, że nie muszę tego dziadostwa pisać, więc... Jeeej! Ogólnie, same kursy będą o wiele lżejsze, niż to przewidywałem i niepotrzebnie się stresowałem, jednak... Chyba należą wam się wyjaśnienia, skąd u mnie taki stres, nerwy. Może wam się to wydać śmieszne, o czym zaraz napiszę, jednak proszę też choć o odrobinę refleksji i chęci zrozumienia mojej sytuacji. Taaa... Znowu będzie płaku, płaku. No ale trudno.
Nie od dziś wiadomo, zarówno w gronie moich znajomych jak i pewnie także wśród osób spoza moich znajomości, że jestem osobą bardzo nerwową. Oczywiście, mogę sprawiać pozory, że jednak jestem osobą opanowaną, spokojną i ogólnie... Jestem po prostu normalnym kolesiem. I cóż, nie są to pozory mylące, gdyż jak tak jest. Dwa lata temu byłem nerwowy bardziej, niż Yosemite Sam ze Zwariowanych Melodii, a przede wszystkim, wybuchowy jak Creeper. Okej, okej. Kończę z żartami. Pozwoliłem sobie jednak na odrobinę żartów i sarkazmu, gdyż... Koi to nerwy, a sprawa o której chcę opowiedzieć, jest dla mnie dość ciężka.
Obecnie, moje nadmierne stresy i nerwy są spowodowane traumą, którą wyniosłem ze szkoły podstawowej i gimnazjum. O ile szkoła podstawowa nie była jeszcze aż tak zła, to... Mieliśmy naprawdę wstrętnych i paskudnych nauczycieli. Największym piekłem był dla mnie okres gimnazjalny, podczas którego miałem naprawdę potężną depresję. Dręczyciele szkolni byli bezlitośni, a nauczyciele albo mieli to w dupie, albo udawali, że nic nie widzą. Tym bardziej że na samych lekcjach byłem wielokrotnie prowokowany. Przykłady? Mamy na przykład lekcję historii (by the way, mój ulubiony przedmiot szkolny), chciałem się wypowiedzieć na jakiś temat, bo był akurat taki, o którym sporo wiedziałem i... Zaczęło się. Byłem przekrzykiwany, wszyscy się nagle uruchamiali i kazali mi, cytuję: "Zamknąć ryj, bo jestem głupi". Cóż... Od zawsze byłem odrzucany, byłem w niemal każdym gronie czarną owcą. Kiedy pojawiałem się w nowym środowisku, czułem się zaszczuty, niechciany, znienawidzony. To między innymi jest też powód, czemu odszedłem z Klubu Konesera Fanfika. Obecnie planuję dołączyć do głównego serwera MLPPolska, jednak... Muszę się w sobie trochę zebrać. Byłem odrzucany niemalże przez całe życie i to ukształtowało mój introwertyzm, aspołeczność. Żeby nie było, mimo iż jestem introwertykiem, to mam potrzebę, by z kimś pogadać i często wywiązuje się z tego fajna, radosna konwersacja. I kilku czytających może to nawet potwierdzić. Star i Ziemniak, na was patrzę. Jednak... Mimo wszystko często lepiej czuję się, kiedy jestem samotny, kiedy nikogo nie ma w pobliżu. Bardzo lubię spędzać czas samemu, ale mimo to... Sam potrzebuję też otworzyć do kogoś gębę. Dlatego między innymi piszę ten post. I nie mam jakoś specjalnie z tym problemu, bo... Piszę to w rąbanym dokumencie tekstowym i kompletnie nie czuję się tak, jakbym pisał to do ludzi. Wygląda to tak, jakbym po prostu wyciągał z mojej głowy myśli i je przekładał na papier. Problem pojawia się jednak wtedy, gdy dochodzi do komunikacji innej, niż pisemnej. Nie umiem rozmawiać z ludźmi. Kiedy mam rozmawiać głosowo, zaczynam się stresować, gubić się we własnych zdaniach i... Miałem to właściwie od samego początku.
To może teraz coś o nauczycielach i... Tu już jest grubsza sprawa. Jak wspominałem wcześniej, podstawówka aż taka zła nie była, ale gimnazjum było po prostu koszmarem i nie tylko przez dręczycieli, ale samych nauczycieli. Byli oni okropni, za wyjątkiem pani od Polskiego, którą bardzo lubiłem. Najgorsza była matematyczka. To przez nią jestem taki strachliwy, przez nią stresuję się w pewnych sytuacjach, boję się nauczycieli. Ogólnie... No trauma. Po prostu. Dzisiaj mnie zastanawia, kto ją w ogóle dopuścił do pracy z dzieciakami. To bezwzględna, zimna, wstrętna jędza. Gdy ktoś nie zdał kartkówki, ona natychmiast go gnoiła, poniżała, rzucała tekstami w stylu "Nie zdasz, nie przepuszczę cię, ble, ble, bleee". Albo przy tablicy. Jedna dziewczyna się przez nią popłakała, nie potrafiła rozwiązać równania i... Tak. Została poniżona, a wszyscy się z tego śmiali. Masakra. Ja byłem jedyną osobą, która nie śmiała się z tego wszystkiego. I nawet jak został poniżony któryś z moich dręczycieli, nawet jemu współczułem. Albo były też sytuacje, gdzie ktoś coś odwalał i cała klasa od miała pisać kartkówkę. Ja niestety wielokrotnie byłem jej ofiarą. Nie umiałem dobrze matmy, uczyłem się na te głupie sprawdziany, ale... Jak przyszło co do czego, nie potrafiłem nic napisać. No i potem oceny, ja zwykle miałem jedynkę i ta menda mi zarzucała, że się nie uczyłem. Nie, wcale. Wcale nie poświęciłem je***ych czterech godzin na naukę, by cokolwiek zrozumieć. I widzicie, ta trauma nie tylko przekłada się na to, jak obecnie idzie mi w szkole, ale... Przez to boję się często kogoś o coś zapytać, dowiedzieć się. A to ze względu na to, że nie chcę znowu zostać skrzyczanym, poniżonym i zgnojonym. To po prostu okropne. Ogólnie, to co napisałem o tej nauczycielce, pochodzi z jednej z moich prywatnych wiadomości. A postanowiłem to skopiować, bo tutaj, tak czy siak, ująłem to najlepiej. Mało tego, może wam się wydawać to dosyć błahe, jednak... Rzecz w tym, że pominąłem naprawdę wiele szczegółów z tego, co przeżyłem, gdyż było i nadal jest to dla mnie trudne. Może to być taka typowa anegdota, ale to wprost idealnie pokazuje, jakich mamy nauczycieli w tym kraju. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nieważne, jak bardzo nauczyciel poniża ucznia, sami rodzice często biorą stronę nauczyciela (a przynajmniej tak było w moim przypadku). To działa na zasadzie, że najpierw plują komuś na mordę, a potem wmawiają, że to był deszcz. Ehhh... Masakra. Albo te ich teksty w stylu "Jesteście najgorszą klasą, ble, ble, ble, i ogólnie nic z was nie będzie, bo jesteście gównami". I potem się dziwią, że uczniowie nie znoszą szkoły i uczą się byle jak byle by było. A to, że szkoła zabija kreatywność, oraz chęć do życia, jest chyba bardzo oczywiste. Zwłaszcza w Polsce. Wiecie... Przez tego typu sytuacje miałem ochotę się zabić. Czułem się po prostu jak najgorsze gówno, które jest nic nie warte i byłoby lepiej, gdybym w ogóle nie istniał. A wybryki nauczycieli były usprawiedliwiane w ten sposób "Wiesz, nauczyciel pewnie nie miał na celu cię obrazić" bla, bla, bla. Każdy kto chodził do szkoły i był poniżany przez nauczycieli, doskonale wie, o czym mówię. W moich oczach to jawne przyzwolenie na czynienie zła i nic więcej.
Więc... Innymi słowy, musiałem w głównej mierze radzić sobie sam. Miałem tam jakieś minimalne wsparcie u moich kolegów, przyjaciół, jednak... Oni byli tak samo bezradni jak ja. Doskonale to rozumiem i doceniam, że chociaż próbowali. Co mi pomagało to wszystko przezwyciężyć? Głównie jazda na rowerze. Uwielbiałem jeździć po mojej wiosce, wokół wioski, lub do sąsiedniej miejscowości. Działało to na mnie kojąco i dzięki temu wyrobiłem sobie też niezgorszą kondycję. Bez problemu mogę jechać rowerem 2 godziny na wysokiej prędkości i bez postoju. Najbardziej nerwy koiły moje odpływanie do krainy snów i myśli. W głowie często układałem sobie jakieś tam historie i... To wyglądało zupełnie tak, jak film. Nie żartuję. Dosłownie widziałem te postacie, słyszałem je i dosłownie każda interakcja, tło, wszyściutko było dopracowane. I nagle pewnego dnia... Wpadłem na pomysł, by nie napisać o tym. By nie przekuć myśli na opowiadania. Moje pierwsze opowiadania, oraz wersja Alpha Wybrańca, no... Nie wyglądały dobrze. Ale mimo to... Pomagało mi to. I pomaga nawet do dzisiaj. Ogólnie, pisanie było czymś, co mi wychodziło po prostu najlepiej. Potrafiłem sklecić solidną fabułę, stworzyć jakieś postacie itd. szczerze mówiąc, bardzo chciałem też rysować, by przekuć także i swoje myśli na komiks, lub obraz, ale... Nie umiałem, co staram się teraz zmienić. Po kursach mam zamiar zabrać się za rysowanie i... Być może wkrótce pojawią się jakieś obrazy, lub artystyczne przedstawienie postaci, jakie występowały w moich historiach dziwnej treści. I żeby nie było, nie mam zamiaru zostać profesjonalistą w żadnej z tych dziedzin. Chcę pisać i rysować dla zabawy, a nie dla fame'u. I nienawidzę, kiedy przyłażą do mnie osoby, które starają się mi tą przyjemność odebrać. Publikuję swoje opowiadania, jednak jest to również coś dla mnie. Że po prostu wrzucę kolejny rozdział i poprawię komuś na przykład gówniany dzień. Taka satysfakcja, że tworzy cię coś i ludziom się to podoba. A jak nie podoba, cóż... Niech sobie idą. Mają przecież wybór, sami przyłażą, to też sami mogą to ominąć. Da się? Da się. Hotel Trivago.
W sumie, na dziś to wszystko. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. Napisałem tego posta dlatego iż... Mam taką wewnętrzną potrzebę wygadania się i chciałem również wyjaśnić, czemu dziś jestem taką a nie inną osobą. To tyle. Trzymajcie się i do następnego razu.
-
Kolejny post. Żeby nie było, ponownie zaznaczam, że jest tu sporo mojego humoru, więc... Pewnych kwestii nie bierzcie na serio. Jest to także jeden z postów typu "Katharsis" i nie chodzi tym razem o jakieś tam moje opowiadanie, tylko o rzecz związaną z moim życiem prywatnym, a konkretnie traumę. To tyle, zapraszam do czytania. I zanim zaczniecie mi spamić, że "REEEEEPOOOOOOOOOOOOST" to... Publikuję to ponownie, bo zapomniałem wspomnieć o pewnej ważnej kwestii.
God... Damn. Zastanawia mnie... Po kiego grzyba to robiłem. Po kiego grzyba przepisywałem te strony w wordzie. Ehhh... Zmarnowałem czas *wyciąga rewolwer i jego lufę wkłada sobie do ust*
Więc... Tak. Okazało się, że na darmo to wszystko przepisywałem i miałem jedynie wykonać jakieś tam rysunki zawodowe. Po prostu dwóch ludzi podawało mi sprzeczne informacje i nareszcie się potwierdziło, że nie muszę tego dziadostwa pisać, więc... Jeeej! Ogólnie, same kursy będą o wiele lżejsze, niż to przewidywałem i niepotrzebnie się stresowałem, jednak... Chyba należą wam się wyjaśnienia, skąd u mnie taki stres, nerwy. Może wam się to wydać śmieszne, o czym zaraz napiszę, jednak proszę też choć o odrobinę refleksji i chęci zrozumienia mojej sytuacji. Taaa... Znowu będzie płaku, płaku. No ale trudno.
Nie od dziś wiadomo, zarówno w gronie moich znajomych jak i pewnie także wśród osób spoza moich znajomości, że jestem osobą bardzo nerwową. Oczywiście, mogę sprawiać pozory, że jednak jestem osobą opanowaną, spokojną i ogólnie... Jestem po prostu normalnym kolesiem. I cóż, nie są to pozory mylące, gdyż jak tak jest. Dwa lata temu byłem nerwowy bardziej, niż Yosemite Sam ze Zwariowanych Melodii, a przede wszystkim, wybuchowy jak Creeper. Okej, okej. Kończę z żartami. Pozwoliłem sobie jednak na odrobinę żartów i sarkazmu, gdyż... Koi to nerwy, a sprawa o której chcę opowiedzieć, jest dla mnie dość ciężka.
Obecnie, moje nadmierne stresy i nerwy są spowodowane traumą, którą wyniosłem ze szkoły podstawowej i gimnazjum. O ile szkoła podstawowa nie była jeszcze aż tak zła, to... Mieliśmy naprawdę wstrętnych i paskudnych nauczycieli. Największym piekłem był dla mnie okres gimnazjalny, podczas którego miałem naprawdę potężną depresję. Dręczyciele szkolni byli bezlitośni, a nauczyciele albo mieli to w dupie, albo udawali, że nic nie widzą. Tym bardziej że na samych lekcjach byłem wielokrotnie prowokowany. Przykłady? Mamy na przykład lekcję historii (by the way, mój ulubiony przedmiot szkolny), chciałem się wypowiedzieć na jakiś temat, bo był akurat taki, o którym sporo wiedziałem i... Zaczęło się. Byłem przekrzykiwany, wszyscy się nagle uruchamiali i kazali mi, cytuję: "Zamknąć ryj, bo jestem głupi". Cóż... Od zawsze byłem odrzucany, byłem w niemal każdym gronie czarną owcą. Kiedy pojawiałem się w nowym środowisku, czułem się zaszczuty, niechciany, znienawidzony. To między innymi jest też powód, czemu odszedłem z Klubu Konesera Fanfika. Obecnie planuję dołączyć do głównego serwera MLPPolska, jednak... Muszę się w sobie trochę zebrać. Byłem odrzucany niemalże przez całe życie i to ukształtowało mój introwertyzm, aspołeczność. Żeby nie było, mimo iż jestem introwertykiem, to mam potrzebę, by z kimś pogadać i często wywiązuje się z tego fajna, radosna konwersacja. I kilku czytających może to nawet potwierdzić. Star i Ziemniak, na was patrzę. Jednak... Mimo wszystko często lepiej czuję się, kiedy jestem samotny, kiedy nikogo nie ma w pobliżu. Bardzo lubię spędzać czas samemu, ale mimo to... Sam potrzebuję też otworzyć do kogoś gębę. Dlatego między innymi piszę ten post. I nie mam jakoś specjalnie z tym problemu, bo... Piszę to w rąbanym dokumencie tekstowym i kompletnie nie czuję się tak, jakbym pisał to do ludzi. Wygląda to tak, jakbym po prostu wyciągał z mojej głowy myśli i je przekładał na papier. Problem pojawia się jednak wtedy, gdy dochodzi do komunikacji innej, niż pisemnej. Nie umiem rozmawiać z ludźmi. Kiedy mam rozmawiać głosowo, zaczynam się stresować, gubić się we własnych zdaniach i... Miałem to właściwie od samego początku.
To może teraz coś o nauczycielach i... Tu już jest grubsza sprawa. Jak wspominałem wcześniej, podstawówka aż taka zła nie była, ale gimnazjum było po prostu koszmarem i nie tylko przez dręczycieli, ale samych nauczycieli. Byli oni okropni, za wyjątkiem pani od Polskiego, którą bardzo lubiłem. Najgorsza była matematyczka. To przez nią jestem taki strachliwy, przez nią stresuję się w pewnych sytuacjach, boję się nauczycieli. Ogólnie... No trauma. Po prostu. Dzisiaj mnie zastanawia, kto ją w ogóle dopuścił do pracy z dzieciakami. To bezwzględna, zimna, wstrętna jędza. Gdy ktoś nie zdał kartkówki, ona natychmiast go gnoiła, poniżała, rzucała tekstami w stylu "Nie zdasz, nie przepuszczę cię, ble, ble, bleee". Albo przy tablicy. Jedna dziewczyna się przez nią popłakała, nie potrafiła rozwiązać równania i... Tak. Została poniżona, a wszyscy się z tego śmiali. Masakra. Ja byłem jedyną osobą, która nie śmiała się z tego wszystkiego. I nawet jak został poniżony któryś z moich dręczycieli, nawet jemu współczułem. Albo były też sytuacje, gdzie ktoś coś odwalał i cała klasa od miała pisać kartkówkę. Ja niestety wielokrotnie byłem jej ofiarą. Nie umiałem dobrze matmy, uczyłem się na te głupie sprawdziany, ale... Jak przyszło co do czego, nie potrafiłem nic napisać. No i potem oceny, ja zwykle miałem jedynkę i ta menda mi zarzucała, że się nie uczyłem. Nie, wcale. Wcale nie poświęciłem je***ych czterech godzin na naukę, by cokolwiek zrozumieć. I widzicie, ta trauma nie tylko przekłada się na to, jak obecnie idzie mi w szkole, ale... Przez to boję się często kogoś o coś zapytać, dowiedzieć się. A to ze względu na to, że nie chcę znowu zostać skrzyczanym, poniżonym i zgnojonym. To po prostu okropne. Ogólnie, to co napisałem o tej nauczycielce, pochodzi z jednej z moich prywatnych wiadomości. A postanowiłem to skopiować, bo tutaj, tak czy siak, ująłem to najlepiej. Mało tego, może wam się wydawać to dosyć błahe, jednak... Rzecz w tym, że pominąłem naprawdę wiele szczegółów z tego, co przeżyłem, gdyż było i nadal jest to dla mnie trudne. Może to być taka typowa anegdota, ale to wprost idealnie pokazuje, jakich mamy nauczycieli w tym kraju. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nieważne, jak bardzo nauczyciel poniża ucznia, sami rodzice często biorą stronę nauczyciela (a przynajmniej tak było w moim przypadku). To działa na zasadzie, że najpierw plują komuś na mordę, a potem wmawiają, że to był deszcz. Ehhh... Masakra. Albo te ich teksty w stylu "Jesteście najgorszą klasą, ble, ble, ble, i ogólnie nic z was nie będzie, bo jesteście gównami". I potem się dziwią, że uczniowie nie znoszą szkoły i uczą się byle jak byle by było. A to, że szkoła zabija kreatywność, oraz chęć do życia, jest chyba bardzo oczywiste. Zwłaszcza w Polsce. Wiecie... Przez tego typu sytuacje miałem ochotę się zabić. Czułem się po prostu jak najgorsze gówno, które jest nic nie warte i byłoby lepiej, gdybym w ogóle nie istniał. A wybryki nauczycieli były usprawiedliwiane w ten sposób "Wiesz, nauczyciel pewnie nie miał na celu cię obrazić" bla, bla, bla. Każdy kto chodził do szkoły i był poniżany przez nauczycieli, doskonale wie, o czym mówię. W moich oczach to jawne przyzwolenie na czynienie zła i nic więcej.
Więc... Innymi słowy, musiałem w głównej mierze radzić sobie sam. Miałem tam jakieś minimalne wsparcie u moich kolegów, przyjaciół, jednak... Oni byli tak samo bezradni jak ja. Doskonale to rozumiem i doceniam, że chociaż próbowali. Co mi pomagało to wszystko przezwyciężyć? Głównie jazda na rowerze. Uwielbiałem jeździć po mojej wiosce, wokół wioski, lub do sąsiedniej miejscowości. Działało to na mnie kojąco i dzięki temu wyrobiłem sobie też niezgorszą kondycję. Bez problemu mogę jechać rowerem 2 godziny na wysokiej prędkości i bez postoju. Najbardziej nerwy koiły moje odpływanie do krainy snów i myśli. W głowie często układałem sobie jakieś tam historie i... To wyglądało zupełnie tak, jak film. Nie żartuję. Dosłownie widziałem te postacie, słyszałem je i dosłownie każda interakcja, tło, wszyściutko było dopracowane. I nagle pewnego dnia... Wpadłem na pomysł, by nie napisać o tym. By nie przekuć myśli na opowiadania. Moje pierwsze opowiadania, oraz wersja Alpha Wybrańca, no... Nie wyglądały dobrze. Ale mimo to... Pomagało mi to. I pomaga nawet do dzisiaj. Ogólnie, pisanie było czymś, co mi wychodziło po prostu najlepiej. Potrafiłem sklecić solidną fabułę, stworzyć jakieś postacie itd. szczerze mówiąc, bardzo chciałem też rysować, by przekuć także i swoje myśli na komiks, lub obraz, ale... Nie umiałem, co staram się teraz zmienić. Po kursach mam zamiar zabrać się za rysowanie i... Być może wkrótce pojawią się jakieś obrazy, lub artystyczne przedstawienie postaci, jakie występowały w moich historiach dziwnej treści. I żeby nie było, nie mam zamiaru zostać profesjonalistą w żadnej z tych dziedzin. Chcę pisać i rysować dla zabawy, a nie dla fame'u. I nienawidzę, kiedy przyłażą do mnie osoby, które starają się mi tą przyjemność odebrać. Publikuję swoje opowiadania, jednak jest to również coś dla mnie. Że po prostu wrzucę kolejny rozdział i poprawię komuś na przykład gówniany dzień. Taka satysfakcja, że tworzy cię coś i ludziom się to podoba. A jak nie podoba, cóż... Niech sobie idą. Mają przecież wybór, sami przyłażą, to też sami mogą to ominąć. Da się? Da się. Hotel Trivago.
W sumie, na dziś to wszystko. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. Napisałem tego posta dlatego iż... Mam taką wewnętrzną potrzebę wygadania się i chciałem również wyjaśnić, czemu dziś jestem taką a nie inną osobą. To tyle. Trzymajcie się i do następnego razu.
-
Kolejny post. Żeby nie było, ponownie zaznaczam, że jest tu sporo mojego humoru, więc... Pewnych kwestii nie bierzcie na serio. Jest to także jeden z postów typu "Katharsis" i nie chodzi tym razem o jakieś tam moje opowiadanie, tylko o rzecz związaną z moim życiem prywatnym, a konkretnie traumę. To tyle, zapraszam do czytania. I zanim zaczniecie mi spamić, że "REEEEEPOOOOOOOOOOOOST" to... Publikuję to ponownie, bo zapomniałem wspomnieć o pewnej ważnej kwestii.
God... Damn. Zastanawia mnie... Po kiego grzyba to robiłem. Po kiego grzyba przepisywałem te strony w wordzie. Ehhh... Zmarnowałem czas *wyciąga rewolwer i jego lufę wkłada sobie do ust*
Więc... Tak. Okazało się, że na darmo to wszystko przepisywałem i miałem jedynie wykonać jakieś tam rysunki zawodowe. Po prostu dwóch ludzi podawało mi sprzeczne informacje i nareszcie się potwierdziło, że nie muszę tego dziadostwa pisać, więc... Jeeej! Ogólnie, same kursy będą o wiele lżejsze, niż to przewidywałem i niepotrzebnie się stresowałem, jednak... Chyba należą wam się wyjaśnienia, skąd u mnie taki stres, nerwy. Może wam się to wydać śmieszne, o czym zaraz napiszę, jednak proszę też choć o odrobinę refleksji i chęci zrozumienia mojej sytuacji. Taaa... Znowu będzie płaku, płaku. No ale trudno.
Nie od dziś wiadomo, zarówno w gronie moich znajomych jak i pewnie także wśród osób spoza moich znajomości, że jestem osobą bardzo nerwową. Oczywiście, mogę sprawiać pozory, że jednak jestem osobą opanowaną, spokojną i ogólnie... Jestem po prostu normalnym kolesiem. I cóż, nie są to pozory mylące, gdyż jak tak jest. Dwa lata temu byłem nerwowy bardziej, niż Yosemite Sam ze Zwariowanych Melodii, a przede wszystkim, wybuchowy jak Creeper. Okej, okej. Kończę z żartami. Pozwoliłem sobie jednak na odrobinę żartów i sarkazmu, gdyż... Koi to nerwy, a sprawa o której chcę opowiedzieć, jest dla mnie dość ciężka.
Obecnie, moje nadmierne stresy i nerwy są spowodowane traumą, którą wyniosłem ze szkoły podstawowej i gimnazjum. O ile szkoła podstawowa nie była jeszcze aż tak zła, to... Mieliśmy naprawdę wstrętnych i paskudnych nauczycieli. Największym piekłem był dla mnie okres gimnazjalny, podczas którego miałem naprawdę potężną depresję. Dręczyciele szkolni byli bezlitośni, a nauczyciele albo mieli to w dupie, albo udawali, że nic nie widzą. Tym bardziej że na samych lekcjach byłem wielokrotnie prowokowany. Przykłady? Mamy na przykład lekcję historii (by the way, mój ulubiony przedmiot szkolny), chciałem się wypowiedzieć na jakiś temat, bo był akurat taki, o którym sporo wiedziałem i... Zaczęło się. Byłem przekrzykiwany, wszyscy się nagle uruchamiali i kazali mi, cytuję: "Zamknąć ryj, bo jestem głupi". Cóż... Od zawsze byłem odrzucany, byłem w niemal każdym gronie czarną owcą. Kiedy pojawiałem się w nowym środowisku, czułem się zaszczuty, niechciany, znienawidzony. To między innymi jest też powód, czemu odszedłem z Klubu Konesera Fanfika. Obecnie planuję dołączyć do głównego serwera MLPPolska, jednak... Muszę się w sobie trochę zebrać. Byłem odrzucany niemalże przez całe życie i to ukształtowało mój introwertyzm, aspołeczność. Żeby nie było, mimo iż jestem introwertykiem, to mam potrzebę, by z kimś pogadać i często wywiązuje się z tego fajna, radosna konwersacja. I kilku czytających może to nawet potwierdzić. Star i Ziemniak, na was patrzę. Jednak... Mimo wszystko często lepiej czuję się, kiedy jestem samotny, kiedy nikogo nie ma w pobliżu. Bardzo lubię spędzać czas samemu, ale mimo to... Sam potrzebuję też otworzyć do kogoś gębę. Dlatego między innymi piszę ten post. I nie mam jakoś specjalnie z tym problemu, bo... Piszę to w rąbanym dokumencie tekstowym i kompletnie nie czuję się tak, jakbym pisał to do ludzi. Wygląda to tak, jakbym po prostu wyciągał z mojej głowy myśli i je przekładał na papier. Problem pojawia się jednak wtedy, gdy dochodzi do komunikacji innej, niż pisemnej. Nie umiem rozmawiać z ludźmi. Kiedy mam rozmawiać głosowo, zaczynam się stresować, gubić się we własnych zdaniach i... Miałem to właściwie od samego początku.
To może teraz coś o nauczycielach i... Tu już jest grubsza sprawa. Jak wspominałem wcześniej, podstawówka aż taka zła nie była, ale gimnazjum było po prostu koszmarem i nie tylko przez dręczycieli, ale samych nauczycieli. Byli oni okropni, za wyjątkiem pani od Polskiego, którą bardzo lubiłem. Najgorsza była matematyczka. To przez nią jestem taki strachliwy, przez nią stresuję się w pewnych sytuacjach, boję się nauczycieli. Ogólnie... No trauma. Po prostu. Dzisiaj mnie zastanawia, kto ją w ogóle dopuścił do pracy z dzieciakami. To bezwzględna, zimna, wstrętna jędza. Gdy ktoś nie zdał kartkówki, ona natychmiast go gnoiła, poniżała, rzucała tekstami w stylu "Nie zdasz, nie przepuszczę cię, ble, ble, bleee". Albo przy tablicy. Jedna dziewczyna się przez nią popłakała, nie potrafiła rozwiązać równania i... Tak. Została poniżona, a wszyscy się z tego śmiali. Masakra. Ja byłem jedyną osobą, która nie śmiała się z tego wszystkiego. I nawet jak został poniżony któryś z moich dręczycieli, nawet jemu współczułem. Albo były też sytuacje, gdzie ktoś coś odwalał i cała klasa od miała pisać kartkówkę. Ja niestety wielokrotnie byłem jej ofiarą. Nie umiałem dobrze matmy, uczyłem się na te głupie sprawdziany, ale... Jak przyszło co do czego, nie potrafiłem nic napisać. No i potem oceny, ja zwykle miałem jedynkę i ta menda mi zarzucała, że się nie uczyłem. Nie, wcale. Wcale nie poświęciłem je***ych czterech godzin na naukę, by cokolwiek zrozumieć. I widzicie, ta trauma nie tylko przekłada się na to, jak obecnie idzie mi w szkole, ale... Przez to boję się często kogoś o coś zapytać, dowiedzieć się. A to ze względu na to, że nie chcę znowu zostać skrzyczanym, poniżonym i zgnojonym. To po prostu okropne. Ogólnie, to co napisałem o tej nauczycielce, pochodzi z jednej z moich prywatnych wiadomości. A postanowiłem to skopiować, bo tutaj, tak czy siak, ująłem to najlepiej. Mało tego, może wam się wydawać to dosyć błahe, jednak... Rzecz w tym, że pominąłem naprawdę wiele szczegółów z tego, co przeżyłem, gdyż było i nadal jest to dla mnie trudne. Może to być taka typowa anegdota, ale to wprost idealnie pokazuje, jakich mamy nauczycieli w tym kraju. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nieważne, jak bardzo nauczyciel poniża ucznia, sami rodzice często biorą stronę nauczyciela (a przynajmniej tak było w moim przypadku). To działa na zasadzie, że najpierw plują komuś na mordę, a potem wmawiają, że to był deszcz. Ehhh... Masakra. Albo te ich teksty w stylu "Jesteście najgorszą klasą, ble, ble, ble, i ogólnie nic z was nie będzie, bo jesteście gównami". I potem się dziwią, że uczniowie nie znoszą szkoły i uczą się byle jak byle by było. A to, że szkoła zabija kreatywność, oraz chęć do życia, jest chyba bardzo oczywiste. Zwłaszcza w Polsce. Wiecie... Przez tego typu sytuacje miałem ochotę się zabić. Czułem się po prostu jak najgorsze gówno, które jest nic nie warte i byłoby lepiej, gdybym w ogóle nie istniał. A wybryki nauczycieli były usprawiedliwiane w ten sposób "Wiesz, nauczyciel pewnie nie miał na celu cię obrazić" bla, bla, bla. Każdy kto chodził do szkoły i był poniżany przez nauczycieli, doskonale wie, o czym mówię. W moich oczach to jawne przyzwolenie na czynienie zła i nic więcej.
Więc... Innymi słowy, musiałem w głównej mierze radzić sobie sam. Miałem tam jakieś minimalne wsparcie u moich kolegów, przyjaciół, jednak... Oni byli tak samo bezradni jak ja. Doskonale to rozumiem i doceniam, że chociaż próbowali. Co mi pomagało to wszystko przezwyciężyć? Głównie jazda na rowerze. Uwielbiałem jeździć po mojej wiosce, wokół wioski, lub do sąsiedniej miejscowości. Działało to na mnie kojąco i dzięki temu wyrobiłem sobie też niezgorszą kondycję. Bez problemu mogę jechać rowerem 2 godziny na wysokiej prędkości i bez postoju. Najbardziej nerwy koiły moje odpływanie do krainy snów i myśli. W głowie często układałem sobie jakieś tam historie i... To wyglądało zupełnie tak, jak film. Nie żartuję. Dosłownie widziałem te postacie, słyszałem je i dosłownie każda interakcja, tło, wszyściutko było dopracowane. I nagle pewnego dnia... Wpadłem na pomysł, by nie napisać o tym. By nie przekuć myśli na opowiadania. Moje pierwsze opowiadania, oraz wersja Alpha Wybrańca, no... Nie wyglądały dobrze. Ale mimo to... Pomagało mi to. I pomaga nawet do dzisiaj. Ogólnie, pisanie było czymś, co mi wychodziło po prostu najlepiej. Potrafiłem sklecić solidną fabułę, stworzyć jakieś postacie itd. szczerze mówiąc, bardzo chciałem też rysować, by przekuć także i swoje myśli na komiks, lub obraz, ale... Nie umiałem, co staram się teraz zmienić. Po kursach mam zamiar zabrać się za rysowanie i... Być może wkrótce pojawią się jakieś obrazy, lub artystyczne przedstawienie postaci, jakie występowały w moich historiach dziwnej treści. I żeby nie było, nie mam zamiaru zostać profesjonalistą w żadnej z tych dziedzin. Chcę pisać i rysować dla zabawy, a nie dla fame'u. I nienawidzę, kiedy przyłażą do mnie osoby, które starają się mi tą przyjemność odebrać. Publikuję swoje opowiadania, jednak jest to również coś dla mnie. Że po prostu wrzucę kolejny rozdział i poprawię komuś na przykład gówniany dzień. Taka satysfakcja, że tworzy cię coś i ludziom się to podoba. A jak nie podoba, cóż... Niech sobie idą. Mają przecież wybór, sami przyłażą, to też sami mogą to ominąć. Da się? Da się. Hotel Trivago.
W sumie, na dziś to wszystko. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. Napisałem tego posta dlatego iż... Mam taką wewnętrzną potrzebę wygadania się i chciałem również wyjaśnić, czemu dziś jestem taką a nie inną osobą. To tyle. Trzymajcie się i do następnego razu.
-
Kolejny post. Żeby nie było, ponownie zaznaczam, że jest tu sporo mojego humoru, więc... Pewnych kwestii nie bierzcie na serio. Jest to także jeden z postów typu "Katharsis" i nie chodzi tym razem o jakieś tam moje opowiadanie, tylko o rzecz związaną z moim życiem prywatnym, a konkretnie traumę. To tyle, zapraszam do czytania. I zanim zaczniecie mi spamić, że "REEEEEPOOOOOOOOOOOOST" to... Publikuję to ponownie, bo zapomniałem wspomnieć o pewnej ważnej kwestii.
God... Damn. Zastanawia mnie... Po kiego grzyba to robiłem. Po kiego grzyba przepisywałem te strony w wordzie. Ehhh... Zmarnowałem czas *wyciąga rewolwer i jego lufę wkłada sobie do ust*
Więc... Tak. Okazało się, że na darmo to wszystko przepisywałem i miałem jedynie wykonać jakieś tam rysunki zawodowe. Po prostu dwóch ludzi podawało mi sprzeczne informacje i nareszcie się potwierdziło, że nie muszę tego dziadostwa pisać, więc... Jeeej! Ogólnie, same kursy będą o wiele lżejsze, niż to przewidywałem i niepotrzebnie się stresowałem, jednak... Chyba należą wam się wyjaśnienia, skąd u mnie taki stres, nerwy. Może wam się to wydać śmieszne, o czym zaraz napiszę, jednak proszę też choć o odrobinę refleksji i chęci zrozumienia mojej sytuacji. Taaa... Znowu będzie płaku, płaku. No ale trudno.
Nie od dziś wiadomo, zarówno w gronie moich znajomych jak i pewnie także wśród osób spoza moich znajomości, że jestem osobą bardzo nerwową. Oczywiście, mogę sprawiać pozory, że jednak jestem osobą opanowaną, spokojną i ogólnie... Jestem po prostu normalnym kolesiem. I cóż, nie są to pozory mylące, gdyż jak tak jest. Dwa lata temu byłem nerwowy bardziej, niż Yosemite Sam ze Zwariowanych Melodii, a przede wszystkim, wybuchowy jak Creeper. Okej, okej. Kończę z żartami. Pozwoliłem sobie jednak na odrobinę żartów i sarkazmu, gdyż... Koi to nerwy, a sprawa o której chcę opowiedzieć, jest dla mnie dość ciężka.
Obecnie, moje nadmierne stresy i nerwy są spowodowane traumą, którą wyniosłem ze szkoły podstawowej i gimnazjum. O ile szkoła podstawowa nie była jeszcze aż tak zła, to... Mieliśmy naprawdę wstrętnych i paskudnych nauczycieli. Największym piekłem był dla mnie okres gimnazjalny, podczas którego miałem naprawdę potężną depresję. Dręczyciele szkolni byli bezlitośni, a nauczyciele albo mieli to w dupie, albo udawali, że nic nie widzą. Tym bardziej że na samych lekcjach byłem wielokrotnie prowokowany. Przykłady? Mamy na przykład lekcję historii (by the way, mój ulubiony przedmiot szkolny), chciałem się wypowiedzieć na jakiś temat, bo był akurat taki, o którym sporo wiedziałem i... Zaczęło się. Byłem przekrzykiwany, wszyscy się nagle uruchamiali i kazali mi, cytuję: "Zamknąć ryj, bo jestem głupi". Cóż... Od zawsze byłem odrzucany, byłem w niemal każdym gronie czarną owcą. Kiedy pojawiałem się w nowym środowisku, czułem się zaszczuty, niechciany, znienawidzony. To między innymi jest też powód, czemu odszedłem z Klubu Konesera Fanfika. Obecnie planuję dołączyć do głównego serwera MLPPolska, jednak... Muszę się w sobie trochę zebrać. Byłem odrzucany niemalże przez całe życie i to ukształtowało mój introwertyzm, aspołeczność. Żeby nie było, mimo iż jestem introwertykiem, to mam potrzebę, by z kimś pogadać i często wywiązuje się z tego fajna, radosna konwersacja. I kilku czytających może to nawet potwierdzić. Star i Ziemniak, na was patrzę. Jednak... Mimo wszystko często lepiej czuję się, kiedy jestem samotny, kiedy nikogo nie ma w pobliżu. Bardzo lubię spędzać czas samemu, ale mimo to... Sam potrzebuję też otworzyć do kogoś gębę. Dlatego między innymi piszę ten post. I nie mam jakoś specjalnie z tym problemu, bo... Piszę to w rąbanym dokumencie tekstowym i kompletnie nie czuję się tak, jakbym pisał to do ludzi. Wygląda to tak, jakbym po prostu wyciągał z mojej głowy myśli i je przekładał na papier. Problem pojawia się jednak wtedy, gdy dochodzi do komunikacji innej, niż pisemnej. Nie umiem rozmawiać z ludźmi. Kiedy mam rozmawiać głosowo, zaczynam się stresować, gubić się we własnych zdaniach i... Miałem to właściwie od samego początku.
To może teraz coś o nauczycielach i... Tu już jest grubsza sprawa. Jak wspominałem wcześniej, podstawówka aż taka zła nie była, ale gimnazjum było po prostu koszmarem i nie tylko przez dręczycieli, ale samych nauczycieli. Byli oni okropni, za wyjątkiem pani od Polskiego, którą bardzo lubiłem. Najgorsza była matematyczka. To przez nią jestem taki strachliwy, przez nią stresuję się w pewnych sytuacjach, boję się nauczycieli. Ogólnie... No trauma. Po prostu. Dzisiaj mnie zastanawia, kto ją w ogóle dopuścił do pracy z dzieciakami. To bezwzględna, zimna, wstrętna jędza. Gdy ktoś nie zdał kartkówki, ona natychmiast go gnoiła, poniżała, rzucała tekstami w stylu "Nie zdasz, nie przepuszczę cię, ble, ble, bleee". Albo przy tablicy. Jedna dziewczyna się przez nią popłakała, nie potrafiła rozwiązać równania i... Tak. Została poniżona, a wszyscy się z tego śmiali. Masakra. Ja byłem jedyną osobą, która nie śmiała się z tego wszystkiego. I nawet jak został poniżony któryś z moich dręczycieli, nawet jemu współczułem. Albo były też sytuacje, gdzie ktoś coś odwalał i cała klasa od miała pisać kartkówkę. Ja niestety wielokrotnie byłem jej ofiarą. Nie umiałem dobrze matmy, uczyłem się na te głupie sprawdziany, ale... Jak przyszło co do czego, nie potrafiłem nic napisać. No i potem oceny, ja zwykle miałem jedynkę i ta menda mi zarzucała, że się nie uczyłem. Nie, wcale. Wcale nie poświęciłem je***ych czterech godzin na naukę, by cokolwiek zrozumieć. I widzicie, ta trauma nie tylko przekłada się na to, jak obecnie idzie mi w szkole, ale... Przez to boję się często kogoś o coś zapytać, dowiedzieć się. A to ze względu na to, że nie chcę znowu zostać skrzyczanym, poniżonym i zgnojonym. To po prostu okropne. Ogólnie, to co napisałem o tej nauczycielce, pochodzi z jednej z moich prywatnych wiadomości. A postanowiłem to skopiować, bo tutaj, tak czy siak, ująłem to najlepiej. Mało tego, może wam się wydawać to dosyć błahe, jednak... Rzecz w tym, że pominąłem naprawdę wiele szczegółów z tego, co przeżyłem, gdyż było i nadal jest to dla mnie trudne. Może to być taka typowa anegdota, ale to wprost idealnie pokazuje, jakich mamy nauczycieli w tym kraju. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nieważne, jak bardzo nauczyciel poniża ucznia, sami rodzice często biorą stronę nauczyciela (a przynajmniej tak było w moim przypadku). To działa na zasadzie, że najpierw plują komuś na mordę, a potem wmawiają, że to był deszcz. Ehhh... Masakra. Albo te ich teksty w stylu "Jesteście najgorszą klasą, ble, ble, ble, i ogólnie nic z was nie będzie, bo jesteście gównami". I potem się dziwią, że uczniowie nie znoszą szkoły i uczą się byle jak byle by było. A to, że szkoła zabija kreatywność, oraz chęć do życia, jest chyba bardzo oczywiste. Zwłaszcza w Polsce. Wiecie... Przez tego typu sytuacje miałem ochotę się zabić. Czułem się po prostu jak najgorsze gówno, które jest nic nie warte i byłoby lepiej, gdybym w ogóle nie istniał. A wybryki nauczycieli były usprawiedliwiane w ten sposób "Wiesz, nauczyciel pewnie nie miał na celu cię obrazić" bla, bla, bla. Każdy kto chodził do szkoły i był poniżany przez nauczycieli, doskonale wie, o czym mówię. W moich oczach to jawne przyzwolenie na czynienie zła i nic więcej.
Więc... Innymi słowy, musiałem w głównej mierze radzić sobie sam. Miałem tam jakieś minimalne wsparcie u moich kolegów, przyjaciół, jednak... Oni byli tak samo bezradni jak ja. Doskonale to rozumiem i doceniam, że chociaż próbowali. Co mi pomagało to wszystko przezwyciężyć? Głównie jazda na rowerze. Uwielbiałem jeździć po mojej wiosce, wokół wioski, lub do sąsiedniej miejscowości. Działało to na mnie kojąco i dzięki temu wyrobiłem sobie też niezgorszą kondycję. Bez problemu mogę jechać rowerem 2 godziny na wysokiej prędkości i bez postoju. Najbardziej nerwy koiły moje odpływanie do krainy snów i myśli. W głowie często układałem sobie jakieś tam historie i... To wyglądało zupełnie tak, jak film. Nie żartuję. Dosłownie widziałem te postacie, słyszałem je i dosłownie każda interakcja, tło, wszyściutko było dopracowane. I nagle pewnego dnia... Wpadłem na pomysł, by nie napisać o tym. By nie przekuć myśli na opowiadania. Moje pierwsze opowiadania, oraz wersja Alpha Wybrańca, no... Nie wyglądały dobrze. Ale mimo to... Pomagało mi to. I pomaga nawet do dzisiaj. Ogólnie, pisanie było czymś, co mi wychodziło po prostu najlepiej. Potrafiłem sklecić solidną fabułę, stworzyć jakieś postacie itd. szczerze mówiąc, bardzo chciałem też rysować, by przekuć także i swoje myśli na komiks, lub obraz, ale... Nie umiałem, co staram się teraz zmienić. Po kursach mam zamiar zabrać się za rysowanie i... Być może wkrótce pojawią się jakieś obrazy, lub artystyczne przedstawienie postaci, jakie występowały w moich historiach dziwnej treści. I żeby nie było, nie mam zamiaru zostać profesjonalistą w żadnej z tych dziedzin. Chcę pisać i rysować dla zabawy, a nie dla fame'u. I nienawidzę, kiedy przyłażą do mnie osoby, które starają się mi tą przyjemność odebrać. Publikuję swoje opowiadania, jednak jest to również coś dla mnie. Że po prostu wrzucę kolejny rozdział i poprawię komuś na przykład gówniany dzień. Taka satysfakcja, że tworzy cię coś i ludziom się to podoba. A jak nie podoba, cóż... Niech sobie idą. Mają przecież wybór, sami przyłażą, to też sami mogą to ominąć. Da się? Da się. Hotel Trivago.
W sumie, na dziś to wszystko. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. Napisałem tego posta dlatego iż... Mam taką wewnętrzną potrzebę wygadania się i chciałem również wyjaśnić, czemu dziś jestem taką a nie inną osobą. To tyle. Trzymajcie się i do następnego razu.
-
Nie no, nad wrzątkiem bym się nie pochylał Wiesz, zawsze się znajdzie ktoś niemiły ( albo po prostu nie z Twojej bajki? ), ale nie w tym rzecz, bo z takimi ludźmi też trzeba umieć rozmawiać. Ja te 5 lat temu sam miałem namieszane w głowie i pisałem różne głupoty, a do tego miałem problemy z ortografią i interpunkcją. Z interpunkcją nadal nie jest zbyt dobrze, ale stylistyka i ortografia mocno mi się poprawiły.
-
-
Kolejny post. Żeby nie było, ponownie zaznaczam, że jest tu sporo mojego humoru, więc... Pewnych kwestii nie bierzcie na serio. Jest to także jeden z postów typu "Katharsis" i nie chodzi tym razem o jakieś tam moje opowiadanie, tylko o rzecz związaną z moim życiem prywatnym, a konkretnie traumę. To tyle, zapraszam do czytania. I zanim zaczniecie mi spamić, że "REEEEEPOOOOOOOOOOOOST" to... Publikuję to ponownie, bo zapomniałem wspomnieć o pewnej ważnej kwestii.
God... Damn. Zastanawia mnie... Po kiego grzyba to robiłem. Po kiego grzyba przepisywałem te strony w wordzie. Ehhh... Zmarnowałem czas *wyciąga rewolwer i jego lufę wkłada sobie do ust*
Więc... Tak. Okazało się, że na darmo to wszystko przepisywałem i miałem jedynie wykonać jakieś tam rysunki zawodowe. Po prostu dwóch ludzi podawało mi sprzeczne informacje i nareszcie się potwierdziło, że nie muszę tego dziadostwa pisać, więc... Jeeej! Ogólnie, same kursy będą o wiele lżejsze, niż to przewidywałem i niepotrzebnie się stresowałem, jednak... Chyba należą wam się wyjaśnienia, skąd u mnie taki stres, nerwy. Może wam się to wydać śmieszne, o czym zaraz napiszę, jednak proszę też choć o odrobinę refleksji i chęci zrozumienia mojej sytuacji. Taaa... Znowu będzie płaku, płaku. No ale trudno.
Nie od dziś wiadomo, zarówno w gronie moich znajomych jak i pewnie także wśród osób spoza moich znajomości, że jestem osobą bardzo nerwową. Oczywiście, mogę sprawiać pozory, że jednak jestem osobą opanowaną, spokojną i ogólnie... Jestem po prostu normalnym kolesiem. I cóż, nie są to pozory mylące, gdyż jak tak jest. Dwa lata temu byłem nerwowy bardziej, niż Yosemite Sam ze Zwariowanych Melodii, a przede wszystkim, wybuchowy jak Creeper. Okej, okej. Kończę z żartami. Pozwoliłem sobie jednak na odrobinę żartów i sarkazmu, gdyż... Koi to nerwy, a sprawa o której chcę opowiedzieć, jest dla mnie dość ciężka.
Obecnie, moje nadmierne stresy i nerwy są spowodowane traumą, którą wyniosłem ze szkoły podstawowej i gimnazjum. O ile szkoła podstawowa nie była jeszcze aż tak zła, to... Mieliśmy naprawdę wstrętnych i paskudnych nauczycieli. Największym piekłem był dla mnie okres gimnazjalny, podczas którego miałem naprawdę potężną depresję. Dręczyciele szkolni byli bezlitośni, a nauczyciele albo mieli to w dupie, albo udawali, że nic nie widzą. Tym bardziej że na samych lekcjach byłem wielokrotnie prowokowany. Przykłady? Mamy na przykład lekcję historii (by the way, mój ulubiony przedmiot szkolny), chciałem się wypowiedzieć na jakiś temat, bo był akurat taki, o którym sporo wiedziałem i... Zaczęło się. Byłem przekrzykiwany, wszyscy się nagle uruchamiali i kazali mi, cytuję: "Zamknąć ryj, bo jestem głupi". Cóż... Od zawsze byłem odrzucany, byłem w niemal każdym gronie czarną owcą. Kiedy pojawiałem się w nowym środowisku, czułem się zaszczuty, niechciany, znienawidzony. To między innymi jest też powód, czemu odszedłem z Klubu Konesera Fanfika. Obecnie planuję dołączyć do głównego serwera MLPPolska, jednak... Muszę się w sobie trochę zebrać. Byłem odrzucany niemalże przez całe życie i to ukształtowało mój introwertyzm, aspołeczność. Żeby nie było, mimo iż jestem introwertykiem, to mam potrzebę, by z kimś pogadać i często wywiązuje się z tego fajna, radosna konwersacja. I kilku czytających może to nawet potwierdzić. Star i Ziemniak, na was patrzę. Jednak... Mimo wszystko często lepiej czuję się, kiedy jestem samotny, kiedy nikogo nie ma w pobliżu. Bardzo lubię spędzać czas samemu, ale mimo to... Sam potrzebuję też otworzyć do kogoś gębę. Dlatego między innymi piszę ten post. I nie mam jakoś specjalnie z tym problemu, bo... Piszę to w rąbanym dokumencie tekstowym i kompletnie nie czuję się tak, jakbym pisał to do ludzi. Wygląda to tak, jakbym po prostu wyciągał z mojej głowy myśli i je przekładał na papier. Problem pojawia się jednak wtedy, gdy dochodzi do komunikacji innej, niż pisemnej. Nie umiem rozmawiać z ludźmi. Kiedy mam rozmawiać głosowo, zaczynam się stresować, gubić się we własnych zdaniach i... Miałem to właściwie od samego początku.
To może teraz coś o nauczycielach i... Tu już jest grubsza sprawa. Jak wspominałem wcześniej, podstawówka aż taka zła nie była, ale gimnazjum było po prostu koszmarem i nie tylko przez dręczycieli, ale samych nauczycieli. Byli oni okropni, za wyjątkiem pani od Polskiego, którą bardzo lubiłem. Najgorsza była matematyczka. To przez nią jestem taki strachliwy, przez nią stresuję się w pewnych sytuacjach, boję się nauczycieli. Ogólnie... No trauma. Po prostu. Dzisiaj mnie zastanawia, kto ją w ogóle dopuścił do pracy z dzieciakami. To bezwzględna, zimna, wstrętna jędza. Gdy ktoś nie zdał kartkówki, ona natychmiast go gnoiła, poniżała, rzucała tekstami w stylu "Nie zdasz, nie przepuszczę cię, ble, ble, bleee". Albo przy tablicy. Jedna dziewczyna się przez nią popłakała, nie potrafiła rozwiązać równania i... Tak. Została poniżona, a wszyscy się z tego śmiali. Masakra. Ja byłem jedyną osobą, która nie śmiała się z tego wszystkiego. I nawet jak został poniżony któryś z moich dręczycieli, nawet jemu współczułem. Albo były też sytuacje, gdzie ktoś coś odwalał i cała klasa od miała pisać kartkówkę. Ja niestety wielokrotnie byłem jej ofiarą. Nie umiałem dobrze matmy, uczyłem się na te głupie sprawdziany, ale... Jak przyszło co do czego, nie potrafiłem nic napisać. No i potem oceny, ja zwykle miałem jedynkę i ta menda mi zarzucała, że się nie uczyłem. Nie, wcale. Wcale nie poświęciłem je***ych czterech godzin na naukę, by cokolwiek zrozumieć. I widzicie, ta trauma nie tylko przekłada się na to, jak obecnie idzie mi w szkole, ale... Przez to boję się często kogoś o coś zapytać, dowiedzieć się. A to ze względu na to, że nie chcę znowu zostać skrzyczanym, poniżonym i zgnojonym. To po prostu okropne. Ogólnie, to co napisałem o tej nauczycielce, pochodzi z jednej z moich prywatnych wiadomości. A postanowiłem to skopiować, bo tutaj, tak czy siak, ująłem to najlepiej. Mało tego, może wam się wydawać to dosyć błahe, jednak... Rzecz w tym, że pominąłem naprawdę wiele szczegółów z tego, co przeżyłem, gdyż było i nadal jest to dla mnie trudne. Może to być taka typowa anegdota, ale to wprost idealnie pokazuje, jakich mamy nauczycieli w tym kraju. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nieważne, jak bardzo nauczyciel poniża ucznia, sami rodzice często biorą stronę nauczyciela (a przynajmniej tak było w moim przypadku). To działa na zasadzie, że najpierw plują komuś na mordę, a potem wmawiają, że to był deszcz. Ehhh... Masakra. Albo te ich teksty w stylu "Jesteście najgorszą klasą, ble, ble, ble, i ogólnie nic z was nie będzie, bo jesteście gównami". I potem się dziwią, że uczniowie nie znoszą szkoły i uczą się byle jak byle by było. A to, że szkoła zabija kreatywność, oraz chęć do życia, jest chyba bardzo oczywiste. Zwłaszcza w Polsce. Wiecie... Przez tego typu sytuacje miałem ochotę się zabić. Czułem się po prostu jak najgorsze gówno, które jest nic nie warte i byłoby lepiej, gdybym w ogóle nie istniał. A wybryki nauczycieli były usprawiedliwiane w ten sposób "Wiesz, nauczyciel pewnie nie miał na celu cię obrazić" bla, bla, bla. Każdy kto chodził do szkoły i był poniżany przez nauczycieli, doskonale wie, o czym mówię. W moich oczach to jawne przyzwolenie na czynienie zła i nic więcej.
Więc... Innymi słowy, musiałem w głównej mierze radzić sobie sam. Miałem tam jakieś minimalne wsparcie u moich kolegów, przyjaciół, jednak... Oni byli tak samo bezradni jak ja. Doskonale to rozumiem i doceniam, że chociaż próbowali. Co mi pomagało to wszystko przezwyciężyć? Głównie jazda na rowerze. Uwielbiałem jeździć po mojej wiosce, wokół wioski, lub do sąsiedniej miejscowości. Działało to na mnie kojąco i dzięki temu wyrobiłem sobie też niezgorszą kondycję. Bez problemu mogę jechać rowerem 2 godziny na wysokiej prędkości i bez postoju. Najbardziej nerwy koiły moje odpływanie do krainy snów i myśli. W głowie często układałem sobie jakieś tam historie i... To wyglądało zupełnie tak, jak film. Nie żartuję. Dosłownie widziałem te postacie, słyszałem je i dosłownie każda interakcja, tło, wszyściutko było dopracowane. I nagle pewnego dnia... Wpadłem na pomysł, by nie napisać o tym. By nie przekuć myśli na opowiadania. Moje pierwsze opowiadania, oraz wersja Alpha Wybrańca, no... Nie wyglądały dobrze. Ale mimo to... Pomagało mi to. I pomaga nawet do dzisiaj. Ogólnie, pisanie było czymś, co mi wychodziło po prostu najlepiej. Potrafiłem sklecić solidną fabułę, stworzyć jakieś postacie itd. szczerze mówiąc, bardzo chciałem też rysować, by przekuć także i swoje myśli na komiks, lub obraz, ale... Nie umiałem, co staram się teraz zmienić. Po kursach mam zamiar zabrać się za rysowanie i... Być może wkrótce pojawią się jakieś obrazy, lub artystyczne przedstawienie postaci, jakie występowały w moich historiach dziwnej treści. I żeby nie było, nie mam zamiaru zostać profesjonalistą w żadnej z tych dziedzin. Chcę pisać i rysować dla zabawy, a nie dla fame'u. I nienawidzę, kiedy przyłażą do mnie osoby, które starają się mi tą przyjemność odebrać. Publikuję swoje opowiadania, jednak jest to również coś dla mnie. Że po prostu wrzucę kolejny rozdział i poprawię komuś na przykład gówniany dzień. Taka satysfakcja, że tworzy cię coś i ludziom się to podoba. A jak nie podoba, cóż... Niech sobie idą. Mają przecież wybór, sami przyłażą, to też sami mogą to ominąć. Da się? Da się. Hotel Trivago.
W sumie, na dziś to wszystko. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. Napisałem tego posta dlatego iż... Mam taką wewnętrzną potrzebę wygadania się i chciałem również wyjaśnić, czemu dziś jestem taką a nie inną osobą. To tyle. Trzymajcie się i do następnego razu.
-
Cytat
Problem pojawia się jednak wtedy, gdy dochodzi do komunikacji innej, niż pisemnej. Nie umiem rozmawiać z ludźmi. Kiedy mam rozmawiać głosowo, zaczynam się stresować, gubić się we własnych zdaniach i... Miałem to właściwie od samego początku.
Ja miałem tak, że w gronie znanych osób wypowiadałem się swobodnie, ale kompletnie milkłem mając do czynienia z kimś nowym. Między innymi dzięki fandomowi kompletnie mi przeszło i teraz czuję się swobodnie w komunikacji, również z obcymi ludźmi. Każdy jest inny, ale podejrzewam, że też jesteś w stanie sobie poradzić z tym problemem. Po prostu nic na siłę, warto rozwijać kontakty w naturalny sposób.
CytatA to, że szkoła zabija kreatywność, oraz chęć do życia, jest chyba bardzo oczywiste. Zwłaszcza w Polsce.
Dla mnie 12 lat przymusowej "nauki" w państwowym systemie edukacji było koszmarem. W ostatnich latach powtarzałem sobie słowa Erika Thomasa "pewne rzeczy trzeba po prostu przetrwać". Wystarczy poczekać kilka lat, zdać odpowiednie egzaminy i masz spokój. Szkoła tworzy bańkę, w której istotne są testy, oceny i ten cały gówniany materiał. Prawdziwe życie ma z tym wszystkim niewiele wspólnego, więc można po prostu zacząć od nowa.
CytatCo mi pomagało to wszystko przezwyciężyć? Głównie jazda na rowerze. Uwielbiałem jeździć po mojej wiosce, wokół wioski, lub do sąsiedniej miejscowości. Działało to na mnie kojąco i dzięki temu wyrobiłem sobie też niezgorszą kondycję. Bez problemu mogę jechać rowerem 2 godziny na wysokiej prędkości i bez postoju.
Odreagowywanie przez sport to chyba najlepsze co można zrobić. Zawsze lubiłem długie, samotne spacery, które pomagają ułożyć myśli w głowie i się odstresować.
PS. Podczas pisania tego posta, zamyślony pochyliłem się nad kubkiem pełnym herbaty i udało mi się go przewrócić, wylewając całą zawartość na siebie, biurko i podłogę pod biurkiem. Dobrze że nie słodzę
-
-
Słuchajcie... Nie wiem co mi się stało, ale martwię się. Mój wczorajszy dzień był ostro stresujący, co jest związane z kursami. Ogólnie... Już dawno nie czułem się tak okropnie od czasów gimnazjalnych. Ale nie o to chodzi. Boli mnie serce, czuję takie dziwne kłucie. A jestem osobą, która nie dość, że ma powiększoną sylwetkę serca, to jeszcze arytmię. Możliwe, że mogę mieć je uszkodzone?
-
-
FB chce ode mnie skanu dowodu, a nie chcę im niczego udostępniać, mam konto anonimowe, z nickiem. Straszą mnie, że za 7 dni nie będę mógł się zalogować. Utworzyłem stronę, bo podobno można mieć konto jako strona. Jeśli mimo to dostanę bana, to trudno. I tak prawie z tego nie korzystam.
-
brak słów:
-
nigdy bym nie pomyślał że relacje sejmowe będą lepsze od kabaretów
przykre jest niestety, że to dzieje się naprawdę i w naszym kraju
-
Biebrzański Park Narodowy płonie
Spoiler -
Ostatnio miewam problemy ze snem i nic nie pomaga. Próbowałem pić herbaty ziołowe. Nie pomogło. Nie mogłem zasnąć. Brałem leki nasenne, również nic. To trwa już od kilku dni i zaczynam mieć już tego dość. Jestem osłabiony, zdezorientowany i zaczynam powoli wariować. Nie wiem co mam robić. Moglibyście mi coś poradzić?
-
Ostatnio miewam problemy ze snem i nic nie pomaga. Próbowałem pić herbaty ziołowe. Nie pomogło. Nie mogłem zasnąć. Brałem leki nasenne, również nic. To trwa już od kilku dni i zaczynam mieć już tego dość. Jestem osłabiony, zdezorientowany i zaczynam powoli wariować. Nie wiem co mam robić. Moglibyście mi coś poradzić?