Skocz do zawartości

Why He Had to Leave [PL][Z][Sad][Slice of Life]


Dolar84

Recommended Posts

No i udało się skończyć i poddać korektę drugi z "odrdzewiających" fanfików.

 

Tym razem jest to fanowski sequel doskonałego opowiadania "He'll never leave me". Nie mogę powiedzieć, żeby dorównywał oryginałowi, jednak Cloudedguardian wykonał kawał solidnej roboty. Choć mniej przejmujący od części pierwszej, nadal jest utrzymany w całkiem niezłym klimacie i stanowi nienajgorsze dopełnienie oryginału. Już choćby z tego powodu w swoim czasie uznałem go za dobry cel na tłumaczenie. A teraz nie przedłużając:

 

Why He Had To Leave

 

 

Rozdział 1

Rozdział 2

 

"Pinkie budzi się i widzi, że Gummy'ego nie ma u jej boku. Ostatnio dziwnie się zachowywał - szlag, wszyscy ostatnio się dziwinie zachowywali... A teraz po prostu zniknął bez śladu. Pinkie natychmiast rusza na szalone poszukiwanie zagubionego zwierzaka, a w jego trakcie może odkryć prawdę, której nie chce stawić czoła."

 

Życze przyjemnej lektury.

 

Do następnego tłumaczenia!

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No dzień dobry, Dolarze, znowu się spotykamy pod twoim tłumaczeniem. Od kiedy ja komentuję tłumaczenia?

 

"He'll Never Leave Me" czytałam dawno temu i się na tym spłakałam, chociaż serce mam w kamienia. Tamto opowiadanie miało w sobie taki przejmujący smutek... nie było do końca wiadomo, o co chodzi, a kiedy czytelnik sobie wreszcie uświadomił, co się wydarza przed jego oczami, przełykał z trudem ślinę przez zaciśnięte gardło i pozostawał z pustką w głowie i wzrokiem wbitym w monitor.

 

Nie jestem pewna, czy napisanie kontynuacji było dobrym pomysłem. Trochę mi to przypomina tworzenie na siłę sequeli świetnych filmów tylko po to, by odcinać kupony od ich popularności. Tamten fik był dobry i mocny sam w sobie, tutaj łopatologia trochę zabija klimat.

 

Ale tylko trochę.

 

Pierwszy rozdział wciąż silnie oddziałuje na emocje, a końcówka drugiego z Rainbow i wybudzoną Pinkie w rolach głównych to istny majstersztyk i przez chwilę znów poczułam to, co wywołało we mnie "He'll Never Leave Me". Do tego fenomenalna kreacja Dash - tak ciepłej i wyrozumiałej dawno jej w żadnym fiku nie widziałam.

 

Można się zastanawiać, czy kontynuacja była potrzebna, ale z drugiej strony nawet fajnie się czytało o tych wydarzeniach, jakby to ująć, z tła. Reakcja przyjaciółek i te wszystkie wstawki o gniciu i odorze... Super. Naprawdę wyśmienite.

 

Jednak pierwowzór wbił mnie w fotel, a to już nie.

 

PS

Ekhm, ekhm...

 


PS: Dlaczego "oneshot"? Przecież to ma rozdziały.

 

Och, doprawdy? :crazytwi:

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Jednak pierwowzór wbił mnie w fotel, a to już nie.

 

Zgadzam się, pierwowzór był zdecydowanie lepszy. Jednak faktem jest, że widziałem sporo gorszych kontynuacji, a tutaj sam autor oryginału uznał ten fanowski sequel, dlatego też postanowiłem go przetłumaczyć. No i masz rację, że kreacja RD w tym opowiadaniu jest rozkosznie niekonwencjonalna - to kolejny powód, który zachęcił mnie do przekładu.

 

 


Och, doprawdy?

 

Nagana przyjęta, błąd poprawiony :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zanim ocenię samego fanfika czas na małą dyskusję światopoglądową:

 

Jak to nie jest oneshot, to ja kurcze nie wiem co nim jest.

I fakt, że ma dwa rozdziały nie jest w stanie tego zmienić. To jest tylko siedem stron, kilkanaście minut czytania. Zasada, by uznawać za nieoneshota wszystko to, co jest w jakiś sposób podzielone wydaje mi się bezsensowna. To tylko tak na wstępie, bardziej w sprawach forumowo-tagowych.

 

A sam fanfik?

Jakoś tak nagle okazało się, że jednak nie czytałem pierwowzoru, więc od razu poszedłem go nadrobić. Całość jest smutna, to fakt, taka... może przesadziłbym ze słowem "bolesna", ale na pewno ciężka dla kogoś wrażliwego. Niestety nie zmienia to faktu, że ten fanfik mi się nie podoba.

 

A żeby było jeszcze dziwniej, być może dlatego, że najpierw przeczytałem kontynuację, uważam ją za lepszą od pierwowzoru. Nadal najwyżej "dobrą", ale lepszą.

 

Nie powinienem być zbyt gołosłowny, jednak zanim powiem, dlaczego właściwie nie jestem entuzjastą tego fanfika, kilka słów o tłumaczeniu:

Jak zwykle – bardzo dobre. Tyle, to jest Dolar, on wie co robi. Akurat mimo tego, że niezbyt podobało mi się to opowiadanie, uważam, że dobrze dobrał obiekt tłumaczenia. Jest o czym dyskutować.

 

Powrót do tematu:

 

Rzeczy, które podobały mi się w tym fanfiku: (w obu częściach)

 

– Jak wspomniałem wyżej, mimo wszystko jest on smutny. Wyrazu uznania dla autora, że udało mu się ten tekst takim uczynić.

 

– Pewna atmosfera niejasności, zwłaszcza w pierwowzorze. Tam czytelnik dowiadywał się rzeczy ze słów Pinkie, tutaj mamy kulisy wszystkiego. To dobry mechanizm, by nie podać wszystkiego wprost, tylko pozwolić odbiorcy wywnioskować smutne, brutalne wręcz informację z niewinnej otoczki. A tutejsze wyjaśnienie, dlaczego stało się tak a nie inaczej... ładnie uzupełnia całość. Jak mówiłem, kontynuacja podoba mi się bardziej niż pierwsza część.

 

– Kreacja Rainbow Dash. Pomijając już fakt, że ta rola niezbyt pasuje mi do akurat tej postaci... tutaj się sprawdziła. Osoba z jednej strony zdecydowana, by postąpić słusznie i dobrze, a z drugiej też delikatna i gotowa zachować minimum pozorów. A wszystko dla dobra przyjaciółki. W takim a nie innym fanfiku sprawdziło się to świetnie, choć przeniesienie tej wizji RD na inny grunt... nie, to nie byłby dobry pomysł.

 

– Długość. Bardzo odpowiednia, zarówno jednej, jak i drugiej części. Idealne podanie sobie jednej, konkretnej dawki żalu.

 

 

Teraz, co mi się nie podobało:

 

– Pinkie Pie. Uwielbiam tę postać i choć sam miewam problemy z jej kreacją, lubię, by do jej oddawania w fanfikach podchodzić poważnie. Tutaj popełniono horrendalny nietakt – uznano poziom jej inteligencji i rozumienia świata za najwyżej dziecięcy. Problem w tym, że Pinkie łączy w sobie niewinność, chaotyczność, pewny brak zrozumienia rzeczy, które inny uznają za oczywiste z jednoczesnym posiadaniem wiedzy i poznania takiej strony sytuacji, której inni nigdy nie zobaczą. W skrócie – Pinkie nie widzi mnie, widzi inaczej.

Mógłbym usłyszeć kontrargument, że to opowiadanie o wyparciu i niemożności zaakceptowania pewnych zbyt przykrych dla nas rzeczy, dlatego taka a nie inna wizja bohaterki jest bardzo potrzebna. Uważam jednak, że nie tylko można było to zrobić lepiej, ale nawet trzeba było. O ile przyjemniej oglądałoby się wyparcie dojrzałej Pinkie, która zdaje sobie sprawę z pewnych rzeczy, ale zwyczajnie nie chcę tego zrozumieć i zaakceptować, mniej dziecinnej, bardziej dojrzałej w chaotyczny sposób. A jak ktoś chciał zachować taką a nie inną formę, mógł faktycznie napisać opowiadanie o jakimś małym źrebaku.

 

– Wszystkie pozostałe postacie w fanfiku z wyjątkiem Rainbow Dash. Zwłaszcza Twilight i pani Cake. Och, naprawdę, jeśli kucyki wiedzą, jaka jest Pinkie (a tutaj ciągle mam wrażenie, jakby one znały właśnie tę serialową, nie wizję autora), to powinny coś z tym zrobić, najdelikatniej, jak tylko są w stanie. Czy w tym fiku tylko i wyłącznie Rainbow Dash ma i dobrą wolę i pomysł na działanie jednocześnie? Jak dla mnie ktoś tu mocno się pogubił w tym, co chce przedstawiać. No i nie mogę pozbyć się wrażenia, że ktoś tu chciał osiągnąć tragedię kosztem kreacji, zamiast postarać się wymyślić coś lepszego.

 

– Ostatnia rzecz to stwierdzenie faktu, być może nawet nie wada. Tekst używa najprostszej, najbardziej typowej sztuczki jaką tylko może, by osiągnąć nasze łzy – mówi o utracie kogoś bliskiego dla nas, do tego znowu najbardziej typowo, naszego zwierzaka, w najbardziej typowy sposób, bo umarł. Jak mówię, to doskonały i zawsze skuteczny sposób, bo sama tego typu sytuacja jest bardzo smutna i przykra dla każdego z nas, więc łatwo osiągnąć konkretne emocje. I by ktoś nie zrozumiał mnie źle – nie mam nic przeciwko temu, że ktoś pisze teksty na tę modłę i korzystające z tego schematu, wręcz przeciwnie, skoro są skuteczne, czemu tego nie robić? Problem w tym, że tutaj, przy typowym podejściu, wykonanie jest najwyżej porządne, w otoczeniu kilku poważnych dla mnie mankamentów, których w żaden sposób nie rozwiązano. Sam fakt, że po lekturze zamiast po prostu dać się ponieść emocjom, ja zastanawiam się, dlaczego pewnych rzeczy zrobiono za słabo, jest dla mnie znakiem, że coś tu jest nie tak. I ponownie, nie ma tekstów idealnych, ani idealnych kreacji, ani stuprocentowej idealności. Tylko w tym jednym przypadku walory tekstu nie są w stanie zasłonić mi jego niedoróbek. Przykro mi, jednak tak uważam.

 

 

Cieszę się, że przeczytałem tego fanfika i jego pierwowzór. To nie był stracony czas, nawet jeśli oceniam go jak oceniam. Tak samo cieszę się, że oba zostały przetłumaczone. Polski fandom potrzebuje dobrych [sad]ów. Polecam rzucić okiem na tego fanfika, choć jak wspomniałem, sam nie jestem jego entuzjastą. A gwoli ścisłości nie mam serca z kamienia, też zdarza mi się ronić łzy na smutach. Tutaj... no niestety...

 

Pozdrawiam serdecznie tłumacza, przyszłych i przeszłych czytelników!

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejny tekst, który mogę określić jedynie słowem "dziwny". Bo choć sam nie wywołał u mnie jakiś szczególnie mocnych emocji (pierwowzór zresztą też nie), to podobnie jak w pierwszej części pojawiło się coś, co mi się bardzo spodobało.

 

Pinkamena. Nikt o tym nie wspomniał, ale zapewne każdy zwrócił uwagę, że ta część osobowości Pinkie wiedziała, iż jej zwierzak odszedł. Wyszła tu ciekawa rzecz - Pinkie rzeczywiście jest infantylna. W tej, hmm, "serii" (mówiąc o tym tekście i o pierwowzorze jako całości) Pinkie jak dla mnie nie jest zarysowana jako ktoś, kto (jak to zgrabnie ujął Alberich), widzi inaczej. Nie, ona widzi mniej, jest dziecinna aż do bólu... Ale czasami pojawia się Pinkamena, która jest jej całkowitym przeciwieństwem, która zgarnia całą powagę i rozsądek tej postaci. Pinkie po prostu skacze między skrajnościami w swoim zachowaniu.

 

Najprzyjemniejsza była dla mnie zdecydowanie ostatnia scena, kursywą pisana, bo to ona nasunęła mi takie, a nie inne przemyślenia. Tłumaczenia wyjątkowo nie ocenię, gdyż przeczytałem jeno oryginał. Ale to Dolar, więc w ciemno można dać za to lajka, czy co tam dzisiejsza młodzież daje :P

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Jak to nie jest oneshot, to ja kurcze nie wiem co nim jest.
I fakt, że ma dwa rozdziały nie jest w stanie tego zmienić. To jest tylko siedem stron, kilkanaście minut czytania.

 

Ma rozdziały? Ma. Czyli One-Shotem nie jest.

Dobra, wiem, jestem pieprzoną formalistką, ale Alb, na "kilkanaście minut czytania" może być i siedem stron, i piętnaście, a jak ktoś szybko czyta, to więcej, albo mniej, jak ktoś czyta wolniej... W ogóle One-Shot można uznać za coś, co się pochłania jednym ciągiem, więc wszystkie wciągające opowiadania powinny mieć ten tag... Tylko kto miałby decydować, co jest wciągające?

Generalnie takie pierdułki są po to, żeby na forum burdelu nie było i Dolcze jest pierwszym, który za takie coś gani ^^.

 


Pinkie Pie. Uwielbiam tę postać i choć sam miewam problemy z jej kreacją, lubię, by do jej oddawania w fanfikach podchodzić poważnie. Tutaj popełniono horrendalny nietakt – uznano poziom jej inteligencji i rozumienia świata za najwyżej dziecięcy.

 

Zgadzam się w zupełności. Ta Pinkie jest beznadziejna, jednak w samym fanfiku jest coś, co sprawia, że łzy same płyną. Jest przesiąknięty emocjami, niekoniecznie przyjemnymi... I jeżeli uznać, że to nie osoba, która przeżywa całą tę sytuację, jest najważniejsza, a właśnie jej emocje, to fik jest bardzo dobry.

BTW, moją ulubioną fandomową Pinkie jest zgadnij czyja, Alb :D.

 


Tekst używa najprostszej, najbardziej typowej sztuczki jaką tylko może, by osiągnąć nasze łzy – mówi o utracie kogoś bliskiego dla nas, do tego znowu najbardziej typowo, naszego zwierzaka, w najbardziej typowy sposób, bo umarł.

 

Jeśli coś wywołuje emocje, spełnia swoje zadanie. Nie trzeba być wieszczem, nie trzeba stosować wyszukanych sztuczek, by ludzie płakali czytając to, co napisałeś (w sensie, ze wzruszenia, a nie z politowania :P).

 


Najprzyjemniejsza była dla mnie zdecydowanie ostatnia scena, kursywą pisana, bo to ona nasunęła mi takie, a nie inne przemyślenia.

 

Też uważam tę scenę za najlepszą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 6 years later...

Dziwny fik… Tym bardziej, że kreacja RD mi tutaj jakoś szczególnie nie przeszkadzała. Właściwie to była całkiem niezła. No nareszcie… Element Lojalności, ludzie, w końcu zrobił coś dobrego i pasującego do swojej roli.

 

SPOJLERY

 

Jakoś szczególnie nie płakałem. Fakt, że Pinkie przechadzała się po mieście dosłownie trzymając TRUPA GNIJĄCEGO OD PARU TYGODNI w kopytach, był dla mnie bardziej niepokojący niż smutny. Jasne, nie mogła się pogodzić z utratą zwierzątka. Wiem, jak to jest, bo kiedyś znalazłem mojego kota leżącego sztywno, bo zjadł coś ze śmietnika i się zatruł (a przynajmniej tyle pamiętam z tego, co mi powiedziano, tak naprawdę nigdy do końca się nie dowiedziałem, co konkretnie się stało, jednak widziałem moją kotkę na własne oczy i nie miała żadnych, widocznych obrażeń). Nie miałem więcej niż 10 lat, więc możecie sobie wyobrazić, jaki to był dla mnie szok. Kotka miałem od momentu, gdy był jeszcze bardzo mały. W ogóle moje historie ze zwierzakami są dosyć depresyjne, ale to nie czas, aby o tym gadać.

 

Z jednej strony ta historia jest dobra, a z drugiej… no coś mi tu bardzo nie pasuje. Może to, jak to wszystko zostało przedstawione. Ale zacznijmy od samej treści.

 

No więc Pinkie przeszukuje Kącik Kostki Cukru i poszukiwaniu Gummy’ego. Sprawdza wszystkie miejsca, zagląda w każdy kąt, lecz nie przynosi to rezultatu. Różowa imprezowiczka w końcu konfrontuje się z Panią Cake, która próbuje ją uspokoić i być wyrozumiałą, jednak Pinkie niemalże nie rozrywa jej gardła ze wściekłości. Dobrze, że przynajmniej przeprasza ją pod koniec. Postanawia popytać swoje przyjaciółki o to, czy widziały jej aligatora. Znajduje trzy klacze; Twilight. Fluttershy oraz RD, które akurat robią sobie spotkanie dotyczące nowej książki z serii o Dzielnej Do. Różowa klacz otrzymuje od swoich przyjaciółek bardzo wymijające odpowiedzi na temat jej aligatora, że niby wyruszył w podróż w jedną stronę i że kiedyś z pewnością do niego dołączy. Pinkie w to wierzy i postanawia przygotować imprezę z okazji podróży jej zwierzaka do nieznanego miejsca.

 

Od tego momentu można być już pewnym tego, co się stało. Na początku, gdy to czytałem, byłem nieco zdezorientowany, jednak ostatecznie okazało się, że Gummy umarł, a Pinkie w jakiś pokrętny sposób wmówiła sobie, że on dalej żyje. Przypomina mi to wątek z odcinka, w którym RD za wszelką cenę próbowała nie dopuścić do hibernacji Tanka, więc robiła wszystko, aby tylko powstrzymać zimę. Tak, naraziła całe Ponyville, okolice oraz ekosystem na duże szkody jedynie dla swoich samolubnych pobudek, bo chciała koniecznie pojeździć z Tankiem na nartach, w ogóle nie dbając o jego zdrowie, ponieważ tam było powiedziane, iż żółwie muszą zapaść w taki sen. (Swoją drogą to coś mi tu nie pasuje. RD miała swoje zwierzątko już od drugiego sezonu, przez te wszystkie sezonu dostaliśmy parę odcinków świątecznych, gdzie ewidentnie za oknem panowała zima. Wtedy Dash nie przeszkadzało to, że Tank postanawia hibernować? Hmm… interesujące, jak bardzo można spieprzyć logikę tego świata i ich postaci). Ostatecznie jednak Rainbow przechodziła przez cały proces, który można utożsamić z utratą kogoś bliskiego; wyparcie, zrozumienie, rozpacz, gniew, płacz i zaakceptowanie niewygodnej prawdy, aż w końcu ulga i pogodzenie się ze stratą. Jak jakieś treny Kochanowskiego.

 

W tym fiku tego nie ma. Pinkie Pie utyka w fazie wyparcia, ale do tego jeszcze wrócimy. Co dalej dzieje się w fabule, po tym, jak trzy przyjaciółki wymówiły Pinkie, że Gummy wyruszył w podróż? Fluttershy pyta, gdzie naprawdę znajduje się aligator, a co Rainbow odpowiada jej, że zakopała ciało zwierzaka gdzieś w pobliżu rzeki. 

 

“– Rozumiem, że trzeba było to zrobić i w ogóle… znaczy, Gummy był martwy od niemal trzech tygodni, a jej odmowa przyjęcia tego do wiadomości była niezdrowa na wiele sposobów… ale pomysł zabierania go bez jej wiedzy… jakoś się ze mną gryzie.”

 

To była jedyna, rozsądna rzecz do zrobienia w tej sytuacji. Powinno się jeszcze wysłać Pinkie do psychiatryka, bo TO już wykracza poza skalę. Ta klacz jest po prostu niebezpieczna dla społeczeństwa, gdyż jest nieprzewidywalna i niestabilna emocjonalnie. No i sposób, w jaki opowiadają jej o śmierci Gummy’ego… Serio? Jak długo chcecie to ciągnąć? Aligator był trupkiem od paru tygodni, Pinkie nosiła go ze sobą i spała z TRUPEM, śmierdzącym i rozkładającym się w jej łóżku. Trzeba było wreszcie wylać jej na grzywę kubeł zimnej wody i potrząsnąć, bo to nie zmierza w dobrym kierunku. Najlepiej nie bawić się w jakieś podchody, tylko wysłać Pinkie do psychiatryka i uświadomić ją, że ma problem, który trzeba leczyć. Ona już dawno powinna tam trafić, a zamiast tego, przyjaciółki wodzą ją za nos i opowiadają kompletne bzdury… 

 

Na końcu fanfika mamy flashback, w którym widzimy, jak RD wkrada się pod osłoną nocy do pokoju Pinkie, gdzie na kołdrze leży ten biedny Gummy, kompletnie sponiewierany przez swoją dawną panią, zamiast leżeć od dawna w grobie. Dash podmienia trzymanego w objęciach trupa na misia, lecz tuż przed wyjściem z pokoju, Pinkie się budzi i dziękuje Rainbow za to, że zabrała go od niej. Lecz to nie Pinkie dziękowała, a druga osobowość, czyli Pinkamena… No i na tym ten fik się kończy.

 

Już wyżej opowiadałem, co mnie boli w tej historii. Debilne zachowanie Pinkie Pie oraz debilne zachowanie (w większości) jej przyjaciółek. Pomimo tego podziękowania Pinkameny, zachowujemy status quo. No bo Pinkie później dalej łudzi się, że Gummy żyje. Nie lepiej było w takim wypadku pokazać wyżej wymienioną przeze mnie drogę od wyparcia prawdy aż do pogodzenia się z nią? To by lepiej zdało egzamin. Czego my się mamy nauczyć z tego fika? Że należy okłamywać swoich bliskich, nie próbując im pomóc w normalny sposób, korzystając z pomocy specjalistów? Gdyby na końcu normalna Pinkie wreszcie przyznała przed sobą, że to już koniec jej aligatora, to cała ta emocjonalna podróż miałaby sens i całość byłaby bardziej wzruszająca. A tak to tylko się zirytowałem. Morał tej historii jest nieco rozmyty. Fanfik mi się raczej nie podobał, niestety.

 

Jeżeli chodzi o tłumaczenie, to nie mam co o tym opowiadać. Sam lepiej bym tego nie zrobił i bym nie napisał, więc kim ja jestem, żeby to oceniać?

 

Tyle ode mnie.

 

Pozdrawiam!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months later...

I tak oto czar wyobrażania sobie, co takiego działo się dalej prysnął, lecz czy to źle? Fakt sequela wcale nie musi oznaczać, że oryginalna historia straci na tym ten „otwarty” aspekt, gdzie pole do spekulacji i autorskich rozwinięć po skończonej lekturze pozostaje szerokie. No i choć oryginał radził sobie znakomicie na własne... pióro (?), sequele są fajne, bo są sequelami, a czy są potrzebne, to już inna para kaloszy. Jedno nie przeczy drugiemu :D

 

Tak, wiem, że to sequel fanowski, ale chciałem zbudować klimat na początek komentarza. No co, staram się ;)

 

No i poniekąd zaczynając od końca, bo od podsumowania – jestem zadowolony. Fakt, nie było to to samo, było to coś innego (Dziękuję, Kapitanie Oczywisty! :salut:), poprowadzone inaczej, bo w trzeciej osobie, a przy tym podejmujące inne postacie, niż Pinkie Pie, choć oczywiście nasza różowa imprezowiczka uczestniczy w fabule i jest w niej szalenie ważna. Inaczej nie oznacza źle i moim zdaniem to opowiadanie, zwłaszcza jako extra sequel, jest tego świetnym przykładem. W ogóle, przypadły mi do gustu drobne rzeczy, a także końcówka, która w całości i znakomicie wykorzystała pełną charakterystykę postaci Pinkie Pie, ale o tym za chwilę.

 

Początek, co może Was zdziwić, nie porwał mnie zbyt szczególnie. W jakiś sposób zachęcił do czytania, ale nie porwał. To nie tempo akcji, nie fakt innej narracji, ale chyba ta wzburzona Pinkie, świeżo po nocnym płaczu, jakoś średnio otworzyła historyjkę. Jej zachowanie było, w mojej opinii, adekwatne, zważywszy na zastaną z rana sytuację, lecz mieszanka jej serialowego rozbrykania (wszakże w mgnieniu oka obleciała wszystkie możliwe kryjówki i zakamarki) i nerwów (nie wiem czemu, ale raz wydała mi się wręcz drapieżna, zbyt agresywna) nie była tym, czego bym się po niej spodziewał, mimo tego, że można się było tak zachować w tej sytuacji, da się to usprawiedliwić. Chyba prędzej oczekiwałem kontynuacji smutnego nastroju, tragizmu z poprzedniego fanfika, a więc Pinkie wyciszona, smutna, zaniepokojona o swojego zwierzaka, albo rozentuzjazmowana, pełna energii, traktująca to jak zabawę w chowanego albo w podchody, czyli wciąż oszukująca samą siebie, ale w ramach gorzkiego optymizmu, że wszystko jest tak, jak być powinno. Nerwy i pośpiech zajęły chyba ostatnią lokatę wśród moich oczekiwań, jak Pinkie Pie zachowa się następnego dnia, jeśli Gummy'ego przy niej nie będzie.

 

Tak wiem, to dziwny zarzut, ale zapewniam, że sprawa jest czysto subiektywna, natomiast podchodząc do opowiadania obiektywnie, pewnie nie ma co się nad tym rozwodzić, po prostu energiczne, pełne emocji otwarcie, które spełnia swoje zadanie i z miejsca daje sygnał, że będzie to coś innego, niż oryginał. A może nie spodobało mi się to, że Pinkie wylała troszkę swojej złości na panią Cake? Możliwe, aczkolwiek i tak zachowała się 200 razy łagodniej i bardziej przyzwoicie, niż co niektóre moje postacie, więc jestem ostatnia osobą, która powinna tutaj zarzucać nietakt :D Co nie zmienia faktu, że od razu zrobiło się lepiej, gdy Pinkie uspokoiła się i przeprosiła panią Cake za to, że na nią krzyknęła, po czym popędziła spotkać się z przyjaciółkami. Miły akcent na zakończenie tej sceny, no i fakt, dał on jakąś nadzieję, że Pinkie pogodzi się ze stratą i zacznie żyć całą sobą, jak dawniej.

 

Właściwie, od tego momentu, wszystko, co znalazło się w opowiadaniu, bardzo mi pasuje i spełnia oczekiwania. Narracja trzecioosobowa sprawdza się, tym bardziej, że tym razem obserwujemy poczynania grupy postaci, nie tylko Pinkie. Podzielenie historyjki na dwa rozdziały, na spojrzenie w przyszłość i przeszłość, także uznaję za udany zabieg, powiedziałbym nawet, że ta drobna rzecz ma wymiar czysto symboliczny, co dopełnia klimatu i stwarza wrażenie, że mamy do czynienia może nie z czymś więcej, ale z godnym sequelem, który jest swego rodzaju hołdem dla oryginalnej historii. Przyszłość, czyli to ostatnie, pożegnalne przyjęcie dla Gummy'ego (choć bez Gummy'ego), a także przeszłość, czyli ostatnia wspólna noc, podczas której aligator zostaje Pinkie Pie odebrany, acz, jak się okazuje, nie do końca bez jej zgody. Tak jak wspominałem – przypadły mi do gustu małe rzeczy, gdyż prostotą wykonania, wniosły całkiem sporo do ogólnego wrażenia, co przekłada się na to, że tekst siedzi w głowie.

 

W porządku, ale co dzieje się potem? Dochodzi do spotkania Pinkie Pie (która po drodze zaliczyła jeszcze parę kryjówek) z Twilight, Rainbow Dash oraz Fluttershy, których wypytuje o Gummy'ego. Jest to scena, w której otrzymujemy pierwsze poszlaki, co takiego może być na rzeczy, a także drobnostki, takie jak odciągnięcie w słoneczne miejsce (Pinkie jest cała przemoknięta), czy objęcie skrzydłem, które nie tylko dają znać, jak bardzo przyjaciółki troszczą się o siebie, ale także podpowiadają, która z nich jest odpowiedzialna z zniknięcie aligatora. Wtedy to też pojawia się wzmianka o przygodzie, na którą wyruszył Gummy, póki co sam, lecz pochwalam dwie rzeczy. Po pierwsze, to dobre wytłumaczenie/ przygotowanie Pinkie do myśli, iż jej zwierzak sam już do niej nie wróci, ale ona, do niego, w swoim czasie dołączy. Po drugie, w gruncie rzeczy... Rainbow nie okłamała jej. Nie powiedziała konkretnie całej prawdy, ale nie powiedziała niczego, co byłoby nieprawdziwe. No bo kto wie dokąd idą aligatory po śmierci? Wiemy, że wszystkie psy idą do nieba, ale aligatory?

 

Tak oto docieramy do rozdziału drugiego oraz do końcówki, która to końcówka moim zdaniem nie mogła być lepsza. Po pierwsze, co się zresztą tyczy także poprzedniego kawałka tekstu, bardzo, ale to bardzo podoba mi się rola Rainbow Dash oraz jej plan. Nie spodziewałem się, że ujrzenie jej w tym właśnie miejscu, da mi tak sporo satysfakcji :D Może to dlatego, że po prostu dobrze było zobaczyć na co dzień żywiołową, mało rozgarniętą i lekkomyślną/ brawurową postać w sytuacji wymagającej powagi, delikatności, ciszy, a przy tym zmuszającej do taktu, spokoju oraz czci. Rola ta wiele wniosła do charakterystyki Rainbow i nadal nie mogę wyjść z podziwu, jak świetnie zostało to napisane i jak dobrze się to czyta.

 

No i wisienka na torcie, czyli wielka rewelacja, dlaczego Pinkie płakała nocami. Okazuje się bowiem, że o ile znana nam, wszędobylska Pinkie Pie, nie tylko wyparła z siebie prawdę, ale autentycznie uwierzyła w to, że jej zwierzak żyje i ma się dobrze. Płacz natomiast brał się stąd, że jej druga, mroczniejsza strona – Pinkamena – jako ta, która twardo stąpa po ziemi, od początku była w pełni świadoma tego, co się stało, a ponieważ to był także jej pupil, prawdziwie go żałowała, nie mogąc jednak przejąć kontroli nad Pinkie i przekonać jej (w sensie, przekonać samej siebie), że pora się pożegnać. Genialne wykorzystanie dwóch różnych oblicz jednej postaci złożyło się nie tylko na doskonałe zakończenie, ale również uzupełnienie oryginalnego tekstu.

To „dziękuję”, jedyne wypowiedziane przez Pinkamenę słowo w fanfiku, miało dla mnie charakter nie tylko oczyszczający, ale także... no, odebrałem je jako podziękowanie Rainbow za uwolnienie Pinkameny od nocnego żałowania Gummy'ego, Pinkie Pie od życia w nieprawdzie, od wyparcia, a przy okazji za wyświadczenie przysługi, gdyż Pinkamena, sama z siebie, nie była w stanie rozstać się i pochować zwierzaka. Znakomity moment, idealny na zwieńczenie opowiadania :D

 

Z innych, mniejszych elementów, które mnie satysfakcjonują – wplecenie w to wszystko nawiązania do Daring Do, było przesympatyczne i na swój sposób ubarwiło treść. Fajne sprawa.

 

Co jeszcze? Dobre, serialowe kreacje bohaterek oraz dobrze rozpisane interakcje między nimi, które wbrew pozorom zdradzają wiele i dopełniają efektu, a relacje między nimi zyskują na wiarygodności, na wypadek, jakby ktoś miał wątpliwości ;) Tempo dobrane dobrze, nie ma dłużyzn, ani zwolnień, no, co prawda pod koniec faktycznie jest więcej opisów, ale wszystko to służy kreacji atmosfery, może nawet pewnego napięcia. A poza tym, lubię czytać dobre opisy :D Tekst, mimo smutnej otoczki, okazał się przyjemny w odbiorze, stanowi godne rozwinięcie oraz konkluzję dla oryginału, no i, co mnie bardzo cieszy, jak ktoś chce, nadal może się zastanawiać – jak wyglądało wspomniane przyjęcie, czy coś się wydarzyło, czy Pinkie się zmieniła, a może doszło do jeszcze jednej, ostatniej konfrontacji z Pinkameną?

 

Polecam przeczytać, zwłaszcza po skończeniu „He'll Never Leave Me”. Uważam, że był to tekst napisany inaczej, ale okazał się naprawdę ciekawy i dobrze uzupełnił oryginał, w ogóle, autor miał ciekawy pomysł i zrealizował go wyczerpująco; nie odnosi się wrażenia, że czegoś brakuje albo, że jakiś wątek został zmarnowany. Satysfakcjonują kreacje postaci, opisy, dialogi, no i nie brakuje odpowiedniej atmosfery, już nie tak przytłaczającej, ale takiej, która sugeruje czytelnikowi, że w tym wszystkim tkwi nadzieja i że będzie dobrze. Świetny tekst, no i oczywiście bardzo dobry przekład, po prostu, dobry sequel :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...