Czyli jednak jest ktoś kto podziela moje zdanie w kwestii zdolności tego narodu do samostanowienia...
Mam już 3 krzyżyki na karku, za mną już są wszystkie matury, egzaminy, prace inżynierskie, magisterskie i pomimo pewnego uroku zaklętego w tych wspomnieniach, jednak nie chciał bym przeżywać tego wszystkiego raz jeszcze. Z mojego obecnego punktu widzenia wiele z podjętych działań nie było warte świeczki. Pracuje gdzie pracuje, po prostu odwalam swoje i wracam do domu zajmować się rzeczami które nadają jeszcze mojemu życiu jakiś sens. Lubie się rozwijać w dziedzinach które mnie interesują. Dążenie w tych zagadnieniach do sukcesu/konkretnego celu bez względu na stopień komplikacji, trudności w dotarciu do pewnych informacji czy też pokonywaniu własnych ograniczeń (oczywiście pod warunkiem że mi zależy) sprawia że czuję że żyję. Czasem coś tam zmajstruję, zaprojektuję, wymyślę, a czasem coś komuś naprawię (począwszy od kuchenki gazowej, a skończywszy na sprzęcie rtv i komputerowym). Nie mam złudzeń co do przyszłej ewentualnej emerytury (w tym naszym biednym kochanym kraju)... mimo comiesięcznych potrąceń na składki zusowskie (ok 1200złt) po 7 latach pracy, zus radośnie obwieścił że na moim koncie emerytalnym jest zawrotna suma 30 paru tyś zł. Choć w zasadzie tą kwestą akurat się martwić nie powinienem... Z natury jestem loonerem (takim do 3 potęgi albo i większej), który najlepiej się czuje siedząc sam w pustym domu. Najlepszym komfortem jest dla mnie sytuacja w której ja nie muszę się o nikogo martwić i vice versa. Moje poglądy i zapatrywania na pewne sprawy pewnie niektórzy kojarzą z moich wypowiedzi na forum. W każdym bądź razie politycznie i socjologicznie najbardziej odpowiada mi technokracja (a może się po prostu za dużo Lema naczytałem, a może po prostu w tej kwestii jestem naiwny). Nie ulegam wpływom przeróżnych mód, trendów i zawsze dążę do maksymalnej niezależności od kogokolwiek. Stąd też praktycznie nie mam przyjaciół ani żadnej "paczki" z którą bym trzymał. Po prostu tego nie potrzebuję, a jeżeli czasami nawet pojawiały się w moim życiu osoby zainteresowane przyjaźnią ze mną lub w przypadku płci przeciwnej czymś więcej (choć i tak ostatecznie było by to niemożliwe) - potrafiłem i nadal potrafię być bardzo perfidny i wyrachowany w odstraszaniu takich ludzi od siebie. Jest mi zupełnie obojętne czy mnie ktoś rozpoznaje na ulicy czy nie.
Od tak żyję sobie z dnia na dzień, starając się przeżyć każdy z nich jak najlepiej. Nie mam jakichś szczytnych w sensie moralnym i społecznym celów do osiągnięcia. A w każdym bądź razie było by ich osiąganie dla mnie po prostu nudne.
Co do marzeń... jak na razie mam jedno bardzo samolubne marzenie: "plymouth 'cuda 1971" się ono nazywa