Wszystko zeszło na drugi plan. Cięcie, którym zaatakowałeś łowcę, było perfekcyjne, ale też wymierzone tak, aby nie zginął od razu. Miał cierpieć. Miał krwawić, póki ktoś z nim nie skończy... albo umierać powoli. Kątek oka dostrzegłeś rozbłysk czerwonego światła, widać Wind też zajął się odpowiednio wrogami.
Kolejny wystrzał snajperski i jeszcze jeden trup. Przed tobą zostało trzech łowców...
Za mało. W głębi duszy chciałbyś więcej... więcej wrogów, więcej krwi... żądza była coraz większa. Ruszyłeś do przodu.
Za sobą usłyszałeś tylko przytłumione krzyki. To jednak teraz nic nie znaczyło... ważna byłą tylko Ruby... Ruby...
Ostatnie, co zapamiętałeś, to przerażenie na twarzy pierwszego przeciwnika.
***
Stałeś pośrodku pola walki. Oddychałeś ciężko. Wzrok nadal miałeś lekko przyćmiony, jednak potrafiłeś dostrzec dookoła siebie efekty... no właśnie, efekty czego?
Ziemia wokół spływała krwią, widziałeś też kilka fragmentów, które nie były szczególnie blisko swoich martwych właścicieli. W twojej głowie zaczęły formować się pytania...
- O... Orange? To... to ty? To naprawdę ty? - usłyszałeś głos Ruby, po czym spojrzałeś w jej stronę. Klacz leżała na ziemi i wyglądała na mocno zdezorientowaną.