Skocz do zawartości

Amolek

Brony
  • Zawartość

    821
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez Amolek

  1. - Strzelać im w głowy! - krzyknęła ta sama klacz z ochrony, która wcześniej powiedziała o zagrożeniu. Rozległo się kilka pojedynczych strzałów, żadnej serii. Utrzymywałeś nadal miecz, aby mutanty nie mogły cię poharatać, jednak osłabiłeś koncentrację magii na nim. Używałeś pozostałych sił, by wydobyć nóż... gdy nagle usłyszałeś przybliżające się ciężkie kroki. Po chwili rozległo się potężne syknięcie siłowników i zauważyłeś nad sobą przelatującego kuca w pancerzu wspomaganym. Iron Flank wbił swoim ciałem oba mutanty w ścianę, dosłownie je miażdżąc i tworząc ładne dzieło na betonowym murze. Dokoła was powoli padały mutanty, ale nadal nie widać było ich końca. - Zachciało się pobawić w bohatera? - rzekł Iron, pomagając ci się podnieść. Pomimo zniekształcenia głosu przez hełm, wiedziałeś, że jest zły. - Chociaż nie powiem, pokaz dałeś ładny. Ale lepiej, byś go mógł powtórzyć. Po tych słowach usłyszałeś dźwięk przeładowywanego granatnika. Zrównało się też z wami kilku ochroniarzy. - Gotowi?
  2. Tak, wybuch rozerwał kilka z tych istot, jednak nie zatrzymał ogólnego naporu. Tylko, że ciebie już to nie interesowało... Twój wyskok zaskoczył wszystkich. Nawet ochrona nie strzelała przez moment. - Popiórdoliło cię? - usłyszałeś krzyk Irona, jednak miałeś to gdzieś. Wbiegłeś w grupę abominacji i zacząłeś swój morderczy taniec... ale w tym momencie wyszła na wierzch inna sprawa. Dotychczas powolne mutanty nagle zaczęły poruszać się z gracją baletnicy, gdy tylko się zbliżyłeś. Zdołałeś pociąć kilka z nich po nogach, jednemu odciąłeś głowę, po czym pozostałe abominacje rzuciły się na ciebie i sprowadził cię do parteru. Leżałeś na podłodze, a ostrzem utrzymywałeś od siebie dwie z nich, starające dobrać się do twojej szyi. Cuchnęły one niemiłosiernie.
  3. - Piórwa mać! Tak to jest, jak się długo nie czyści piórdolonych tuneli! - Iron nie ukrywał gniewu. - Wasza czwórka! Podziurawić ich, mamy mieć zaraz czystą drogę! Tego nie trzeba było powtarzać. Praktycznie w jednym momencie cztery karabiny wydały z siebie ogłuszający huk, wzmocniony przez tunel. W świetle racy widać było, jak pociski z łatwością tną abominacje kuców... które nadal szły na was. Odległość was dzieląca była coraz mniejsza. Nawet niewzruszona do tej pory ochrona była zaniepokojona. - Ja piórdolę... - Dexter nie krył zaskoczenia. - Piórdoleńce... - Strzelać bez rozkazu! Wszyscy! - rozległ się krzyk Iron Flanka, po czym pancerny kuc ruchem kopyta rozłożył przymocowany do siodła granatnik. Sprawa była widać bardzo poważna. Zewsząd rozległy się strzały, a nieprzyzwyczajone do nich kuce skuliły się na podłodze. W tym Sunny.
  4. Sunny tylko przytaknęła, drżąc lekko. Staliście dalej. Sześć kuców z przodu, reszta za nimi. Czas dłużył się niemiłosiernie. Miałeś nadzieję, że szef ochrony wiedział, co robi. Nagle z naprzeciwka doszło was wycie, które sprawiło, że włosy na grzbiecie stanęły wam dęba. Kątem oka zauważyłeś, że więcej ochroniarzy przygotowało broń. - Cassie, wyłącz noktowizor i odpal racę - rzekł Iron, po długiej chwili milczenia. Usłyszeliście tylko syknięcie i po chwili czerwona raca poleciała przed waszą grupkę... ukazując nienaturalnie poskręcane kuce, idące, a raczej snujące się, w waszą stronę. W całkiem dużych ilościach.
  5. Sunny zrozumiała, co masz na myśli. Trochę posmutniała i położyła uszy po sobie. Szliście dalej, zostawiając za sobą ostatnie żarówki. Jedynym źródłem światła były teraz latarki. Szliście tak pewien czas, gdy nagle odezwała się jedna z klaczy z ochrony. - Iron, jakieś siedemdziesiąt metrów przed nami. Ruch po obu stronach korytarza. Iron natychmiast gestem wstrzymał grupę. - Dexter, włącz wykrywacz. Wasza czwórka, wyrównać do nas i przygotować broń. Reszta osłania lekarzy. Po jego słowach wskazane cztery kuce przeszły do przodu. Rozległo się kilka szczęknięć zamków broni. Pozostali natomiast skupili się bardziej wokół waszej grupki. Pozostawali spokojnie, ale nie można było tego powiedzieć o ekipie medycznej. Zaczęliście czekanie...
  6. Wypociny ode mnie Promyk Nadziei [Post Apo][slice of Life][sad] https://docs.google.com/document/d/1MvMD300HsE88V0V-vD4FbY2Ta4zNdXZ9xKUONVAzs8A/edit
  7. - Cóż, w samym Rdzeniu macie zająć się pomocą rannym - rzekł Iron Flank. - My mamy pomóc w umocnieniu tamtejszych punktów i zaprowadzeniu porządku. W momencie, gdy pancerny kuc skończył mówić, doszły do grupy cztery inne kuce. Ubrane były w ciężkie pancerze, dawniej używane przeciwko zamieszkom. Każdy z nich miał siodło bojowe wyposażone w ciężki karabin oraz dużą skrzynkę z amunicją do niego. - Wybacz spóźnienie, Iron - odparł przewodniczący grupy spóźnialskich, Dexter. - Co, znowu kłopoty w zbrojowni czy co tym razem? - ironicznie zapytał się Iron, po czym pokręcił głową. - Nieważne, przynajmniej jesteście. Drużyna, ja i Dexter idziemy przodem. Reszta ma chronić naszą grupkę lekarską. Mają dotrzeć tam cali i zdrowi, inaczej nasza kochana pani doktor Zodiak się pogniewa. A chyba nikt nie chce skończyć, jak Moonshine. Ruszamy. Wasza grupka podeszła do pancernych drzwi, pilnowanych przez trzech ochroniarzy. Otworzyli je dla was, po czym ruszyliście wilgotnym tunelem przed siebie. Zimne światło kilku żarówek ledwo starczało, dlatego kilku ochroniarzy włączyło latarki. Wszyscy milczeli (jednak widziałeś, że Sunny ledwo się powstrzymuje od rozpoczęcia rozmowy) i jedynymi dźwiękami było kapanie wody i kroki ciężko opancerzonych kuców.
  8. - Dobrze, dobrze - doktor Zodiak wydawała się być zadowolona. - W takim razie ruszaj zebrać co potrzebujesz. Ruszacie jutro rano, a zebrać macie się na drugim poziomie podziemi szpitala. Tam dołączycie do reszty. Po drodze szef ochrony, Iron Flank, przekaże wam potrzebne informacje. Zrozumiano? W takim razie, powodzenia. Skłoniłeś się lekko przed panią doktor, po czym ruszyłeś z powrotem do gabinetu. Przemyślałeś kilka kwestii podczas tej podróży przez szpital i doszedłeś do wniosku, że lepiej nie narażać Candi i przyszłego dziecka. Sprawa wyglądała po prostu zbyt niebezpiecznie. Po dotarciu do gabinetu objaśniłeś wszystko swojej wybrance. Candi zgodziła się z tobą, po czym oboje wróciliście do mieszkania, gdzie zacząłeś zbierać rzeczy, które mogły być potrzebne. Także Sunny wróciła i zaczęła się szykować. Tym sposobem wieczorem byliście zebrani i położyliście się spać, aby zdążyć wyruszyć rano. Po spokojnej nocy nadszedł czas, aby ruszyć. Namiętnie pocałowałeś i mocno przytuliłeś Candi na pożegnanie, nie omieszkając też lekko pogładzić jej po brzuchu. Razem z Sunny wyszedłeś z mieszkania. Dotarcie na miejsce zbiórki nie zajęło wam dużo czasu. - No dobra - rozległ się trochę metaliczny głos. Okazało się, że należy on do kuca imieniem Iron Flank. Takie imię zdecydowanie do niego pasowało, biorą pod uwagę, że miał na sobie pancerz wspomagany. - Widzę, że są już prawie wszyscy, oczywiście oprócz Dextera i jego części ochrony. Cóż... to macie jakieś pytania, póki spóźnialscy nie dołączą do nas?
  9. Sunny na twój widok radośnie pomachała ci kopytem. Natomiast doktor Zodiak podeszła bliżej ciebie, po czym rzekła: - Kilka okolicznych gangów zaczęło zamieszki. Okolica, jak i teren samego Rdzenia stały się bardziej niebezpieczne. Widziałeś zresztą, co dzieje się w samym szpitalu - Zodiak przerwała na chwilę, po czym kontynuowała, powoli tłumacząc. - Dostaliśmy prośbę o wysłanie kilku lekarzy do Rdzenia. Oczywiście siecią tuneli, ponieważ na zewnątrz dochodzi praktycznie do bitew. A ostatnie dni pokazały, że jesteś jednym z lepszych lekarzy tutaj i dlatego chciałam zaproponować ci podjęcie się tego zadania. Oczywiście z odpowiednią ochroną. Możesz także zabrać towarzyszki, ale to pozostawiam twojej decyzji. Pani doktor skończyła mówić i spojrzała na ciebie.
  10. Candi zaśmiała się lekko, słysząc twoje słowa, po czym zajęła się przeglądaniem papierów, które wam zostawiono rano. Ty natomiast ruszyłeś z gabinetu razem z przysłanym ogierem. Szliście przez kilka korytarzy, a potem zeszliście na pierwszy podziemny poziom. Przez całą drogę mijaliście sporo grup kuców, wśród których zauważyłeś sporo rannych... i nie tylko. w kilku miejscach pielęgniarki prowadziły nosze, na których znajdowały się, przykryte białym materiałem, zwłoki. Twój przewodnik zostawił ciebie przed drzwiami, a sam udał się do rozdzielni po drugiej stronie korytarza. Wszedłeś do przestronnego pomieszczenia, w którym zauważyłeś doktor Zodiak oraz kilkoro innych pracowników szpitala. Razem z nimi stała Sunny. - Witaj, Orange - usłyszałeś głos pani doktor. - Bardzo dobrze, że jesteś. Mamy tu sprawę niecierpiącą zwłoki.
  11. Drzwi gabinetu otworzyły się i do środka wszedł młody ogier, ubrany w kombinezon techniczny. Kojarzyłeś go, całkiem przyjemny młodzik. - Doktorze Snow, dosyć istotna sprawa. Pani doktor Zodiak chce się z tobą widzieć. I to dosyć szybko. Zdziwiło cię to. Owszem, spotkałeś się już z nią, podczas pracy tutaj, i byłeś wtedy zaskoczony widokiem cybernetycznego kuca. Ale cóż, widać sprawa była naprawdę ważna.
  12. Poczułeś, jak Candi się rozluźnia. Staliście tak pewien czas. Ty obejmowałeś swoje (teraz podwójne) szczęście, natomiast Candi była zadowolona z twojej reakcji, ulżyło jej. Tak, to była jedna z chwil wartych zapamiętania. Pełna radości i ciepła... bardzo rzadko spotykane w tych czasach. Może i to było dla ciebie zaskoczenie, ale czułeś też dziwną radość na wieść o tym, że będziesz ojcem. Pozostawało mieć nadzieję, że wszystko przebiegnie bez komplikacji. Jednak życie nie lubi przeciągać chwil radości. Po paru minutach usłyszeliście lekkie pukanie do drzwi gabinetu.
  13. "Ojciec chrzestny". Jeden z najlepszych filmów w mojej osobistej ocenie. Scena chrztu. Oraz śmierć Sonny'ego.
  14. - Co... a, no wiesz - zaskoczona Candi zaczęła plątać słowa. Zobaczyłeś na jej twarzy dwa ogromne rumieńce, a ona sama spuściła wzrok. - Nie myślałam, że tak szybko to zauważysz, ja... myślałam trochę o tym podczas drogi. A w magazynie znalazłam testy, no i... sam już wiesz. Klacz podniosła wzrok na ciebie, po czym kontynuowała wypowiedź: - Mam nadzieję, że się nie gniewasz, chciałam ci powiedzieć, ale później...
  15. Candi lekko się uśmiechnęła, co nie zdarzało jej się zbyt często od tamtego feralnego dnia, gdy przyszło jej pozbawić kogoś życia. Przez dwa tygodnie pracowaliście w szpitalu nad różnymi przypadkami. Tu zszyć ranę, tu przeprowadzić operację, coś amputować albo po prostu pomóc w wyborze leczenia lub doglądać pacjentów przebywających na wyższych piętrach. Przez cały ten czas Candi wróciła do siebie i znów była radosną klaczą, taką jak w Nowej Appleloosie. Zauważyłeś u niej także zmianę w apetycie... i wyglądzie. Miała jakby troszkę bardziej zaokrąglony brzuch...
  16. Candi przez moment się zastanawiała, mając lekki grymas na twarzy. Jednak po chwili kiwnęła lekko głową. - Zawsze jakiś pomysł - odparła. - Tylko pytanie, czy się zgodzą? - Nie dowiecie się, jak nie spróbujecie - Sunny lekko popchnęła was w kierunku recepcjonistki. Cóż, raz się żyje. Godzinę później byłeś razem z Candi w gabinecie lekarskim, oboje ubrani w kitle. Sunny natomiast pomagała z drobnostkami, kręcąc się po budynku szpitala. Otrzymanie tej pracy nie było trudne. Okazało się też, że kilka kuców stąd słyszało o tobie i twoich dokonaniach. Na razie wszystko szło dobrze, dostaliście nawet mieszkanie w jednym z przedwojennych bloków. Było akurat na waszą trójkę, ale zapewniało też trochę prywatności.
  17. Obie klacze przez chwilę milczały, po czym Sunny odezwała się lekko przyciszonym głosem: - Raczej na pewno trzymają to w archiwum czy coś. Ale hej - zawołała nagle, po czym znowu zniżyła ton głosu: - Jesteście przecież lekarzami, a tu mamy szpital. Najlepszy w okolicy, z tego, co słyszałam. Ty i Candi popatrzyliście się na siebie, po czym zrozumiałeś, do czego zmierza Sunny. Może próba zatrudnienia się tu i zaskarbienie sobie ich zaufania będzie dobrym pomysłem...
  18. Zbliżaliście się do centrum, mijając po drodze inne kuce, wszelkich ras. Ujrzałeś nawet jakiegoś pegaza w uniformie Enklawy. Was jednak interesowało teraz tylko Centrum Medyczne. Staliście chwilę przed drzwiami, po czym weszliście do wnętrza centrum. W oczy od razu rzuciła się wam czystość nie pasująca do Pustkowi. Wszystko było urządzone porządnie, a personel chodził nieskazitelnie białych kitlach. Byliście w głównym holu. Było tu kilka ławek, a dalej lada z przedwojennym terminalem. Przy nim siedziała jedna z pracownic, starsza klacz o ciemnozielonej grzywie i pomarańczowej grzywie. Miałeś jednak dziwne wrażenie, że raczej łatwo nie wyciągniesz stąd informacji.
  19. Amolek

    Airsoft

    Eter A teraz coś dla poprawy humoru
  20. - Cóż, i tak zabawiliśmy z wami trochę dłużej. Dalej powinniście sobie poradzić, szczególnie po tym, co było z tamtymi bandytami - Chaser zwrócił się do ciebie, po czym on i Stormy pożegnali się z wami. - Powodzenia zatem. Po tych słowach oba pegazy odleciały w stronę Hoofington, zostawiając was tuż obok centrum medycznego. - To co? Chyba czas zabrać to, po co przyszliście? - zapytała Sunny.
  21. - Hmm... nie wygląda źle - rzekł Chaser, przyglądając się ochronie budynku. - Myślę, że jedna noc tu nam nie zaszkodzi, a przyda się odskocznia od spania w namiotach. Klacze poparły jego słowa i po dwudziestu minutach wylądowaliście w swoich pokojach. Ty z Candi, Chaser ze Stormy oraz oddzielnie Sunny. Nie było drogo, no i obsługa wyglądała na miłą. Wewnątrz budynek wyglądał dosyć schludnie, łóżka były nawet wygodne. Po szybkim ogarnięciu jedzenia oraz higieny, położyliście się spać i natychmiast usnęliście. Oczywiście zamykając wcześniej drzwi od środka. Rankiem budziliście się powoli, ponieważ łóżka nagle stał się zbyt wygodne. Ale cóż, trzeba iść dalej. Zebraliście wasze rzeczy i ruszyliście dalej w stronę centrum medycznego. To przejście nie trwało długo i już po kilkudziesięciu minutach udało wam się dostrzec dobrze utrzymany i całkiem spory biały budynek. Otoczony był wzmocnionym ogrodzeniem, a także patrolowały go małe grupy kuców.
  22. Amolek

    Airsoft

    600fps na sprężynie? dobre jest takie rozwiązanie w ogóle, czy lepiej mancraft?
  23. Kuc uśmiechnął się lekko. -Jak sobie chcecie. Ja tylko ostrzegałem - rzekł, po czym machnął kopytem i cała ich grupa minęła was, kierując się w stronę Hoofington. Ruszyliście dalej i po chwili przy drodze zobaczyliście jakiś budynek, reklamujący się jako "hotel". Był on dosyć dobrze oświetlony i ogrodzony, a przy bramach stały kuce w pancerzach bojowych. Wyglądało na najporządniejsze miejsce, jakie do tej pory tu widzieliście.
  24. Amolek

    Airsoft

    tyle podobieństw
  25. Postać roześmiała się. - Doprawdy? Nikt nie przybywa do Hoofington nocą, szczególnie w takim składzie. Następnie kuc przybliżył się i dopiero teraz zobaczyliście, z kim macie do czynienia. Był on zakuty w pancerz wspomagany, jednak nie miał hełmu. Jego łysa czaszka i pozostałość rogu nie sprawiały przyjemnego wrażenia. - Dlatego radzę wam uważać na siebie. Zbyt wiele popiórdoleńców się tu pojawia ostatnio.
×
×
  • Utwórz nowe...