Chodziłam między statkiem a plażą po raz kolejny z 20 razy. Mogłam oczywiście olać to wszystko i po prostu gdzieś się położyć, ale tak... tak nie można. Kulałam co raz bardziej, kilka razy przewracając się jak deska. Powoli liczba rannych lub potrzebujących pomocy zmniejszała się. Chociaż to ja sama wyimaginowałam sobie wszystkich rannych, przecież to ja nalegałam aby dali obejrzeć daną ranę, ale czy to ma teraz znaczenie? Czasu nie cofnę... . Weszłam ostatni raz na pokład, przynajmniej miałam taką nadzieję, poszłam do kajuty lekarskiej i położyłam się na jednej z prycz. Patrzyłam się w sufit, próbując choć trochę się rozluźnić i zapomnieć o danej chwili. Próbowała, ale nie mogłam. Coś blokowało mnie od środka i nakazywało coś zrobić, tylko nie wiedziałam co... W końcu wkurzyłam się i nagle wstałam z pryczy. Reakcja łańcuchowa spowodowała promieniujący ból w kolanie. Natomiast po tym leżałam na podłodze. Warknęłam, a następnie powoli wstałam. Wyszłam na pokład, gdy zobaczyłam wiązkę fioletowego światła, jedynie co, to przeklęłam wszystko co możliwe. Ruszyłam po raz kolejny do centrum wyspy, ale co chwila po plecach przechodziły mi dreszcze. Ignorowałam to, gdyż to pewnie z przemęczenia...