-
Zawartość
541 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Dżuma
-
Teraz byłam całkowicie zakłopotana. - ... oh ... przepraszam ... - uśmiechnęłam się głupio dalej patrząc na znikającą iluzję - następnym razem ostrzegaj nas... eh ... wyrzuciłam wszystkie uczucia na ciebie Greg ... przepraszam ... tak jakoś wyszło - położyłam po sobie uszy. Odkąd Greg powiedział o iluzji miałam rumieniec na pysku z powodu zakłopotania i zażenowania. // heh wpadka
-
lisek
-
Znaczek: szafa ze skrzydłami Zdolność: oczywiście robienie artów, a ich porównanie to: wyciąga co raz to lepsze sposoby i pomysły do swoich obrazków jak ciuchy z szafy ._.
-
Patrzyłam na cały wybuch. Przez tunel wyleciała dość duża ilość odłamków, a sama góra gdzie była krypta zawaliła się. Nie wierzyłam własnym oczom. Mimo iż tam byli ci cali dwunożni były też kucyki. Greg podszedł do mnie aby pomóc mi wstać. Skorzystałam z pomocy, ale po chwili zdzieliłam go kopytem. Nie pasujący komentarz Rainbow do całego wydarzenia, wkurzył mnie na tyle że przestrzeliłam jej kopyto. - Greg coś ty do cholery zrobił! - on jedynie odpowiedział " To tylko bum!" - Wiesz ile było tam kucyków? Ile istnień było?! Wiem byli też dwunożni, ale pamiętasz swój pierwszy cel wyprawy do krypty 7 ? Miałeś do jasnej cholery spotkać swoją ukochaną - Octavię. Ta która o ciebie dbała i próbowała sprowadzić cię na lepszą drogę. Zabiłeś ją! Jak widać nie udało jej się cię zmienić, miałeś szansę... - wszystkie moje dotychczasowe uczucia wypełzły ze mnie, w oczach zbierały się łzy. Pierwszy raz w życiu płakałam. Odeszłam z położonymi po sobie uszami. Czekałam aż zostanę przez Grega zabita, za to że odwróciłam się od niego.
-
Gdy weszliśmy do, jak to nazwałam "nory", poszłam na przód. Lubiłam poznawać nowe miejsca. Zawsze tam mogło być coś przydanego. Stał tam jeden ghoul. Zazwyczaj je ignorowałam i zabijałam gdy chciały mnie zaatakować. Oglądałam dokładnie ściany i ziemię. W razie ucieczki łatwo było by to wszystko zawalić granatem. Ghoul powoli zbliżał się do mnie, ale nie brzmiał jak ghoul. Szczerze nie przejmowałam się tym, gholue wydają różne dźwięki. Ten prawdopodobnie zadławił się własnym językiem. Wycelowałam w niego pistoletem oglądając resztę ścian. Napotkałam zezowaty wzrok, wiedziałam do kogo należy. - WTF?! Pokemona? Co ty do cholery wyprawiasz? - powiedziałam to z nie małym zdziwieniem.
-
Powoli zbliżaliśmy się do ruin dawnego zamku. Można było też rozpoznać to po wychodzących co jakiś czas zagubionych ghouli. Szlam za resztą grupy w ciszy pilnując Dash. Gryfy na szczęście użyczyły pomocnego szpony i sprzedali kajdany. Teraz Greg nie musiał nieść tej klaczy, a ona mogła normalnie iść. Ignorowałam jej jakiekolwiek zaczepki. Przez jej gadaninę z chęcią odcięłabym jej język. Mówiła o Eagla'u, że ma ją uwolnić. Przeplatało to wyklinaniem po kolei każdego z nas. Prowokacja mnie była złym pomysłem, ale potrafiłam się jakoś powstrzymać. Nagle poczułam jak Eagle wchodzi do mojego umysłu. Nie zareagowałam na to , po prostu to ignorowałam. Słuchałam jedynie swojego bicia serca. Inni rozumieli mnie jako egoistę, który dba o swój zad. Może to i prawda, ale było to wynikiem mojego zamiłowania do życia i świata. Nawet takiego jak ten. Wspominałam jak to zdobyłam swój znaczek. Ucieczka z domu i przeżycie nocy w kanionie z ghoul'ami. Gdy rodzice mnie uratowali, dzień po tym po prostu sobie poszłam. Zasmakowałam wolności, podróży i tych wszystkich niebezpieczeństw. Po tym rozmyślaniu nad moim życiem, stwierdziłam, że nie potrafię pokochać. Nawet mojej matki, która mnie urodziła i karmiła. .... tak jestem bez serca. " Eagle widzę że dość długo w moim umyśle siedzisz, śpisz czy co?" - mówiłam w swoim umyśle, ignorując kolejna zaczepkę Dash.
-
// Powiem tyle Master, że takie samowolne ukształtowanie historii postaci Coli było chamskie. Skąd wiesz czy czasem on nie miał innej przeszłości.
-
Przeciągnęłam się na materacu przecierając oczy. - Ughh... jak dobrze się w końcu wyspać. Coś mnie ominęło ? - spytałam się ogarniając trochę siebie i swoje rzeczy. Zobaczyłam zakrwawioną nogę Grega - ... szczerze... nie chcę wiedzieć co się stało... - odparłam krótko, biorąc łyk wody. Owinęłam moją chusta, bandaże na nodze. Założyłam zbroję i juki - Ruszamy ? - spytała zdmuchując pasmo włosów z pyska. // to nie usprawiedliwia cię do robienia z sb drugiej Celestii nawet Jacob mając alicorna nie odstawia takiego czegoś, a wiem lubi robić z sb wszechmogącego mam nadzieję że to przeczytasz Jacob i nie będziesz super hero
-
Doszliśmy do budynku. Był dość zadbany. Przed wojną również znajdował się tu hotel. Weszliśmy do małego holu. Jak zawsze mój dawny kolega, jeśli można było nazwać kogoś kto połamał ci żebra, Dubble, przywitał klientów z uśmiechem. Nie rozpoznał mnie od razu, ale po co mu to było. Ważne dla niego były woreczki które na wejściu wyciągnęłam z juk. Po mniejszych formalnościach jakim było odmawianie bajeczek gryfa, dostaliśmy swój pokój. Mimo iż miał wszelkie luksusy zapewnione, tanio kosztował. Po sprawdzeniu przez nas czy nie ma żadnych bomb, zostawiłam ogiery razem z Dash, aby kupić jedzenie oraz wodę. Wróciłam do pokoju mając przy sobie kilkanaście puszek oraz butelek z wodą. Jak miałam to w zwyczaju, zawsze zdejmowałam z siebie wszystko. Wszelkie pancerze oraz broń ustawiałam na wyciągnięcie kopyta. Po lekkiej kąpieli, która trochę mnie ożywiła, mogłam normalnie funkcjonować. Pochwyciłam puszkę oraz wodę, po drodze do materaca. Zjadłam tyle ile potrzebowałam, po czym wyłożyłam całą zawartość juk na materac. Siedziałam przed nimi, aż nie doszłam do porozumienia rozsądku i pieniędzy. Odłożyłam dość dużą kupkę niepotrzebnych rzeczy. Później bez słowa wyszłam z pokoju wracając ze stimpackami. Położyłam się na materacu, obserwując po kolei każdego kucyka. Sama nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam i zostawiłam wszelkie przeszkody za sobą.
-
Po przejściu przez obóz, zabijając co jakiś czas pegaza ewentualnie ogłuszając go i łamiąc skrzydła, przeszliśmy do bramy. Tam było bardziej gorąco, ale strażnicy po zorientowaniu się że mamy ich szefową, nie strzelali do Greg'a. Dzięki temu ja mogłam odciągnąć ich uwagę a Greg ich powystrzelać jak kaczki. ~~~~~~~~~~ Gdy opuściliśmy osadę, odchodząc od niej dość daleko, w końcu można było schować broń i normalnie iść w stronę dawnej stolicy. - Jeśli chodzi ogólnie o sprawę spania, po drodze jest tak jakby hotel. Nie jest celem bandytów, gdyż nie tykają się gryfów. Za małą opłatą jaką są rogi jednorożców, jest całkowity luksus, porównując z tym co teraz mamy. Pokoje, hamaki, itp. Ale jedyną rzeczą jest to że nie trzeba się bać o napromieniowaną wodę. Te wyrostki jednorożców, po złamaniu dalej mają w sobie magię, która przyciąga promieniowanie. - mówiłam wszystko z małym rozmarzeniem w głosie. Mimo iż nasz świat był zepsuty, lubiłam dbać o siebie. Mała kąpiel na pewno przydała by się każdemu. - To co zatrzymamy się w nim? Warto, mam dość dużo rogów, szczególnie przez to że Pinkamena dała nam uzbrojenie, nie są już mi potrzebne.
-
- Nazywam się Nasza. Pierwotnie pochodze z watahy wschodniej, ale się przeniosłam. Teraz aktualnie moja wataha ma przeprowadzkę. Zaufaj mi... proszę - widziałam strach wilka - Ehhh... to może inaczej. Wymienię argumenty czemu powinieś się mnie nie bać. 1. Jestem dość słaba w walce oraz wolna. 2. Mój aktualny stan. Jak widzisz brak u mnie ogona, rana na grzbiecie oraz łapie tylnej. Przednia łapa zle wyleczona i raz na jakis czas boli oraz połamane żebra. Więc jak widzisz nie mam szans.
-
" Eagle jeśli mnie słyszysz to ten twój element długo nie pożyje ze mną. W ogóle co to za element lojalności który uciekł od przyjaciół. Ale tak btw. jakbym miała się teraz kierować tymi zasadami przyjaźni, to dawno odstrzeliłabym jej łeb, za takie okrucieństwo" - myślałam dość głośno, aby Eagle usłyszał. Często w czasie podróży czułam go w moim umyśle.
-
- Chcę ci pomóc... - odparłam kładąc pysk na jednej z łap , a drugą wyciągnęłam do nieznajomego - Nic ci nie zrobię. Widzę że jestes poturbowany, a moja wataha jest nie daleko.
-
Chciałam podejść do wilk, ale gdy wykonywałam jakiś ruch reagował on odwrotnie cofając się. - Nie bój się... Jestem tą z dobrych... - ale gdy wyciągnęłam do niego łapę ten ze strachem zaczął uciekać. Ja pobiegłam wtedy kątem prostym do celu gdzie nasze drogi miały się skrzyżować. Wilk jak widziałam później nie pobiegł daleko. Jedynie schował się za kilkoma skałami, chowając się między nimi. Przestraszyłam go niestety gdy wyskoczyłam nagle , blokując mu dostępne opcje ucieczki. Położyłam się przed nim, aby nie patrzeć się na niego z góry. - Teraz spokojnie porozmawiamy, a ty mi powiesz kto cię tak załatwił i czemu uciekasz.
-
- Raczej powinien ustać na kopytach... ale sprawdźmy ... - zdzieliłam kopytem ledwo przytomnego alicorna. Ale po uderzeniu jego wzrok stał się bardziej obecny, a nawet sam wstał - ... stoi, ale i tak trzeba będzie pilnować aby się nie przewrócił... - powiedziałam podpierając chwiejącego się na kopytach Śmierć. - Gotowa... ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Na szczęście wcześniej zaznaczyliśmy drogę i wyjście z tych korytarzy zajęło nam 15 minut. Na zewnątrz pegazy dalej były w stanie nic nierobienia. Mimo iż takowi strażnicy istnieli strzegli oni jedynie murów i gł. bramy, więc przy wyjściu nikt nam nie utrudnił życia.
-
Powoli nasza watah zebrała się w kupę i wszyscy wyruszyli szliśmy w dość rozlazłej grupie. Trzymałam się na uboczu podziwiając las. Pogoda była piękna. Gdy akurat przyglądałam się jednemu z dębów, kątem oka zobaczyłam wilka przebiegającego obok. Powiadomiłam Mordimera że zaraz wracam. Wilk biegła dalej nie zwracając na mnie uwagi. Mówił coś że chce to skończyć. - Hej, kim jesteś? - zapytałam się go gdy zmusiłam jego do zatrzymania się.
-
Po całej tej scenie zdjęłam śmierć ze stołu. - Kiepsko z nim, ale będzie żył. Jak się stąd wydostaniemy trzeba nastawić mu skrzydła, bo są roztrzaskane i wybite ze stawów. Prawdopodobnie mięśnie zerwane. - zobaczyłam jak Greg związuje tą całą Dash - Nie lepiej było jej coś złamać np. 2 tylne nogi. Na pewno nie ucieknie, sama o tym wiem, dużo razy gdy byłam mała trafiałam w takie sytuacje. Teraz mam słabe kości. - odparłam, zabezpieczając te z większych ran Śmierci - Ale skoro teraz jej nie zabijamy, trzeba będzie później to zrobić... - wzięłam Śmierć na grzbiet - Możemy ruszać... ale to że tutaj nie było żadnych strażników jest podejrzane. !~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~! Proszę państwa wykonałam po wielu trudach Deltę ^^ Wklejam też jej podanie, bo żeś Wave dalej jej nie dodał do listy uczestników w tej zabawie D:
-
Połknęłam tabletkę bez zastanowienia. Było to bardzo dziwne uczucie nie widzieć swoich kopyt. Powoli wkradliśmy się do osady. Greg kierował nas wzdłuż barykady. Na szczęście pegazy jak zwykle unikały wszelkiej pracy i obijały się po kątach. Grały w karty lub piły. Kilka razy było gorąco gdy nachlany pegaz prawie się ze mną zderzył. Greg wskazał że mamy 2 min niewidzialności i że Śmierć znajduje się na końcu osady, czyli że byliśmy blisko. Stanęliśmy przed piętrowym budynkiem.
-
- eh... - skręcilismy razem z Gregiem na wschód, jak mówił - Nie podoba mi się to. Ten cały Śmierć jednak jest alicornem i raczej trudno takiego pokonać... - stanęliśmy przed dość małą osadą, umieszczoną w jaskini. Niestety znak na gł. wejściu mówił sam za siebie. Gwiazda ze skrzydłami. - Jak mamy go uratować musimy sie pospieszyć, a w dodatku cała ta osada składa się z pegazów... - odparłam
-
Dziura zabita dechami Zespól Szkół w Boleszkowicach D: Planowane: Liceum Plastyczne lu matematyczne z rozszerzeniem informatycznym aby iść na grafika x3
-
Skoro mamy w tym temacie rozważać domek Scoot, to może ona go nie ma? Może wychowała się na ulicy ?
-
// magia - ... od razu lepiej... - powiedziałam rozmasowując bandaże na nodze - W sumie skoro i tak zostaliśmy już sami, musimy ruszać. Wave był na tyle głupi aby wystrzelić racę. Są dość blisko, a jak nie będziemy iść w ich stronę tylko cały czas do Canterlotu, to na pewno się spotkamy. - rozciągnęłam się, po czym związałam chustą grzywę - Na następnym postoju wisisz mi dawkę snu z 5 dni. Długo nie pociągnę na prochach. - powiedziałam biorąc do kopyta dawkę tabletek.
-
- Nie mam zdania w tym. Wszyscy macie nadzwyczajne moce i umiejetnosci, ja jedynie potrafie podrozowac i przezyc w jakim kolwiek srodowisku. Nie mówię że mi to przeszkadza, nawet dumna jestem z tego... i eh... - dotknęłam kopytem czoła - ... plotę od rzeczy. Te 5 dni bez snu i na prochach robią swoje. Pewnie dostałam zakażenie ma nodze... i znów plotę. - właśnie w tej chwili ostatnia dawka narkotyku zanikała pozwalajac zmysłom normalnie funkcjonować. Wiedziałam że moja noga jest w zlym stanie, ale teraz odczuwałam to całkowicie.
-
- heh dobrze powiedziane... - zaśmiałam sie szczerze ale już słabo - Pokemono jak widać nasza drużyna się rozpada, więc zdecyduj albo idziesz z nami lub dołącz do tamtych, pod groźbą odstrzelenia głowy przez Grega. - odpowiedziałam znudzona. Patrzyłam na ciemne, deszczowe chmury. Czułam się naprawdę słabo. Już 5 noc leciała bez snu.
-
- Dzięki... pamiętaj że nie ruszę w tym kopytem. Ale też nie będę obojetna do tego że ktoś chce zabić jednego z naszych - patrzylam jak Tunder odchodzi - Eh radzę ją zostawić i iść dalej do Canterlotu.