-
Zawartość
541 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Dżuma
-
Powoli nasza watah zebrała się w kupę i wszyscy wyruszyli szliśmy w dość rozlazłej grupie. Trzymałam się na uboczu podziwiając las. Pogoda była piękna. Gdy akurat przyglądałam się jednemu z dębów, kątem oka zobaczyłam wilka przebiegającego obok. Powiadomiłam Mordimera że zaraz wracam. Wilk biegła dalej nie zwracając na mnie uwagi. Mówił coś że chce to skończyć. - Hej, kim jesteś? - zapytałam się go gdy zmusiłam jego do zatrzymania się.
-
Po całej tej scenie zdjęłam śmierć ze stołu. - Kiepsko z nim, ale będzie żył. Jak się stąd wydostaniemy trzeba nastawić mu skrzydła, bo są roztrzaskane i wybite ze stawów. Prawdopodobnie mięśnie zerwane. - zobaczyłam jak Greg związuje tą całą Dash - Nie lepiej było jej coś złamać np. 2 tylne nogi. Na pewno nie ucieknie, sama o tym wiem, dużo razy gdy byłam mała trafiałam w takie sytuacje. Teraz mam słabe kości. - odparłam, zabezpieczając te z większych ran Śmierci - Ale skoro teraz jej nie zabijamy, trzeba będzie później to zrobić... - wzięłam Śmierć na grzbiet - Możemy ruszać... ale to że tutaj nie było żadnych strażników jest podejrzane. !~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~! Proszę państwa wykonałam po wielu trudach Deltę ^^ Wklejam też jej podanie, bo żeś Wave dalej jej nie dodał do listy uczestników w tej zabawie D:
-
Połknęłam tabletkę bez zastanowienia. Było to bardzo dziwne uczucie nie widzieć swoich kopyt. Powoli wkradliśmy się do osady. Greg kierował nas wzdłuż barykady. Na szczęście pegazy jak zwykle unikały wszelkiej pracy i obijały się po kątach. Grały w karty lub piły. Kilka razy było gorąco gdy nachlany pegaz prawie się ze mną zderzył. Greg wskazał że mamy 2 min niewidzialności i że Śmierć znajduje się na końcu osady, czyli że byliśmy blisko. Stanęliśmy przed piętrowym budynkiem.
-
- eh... - skręcilismy razem z Gregiem na wschód, jak mówił - Nie podoba mi się to. Ten cały Śmierć jednak jest alicornem i raczej trudno takiego pokonać... - stanęliśmy przed dość małą osadą, umieszczoną w jaskini. Niestety znak na gł. wejściu mówił sam za siebie. Gwiazda ze skrzydłami. - Jak mamy go uratować musimy sie pospieszyć, a w dodatku cała ta osada składa się z pegazów... - odparłam
-
Dziura zabita dechami Zespól Szkół w Boleszkowicach D: Planowane: Liceum Plastyczne lu matematyczne z rozszerzeniem informatycznym aby iść na grafika x3
-
Skoro mamy w tym temacie rozważać domek Scoot, to może ona go nie ma? Może wychowała się na ulicy ?
-
// magia - ... od razu lepiej... - powiedziałam rozmasowując bandaże na nodze - W sumie skoro i tak zostaliśmy już sami, musimy ruszać. Wave był na tyle głupi aby wystrzelić racę. Są dość blisko, a jak nie będziemy iść w ich stronę tylko cały czas do Canterlotu, to na pewno się spotkamy. - rozciągnęłam się, po czym związałam chustą grzywę - Na następnym postoju wisisz mi dawkę snu z 5 dni. Długo nie pociągnę na prochach. - powiedziałam biorąc do kopyta dawkę tabletek.
-
- Nie mam zdania w tym. Wszyscy macie nadzwyczajne moce i umiejetnosci, ja jedynie potrafie podrozowac i przezyc w jakim kolwiek srodowisku. Nie mówię że mi to przeszkadza, nawet dumna jestem z tego... i eh... - dotknęłam kopytem czoła - ... plotę od rzeczy. Te 5 dni bez snu i na prochach robią swoje. Pewnie dostałam zakażenie ma nodze... i znów plotę. - właśnie w tej chwili ostatnia dawka narkotyku zanikała pozwalajac zmysłom normalnie funkcjonować. Wiedziałam że moja noga jest w zlym stanie, ale teraz odczuwałam to całkowicie.
-
- heh dobrze powiedziane... - zaśmiałam sie szczerze ale już słabo - Pokemono jak widać nasza drużyna się rozpada, więc zdecyduj albo idziesz z nami lub dołącz do tamtych, pod groźbą odstrzelenia głowy przez Grega. - odpowiedziałam znudzona. Patrzyłam na ciemne, deszczowe chmury. Czułam się naprawdę słabo. Już 5 noc leciała bez snu.
-
- Dzięki... pamiętaj że nie ruszę w tym kopytem. Ale też nie będę obojetna do tego że ktoś chce zabić jednego z naszych - patrzylam jak Tunder odchodzi - Eh radzę ją zostawić i iść dalej do Canterlotu.
-
- Brawo Tunder... - odpowiedziałam za jej plecami - Jak widać, potrafisz się wciągnąć w takie intrygi lub zdrady. Daję ci pewną radę. Zanim odpowiesz Wave'owi, lepiej upewnij się czy kogoś w pobliżu nie ma. Mów ciszej i ne reaguj na komunikat Wabe:'a jakby ktoś cie popażył. - podeszłam bliżej - Szczerze nie spodziewałam się tego po tobie.
-
Spokojnie dreptałam za grupą. Szliśmy dalej mimo i tak odczuwalnego zmęczenia. Sama nie spałam kilka dni. Przed tym jak do nich dołączyłam nie spałam ze 2 dni. Teraz kolejne 2. Dziwiłam sie że jeszcze chodzę na nogach. Chociaż to da się wyjaśnić, bo narkotykii robią jednak swoje. - Greg tak czy inaczej musimy odpocząć... - jednak widząc zdeterminowanie całej grupy aby doścignąć Wavex'a i Eagle'a, zrezygnowałam z dalszego przekonywania. Napiłam się jedynie z manierki, odmawiając sobie kolejnej dawki dopalacza. Stwierdziłam przy okazji że moja wcześniejsza rana bardzo dokucza.
-
- Magia ... - odparłam krótko, gdy pod dreptałam do Mordimera - Ale skoro już to mamy to, lepiej dla nas. To kiedy wyruszamy? - spytałam wszystkich dookoła rozciągając się .
-
- Żyje... - podbiegłam aby przeczytać - Ehhhh... można to było przewidzieć.
-
- Ugh... kolejny kanibal... - burknęłam - Mniejsza z tym skoro mają być pancerze to proszę lekki, podszywany najlepiej skórą, z uchwytem na taką większą broń, na mniejszą i najlepiej nóż. Szukam też broni która jest przystosowana dla mnie, jako kuca ziemnego. Do zaoferowania mam 20 rogów jednorożców i woreczek 100 kapsli. - rzuciłam 2 woreczki na stół.
-
A ja jestem córką Discorda i NMM Bez przesady ludzie Gdy salwa pocisków przeszła nad naszymi głowami przebiegłam przez ulicę, pod budynek. Wykopałam drzwi z zawiasów i wbiegłam do środka jak najszybciej. Na szczęście był tylko ten pegaz. Można było później jęki trzaski krzyki i strzały. Po dłuższej chwili przez okno wyleciał karabin. Pod koniec można było usłyszeć krzyk. Wyszłam wraz z jednym skrzydłem pegaza w ustach, wypluwając je po drodze. - Nienawidzę pegazów. - odparłam krótko
-
- Raczej nie mam wyboru. Tak oto się kończą tzw. "więzi przyjaźni" - znudzonym głosem - Czy ta cała P to taka dość mała klacz? Bo jeśli to ona to rok temu dostała kulkę między oczy od bandytów. - spojrzałam na jeden budynków. Był tam pegaz który nas obserwował. Gdy coś powiedział do swojego komunikatora było jasne co mial zrobić. - Padnijcie! - krzyknęłam
-
- No wiesz. Ty żyłeś jeszcze gdy panowała i tak zanikająca "magia przyjaźni". Więc zostało ci coś z tego. Ja sama nie miałam powodów aby takie coś wprowadzać do swojej osobowości, ale to przez to że takie coś już nie istnieje. - podałam jedną butelkę z automatu - Ale wracając do tego co mówiłeś, ja go bym zastrzeliła gdybym miała za co, nie mam takiego powodu. Lepiej ma Eagle. Z chęcią uszkodziłabym mu ten róg, za to że nazwał mnie ziemniakiem. - powiedziałam ostatnie słowo z oburzeniem - Pozwól... - odwiązałam moją chustę z głowy, aby rozpuścić włosy - wiąże je tylko do walki. - dodałam idąc dalej.
-
Niech będzie Soli
- 414 odpowiedzi
-
- Rainbow dash
- sport
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
- Mogę... - szłam za Gregiem, przez Ponyville. Mijaliśmy budynki, w których przy dobrym przyjrzeniu można było zauważyć ukryte snajperki. Czekałam później przed budynkiem, bacznie obserwując bandytę przechodzącego w oknach przeciwnego budynku. - Nie podoba mi się tu. Są zbyt pokojowi. Tyle razy ich spotykałam koło Ponyville i prawie odrywali głowy wraz z kręgosłupem. A tutaj tylko przez to że Wave ma wtyczki "przyjaźni" z tamtą klaczą, żyjemy. - powiedziałam do wychodzącego Grega, wskazując pod koniec przeciwległy budynek. - A w sumie, ja idę na Sparkle Cole'ę, też chcesz?
-
- Dziękuję - odpowiedziałam - Ale pewnie poradziłabym sobie. - słuchałam do końca wypowiedzi Grega - W sensie że wy lecicie, ja za Equestrię nie powierzę życia w kopyta pegaza. Ja jestem neutralna. A co do pokoju z tą całą Scoot'ą, nie jestem tak pewna. Przywódczyni bandytów, od tak daje nam pozwolenie na zostanie. Prawdopodobnie może nas zabić. Wave ja na twoim miejscu nie ufałabym jej. Wszystkie cnoty przyjaźni zostały dawno zatracone przez kuce.
-
Po znalezieniu jedynie powozu, który mogły unieść pegazy, wróciłam na wcześniejsze miejsce. Nikogo nie było. Usiadłam pod zgniłym drzewem nasłuchując czy coś się dzieje. W pewnym momencie usłyszałam głos Śmierci. Kilkanaście metrów dalej walczył on z kilkoma strażnikami. Było ich 5. Strzeliłam do jednego, zadając poważne obrażenia w miednicę. Niestety drugi mnie zauważył, a w dodatku był jednorożcem. Uciekłam za jedno z drzew.
-
- No wiesz ale mi nie mamy nic do stracenia. Gdybyś widział to zakłopotanie tych pegazów lub jednorożców, gdy odstrzeli im się te wyrostki. To widok warty całego wysiłku - zaśmiałam się - No ale cóż skoro mam to znaleźć to znajdę. - zgniotłam jednego z robaków o drzewo, idąc w przeciwną stronę. Szłam obrzeżem miasteczka. Spokojnie obserwowałam okolicę, zapamiętując każdą rzecz która może się przydać. Było dużo powozów, ale niestety wszystkie wybrakowane. Doszłam tak na koniec Ponyville, bez żadnego rezultatu. No może pomijając zdobycie kilku kapsli i Coli Marchewkowej.
-
- Ehh... jaki transport? Dla pegazów, jednorożców czy jeszcze jakieś bo jest ich wiele - odpowiedziałam czekając na to aż reszta skończy zabijać robale.
-
Ludzie trzeba się wczuć w hejterów :3 Tric jest słabym Avatarem Czemu? Bo tak