Skocz do zawartości

PROLOG: OGIEŃ NAD KHADEI ~ Iroh Corrison (Tarreth)


Dadudałe

Recommended Posts

Imię i nazwisko: Iroh Corrison

Przydomek (jeśli występuje): Krwawy Wilk

Rodzina:

Żona - Porucznik 114 Cadiańskiego Pułku Gwardii Imperialnej Diana Corrison

Córka - Medyk Adepta Sororitas Maddeline Corrison

Pochodzenie (Planeta, światostatek, etc.): Cadia

Rasa: Człowiek

Wiek: 49 lat

Wygląd: Mężczyzna w sile wieku. Posiada średniej długości czarne włosy, zaczesane do tyłu i zadbane wąsy oraz brodę - krótkie na 3mm. Jego szmaragdowe oczy pełne są życiowej mądrości, siły i niezłomności. Wiele w życiu widział, nigdy nie mrugnął. O dziwo, jego twarz nie została oszpecona żadną blizną, pomimo ciągłej tułaczki z jednego pola bitwy na drugie.

Wiara: You're kidding, right? >.>

Specjalność/profesja: Major 114 Cadiańskiego Pułku Gwardii Imperialnej. Specjalizuje się w defensywnych taktykach, a także sporo wie na temat walki z zaskoczenia.

Posiada szablę energetyczną i kilka wariantów broni palnej:

- Pistolet boltowy

- Hellpistol

- Pistolet plazmowy

Charakter: Żołnierz Gwardii Imperialnej musi być silny. Musi być w stanie stawić czoła najokropniejszym wrogom Imperium, by było ono bezpieczne. Gwardziści żyją, by umrzeć.

Młot Imperatora - niezliczone zastępy wiernych żołnierzy, którzy z imieniem Imperatora idą do boju.

A Gwardziści Cadii są najlepszymi z najlepszych.

Każdy Cadiański żołnierz jest w pewnym stopniu ponad innymi gwardzistami Imperium. Od małego dziecka widza okropienstwa wojny, plugastwa chaosu. I walcza z nimi. To sprawia, ze z czasem zamieniają się w żelazne machiny bojowe - stworzone, by walczyć w równym stopniu, co Anioły Śmierci Imperator - Kosmiczni Marines z Adeptus Astartes.

I Iroh nie był wyjątkiem. Wierny imperatorowi bez strachu przyjmował to, co przynosiły mu dni na swej rodzinnej planecie. Zahartował się, oglądając makabrę pola bitwy, widząc śmierć swych przyjaciół. Te traumatyczne wydarzenia sprawiły, ze urósł. Był coraz silniejszy, stawiał czoła coraz poważniejszym wyzwaniom. Nie bał się. Po dziś dzień nie boi się. Jest duma Gwardii Imperialnej, a jego podwładni są dumni z niego - prawdziwego sztandaru i świadectwa Siły wojsk Imperatora.

Pomimo jednak swej siły, nie jest on skamieniałym, nieczułym zabijaką. Lubi się pośmiać (najczęściej z jakiegoś suchara, dotyczącego cadiańskich żołnierzy, bądź chaosu), dba o tych, których kocha. Jest po prostu człowiekiem, uzbrojonym w doświadczenie.

Krótka historia:

Iroh urodził się na Cadii. Jak każdy inny nowo narodzony cadiańczyk, tak i Iroh został natychmiastowo wcielony do wojska. Wychowywany żelazną ręką przez swoich rodziców - oficerów Cadiańskiej Gwardii Imperialnej - rósł na silnego żołnierza. Ceniąc doświadczenie innych, szybko się uczył. Wykorzystując nabytą wiedzę - awansował.

Piął się na drabinie hierarchii gwardii w zastraszająco szybkim tempie, zrzeszając wokół siebie dobrych żołnierzy 114 Cadianskiego Pułku Gwardii Imperialnej. Lubił rozmawiać ze swoimi żołnierzami - uważał, że szacunek zdobywa się zasługami, lecz nie samym szacunkiem oficer żyje. Tak poznał Dianę - młodą gwardzistkę, w której się zakochał - z wzajemnością.

Tuż po ślubie, 114 Pułk został wysłany na misję w innej części Imperium. W Segmentum Pacificus szaleli orkowie. Gdy wylądowali na planecie Tarion II, okazało się, że jego żona była przy nadziei. Dbał o jej bezpieczeństwo, posyłał do pomocy w sztabie. Tam też awansowała na porucznika, wykazując się talentem stratega. Gdy urodziła się Madeline, Diane zdradziła mężowi, że chciałaby, by ich córka została kimś innym, aniżeli żołnierzem. Czuła, że trudy bitwy nie są dla niej - nie myliła się. Madeline była troskliwa, pobożna i spokojna. Iroh zatem - wykorzystując swe kontakty w Imperium - oddał ją w ręce zakonu Sióstr Bitwy, gdzie została medykiem.

Podczas gdy Madeline miała się uczyć bycia siostrą Bitwy, jej rodzice kontynuowali walki w Imperium, strzegąc go przed obcymi i heretykami.

Cel postaci, który chce osiągnąć:

114 Cadiański Pułk Gwardii Imperialnej przemieszcza się po Imperium, służąc. Dobrzy żołnierze, wierni - zawsze gotowi.

Imperator Chroni.

WPROWADZENIE

[justify]Khadei III, skąpana w świetle żółtopomarańczowego słońca z kosmosu zdaje się być prawdziwym rajem. Niewielkie zielone kontynenty o bujnie rozwiniętej faunie i florze, wspaniale współgrają z delikatnie wkomponowanymi w nie estetycznymi miastami, zbudowanymi na bazie kręgów, bardziej przypominającymi wytwory inżynierii Tau niż ludzi. Błękit wszechoceanu ograniczają wielkie czapy białego lodu, władające rozrastającymi się obszarami polarnymi. Spiralne cyklony chmur niczym korkociągi wpijają się w atmosferę planety, świadcząc o jej zdradliwym klimacie. Khadei III - kolebka lokalnego rodu Marewington - to od wielu już lat siedziba wojska, kupców i politycznych sił, ważnych w całym regionie.[/justify]

Dołączona grafika

Segmentum: Segmentum Ultima

Sector: Taharis Sector

Subsector: Khadei Subsector

System: Khadei System

Population: 70,000,000

Affiliation: Imperium

Class: Civilised World

Tithe Grade: Solutio Tertius

Dołączona grafika

[justify]Nic więc dziwnego, że kiedy system został zagrożony przez Waaagh! wielkiego herszta Obiryja Megazgniota, to lokalne władze użyły swoich wpływów by sprowadzić do obrony systemu znaczne siły, zanim dokonane zostaną większe zniszczenia. Siły orków lecące od zewnętrznej strony układu, wpierw zajęły ewakuowany świat Khadei IV, a następnie ruszyły w kierunku głównej planety. Na jej orbicie rozgorzała zażarta walka lokalnej floty wspartej przez flotę podsektoru, przeciwko maszynom wytworzonym w chorych umysłach mekaniaków. Walka się przeciągała, a żadna ze stron nie uzyskała przewagi w kosmosie. Waaagh! jednak ciągle przybierało na sile, bowiem wszyscy orkowie na przestrzeni najbliższych 200 lat świetlnych przybywali na wieść o "Wielguchnej Rzezi i Masakrze, co by ludziom trachu zrobić!". Inwazja rozproszyła się atakując wszelkie sąsiednie światy, a władze sektora wysłały prośbę o wsparcie. Z tego też powodu wysłane zostały dodatkowe, doświadczone regimenty Gwardii Imperialnej. Mają ukrócić łeb zagrożeniu, zanim ze stosunkowo lokalnego zmieni się w wojnę na cały Sektor Taharis.[/justify]

SIŁY IMPERIALNE W SYSTEMIE KHADEI:

[justify]- 114 Cadiański Pułk Gwardii Imperialnej - Ma na celu opanowanie księżyca planety Khadei III, obronę ważnych instalacji przemysłowych i odbicia z rąk orków Działa Księżycowego, które miało stanowić pierwszą linię obrony planety.

- 246 Cadiański Pułk Gwardii Imperialnej - Prowadzi walki na planecie Khadei III

- 177 Regiment Artylerii Oblężniczej z Krieg - Prowadzi walki na planecie Khadei III

- 34 Regiment Piechoty Zmechanizowanej z Krieg - Prowadzi walki na planecie Khadei III

- Dwadzieścia pięć regimentów Gwardii Khadei - Prowadzą walki na planecie Khadei III

- Siedem regimentów Gwardii Khadei - Prowadzą walki na planecie Khadei II

- Dwa regimenty Gwardii Khadei - Prowadzą walki na planecie Khadei I

- 97 Regiment Gwardii Khadei - Prowadzi walki na księżycu planety Khadei III

- Pojedyncza Kompania Mrocznych Aniołów - Prowadzi niezależne działania na Khadei IV. Brak jakichkolwiek dokładnych informacji.[/justify]

LISTA POSTACI:

IMPERIUM:

Iroh Corrison - Major w 114 Cadiańskim Pułku Gwardii Imperialnej.

Diana Corrison - Żona majora Corrisona i porucznik dowodzący Dziesiątym Plutonem "Pupcia jak jabłuszko". Nazwa nieoficjalna.

Maddeline Corrison - Córka Iroha i Diany. Medyk Adepta Sororitas. Nie ma jej w systemie Khadei i nie bierze udziału w operacji.

Komisarz Rajkovic - Przerażająca postać, ale fanatycznie wierna Imperatorowi. Szuka zdrady wszędzie... Nawet tam, gdzie jej nie ma.

Nestor Longthorn - Pułkownik 114 Cadiańskiego Pułku Gwardii Imperialnej. Lubiany przez żołnierzy, choć raczej przeciętny dowódca. Marzy mu się już emerytura.

Marvin Lengemann - Łącznościowiec, członek grupy dowodzenia. Średniej postury jegomość o blond włosach, niebieskich oczach i charakterystycznej "kwadratowej" szczęce. Odpowiada za kontakt z innymi grupami operacyjnymi i przekazywanie rozkazów na skalę planetarną.

Dirk Kugel - Porucznik dowodzący Czwartym Plutonem.

Alexius Sidius Cornhalli - Zwiadowca z Trzeciego Plutonu.

Erica Jurke - Strzelec wyborowy w pułku. Lubuje się w broni plazmowej, choć to chodząca bomba zegarowa. Znana z ciekawego charakterku i tatuażu z Rek-kinem na plecach.

Widmo - Nie rozmawia, prawdopodobnie nie oddycha, nie mruga... Idealny zwiadowca. Chyba.

Zgred - Narzeka, narzeka i jeszcze raz narzeka. Ale z całego *trio* zwiadowców, jedynie on rozmawia.

Rupert - No cóż... Ktoś kiedyś poskąpił mu rozumku. Przez to jest tępy jak pień, ale przy tym lojalny lak pies i obdarzony nieziemskim wręcz szczęściem.

ORKOWIE:

Oplujryło - Potężny mek zadźgany bagnetami po heroicznej walce z Irohem.

Obiryj Megazgniot - Herszt orkowego Waaagh! Nieuchwytny, sieje postrach w całym podsektorze.

PROLOG: OGIEŃ NAD KHADEI

[justify]Stos - Księżyc płynący leniwie po orbicie Khadei III, zawsze stanowił ważny strategicznie punkt. Spora wilgotność i wysoka temperatura sprawiają, że naprawdę ciężko się na nim oddycha. Porastające go bujne dżungle, pełne niebezpiecznych insektów i jadowitych stworzeń, stanowiły wspaniały teren do szkolenia żołnierzy. To tutaj zbudowane zostały ważne ośrodki przemysłowe, produkujące broń i wyposażenie. Uznano, że umiejscowienie w takim miejscu i w otoczeniu licznych oddziałów, zapewni najlepszą możliwą ochronę przed sabotażem czy inwazją. Postawiono tutaj także Działo Księżycowe, służące do obrony planety przed największymi okrętami wroga.

Niestety los nie był łaskawy. Siły orków, które dokonały inwazji, w znacznym stopniu przewyższały możliwości obrony planetarnej. Choć działo strzelało na granicy stopienia rdzenia, desant stał się faktem. Orkowie w swych prymitywnych maszynach wylądowali na powierzchni księżyca i szybko zmusili obrońców do odwrotu. Teraz resztki 97 Regimentu Gwardii Khadei, broniły się zaciekle w bunkrach otaczających ostatni niezdobyty kompleks. Działo Księżycowe padło trzy dni temu. Na szczęście przeciwnik albo nie umie, albo nie chce go uruchomić. To jednak może się wkrótce zmienić, co byłoby równoznaczne ze stratą chwilowej przewagi na orbicie.

Teraz to ludzie dokonywali desantu. Okręty szturmowe wbijały się w atmosferę księżyca roztaczając wkoło fontanny ognia. Zewsząd odpowiadała artyleria rakietowa orków. Jak widać dokonali szabru na kilku magazynach i umiejętnie wykorzystują nakradzione uzbrojenie... Ktoś nieźle pokpił sprawę, że nie wysadził ich w powietrze kiedy jeszcze była ku temu okazja. Szturmowcem szarpało na wszystkie strony za każdym razem, kiedy tylko w pobliżu coś eksplodowało. Siedzisz w komorze desantowej, rozświetlonej czerwonym sygnałem alarmowym i przyglądasz się podkomendnym. Jest ich tu z tobą setka. Niektórzy biali na twarzy, niektórzy modlą się zawzięcie do Imperatora. Żaden jednak nie zemdlał czy się nie porzygał. To byli zawodowcy, którzy podobnych desantów mieli za sobą przynajmniej kilka. Spojrzałeś na chronometr... Minuta do lądowania.[/justify]

[justify]- Panie Majorze, lepiej niech pan to jeszcze raz zobaczy!

Odwróciłeś się do Rajkovica, twojego osobistego komisarza. Był to potężnie zbudowany mężczyzna, przekraczający dwa metry wysokości. Całą twarz i wygoloną na łyso głowę, pokrywały mu dziesiątki blizn wyniesionych z niezliczonej ilości walk. W regimencie mówiło się, że zabił więcej gwardzistów niż jakikolwiek przeciwnik z jakim przyszło wam walczyć. Nie był więc zbyt lubiany, ale wzbudzał postrach i jego słowo stanowiło prawo.

- To wytyczne - kontynuował, - dotyczące naszych celów. Regiment ulega rozproszeniu i każdy oddział musi osiągnąć przydzielone mu zadanie. Uważam, że pańska żona ma zły wpływ na pana i wymusza niepotrzebnie defensywne nastawienie. Na moją więc prośbę jej pluton będzie brał udział w walkach po przeciwnej stronie teatru działań. Nam przypadła zaszczytna fucha zdobywców Działa. Powinieneś czuć z tego powodu dumę, oficerze.

Mówiąc ostatnie słowo skrzywił się, splunął w kąt pojazdu i podrapał się tam, gdzie światło nie dochodzi. Z pewnością brakowało mu dobrych manier... Ale po co komu dobre maniery w starciu z xenosami?

Nagłe szarpnięcie i wyraźne uczucie nadmiernego przeciążenia... To pojazd wytraca prędkość przed ostatecznym lądowaniem.

- KONTAKT ZA 10 SEKUND! - w głośnikach rozległ się komunikat pilota. - PRZYGOTOWAĆ SIĘ!

Nie był potrzebny. Wszyscy już od byli gotowi do działania. Ostatnie sekundy minęły więc w nerwowym wyczekiwaniu, ciągnącym się przez całą wieczność. W końcu jednak luk się otworzył, a do środka wpadło stęchłe i gorące, tropikalne powietrze.

- Dalej padalce! - warknął Rajkovic - Znajdźcie każdą xenoską k**wę! Znajdźcie i zabijcie!

Wybiegliście w sam środek walki. Przed wami rozpościera się majestatyczna kopuła Działa, osmolona wybuchami, ale nienaruszona. To wasz główny cel. Wpierw jednak musicie zająć się broniącymi obiektu orkami. W najbliższej okolicy widać trzy gniazda artylerii rakietowej i wiele zniszczonych bunkrów i betonowych kompleksów okopowych, nadal jednak stanowiących częściową zasłonę, z której ostrzeliwują was orkowie. Z dziesięciu zapowiadanych transportowców dotarły tu jedynie... Trzy. Należy więc liczyć się ze stratami, bo uzupełnień prędko nie będzie.

- TO DOPIERO BĘDZIE ZABAWA! - Wrzeszczy do ciebie komisarz, prowadząc prywatną wojnę na zagłuszenie z najbliższym ciężkim karabinem maszynowym. Co zadziwiające, zdaje się ją z łatwością wygrywać. Masz wrażenie, że zaraz uszy zaczną Ci krwawić i odpadną. - Sugeruję wpierw dostanie się do betonowych tuneli i okopów, ale to ty tu jesteś dowódcą. Ja mam tylko pilnować, byś nie zrobił... Głupoty. MWAHAHAHAHA - Wybuchnął śmiechem i odstrzelił głowę najbliższemu orkowi, głupiemu na tyle, by do niego podejść.

Bitwa się rozpoczęła, dowódco i należy ją wygrać.

ZA IMPERATORA![/justify]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 73
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Jak każdy inny szturm - tak i ten był szybki. W mgnieniu oka żołnierze 114 Pułku Gwardii Imperialnej znaleźli się w sercu istnej masakry. Ogłuszający ryk bitwy przenikał ciało majora, który ledwo się skupiał na tym, co komisarz Rajkovic do niego mówił. Rajkovic swoja droga był ciekawa personą. Iroh i jego na swój sposób lubił - był bezpośredni i szczery... Do bólu.

Nie zgadzał się z nim wprawdzie odnośnie defensywy. Major Iroh wychodził z założenia, że dobry gwardzista, to taki, który potrafi strzelać - czyli żywy. Bezmyślne ataki czasem pozbawiały życia w najgłupszy sposób, podczas gdy odpowiednio wyczekana chwila może doprowadzić do zwycięstwa. Niestety, Pułkownik Longthorn miał już wszystko gdzieś i ślepo wykonywał rozkazy z góry - przynajmniej tak uważał Iroh.

Nisko schylony Iroh rozejrzał się chwilę, by zwrócić się do komisarza.

- Sam mówiłeś, że trzeba być agresywnym. Sentinele mają robić zamieszanie, strzelać, deptać, skupiać na sobie ogień - i tak ich nigdzie nie schowamy. Broń ciężką przeprowadzić do okopów i rozstawić. Mam mieć ogień zaporowy na tych gównianych rakietowców. Reszta ma się chować i znaleźć sposób na w miarę bezpieczne dotarcie na zasięg granatów! Szeroko, równomiernie. Idziemy! - zadecydował mężczyzna, kierując się trochę w przód. Uważnie się rozglądał, by przypadkiem nie wyjść na otwartą linię ognia.

Sam Iroh planował towarzyszyć swoim ludziom w szturmie. Przedzierać się przez okopy i tunele, by najistotniejsza część ataku była sprawnie przeprowadzona.

Pistolet boltowy wystawiony przed siebie, a w drugiej ręce gotowa szabla. I tylko czekać, aż jakaś zielona paskuda wystawi mordę. Dobry ostrzał, odskok i szybkie pchnięcie, bądź cięcie. Jedyny sposób na wygranie z orkiem w zwarciu, to czekać, aż ten wykona atak. Trzeba go uniknąć i szybko skontrować - najlepiej śmiertelnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[justify]- Słyszeliście majora! Zap******ać! DLA IMPERATORA, ZA**B STWORA! - darł się Rajkovic, bez ogródek łączący liryczny patos z wulgaryzmami, a nierzadko też dorzucający karykaturalne przedstawienie świata i szokującą metaforykę. Jak widać, dziś nie był w formie.

Żołnierze, świetnie wyszkoleni Cadiańczycy, nie musieli być specjalnie instruowani. Przegrupowali się zgodnie z podziałem na plutony i ruszyli w kierunku okopów. Orkowie odpowiadali ogniem, ale bardzo chaotycznym i nieskoncentrowanym. Gwardziści skutecznie rozstrzeliwali je z "latarek", siejąc spustoszenie i tworząc martwą strefę w centralnej części kompleksu. Na flankach ochraniały ich Sentinele sprowadzone z rodzimego świata, a tym samym wyposażone w szybkostrzelne Autocannon'y. Ich pociski reaktywne wbijały się w umocnienia i rozrywały je, siejąc wszędzie wkoło ostrymi kawałkami superbetonu, dodatkowo kaleczącymi obrońców znajdujących się na ich drodze. Ten, kto miał nieszczęście bezpośrednio dostać z działka - rozlatywał się w prawdziwej fontannie krwi, tworzącej typową dla podobnych walk mozaikę szarości ścian i czerwieni flaków.

Na twoich oczach z jednego z bunkrów wychylił się mekaniak i wystrzelił w kierunku pierwszej z maszyn kroczących ze swego Shokk Attack Gun'a. Była to prawdopodobnie najbardziej szalona broń, jaką kiedykolwiek ktoś stworzył. Nie ujmowało jej to jednak skuteczności. Nikt do końca nie wie w jaki sposób działała, ale projektowała krótkie pole siłowe przez warp, tworząc tunel począwszy od początku lufy a na wrogim obiekcie skończywszy. Choć pole zachowuje swą integralność, to niezabezpieczona podróż przez warp jest straszliwym doświadczeniem. Działo to natomiast nie robi nic innego, jak teleportuje snotlinga do wnętrza pancerza, pojazdu wroga czy nawet żywej istoty. Stworek ten, po przyjęciu do swego umysłu wszelkich potworności towarzyszących pobytowi w warpie, staje się oszalały i rozrywa wszystko co tylko spotka na swojej drodze.

Sentinel tylko zatoczył kółko i upadł na ziemię, potykając się o własne nogi. Ostatnie chwile jego operatora zapewne były bardzo nieprzyjemne. Mek pozostawiony samemu sobie, może siać prawdziwe zniszczenie. Zdaje się jednak, że w ferworze walki nikt z wyjątkiem ciebie nawet go nie zauważył.[/justify]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko szło zgodnie z planem. Sentinele doskonale nadawały się do dywersji, do robienia z pola bitwy niemal cyrkowego widowiska. Major Iroh zawsze doceniał ich mobilność i siłę ognia.

Ponadto komisarz Rajkovic też dobrze się bawił. Jego głos podobny był to setki organów katedralnych, jednocześnie spuszczanych z orbity na ziemię - kakofonia. Jednak skuteczna! Żołnierze zdawali się przyspieszać z każdym słowem.

- Rajkovic! Gdzie jest broń ciężka? Powinni być już rozstawieni! Muszę mieć zaporę w tym, tym i tym miejscu! - spytał Iroh, przekrzykując się z odgłosami bitwy i wskazując najmocniej osłonięte i uzbrojone punkty. Trzeba przyznać, że nie miał takiej przepony, jak komisarz, więc było mu o wiele ciężej.

Wtem... Jakiś mek uszczuplił siły majora o jednego Sentinela - jednym strzałem. To nie mogło się powtórzyć. Major Corrison nie mógł rozkazać skupienia się na tym jednym punkcie bitwy, bo to mogłoby zniszczyć cały szturm. Zresztą - i tak nikt nie zauważył orka.

Musiał to zrobić sam.

Położył się zatem, by ukryć się przed wzrokiem orków i wystawił rękę, dzierżącą pistolet boltowy. Spojrzał na dzieło Adeptus Mechanicus. Miał tylko jedną szansę. Musiał trafić, bo inaczej mek uciekłby z pola widzenia i trzeba by go szukać na nowo.

Musiał wycelować. Wolał poczekać tych kilka sekund, by być pewnym strzału. Najlepiej, kiedy sam mek celuje. Musiał go tym strzałem zabić.

- Imperatorze, obdaruj mnie swą Łaską... Twoi wierni żołnierze walczą za Imperium, za Ciebie... Nie pozwól im ginąć... - wyszeptał modlitwę i strzelił.

Teraz mógł mieć tylko nadzieję, że pocisk dosięgnie celu.

Trafiając, major mógł poruszać się dalej do swoich żołnierzy i prowadzić ich przez okopy, gruzy i tunele.

Gdyby jednak nie trafił... Musiał pomyśleć, co dalej. Może tak snajper? Problem w tym, że wojska szturmowe rzadko mają w składzie snajpera... I sam Iroh nie pamiętał żadnego podczas przygotowań do desantu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lata treningu i dyscypliny dały o sobie znać. Mimo walki toczącej się wkoło, wyprowadziłeś celny i fachowy strzał... Który chybił. Ork w ostatnim momencie wykonał nieświadomie ruch, ratujący jego żałosne życie. Strzał mający zagłębić się w klatce piersiowej stwora, trafił go jedynie w rękę.

Był to jednak strzał z pistoletu boltowego.

Pocisk kalibru .75 eksplodował zaraz po wbiciu się w kończynę i rozerwał ją, pozostawiając jedynie śmieszny kikucik w ramach pamiątki. Chmura posoki rozeszła się sferycznie, zabarwiając wszystko po drodze na karmazynowy kolor. Mek zawył zwierzęco i zniknął z twojego pola widzenia. Tak czy siak, nie był już w stanie używać swej śmiercionośnej broni.

Straciłeś kontakt wzrokowy z komisarzem, jednak nadal go słyszałeś i byłeś pewien, że świetnie sobie radzi walcząc gdzieś w okopach. Na jego miejsce pojawił się natomiast Marvin Lengemann, twój łącznościowiec. Podczołgał się mozolnie, osłaniając cenny sprzęt niesiony na grzbiecie.

- Broń ciężka właśnie ukończyła rozstawianie się w wyznaczonych przez Pana miejscach, Sir. Dodatkowo pierwsze oddziały rozpoczęły szturm tych betonowych tuneli. Dirk Kugel, porucznik z Czwartego Plutonu, prosi o wsparcie przy głównej bramie, bo spodziewa się tam największego oporu. Skierować w to miejsce dodatkowych ludzi? Czy może lepiej wpierw całkowicie oczyścić tunele przed bazą?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uroki wojny. Choćby nie wiadomo, jak się starało - i tak nic nie pójdzie zgodnie z planem. To sprawiało, że bitwa żyje. Akcja ma reakcję.

I w tym momencie major musiał szybko zareagować. Lecz jak?

Jeśli wyśle posiłki do wejścia, orkowie sprzed fortecy będą mieli pole do popisu.

Zaś nie wspierając tamtego punktu, zielonoskórzy mogli wylać się na żołnierzy właśnie stamtąd. Decyzja musiała zapaść szybko.

- Wycofać się spod bramy i zabezpieczyć. Ostrzeliwać każdego orka, który pokaże zasmarkany nos. Jedno ciężkie działo skierować w tamtą stronę. Tam ma być zielony dywan! Musimy najpierw oczyścić tereny przed fortecą, byśmy nie dostali w plecy. Reszta ciężkich dział na stanowiska rakietowe - tam nie ma być nic do zbierania! - rozkaz był prosty. Major raz jeszcze rozejrzał się po okolicy - Zapewnić sentinelom bezpieczną drogę. Raportować im o każdym ukrytym orku, jakiego zobaczycie. Nie chcę, by trafiły na minę, granat, bądź inne cholerstwo. Komisarz Rajkovic niech przejdzie pod bramę i utrzymuje tam porządek - tak brzmiały ostatnie rozkazy. Następnie major wstał i ruszył przed siebie, do najbliższej grupki gwardzistów. Chciał im przewodzić w misji oczyszczania terenu.

Czy ten rozkaz był właściwy...?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[justify]Marvin Lengemann szybko przekazał twój rozkaz i ruszył za tobą w kierunku żołnierzy. Dirk Kugel, choć poirytowany zatrzymaniem się ofensywy, usłuchał rozkazu. Próbował jeszcze przedstawić swoje racje, ale wyjątkowo krótko... Wystarczyło by na horyzoncie pojawił się pan komisarz i wszelkie sugestie zamilkły jak nożem uciął. Drużyny wsparcia, wyposażone w ciężkie uzbrojenie rozpoczęły właśnie koncentrowanie swojego ognia na stanowiskach z artylerią rakietową. Były całkiem nieźle ufortyfikowane i prawdopodobnie wytrzymałyby konwencjonalny ostrzał. Nie miały jednak większych szans z taką kanonadą. Lufy grzały pociskami aż do przegrzania układów, a burza ognia i stali jaką wywoływały nad swymi celami, unicestwiała każde jedno istnienie, które miało pecha się tam akurat znaleźć. W ten sposób zdążono wyłączyć dwie baterie, które były w zasięgu wzroku, zanim jeszcze dobiegłeś do grupki czekających na ciebie wojaków.[/justify]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No, to była świetna robota! Aż miło patrzeć, jak żołnierze Gwardii Imperialnej, wierni, niezłomni i odważni słudzy Nieśmiertelnego Boga-Imperatora pokazują, jak powinno się walczyć. Cadiańczycy - najlepsi z najlepszych. Tak daleko od domu tylko po to, by pokazać Imperium, kto jest najlepszy. Jak to mówi motto VIII Cadiańskiego Regimentu: "Mess with the best, die like the rest".

Dwie baterie rakietowe leżały. To mogło poluzować trochę sytuację na orbicie. Powinno. Jednak Flota Imperialna miała własne zmartwienia, a major Iroh Corrison swoje.

- Dobra, przenieść stanowiska broni ciężkiej bliżej wejścia głównego i rozstawić. Jedno na wejście, reszta tak, co by nikt nas nie zaskoczył z dziwnego miejsca. Trzy sentinele nam tu pomagają, a pozostałe dwa mają czekać na rozkazy i pomagać w obronie głównego natarcia. I niech Komisarz Rajkovic puści kogoś tam na zwiady. Najlepiej z jakąś kamerą, czy czymś - o ile tym dysponujemy - pierwsza fala rozkazów powędrowała do wojsk, których major nie miał pod okiem - to była ważniejsza sprawa o tyle, ze major nie był w stanie kontrować sytuacji na bieżąco.

Teraz mógł się zająć czyszczeniem pola.

- Dobra, ludzie! Dzielimy się na grupy po trzy oddziały! Każdy idzie w inna stronę. Powoli, ostrożnie - oczy dookoła głowy. Jak ktoś znajdzie coś ciekawego, to od razu mi meldować! Do boju! I niech Imperator ma Was w Swej opiece! - rozkazał i ruszył ze swoimi oddziałami przed siebie. Ostrożnie stawiał każdy krok, wytężając zmysły. Musiał widzieć, słyszeć, a nawet czuć wszystko. Było to niebagatelnie trudne, ale wojna znana jest z tego, że to dzięki niej ludzie przekraczają swe granice.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[justify]Rozchodziliście się powoli po tunelach, wdając przy tym w brutalną walkę okopową. Korytarze wiły się jak wąż, uniemożliwiając prowadzenie skutecznego ostrzału. Orkowie świetnie to wykorzystywali, zmuszając twoich żołnierzy do używania bagnetów i granatów. Zaczęliście ponosić straty... Duże straty, bo mało który człowiek mógł się mierzyć z orkiem w takiej potyczce. Sam jednak nie miałeś dużo okazji do walki, bo twoi podwładni zwyczajnie nie pozwalali ci się narażać. Była to rzecz specyficzna dla waszego regimentu i nie sposób było nic z tym zrobić. Jeśli chodziło o twoje bezpieczeństwo, to mogłeś mówić swoje, a gwardziści i tak robili swoje. Niemniej przyjęta taktyka przynosiła rezultaty. Okopy zapewniały zabezpieczenie przed orkami zagnieżdżonymi na ufortyfikowanym wzgórzu, a przeciwników ich broniących było z każdą sekundą coraz mniej.

Wszystko szło dobrze. Aż podejrzanie dobrze...

Nagle od strony głównej bramy usłyszałeś tępy huk, a następnie wybuch i nową, intensywną kakofonię broni maszynowej.

- Panie majorze! - Usłyszałeś krzyk swojego łącznościowca. - Xenosi! Staranowali własną bramę i wyjechali na kontruderzenie Szaberczołgami!

Lengemann jeszcze chwilę odbierał spływające meldunki, z wyraźnym niepokojem.

- Komisarz Rajkovic mówi, że bramę przekroczyły trzy maszyny, wspierane przez kilkudziesięciu piechurów! Rozniosły zwiadowców... Czwarty Pluton wykrwawia się starając utrzymać pozycję, ale przeciwko czołgom nic nie wskóra. Komisarz prosi... Nie. Komisarz żąda koncentracji wszystkich sentineli na pancerniakach wroga. [/justify]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie sposób było przedrzeć się przez własnych ludzi. Jedyny rozkaz, którego nigdy by nie usłuchali, to wypuszczenie majora na pierwszą linię. Musiał on zatem pilnować wszystkiego z tyłu. A miał, co robić.

- Co ja mówiłem o ostrożności! Celujcie w gardła! Celujcie w gardła! Od tego macie bagnety! I odskakiwać od ciosu! Jak macie pole, to rzućcie granatem! Do kupy, ludzie! - krzyczał, starając się ogarnąć chaos, jaki panował w okopach. I pomimo tego, wciąż bitwa była aż nadto łatwa.

Myśli majora skupione były na możliwej zasadzki. I chwilę potem w brodę sobie pluł, ze o tym myślał. Gdy łącznościowiec przekazał mu informacje, ten tylko spojrzał na niego z furią w oczach.

- Na prawdę muszę wydawać pozwolenie na takie manewry?! Komisarz Rajkovic też tu ma władzę! Piechota ma się wycofywać! Wszystkie sentinele do bramy! Działa ciężkie niech ostrzeliwują piechotę - tylko na Imperatora, niech schowają się za czymś! - rozkazał, po czym krzyknął do swoich ludzi - Wycofać się! W bramie nas potrzebują! Przygotować granaty i szukać dobrze osłoniętego pola! Mają czołgi! Dwa oddziały osłaniają nasze przegrupowanie! Nie zostawać w tyle! W razie czego sygnalizować reszcie i koncentrujemy ogień na pościgu! RUCHY! RUCHY! - ryczał, kierując się szybko w kierunku bramy głównej. musiał się schować w okopie i ocenić sytuację.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[justify]Rzuciliście się biegiem w kierunku głównej bramy. Obok was, na poziomie terenu przesuwały się sentinele. Całe szczęście, że te Cadiańskie miały dodatkowe opancerzenie. Standardowe pociski wgniatały blachę i odbijały się rykoszetami po okolicy, ale nie były w stanie spenetrować grubej blachy. Problem w tym, że wasze uzbrojenie było na granicy przebicia pancerza szaberczołgów... I to jedynie w tylną część.

Kiedy dobiegłeś na tyle blisko, by ujrzeć pole bitwy, twym oczom ukazało się prawdziwe piekiełko. Wszędzie leżały świeże trupy... Zarówno gwardzistów jak i orków, jednak tych pierwszych było znacznie więcej. Czołgi zdawały się być nienaruszalnymi górami siejącymi śmierć wszędzie, gdzie tylko mogła sięgnąć ich broń. Jakiś żołnierz spanikowany, uciekł w kierunku lądowiska ale nie przebiegł nawet dziesięciu metrów, jak dostał w głowę strzałem od Rajkovica.

- Walczyć k**wy! - darł się, wyraźnie i umyślnie przegrzewając przy tym pistolet plazmowy! Kiedy ładunek tegoż osiągnął już krytyczną masę, komisarz wspiął się po ścianie okopu i nie zważając na dwie rany postrzałowe, które momentalnie zaliczył, rzucił nim w kierunku wizjera najbliższego pojazdu. Eksplozja mini-supernowej, która nastąpiła po chwili, ogarnęła cały przód czołgu i musiała stworzyć prawdziwy wir ognia w jego środku. Wygląda na to, że pierwsi pancerniacy zostali wyeliminowani.

[/justify]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Imperatorze, chroń... - mruknął jedynie major, widząc to, co się działo na polu bitwy. Jego otępienie, jego strach był jednak chwilowy. Szybko zebrał się do kupy i szarpnął łącznościowcem w swoim kierunku.

- CELOWAĆ W DZIAŁA DO K@#$Y NĘDZY! W DZIAŁA! TO SŁABE PUNKTY PANCERZY! - Iroh nie był wprawdzie mechanikiem, czy czołgistą, ale co nieco na temat tej technologii wiedział - musiał wiedzieć, jako dowódca i chciał wiedzieć, jako taktyk. Nieraz rozmawiał on z kapłanami maszyn i innymi mechanikami, pytając, co i jak działa. Ta wiedza mogła się przydać właśnie tutaj.

Czemu rozkaz mówił o strzelaniu w działa? To wręcz banalnie proste - wokół dział jest najwięcej ruchomych elementów, więc najmniej spójnego pancerza. Były to elementy wręcz stworzone do oddawania strzału, by uszkodzić maszynę - a już na pewno uniemożliwić jej ostrzał. Znając jednak życie - i prawa fizyki - rozgrzane odłamki pocisku i pancerza zrobiłyby swoje wewnątrz machiny.

Następnie wydarł się do swoich żołnierzy, by trzymali pozycje. Musieli trzymać. Ciężkie działa pomagały utrzymać względny porządek w ataku zielonoskórych, więc ranni mogli być ciut bezpieczniejsi. Jedynym problemem były te cholerne czołgi.

Musiał jednak czekać. Póki były sprawne, atak był samobójstwem. Spojrzał jedynie na komisarza Rajkovica - facet to miał jaja. Nie mógł i nie miał zamiaru się wycofywać, mimo ran i zagrożenia życia. W końcu, gdyby on się cofnął, to cały szturm by szlag trafił.

Major Iroh Corrison bardzo chciał mu pomóc, jednak wiedział, że jego pomoc zależy od ostrzału czołgów. Jeśli działa byłyby wyłączone, to mógł on wydać rozkaz do ataku - wydać rozkaz i pierwszy ruszyć szturmem w przód, dzierżąc swoja szablę w dłoni. Kilka pozycji w przód, by zdobyć trochę miejsca i odgonić przeciwnika.

Jeden prosty manewr, by jego ludzie poczuli siłę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[justify]- Hurraaaa! Za Imperatora! - rozległ się chóralny okrzyk, gdy obrońcy zobaczyli nadciągające posiłki. Wykrzesali z siebie resztki sił i ruszyli do kontrnatarcia. Wszystkie bronie ciężkie i wszystkie "walkery" wdały się w nierówny pojedynek ogniowy z czołgami, obierając je za najważniejszy i jedyny cel. Nie minęło pięć sekund, jak pierwszy sentinel eksplodował po trafieniu z potężnego działa, a jego poskręcany wrak samą siłą rozpędu wpadł w najbliższy lej i przygniótł walczących w nim przeciwników. Orkowie wyli z cierpienia paląc się żywym ogniem, ale nie czułeś litości dla wrogów Imperium. Niech się smażą.

Walka trwała. Granaty latały w powietrzu, rozrywając coraz to nowsze ciała i tworząc w okolicy brudne, krwawe błoto w którym gwardziści ślizgali się i ginęli pod kulami wroga. Nie było jednak czasu na przerwanie potyczki i odskoczenie w bezpieczne miejsce. Ranny komisarz chwycił pas z granatami i chciał wyleźć w kierunku następnego czołgu, ale stracił równowagę przejeżdżając butem po czyichś wnętrznościach i wywinął orła lądując twarzą w glebie. Zanim to jednak zrobił, zdążył w ciągu tych kilku sekund wypowiedzieć zadziwiającą ilość skondensowanych przekleństw. Pobliscy gwardziści tylko pokiwali z uznaniem głowami. Kto jak kto, ale Rajkovic umiał się "wysławiać".

Dzięki twoim instrukcjom zdawało się jednak, że przeważyliście szalę zwycięstwa na swoją stronę. Po kolei wyłączyliście uzbrojenie szaberczołgów, a jeden z nich po urwaniu się gąsienic został unieruchomiony. Natychmiast wykorzystał to jeden z żołnierzy, wykazując niebywałą brawurę i podbiegając do niego mimo wciąż działającego działka maszynowego. Udało mu się dopaść do pojazdu i wrzucić do środka granat przez jedną z wybitych w opancerzeniu dziur. Eksplozja jaka nastąpiła, była dla was niczym piękna pieśń imperialnych chórów. Żołnierz chyba przeżył, ale ciężko było to określić w tym momencie, bowiem drugi z czołgów ruszył wprost na ciebie, taranując po drodze wszystko co tylko mógł. Widać kierowca rozpoznał w tobie oficera i postanowił ukrócić łeb imperialnej maszynie wojennej... Poprzez eliminację dowódcy.[/justify]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wspaniały obrót spraw! Wszystko szlo ponownie zgodnie z planem! Zdawało się, ze nawet Rajkovicowi wraca humor, skoro zdążył wyśpiewać swoja ulubiona litanię w ciągu tych kilku sekund upadku.

- Błogosławieństwo Imperatora spływa na nas! Nasz Pan nas widzi! Nie zawiedźmy go! - major krzyknął, postępując jeszcze trochę w przód.

Wtedy jednak zauważył, że orkowie już znali twarz swego głównego kata. Nic tylko uśmiechnąć się do kamery... I ją rozwalić, razem z jej operatorem.

- Utrzymać pozycje! Nikt nie rusza za mną! Rajkovic! Trzymaj ich tutaj! Piechota ma ostrzeliwać xenosów za czołgiem! - kolejny rozkaz. Miał on dwie warstwy, bowiem to, co planował Iroh mogło... go drogo kosztować i w razie potrzeby ktoś musiał kontynuować natarcie.

Jedyne, co oficer wziął ze sobą, to granat jednego z gwardzistów. Z imieniem Imperatora na ustach ruszył on do szturmu na czołg. Orkowie na pewno nie odrzuciliby pokusy i możliwości rozgniecenia "głupka", który biegnie z szablą na czołg. Na pewno chcieliby się pośmiać. Orkowie to zuchwałe i bezmózgie istoty - idealny materiał do manipulacji.

Skok Wiary - tak można nazwać to, co zrobił major. Nie miał on jednak zamiaru skakać na pancerz - za duże ryzyko. Skoczył on przed siebie - na ziemię, ówcześnie upewniając się, że na jego drodze nie stanie gąsienica orkowego złomu. Położyć się i czekać, aż przejedzie. Gdyby tylko to zrobił, Iroh odbezpieczyłby granat i rzucił w silnik - a niech się pali cholera!

Strach. Już po skoku Iroh poczuł, jak ogarnia go strach. Przed oczami zaczął widzieć obrazy jego ukochanej żony i ślicznej córeczki. Tęsknił za nimi. Bał się o ich przyszłość w galaktyce, ogarniętej niekończącą się wojna o przetrwanie Ludzkości.

Bał się... I to ten właśnie strach dodawał mu sił. Ostrzył zmysły i przyspieszał reakcje. Bał się o swoja rodzinę - wiedział, że musi, nie.. Wiedział, że BĘDZIE ich chronić!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[justify]- Cu ja widzieć! Głupia ludź. HAH!

Może ci się tylko zdawało, a może wśród wystrzałów, ryku silnika i chrzęstu gąsienic rzeczywiście usłyszałeś słowa kierowcy. Rzuciłeś się wprzód, lądując w niewielkim dołku i przylgnąłeś do ziemi. Pojazd skręcił delikatnie, a jego gąsienice przejechały niebezpiecznie blisko twojej głowy, zrywając z niej oficerską czapkę i mieląc w mgnieniu oka.

Szlag by to trafił... To była twoja ukochana czapka, za którą przeciwnik z pewnością słono zapłaci.

Wszystko zadziałało jak w zegarku. Przynajmniej teoretycznie. Pojazd przetoczył się nad tobą i skierował na najbliższy okop, a gwardziści zapewnili ci podziwu godną zasłonę ogniową. Wtedy to rzuciłeś granatem w osłonięty silnik. Była to za mała moc na zniszczenie pojazdu... Niestety nie dysponowaliście ładunkami melty. Udało się jednak rozpruć pancerz, a siła wybuchu oderwała klapę wejściową, odrzucając ją na kilka metrów i odsłoniła przed tobą całe wnętrze pojazdu.

Pierwsze co zobaczyłeś to zadziwione ślepia jednego z obsługantów. Jego osmolona sadzą morda nie wyrażała wielkiej inteligencji. Adrenalina płynęła strumieniem przez twoje żyły. Czas dla ciebie zwolnił... Widziałeś jak w spowolnieniu, usta orka składające się do wypowiedzenia jednego, krótkiego zdania. Dotarło do twoich uszu po, zdawałoby się, zadziwiająco długim czasie.

- Szefunciu - rzekł zielonoskóry trącając przy tym kierowcę. - Jest źle.[/justify]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaprawde Imperator ukochał 1114 Pułk Cadiańskiej Gwardii Imperialnej, bowiem tylko tutaj działy się takie cuda. Samobójczy manewr okazał się być chyba najskuteczniejszą i najbardziej widowiskową metodą walki z orkowymi machinami.

Jeszcze pod podwoziem czołgu, Iroh syczał jednym ciągiem najbardziej plugawe i ohydne przekleństwa w kierunku załogi maszyny - oj tak, Rajkovic dobrze go wyszkolił w tym kierunku - Nikt nie miał prawa dotykać JEGO czapki!

Granat wylądował na silniku i eksplodował, ukazując żołnierzowi jego wręcz szalenie niestabilne i niepraktyczne wnętrze. I załogę oczywiście, jednak ta nie była tak uderzająca, bo każdy ork wyglądał tak samo - zielona kupa gnatów i mięcha, pozbawiona mózgowia.

Pierwszym ruchem majora było dobycie pistoletu. Wymierzył on w załogę i z nienawiścią w oczach warknął w ich kierunku:

- A to za moją czapkę, skur$%#le. - Był to niemal wyrok. Major Corrison zaczął wystrzeliwać pociski boltowe w orków, wstając jednocześnie. Chciał ich powybijać w jak najbrutalniejszy znany mu sposób. Pociski te miały to do siebie, że poza śmiertelnie poważnymi ranami rozpryskiwały się, powodując chaos. I na to też liczył Iroh, biegnąc w kierunku czołgu.

Zaletą tego szturmu był fakt, że orkowie byli pod jego osobistym ostrzałem. Ponadto, jako załoga czołgu nie posiadali zbytnio broni do walki wręcz. I jeśli nawet, to z wnętrza takiej puszki ciężko się zamachnąć, czy bronić.

To właśnie te zalety miały dać oficerowi przewagę. Dziki krzyk i przygotowana szabla miały być zwiastunem śmierci, czekającej na obcych.

Celować w gardła, widząc zamach, czekać i odskoczyć - tak brzmiały najlepsze możliwe rady, dotyczące walki z orkami w bliskim kontakcie. Wpajane żołnierzom Iroha w każdym miejscu w galaktyce, gdy tylko mieli walczyć z Waaagh. I to Iroh, jako jeden z pierwszych oficerów pułku i największy orator tej taktyki miał zamiar walczyć z nimi w bliskim kontakcie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[justify]Leciałeś z zamiarem wdania się w walkę wręcz, ale w całej swej słusznej przecież furii, nie pomyślałeś o sile pocisków z pistoletu boltowego. Wystrzelane do wnętrza zamkniętej przestrzeni, rozrywały wszystko na co trafiły. Czy to miękkie ciało żywego organizmu, czy toporną maszynerię. W powietrzu wirowały połamane śrubki, stępione trybiki, kawałki kości, gęsta posoka i dym papierosowy z cygara zielonoskórego kierowcy. Wpadłeś w to wszystko wymachując radośnie szablą i mając nadzieję, że choć jeden ork będzie żywy na tyle, byś miał satysfakcję z dobicia go.

CHOLERNIE, cholernie się rozczarowałeś.

- Bwahahaha! Co za szajba! Tak trzymaj majorze, to dostanę nowy przydział szybciej niż się spodziewałem! - zaśmiał się Rajkovic, a pobliscy wojacy już się rzucali na ciebie i starali przygwoździć do ziemi myśląc, że wpadłeś w bitewny szał. Mimo wszystko, czapka była warta tak gwałtownej zemsty.[/justify]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czapka pomszczona. Trochę żal, że major nie mógł poszatkować zielonoskórych, ale... Lepszy rydz, niż nic.

Żołnierze zaczęli przytrzymywać swojego oficera w słusznej obawie, jednak.. Niepotrzebnie. Iroh uspokoił się i praktycznie zesztywniał, powtarzając żołnierzom, ze już wszystko w porządku, że mogą go puścić.

I na pewno puścili, bo czemu nie? Oficer, stając o własnych siłach spojrzał na komisarza Rajkovica.

- A co? Aż tak mnie nienawidzisz? - spytał w zasadzie ze średnim zainteresowaniem, zmieszanym z dopisującym humorem - w końcu właśnie przed chwilą, mając szablę, pistolet i granat zdobył szturmem czołg i wyszedł praktycznie bez szwanku!

Jednak radość radością, a atak musi trwać.

Póki co pierwszym rozkazem było zebranie pozostałych sił szturmowych. Ilość żołnierzy, zdolnych do walki, ilość rannych, ilość sprzętu... No wszystko, co powinien dowódca wiedzieć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[justify]Zebrałeś żołnierzy z zamiarem przygotowania was do dalszego szturmu. Sytuacja nie przedstawiała się różowo, ale trzeba uczciwie przyznać, że mogło być dużo gorzej. Oddział stracił prawie jedną trzecią zabitych i rannych. Wyłączone z walki zostały też cztery sentinele i dwa zespoły broni ciężkich. Te elementy jednak w średnim stopniu nadawały się do walki wewnątrz korytarzy pod wzgórzem. Problemem mogło wprawdzie być zużycie większości granatów, ale przynajmniej stan amunicji do "latarek" wyglądał bardzo zachęcająco.

Medycy krzątali się wśród potrzebujących, łatając ich jak mogli i przenosząc na lądowisko, gdzie ustanowiono prymitywny szpital polowy.

- Sir - jeden z medyków podszedł do ciebie powoli, ocierając sobie twarz z potu. Na niewiele mu się to zdało, bo zastąpił tylko pot krwią z ubabranych po łokcie rąk. - Wiem, że szturm trwa, ale będziemy potrzebowali przynajmniej kilkunastu ludzi do pomocy, a najlepiej jeszcze kilku w ramach obstawy. Na księżycu pewnie roi się od orków i nie wiadomo, czy jakaś wałęsająca się banda nie zaatakuje nas gdzieś od tyłu. Z dobrych wieści, to transportowce jednak nie odleciały bo uznano, że na ziemi jest bezpieczniej. Mogą więc zapewnić wsparcie swoich działek...[/justify]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwsze koty za płoty. Było póki co spokojnie... No, póki co. Jednak nie można było pozwolić, by orkowie się przegrupowali i uderzyli - to Gwardia Imperialna ma uderzyć pierwsza!

Major Iroh Corrison cmoknął, oglądając pole bitwy i swych podkomendnych, po czym zadecydował:

- Zbiórka wszystkich, którzy są zdolni do walki. Dzielimy się na dwie grupy po tyle samo żołnierzy. Pierwsza grupa osłania rannych, druga idzie ze mną - zaczął, wstając - Sentinele muszą tu zostać, a broń ciężka się tam nie przyda, więc zostają. Jednostki tutaj są pod rozkazami Komisarza Rajkovica - gestem ogłosił przygotowanie do kolejnego etapu walk - Nawiązać łączność z flotą. Jeśli mogą, niech ześlą wsparcie. Obie drużyny mają być w stałym kontakcie. Jak będziecie gotowi, to dołączyć. A, i najważniejsze... Rajkovic! - zawołał komisarza z uśmiechem na twarzy - Dostaniesz nowy przydział dopiero wtedy, gdy Ci pozwolę, haha! - o tych słowach rozkazał swym ludziom iść w stronę fortu.

Zwiad. To jest najważniejsze. Dwójka gwardzistów dostała rozkaz wyruszenia przodem i przeprowadzenia rozpoznania. Musiał być kontakt radiowy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[justify]Rajkovic odpowiedział uśmiechem, ale nic nie rzekł. Zebrał jedynie przydzielonych mu ludzi i poszedł okopać się na lądowisku. Łącznościowiec natomiast próbował połączyć się z flotą, ale jego mina wyraźnie świadczyła, że niezbyt mu to idzie.

- Dziwne Panie Majorze... Słyszę jedynie trzaski i szum, z rzadka pozwalający przebić się pojedynczemu słowu. Nie mogę jednak z nich ułożyć żadnej sensownej wypowiedzi... Chyba chwilowo mamy flotę z głowy.

Cholerny sprzęt... W takich warunkach jak panujące na tym księżycu, bardzo szybko się psuł. Duża wilgotność, insekty i ciężki do zniesienia upał. Żołnierze byli wycieńczeni, ale gotowi do dalszej walki. Mogłeś mieć jedynie nadzieję, że nie potrwa ona długo, bo inaczej będziesz musiał w środku bitwy zrobić przerwę na zebranie sił, albo błyskawicznie nauczysz się zwyciężać mdlącym wojskiem.

Posłałeś do środka dwóch zwiadowców. To byli doświadczeni gwardziści i poruszali się bardzo ostrożnie. Trwało to długo, ale nie było sensu ich popędzać. Ostatecznie dali znać, że samo wejście, jego okolice i nieduży hangar w środku są oczyszczone. Wraz ze swymi 70 ludźmi możesz wchodzić bez obawy o zaminowane ściany czy ostrzał z zaskoczenia.[/justify]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No nie było tak pięknie! Nie było... Sprzęt podręczny nawalał.

- Póki nie jesteśmy za daleko, sprawdź łączność z grupą Rajkovica. Jeśli jej nie ma, to jeden do niego leci i powie mu, żeby próbował się kontaktować z flotą z radia na statkach desantowych. I na jednej nodze z powrotem! Szybko tam wchodzić nie będziemy - rozkazał major, odwracając się do reszty ludzi - Dobra, panowie! Wchodzimy do środka i czyścimy teren metodycznie - pokój po pokoju. Kierujemy się w tym samym kierunku, podzieleni na dziesięcioosobowe drużyny. Żadna nie schodzi z oczu pozostałym! Ci orkowie pewnie się tam zadomowili, czyli mogą wyjść praktycznie zewsząd. Oczy dookoła głowy i uszy w ścianach, podłogach i sufitach, jasne? - wytłumaczył, kończąc pytaniem, które nie oczekiwało odpowiedzi. To miało po prostu być zrozumiane i przestrzegane, jak Imperialne Prawo.

Wtedy major ruszył pierwszy, dołączając do zwiadowców. Poruszał się szybko, acz cicho.

- Jak to tu wygląda? - spytał ich. Spytał, bowiem mieli już dość czasu, by zrobić wstępne rozpoznanie okolicy i sporządzić jakikolwiek raport.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[justify]Będąc tuż przed główną bramą usłyszałeś w komunikatorze głos Lengemanna.

- Uhhhh... Majorze... - zaczął niepewnie. - Kontakt z Rajkovicem mamy idealny, natomiast ani oni, ani lądowniki nie mogą się porozumieć z flotą. Tak, jakby gęste chmury atmosfery księżyca zakłócały przekaz... Ale to jest mało prawdopodobne... Niemniej możemy zobaczyć czy się łączność poprawi, kiedy jakoś je wiatr rozwieje.

Przyjąłeś wiadomość ze spokojem. Od zastanawiania się nad takimi problemami są kapłani maszyny. Niech obliczą, wyliczą, naliczą i podliczą te wszystkie swoje magiczne tabelki, a potem w raporcie dadzą znać czemu pieprzony *niezawodny* system zawiódł.

Przekroczyłeś próg zniszczonych stalowych wrót. Powyginane i poskręcane kawałki blachy przybrały wyjątkowo finezyjne kształty. Prawdopodobnie tylko maszyna wielkości czołgu mogłaby je staranować. Mniejsza zwyczajnie rozbiłaby się na wrotach i utknęła, wystawiając tym samym na ostrzał.

Znalazłeś się w sporej wielkości hangarze. I tutaj znajdowały się ślady po toczonej bitwie: wraki pojazdów, trupy walczących. Widać nawet resztki po wyraźnym punkcie oporu... Gwardia starała się utrzymać wroga poza obiektem, ale poległa. Orków musiało być zbyt dużo. Do wnętrza budynku prowadziła jedna droga, zasłonięta kolejnymi wrotami. Te jednak były już dużo mniejsze... Miały może z trzy metry szerokości. Przed nimi stali zwiadowcy.

- Majorze... - zagadał jeden, prezentując należyty salut. - Alexius Sidius Cornhalli, Trzeci Pluton. Wiele do opisywania nie ma. Na zewnątrz nie wykryliśmy żadnej zasadzki czy wrogiej grupy, o ile można tak się wyrazić w naszej sytuacji. Choć wprost tego nie widać, to wzgórze pewnie najeżone jest minami i strefami ostrzału. Z tego powodu proponujemy szturm przez korytarze. Walka będzie brutalna, ale mym skromnym zdaniem daje przynajmniej teoretyczne szanse na zwycięstwo. Większość zabezpieczeń zapewne zostało zużyte i zniszczone podczas szturmu orków, a te durne bestie nie postawią dużej ilości własnych w ciągu kilku dni... Specjalnie mówię dużej, bo z pewnością COŚ dla nas przyszykowali.

Zwiadowca podrapał się po nosie, jakby zbierając myśli do dalszej wypowiedzi. Ostatecznie jednak przygryzł delikatnie wargę i kontynuował.

- Nie wiemy co jest za tą bramą - powiedział, wskazując palcem za siebie. - Mogę jednak powiedzieć, że poprzednia została rozwalona ładunkiem wybuchowym, a ta pośpiesznie zmontowana przez zielonoskórych. To oznacza, że jakieś fortyfikacje czy zabezpieczenia mogą się w obiekcie znajdować. Jeśli nie chciałoby im się takowych budować, to tym bardziej nie fatygowaliby się z wstawieniem głupich "drzwi". Cokolwiek tam jednak się znajduje, będziemy mieli problem. Nie dysponujemy żadnymi planami obiektu... Dobrze więc byłoby dostać się do jakiegoś terminalu, albo pogodzimy się ze szturmowaniem labiryntu... Po omacku.[/justify]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wciąż słuchając słów zwiadowcy, gestem ręki nakazał rozstawić się reszcie żołnierzy. Głupio tak stać, kiedy dowódca idzie, nie?

Iroh uśmiechnął się i rozejrzał jeszcze raz po pomieszczeniu.

- Na ślepo się nigdy nie walczy. Jeśli istnieje jakakolwiek szansa pozyskania danych, które pomogłyby nam w walce, to musimy ją wykorzystać. Wiecie przecież, że nie rzucę was na rzeź - odparł, poklepując żołnierza po ramieniu.

Następnie odwrócił się do drużyn.

- No dobra, panienki. Naszym głównym celem jest przejęcie kontroli nad działem księżycowym. Jednak przeciwnik zdążył się... Zadomowić. Dlatego na tą chwilę naszym priorytetem jest odnalezienie terminala, czy innego pomieszczenia, z którego moglibyśmy pozyskać dane na temat obiektu i możliwych miejsc, gdzie orkowie mogli się przyczaić - wytłumaczył, występując lekko na bok - Dwa oddziały idą ze mną, poszukać takowego miejsca. Reszta zabezpieczy teren. Macie się osłonić i przygotować do walki. Jak jakaś zielona morda wejdzie wam w zasięg wzroku to macie ją momentalnie oddzielić od reszty jej paskudnego cielska - wydał rozkazy, po czym zawołał II i V oddział szturmowy - Wy idziecie ze mną. Reszta zostaje - oznajmił, po czym odwrócił się do rozmawiającego przed chwilą z nim Alexiusa - Żołnierzu, od tej chwili to wy pilnujecie tego miejsca. Znacie rozkazy: pilnować do naszego powrotu. A niech mi któryś choćby zostanie draśnięty...! - ostrzegłeś, grożąc palcem nowo mianowanemu dowódcy przed nosem.

Następnie uśmiechnął się i ogłosił wymarsz grupy infiltracji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...