Skocz do zawartości

Youkai20

Brony
  • Zawartość

    529
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    7

Posty napisane przez Youkai20

  1. Jeeeeeeeeeejuśku! Ale komentarze się pojawiły! Jeśli wczoraj, czytając komentarz kolegi @Sun , który machnął przy (czy raczej pod...) Kiedy Cadance kicha, Celestia łapie katar, to tu aż brak mi słów, aby wyrazić to jak mi miło! No po prostu policzki mi płoną ;) Jakkolwiek Sun napisał już swoją opinię w listopadzie jak widzę (omg, jak to jest, że wciąż nie obserwuję swoich własnych tematów, czas to wreszcie zmienić), tak mam nadzieję, że nie obrazi się z powodu tego, że dopiero teraz się odzywam. Pozwolę sobie odnieść się do obu nowych opinii w jednym, treściwym mam nadzieję komentarzu. Tak więc i kolega @Hoffman znajdzie coś dla siebie ;)  Zatem do rzeczy:

    Ach, "Somnambulizm"... jak ja lubię to opowiadanie. Jaką ja miałem frajdę, autentyczną frajdę, pisząc "Somnambulizm". Nie tylko była to praca od samego początku w każdym aspekcie przemyślana (co mi się nawet dziś zdarza cokolwiek nieczęsto), ale też od początku do końca (na)pisana najlepiej, jak tylko potrafiłem. I, wyjątkowo nieskromnie mówiąc, wszystko mi się udało, wszystko w niej pyknęło, a efekt jest taki, że jedna z ocen to 10/10. Tak, "Somnambulizm" to jest to ;) ! Do dziś pamiętam konkurs (Pod Gradobiciem Fików Edycja 6), do dziś uważam, że jest to chyba najlepsza moja praca. Oczywiście na Gradobicie machnąłem jeszcze kilka rzeczy, ale są przy tym niewarte splunięcia. W ogóle to chyba (głowy nie dam, ale... mógłbym) pierwszy "duży", pierwszy "poważny" konkurs, w którym brałem udział. I wspominam go ciepło. A z "Somnambulizmu" jestem dumny nawet dziś.

    No, ale, ale... miałem się odnieść do komentarzy, więc już nie przedłużam...  

    Dnia 5.11.2020 o 12:29, Sun napisał:

    to naprawdę dobre dzieło (które oczywiście mogłoby być dobre 10 razy dłuższe). 

    O ile dobrze kojarzę, limitem słów było 1500 (albo coś koło tego), więc cóż, jest jak jest... I dobrze, dziś nie wyobrażam sobie napisania tak dobrego fika o długości 10x dłuższej. Regres, panowie, regres... Ale się staram powrócić z czymś, co może nie będzie takie 10/10, ale z czego znów będę, cóż, po prostu zadowolony. Zdradzę, że (skoro-piszę-to-zdanie-to-już-nie) w tajemnicy piszę akurat fik, który ma już 66 stron (OMG, tyle już napisałem? Ja?). I znów się staram, aby był super-duper. Ale tyle tam dialogów, że... meh ;)

    BRW - o, dziś działają normalnie cytaty, choć wczoraj mi się zbuntowały i musiałem "kopiujwklejować" tekst. Niezbadane są wyroki Lunałki...
     

     

    Dnia 5.11.2020 o 12:29, Sun napisał:

    Jeszcze by się okazało, że mała, lunatykująca Twilight zostałaby zastrzelona przez gwardzistów, albo co gorsza, wpakowała się do łóżka śpiącej Celestii, co mogłoby się skończyć wielkim skandalem i oskarżeniem władczyni o molestowanie nieletnich

    Po co ja to czytałem, zniszczyłeś moją niewinność i moje dzieciństwo! ;0 A tak serio - wierzcie mi, nawet bym o czymś takim nie pomyślał. Takie coś nigdy się nie zdarzy. U mnie. Ale niektórzy to mają... pomysły  ;) .

     

     

    Dnia 5.11.2020 o 12:29, Sun napisał:

    Aczkolwiek istnieje logiczne wyjaśnienie dla takiego rozwiązania w fiku i wcale nie brzmi ono: limit słów. Możliwe, że Midnight Sparkle narodziła się względnie niedawno (być może w chwili pojawienia się Midnight w świecie ludzi), lub tez względnie niedawno się ,,obudziła" (co w sumie na jedno wychodzi). To by też mogło wyjaśniać dlaczego nikt nie wie o somnambulizmie Twilight (nawet sama Twilight). 

    Krótki pojedynek z hydrą to konsekwencja limitu słów. I masz w 100% rację, właściwie to co się tyczy jej... ja nie do końca pamiętam filmy EG, ale z tego, co kojarzę, M S wzięła się wg mnie jak gdyby... znikąd. Ot, pojawiła się, podczas "transformacji" ludzkiej Twilight. I, uwaga - daję głowę (którą chyba zaraz stracę :) ), że w filmie (to jest "Friendship Games") ani razu nie padło nawet jej imię. Nawet jeśli się mylę, i jednak padło, to przez to byłem zaskoczony, gdy w Legendzie Everfree Twilight po prostu mówi "It's Midnight Sparkle!", czy coś podobnie raz i drugi. Zupełnie jak gdyby wszyscy wokół doskonale je (imię) znali... oprócz mnie. I tu pozwolę sobie odnieść się do komentarza @Hoffman (chyba będę tak "mieszał", sorry, ale tak mi wygodniej)

     

    Dnia 27.01.2021 o 22:26, Hoffman napisał:

    Ciekawe, czy kogoś zaskoczę, gdy powiem, że nie musiałem wyszukiwać czym jest somnambulizm, ale potrzebowałem sobie szybko przypomnieć kim/ czym była Midnight Sparkle :derp2:

    Hah! Ciekawe, czy to raczej JA kogokolwiek zaskoczę, gdy powiem, że ja też musiałem sobie przypomnieć... jej imię, bo, jak już napisałem powyżej, doskonale ją kojarzyłem, ale imię nijak mi we łbie nie siedziało, dlatego, że we Friendship Games nie pada ani razu 

     

    Spoiler


    Tak - specjalnie sprawdziłem transkrypt zarówno "Frienship Games", jak i "The Legend of Everfree" i w tym pierwszym nikt ani razu nie mówi choćby "Midnight", a w tym drugim imię pada już na samym początku...
    Fg1.png.08ccaaa9be3b9c66570783cb83ef6de6.png

    Po co to zrobiłem? Sam nie wiem... może zacznę tworzyć filmiki w stylu Everything Wrong With MLP? ;) 
     


     

     

    Dnia 5.11.2020 o 12:29, Sun napisał:

    Choć musze przyznać, że początkowo miałem dziwne wrażenie, że podejrzana może być Moondancer, która po prostu ,,podróżuje poza ciałem"

    A ja to, że takim razie muszę odtrąbić sukces, bo chciałem napisać kilka pierwszych fragmentów właśnie tak, aby sprawiały wrażenie, że to właśnie z nią ma czytelnik do czynienia.

     

     

    Dnia 5.11.2020 o 12:29, Sun napisał:

    mamy walkę z hydrą. Krótką i treściwą, obfitującą w niewiele przemyśleń i opisów. Ale pod tym kryje się bardzo interesująca informacja na temat głównego bohatera. Otóż jest on potężny i nie boi się skorzystać ze swej potęgi. Nie boi się też tryumfować i zabierać trofeum, w postaci głowy hydry. 

     

    Dnia 27.01.2021 o 22:26, Hoffman napisał:

    Przewinęły się nawet elementy przygodowe! Wszakże mamy krótką retrospekcję, w której protagonistka staje oko w oczy z Hydrą, z której potrzebuje pobrać jeden ze składników. Opis starcia oszczędny, ale przemyślany, dynamiczny, a zarazem lekki i przyjemny w odbiorze, rozruszał nieco do tej pory raczej spokojne, stonowane opowiadanie, wzbogacił je.

    Zdradzę, że myślałem od początku, że to będzie krótkie i raczej... bo ja wiem? Błahe? Limit słów robił swoje (wbrew pozorom miałem jeszcze wiele do napisania), a przede wszystkim wszelkie starcia to nie moja bajka. Wzorowałem się na głównej przeciwniczce mane 6 z Crisis: Equestria. Pomyślałem sobie, że gdyby to była ona, to starcie z hydrą (gdyby do takiego doszło) ona z pewnością miałaby za formalność czy wręcz za niewarty jej wysiłku, krótki epizod. Więc byłaby brawurowa i bezczelna, a może nawet zirytowana tym, że ktoś tak potężny, jak ona, musi się pojedynkować z byle hydrą. I całość skończyłaby się 1 zaklę... ZARA!
     

    Spoiler

    Czy aby główna antagonistka z Crisis Equestria nie nazywa się aby... Starlight? Jak nie, to sorry... Starlight (Glimemr) to mój fetysz ;) 


     

     

    Dnia 5.11.2020 o 12:29, Sun napisał:

    i mamy scenę jak Midnight wchodzi do lóżka Twilight, gotowa ją ostatecznie posiąść

     

    Dnia 5.11.2020 o 12:29, Sun napisał:

    bez skojarzeń

     

    Dnia 5.11.2020 o 12:29, Sun napisał:

    Za późno, co?

    Naaah! Gdzie tam! Mówiąc szczerze, chociaż sobie śmiechłem.

     

     

    Dnia 5.11.2020 o 12:29, Sun napisał:

    Wspaniałe zakończenie bardzo dobrej historii. 

    Ach, dziękuję, dziękuję...

     

     

    Dnia 5.11.2020 o 12:29, Sun napisał:

    Przecinki tez wydają się być we właściwych miejscach.

    "Otwiera szampana"

     

    Dnia 27.01.2021 o 22:26, Hoffman napisał:

    nie mogę wyjść z podziwu, jak wszystko w tym fanfiku się udało,

    Cholera, ja też!  ;)

     

     

    Dnia 27.01.2021 o 22:26, Hoffman napisał:

    Po drugie, cieszą wzmianki o almanachu, alchemii, przyrządach alchemicznych, tudzież składnikach niezbędnych do wykonania mikstury,

    Mnie również, nawet jeśli ograniczają się przez limit słów do prostego moździerza i przygotowaniu ampułki.... :)

     

     

    Dnia 27.01.2021 o 22:26, Hoffman napisał:

    Chciałbym również się odnieść do kwestii tego, czy autor próbował ukryć przed nami tożsamość głównej bohaterki, czy też nie. Szczerze mówiąc, nie odniosłem wrażenia, jakoby dołożone zostały w tym celu jakieś szczególne starania, prędzej byłem gotów pomyśleć, że autor po prostu zdecydował się nie wymieniać bohaterki z imienia, ale stworzyć pewne poszlaki, byśmy mogli się domyślać, zgadywać, kto to może być. W tym sensie chyba została podjęta próba wodzenia czytelnika za nos.

    Nah, od początku miało wszystko miało mieć formę taką, jaką przyjęło. Jeśli o Tożsamość Bourna  to, kto to właściwie jest, to powiedzmy, że przez cały czas starałem się tylko puszczać oko do czytelnika. 

     

     

    Dnia 27.01.2021 o 22:26, Hoffman napisał:

    Nikt nie miał pojęcia, poza osobą. Skoro nikt z otoczenia Twilight, wówczas kim innym miałaby być ta osoba i jak miałaby się dowiedzieć? Rozum śpi, budzą się demony, a tak się składa, że akurat ona mogła działać tylko, gdy Twilight spała. W połączeniu ze wzmianką o somnambulizmie, chyba wszelkie wątpliwości pryskają i idzie się połapać, co jest grane. No i w tym miejscu pragnę pochwalić za zaangażowanie do tejże roli postaci Midnight Sparkle – błyskotliwa decyzja, nie przypuszczałem, że final boss z trzeciego „Equestria Girls” pojawi się w fanfiku i że tak dobrze postać ta zostanie wkomponowana w kucykowe realia. W sumie, wizualnie to chyba moja ulubiona transformacja, toteż świetnie zobaczyć, jak postać ta wreszcie coś robi i jak udaje jej się osiągnąć coś złego :nipples:

     

    Przychylam się do teorii Suna, że być może Midnight Sparkle „wykształciła się” w duszy/ ciele/ umyśle Twilight po tym, jak ta pojawiła się w ludzkim świecie, może pociągnąłbym to dalej i przyjął, że to od tego momentu rozpoczęły się zaburzenia snu u Twilight i to dlatego o niczym nie wiedział ani Spike, ani Twilight Velvet, ani Night Light, ani Shining Armor, ani Starlight,

    Starlight nie mogła wiedzieć, bo... w ogóle nie znała Twilight Sparkle. Czy też raczej to JA nie znałem jej. Doskonale wiem, że już na początku napisałem o "zameczku Twilight", co jasno wskazuje na czas po pokonaniu Discorda, czyli 5 sezon. Sezon w którym pojawia się Starlight Glimmer. Tyle że ja napisałem "Somnambulizm" po obejrzeniu tylko 4 sezonów. W ogóle nie wiedziałem, że ktoś taki istnieje. A Starlight na dobre zamieszkała w zamku dopiero w sezonie... 6. (no dobra, gwoli ścisłości w ostatnim odcinku sezonu 5 i to samej końcówce...).
    A?! I co teraz? Mam cię! BUHAHAHAHHAHA! 
    A tak serio - Obaj macie poniekąd rację. Rzeczywiście, po prostu założyłem, że skoro "ludzka" Twilight "ma w sobie demona", to ta "kucykowa" też może. I kiedyś musi dać o sobie znać. I w pewnym momencie się "aktywował". Dlaczego nikt nie wiedział o lunatykowaniu Twilight? Odnoszę wrażenie, że wszystkim czytelnikom umknęła pewna kwestia. Otóż, Midnight w ogóle nie mieszka w zamku, lecz w Canterlocie, w "wieży Moondancer". Jest to bardzo dalekowzroczna postać, przewidziała, że musi zmienić miejsce swoich małych eksperymentów. Napisałem, że w przeszłości, przez jakiś czas, tylko włóczyła się nocami po zamku. Nic złego wtedy nie robiła. Ot, "szperała po książkach". Nawet gdyby Spike ją zobaczył, to co z tego? Twilight czytająca jakieś książki w środku nocy? No niemożliwe!  ;)  Całość nie trwała długo, M S szybko zobaczyła zdjęcie Moondancer, poznała jej adres i od tego czasu każdej nocy przebywa u niej. Jedyne co mogło zaniepokoić smoka to raczej brak Twilight w zamku. Tyle że M S każdej nocy powracała do sypialni Twilight (i zawsze używa teleportacji, nikt jej nie może zobaczyć np. na ulicach Canterlotu), więc Spike zawsze rano budził Twilight. A sam w nocy przez cały czas mocno spał, jak to smok ;)  Więc i się nie budził "na przeszpiegi". W ten sposób po prostu nikt nie mógł jej zobaczyć. Oczywiście pozostaje sama Twilight. W końcu musi być równie inteligentna, co M S, nie?. I zauważyła u siebie pewne objawy, o czym nie omieszkałem chyba napisać. Ale nie chcąc nikogo "obawiać" tłumaczyła sobie, że jej stan to tylko jakieś, nie wiem, choróbsko czy co tam (w końcu kto, lunatykując, rano zawsze budzi się swoim łóżku? No to na pewno nie lunatykuje, nie? :) ).


    Błuuuhhhuuuuhuhuhuhu. Ale napisałem wyjaśnienie. Długie jak sam fanfik ;) No dobra, może nie, ale myślę, że to wreszcie choć jako tako usprawiedliwi kwestię pt. "no ale jak to, włóczyła się po nocy i nikt jej nie widział, przecież ktoś musiał) 

    No... to dotarłem/dotarliśmy do końca. Jestem absolutnie wniebowzięty tak pochlebnymi opiniami. Szczególnie tą (pozwolę sobie po prostu skopiować)" "
    Przyznam też, że sprawia wrażenie klasyka z 2013, takiego ikonicznego tekstu, który jest dobrze znany i mile wspominany. WOW, pomimo pozornie "zwykłej" pochwały, jestem nią wręcz ZASZCZYCONY. Nikt mi nie napisał niczego milszego, jeśli o moje opowiadania chodzi.

    Serdecznie dziękuję Wam obu i zapewniam, że pomimo tego, że prawie pojawiam się już na forum czystym przypadkiem i raz na 2-3 miesiące, oraz tego, że  (po ostatnich porażkach...) nie piszę już prac na konkursy, nie powiedziałem ostatniego słowa w kwestii fanfików. Jeszcze jakimiś Was uraczę... ;) Tymczasem życzę Wam samych udanych prac i pozdrawiam! 

           

    • +1 1
  2. Wierzycie w to, że nic się nie dzieje przypadkiem? Albo inaczej, bardziej dosadnie, jeśli można tak to nazwać - że to, co robimy, nie bardzo od nas zależy? Że już każdy nasz ruch jest "zapisany w gwiazdach" i każde nasze działanie jest pozornie niezależne, bo kieruje nami, no nie wiem... los? Ja nie. Absolutnie nie. A jednak ostatnio, aby udowodnić mamie, żeby nie grała "w lotka", bo to to tylko strata pieniędzy i po prostu nigdy nie wygra, polazłem do sklepu, kupiłem najtańszy kupon na loterię (czy jak to się tam zwie), której choćby nazwy nawet nie znałem (i już nie pamiętam) za 2 złote i... wygrałem. "Tak po prostu" trafiłem 7/10 liczb. I zgarnąłem... 32 zł. (za wygraną 3-go stopnia) ;)  Gdybym tylko nie był skąpiradłem (albo wierzył w los...?), to bym wybrał zakład za 2 dychy (to jest z maksymalną stawką czy czymś tam) i wówczas bym zgarnął o wiele (WIELE) więcej. Meh....   Jeśli teraz się zastanawiacie dlaczego to napisałem w tym temacie, to cóż... tak się składa, że chcąc wleźć na fonie w inną zakładkę, łapa mi się "omsknęła" i trafiłem paluchem w tę nazwaną MLPPolska :) No więc patrzę, co tam, panie, w opowiadaniach, a tam komentarz do mojego fika. Do tego takiego, który także dostał 7/10 w konkursie. No ślepy los jak znalazł! Może sprzedam nerkę i zainwestuję hajs w akcje CD-Projektu? ;) A może po prostu odpowiem na jakże łaskawy komentarz kolegi @Sun  ;)   Także... ten, tego:

    Przede wszystkim bardzo dziękuję za to, że poświęciłeś swój czas! To... w sumie zaskakujące, no i bardzo przyjemne, że po takim czasie w sumie jakikolwiek fanfik potrafi jeszcze przyciągnąć uwagę. Serdecznie się cieszę, że dałeś wyraz swojemu zadowoleniu w powyższym, jakże pozytywnym komentarzu. Na szczęście tym razem mogę jakoś się do niego odnieść bardzo szybko. Tak więc jeśli chodzi o formę (zacznę od tyłu, że się tak wyrażę...), to już mi zwrócono uwagę na przejścia pomiędzy sekcjami, jestem świadom braku płynności pomiędzy nimi i zawsze mam gdzieś w głowie właśnie ten fanfik, gdy piszę nowy i zastanawiam się, "czy to wygląda naturalnie" :) . Liczy się, że nie narzekałeś na sztuczność dialogów (kiedy i gdzie ja je zrobię tak, abym był z nich zadowolony...?) A teraz krótko o samej treści... Pozwolę sobie na cytaciki, bo tak mi łatwiej:

    ...

    ... Albo i nie, pomimo tego, że daję "cytuj"... nic się nie dzieje, cóż, po prostu skopiuję i wkleję tekst, wyjedzie na to samo (tylko żebym nie wyłapał za to kopa od moderacji ;) ):


     

    Spoiler

    Najpierw widzimy wspomnienie o Twilight. Pojawia się dość szybko i jest proste


     

    Spoiler

    Jeśli o nie chodzi, to miałem obawy, że nie wyszło najlepiej. Czy raczej o to, że czytelnik uzna, że jest nienaturalne, za szybkie, a Twilight jest małostkowa i nie ma prawa prosić o coś takiego, jak wskrzeszenie zmarłych rodziców (i w ogóle kogokolwiek). Dobrze, że jakoś to wyszło, choć chciałem napisać coś więcej o ich śmierci, co być może bardziej usprawiedliwiałob by jej prośbę. Nie dałem pewnej ważnej informacji bo... uwaga, będzie (nie)śmiesznie... zapomniałem o czymś napisać, skupiając się na innych kwestiach. A gdy już sobie zdałem z tego sprawę, nie bardzo miałem jak to wcisnąć. Przez to ten fragment stracił i osobiście nie jestem z niego zadowolony. Ot, taka mała prywata ode mnie. W każdym razie nie jest chyba zły...



     

    Spoiler

    Kolejnym, ważnym punktem jest spotkanie z Flurry, która rządzi kryształowym, bo Cadance już nie jest zdolna.


     

    Spoiler

    Tu z kolei myślałem, że to oklepane, że zostanie to odebrane jako kopiuj-wklej sytuacji z Twilight. Tu jednak jestem zadowolony, choć muszę przyznać, że głównie skupiałem się na opisie środowiska (przy spotkaniu z Cadance), detalach otoczenia itp, niż na samym spotkaniu (dialogi - jak ja was nienawidzę...). Ale jednak się udało. 


     

    Spoiler

    z Luną mam pewien problem. Moim zdaniem jest jej za mało. Dzięki relacjom miedzy siostrami możnaby budować postać samej Celestii i jeszcze dobitniej pokazać jak sie zmieniła. Możnaby stworzyć nawet napiecia między siostrami. Ogólnie, Luna nie jest zła, ale po prostu jej za mało.



     

    Spoiler

    Ważne uwagi na przyszłość, dzięki. Ja natomiast miałem problem z... Flurry. Nie mam wiedzy o tym, jaka jest po osiągnięciu, powiedzmy, wieku nastoletniego i się cykałem, czy taka może być. Ot, wyszła mi z niej po prostu nastolatka przerażona wizją samodzielnego rządzenia. i dobrze.  


    Dzięki za pochwały warstwy emocjonalnej, choć wbrew pozorom dzieje się tu całkiem dużo "pomiędzy ujęciami", to Celestia i jej emocje miały grać pierwsze skrzypce. 

     

    Spoiler

     Ewolucja gwiazdy typu słonecznego bardzo fajnie pokazała jak podejść do tematu stosując metafory.

    Kolejne dzieło, którego nie znam. Dodaję sobie natychmiast na listę do przeczytania (o ile to opowiadanie/fanfik?), choć wezmę się za nie nieprędko. Czytam teraz coś innego, na fimfiction, bo tego tu nie ma. (Maledictum Insania 3: Rebellion Years, czyli ostatnią część tamtejszego uniwersum jakby ktoś chciał znać nazwę...).

    Przyszła pora na podsumowanko. Dzięki ponownie za przeczytanie, za komentarz... i za chęci. W ogóle to widziałem też (nie mylić z "przeczytałem") komentarze w moim innym opowiadaniu o nazwie "Somnambulizm". Co to się dzieje, co to się dzieje? :) Czuję się niczym jakaś gwiazda!  ;)  Za odpowiedzi zabiorę się jednak jutro, czas pomiędzy 22:00/23:00, a 00:00/1:00  zwykłem ostatnio przeznaczać na czytanie opowiadania, o którym wspomniałem.


    A więc to chyba tyle, każdy kto chce się zapoznać z tym opowiadaniem, niech choćby pobierznie rzuci okiem na komentarze (o ile nie boi się potencjalnych spoilerów) i sam podejmie decyzję. Ja uważam, że jest to opowiadanie, jeśli nawet nie "godne polecenia" (no ale nie będę polecał WŁASNYCH fików... :) ), to na pewno takie, przy którym  "upociłem" się najbardziej. I niech to służy za rekomendację. Czytajcie, komentujcie, albo nie czytajcie i nie komentujcie. Ja tymczasem zmykam... puścić "totka" ;)

    • +1 1
  3. Moi Drodzy!
    Pozwoliłem sobie utworzyć ten temat, aby, już jak co roku chyba, napisać kilka słów w tym wyjątkowym dniu :) .
    Życzę Wam z całego serca wiele zdrowia, aby żadne (korona)wirusy Was nie dopadły, samych sukcesów w roku 2021 (z całego serca wierzę, że lepszym od mijającego, chyba nie będzie to trudne...), a także tego, abyście zawsze mieli dużo sił i chęci do dalszej wędrówki przez życie. Nie zapominajcie, że przyjaźń to magia!  ;) 
    No i przede wszystkim życzę Wam wszystkim udanej wieczerzy Wigilijnej w rodzinnym gronie. Oby Sylwester Wam się udał.
    Wesołych Świąt!

    Youkai20   

    • +1 2
  4. Dobrze pamiętałem, że taki temat istnieje (kiedyś go przypadkiem zobaczyłem), no to odgrzebuję ;) No bo jak coś zobaczyłem, to poczułem radość. Aż się uśmiałem, to i pokazać trzeba! Tym bardziej, że jakoś nikt tego (jeszcze) nie zauważył, albo po prostu nie zrozumiał nawiązania. No ale Youkai swoje wie!  ;) Otóż, moi mili, w World of Tanks trwa event świąteczny, wykonujemy misje, dostajemy za to specjalne skrzynki, m.in. z nich wylatują ozdoby, którymi dekorujemy swój „garaż”. Można też samemu stworzyć ozdóbki, co ja właśnie uczyniłem. Jakież było moje zdziwienie (i czysta radocha!), gdy przeczytałem opis ozdoby, którą sobie utworzyłem. Zobaczcie sami:


     

    Spoiler

     

     

     

    shot-071_1.thumb.jpg.256998df72d5b07f7f7be33ec6c7888e.jpg

     

     

     

    shot-072_1.thumb.jpg.578057e4da54807f1199c2359089f690.jpg

     

    „Aby ta dekoracja mogła przetrwać dłużej, potrzebuje około 20% więcej chłodu.” (jakby kto nie mógł przeczytać, bo jakość słaba, aby się zmieściło w 1 MB :) )

    Czy to ptak? Czy to parasprite? Nie, to Rainbow Dash w świecie czołgów!  Trochę taka inna, ale przynajmniej też pegaz ;)  

     

     

     

     

    Spoiler

     

     

    • Mistrzostwo 1
  5. Przybyła i moja Antropologia. Muszę przyznać, że już zapomniałem, że ją zamówiłem (bo i pełno mam spraw, a i na forum nie wchodzę...). I przez to niemal przegapiłem kuriera ;) Niemal. Wieczorem zabieram się za czytanie (to już będzie chyba z piąty raz, ale co tam!). Jeszcze tylko Past Sins do kolekcji i będę spełniony. Dziękuję serdecznie, kolego @Sun i pozdrawiam.

    • +1 2
  6. Rzeczywiście, gra zajęła mi aż 18 h, co jest bardzo dobrym wynikiem... nawet biorąc pod uwagę to, że przy każdym epizodzie wchodziłem do menu, bo np. szedłem sobie zrobić herbatkę (a Steam dalej naliczał minuty, wiadomo). LiS 2 nie jest oczywiście grą bez wad (choć akurat teraz jakoś trudno mi jakąś wymienić, a to chyba o to chodzi, nie?), choć ja tam na dubbing nie narzekałem (pewnie znajdzie się jednak kilka przesadnie teatralnych kwestii). Co do zakończeń – nie wiem jak robią tzw. inni gracze, ale dla mnie takie, które dostałem (nieważne czy tu, czy gdzie indziej), jest zawsze tym najlepszym, po prostu gdybym miał w coś grać jeszcze raz, to właściwie w każdej sytuacji postąpiłbym tak samo. Nie znam innych zakończeń LiS 2 (nie oglądam też np. na YT filmików w stylu ''nazwa gry, all endings''), ale to bardzo dobrze, że twórcy przygotowali wiele, i wszystkie trzymają poziom.
     

    1 godzinę temu, Triste Cordis napisał:

    "Jedyny słuszny wybór..."

    Nie dla mnie, ja się nie poddałem... jak prawdziwy wilk ;) Dorzucę jeszcze kila screenów, jak się zmieszczą,  a co tam! 
     

    Spoiler


    20200822194727_1.thumb.jpg.645ab896d43497e079ab88312a5d8568.jpg



     

    Spoiler

     

    20200824150918_1.thumb.jpg.1a13be315da3279a9849e6042e91cafd.jpg


     

    Spoiler


    20200824170822_1.thumb.jpg.d69a30993ac17f1c48d14662b106f3ca.jpg
     

     

    Spoiler

     

    20200824175935_1.thumb.jpg.1895e9f3415dd25d88117c52dd4b27e7.jpg

     


    Ode mnie to już będzie tyle... chyba że kogoś interesują moje wybory...

  7. W piątek (czyli, jak zwykle u mnie – „weekendowo'') szarpnąłem się na zakup Life is Strange 2, wczoraj przeszedłem, więc dziś, skoro mam trochę czasu, podzielę się z Wami moimi wrażeniami.
    No więc co by tu o LiS 2 powiedzieć? Wszyscy, którzy znają gry Dontnod/grali w LiS 1 czy Before the Storm pewnie doskonale wiedzą w czym rzecz, na jakiego rodzaju rozgrywkę można liczyć grając w dwójkę, więc to pominę. Gra, jak to z takimi produkcjami bywa, przechodzi się niejako sama. Nie ma tu FPS-owych strzelanin i akcji, nie ma też rozległych, wielowątkowych zadań rodem z erpegów, nie ma utraszczegółowej, fotorealistycznej super-duper grafiki... dlaczego więc jest to najlepsza gra, w jaką grałem od miesięcy? Już wyjaśniam.
    Cóż, Life is Strange 2... powiem w ten sposób – nie jest lepsza od LiS 1. Nie jest lepsza od Before the Storm. Ale absolutnie nie jest również gorsza. Jest... inna. Mamy dwójkę nowych bohaterów (być może niejako w zamian za duet Max/Chloe?), nową historię, ze (znów) całkiem wysokim „ładunkiem emocjonalnym'' oraz lokacje, które, choć niewielkie i dość „tunelowe'' – potrafią zachwycić wyglądem.
    Jako że LiS 2 jest grą epizodyczną, to pomyślałem sobie, że opiszę każdy odcinek w dwóch-trzech zdaniach, zamiast płasko, ogólnie napisać „to i to było fajne, a tamto nie''.
    Nie wiem, czy wyjedzie mi tak, żebym napisał wszystko bez zdradzania fabuły, więc w razie czego trzymajcie ręce na pulsie ;) 

    A zatem odcinek 1:
     

    Spoiler

    Jest, jak to wszystko co nowe, całkiem ciekawy, ale nie ma w nim jakiegoś „efektu WOW''. Jest spokojnie, poznajemy rodzinę Diazów, ich życie codzienne, wykonujemy kilka czynności (pomoc ojcu, pogadanki z bratem etc.). Chodzi oczywiście w tym wszystkim o to, żebyśmy zaprzyjaźnili się z Seanem Diazem (czyli... głównym głównym bohaterem, że tak niepięknie to ujmę), poznali mechanikę gry... i niemal zasnęli, bo, jak to zwykle bywa w Life is Strange, epizod kończy się istnym trzęsieniem ziemi... i tu w sumie zgrzyt. Nie podobało mi się to, co zaszło, bo nie miałem na to wpływu. Ot, iluzja wyborów w grach tego typu. Ale jakoś trzeba zacząć „właściwą'' rozgrywkę. No więc Sean i Daniel (młodszy brat) zmykają przed spodziewaną pogonią w siną dal (sorki za taki spoiler, ale zakładam, że skoro jest to w sumie sam początek, no i pierwszy epizod, większość osób i tak wie, że jest to „gra podróży''). I tak od miejsca do miejsca, aż odcinek się kończy... bardzo przyjemny wstęp wg mnie... który znów kończy się trzęsieniem ziemi.
    0_1_1.thumb.jpg.74bb318adfdd4e4104f571925301f121.jpg
    Sorki za marną jakość (efekt niskiej rozdzielczości), ale musiałem zmniejszyć rozmiar plików, aby jakoś upchnąć je do posta.


    Odcinek 2+The Awesome Adventures of Captain Spirit

     

    Spoiler

    Znacznie ciekawszy... i nudniejszy zarazem (dla niektórych, nie dla mnie). Całość rozgrywa się w lesie (początkowo), dwójka naszych bohaterów mieszka w chatce, którą jakimś cudem znaleźli (na doczepnego – ależ to wygodne). Od przygody do przygody, Sean postanawia ruszyć do domu dziadków (kończy im się jedzenie, wokół grasują dzikie zwierzęta, wiadomo...). Tamże mieszkają do czasu, aż Policja nie wpada na ich trop. Poznajemy też „kapitana Spirita'', czyli Chrisa (jeśli dobrze pamiętam), w którego się wcielamy w minigrze o nazwie, którą podałem powyżej. Warto w nią zagrać, na 1,5h-2h dostarczy sporo rozrywki. No i jest darmowa. Zapis z końca jest importowany do LiS 2, choć nie wiem, co takiego to daje. Tu w ogóle niemiła niespodzianka. Coś tam mi się przewinęło, że twórcy trąbili o tym, że TAAoCS będzie ważne „wyborowo'' dla LiS 2, ale gdy zacząłem grać nie widziałem żadnych importów zapisu ani nic takiego, Tymczasem przed odpaleniem 2-giego odcinka gra monituje, jak to niby ważne jest, żebyśmy zaimportowali zapis z „kapitana''. Nieładnie, musiałem pobrać go na nowo (niefortunnie grałem „na starym kompie'', więc nigdzie nie miałem zapisu). Na szczęście po instalacji nie ma z tym problemu, ale informuję, że warto przed zagraniem w odcinek 2 LiS przejść The Awesome Adventures of Captain Spirit. Podobno.
    W każdym razie poznajemy w trakcie rozgrywki dwójkę nowych bohaterów, z którymi będziemy co ciekawe mieszkali w odcinku następnym (po zwyczajowym trzęsieniu ziemi znów uciekamy).



    *** 

    Tu miał być jakiś ładny screen, ale okazało się, że ja, dureń, pomyliłem klawisze w trakcie grania i święcie przekonany, że łapię jeden za drugim... nie zrobiłem żadnego. Na szczęście to mi się już nie zdarzyło przy następnych odcinkach.

    Odcinek 3:

     

    Spoiler

    Najnudniejszy ze wszystkich, niestety. Znów żyjemy w lesie, tym razem z grupą „wyrzutków z wyboru''. I w tym problem. Może to tylko moja wina, może tylko ja tak miałem, ale żadna z tych postaci nie zapadła mi w pamięć. Wszystkie są nudne i jakoś tak smutnie... pozbawione tożsamości. Ich historie, opowiadane przy ognisku, w ogóle mnie nie interesowały (dość powiedzieć, że postaci jest około dziesiątka, a ja, świeżo po ukończeniu gry, pamiętam imiona raptem dwójki... tej spotkanej w poprzednim epizodzie). 

    Po godzinie czy dwóch nudnego łażenia po leśnym obozie i pogaduszek o niczym, czekałem już tylko na koniec.Na szczęście historia wraca na odpowiednio ekscytujące tory, choć dopiero pod sam koniec. Dla mnie odcinek słaby, wyraźnie „przejściowy''. Ale i takie muszą istnieć, aby fabuła poszła do przodu. Przynajmniej miejscówka urokliwa (i to jeszcze jak!), to i screen niczego sobie ;) :

    0_2_1.thumb.jpg.0b1e5b3bba96727d3e92635b9617e81d.jpg

     


    Odcinek 4:

     

    Spoiler

    poprzedni to była wyraźnie cisza przed burzą, bo odcinek 4 jest najlepszy wg mnie. Dużo się tu dzieje (po finale poprzedniego tym razem działamy sami), akcja prze do przodu. I przez to paradoksalnie nie mogę dużo o nim napisać. Wiecie, fabuła itd. Spotykamy pewną postać, z którą zostaniemy już do końca, wkraczamy w hermetyczny świat pewnej grupy (sorry, choć bardzo chcę, nie napiszę jakiej). W końcu, niczym Konrad Wallenrod rozpracowujemy ją, niszczymy... i uciekamy dalej. Znów z Danielem. Tyle. Brzmi płasko, więc powtórzę – to wg mnie najlepszy epizod.

    0_4_1.thumb.jpg.21866cf3a69fff4c950c5ab3c39423cb.jpg
     

    no i epizod nr 5:

     

    Spoiler

    a w nim powrót do korzeni, czyli ukrywanie się przed wymiarem sprawiedliwości, połączone z sielankowym życiem gdzieś na krańcu świata. Bohaterowie mieszkają w kamperze, generalnie miło spędzają czas w gronie nowych przyjaciół i można odnieść wrażenie, że wreszcie odnaleźli spokój. Nic bardziej mylnego. Po tygodniach laby znów musimy uciekać, no więc uciekamy. I gdy już jesteśmy na końcu drogi, na końcu swojej przygody, gdy ja sam byłem już pewny, że to koniec gry, dzieje się coś, co daje nam jeszcze kilkadziesiąt minut (no, chyba, że się spieszymy to, nie wiem, max z pół godziny?). Powiem tak – spece z Dontnod zdołali mnie zaskoczyć, i to na sam koniec. Fajnie. A moja (podkreślam) przygoda w końcu skończyła się nie do końca tak, jak chciałem. Jeszcze lepiej, bo wciąż mam pamięci zerojedynkowy finał LiS 1 (czyli zniszczyć Arcadia Bay, czy nie). Co do jedynki – spotykamy nawet pewną postać, która miała w niej sporą „rolę''. A i w Before the Storm było jej nawet więcej (nie, nie Chloe ;) ). Epizod jest dość długi (głównie przez wydłużający twist, o którym wspomniałem), ale zupełnie się nie wlecze. Zresztą, jeśli chcemy, to możemy każdy skończyć migiem, przecież nikt nam nie każe rozmawiać z każdą z postaci czy oglądać każdy przedmiot/list etc.
    Bardzo fajna część z finałem który, choć w moim przypadku nie do końca, hm, najszczęśliwszy, był satysfakcjonujący.

    0_5_1.thumb.jpg.c2b3d89f7340dcb1a8a4bbb5571572df.jpg
    Taki tam screen, bo nie mam takich, które by nie zdradzały fabuły... chyba. Nie chce mi się szperać :) 


    Podsumowując (szybciutko, bo już mi się nie chce pisać ;) ) – LiS 2 to gra wyraźnie inna od jedynki/BtS, lecz wcale nie gorsza. Jest tu wszytko to, co pamiętamy z poprzednich gier studnia. Są główni bohaterowi (których można lubić), ciekawa fabuła, i wybory, które bywają niejednoznaczne moralnie (choć w sumie dla mnie każdy zawsze był raczej zerojedynkowy... a potem, w podsumowaniu widziałem, że moje wybory są w mniejszości... i to jeszcze jakiej. Nie mam serca).
    Polecam, polecam, polecam!

     

    • +1 1
  8. A więc są wyniki (no, dobra – były już wcześniej, ale ja dopiero teraz jestem z powrotem po „urlopie'' od forum ;) ), do tego tym razem, co zaskakujące, zająłem miejsce na podium (zasługa wysokiej oceny kolegi @Sun , jak widzę...). W sumie nie wiem, czy słusznie, ale co tam... podium to podium. Dziękuję za konkurs (i to bez dyskwalifikacji! ;)  ) oraz słowa krytyki. Oczywiście przeczytałem recenzje i powiem tak... Jesteście bardzo sprawiedliwi i wytknęliście mi słuszne wady/błędy. Zgadzam się z tym, że moja praca pod względem technicznym prezentuje niski poziom, a i klei się to wszystko czasem średnio. Cóż, skorom sobie wybrał taką formę, to się jej trzymałem, choć sam nieraz kręciłem nosem przy niektórych wersach. Cieszy mnie to, że moja praca nie została skreślona zupełne; pojawiło się kilka przyjemnych zdań o tym, że gdyby ją poprawić (rytm, niektóre słowa...), może być z niej kawał porządnej poezji. No, no. Hm, może i się znów wezmę za MM o ile będę miał czas i możliwość. Jak mnie nic goniło nie będzie, to nie szkodzi pozmieniać to i tamto. Ode mnie to tyle. Gratuluję zdobywcom wyższych miejsc oraz zachęcam do pisania. Jak widać, każdemu może zdarzyć się wysokie miejsce ;) . Ja sam zapewne będę jeszcze pisał prace na konkursy (zdecydowanie już bez tagu poetry ;) )... o ile temat mi podejdzie... i znów nie złapię doła na miesiące. Pozdrawiam Was serdecznie.

    • +1 2
  9. Przykro mi to pisać, Panowie i Panie, ale ja już w ogóle nie wchodzę na forum. Czystym przypadkiem (serio!) akurat teraz się zalogowałem, ale tylko dlatego, że chcę sprawdzić, czy są wyniki konkursu w dziale Zecory (pewnie jeszcze nie ma). Nawiasem mówiąc pojawiłem się na chwilkę i tylko po to,  po (czekajcie, sprawdzę kiedy napisałem ostatni post)... bodajże 16 dniach. I zaraz zmykam znowu. Może wrócę po następnych 16 dniach... a może nie. Coś od dawna jakoś nic mnie nie cieszy, ani u Was, ani nigdzie. Jeśli chcecie bawić się dalej, to weźcie Cheerfula... jeśli będzie chciał.  Ja nie mam siły, ani ochoty. Sorki.

  10. Youkai czuł się dziwnie. Nie był ani pobudzony, ani znudzony. Ani szczęśliwy, ani nieszczęśliwy. Ani wesoły, ani smutny. Nie potrafił zdefiniować swoich uczuć, ale wiedział, że nie czuł się tak dziwnie od miesięcy, jak nie lat.
    Coś go niby dręczyło... ale nie martwiło. Niby przygnębiało... a jednak czuł też coś na kształt ulgi – aczkolwiek delikatnej. Sam nie był pewien co to było, ani nawet co począć ze sobą dalej, a w takich sytuacjach zwykł radzić się swojej mentorki i przyjaciółki. Tak... przyjaciółki.
    Westchnął przeciągle, zmierzając do gabinetu Starlight. Po chwili po prostu wszedł do środka, choć nie omieszkał również kulturalnie zapukać.
    Starlight Glimmer siedziała za biurkiem zamyślona, lecz uśmiechnęła się nieco widząc go. Młody ogier usiadł wygodnie naprzeciw niej. Spojrzał w jakąś nieokreśloną dal, próbując zebrać myśli.
    – A więc nie ma już zabawy „Zgadnij miejsce”, tak? – bardziej stwierdził smętnie niż zapytał.
    – Muszę przyznać, że jestem zaskoczony. No dobra, jestem... i nie jestem. Nie było mnie w mieście raptem tydzień, przychodzę, a tu po klasie z zagadką hula wiatr.
    Youkai pochylił się do przodu, położył przednie kopyta na biurko i oparł na nich głowę.
    – Szkoda... bardzo szkoda – mruknął cicho, jakby do siebie.
    – Nie będę ukrywał, że była to zabawa, która sprawiała mi kupę radości. Oczywiście odgadywałem jedną zagadkę za drugą, czasem w ekspresowym tempie, ale to mnie radowało głównie na początku. Dobrze wiemy, że nie o wynik tu chodziło... zresztą, czy w ogóle wciąż była jakaś punktacja? – ogier westchnął cicho.
    – Całkowicie mniejsza z nią, jeśli tak. Chodziło o samą radość odgadywania. No i rywalizację z Cheerfulem... a w zasadzie to i to nawet nie. Po prostu przyjemnie się z nim bawiło. Jak sobie przypomnę te wszystkie nasze utarczki słowne, wspólne wybryki... od razu śmieje mi się micha. Eeeeeech – przeciągnął Youkai i w końcu spojrzał na Starlight.
    – Ponownie, wielka szkoda... ale rozumiem taką decyzję. Nie ukrywajmy – od miesięcy nikt już nie interesował się zabawą „Zgadnij miejsce”, od miesięcy nikt nie odwiedził Merry czy Belli. Nawet Cheerful. To i ja się już prawie nie pokazywałem, niestety. Ech, a już myślałem, że Cheerful jednak zacznie się pojawiać, tak jak dawniej... Cóż, ja, taaaak... nawet ja, w końcu też zacząłem odczuwać delikatny bezsens dalszego uczestnictwa. Może cię to zdziwi, ale – Youkai spojrzał Starlight prosto w oczy – po ukończeniu ostatniej zagadki miałem powiedzieć twoim uroczym asystentkom, że nie mam już ochoty na dalszą zabawę. Potrzebowałem jednak chwili, musiałem od niej odpocząć, zebrać myśli. A kiedy już przyszedłem, okazało się, że zabawy już nie ma. Ponownie muszę przyznać, że pomimo wszystko jestem zaskoczony. I zasmucony. Nie żebym się tego nie podziewał, jak wspomniałem, sam chciałem już podziękować.
    Nagle młody ogier poderwał się z miejsca.
    – Ach, właśnie... podziękowania –  uśmiechnął się tak szeroko, jak tylko był w takiej chwili w stanie... choć był to uśmiech pełen bólu.
    – Serdecznie ci dziękuję, Starlight, za tę wspaniałą zabawę. Naprawdę się w niej odnalazłem, naprawdę sprawiła mi nieopisaną radość! Ile ja się nagłówkowałem nad niektórymi miejscami, wbrew temu, że czasem od razu wiedziałem o które chodzi! Ile miałem satysfakcji, gdy moja odpowiedź była poprawna! I, ponownie wbrew temu, jak mi szło... nie raz i nie dwa po prostu strzelałem.
    Youkai przygryzł wargę. Miał wrażenie, że zbierają mu się łezki w oczodołach.
    – I przede wszystkim, zabawa „Zgadnij miejsce” od miesięcy, wielu miesięcy stanowiła główny powód, dla którego tu przychodziłem. Naprawdę była jakby częścią mojego życia. A teraz już jej nie ma. I nie ma Belli, nie widziałem nigdzie Merry... jak mi ich szkoda, nawet się nie pożegnałem! A przecież one również zasługują na szacunek, za pracę którą wspólnie wykonały! Co tam zresztą „pracę” – machnął kopytkiem.
    – Za świetną robotę, za wspólną, wspaniałą zabawę!
    Youkai westchnął ciężko. Czuł, że siły go opuszczają, że nie jest już niemal w stanie nic powiedzieć, nic dodać, nic zrobić.
    – Wygląda na to, że mam już powodu, aby przychodzić do Szkoły Przyjaźni... może w ogóle przestanę odwiedzać okolicę.
    Siąknął nosem, z trudem panując nad wybuchem płaczu.
    – Naprawdę nie wiem, co mam teraz ze sobą zrobić. Mam tylko jedno pytanie... Przytulisz mnie?

  11. Jakoś tak w czwartek czy piątek przypomniałem sobie, że prawie równo rok temu kupiłem sobie grę We. The Revolution. Jest to rodzimy tytuł, a ja mam sentyment do wspierania krajan (zawsze kupię/zagram w produkcję z kraju nad Wisłą, jeśli mam wybór pomiędzy nią, a jakąś zagraniczną grą), a zatem ją pobrałem i przeszedłem (co mi zajęło 14 h). Lubię gry z gatunku określanego jako grand strategy (Europa Universalis, Hearts of Iron), 4X (Civilization, Master of Orion) oraz przygodówki... ogólnie mówiąc powolne gry wymagające myślenia i odpowiedniego podejścia (żadne tam strzelanki czy nawet erpegi). Dlatego też gra We. The Revolution bardzo mi podeszła. Co mogę o niej powiedzieć?

    Cóż, jest to produkcja osadzona w czasach Rewolucji Francuskiej (jak łatwo się domyślić), a głównym bohaterem, którym sterujemy jest sędzia Trybunału Rewolucyjnego Alexis Fidele. Rozgrywka polega na sądzeniu (surprise, surprise... ;) ) obywateli, którzy dopuścili się (lub nie) szeroko pojętych czynów kontrrewolucyjnych. Gra składa się z 3 aktów (Wolność, Równość, Braterstwo oczywiście), a prawie każdy dzień to nowa rozprawa. Nigdzie tu nie chodzimy, nie mamy rozwoju postaci, nie wykonujemy questów, po prostu zapoznajemy się z aktami, słuchamy świadków i oskarżonych, po czym wydajemy wyrok. Brzmi to płasko, ale grze nie brak pewnej głębi. Nie są to bynajmniej jedyne rzeczy do roboty. Musimy utrzymywać dobre relacje z rodziną (co daje nam bardzo niewielkie bonusy, ale jest to warte zachodu, bo gdy mamy z nimi złe stosunki, to modyfikatory są ujemne... i to bardzo, w porównaniu do tych pozytywnych), a także dbać o relacje z trzema frakcjami (rewolucjoniści, lud, arystokracja). Rzecz jest całkiem prosta – zgilotynujemy arystokratę? Lud się cieszy, a ci o błękitnej krwi wściekają. Wypuścimy rewolucjonistę? To od razu podskoczą nam u nich notowania, a u paryżan spadną. Znów brzmi to banalnie, ale rozprawy nie są jednoznaczne, a prawie zawsze jest tak, że jedni chcą jednego, a drudzy drugiego. Trzeba więc umiejętnie "żonglować paseczkami", bo spadek któregoś z nich do zera oznacza porażkę.

    Troszkę mi We. The Revolution przypominało This War of Mine, z racji tego, że wybory bywają trudne. Otóż mamy tu garść postaci historycznych (m.in. już-nie-Ludwik XVI, Robespierre, Danton, Murat, Bonaparte), którzy cokolwiek nie są nam przychylni; prowadzimy więc intrygi, aby jakoś przeżyć kolejny dzień (uwaga na spoiler, coś tam o nich napiszę)

    Spoiler

    można np. przekonać Dantona do ataku na Robespierra, bo ten pragnie naszej śmierci (a i tak zgilotynować potem obu ;) ) , oskarżyć córkę nieprzychylnego nam mera Paryża o spółkowanie (jak pięknie to nazwano) z jakąś podfruwajką (i wsadzić do kicia), aby go pogrążyć itp. 

    oczywiście wszystko to dzięki "świadkom", których "przekonujemy" do zeznań poprzedniego dnia w mniej lub bardziej (nie)legalny sposób... co się wcale udać nie musi. Ale za to ja muszę.  Przyznać, że  to wciąga ;) 

    Ale i to wciąż nie wszystko. W miarę rozwoju fabuły (o której nie będę pisał), musimy np. toczyć bitwy (te akurat są cholernie nieintuicyjne, prawie wszystkie pozostawiałem więc na tryb autowalka, dopiero jak zacząłem przegrywać to się za nie wziąłem... i i tak przegrywałem... zazwyczaj) w dzielnicach Paryża. Jest tu nieco historii (podlanej oczywiście "fantastycznym" sosem na potrzeby fabuły), a i sama rozgrywka wbrew pozorom się nie nudzi. W sumie bym napisał co nieco o fabule jako takiej, ale wolę nie. Nie ma co psuć zabawy z jej odkrywania, jakby ktoś chciał zagrać.
     
    Podsumowując – to jest gra grzechu warta, o ile lubicie po prostu klikać i klikać, bo nic ponadto w sumie tu nie ma, moi mili (może oprócz tych nieszczęsnych bitew, ale one polegają na wybraniu taktyki... i tyle. Toczą się same w turach). Ja polecam, bo bawiłem się nieźle. Poza tym to fajna gra na weekend, pobiera się szybko (zajmuje bardzo mało miejsca), nie jest wymagająca (więc pójdzie ''na kalkulatorze''), no i raczej nie należy do drogich (zresztą teraz jest akurat promocja letnia na Steam.. można ją dorwać za... niech sprawdzę... 3 dychy).

    Na koniec kilka screenów ode mnie (zmniejszonych nieco, oby były czytelne...):
     

    Spoiler

     

    1_1004.jpg.9c61dd88353f912e72c65402e1490045.jpg

    "Obywatel Capet" doigra się niemal na początku...

    Spoiler

     

    2_834.jpg.2b103891804e474d6470cefd9b91889f.jpg

    Przemowy bywają płomienne...

    Spoiler

     

    3_776.jpg.06c77caf5e69a7efae18dfc731582967.jpg

    Obrona Paryża do trudnych nie należy, ale zawsze brakuje nam jednostek, a jedna porażka w bitwie to utrata dzielnicy z automatu i na dobre, przez co dostajemy mniej jednostek... i koło się zamyka.

     

  12. Jeśli o Discorda chodzi, to dla niego domem jest raczej chatka Fluttershy, przynajmniej tak mi się widzi. Co do tego całego Chaosville, to nawet nie słyszałem takiej nazwy. Czy pada ona w serialu? Nie przypominam sobie. Wiem na pewno, że Discord ma jakąś chawirę, widać ją przecież w odcinku, w którym odwiedza go Fluttershy. I tak jak napisał kolega powyżej, nie uważam tego miejsca za miasto, raczej za dystopiczną lokację, odpowiednią do gustów jej stwórcy. Jeśli chodzi o to, gdzie w ogóle rezyduje zwyczajowo Discord, to on chyba w ogóle nie potrzebuje żadnej miejscówki do spania/mieszkania/życia (a jeśli tak, to pewnie może sobie coś stworzyć na zaś)... ale pewnie raz jest u siebie, raz u Fluttershy.

    20 godzin temu, Cheerful Sparkle napisał:

    Czy tylko on tam mieszka? NIE WIADOMO. Ale ja podejrzewam, że tak, bo kto normalny chciałby mieszkać w takim bałaganie? Chyba tylko @Youkai20 albo jakiś inny cudak :kappa:

     

    19 godzin temu, Paladyn Zanderson napisał:

    Ty mam pomysł zorganizujmy wszystkim cudakom z kraju wycieczkę tam a :discord: niech do Polski przyjedzie, taka wymiana

    Jestem za! Naprawdę wybiorę się do Equestrii, odwiedzę Starlight i zostanę już z nią na zawsze... choćby w chacie Discorda. A Discordowi też by się tu spodobało, szczególnie na Wiejskiej późną nocą.

  13. – Niech mnie licho, podziałało! Jakaś mała zaczepka tu, jakaś krótka przypominajka tam... i jednak @Cheerful Sparkle wrócił! Co prawda chwilę to trwało, a i do teraz w uszach mi dzwoni, skorom wyłapał kontrolnego w ceber, ale może Starlight da mi za to buzi na osłodę, więc było warto! I nie, nie potrzebuję podpowiedzi ,po prostu dajmy szansę naszemu ulubionemu... kucykowi, skoro raczył się pojawić!

    • Fow de Swowm 1
  14. Od sobie dodam, że na GOG-u jest teraz (niejako na osłodę) dostępna kolekcja różnego rodzaju cyfrowych pierdółek (tapety, screeny, koncept arty itp.) za darmoszkę.
    Jakkolwiek jest na forum temat, w którym dzielimy się różnego rodzaju kodami do gier czy informujemy o promocjach, to skoro jest to temat ściśle traktujący o Cyberpunku 2077 i nikt o tej kolekcji nie wspomniał, to pozwolę sobie wrzucić link właśnie tu (najwyżej dostanę po pustym łbie :)  ):

     

  15. 9 godzin temu, Starlight Sparkle napisał:

    mogli w końcu robić takie krótkie odcinki raz na jakiś czas o przygodach zupełnie niezwiązanych z głównym serialem.

    Poniekąd jest coś takiego – na YT leci sobie mini seria pt. ''Hello Pinkie Pie'', przy której bawię się świetnie (choć tamtejszy humor nie zawsze do mnie trafia). Może i nie są to pełnoprawne odcinki, tylko króciutkie zakręcone historyjki-pogadanki, ale byłem bardzo miło zaskoczony, gdy zobaczyłem pierwszy (szczególnie po zetknięciu się zawczasu z My Little Pony Stop Motion, o czym napisałem powyżej) odcinek. Ciekawe kto dubbinguje tam Pinkie? W sumie bym się nawet nie obraził, gdyby następna generacja była w takim ładnym, dopracowanym 3D. 
     

  16. 1 minutę temu, Cheerful Sparkle napisał:

    najzwyczajniej w świecie Pony Life to jest dla mnie cofnięcie się w rozwoju jeśli chodzi kreskę i animację postaci.

    Regres! Wstecznictwo! Atawizm! Słuchajcie @Cheerful Sparkle , no i mnie – forumowego hultaja i rzezimieszka, ludu tutejszy, albowiem słusznie prawimy! ;) 
     

     

    4 minuty temu, Cheerful Sparkle napisał:

    Jako fan MLP domagam się przyjemnej kreski i animacji w przeciwnym razie odpuszczę sobie oglądanie bez względu na fabułę. Bądźmy poważni :bemused:

     

    Ja tak miałem z tą wydmuszką, którą można zobaczyć na YT, zwaną My Little Pony Stop Motion... co tam się wyprawia, to jest dopiero infantylizm. Przy tym i Pony Life można łyknąć. A jeszcze tamtejsi ''bohaterowie'' nic tylko jakieś hihihihi, jakieś hahahaha...  coś tam zipią, coś tam popiskują... czułem się przez minutę jakbym odpalił jakiegoś hentaja... dłużej oglądać nie dałem rady. Hyh, nie przypuszczałem, że zacznę krytykować MLP w jakimkolwiek kształcie, aż idę obejrzeć raz jeszcze ''Every Little Thing She Does'' – niechaj Starlight mi przypomni, że można lepiej...
    Pozdrawiam Cię serdecznie, a przy okazji – Bella się za Tobą stęskniła ;) 

    • +1 1
    • Fow de Swowm 1
  17. Obiecałem sobie, że dam szansę temu całemu Pony Life, no więc dałem. Na nic (pozytywnego) nie liczyłem, niczego specjalnego się nie spodziewałem.. jak więc to to wypadło?

     

    Jeśli chodzi o odcinek Princess Probz to przez cały, nazwijmy to seans, miałem wrażenie, że gdzieś już to widziałem, że gdzieś już to słyszałem, że znam tę historię. Wygląda na to, że twórcy, niczym John McClane, znów pakują się w to samo (czyli po raz n-ty próbują sprzedać nam proste morały rodem z pierwszego sezonu MLP:FiM. A kluczowym słowem jest oczywiście sprzedać... if You know what I mean ;)  ). Ani to było fajne, ani nawet ciekawe. Bardziej zajmował moją uwagę wygląd postaci i świata. Widać tu jakieś takie, nie wiem, jakby budżetowe cięcia, wszystko jest tanie, miałkie... po prostu nijakie. Gdybym nie wiedział, że moje ulubione klacze mieszkają w Ponyville, to wówczas bym nie wiedział, że się w nim znajdują. Jakże to inaczej wygląda od ''starego'' Ponyville. W sumie to coś w tle ledwo da się w ogóle nazwać miastem. Widząc te wszystkie barwne bohomazy robiło mi się momentami wręcz niedobrze, miałem wrażenie, że patrzę na mokry sen Dalego. Poza tym miałem wrażenie, szczególnie w odcinku drugim (o nim za moment), że brakuje im kilku klatek animacji. Nie wiem z czego to wynika, może tak bardzo przyzwyczaiłem się do wyglądu MLP:FiM, że szukam dziury w całym, ale naprawdę wydawało mi się momentami, że klacze się wręcz teleportują. Ich sposób poruszania się, gesty, nawet mowa – wszystko sprawiało dla mnie wrażenie chaosu, jakby łapały laga przez animacyjną biedę. 

     

    A co do odcinka – The Best od the Worst...

     

    Ech, mam nadzieję, że ta nazwa nie jest prorocza, bo jeśli to było wszystko, co twórcy tym razem nam zaoferowali/zaoferują... jeśli to było maksimum, to ja dziękuję, zostaję przy MLP: FiM. Nawet nie będę komentował tego odcinka, bo przecież ile już razy Rainbow Dash udowadniała sobie i nam, że to jest ''awesome'', ale w ostateczności to nie zwycięstwo się liczy? Poza tym – gadające koty w tym ''tekturowym Ponyvile"? Serio? Meh...

    Można by się wyzłośliwiać nad Pony Life, ale po jakie lich... A, nie! Zaraz! A Starlight to gdzie, a ?! Nie ma?! To nie oglądam, HMPF!!  ;)  A tak na poważnie – zrobili Pony Life, fajnie. Leci? Fajnie. Mało Wam kucyków dubbingowanych przez starą, dobrą ekipę? No to Wy macie coś takiego, a my mamy z tego kasę... Win-win situation. Ergo – znów fajnie. A co do głosówto jest to największy plus tego... serialu. Znów usłyszeć Tarę Strong i resztę jest wszystkim czego w zasadzie pragnąłem. Nie zawiodłem się – ekipa czuć było wg mnie, że się stara. Stara się jak może, aby z ogólnie biednych i dziecinnych dialogów/tekstów wyciągnąć jak najwięcej. Pozytyw pełną gębą.

    Podsumowując:

    Chyba zobaczę kolejne odcinki, krótkie to to jest, więc co mi szkodzi (no przynajmniej dopóty, dopóki się nie zawiodę/nie powiem sobie „OMG, co ja pacze, dość!”). 
    Nie będę Pony Life oceniał (póki co), ani się tym bardziej nad nim rozwodził, bo nie zasługuje ;) To prosta rzecz, raczej dla najmłodszych. Powiem tak – wszystkim wciąż mówiącym Ci: ''kucyki są dla małych dziewczynek'' pokaż Pony Life, i niech zastygają w orgazmicznych pozach, wiedząc, że mają rację (przynajmniej się na chwilę zamkną :) )... dorosłym pokaż MLP: FiM. 

    • Mistrzostwo 1
    • Haha 1
  18. Nie mam nic co nie dotyczy kucyków, więc nie bardzo jest się czym pochwalić, jeśli chcesz poczytać ''zwykłe'' wiersze... ale jeśli ''ogólnie'' lubisz utwory rymowane (i nie przeszkadza Ci to, że są w klimacie MLP), to zobacz konkurs pt. "Czarna Śmierć'' (w dziale Zecory) – jest tam moja praca, z tagiem [Poetry] jako głównym. Jeśli Ci się w miarę spodoba, to dam tu linki do jeszcze dwóch swoich prac tego typu.

  19. – Ta, rzeczywiście wygląda obiecująco... jak twoja minka, gdy na mnie patrzysz – palnął Youkai rozbawiony, widząc rumieńce na twarzy klaczy.
    – Chyba faktycznie zostanę tu na dłużej, ale czy to wina... zagadki? Odpowiedz sobie na to sama, słodka Bello – mrugnął zawadiacko i rozsiadł  się wygodnie na swoim ulubionym krześle.

  20. Jeśli chodzi o Pinkie, to tak jak już wspomniano, musi się ona odróżniać od reszty rodziny, ze względu na swój charakter. Skoro reprezentuje/symbolizuje śmiech, radość i ogólnie pojętą zabawę, to musi wyglądać wesoło i może nieco również niepoważnie. ''Siostrzane'' szarości, wieczna powaga i pewna ich taka nawet beznadzieja wypisana na twarzach (no, może poza zazwyczaj uśmiechniętą Marble), raczej z niczym przyjemnym się nie kojarzą, prawda? Oczywiście można spotkać w serialu ''alternatywną'' Pinkie (proste włosy, wyraz zacięcia na twarzy itp.) choćby w finale ze Starligtht, ale to jest sztuczna, inna rzeczywistość. Poza tym nawet wówczas twórcy zmajstrowali jej wygląd ''na różowo'', a nie ''na szaro'', jak gdyby sugerując w ten sposób, że taka dola nie jest jej naturą. Jeśli chodzi o jej rodzinę, to zgadzam się z @MLPFan1984,  choć wg mnie wygląd Maudaliny (od ogólnie zwyczajnej, ''nudnej'' aparycji, przez kształt oczu, aż po zachowanie), został zrobiony w ten sposób, aby wywrzeć na widzu jak największe wrażenie z kontrastu pomiędzy nią, a Pinkie. A jej rodzice są dla mnie niczym Amisze... ale to raczej kwestia na osobny temat. 

  21. – W sumie wygląda to dość znajomo... jak fragment Zamku Dwóch Sióstr w Everfree z przeszłości. Ale może to być i co innego. Zastanawia mnie inna rzecz – Youkai spojrzał na klacz z zainteresowaniem.
    – Skąd wytrzasnęłaś taką ilość nowych obrazków, że aż musisz je chować w torbie? Gwizdnęłaś Twilight sprzed nosa, czy co?

    • +1 1
  22. Trudno mi napisać cokolwiek ciekawego, cokolwiek wartościowego, jeśli chodzi o fakt, że to już nie Celestia rządzi, bo nie jest to wg mnie postać ciekawa. Gdy więc się o tym dowiedziałem, tylko wzruszyłem ramionami.
    Celestia niewiele mnie interesowała, raczej mówiąc szczerze dość irytowała mnie jej wieczna nieporadność. Taka z niej wielka władczyni, a cokolwiek się dzieje – wszystkim zajmuje się Twilight, bo ta akurat nie może, albo wręcz nie jest w stanie? To nawet więc lepiej, że Twilight ją zastąpiła, teraz wreszcie ma czas na pałaszowanie tortów i podkradanie naleśniczków Lunie :) Co do niej – akurat Pani Nocy mi nieco szkoda, wyszło na to, że akurat kiedy mieszkańcy Equestrii się z nią oswoili, i nawet polubili, ta przestała rządzić wraz z nią... tak jakby 1000 lat na Księżycu, były zbyt krótkimi wakacjami od władzy.
    Oczywiście twórcy w ten sposób raz jeszcze pozbyli się niewygodnego problemu (czytaj Twilight jest już od dawna dorosłą, poważną księżniczką i trzeba coś z nią zrobić, bo serial się kończy, ale przecież rządzą Królewskie Siostry? Meh... no to ot tak już nie rządzą... i po problemie  :)  ), ale wylali dziecko z kąpielą.
    Zgadzam się z kolegą @MLPFan1984 co do wyglądu... nie zrozumcie mnie źle, nic nie ma w nim złego, ale... po kiego go w ogóle zmieniali? Wydawało im się, że skoro teraz to ona będzie rządzić, w dodatku samodzielnie, to trzeba ją, co... UPOTĘŻNIĆ ?

    Słabe to, niskie, szczególnie że np. Cadance jest sporo starsza od niej (i też rządzi na swoich śmieciach), jest raczej drobna.
    Wyszło chyba więcej o Twilight, a miało być o Celestii, więc na koniec powiem tak – a niech się cieszy, z tej swojej emeryturki (pewnie i tak jej się znudzi i wróci do Canterlotu...), mnie ona ani grzeje, ani chłodzi.  

    • +1 1
  23. Jakkolwiek Vinyl Scratch wydaje się być niemą, (z racji wg mnie raczej tego, że mało ją można w serialu zobaczyć, niż dlatego, że się nie ''odezwała głośno''), tak na pewno potrafi mówić. Można ją dostrzec gdzieś w tle, jeśli się dobrze popatrzy... w mój spoiler specjalnie dla Ciebie :) (nawija coś do Octavii w odcinku ''A Heart's Warming Tail"):
     

    Spoiler

    latest?cb=20160516010208

    Poza tym – zawsze rozumie co się do niej mówi, więc głucha też nie jest. I najważniejsze – ma swoje ''kwestie mówione'' o oficjalnych komiksach, np. tu:

     

    Spoiler

     

     

    vs1211.JPG.a199adb698a20e79aa1abb849ea8c781.JPG



    Brak jej kwestii mówionych z serialu wynika po części z tego, że, jak mniemam (mogę się mylić), jest to taki inside joke, znaczy gdyby Vinyl się ''naprawdę'' odezwała, to fani (raczej ci bardziej fanatyczni w mojej opinii) by chyba odlecieli z ekstazy, więc twórcy celowo tego nie robili, a po części z tego, że im się nie chciało dodatkowo nagrywać dialogów dla jednej postaci, i to widywanej przez sekundę raz na 50 odcinków.
    Jeśli chodzi więc o ''głos Vinyl'', to ja osobiście zawsze ją kojarzę z Nowacking (czyli Jesse Nowack z You Tube).

    Na koniec powiem, że jakby każdą postać która się nie odezwała w serialu, podejrzewać o bycie niemą... to by takich postaci było pewnie z 90 % wszystkich, które się przez te ponad 200 odcinków przewinęły. :)   

     

    • +1 1
  24. Wczoraj przeczytałem wreszcie Background Pony, więc pora na mój mega komentarz. 
    Jest to absolutnie niezwykły fanfik. Być może najlepszy fanfik z tagiem [SoL], jaki miałem przyjemność przeczytać, więc i ten post nie będzie zwyczajny. Zamierzam otóż skomentować BP niejako dwa razy w tym jednym poście. Ten temat jest tłumaczeniem, więc najpierw napiszę, co o nim sądzę, czy mi leży, jaka jest jego jakość itd. , ażeby może kolega @Dolar84 zdradził wreszcie co nieco na temat postępów nad częścią dalszą. :) 
    Następnie opiszę moje wrażenia dotyczące CAŁOŚCI BP, bo gdy wciąż jeszcze miałem sporo do przeczytania, już wiedziałem, że tak być musi, to fanfik, dla którego napisanie trywialnych słów w stylu fajny/nie fajny jest krzywdzące. A zatem opiszę to, co czułem, czy przygoda mi się podobała, co mnie zaskoczyło itp. Jak łatwo się domyślić – to będzie moja wielka opina, pełna spoilerów i osobistych uwag, zatem drugą część schowam w spoiler, żeby nikomu nie psuć frajdy z odkrywania części dalszej, wciąż czekającej na przetłumaczenie i opublikowanie. Nie oszukujmy się – 4 rozdziały, to tyle, co nic (biorąc pod uwagę całość), więc byłoby cokolwiek niemiłe, gdybym bez ostrzeżenia i ot tak, w pierwszej linii zdradził zakończenie (tym bardziej, że BP w tym, co jest już przetłumaczone, dopiero się rozkręca z fabułą). No to tyle, skoro wspominam o tłumaczeniu, to pora wreszcie ruszyć z kopyta!


    A zatem... co o nim sądzę?
    Cóż, kolego @Dolar84 – absolutnie nie będę ukrywał, że to pierwszorzędna robota! To naprawdę czyta się z przyjemnością, muszę przyznać, że oddałeś ducha oryginału, jak mało kto. Gratuluję Tobie (oraz wszystkim osobom zaangażowanym w projekt tłumaczenia) świetnej roboty. Co prawda u mnie jednak wersja angielska wywoływała nieco większe emocje (nie obraź się, no ale wiadomo – oryginał zawsze pozostanie oryginałem, tą jedyną słuszną wersją, tą ''prawdziwą'' – wszelkie tłumaczenia/przekłady mogą tylko być bardzo podobne do niego, ale nigdy nie będą... cóż, nią), ale może to dlatego, że zwyczajnie sam ją sobie tłumaczyłem ''na gorąco'', czytając... a to zawsze sprawia frajdę. Nie ma się czego czepić, można tylko żałować, że są raptem 4 rozdziały, bo coś mi mówi, że wiele osób czeka na część dalszą, a chyba nie ma wielu, którzy znają angielski na tyle, żeby swobodnie poczytać sobie oryginał, czy tam zwyczajnie tak czytać nie lubią/nie chcą. Ja wlazłem w link do oryginału na górze, bo już straciłem nadzieję tudzież cierpliwość do tego, że pojawią się tu nowe rozdziały BP zanim o nim... zapomnę.
    I, cóż, nie żałuję, że przeczytałem wszystko. Właśnie dzięki temu mam możliwość ''prawdziwie'' ocenić tłumaczenie, bez tego trudno wyrokować, czy zgadza się z oryginałem, czy oddaje jego ducha, czy jest właściwe etc. 
    Nietrudno zgadnąć, że na wszystkie te pytania można tu odpowiedzieć tak. Napiszę ponownie – to jest mistrzostwo, czyta się, może nie z zapartym tchem, ale nie mając wrażenia nijakości, treść nie sprawia trudności (bo, rozumiecie, czasem mam tak, np. czytając Fallouta Equestrię, że pomimo tego, że przeczytałem akapit, dajmy na to... to zastanawiam się co ja właściwie przeczytałem, o co tu biega – to wynika z tego, że nie grałem w Fallouta, nie znam tego świata, tego uniwersum, więc i nawet tłumaczenie sprawia mi czasem trudności w stylu o co tu chodzi), a wiadomo – BP to DLA MNIE (pomimo tego, że nie ma go w tytule tego tematu) Alternate Universe pełną gębą, i świetnie, że nie ma trudności z ''wsiąknięciem w świat''. Tłumaczenie, jednym zdaniem, jest zatem w mojej opinii miodne, i nie wiem co jeszcze miałbym o nim napisać... może oprócz tego, że z racji swej obecnej niewielkiej długości (bez urazy), stanowiło świetną przystawkę przed daniem głównym, czyli dalszą częścią BP, już w oryginale.
    BRAWO!

    ***

    Co zaś się tyczy całości fanfika, to przyszedł czas na opis moich wrażeń po wczorajszym łyknięciu zakończenia. Przestrzegam wszystkich, którzy są zaznajomieni wyłącznie z tłumaczeniem powyżej – nie macie po co zaglądać w spoiler... chyba, że chcecie zepsuć sobie zabawę, czekając na dalsze rozdziały. Bo będę pisać o wielu rzeczach, które mnie urzekły/kupiły/zaskoczyły w BP, zdradzać fabułę co rusz, marudząc o tym i o tamtym, więc jeśli nie przeczytałeś całości – proszę, nie zaglądaj do dalszej części mojego posta... dla wszystkich pozostałych zaś, moja opinia:

     

    Spoiler

    O śmiertelnych pokolenia! Życie wasze to cień cienia! 

    ...pomyślałem sobie, w miarę upływania kolejnych rozdziałów, że Sofokles stworzył Króla Edypa po przeczytaniu Background Pony. A te słowa Chóru, o których przypomniałem sobie podczas czytana, najlepiej oddają to, czym życie w BP jest. I to nie tylko życie Lyry, lecz każdej istoty. Bo czy możliwym jest ''prawdziwe'',  ''własne'' życie,  jeśli jedną decyzją, jednym szarpnięciem struny, jedną nutką zapomnianej melodii, zmienia się całą rzeczywistość?

    Doprawdy, to co się miejscami wyprawiało w BP, przechodziło niemal moje pojęcie. Z pewnością ten fanfik zredefiniował moją wiedzę o znaczeniu słowa ''samotność''. Do tej pory kojarzyłem ''fanfikowo'' Lyrę wyłącznie z ''Antropologii'', od wczoraj zaś zawsze już będzie mi się wyłącznie kojarzyła z kucykiem tła, z tym, że nikt jej nie pamięta, nie rozpoznaje, że jej ślady znikają zaraz za nią. Czy jej życie nie jest aby pozbawione sensu, podstaw, czyż ona – ten pełen wigoru i dobra jednorożec, ten perfect stranger – nie jest aby właśnie Edypowym cieniem cienia?

    Przyznaję, że gdybym znalazł się w sytuacji choć w promilu podobnej do sytuacji Lyry, tobym pewnego dnia ze sobą skończył. I Lyra jest temu bliska, lecz dzięki własnej determinacji, dzięki jakiejś przedziwnej wewnętrznej sile, nie poddaje się zupełnie. Ona widzi więcej, słyszy więcej, więcej rozumie od kogoś przeciętnego. Szybko dostrzega, że klątwę, która na nią spadła, da się usunąć, da się przezwyciężyć, wystarczy chcieć. Więc podejmuje się tego zadania, a jakże. Przy życiu trzyma ją wizja domu, ujrzenia ponownie rodziców i zaistnienia ponownie. 

    W miarę upływu czasu daje radę stanąć na nogi, buduje dom na mało uczęszczanym obrzeżu miasta oraz piwniczkę pod ziemią, w której mocuje się z klątwą. 

    To oczywiście bardzo krótki opis, z Lyrą dzieje się wiele niezwykłego, wiele złego. Muszę przyznać, że dawno już nie spotkałem się z postacią tak dobrze napisaną, tak pełną empatii. Miałem żal nawet do autora, że chwała wciąż się jej wymyka, zrobiła przecież tyle dobrego. Uratowała wiele żyć – Scootaloo (po eksperymentach Twilight i Doctora), Rumble  (przy wyburzaniu tamtego budynku), Fluttershy (od ciosu niedźwiedzicy), dzięki niej połączyli się miłością (że tak to pokracznie nazwę...) Sweetie Belle i Rumbe (i nie tylko,jeszcze np. Morning Dew), czy córka burmistrzyni do niej wróciła, zdekonspirowała ojca–okrutnika....   A wszelkie jej zasługi były przypisywane komuś innemu (Rainbow Dash, Fluttershy, Twilight), lub były uznawane za szczęśliwy zbieg okoliczności. Aż się uronić łezkę chciało.

    Kiedy jesteś sam, nawet Śmierć Tobą brzydzi się... czyli jeśli chodzi o samą treść, to:

    Najogólniej mówiąc, BP to fanfik, który miejscami gna do przodu tak, że ciężko za nim nadążyć (np. trudny dla mnie w odbiorze i zrozumieniu rozdział Beloved, czyli ten z Discordem, napociłem się przy czytaniu, nienawidzę tagu random), miejscami zaś jakby ciągnie się w nieskończoność (np. rozdział Everypony is Made to be Loved), ale każdy (każdy!) jest tak samo ważny, każdy coś wnosi, i absolutnie nie ma tu żadnej nudy. Co prawda nie ma tu też pościgów i wybuchów, ale akcja prze wartko, a fabularne twisty potrafią zaskoczyć, że hej! No właśnie – kilka słów o nich.
    Osobiście ogólnie uważam, niestety, że motyw dodatkowego alicorna, nie mówiąc już nawet o dodatkowej siostrze, jest oklepany. Ale, ale, panowie i panie, kogo my tu mamy – to nie alicorn-złodupiec z innego świata, który (o, jakże oryginalnie), chce przejąć władzę na Equestrią, to nie zaginiona siostra, która chce wrócić (po trupach) do łask. To siostra... zapomniana. Naprawdę – księżniczka Aria jest niezwykła. Istota, byt, bogini, której jedynym celem i sensem istnienia jest strzec tych, którzy wpadną w objęcia Nokturnu. 
    Przyznaję, że wizja zaświatów przedstawiona przez autora jest niesamowicie upiorna. Wszystkie te biedne dusze, opuszczone, zapomniane przez najbliższych, pozbawione zdrowych zmysłów, spętane... zgroza.
    A pośród nich Lyra, śmiało (lub nie) dzierżąca Nightbringera i żądająca (tak, żądająca od bogini!) zagrania Duetu. Bo tylko to może ją uratować, tylko to może przywrócić jej zmysły, wiarę; sprawić, żeby na powrót ją pamiętano, żeby nie skończyła jak doktor Alabaster Comethoof. No właśnie – ale czy na pewno?

    To, co Lyra przeczytała w jego dzienniku, było naprawdę miejscami przerażające. Włos się na głowie jeżył, gdy czytałem jak powoli popada w szaleństwo, jak traci kontakt z rzeczywistością, jak przestaje w nią wierzyć, jak nie wie gdzie jest, kim jest i co się dzieje. A wszystko przez Lunę i melodię, która nią wówczas zawładnęła. Cała historia doktora to świetna odskocznia od fabuły głównej, która mnie, delikatnie, ale jednak, w tamtym momencie zaczynała nużyć z powodu braku widocznych postępów. To jak doktor skończył, jak pisał coraz bardziej niezrozumiale, w końcu mazał same brednie, bez ochrony Nightbringera... wszystko to sprawiło, że życzyłem Lyrze  jak najlepiej, oby tylko nie skończyła jak on. A jednak...

    W miarę zbliżania się do końca coraz bardziej sądziłem, że historia ta skończy się happy endem. Jakież było moje zdziwienie, jakie niedowierzanie, gdy zorientowałem się, że wcale tak nie będzie. Lyra, ta sama Lyra, która tak dzielnie walczyła przez cały ten czas, ostatecznie poświęciła siebie, swoje ciało, swój umysł, aby tylko było tak, jak do tej pory. Wiedziała bowiem, że pisząc na nowo rzeczywistość, rzeczywistość w której jest szczęśliwą, kochaną przez najbliższych klaczą, wszystko co uczyniła dla Ponyville i Equestrii by się zmieniło, zniknęło, rozpadło... Świat wpadłby w objęcia Discorda, a niewola trwałaby eonami. 
    Gdybym ja miał w posiadaniu artefakt taki jak Nightbringer, tobym na pewno, na pewno wybrał swoje dobro... ale nie Lyra. Lyra pokazała, że jest mądrzejsza od Arii, od Celestii i Luny, nawet od stwórczyni tego całego galimatiasu. A wszystko przez to, że zrozumiała, iż dalsza walka jest bez sensu. Szczególnie gdy dowiedziała się, że w samym tylko Ponyville jest/było wiele podobnych jej, zapomnianych dusz (to dopiero był fabularny twist!). I wszystkie trafiły do królestwa Arii. Ale ona tego nie chciała. Odmówiła jej. Oddała Nightbringera i poświęciła się ostatecznie. A jej poświęcenie redefiniuje pojęcie ''poświęcenia''.

    Zakończenie więc wywarło na mnie olbrzymie wrażenie. Nie było szczęścia, nie było ujrzenia rodziców. Za to była niewiedza, niepamięć, powolna utrata zmysłów. To trwało, to bolało, lecz biedna Lyra już nie wiedziała kim jest, nie wiedziała gdzie jest i kiedy, nie rozumiała co się z nią dzieje... i tylko o rodzicach nie zapomniała, wśród majaków i szaleństwa wspominając obraz mamy i pejzaże taty.  W końcu, po jakim czasie –  nie wie tego ona, nie wiem tego i ja – zaczerpnęła swój (prawdopodobnie) ostatni oddech... myśląc o melodii.

    ***

    Ech, przyznaję się bez bicia – ostatni rozdział, choć krótki w porównaniu do poprzednich, jest niesamowicie mocny, arcysmutny i piorunująco niesprawiedliwy. Było w BP jeszcze kilka fabularnych twistów, które mnie ruszyły (śmierć tego kucyka z domu spokojnej starości, ''tajemnica'' paraspritów...), ale nic mnie tak nie rozwaliło, jak ostanie chwile Lyry.
    I w dużej mierze to dzięki zakończeniu postanowiłem napisać post dot. fabuły i moich odczuć w tym temacie (czytaj – w niekompletnym wciąż tłumaczeniu napisać o całości).
    Oczywiście można by jeszcze pisać pisać... o życiu codziennym Lyry, o jej wyborach, o tym jak dbała o kota, który był jedyną radością w jej życiu, a o którym musiała zapomnieć, o tym jak wiele dobrego czyniła dla innych i o tym, jaką zgrozą napełniało ją to, że ma tyle pustych stron w dzienniku... ale czuję, że tyle wystarczy, że już przekazałem co chciałem...
    ...a może miałem coś jeszcze dodać, może nawet napisałem... ale już o tym...

    ...zapomniałem?

        
     


     To tyle, pozdrawiam, kolego @Dolar84 ... i życzę powodzenia przy tłumaczeniu! 

    • +1 1
×
×
  • Utwórz nowe...