-
Zawartość
2358 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez wiej007
-
-Moja miłość jest jak służba Łowcy... na wieki... żegnaj ukochana Somado... tym razem już na zawsze... nie wiem czy naprawdę mnie kochałaś... ale ja z całego serca Odwróciłem się stałem tak przez 10 sekund by zebrać siły po czym znowu pojawił się ogień w moim oku i ruszyłem w stronę Veritasa. To była chyba już moja ostatnia walka
-
-Skoro tak ma się stać chce zrobić jeszcze jedną rzecz zanim zginę. Szybko złapałem Somadę po czym ją pocałowałem
-
Nadal trzymałem noże. Postanowiłem obrócić się tak by ją podciąć i zaatakować ją tak jak miałem zamiar
-
Wiedziałem że przez to Somada pewnie mnie puściła więc rzuciłem się na nią z nożami. Miałem zamiar wbić jej jeden sztylet w jedną nogę a drugi w drugą
-
Spróbowałem uderzyć ją tylnymi nogami lub głową
-
Starałem się nie skupiać uwagi na to że Somada okładała mnie kopytami po twarzy. Nim ta się zorientowała postanowiłem wyjąć szybko sztylet do rzucania i wbić go jej w brzuch po czym ponownie go wyjąć ponownie go wbijać. Miałem tak zamiar zrobić z 2-3 razy
-
Kiedy zobaczyłem Somadę która chciała mnie zaatakować sztyletem spróbowałem odskoczyć w bok dźgnąć ją sztyletem w ramie
-
Leżałem na ziemi, częściowo wstałem i po kręciłem karkiem przez co lekko strzeliło mi w kręgu, popatrzyłem w górę. Widziałem Somadę która była coraz bliżej mnie. Zdjąłem swoją opaskę z oka po czym ponownie ruszyłem na nią.
-
Robiłem uniki by nie otrzymać obrażeń od zaklęć -Niestety muszę to powiedzieć także o tobie. Zawsze szalałaś tymi zaklęciami Ponownie zacząłem parować ciosami lecz tym razem podczas walki zrobiłem salto do tyłu by uderzyć Somadę w szczękę tylnymi nogami. Tego ataku jeszcze nie używałem wiec miałem nadzieje że Somada oberwie
-
Szybko odskoczyłem od Somady i wyjąłem sztylet z nogi po czym wróciłem do parowania ciosów. -Pomyślałaś chociaż o innych? Veritas dojdzie do władzy i co dalej? Nie wszyscy go zaakceptują a wtedy będzie bunt. Wtedy mieszkańcy Equestri wybiją samych siebie! A jak jedna ze stron wygra... Veritas zmieniłby mieszkańców w niewolników zaś gdyby buntownicy to zostawiliby wiele zniszczeń w imię wolności a wtedy Equestria będzie tak słaba że opanuje ją ktoś inny Podczas parowania szybko rzuciłem pocisk błyskowy (ten co wtedy na drodze kiedy śledziła go AJ). Odskoczyłem wtedy i zamknąłem oko
-
-Może być jeśli tak bardzo chcesz, przynajmniej jeśli zginę to zabiorę kogoś jeszcze. Odepchnąłem sztylety Somady po czym spróbowałem oddać kilka uderzeń. -Twoi rodzice o tym wiedzą? Że żyjesz? Pewnie nie, bo wszystko to była gra! Veritas wykorzystuje cie, tak jak swoich strażników. Jesteś dla niego niczym innym jak pionkiem, gdyby nie to że miałaś swoją rolę pewnie nawet nie znałby twojego imienia!
-
-Może i tak ale nie poddam się bez walki!- oddałem krótką serią z kuszy po czym ruszyłem z dwoma sztyletami na Somadą Podczas atakowania Somady mówiłem: -Sądziłem że jesteś inna. Że chociaż ty masz serce! Że chociaż ty mi okażesz uczucia! Moją motywacją ciągle byłaś ty! Codziennie kiedy sie budziłem pierwsze co chciałem zobaczyć to ciebie! Z pierwszą osobą jaką chciałem porozmawiać to byłaś ty! Teraz pierwszą osobą jaką zabije z bólem serca to ty!
-
Widząc pocisk ukryłem się za przeszkodą, kiedy pocisk walną o tym za czym się ukryłem oddałem serie z kuszy. Ciągle się przemieszczałem oddając strzały z kuszy. -Sądzisz że chciałem go zdradzić? Nigdy nie chciałem go zdradzić. Gdy Hammer odszedł wpadłem w szal lecz twoja gra najbardziej wtedy mnie zabolała! Sądziłem że też chciałaś odejść więc nie pozostało mi nic jak nadal być Łowcą ale nie mogłem nadal być w kryjówce. Wspomnienia stamtąd sprawiłyby że bym oszalał. Rzuciłem w kierunku Somady pociski wybuchające małymi odłamkami szkła -Tak swoją drogą... nie będę błagał o litość! Po co mam na nią liczyć skoro i tak mi jej nie okażesz? Dobrze wiesz jak to pewnie teraz się zakończy. Tylko jedno z nas opuści to pomieszczenie! - nadal kryłem się za przeszkodami i ciągle byłem w ruchu
-
-A wiec to wszystko... twoja pozorna śmierć... zabójstwo Hammera... nasłanie na mnie sługów by ci rozcięli mi brzuch... polowanie na mnie... NAWET TWOJA MIŁOŚĆ! TO BYŁA JEDNA WIELKA GRA? Nigdy bym nie zdradził Veritasa gdyby on nie chciał mnie zabić! Nigdy nie chciałem opuścić Łowców! Ale skoro tak wygląda sytuacja...- odskoczyłem na pewien dystans od Somady trzymając w jednym kopytku kusze a w drugim sztylet- To będę musiał cie zabić. Mimo że sprawi mi to ból zrobię to. Lecz wiedz jedno Somado... moja miłość do ciebie nigdy nie była fałszywa... kochałem cie od dawna i nadal kocham. Lecz zbyt wiele kucyków ucierpiało przez Veritasa i nikt nie stanie między mną a nim... nawet klacz którą kocham całym sercem
-
-Somada? Ale jak? Jak to możliwe że żyjesz? Targały mną przeróżne emocje, od radości aż po zdziwienie, nie wiedziałem co myśleć. Ciągle na nią patrzyłem
-
Mój mózg dawno nie słyszał tego głosy, chciałem przypomnieć sobie czyj to głos. Wyszłem za zasłony z kuszami
-
-Jak chcesz. Oplontałem wszystkie laski dynamitu tak by miały jeden wspólny lont. Podłorzyłem je pod drzwi i zapaliłem po czym... uciekałem za jakąś przeszkodę
-
Odsunąłem się od drzwi. -No teraz to się wkurzyłem Wyjąłem obie proce i załakowałem tyle pocisków ile sie dało. To były pociski wybuchowe. Wystrzeliłem cały grad tych pocisków w drzwi
-
Otworzyłem drzwi z "lekką" siłą po czym przygotowałem się do ataku
-
-Oj tak... z chęcią go ponownie go zabije
-
-Nie każmy draniowi czekać.
-
Szybko wyjąłem jeden z mniejszych noży u rzuciłem nim w przeciwnika, następnie dobyłem dwa sztylety i zacząłem nimi walką
-
Od razu mój instynkt zrobił to co musiał. Zacząłem strzelać w każdego strażnika. Kiedy byli zbyt blisko przestawiłem się na sztylety.