Skocz do zawartości

[GRA] Długo i Zawsze Szczęśliwie (Akademia Dobra i Zła) (~Magus)


Elizabeth Eden

Recommended Posts

Akademia Zła

Biały wilk odszedł od Crystal, kiedy tylko dostał od niej dalsze rozkazy. Adelia nadal była omdlała i nie mogła zauważyć tego, że została podniesiona ani tego, że otoczenie zmieniło się na śmierdzące, wilgotne kanały. Cały czas lekko drżała, a jej spierzchnięte usta były nieznacznie rozchylone. W pewnym momencie zaczęła również szczękać zębami i wiercić się ze zmarszczonymi brwiami, choć wciąż nie odzyskiwała przytomności. Przez ten cały czas dręczyły ją koszmary. Nie była w stanie skupić się na żadnym z nich, kolory i dźwięki plątały się, migając w zawrotnym tempie. Dopiero na sam koniec wszystko zaczęło zwalniać i nabierać ostrości. Szarpała się z Margo, która próbowała wepchnąć ją głową w dół do kociołka. W pomieszczeniu było całkiem ciemno i jedyne plamy światła padały właśnie na nią oraz na trzy postacie, które stały obok i biernie przyglądały się jej rozpaczliwym wysiłkom. Adelii udało się ich rozpoznać dopiero wtedy, gdy Margo w końcu złapała ją za kostki i wrzuciła do wielkiego kotła. To był ten mężczyzna z mozaiki, Dyrektor Akademii, w masce i srebrnej todze. Uśmiechał się uprzejmie i trzymał dłonie na ramionach pozostałej dwójki, którymi okazali się być Lisa i Alan w koronach na głowie. Próbowała do nich krzyknąć, ale nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Na moment przed tym jak Margo przykryła kociołek pokrywką, odcinając dopływ jakiegokolwiek światła, usłyszała jak Dyrektor mówi przyjemnym głosem Polluksa z Ceremonii Powitalnej: Zło nie wygrało w żadnej baśni od 150 lat.

Właśnie wtedy się obudziła, podrywając gwałtownie do góry i ledwie powstrzymując krzyk. Wciąż widziała niewyraźnie, była przekonana, że wszystko było tylko snem i leży właśnie w swoim łóżku w Gawaldonie. Sięgnęła dłonią po kołdrę, ale pod palcami poczuła tylko zimny, wilgotny kamień.

Ostatnie wydarzenia zaczęły do niej wracać nieprzyjemnymi falami, które sprawiały, że pod jej powiekami znów zaczęły zbierać się łzy. Teraz jednak wyglądała na bardziej zrezygnowaną, jak człowiek, które opuściły właśnie wszystkie siły. Uniosła spojrzenie, zauważając dziekan Crystal i pomieszczenie w którym się znajdowały. Śmierdziało tu grzybem, wilgocią i krwią, słyszała odległy szum wody, a przed sobą miała całą gamę wymyślnych narzędzi tortur, do tego wszystko okryte było półcieniem, ponieważ nieliczne pochodnie dawały dziwne, mgliste światło. Z jej gardła wyrwał się stłumiony szloch, kiedy odwróciła głowę na bok i przytuliła twarz do swojego ramienia, odsuwając się przy okazji nieco od zagrzybionej ściany. Nie próbowała już uciekać. Wiedziała, że nic to nie da. Wszyscy tutaj byli potworami, nie mieli w sobie żadnego współczucia i empatii.

Lisa, dlaczego mnie zostawiłaś?

 

Mniej więcej wtedy z cienia wyłonił się ogromny wilk, który przypominał człowieka bardziej niż wszyscy strażnicy, których widziała wcześniej. Był też o wiele bardziej przerażający, z potężnymi łapami i bliznami na pysku. Zaczęła drżeć jeszcze gwałtowniej i zwinęła się w kłębek w kącie Sali Udręki. Bestia jednak jak na razie zwrócił się do Crystal, patrząc na nią z niechęcią.

- Nie lubię, kiedy ktoś stoi nade mną w czasie pracy - warknął nisko. - Ale skoro pani dziekan sobie tego życzy - dodał, nieco szyderczo rozkładając łapy.

Potem spojrzał na kulącą się dziewczynkę i prychnął.

- Co za słabeusz. Przecież to się rozpadnie po jednym uderzeniu - pokręcił głową i zaczął iść w jej stronę.

Adelia, widząc to, zapiszczała i podniosła się na kolana, znów patrząc błagalnie na Crystal, ale nie odzywając się ani słowem. Jej oddech pewnie i tak był teraz zbyt szybki i urywany, by mogła sklecić jakiejś normalne zdanie. Kiedy Bestia złapał ją za kark i podniósł, najwyraźniej bez żadnego wysiłku, zakryła twarz drobnymi dłońmi i zaczęła szybko kręcić głową, jak wtedy, gdy porywał ją Dyrektor. Zaraz jednak jej ręce zostały siłą rozchylone i przyczepione do przerdzewiałych, metalowych łańcuchów. Gdy Adelia na nie spojrzała oddech uwiązł jej w gardle. Były bardzo ciasne i chropowate, na pewno zostawiają obtarcia, a przy tym niesamowicie przerdzewiałe i stare. Zagryzła wargę, a po jej policzkach spłynęło więcej łez. Właśnie wtedy obok jej stóp przebiegł wielki, czarny, śmierdzący szczur, od którego nie była w stanie się odsunąć z powodu skrępowanych dłoni. Zwierzę wskoczyło jej na nogi, zanim odbiegło, i choć miała na sobie buty Alana, to mimo wszystko nie mogła powstrzymać wysokiego pisku.

Bestia, który właśnie jej się przyglądał, najwyraźniej zastanawiając nad karą, uśmiechnął się nieprzyjemnie i kucnął przed jej stopami, przesuwając pazurem po śladzie brudu, jaki zostawił gryzoń.

- No proszę, sama się zdradziłaś i to na samym początku... Poza tym... do listy przewinień doliczyć trzeba chyba chodzenie w niekompletnym mundurku. Skąd masz te buty? - nagle zapytał ostro, podnosząc się i znów nad nią górując.

Adelia przez dłuższą chwilę zbierała się na odpowiedź.

- Przy...przyniosłam z...z do...o...omu - wyszlochała ostatecznie.

- To męskie buty - odpowiedział natychmiast Bestia z nutą irytacji, a potem spojrzał przez ramię na dziekan Crystal. - To i tak nie jest moja sprawa. Ja mam cię tylko ukarać i właśnie to zrobię.

Adelia przełknęła ślinę i mocniej wcisnęła się w zimną ścianę.

 

Bestia odwrócił się i odszedł, mijając stoły z narzędziami tortur. Po chwili znów zniknął w cień i Adelia mogła na sekundę odetchnąć z ulgą, rzucając krótkie spojrzenie Crystal. Dziekan nie mogła nie zauważyć, że Adelia jest wyraźnie wymęczona i wygląda jak kupka nieszczęścia. Właśnie wtedy Bestia znów do nich wrócił, trzymając w łapach...

- Nie! Błagam, nie chcę, p...proszę, proszę, zabierz tooooo! - Adelia zaczęła się histerycznie szarpać w łańcuchach, jakby nagle przestała się przejmować, czy zostawią jej obtarcia na nadgarstkach. Jeśli jednak dokładniej jej się przyjrzeć, nie było w tym nic dziwnego. Dziewczyna z Gawaldonu patrzyła się na Bestię z absolutnym przerażeniem, jej oddech znacznie przyspieszył, gdy próbowała wykręcić się w trzymających ją więzach tak, żeby zakryć ramionami głowę.

Kat trzymał na łapach szczura, sporo mniejszego od tego, który przebiegł po jej nogach, ale równie brudnego i szpetnego, do tego po jego sierści spacerowało kilka sporych karaluchów.

- Nie szarp się tak - powiedział lekceważąco Bestia. - To najlżejsza kara jaką możesz dostać za swoje przewinienia. Podziękuj pani Dziekan - uśmiechnął się, pokazując ostre zęby, a następnie wrzucił jej karaluchy za tunikę, a szczura położył na ramieniu.

Zaraz po tym stanął z boku i obserwował obojętnie jak dziewczyna szamocze się i krzyczy rozpaczliwie, jakby właśnie przeżywała okropne tortury. Gwałtownie wciągała powietrze, kilka razy łapał ją atak kaszlu, ale wciąż próbowała się uwolnić, dopóki ostatecznie nie zawisła beznadziejnie na łańcuchach z opuszczoną głową. Złapała ją czkawka, a z ust ciekła ślina, ale nie zwracała na to uwagi. Wszystko trwało może minutę, ale dla Adelii była to cała wieczność. Teraz, kiedy w końcu się uspokoiła, karaluchom udało się nareszcie znaleźć ucieczkę i wyleciały po jej nodze spod noszonej pod tuniką poobdzieranej spódnicy, uciekając przy ścianie w głąb Sali Udręki. Bestia sięgnął łapą po szczura, który zaplątał jej się na karku we włosy i rzucił nim obojętnie przez ramię. Zaraz potem odpiął jej łańcuchy, a ona opadła na kolana, łkając i najwidoczniej nie mając siły ani chęci do tego, żeby się podnieść. Jej nadgarstki były po bokach poobdzierane do krwi. 

- Lepiej zacznij stosować się do zasad, bo następnym razem czeka cię o wiele gorsza kara - skwitował warkliwie Bestia, a potem spojrzał obojętnie na Crystal i znów zniknął w cieniu.

Drżąca dziewczyna przycisnęła dłonie do twarzy i szlochała dalej.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Crystal

Kobieta zostawiła bez słowa uwagi bestii wpatrując się cały czas na kulącą się pod ścianą dziewczynę. Musiała teraz zrobić dwie rzeczy. Pierwszą z nich było przekonanie się czy ta dziewczyna rzeczywiście miała na nią jakiś wpływ. Drugą natomiast było spróbować wzbudzić w dziewczynie nienawiść. Właśnie też z tych powodów chciała być przy jej torturach. Nienawiść była pierwszą cechą by przebudzić w sobie zło. Dlatego była gotowa obudzić tę nienawiść tak by dziewczyna ukierunkowała ją na nią, to była jedyna szansa by mogła tu przetrwać. Jednak nadal nie rozumiała dlaczego tak bardzo interesował ją los tej dziewczyny. Na dodatek, pomimo, że wzrok Crystal pozostał tak pusty jak zawsze, to pierwszy raz nie czuła radości widząc jak uczennica patrzy na nią z nadzieją i licząc, że jej pomoże, a coś bardziej jak współczucie. Musiała zwalczyć w sobie to uczucie jak najszybciej.

 

Nagle jej uwaga skupiła się na czymś innym, a mianowicie na butach, o których wspomniał bestia. Lekko się zamyśliła wpatrując się w stopy dziewczyny. Przez całą drogę kiedy ją tu niosła nie zauważyła tego? Musiało być z nią naprawdę źle, w końcu zawsze dostrzegała takie szczegóły. W miarę im bardziej przyglądała się butom zaczynała się domyślać kto mógł jej pomagać i na pewno to nie były jej współlokatorki. Pytanie jednak brzmiało jak niby zawszanin mógł się tu dostać i po co? Tak bardzo zrobiło mu się szkoda tej dziewczyny? Wtedy też właśnie Bestia zaczął karę. Crystal nie okazała ani grama emocji gdy dziewczyna wierciła się i krzyczała. Nawet wtedy gdy Bestia ją uwolnił i zobaczyła nadgarstki dziewczyny, nawet nie mrugnęła. A jednak wewnątrz było inaczej. Widząc błagania i wrzaski dziewczyny znów miała wrażenie jakby ujrzała młodszą wersje siebie. Ta dziewczyna z jakiegoś powodu wyzwalała w niej dziwne emocje i to ją zaczęło intrygować coraz bardziej. W końcu gdy Bestia zostawił je same zaraz po skończonej karze, kobieta podeszła do dziewczyny i lekko się schyliła nie zwracając uwagi na stan podłogi i czy jej suknia się wybrudzi. Wpatrywała się teraz prosto w oczy uczennicy.

 

- Nie jestem tak głupia jak ci się wydaje - Nagle spojrzała znów na jej buty. - Nie wiem dlaczego jakiś książę tu był i jak tu wszedł, ale lepiej by tego nie powtarzał. Nie mogę nic robić zawszanom, bo to nie moi uczniowie, ale nie panuje nad potworami, które tu się kręcą, a wierz mi wilki to najmniejszy problem, więc lepiej by tu nie wracał zarówno dla ciebie jak i dla siebie. Możesz mi wierzyć: bliscy jak przyjaciele czy rodzina zadają najgłębsze rany naszemu sercu - Teraz w jej głosie pojawiło się coś jakby sama miała na ten temat doświadczenie. - Łzami nie wzbudzisz tu niczyjego współczucia, a tylko będziesz bawić innych nigdziarzy - Powoli się podniosła i dalej mówiła odwrócona do Adelli plecami. - A teraz wstawaj, wyprowadzę cię do holu, a tam ruszysz do komnaty. Musisz się wyspać byś jutro miała siłę na lekcje, w przeciwnym razie ja się zirytuje, a wiesz mi, wtedy zatęsknisz za tym potworem - powiedziała twardo teraz odwracając do niej głowę by znów mogła zobaczyć jej zimne spojrzenie.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Dobra

Lisa pokręciła głową, jeszcze raz wyglądając zza białej kolumny. Głosy nauczycieli całkiem ucichły w oddali. Rozejrzała się po wielkim holu, jakby spodziewała się znaleźć wróżkę czającą się przy suficie  tylko po to, by złapać tych uczniów, którzy zdecydowali się na wędrówkę po ciszy nocnej. W zamku panowała jednak cisza, ale nie taka jak w Akademii Zła. Ten spokój był przyjemny, co pewnie było zasługą wszechobecnej czystości, pięknych zdobień, światła rzucanego przez świece w kryształowych żyrandolach i świeżej kwiatowej woni. O tak, takie nagłe przejście z jednej szkoły do drugiej rzeczywiście mogło wywołać ciężki szok. Dwie tak wielkie skrajności, jedni dopieszczani jakby byli ze szkła, a drudzy poniżani i męczeni w odrażający sposób. Wciąż nie mogła tego zrozumieć. Spojrzała na wiszący najbliżej portret prześlicznej dziewczyny z bujnymi brązowymi lokami. Nie miała też pojęcia czym sobie zasłużyła na to, żeby trafić właśnie tu. We własnym mniemaniu nie nadawała się do żadnej z tych Akademii.

Przerwała rozmyślania i spojrzała na Alana.

- Tak, nie wydaje mi się, żeby Sophie dała radę z nami wytrzymać - powiedziała cicho, kiedy przemykali się do różowych schodów na wieżę Czystość. - My byśmy dały radę z nią, gdyby nas ciągle nie obrażała. A co do powodu to profesor Dovey powiedziała, że może być jeszcze jakiś, ale ten nauczyciel nie może go zdradzić. To trochę dziwne, nie uważasz? - byli już na szerokich i zdecydowanie nie kruszących się stopniach wieży, kiedy Lisa nagle stanęła jak wryta - Emm... co ja zrobiłam z butami Adelii? - zapytała ostrożnie, próbując sobie przypomnieć.

 

Przez to całe zamieszanie i strach nie pamiętała, czy wcisnęła je jej do rąk, czy zgubiła gdzieś po drodze na most. Miała wielką nadzieję, że oddała je przyjaciółce, bo jeśli wilki znajdą je gdzieś na korytarzu to mogło się to źle skończyć. Pokręciła głową i przetarła oczy. Była naprawdę zmęczona i chciała już położyć się spać, żeby jutro zacząć myśleć co dalej z ich ucieczką.

- Dobra, tego chyba i tak już nie sprawdzimy. Chodźmy - wspinali się dalej, otaczała ich coraz intensywniejsza woń delikatnych kwiatów i wonnych olejków. Lisa prawie już zapomniała jak dziwnie pachniało tu powietrze, ale po tym co poczuli w Akademii Zła, nie zamierzała narzekać. - Myślę, że gdzieś na niższych poziomach jest pasaż do wieży Honor, no wiesz, do klas. Więc może nie będziesz musiał znów schodzić do holu, bo przecież tam najczęściej są patrole - powiedziała cicho, kiedy wychodzili na piękny, ale ciemny korytarz, prowadzący do pokoi. I tak było tu o wiele jaśniej niż w Akademii Zła z uwagi na ogromne i krystalicznie czyste okna.

Gdy w końcu dotarli pod drzwi numer 54, Lisa obróciła się, po raz pierwszy nieco skrępowana. Całkiem dobrze się czuła, mając Alana za towarzysza podczas tej niezbyt bezpiecznej wyprawy. Miała wrażenie, że dzięki niemu była pewniejsza i odważniejsza, w każdym razie stres nie zżerał jej tak bardzo. No więc co miała mu powiedzieć teraz?

Żeby zyskać na czasie złapała za klamkę i lekko uchyliła drzwi, tak, że mogli zajrzeć do pięknego pokoju. Gdy zobaczyła co się w nim dzieje musiała zagryźć wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Stephanie rozwaliła się na łóżku, spychając część pościeli na ziemię. Leżała na plecach, mając obie ręce rozłożone jak orzeł do lotu. Do tego wszystkiego dziewczyna chrapała cicho i choć jak dla Lisy nie był to dźwięk specjalnie głośny ani irytujący, to najwyraźniej Sophie myślała inaczej i spała z głową wepchniętą pod poduszkę, co wyglądało komicznie.

Lisa znów spojrzała na Alana, uśmiechając się szeroko, a potem bez zastanowienia objęła go po przyjacielsku, tak jak to zrobiła na moście.

- Dziękuje za całą twoją pomoc - szepnęła i zaraz potem odsunęła się trochę i żartobliwie dźgnęła go palcem w pierś. - Zachowałeś się jak prawdziwy książę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alan

Spoglądałem w milczeniu na Elisabeth, oczekując jej odpowiedzi. Chwilę z nią najwyraźniej zwlekała upewniając się całkiem czy na pewno nikogo tu już nie ma. Musiałem przyznać, że to było rozsądne. Co prawda nauczycieli już nie słyszeliśmy, ale pewności, że nikogo w pobliżu już nie ma mieć nie mogliśmy. W końcu gdy była już pewna mogliśmy ruszyć dalej. Nic nie mówiłem rozglądając się nadal czy na pewno jesteśmy sami i dopiero gdy Elisabeth się odezwała spojrzałem na nią. Nadal nie potrafiłem zrozumieć wrogości Sophie względem jej i Stephanie. Wiem, że nie były takie same jak te dziewczyny, z którymi zwykła przebywać, ale taka wrogość? Wciąż pamiętałem, co powiedziała mi Elisabeth o niej. W końcu jednak otworzyłem usta.

 

- Spróbuje z nią porozmawiać - powiedziałem spokojnie, idąc dalej za Elisabeth. - Co do jednego ten nauczyciel na pewno miał racje. Sophie nigdy nie przebywała z dziewczynami takimi jak wy. Zawsze była w otoczeniu dwórek, które chodziły za nią niemal w krok w krok i zawsze zgadzały się na wszystko co by nie powiedziała. Poza nimi przebywała jeszcze tylko ze mną, ale to sama już zresztą wiesz - Słysząc kolejne pytanie Elisabeth lekko wzruszyłem ramionami. - Nie sądzę by to było jakoś szczególnie istotne. Może bawią go takie sytuacje czy coś - Wraz z kolejnym pytaniem z jej strony lekko zdębiałem. W całym tym zamieszaniu nawet nie zwróciłem na to uwagi. Miałem tylko nadzieje, że to nie przysporzy nam problemów. - Nie jestem do końca pewny, mówiąc szczerze - Starałem się żeby mój głos pozostał normalny i nie można w nim było wyczuć zmartwienia.

 

Gdy zaczęła mówić o mojej drodze powrotnej lekko pokiwałem głową w geście zgody. Co prawda wcześniej nawet o tym myślałem by spróbować przekraść się przez wróżki, ale pomysł Elisabeth był rozsądniejszy i tak już zbyt wiele mieliśmy problemów dzisiejszego dnia. W końcu zaczęliśmy zbliżać się do komnaty, w której obecnie mieszkała, a im bliżej niej byliśmy tym czułem się coraz bardziej zakłopotany, sam nie wiedziałem dlaczego. Największe zakłopotanie jednak przyszło, gdy stanęliśmy już pod jej drzwiami. Nadal nie wiedziałem co właściwie powinienem teraz zrobić. Gdy uchyliła lekko drzwi nie zaglądałem do środka. Po prostu uznałem, że należy się im prywatność i nie zamierzałem jej naruszać. Zastanawiałem się jednak czy to oznaczało, że teraz po prostu zniknie i ona za nimi, a przynajmniej tak było do czasu, aż mnie niespodziewanie objęła. Po prostu mnie zamurowało i nim doszedłem do siebie ona już przerwała, a ja nawet nie zdążyłem tego odwzajemnić. W końcu na nią spojrzałem i lekko się uśmiechnąłem.

 

- To była dla mnie przyjemność - Nagle na chwile zamilkłem jakbym się nad czymś zastanawiał, aż w końcu znów nie otworzyłem usta. - Natomiast ty pokazałaś mi dzisiaj jak czyste i dzielne serce posiadasz, niczym prawdziwa księżniczka - dodałem ze szczerym uśmiechem. - Pamiętaj Elisabeth, co by się nie działo nie jesteś sama i zawsze możesz liczyć na pomoc. Teraz jednak powinnaś już iść spać i odpocząć przed jutrzejszym dniem - Lekko się ukłoniłem w jej kierunku. - Dobranoc, Elisabeth - powiedziałem z niegasnącym uśmiechem.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła
Ciężko było powiedzieć, czy Adelia w ogóle słuchała Crystal, kiedy tak siedziała na ziemi z głową na kolanach i cicho szlochała. Na pewno dotarły do niej jej pierwsze słowa, przez krótką chwilę miała nawet ochotę wydać jej Alana. W ten sposób być może kobieta przestałaby się tak na nią denerwować, a to co by się mogło stać z tamtym chłopakiem kompletnie jej nie obchodziło. Sam był sobie winien, mógł się nie mieszać w ich sprawy. Szybko jednak przypomniała sobie, że w ten sposób mogła pogrążyć również i Lisę i sprawić, że nie udałoby się im uciec już nigdy. Zagryzła więc mocno wargę i nie odezwała się słowem, a dalsze wywody dziekan rozmyły się w świecie jej własnego przerażenia i bólu. Wciąż czuła na ciele oślizgłe karaluchy, chociaż większość adrenaliny i histerii już minęła. Był to pewnie jedynie szok, który sprawiał, że nie była w stanie się w pełni uspokoić. Uniosła głowę i złapała wzrokiem ostre spojrzenie dziekan, więc zaczęła bardzo powoli zbierać się na nogi i chwiejnie iść w stronę wyjścia.

 

Nie miała pojęcia, gdzie właściwie znajduje się Sala Udręki, była przecież nieprzytomna, gdy Crystal ją tu przyniosła, więc widok kanałów za drzwiami nieco ją zaskoczył. Dokładnie na przeciwko nich szlam spotykał się z krystalicznie czystą wodą i Adelia spojrzała tęsknie na tę stronę kanałów, która emanowała czystością i świeżością. Tę, która pasowała do niej o wiele bardziej. Potem ruszyła za nauczycielką w stronę narastającego zapachu stęchlizny. Kolana się pod nią uginały i cały czas mocno się telepała, ale przynajmniej udało jej się w końcu powstrzymać łzy. Być może napuchnięte powieki i wilgotne, czerwone policzki nie były w stanie udźwignąć ich już więcej. Pociągała nosem i zlizywała krew z pękniętej wargi, cały czas mając wrażenie, że to wszystko to tylko jakiś surrealistyczny koszmar. Nie odzywała się. Nie wiedziała, czy w ogóle jest w stanie.
 
W holu Crystal została zaczepiona przez samotnego wilka, który trzymał w pazurzastych łapach dwa brudne, czarne buciory, które były częścią nigdziarskiego mundurku. Adelia spojrzała na niego nieprzytomnie, robiąc kilka ostrożnych kroków do tyłu. Potwór jednak i tak nie zwracał na nią uwagi.
- Współlokatorki dziewczyny spały i nie wydają się mieć z tym cokolwiek wspólnego - warknął nisko, wbijając spojrzenie żółtych ślepi w Crystal. - Ale za to jeden z młodych wilków znalazł to - uniósł buty. - w korytarzu prowadzącym na Most Połowiczny. Na Moście nikogo nie było - dodał na koniec, a potem rzucił buciory do Adelii, tak, że ta ledwo zdążyła je złapać.
Kiedy w końcu była wolna, pobiegła na górę po schodach wieży Występek, z trudem łapiąc oddech. Nie zatrzymała się ani na sekundę, nawet kiedy złapała ją kolka. Wydawała się uciekać, jakby od tego zależało jej życie. Nie zareagowała w żaden sposób nawet wtedy, gdy zaspana Margo siedzącą na cienkim materacu w pokoju numer 62 i najwyraźniej dopiero co obudzona przez wilki, zapytała się jej co ona do cholery zrobiła i jak śmiała je w to mieszać. Dziewczyna z Gawaldonu, wciąż drżąc, skuliła się na twardym łóżku i założyła na głowę postrzępiony koc, jak dziecko, które chowa się przed mieszkającymi w szafie potworami.
Żadna ze współlokatorek już jej nie zaczepiła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Crystal

Kobieta spoglądała dobrą chwilę na kulącą się dziewczynę, która nadal milczała i zaczynała się zastanawiać czy nie wpadła w jakiś rodzaj szoku. Jednak jeśli tak było po tak żałosnej karze, to co zrobić by ta dziewczyna dotrwała chociaż do końca roku? Wiedziała, że inni nigdziarze szybko zauważą jak słaba jest o ile już tego nie zrobili. Z trudem się powstrzymywała by nie wbić jej paznokci w ramię i postawić na równe nogi siłą. Ostatecznie zdecydowała się jej nie pomagać i dać jej czas dojść samej do siebie, byle nie trwało to za długo. Coraz bardziej\ była przekonana, że ta dziewczyna w rodzinnym domu musiała być naprawdę dobrze traktowana, wręcz aż nazbyt delikatnie.

 

W końcu wstała, a Crystal nic nie mówiąc ruszyła do drzwi by wyprowadzić dziewczynę z sali udręki. Pomimo, że ani razu nie obróciła głowy w jej stronę, to niepostrzeżenie obserwowała ją kątem oka. Nie robiła tego dlatego, że bała się, że coś się stanie uczennicy, a bardziej by być przygotowaną jeśli przyjdzie jej nagle do głowy znów tak głupi pomysł jak ucieczka. Przez całą drogę całkiem odpowiadała jej cisza, która towarzyszyła im idąc. Nigdy jak do tej pory nie poznała rozmówcy, z którym miałaby ochotę rozmawiać dłużej niż pięć minut. No może dawno naprawdę dawno temu istniała taka osoba, ale to były stare dzieje. Nie sądziła jednak, by któryś z młodych nigdziarzy mógł być rozmówcą, który jej by nie nudził. Chciała mieć to już po prostu za sobą i wrócić do tego co jej przerwano. Gdy tylko znalazły się holu zmrużyła lekko oczy na widok wilków.

 

- Interesujące - powiedziała patrząc na buty by zaraz posłać Adelii bardzo ponury uśmiech, który nie mógł wskazywać na nic dobrego. Nawet wtedy, gdy uciekała uśmiech ze strony kobiety ciążył za nią, ale jej nie zatrzymała i pozwoliła odejść. Nie było potrzeby, bo domyślała się już wszystkiego bez tego. - Wychodzi, więc na to, że mieliśmy intruzów, ale ci najpewniej już uciekli - mówiła na głos swoje przemyślenia znów patrząc na wilka, ale jej wzrok nadal był nieobecny. - No nic. Skoro uciekli nic z tym już nie zrobimy, ale na przyszłość musimy przyjmować gości z należytą dla nich gościną, bo jeszcze uznają nas za złych gospodarzy - W jej głosie teraz pojawiła się nuta rozbawienia zmieszana z jadem. - Dobrze. Przerwijcie dalsze poszukiwania i wracajcie do swoich obowiązków, ja też muszę się przygotować na jutro - dodała obracając się na pięcie i idąc w stronę schodów. Zastanawiała się jak ten zawszanin zdołał przejść po połowicznym moście i pokonać barierę, to dopiero była zagadka.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Dobra

Lisa po raz ostatni uśmiechnęła się do chłopaka, w jej zielonych oczach błyszczało prawdziwe rozbawienie.

- Księżniczka? Myślę, że rycerz pasuje do mnie bardziej - zażartowała cicho, a potem odpowiedziała już poważniej. - Dobranoc, Alan.

Zaraz po tym jak zamknęła za sobą drzwi pokoju i znalazła się w nim sam na sam z ciemnością i dwójką śpiących współlokatorek, ogarnęła ją cała masa sprzecznych emocji. Strach o Adelię, smutek, stres spowodowany samym wspomnieniem zniszczonej i ciemnej Akademii Zła. Do jej serca usilnie próbowało się jednak dobić także szczęście, zupełnie jakby ta noc nie była jedną, wielką porażką, zupełnie jakby stało się coś dobrego. Ekspres emocji zatrzymał się gwałtownie na stacji "poczucie winy" i tam już został, gdy zdała sobie sprawę, że nie powinna myśleć o niczym innym tylko o tym jak wydostać się z tego pokręconego świata i wrócić do Gawaldonu. Spojrzała na Stephanie, która obróciła się właśnie na brzuch i objęła ramionami poduszkę. Jej proste, nieco roztrzepane włosy w piaskowym odcieniu przypominały Lisie matkę, kiedy ta raz na jakiś czas rezygnowała z o wiele dla niej wygodniejszego związywania ich.

 

Pokręciła głową, a potem z opuszczonymi ramionami ruszyła cicho do łazienki. W niej, korzystając z włożonych do porcelanowego pojemnika zapałek, zapaliła jedną ze świeczek. Tyle światła jej wystarczało, poza tym nie chciała przypadkiem obudzić którejś z dziewcząt. Zaraz potem usiadła na brzegu wanny i zaczęła szorować nogi, które okazały się być po tej wyprawie wręcz zatrważająco czarne i brudne. Nie miała pojęcia ile czasu minęło aż w końcu uznała ich stan za zadowalający. Co prawda Lisa próbowała potem wyczyścić nieco wannę, ale była zmęczona i zostało w niej kilka szarawych smug. Przetarła oczy i zdecydowała, że zajmie się tym jutro. Wróciła do stojącej na szafce świeczki i usiadła obok na ziemi, wpatrując się w poszarzałe, mokre i podniszczone puchate kapcie. Nie wiedziała, co powinna z nimi zrobić. Gdyby je wyrzuciła, to sprzątające pokój wróżki mogłyby zacząć się zastanawiać jakim cudem w jedną noc zniszczyła je do tego stopnia. Z drugiej strony mogła próbować je wyczyścić i zachować, w końcu nadal mogły się przydać. Ziewnęła cicho, zasłaniając usta piegowatą dłonią. Cóż, na pewno nie dzisiaj.

 

Już miała się podnosić, kiedy zauważyła przy podstawie szafki wielobarwne wzory przedstawiające trawę, kwiatki, motyle i inne mniejsze zwierzątka. Jej wzrok zatrzymał się na niewielkiej, ale bardzo szczegółowej ilustracji zajączka, hasającego po łące. W mglistym świetle świeczki stworzonko przypomniało jej jednak o innym, tym samym, ale wykonanym z groszku i kukurydzy. Dopiero po czasie zorientowała się, że jej wizja się rozmyła, a pod powiekami zaczęło zbierać coś gorącego. Przyłożyła rękę do policzka, a potem ze zdziwieniem spojrzała na łzę, która została na jej palcu. Lisa na krótką chwilę pozwoliła swoim ramionom zatrząść się w szlochu, a głowie opaść na podkurczone kolana. Przez kilka sekund pozwoliła sobie wyglądać jak Adelia, gdy była zagubiona i wystraszona. Następnie wstała, otarła pięściami policzki i odgarnęła do tyłu niesforne, rude włosy, bo przecież tak naprawdę wcale nie była Adelią. Była Lisą i nie miała prawa do rozpaczy. Jeśli ktoś naprawdę troszczył się o innych musiał zawsze rezygnować z takiego komfortu. Zgasiła świeczkę i wróciła do pokoju, planując na razie schować kapcie pod łóżkiem. Jutro pomyśli o tym, co zrobić.

Nie tylko z kapciami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alan

Stałem jeszcze niewielką chwilę patrząc na zamknięte drzwi, za którymi zniknęła Elisabeth. Nie wiedziałem dlaczego, ale gdy zniknęła zrobiło się cicho. Nie chodziło mi o te oczywistą ciszę, a tę, którą teraz poczułem w sercu. Targały mną mieszane uczucia. Było mi naprawdę przykro, że nam się nie udało. Wiedziałem, że tak bardzo chciała uwolnić przyjaciółkę i wrócić do domu do swych bliskich, a nic nam z tego nie wyszło. No i to drugie uczucie, które mi się nie podobało, bo czułem się z tym częściowo okropnie. Pomimo, że było mi przykro, że tak się to wszystko zakończyło czułem także pewną nutę radości gdzieś wewnątrz siebie z myślą, że jeszcze będę mógł zobaczyć rudowłosą księżniczkę i to mi się nie podobało, bo było to okropnie samolubne z mojej strony.

 

Nie chciałem nad tym dalej tutaj rozmyślać, musiałem wracać do komnaty nim ktoś mnie zobaczy. Powoli więc zacząłem ruszać coraz bardziej oddalając się od jej komnaty. Zgodnie z instrukcjami ze strony Elisabeth zacząłem schodzić na niższe poziomy, aż nie zacząłem zbliżać się do znajomej wieży honor. Po drodze nie natknąłem się na większe trudności. Napotkałem co prawda parę wróżek, ale tylko niewielkie ilości, więc łatwo było mi ich unikać. Nie natknąłem się już jednak na żadnych nauczycieli, co mnie cieszyło. Zdecydowanie wystarczyło już niespodzianek na dzisiaj. W końcu dotarłem do komnaty, do której po cichu wszedłem by nikogo nie budzić.

 

Wewnątrz nadal panowała ciemność, a gdy spoglądałem to w stronę Aidana czy Hectora żaden nie wskazywał bym ich obudził. Na co lekko odetchnąłem z ulgą. Skierowałem się do swojego łóżka by zdjąć ze stóp brudne i przemoczone skarpetki. Po stracie butów niestety nie miały łatwej przeprawy. Jedyne co było dobre, to fakt, że były czarne, wole sobie nie wyobrażać jak by wyglądały gdyby były białe. Na razie postanowiłem schować je na dnie kufra by nie wzbudzały podejrzeń moich współlokatorów i nie wydawały nieprzyjemnego zapachu. Jutro coś wymyślę by dać je do prania nimfom. Dziś by to oznaczało tylko kłopoty. Poszedłem do łazienki by umyć stopy. Na szczęście głównie się spociły gdyż większość drogi pokonałem w butach, a potem w skarpetkach, niestety Elisabeth zapewne tak dobrze nie miała.

 

Gdy tylko skończyłem ruszyłem z powrotem w stronę łóżka. Wszystko robiłem niezwykle cicho tylko by nie obudzić współlokatorów. Dobrą chwilę siedziałem na krawędzi łóżka, myśląc nad wszystkim czego dziś byłem świadkiem, aż w końcu znów podszedłem do kufra by wyjąć z niego kawałek pergaminu i pióro. Zamoczyłem je w atramencie i zacząłem pisać list do mamy podając jej listę rzeczy, których potrzebowałem. Miałem nadzieje, że wszystko będzie pasowało jak należy, w końcu nie byłem w stanie tego dokładnie sprawdzić i mogłem w tym wypadku kierować się tylko przeczuciem. Gdy już skończyłem list, który zamknąłem w kopercie i położyłem koło łóżka sam również się położyłem. Jutro przed lekcjami musiałem go wysłać by rzeczy, o które prosiłem dotarły jak najszybciej. Położyłem głowę na poduszczę i zamknąłem oczy i wtedy znów pojawił mi się z nieznanych powodów znajomy obraz, który przedstawiał rude włosy pewnej księżniczki i towarzyszył mi on, aż nie zasnąłem.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Dobra

Lisę przebudziły rano padające na jej twarz promienie słońca i cichutkie dzwonienie, które wyłapała chyba tylko dlatego, że była już nieco przytomna. Zmarszczyła brwi i wtuliła twarz w pachnącą świeżością, jedwabistą poduszkę, zastanawiając się, czy wybór łóżka przy oknie był aby na pewno dobrym pomysłem. Nie chciała jeszcze wstawać, jej powieki wciąż były ciężkie i klejące, a umysł otępiale senny. Nocna wyprawa do Akademii Zła wyraźnie dawała się we znaki. Ale chociaż próbowała znów zasnąć, do jej uszu coraz wyraźniej docierały różne dźwięki, dzwonienie zaczęło mieszać się z cichymi słowami. Wydała z siebie potępieńcze stęknięcie i uniosła się na łokciach, żeby spojrzeć, co się dzieje. Był to błąd, bo prawie natychmiast poczuła nieprzyjemny ból w podbrzuszu, od którego niemal się skuliła. Pęcherz przypominał drażliwie o zimnych kamiennych podłogach mrocznego zamku, które wczoraj miały bezpośredni kontakt z jej stopami. Było to na razie do zniesienia, ale będzie musiała załatwić od Stephanie jakieś grubsze skarpetki i poszukać na śniadaniu gorącej herbaty.

 

Powoli usiadła, opierając się o wezgłowie ogromnego łóżka, a potem rozejrzała się po pokoju. Sophie wciąż spała, przykrywając głowę poduszką, światło słońca wpadające przez okno do niej nie docierało. Prześcieradła Stephanie natomiast były niedbale porozrzucane i pomięte, a na nich leżała tylko jej torba, z której wystawała nogawka piżamy. Sama dziewczyna stała po drugiej stronie pokoju i właśnie zamykała drzwi. Zaraz potem odwróciła się i zauważyła obserwującą ją ze zdziwieniem, zaspaną Lisę. 

- Wróżki tu były. Powiedziały, że śniadanie zacznie się za godzinę - odpowiedziała z uśmiechem na jej nieme pytanie.

- Za godzinę? - stęknęła Lisa i opadła znów na poduszkę, przy okazji otaczając ramionami brzuch. - Po co przyszły tu tak wcześnie?

Jej współlokatorka wzruszyła ramionami i podeszła do swojego łóżka. Miała już na sobie mundurek zawszanki, ale wszystkie wstążki i zapięcia sukienki nadal były niedbale puszczone luzem i niepozwiązywane, a na jej nogach tkwiły zwykłe płaskie buty, co znaczyło, że przynajmniej na razie dziewczyna nie zamierzała wkładać kryształowych pantofelków.

- Pewnie większość księżniczek potrzebuje, no wiesz... czasu, żeby się wypięknić - Stephanie teatralnie odrzuciła włosy do tyłu, a potem opadła na swoją pomiętą pościel. - My możemy go wykorzystać do spania albo leżenia.

Lisa pokiwała głową i zamknęła oczy, wtulając głowę w poduszkę i podkurczając nieco nogi. Stephanie szybko zauważyła grymas na jej twarzy.

- Ej, coś cię boli? - zapytała ostrożnie, a Lisa uśmiechnęła się blado.

- Tylko trochę pęcherz, ale na pewno przejdzie.

Stephanie pokiwała głową.

- No w sumie wczoraj latałaś sporo na boso. Musiałaś się wyziębić. Możemy poprosić nimfy na śniadaniu o jakieś lekarstwo albo coś.

Lisa mruknęła twierdząco, naciągając na siebie kołdrę. Przez dłuższą chwilę leżały w milczeniu, aż w końcu Lisa, decydując, że na pewno już nie zaśnie, podniosła się i opatulona prześcieradłami usiadła po turecku na miękkim materacu.

 

Stephanie mocowała się z jedną ze wstążek sukienki, najpewniej próbując całkiem ją wyjąć, zanim zauważyła, że Lisa nie zamierza już spać. Wtedy przerwała i spojrzała w stronę nadal śpiącej Sophie.

- Myślisz, że powinnyśmy ją obudzić?

Lisa zagryzła wargę, przypominając sobie powoli wydarzenia wczorajszego wieczora. Wyjrzała ukradkiem przez okno, w stronę Akademii Zła, ale zamek zniknął całkiem za gęstą, unoszącą się nad Zatoką mgłą. I tak mogła się tylko domyślać co robi teraz Adelia, czy już wstała i jak się czuje. Odwróciła wzrok i tak jak Stephanie spojrzała na ich śpiącą współlokatorkę. Tak naprawdę to wcale nie miała ochoty jej budzić, ale przypomniała sobie o Alanie i o tym, że to przecież była jego kuzynka. No i w sumie powiedziała mu, że będzie próbowała być dla niej w miarę miła.

- Nie no, obudźmy ją. Pewnie będzie się długo szykować - mruknęła niechętnie w odpowiedzi.

Stephanie przewróciła oczami i westchnęła.

- W sumie masz rację. Ale ja tam zdecydowanie bardziej lubię ją, gdy śpi.

Lisa zaśmiała się cicho, a Stephanie zsunęła powoli z łóżka. Zanim jednak zdążyła zrobić chociaż krok, zatrzymała się nagle i odwróciła z powrotem w stronę Lisy z bardzo znaczącym uśmiechem, który wskazywał na to, że wpadł jej do głowy pewien pomysły. Ruda dziewczyna obserwowała z rozbawieniem, jak jej współlokatorka mruga do niej, a następnie spogląda na ciemnowłosą księżniczkę ze skrzyżowanymi ramionami i mówi głośno:

- Sophie, to ty jeszcze śpisz?! Profesor Dovey kazała nam cię znaleźć, nie było cię na pierwszej lekcji!

Ruda dziewczyna przycisnęła rękę do ust, żeby powstrzymać śmiech.

No ale przecież wcale nie jesteśmy dla niej niemiłe - stwierdziła w myślach Lisa po chwili wahania. - Kto po tych wszystkich jej obelgach uznałby za wredny zwykły kawał?

 

W tym czasie w wieży Honor wróżki dopiero pukały do drzwi pokoi książąt, którzy z zasady byli budzeni nieco później. W pokoju Alana to Hector był tym, który ostatecznie wstał i otworzył im drzwi, żeby wysłuchać obwieszczenia na temat śniadania i rozpoczęcia lekcji. Alan i Aidan także musieli się już obudzić, ale chłopak z Nottingham nie wydawał się mieć ochoty na to, żeby zwlec się z łóżka i tylko mruczał coś pod nosem.

- Śniadanie będzie za pół godziny w stołówce, a po nim będziemy mieć dziesięć minut na zabranie książek i udanie się na pierwszą lekcję. Wróżki mówiły, że pierwszego dnia nie będzie nam potrzebnych wiele rzeczy i że nauczyciele wszystko nam wyjaśnią. No i że na razie nie możemy chodzić na lekcje z własną bronią i powinniśmy ją odłożyć w zbrojowni - Hector ziewnął, zakrywając usta ręką, a potem podszedł do swoich walizek. - Jak i tak żadnej nie mam. Jak chcecie to mogę iść się ubrać pierwszy - powiedział, spoglądając znacząco na Aidana, który dopiero unosił się na łokciach i wpatrywał w nich nieprzytomnie zmrużonymi oczami.

Po tym jak Hector wsunął na nos okulary i zniknął w łazience, zaspany Aidan usiadł na łóżku i przeciągnął się. Zaraz potem spojrzała na Alana, a na jego ustach pojawił się niewielki uśmiech.

- To co? Pora na pierwsze wyzwania, nie? - westchnął, a potem usiadł na skraju łóżka, muskając bosymi stopami jeden z dywanów. - Może jakoś to wyjdzie i zostanę chociaż tym bohaterem drugoplanowym.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alan

Przez całą noc przewracałem się z boku na bok. Byłem już co prawda przyzwyczajony do nocnych treningów chociażby we własnym domu jednakże nigdy nie robiłem takich wycieczek w nocy jak ta wczoraj. Niespodziewana wyprawa do Akademii Zła strasznie mnie zmęczyła, nawet bardziej niż sądziłem. W końcu te bieganie i ukrywanie się musiało mieć swoje efekty. Na dodatek przez całą noc miałem dziwne sny, w których często pojawiała się Elisabeth uciekająca, ale nie do Akademii Dobra czy Zła, a do wieży, w której był Dyrektor. Próbowałem ją zatrzymać, ale nie byłem w stanie jej dogonić i ta zawsze znikała gdzieś za horyzontem. Mimo wszystko to tylko sen, nie ma sensu nad tym rozmyślać. W każdym razie gdy słyszałem dobijanie się do naszej komnaty ignorowałem to przewracając się na drugi bok.

 

W końcu, któryś z nas zdecydował się wstać i sprawdzić, kto się dobija. Nie odwróciłem się sprawdzić kto wstał, tylko leżałem na boku próbując dalej spać. Dopiero otworzyłem leniwie jedno oko słysząc głos Hectora. W końcu otworzyłem dwoje oczu i wpatrywałem się dobrą chwilę owinięty kołdrą w ścianę. Tak bardzo nie miałem ochoty nic robić. Jednak wiedziałem, że nie mam za dużego wyboru. Po dobrej chwili wydostałem się z wygodnej pułapki i usiadłem na krawędzi łóżka, kładąc stopy na ziemi i starałem się dojść do siebie rozglądając się przy okazji po pokoju.

 

- Rozumiem - powiedziałem z lekko skrzywioną miną słysząc, że nie mogę mieć swojego miecza. Z nim mimo wszystko czułem się pewniej. - Nie mam nic przeciwko - dodałem przy tym lekko ziewając do Hectora, gdy ten zaproponował, że się ubierze pierwszy. Wtedy też gdy zniknął w łazience dotarł do mnie głos Aidana. - Najwyraźniej - Słabo się uśmiechnąłem, a potem podniosłem plan lekcji, który leżał teraz niedaleko koperty, w której był list do mojej mamy. Historia bohaterstwa? Z tym nie powinienem mieć większych problemów podobnie jak z szermierką czy przetrwaniem w baśniach jednakże pielęgnacja męskości? To mnie właśnie martwiło, nigdy nie byłem tego typem księciem. Z naszej rodziny to Sophie lubiła takie zabawy. Nagle znów uniosłem głowę na Aidana przypominając sobie wczorajszą wycieczkę z Elisabeth i postanowiłem spytać o coś co mnie nurtowało. Musiałem jednak zrobić to tak by się nie domyślił co zaszło. - Wczoraj wśród nigdziarzy zobaczyłem dziewczynę o dość nietypowej jak dla nich urodzie. Dowiedziałem się, że nazywa się Elvira i podobnie jak ty pochodzi z Nottingham możesz coś o niej powiedzieć? - spytałem zaciekawiony, głównie dlatego, że skoro była szansa na poznanie wroga, to trzeba było ją wykorzystać.

 

Sophie

Noc dla dziewczyny, kiedy tylko wróciła z łazienki zaczęła się idealnie. W końcu pozbyła się tej irytującej rudej dziewczyny i został już tylko problem z tą jedną. No właśnie, kto by pomyślał, że ta druga będzie tak irytująca nawet, gdy spała. Zaczynało się spokojnie, przynajmniej do czasu, aż ta dziewczyna nie zaczęła chrapać niczym dzika bestia z najgłębszych czeluści Puszczy. Na tym się nie skończyło, bo zaraz potem zaczęła się kręcić niczym by miała robaki. W pewnym momencie Sophie zaczynała naprawdę myśleć, że ta dziewczyna jest wilkołakiem i dlatego była tak owłosiona. Bała się, że zaraz wstanie i zacznie wyć do księżyca. Nie mogła wręcz uwierzyć, że jej mama miała własną baśń. Może ją adoptowała lub znalazła w Puszczy i z litości przygarnęła, a następnie nie chciała powiedzieć jej prawdy? To by miało sens.

 

W końcu udało jej się zasnąć i śniła naprawdę przyjemne sny. Nareszcie była królową i miała wszystko czego tak pragnęła. Miała własną baśń, a przy tym własne długo i szczęśliwie. Wszyscy w Puszczy ją znali i szanowali, a w samym królestwie miała wszystko czego zapragnęła. Nie dość, że wszyscy ją kochali i rozpieszczali tak jak na to zawsze zasługiwała, to w końcu dostała to na co czekała od tak dawna. Znów zobaczyła swoich rodziców, z którymi ponownie mogła tworzyć szczęśliwą rodzinę. Wszystko było wspaniale jak dawniej, a co stało się dawniej zniknęło. W końcu mogła być naprawdę szczęśliwa. Przynajmniej tak było, aż pod wpływem nieznanego krzyku rodzice znów ją opuścili, a pałac zaczął się rozpadać. Roztrzęsiona i zaspana wstała wręcz impulsywnie z łóżka niemal się przy tym przewracając, kiedy pościel owinęła się wokół jej kostki, na dodatek nadal miała opaskę na oczach.

 

- Straże na mury! Atakują nas! - krzyknęła, aż nie zaczęło do niej docierać, że wszystko to było snem, a ona ze wstydu zrobiła się cała czerwona na twarzy. Powoli zdjęła opaskę by najpierw ujrzeć Stephanie i lekko się na jej widok skrzywiła. - Ja spóźniona pierwszego dnia?! - Gorączkowo zaczęła grzebać w swoich kufrach szukając rzeczy, które jej pomogą doprowadzić się do porządku, z całego tego roztrzęsienia nawet nie włożyła na bose stopy kapci wyrzucając kolejne rzeczy z kufra by znaleźć te odpowiednie. Nie była pewna jak ma tak szybko doprowadzić się do porządku, tu potrzeba było czasu, którego nie miała. Znowu nagle odwróciła się naburmuszona do Stephanie. - To wszystko twoja wina! - warknęła. - Gdybyś nie zachowywała się jak smok w czasie spania, nie byłoby tego problemu, wszystko powiem pani dziekan i wtedy... - Nagle szeroko otworzyła oczy widząc drugą współlokatorkę. Cały sen z wieczora w jednej chwili zmienił się w koszmar. Spostrzegła, że i ona nie jest ubrana, czyli najwyraźniej znów sobie z niej drwiły.

 

- Ja... nie... rozumiem... - mówiła roztargniona patrząc na Elisabeth jakby zobaczyła ducha. W końcu lekko pokręciła głową, najwyraźniej nie chcąc tego kontynuować. Postanowiła nie wydawać tej dziewczyny przed drugą współlokatorką. Skoro chciała się szwendać poza zamkiem, to niech to robi dalej, to jej sprawa. Powoli podniosła wcześniej wyrzuconą z kufra szczotkę do włosów, a następnie włożyła stopy w miękkie puchowe kapcie. Zaraz potem usiadła do lustra by zacząć czesać swoje włosy. - Bardzo zabawny żart - mówiła już bez emocji, nawet się do nich nie odwracając. - Jednak będę tą miłą dla was. Wszystkie trzy wiemy dobrze, że wy nie chcecie mnie tu tak samo jak ja nie chce też tu mieszkać z wami. Porozmawiam z panią dziekan by poprawiono tę pomyłkę i mnie przenieśli gdzie należy. Wy będziecie szczęśliwe jak i zresztą ja. Wszystkie będziemy miały z tego korzyści - Lekko wzruszyła ramionami nie zaprzestając czesania włosów. Po tej jednej wspólnej nocy po prostu nie miała już ochoty czekać, aż któraś z nich nie zda. Tego było po prostu za dużo jak dla niej. Musiała się przenieść natychmiast.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła

Adelia w nocy jeszcze długo nie mogła zasnąć i przewracała się z boku na bok na cienkim, twardym materacu. Drapała się po rękach i nogach, próbując pozbyć widmowego uczucia drepczących karaluchów, a kiedy w końcu udało jej się zapaść w płytki sen, nawiedziły ją koszmary. Wszystko zaczęło się całkiem przyjemnie. Znów była w swoim domu w Gawaldonie, siedziała przy drewnianym stole przykrytym schludnym, jasnoniebieskim obrusem. Sen musiał magicznie ją odmłodzić, bo nogami nie dosięgała do podłogi, zupełnie jakby znów była paroletnią dziewczynką. Z kuchni wyszła jej mama, ubrana w czysty, kuchenny fartuszek. Była nieco krągła, miała tak samo starannie przycięte włosy jak Adelia, a na jej twarzy malował się ciepły uśmiech. W ręku trzymała parę grubych, wełnianych rajstop.

- Dopiero co byłaś chora, musimy uważać, żeby znów cię nie przewiało. I pamiętaj o tym, żeby nie stać zbyt długo na słońcu, bo podrażnia ci skórę. Spakowałam ci pożywne drugie śniadanie i butelkę soku warzywnego, nie jedz przed dziesiątą, bo zaburzysz dietę. Do zeszytu od rachunków włożyłam ci też zwolnienie z zajęć fizycznych, wciąż nie odzyskałaś wszystkich sił, jeszcze mogłabyś zasłabnąć - słowa matki zaczęły się dziwnie zlewać, kiedy pochyliła się, żeby pocałować ją w czoło, a potem pomóc jej w założeniu rajstop i pantofelków.

Zaraz potem mała Adelia wyszła do szkoły, zupełnie jakby był to normalny dzień w Gawaldonie. Nie zdążyła jednak zajść zbyt daleko, bo wełniane rajstopy zaczęły jej dziwnie ciążyć. Słońce prażyło niemiłosiernie, naokoło wszystkie dziewczynki biegały w zwiewnych sukienkach, tylko Adelia była ubrana tak jak zawsze. Chociaż starała się to ignorować, ciepła tkanina na nogach coraz bardziej paliła jej skórę, aż w końcu zrezygnowała, schowała się za rogiem i ściągnęła rajtuzy, zostając w pantofelkach i sukience. Westchnęła z ulgą, ale wystarczyło kilka sekund, by z jej ust wyrwał się nagle rozpaczliwy okrzyk. Znikąd pod jej nogami pojawiło się mnóstwo karaluchów i pająków, które bezlitośnie zaczęły wspinać się bo jej bosych nogach. Chociaż wierzgała i krzyczała, nie była w stanie ich zrzucić. Ulica opustoszała, nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc. Przerażona pobiegła z powrotem w stronę domu, ale potknęła się na chodniku i upadła na ziemię, a insekty zaczęły wspinać się również na jej plecy i głowę. Ostatnim co zobaczyła, zanim robale całkiem zakryły jej pole widzenia, była jej matka Molly, która stała ze skrzyżowanymi ramionami obok ich domu i kręciła surowo głową.

- Przecież ci mówiłam, Adelia. Dlaczego znowu nie posłuchałaś mamy?

 

Obudziła się, gwałtownie podrywając do góry. Jak przez mgłę słyszała warczenie wilków, które wpadły do pokoju i obwieściły, że śniadanie zacznie się za dziesięć minut. Pokręciła głową i z zaciśniętym gardłem opadła z powrotem na śmierdzącą poduszkę. Wciąż była otępiała i senna, myśli w jej głowie przeganiały jedna drugą. Nie chcę jeszcze wstawać. Przecież zawsze cię słucham, mamo. Lisa, proszę, przyjdź tu. Mamo, nie bądź zła, to tylko rajstopy.

Czy nie mam czasem żadnych robaków na ciele?

Ta ostatnia myśl sprawiła, że znów się poderwała i zaczęła szybko oglądać swoje ręce i nogi, podciągając tunikę nieco do góry. Blade i kruche jak zawsze, żadnych śladów karaluchów, czy pająków. Pociągnęła nosem i spróbowała znów się położyć, ale zatrzymał ją opryskliwy głos Margo.

- A ty co robisz? Wstawaj, za chwilę będzie śniadanie. Rozumiem, że jak się nocami gania po zamku, to jest się padniętym, ale nie pozwolę na to, żeby znów nas ktoś oskarżał o to, że nie ma cię tam, gdzie powinnaś być.

Judith powoli uniosła głowę i spojrzała na Margo i Adelię, jakby miała zamiar się wtrącić. Ostatecznie jednak zrezygnowała i wróciła do sznurowania nigdziarskich buciorów. Miała już na sobie tunikę, a jej ciemne włosy spięte były w ciasny, surowy kok. Adelia natomiast nie miała pojęcia co mogłaby powiedzieć, więc tylko ostrożnie wzruszyła ramionami i wsunęła ręce pod brudne koce. Wciąż miała na sobie buty Alana, nie zdjęła ich do snu, bo była zbyt roztargniona. Jej współlokatorki nie zauważyły ich w ciemności, więc teraz próbowała je rozwiązać i zdjąć tak, żeby uniknąć zbędnych pytań. Udało jej się, więc po chwili tak jak Judith szamotała się z długimi, wilgotnymi sznurówkami czarnych buciorów. Nie płakała, ale jej szczupłe ręce drżały, a gardło było zaciśnięte. Cały czas powtarzała sobie, że to będzie tylko jeden dzień.

Musi przetrwać jeden dzień.

 

Tymczasem w wieży Szkoda Elvira rozczesywała czarną szczotką swoje długie, jasne włosy. Warunki w jakim przyszło im mieszkać nie były satysfakcjonujące, ale kiedy rozłożyła na swoim łóżku koce i prześcieradła przywiezione z domu zrobiło się chociaż znośnie. Nie zamierzała narzekać, w szkole piękno i wygodna nie powinny być najważniejsze, no chyba, że było się zawszaninem. Nie żeby kiedykolwiek miała coś przeciwko estetyce, człowiekowi przyjemniej było w schludnym otoczeniu, ale sposób w jaki w tamtej Akademii niepotrzebnie podnosili rangę piękna, był jedną z rzeczy, które niezwykle ją zawiodły. Spojrzała na Walburgę, która gmerała coś z nitkami przy swojej tunice, próbując sprawić, aby ciasno opinała ją w talii. Najwyraźniej nie wszyscy nigdziarze rezygnowali z dbania o swój wygląd. 
Spojrzała na swoje odbicie w maleńkim lusterku, które również ze sobą przywiozła. Ona również była teraz jedną z nich. 

Jedynie Kim nie wydawała się w żaden sposób przygotowywać do śniadania. Leżała na brzuchu na swoim łóżku i śpiewała cicho jakąś piosenkę o wróżkach, przeglądając jeden z podręczników. Elvira na początku była zdziwiona słysząc "Wróżki mają słodki głosik i śliczne sukienki...", ale kiedy schylała się, by wyjąć książki z kufra, dotarły do niej melodyjne słowa "...wyrwać im skrzydełka" i wszystko się wyjaśniło.

Walburga wydała cichy okrzyk zwycięstwa, zakładając na siebie tunikę, która teraz nie była już bezkształtna i przypominała raczej mroczną, poszarpaną suknię, podkreślającą szczupłą talię. Elvira widząc to, zmrużyła oczy i spojrzała na własny mundurek. Cóż, najlepszym wyjściem byłoby sprawdzić, jak nauczyciele zareagują na modyfikację jej współlokatorki, a dopiero później zacząć samemu eksperymentować.

Na jej cienkich ustach pojawił się drobny uśmiech, gdy sięgnęła po ciężkie, czarne buty. 

Tak, to było najlepsze wyjście.

 

Kiedy na tej samej wieży do pokoju chłopców wpadły wilki, żeby gwałtownie ich obudzić, Navin dawno już nie spał. Siedział w pełni ubrany na szerokim parapecie, trzymając głowę na kolanach. Jego umysł jak zawsze zaprzątało wiele spraw. To jak sobie poradzi na zajęciach. Czy okaże się znacznie gorszy od innych. Dlaczego w środku nocy wilki zaczęły wyć, jakby Akademia została zaatakowana. No i oczywiście nie mógł też usunąć z pamięci wieczornej sceny podczas której jeden z jego współlokatorów pobił drugiego.

Nawet nie chodziło o to, że wyglądało to nieprzyjemnie. Navin widział w życiu wiele przemocy, chociaż i tak był pod wrażeniem i nieco obawiał się teraz Thomasa. Bardziej zastanawiało go, za co dokładnie Christian dostał takie lanie, chociaż wątpił, by miał poznać na to odpowiedź.

Z drugiej strony zawsze mógł trochę powęszyć, w końcu był w tym dobry. Byle tylko nie ściągnąć na siebie za bardzo gniewu tego gościa. Nie chciał przecież skończyć poobijany i skomlący jak Christian.

Kiedy jego współlokatorzy, obudzeni przez wilki, zaczęli zbierać się do wstania, odwrócił głowę od okna i spojrzał w ich stronę.

- Śniadanie będzie za dziesięć minut - powiedział cicho, bo podejrzewał, że kiedy było się na granicy snu i jawy ciężko było zrozumieć warkliwą mowę wilczych strażników.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas i Christian

Dla Thomasa nie była to łatwa noc, ale nie z powodu tego, że pobił Christiana, niewiele go to obchodziło. Jego zdaniem to i tak było za mało, więc z pewnością nie miał poczucia winy, tak jak zresztą kiedykolwiek by je miał. Głównym problemem dla niego tej nocy były te przeklęte burki, które swym wyciem wybudziły go ze snu. Niewiele go obchodziło co było powodem ich zachowania, bardziej go interesowało, kiedy znowu zaśnie. Dlatego też po obudzeniu dobre kilka minut kręcił się z boku na bok próbując zasnąć. W końcu położył się w odpowiedniej pozycji i znów smacznie spał. Sytuacja Christiana była nieco inna. Nawet wycie wilków nie było w stanie obudzić go z twardego snu po tym niezwykle ciężkim dla niego dniu. Właśnie dlatego gdy wszystko się zaczęło on nawet nie otworzył oczu tylko przewrócił się na drugi bok.

 

Thomas ponownie się obudził w chwili gdy wilki zaczęły walić do ich pokoju. Nie wyglądał na zaspanego, gdy siadał na łóżku rozglądając się wokół. Co ciekawe z jego twarzy ciężko było wyczytać jakieś emocje, bo ta była ich pozbawiona. Mimo to łatwo było się domyślić, że nie chciał gadać o tym co zaszło wieczorem. Zaraz po nim usiadł na łóżku jeszcze lekko obolały Christian. Teraz można było dostrzec limo pod jego okiem jak i opuchniętą wargę. Jednak poza tymi obrażeniami nie wyglądało jakby coś mu poważnego dolegało. Widać było na jego twarzy ogromną wściekłość, którą kierował tylko i wyłącznie w kierunku Thomasa nie zwracając uwagi na Navina. Natomiast sam Thomas zdawał się ignorować spojrzenie Christiana i zamiast tego spojrzał na drugiego współlokatora lekko kiwając głową.

 

- Rozumiem. Dzięki za informacje - To były jedyne słowa, jakie padły z ust Thomasa gdy ten odrzucił z siebie koc i nagle wstał z łóżka by zaraz położyć się na podłodze i zacząć robić pompki. Christian się nie ruszał. Jedyne, czego pragnął to zemsta. Najpierw myślał by po prostu naskarżyć dziekan. Jednak, co ona by zrobiła? Skazała by go na salę udręki? Bestia już raz pokazał, że nie jest zainteresowany katowaniem Thomasa. Poza tym miał wątpliwości co do samej dziekan. Ta kobieta nie robiła sobą żadnego wrażenia. Gdyby nie to, że nosiła te mroczne ciuchy i ten Kastor nie nazwał tej kobiety dziekanem, pomyślałby, że jest ona jakąś zawszańską nauczycielką. Nie miał pojęcia jak ona mogła tak się wkupić w łaski Dyrektora by zostać dziekanem zła. W każdym razie na kogoś takiego nie mógł liczyć jeśli chciał słodkiej zemsty.

 

Przez pewien czas myślał i w końcu zrozumiał jak się na nim zemści. Wiedział już, że ten chłopak nie zda już pierwszego dnia. W końcu nie był nawet prawdziwym nigdziarzem tylko podróbką jak ta dziewczyna. Co miał pokazać na lekcji talentów? Napnie mięśnie? Tylko tyle się po nim spodziewał. Lekcje brzydoty? Thomas nie wyglądał jakoś na tyle tragicznie by kobiety z dziećmi przed nim uciekały, co lepsze, że gdyby nie kilka zaniedbań wyglądałby naprawdę dobrze. Jedynie te blizny mogły niedobrze wyglądać, ale i one mu raczej nie były na tyle w stanie pomóc, zresztą też nie tak bardzo go szpeciły, więc i te lekcje na pewno obleje. Klątwy i pułapki czy przetrwanie w baśni? Musiał się powstrzymać by się nie zacząć śmiać. Jak ktoś taki jak on miał sobie poradzić z tymi przedmiotami? On nawet pewnie nigdy w Puszczy nie był, a co może wiedzieć o klątwach? Tak jego zemsta wkrótce nadejdzie, był co do tego pewny. Tylko zastanawiał go ten jego spokój. Czyżby pogodził się już ze swoim losem?

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Dobra

Lisa i Stephanie nie były już w stanie powstrzymać rozbawienia, widząc jak Sophie gwałtownie zrywa się z łóżka. Nie zwróciły nawet uwagi na jej obelgi i spojrzenia, jakie rzucała, szczególnie w kierunku rudej dziewczyny. 

- Daj spokój, przecież to był tylko żart, po co od razu wzywać straże - powiedziała Stephanie ze śmiechem, widząc irytację Sophie. - Trochę poczucia humoru, naprawdę - usiadła na łóżku i wróciła do szarpania się ze wstążkami.

Lisa natomiast wydawała się nagle spoważnieć. Zmarszczyła brwi, jakby coś sobie nagle przypomniała. Znała już przecież powód dla którego ciemnowłosa księżniczka dostała z nimi pokój, a przynajmniej jeden z powodów. Nie mogła jej jednak o tym powiedzieć, ponieważ wtedy wyszłoby, że naprawdę łaziła nocą po zamku. Podejrzewała, że Sophie o tym wie, w końcu nie było jej w łóżku, gdy wróciła po kąpieli, ale i tak wywlekanie tego tematu nie było dobrym pomysłem. Zaczęła się zsuwać z łóżka w nieco przygarbionej pozycji, bo wciąż czuła piekący ból w podbrzuszu.

- Wątpię, żeby profesor Dovey cię przeniosła - powiedziała poważnie, nie rozwijając tematu. - Ale jeśli chcesz, to możesz z nią porozmawiać - dodała ugodowo, żeby nie zaczynać kłótni. Naprawdę nie było sensu. Nie będzie siedzieć w tej okropnej Akademii wiecznie, a nie chciała odejść pozostawiając po sobie tak złe wrażenie. Z drugiej strony nigdy nie przejmowała się tym, co ludzie o niej myślą.

No ale to była kuzynka Alana.

 

Lisa złapała za mundurek, starając się na niego nie patrzeć i zniknęła w łazience. Dobrze, że zrobiła to przed Sophie, bo wciąż musiała usunąć szare smugi z brzegu wanny. Nawet jeśli Stephanie je zauważyła, to wątpiła, by zwróciła na to większą uwagę. Na mocowaniu się z durną, różową sukienką Lisa spędziła dobrych parę chwil, by ostatecznie wrócić do pokoju, wyglądając tak, jak jej współlokatorka wcześniej. Wokół niej zwieszały się puszczone luzem wstążki i niepozawiązywane sznurki. O ubraniu kryształowych pantofelków nawet nie pomyślała. Zresztą, Stephanie czekała już na nią z parą grubszych skarpetek i zwykłymi, płaskimi butami, które najwyraźniej wyjęła z kufra, kiedy Lisa była w łazience.

- Ubierz to. Powinno trochę pomóc na ten bolący pęcherz - powiedziała dziewczyna bez skrępowania. - Poza tym pomogę ci zawiązać to dziadostwo - dodała, wskazując na sukienkę.

Chwilę później Stephanie szarpała już za wstążki mundurka Lisa, przy okazji stwierdzając:
- Zawrzyjmy umowę na przyszłość. Ja pomagam ci z sukienką, a ty pomagasz mi, okej?

Ruda dziewczyna zmarszczyła nieznacznie brwi, wiedząc, że wkrótce znów będzie próbowała wrócić do domu. Wciąż jednak nie była pewna, czy powiedzieć Stephanie o swojej nocnej wyprawie, więc jedynie skinęła głową. Kiedy Lisa miała już na sobie poprawnie pozapinany i niesamowicie niewygodny mundurek, jej współlokatorka nagle chwyciła skarpetki i buty i uklękła przed łóżkiem, łapiąc rudą dziewczynę za stopę.

- Pozwól, księżniczko - powiedziała oficjalnym i przesadzonym tonem Stephanie, zakładając jej skarpetkę.

- Stephanie, głupku - odparła Lisa ze śmiechem i próbowała wstać, ale druga dziewczyna przytrzymała ją za nogi.

- Tym razem mi nie uciekniesz.r

Obydwie znów zaczęły się śmiać, a Lisa ostatecznie pozwoliła Stephanie założyć sobie jednego buta. Kiedy jednak włożyła drugiego i razem wyszły z pokoju, nie zwracając szczególnej uwagi na to co robi Sophie, dziewczyna z Gawaldonu znów doznała tego ciężkiego, duszącego poczucia.

Poczucia, że coś jest bardzo nie tak jak powinno.

 

Tymczasem w wieży Honor Aidan przerwał gmeranie w swojej walizce i spojrzał zszokowany na Alana. Wydawał się przy tym całkiem zesztywnieć, a jego twarz zrobiła się jakby bardziej blada. Chłopak z Nottingham przez chwilę gapił się tak na drugiego księcia, aż w końcu opuścił głowę i wbił wzrok we własne kolana. Wyraźnie można było zauważyć, że był teraz smutniejszy i trochę zrezygnowany.

- E...Elvira? J...jesteś pewien? - wydukał napiętym głosem, a potem głośno przełknął ślinę. - No to by wiele tłumaczyło - dodał szeptem, bardziej sam do siebie. - Tak, znam ją - podniósł w końcu wzrok z powrotem na Alana, ale chociaż patrzył prosto na niego, to wydawał się go tak naprawdę nie widzieć. - Ona... ten... no, ale w każdym razie... - zaplątał się we własnych słowach, aż w końcu udało mu się sformułować jeden logiczny wniosek. - Pewnie mój pobyt w Akademii ma jakiś związek z nią. Dyrektor mógł to zrobić specjalnie - powiedział ponuro. - To wcale nie chodzi o to, że ja jestem wyjątkowy, czy coś, tylko... w sumie sam nie wiem - westchnął, jego smutek zaczął zmieniać się w rozdrażnienie. Wsunął rękę we włosy i gwałtownie je roztrzepał, jakby próbował o czymś zapomnieć.

Wtedy właśnie drzwi łazienki się otworzyły i wrócił Hector, ubrany w elegancki i zdecydowanie zbyt wystawny mundurek zawszan. Aidan natychmiast wykorzystał okazję i zanim ktoś zdążyłby go zagadać, złapał za swój strój i pognał do łazienki, szybko zamykając za sobą drzwi.

Hector, który wciąż stał na środku pokoju, odwrócił się zdziwiony do Alana.

- Co mu się stało? - zapytał ostrożnie, poprawiając okulary.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alan

Widząc reakcje Aidana zesztywniałem nie wiedząc co powiedzieć. Ten pełen życia tryskający za każdym razem optymizmem chłopak w jednej chwili zniknął, a pojawiło się coś czego się po nim nie spodziewałem. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć już wiedziałem jaki popełniłem błąd. Najwyraźniej znał te dziewczynę i to bardzo dobrze. Możliwe, że razem dorastali, była być może jego przyjaciółką czy coś. A jednak coś sprawiło, że została wybrana na nigdziarkę. Pamiętałem dobrze jej portret w Akademii Zła. Choć nie wyglądała jak nigdziarka jej oczy ją zdradzały. Nie byłem pewny co zaszło między nimi, ale byłem pewny co do jednego. Nie ona była powodem dla którego Aidan tu trafił. Byłem przekonany, że to dzięki temu co ma w sercu był tutaj z nami. Nim cokolwiek zdążyłem powiedzieć Hector nagle wyszedł, a Aidan to wykorzystał i uciekł do wolnej teraz łazienki. Musiał teraz przechodzić naprawdę poważną walkę z przeszłością. Nagle spojrzałem na Hectora by powoli wstać i przygotować swoje rzeczy.

 

- Powiedziałem coś czego najwyraźniej nie powinienem i obudziłem demony przeszłości - powiedziałem przygnębionym tonem z niekrytym poczuciem winy, nawet nie byłem w stanie spojrzeć na Hectora pod wpływem wstydu. Miałem tylko nadzieje, że zdołam przekonać Aidana, że nie powinien się tym przejmować i by udowodnił wszystkim, że zasłużył by znaleźć się w Akademii.

 

Sophie

Dziewczyna nie wiadomo, który już raz z kolei przejeżdżała szczotką po swoich włosach, ale widać było na jej twarzy skupienie gdy przeglądała się w swoim lusterku. Zupełnie jakby najmniejszy błąd był karany niczym śmierć. Mimo swojego skupienia była w stanie słuchać swoich współlokatorek, tak samo jak ich śmiechów. Mimo to starała się je ignorować. Czemu miałaby się w końcu przejmować ich szczeniackimi wygłupami? Najwyraźniej one jeszcze nawet nie dojrzały. W końcu, gdy skończyła z włosami sięgnęła po jeden z flakoników z perfumami i zaczęła na siebie nim pryskać, sprawiając, że znowu cały pokój zaczął pachnieć polnymi kwiatami. Następnie wyjęła jakiś płyn o wdzięcznej nazwie kryształowa rzeka by wylać go troszeczkę na jedną z dłoni. Nim jednak zaczęła wcierać go w twarz usłyszała jak ta ruda dziewczyna poddaje wątpliwościami jej wyprowadzkę.

 

- Chyba sama powinnaś zauważyć, że to jakaś pomyłka i nie pasuje do was tak samo jak wy do mnie. Dziekan się zgodzi dla dobra nas wszystkich - mówiła z niebywałą pewnością siebie w głosie. Wtedy też zaczęła kontynuować swoje czynności pielęgnacyjne. Pomimo, że nie była zadowolona, że te dwie dziewczyny były przed nią w łazience teraz nie miała czasu wybrzydzać. Więc gdy tylko wyszły zabrała swoją zawszańską sukienkę jak i szklane pantofelki i zamknęła się w łazience. Proces, który tam zaczęła, trwał naprawdę dłuższą chwilę. Zanim się przebrała musiała użyć na swym ciele wielu ze swoich specjalnych kosmetyków, które zapewniały jej skórze zdrowy i piękny wygląd. Nie mówiąc już o ustach czy brwiach i rzęsach, które też doprowadzała do perfekcji. W końcu, gdy skończyła zdjęła z siebie koszulę nocną i kapcie wkładając na siebie sukienkę zawszanki jak i pantofle. W przeciwieństwie do współlokatorek zajęło jej to znacznie krócej jakby robiła to od zawsze, co było zresztą prawdą. Powoli wyszła z łazienki w pełni gotowa na ten dzień. Nagle jednak spojrzała na jeden z kufrów. Wiedziała, że musi pomówić z nimfami by jej pomogły go wynieść później po lekcjach. Akademia była pełna inspiracji, ale z tymi dwoma nad głową nie mogłaby się skupić i nic by jej nie wyszło. Chciała już wyjść z komnaty i była już za drzwiami, aż nagle nie wróciła sięgając po swoją parasolkę, której niemal zapomniała. Na chwilę na nią spojrzała i uśmiechnęła się jakby czuła czyjeś wsparcie na sobie. Powoli w końcu gotowa opuściła komnatę.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła

Ten poranek zdecydowanie nie miał być łatwym dla Christiana. Przygotowany już wcześniej Navin wyszedł z pokoju na długo przed swoimi współlokatorami i chociaż nie zdążył opowiedzieć zbyt wielu osobom o wydarzeniach ostatniego wieczoru, nie było możliwości, aby ktoś nie zauważył wyraźnych sińców, szpecących nieco opuchniętą twarz Christiana. Jako pierwsze miały okazję zobaczyć je dziewczyny, które w głównym holu schodziły po schodach wieży Niezgoda prawie w tym samym momencie w którym pojawili się w nim Christian i Thomas. Trzymały się razem, chociaż jedna z nich szła półkroku z tyłu, zupełnie jakby pozostałe dwie były jej obstawą. Wyglądały na takie, które nie boją się niczego, w oczach każdej tliła się jakaś jadowita i zdecydowanie nieprzyjemna satysfakcja. Tak jak Adelia i Elvira wydawały się na pierwszy rzut oka nie pasować do Akademii, tak w tych dziewczynach każdy szczegół krzyczał, że są nigdziarkami i to niezwykle niebezpiecznymi.

Jako pierwsza spojrzała w stronę chłopców Sava, wiedźma o zielonych włosach i czerwonych jak krew oczach. Miała bardzo długie, ale popękane gdzieniegdzie paznokcie i kilka, najwidoczniej zrobionych na własną rękę, kolczyków w uszach. To właśnie jej śmiech zainteresował pozostałe dziewczyny, które zaczęła wpatrywać się w Christiana z politowaniem i rozbawieniem. Śmiech Savy był głośny i pełen szyderstwa. Grupa wiedźm szła dobrych parę metrów dalej niż Christian i Thomas, ale nawet gdyby szły bliżej, próba zrobienia im czegokolwiek byłaby dowodem głupoty. W końcu teraz były tu wszystkie trzy razem, a każda wyglądała na taką, która na atak odpowiada o wiele agresywniejszą kontrą.

Poza rozbawieniem dało się jednak dostrzec w ich oczach coś innego, szczególnie w tych żółtych, elektryzujących, należących do najwyższej, która szła nieco z tyłu. Niepokojącą satysfakcję i głód. Christian miał dziś zobaczyć ten wyraz jeszcze wielokrotnie, ponieważ dla nigdziarzy ktoś, kto pierwszego dnia dał się tak brutalnie pobić, spadał w rankingu na samo dno, otrzymując tytuł łatwej ofiary.

 

Na korytarzu prowadzącym do stołówki każdy odwracał się, żeby spojrzeć na Christiana i siłą rzeczy również na Thomasa. W pewnym momencie minęli trójkę chłopców, którzy stali pod ścianą. Jednym z nich był Navin. Ich współlokator opowiadał coś energicznie dwójce nigdziarzy. Jeden był wysoki i barczysty, miał w sobie coś z wilka, a drugi szczupły i chorobliwie blady. Ten drugi z jakiegoś powodu zasłaniał też większą część twarzy długimi włosami. Kiedy koło nich przechodzili, Hadrion, bo tak miał na imię pierwszy z towarzyszy Navina, uśmiechnął się drwiąco do Christiana, a drugi, wampir Eudon, jeszcze bardziej spuścił głowę, tak, że trudno było odczytać jego reakcję.

W stołówce również wszyscy natychmiast zaczęli dyskutować po cichu na temat wyglądu Christiana. 

Adelia, która do tej pory siedziała z pochyloną głową i gmerała niemrawo w śmierdzącej stęchlizną owsiance, również spojrzała do góry, chyba jako jedyna wyglądając na wystraszoną.

- Nauczyciele nie powinni czegoś z tym zrobić? - szepnęła z zaciśniętym gardłem do siedzącej obok Judith, która przerzucała kartki podręcznika i bez żadnego grymasu przeżuwała zimne śniadanie.

Tym razem Adelia siedziała razem ze swoimi współlokatorkami. Pewnie sama nie odważyłaby się pójść za nimi i zaryzykować, że ją przegonią, ale kiedy próbowała po raz kolejny skręcić do samotnego stolika, Judith złapała ją za ramię i pociągnęła w stronę zajmującej już miejsce Margo. Teraz, słysząc jej pytanie, ciemnowłosa dziewczyna oderwała na chwilę wzrok od książki i spojrzała beznamiętnie na pobitego chłopca. W odpowiedzi jedynie pokręciła głową. Adelia zauważyła już, że Judith rzadko odzywała się, gdy nie było takiej potrzeby. Dziewczyna musiała wiedzieć, że jej głos wywołuje ciarki i jest nieprzyjemny dla ucha. Zamiast niej usłyszała wiecznie podirytowaną Margo, która kończyła już jeść i sięgała po szklankę smakującej metalicznie wody.

- A niby po co? Załatwianie swoich spraw jest w porządku, dopóki nie robisz tego pod nosem nauczycieli albo wilków.

Adelia przełknęła głośno ślinę.

 

Wiedźmy z Wieży Szkoda 66 przyszły na śniadanie jako jedne z ostatnich. Dało to chwilę wytchnienia Christianowi, ponieważ przez kilka sekund wszyscy zwracali uwagę na zmodyfikowany mundurek Walburgi. Wilki jedynie kręciły głowami, nie reagując w żaden sposób, ale po uczniach przelała się fala skrajnych opinii. Niektórzy, jak Sava i Pollux, uważali, że to śmieszne i bezsensowne, inni natomiast po cichu chwalili jej pomysłowość. W tym wszystkim była jeszcze Adelia, która patrzyła na wystające ze zmienionego mundurka nitki i rozmyślała o tym, że ta wiedźma raczej nie znała się na pracach ręcznych, takich jak szycie. Przez całe to zamieszanie Walburga zauważyła Christiana dopiero po wzięciu tacki ze śniadaniem i zajęciu miejsca. Wcześniej jednak spojrzała zaintrygowana na Elvirę, która z pełnym satysfakcji uśmieszkiem nie odrywała wzroku od pobitego chłopaka. Christian musiał to zauważyć, ponieważ dziewczyna z Nottingham robiła to niemal ostentacyjnie. Kołnierz jej tuniki był nieznacznie opuszczony, co oznaczało, że ona nie zamierzała się kryć ze swoimi siniakami. Jej sytuacja nie była taka jak Christiana. Wszyscy widzieli jak nigdziarz ją atakuje i wszyscy zauważyli jak obojętnie i spokojnie to przyjęła, zanim jej napastnik nie został poniżająco złapany przez wilki. W przypadku Christiana każdy mógł sobie dopowiedzieć własną historię, przynajmniej dopóki Navin nie rozpowie szczegółów całej Akademii. 

Elvira odnalazła wzrokiem również Thomasa i uśmiechnęła się do niego jeszcze pewniej, unosząc przy tym z zainteresowaniem jedną brew. Tego już Walburga jednak nie zobaczyła, ponieważ zajęta była rzucaniem głośnego, toczącego się po całej stołówce komentarza.

- Ha! Wiedziałam, że jest słaby!

 

Zauważyła to za to Kim, ale jej jedyną reakcją był tajemniczy uśmieszek. Potem dziwna dziewczyna zabrała się za swoją owsiankę.

Elvira była chyba jedynym uczniem na stołówce, który nawet nie podszedł po swoją tackę. Wilki obserwowały drwiąco, jak sięga do kieszeni tuniki i wyjmuje z niej jabłko, niewielką butelkę wody i paczkę ciasteczek zbożowych. Walburga strzelała wzrokiem od odpychającego śniadania nigdziarzy do tego, co przyniosła ze sobą jej współlokatorka, aż w końcu podjęła decyzję i powoli sięgnęła ręką po jedno ciastko. Widząc, że Elvira nie reaguje, zaczęła jeść razem z nią.

- Nie gadaj, że mamusia i tatuś zawszanie są tak dumni z małej wiedźmy, że będą jej wysyłać drugie śniadanie do szkoły - zakpił stojący najbliżej wilk.

W odpowiedzi blondynka spojrzała na niego beznamiętnie, najwyraźniej nie zamierzając odpowiadać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas i Christian

Zaraz po wyjściu z pokoju Thomas ruszył za resztą nigdziarzy w stronę jadalni, niespecjalnie zwracając uwagę na ich reakcje na widok Christiana. Niewiele go obchodziło co myśleli o nim czy o tym co mu zrobił. Najważniejsze dla niego było, że ten dostał już nauczkę, to mu wystarczyło. Nie znosił takich ludzi jak on i tylko dlatego to zrobił. Na pewno nie dla tej całej Elviry, przynajmniej tak sobie wmawiał. O ile jednak Thomas podchodził do całej sytuacji niezwykle spokojnie tak z Christianem było zupełnie inaczej. Słyszał za plecami i widział wszędzie wokół siebie drwiny innych nigdziarzy. Obiecał sobie, że wszyscy oni mu za to zapłacą. Zrozumieją, że on jest prawdziwym czarnym charakterem lepszym niż każdy z nich.

 

W końcu dotarli na stołówkę gdzie oboje czekali w kolejce po swoje posiłki. Gdy Thomas właśnie miał iść po swoją porcje spostrzegł jak na stołówkę wkracza Elvira wraz ze swoimi współlokatorkami. Zobaczył jej uśmiech, ale zaraz sam odwrócił głowę starając się ją zignorować. Nie zrobiłeś nic dla niej. Jej opinia cię nie obchodzi: To sobie mówił w głowie odchodząc ze swoją porcją jedzenia, jeśli tak to można było nazwać. Usiadł samotnie z dala od innych, chcąc specjalnie się od nich odizolować. Teraz dopiero spojrzał na swoje jedzenie, które przypominało jakby ślinę wilków. W jednym momencie cały żołądek odmówił mu posłuszeństwa. Miała wrażenie, że już skazańców lepiej karmiono. Nawet będąc sierotom potrafił zdobyć lepszy posiłek niż to. W każdym razie już wczoraj poszedł spać bez posiłku, wiedział, że potrafi długo wytrzymać bez jedzenia, bo nie pierwszy raz tak było, ale nie mógł tak w nieskończoność. Miał nadzieje dostać się przy jakiejś okazji do lasu i zapolować jak za starych czasów, może dorwie jakiegoś jelenia niedaleko okolicy zamku zawszan. Dziczyzna nie byłaby zła, a na pewno bardziej dla niego odżywcza niż to coś. Zaczął beznamiętnie mieszać w jedzeniu. W momencie, gdy Christian miał wziąć swoje jedzenie do jego uszu dotarły słowa Walburgi i wtedy już nie wytrzymał.

 

- Ja słaby?! - wrzasnął, a przez opuchniętą wargę z jego ust kapała ślina. - Uważacie, że ten niby nigdziarz jest lepszy ode mnie?! - Wskazał dłonią na Thomasa, który wydawał się go ignorować gmerając sztućcem w papce. Christian jednak kontynuował. - Zgadza się, żaden z niego nigdziarz, udaje twardego, ale pochodzi z brudnej zawszańskiej rodziny! Sądzicie, że ktoś taki może w ogóle zdać na lekcjach?! - Thomas dalej ignorował chłopaka, uznając, że nie ma sensu dawać się sprowokować, a Christian w ten sposób po prostu chciał odzyskać szacunek innych. Nagle zobaczył Christiana ze swoją papką tuż obok niego. - Co brakuje ci potrawek mamusi? - warknął Christian wtedy też Thomas na niego spojrzał bez emocji.

- Tak, jak widać mój brudny zawszański żołądek nie wszystko strawi - Nagle odsunął tackę ze swoją papką na bok wzruszając ramionami. - Zresztą... Po co mam się jeszcze truć skoro mam dziś nie zdać? Jak sam zresztą powiedziałeś - Położył dłoń pod brodą wyraźnie znużony tą rozmową, czekając, aż czas posiłku dobiegnie końca.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Dobra

Biorąc pod uwagę co spotkało Christiana, te kilka niepewnych spojrzeń i szeptów, jakie towarzyszyły tego ranka Stephanie i Lisie były naprawdę niczym szczególnym. Elisabeth była wciąż rozkojarzona zastanawianiem się, czy powinna wtajemniczyć współlokatorkę w swoje plany ucieczki, więc pewnie dlatego wpadła przypadkiem na o wiele drobniejszą dziewczynę, która schodziła po schodach przed nimi. Księżniczka o kasztanowych włosach potknęła się i spadła kilka schodków w dół, ale Lisa zdążyła złapać ją za ramię i podtrzymać, zanim boleśnie by się poobijała. Stephanie szybko do niej dołączyła, łapiąc dziewczynę za drugą rękę. Zrobiła to pewnie dlatego, że dziewczyna ta sprawiała naprawdę kruche wrażenie. Można było pomyśleć, że jeśli ktoś jej nie podtrzyma, to nie będzie w stanie utrzymać się na własnych nogach.

- Przepraszam! Nic ci się nie stało? Zagapiłam się, naprawdę mi przykro... - zaczęła szybko Lisa.

Księżniczka uniosła głowę i szybko rozpoznały w niej Arię, która wczoraj wieczorem odwiedziła ich pokój, a potem zabrała ze sobą Sophie. Miała duże, brązowe oczy i wyglądała na wystraszoną, co w pierwszej chwili trochę zmartwiło Lisę. Już miała po raz kolejny zapytać, czy wszystko w porządku, gdy Aria uśmiechnęła się lekko, dzięki czemu większość jej obaw się rozwiała. Dziewczyna miała niezwykle urokliwy uśmiech i nawet nieco wystające przednie zęby wydawały się być jej ozdobą.

- Nic się nie stało. Powinnam iść trochę szybciej - mruknęła cicho, w jej głosie dało się wyczuć zmartwienie.

- Daj spokój - odparła od razu Stephanie i jako pierwsza ruszyła dalej w stronę głównego holu. Nadal trzymały Arię pod ramię, bo wydawało się to w tej chwili po prostu właściwe, a schody były na to wystarczająco szerokie. - To nie ty czasem do nas wczoraj przyszłaś? - dziewczyna skinęła ostrożnie głową. - Tak właśnie myślałam. To jak, twojej koleżance udało się zmyć te wzorki na rękach? - zapytała energicznie Stephanie, jakby w ten sposób chciała przelać część swojego optymizmu na nieśmiałą księżniczkę.

- Taaak - odpowiedziała powoli i spojrzała na nie z trochę mniejszą niepewnością. Wydawało się, że w jej oczach pojawiła się nawet pewna sympatia. - Sophie bardzo nam pomogła. Dayla na pewno będzie próbowała ją dzisiaj znów znaleźć, żeby jeszcze raz jej podziękować. 

Zanim Stephanie zdążyłaby się odezwać, Lisa wcięła się z krótkim i neutralnym:

- Sophie potrafi być bardzo miła, kiedy chce.

Współlokatorka Lisy spojrzała na nią ponad głową niższej dziewczyny, unosząc ze zdziwieniem brwi, a ruda dziewczyna w odpowiedzi tylko przewróciła oczami. Naprawdę nie ma sensu. Stephanie to zrozumiała i skwitowała na głos:

- Tak, kiedy chce.

 

W holu dziewczyny spotkały stojącego samotnie księcia Zasiedmiogórogrodu, który najwyraźniej czekał na swoją przyjaciółkę. Mundurek zawszan leżał na nim zadziwiająco dobrze i pasował do lekko opalonej skóry, złocistych włosów i ciemnych oczu. Widząc Arię trzymaną pod ramię przez dwie inne księżniczki, w dodatku te, które w Akademii były już znane ze swojej niezwykłości, uniósł zdziwiony brwi. Nie skomentował tego jednak w żaden sposób. W przeciwieństwie do większości książąt, nie oceniał po pozorach, a nawet jeśli ktoś mu się nie spodobał, to miał wystarczająco godności i kultury, by wiedzieć, że kobiet się nie obraża.

- Witaj, Ario - powiedział w końcu chłopak i spojrzał prosto na swoją przyjaciółkę. Na jego twarzy pojawił się ciepły uśmiech, a surowy wzrok znacznie złagodniał. Patrzył na księżniczkę z uczuciem, ale również z pewnym smutkiem i Lisie nagle przyszło do głowy, że książę ten ostatnimi czasy zaczął na pewno dążyć do tego, by zmienić swoją relację z Arią w coś znacznie większego i piękniejszego. 

Lisa nie miała pojęcia skąd w ogóle pojawiło się u niej takie podejrzenie i spojrzała zdziwiona na Stephanie, ale jej współlokatorka wydawała się niczego nie zauważyć.

Sama Aria w tym czasie podeszła do Juliana i objęła go na powitanie, a następnie znów odwróciła głowę w stronę dziewcząt.

- To jest... - nagle urwała, gdy zdała sobie sprawę, że nie zna ich imion.

- Lisa i Stephanie - natychmiast uzupełniła Elisabeth i uśmiechnęła się uprzejmie.

- Właśnie - podchwyciła Aria, a na jej policzkach pojawiły się łagodne rumieńce zawstydzenia. - Spotkałyśmy się na schodach. Są naprawdę bardzo miłe. A to jest Julian, mój przyjaciel z Zasiedmiogórogrodu i... - zająknęła się - ...książę tej krainy - prawie cały czas brzmiała niepewnie, jak osoba, która nie jest przekonana, czy powinna się odzywać.

Julian położył jej pokrzepiająco dłoń na ramieniu, a potem w sposób o wiele pewniejszy od niej zwrócił się do dziewcząt.

- No tak. Lisa, księżniczka z mieczem. A ty, Stephanie, pochodzisz z...?

- Lisiego Gaju - odpowiedziała szybko dziewczyna, wzruszając ramionami.

- Rozumiem. Słyszałem, że to piękna kraina - podsumował uprzejmie, a potem znów zwrócił się do Lisy. - Muszę cię przeprosić za nasze wczorajsze zachowanie - Aria spojrzała na niego z zaciekawieniem. - To bardzo haniebne, że w otoczeniu tylu książąt musiałaś bronić się sama - pochylił nieznacznie głowę w geście wstydu.

Lisa nie wiedziała, co powinna odpowiedzieć, ale na szczęście, choć może nie do końca, wyręczyła ją Stephanie. Współlokatorka zarzuciła jej rękę na plecy i powiedziała żartobliwie:

- Nie przejmuj się. Lisa taka jest, kiedy przychodzi zagrożenie, to szuka miecza, a nie księcia

Ruda dziewczyna spojrzała na Stephanie z ukosa, lekko marszcząc brwi. No dobrze, to była w pewnym sensie racja, ale sformułowana w ten sposób sprawiała, że Lisa zaczynała wyglądać jak jakiś dzielny wojownik, a nie po prostu zwykła nastolatka, która próbuje wszystkiego, byleby tylko nie dać się złapać chmarze ścigających ją wróżek. Po kilku sekundach na jej piegowatej twarzy pojawił się jednak uśmiech, a zielone oczy zalśniły. W sumie... wersja Stephanie nie brzmiała tak najgorzej.

 

W tym czasie w wieży Honor chłopcy wciąż przygotowywali się do wyjścia. Hector, po usłyszeniu odpowiedzi Alana, spojrzał na niego ze współczuciem i powiedział, że nie powinien się tym przejmować, bo przecież nie mógł mieć pojęcia, że Aidan zareaguje w taki sposób. Chociaż książę z Nibylandii nie wiedział nawet o czym Alan rozmawiał z Aiadanem, to i tak zabrzmiało to przekonująco, jakby Hector miał naturalny dar do pocieszania. Wkrótce okularnik opuścił pokój i zaraz po tym chłopak z Nottingham w końcu wyszedł z łazienki. Chociaż wyglądał już na mniej przygnębionego, jakby poradził sobie z większością wspomnień, to i tak bardzo się spieszył. Ewidentnie nie miał ochoty rozmawiać na ten temat, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Zanim jednak szybko uciekł na śniadanie, odwrócił się na sekundę do Alana.

- Emm... jakby co, to nie przejmuj się tym, jak zareagowałem, okej? Bo to nie twoja wina - powiedział niezręcznie, przeczesując palcami włosy. - W sensie... lepiej dla mnie, że dowiedziałem się o tym teraz, niż żebym potem miał odkryć to sam, prawda...? - uśmiechnął się lekko, a potem zniknął, zostawiając Alana samego w pokoju.

 

Kiedy do holu dotarła Sophie, jej współlokatorki, Aria i Julian zdążyli już z niego zniknąć. Było w nim niesamowicie spokojnie, ciszy nie zaburzało nawet brzęczenie wróżek. Światło wpadało pod ukosem przez kryształowy sufit i zostawiało na podłodze piękne plamy o wymyślnych kształtach.

Zanim dziewczyna zdążyła skręcić w stronę korytarza prowadzącego na stołówkę, za jej plecami rozległy się ciche kroki, dobiegające ze strony schodów wieży Męstwo. Okazało się, że był to książę Edward, ubrany w nienagannie pozapinany mundurek. Chociaż fizycznie prezentował się idealnie, na jego twarzy malowała się nieznaczna irytacja, jakby z jakiegoś powodu wyszedł z pokoju później, niż to sobie zaplanował. W jasnym holu wydawał się nawet jeszcze przystojniejszy. Urodę zdecydowanie odziedziczył po słynnej matce, miał w końcu skórę jasną i czystą jak śnieg oraz lśniące, czarne włosy.

Kiedy zauważył Sophie, wyraz jego twarzy znacznie złagodniał, jak przystało w towarzystwie damy. Skoro byli tutaj sami, byłoby brakiem taktu, gdyby do niej nie dołączył.

- Księżniczko - przywitał się cicho i zaoferował jej ramię. - Chyba obydwoje udaliśmy się dziś na śniadanie trochę później niż pozostali - powiedział żartobliwie i uśmiechnął się do niej czarująco. Wciąż wydawał się jednak być jakoś dziwnie nieobecny duchem, zupełnie tak jak poprzedniego dnia na kolacji.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alan

Gdy stałem przy swoim kufrze nadal będąc przytłoczonym poczuciem winy nagle do mych uszu dotarł głos Hectora. Nie potępiał mnie, a próbował pocieszyć i wyglądał jakby rozumiał obecną sytuacje, chociaż nie było go przy tym wszystkim, a i ja dałem mu naprawdę niewiele informacji o tym co zaszło. Nie wiem jak to się działo, ale jego słowa były niezwykle krzepiące. Do tego stopnia, że, aż odwróciłem się w końcu w jego kierunku i lekko uśmiechnąłem, dziękując za słowa wsparcia i zrozumienie. Zaraz potem znikł z komnaty gdzie zostałem ponownie sam. Znów obróciłem się przygotowując swój zawszański mundurek, ale była to krótka chwila, bo zaraz usłyszałem jak drzwi łazienki się otwierają i zobaczyłem w nich Aidana. Nie miałem nadal odwagi by spojrzeć mu w twarz po tym co zaszło, aż nagle go nie usłyszałem. Mimo, że się uspokoił słyszałem w jego głosie jak nadal się z czymś boryka. W końcu jednak odwróciłem się w jego kierunku.

 

- Aidanie... Nie wiem jaki masz związek z tą Elvirą i co ci zrobiła - Nagle lekko spoważniałem. - Musisz jednak wiedzieć, że to na pewno nie ona jest powodem tego, że trafiłeś do Akademii. Głównym powodem jest to co masz w sercu, a jest ono dobre i dzielne. Nie musisz udowodnić tego innym, a tylko samemu sobie - Lekko się uśmiechnąłem w jego kierunku. - Przemyśl to - Dodałem nim ruszyłem ze swoim mundurkiem w ręce w stronę łazienki, ale nim wszedłem zatrzymałem się. - Aidanie mam do ciebie jeszcze prośbę. Proszę zajmij mi miejsce w jadalni zanim tam trafię, muszę jeszcze wysłać list, będę ci zobowiązany - Powiedziałem nieco zakłopotany wskazując wzrokiem na kopertę by zaraz zniknąć za drzwiami łazienki.

 

Sophie

Dziewczyna poruszała się samotnie korytarzami Akademii chcąc dotrzeć na czas. Wiedziała, że jako prawdziwa księżniczka spóźnienie jej nie przystoi. Nadal jednak nie mogła uwierzyć, że tak długo spała. W myśli nadal sobie mówiła, że to wina tej chrapiącej, gdyby nie ona miałaby spokojny sen. Na dodatek widok tej rudej niby księżniczki rano sprawił, że otępiała. Była pewna, że już jej nie zobaczy, a ta znowu wróciła. Naprawdę musiała wynieść się z tej komnaty i poszukać współlokatorek bardziej jej podobnych, bo do obecnych wcale nie pasowała. Kto był na tyle głupi by dać jej taką komnatę? Trzeba chyba było być zupełnie ślepym by coś takiego zrobić.

 

Teraz jednak musiała dotrzeć na śniadanie. W planie miała znowu usiąść koło Alana z kilku powodów. Jednym z nich było to, że nadal nie do końca kogokolwiek tu znała i nie wiedziała gdzie by mogła się dopasować. Tego problemu by nie było gdyby mieszkała ze zwykłymi współlokatorkami. Poza tym musiała mieć go na oku, bo miała nadal wrażenie, że ta ruda się nim interesuje i na dodatek z wzajemnością. Jeszcze pewna rzecz nie dawała jej spokoju. Dlaczego ją obudziły? Przecież mogły ją tak zostawić by dostała konsekwencje spóźnienia w ramach zemsty za wszystko co do tej pory o nich powiedziała, a mimo to tego nie zrobiły, co było powodem tego? Została nagle wyrwana z zamyślenia słysząc czyjś głos, powoli się obróciła i zamarła zszokowana.

 

To był książę Edward, teraz zupełnie nie była w stanie się skupić gdy widziała jego niesamowitą urodę połączoną z jego nienagannością. Czuła się zupełnie teraz jakby trafiła do jakiejś bajki, bo był pierwszym prawdziwym księciem tutaj, który ją dostrzegł. Na dodatek byli tu teraz zupełnie sami we dwoje bez innych wścibskich oczu. Gdy zbliżał się coraz bardziej do niej czuła jak jej serce zabiło mocniej. Jednak dlaczego tak się działo? Nie rozumiała tego, był co prawda niesamowity i przystojny, ale przecież już nie raz spotykała przystojnych adoratorów, na których tak nie reagowała. Musiała się skupić na swoim zadaniu, a nie na księciu. Jeśli skupi się na tym chłopaku jej marzenia mogą przepaść. Mimo, że się zapierała ciało nie chciało ruszyć i czekała zapatrzona w niego, powoli zapominając o tym co miała zrobić, a w chwili gdy stanął już przy niej i zaoferował jej ramię niemal zamarła. Musiała jednak coś zrobić, nie mogła przecież przed nim wypaść niczym skończona idiotka. W końcu lekko się uśmiechnęła zachowując przy tym cały swój urok i chwyciła ofiarowane przez księcia ramię.

 

- Dziękuje, mości książę, jesteś prawdziwym dżentelmenem - powiedziała delikatnym melodyjnym głosem, starając się powstrzymać by nie zrobić przypadkiem czegoś głupiego, dlatego starała się by jej wzrok nie zdradzał jak bardzo jego wygląd ją omamił. Jednak poza tym spostrzegła coś jeszcze. Ona przecież nigdy nie miała problemu wypatrzyć czyjeś emocje, ale starała się zwykle ignorować emocje innych, uznając, że nikt nigdy nie interesuje się co ona czuje, więc czemu ona by miała? W tym jednak wypadku pojawiła się w niej cecha, która sądziła, że w niej zamarła dawno temu, a było to teraz szczere zainteresowanie powodem miny księcia. - Wybacz mą ciekawość, mości książę, ale odnoszę wrażenie, że coś cię trapi. Domyślam się, że zdradzanie własnych rozterek nieznajomej księżniczce z innego królestwa nie jest rozsądne, ale jeśli chcesz o tym porozmawiać chętnie cię wysłucham. Czasami samo zwierzenie się bywa niezwykle pomocne - Mówiła tak jakby sama o tym już dobrze wiedziała. Jednak w jej wypadku zwierzać się mogła tylko swojemu pamiętnikowi.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła

Kiedy Christian nagle zaczął krzyczeć, zaburzając spokój na stołówce, wszyscy znów zwrócili na niego uwagę, wpatrując się w niego z mieszaniną irytacji i ciekawości. Niektóre wilki zaciskały potężne łapy, najwyraźniej zastanawiając się, czy mu przeszkodzić, ale ostatecznie żaden z nich nie zareagował, najwyraźniej uznając, że najlepiej dla nich będzie, jeśli załatwią to między sobą. Adelia, która z głodu zjadła połowę swojej owsianki, ale więcej już nie była w stanie, kuliła się teraz, najwyraźniej mając nadzieję, że nikt z nigdziarzy nie zwróci na nią uwagi. Bała się wrzasków i kłótni, ale na jej szczęście wszyscy skupiali się teraz na Christianie. Chyba tylko Elvira nie patrzyła na niego, tylko na obrażanego właśnie Thomasa. Przy tym podpierała brodę na ręce i uśmiechała się lekko, najwyraźniej zadowolona z jego spokojnej reakcji.

 

Nawet jeśli Christian na początku zaimponował niektórym spośród uczniów tym, że postawił się drwinom prawie całej Akademii, to wydawało się, że bardzo szybko ten szacunek stracił. Po jego słowach w stołówce zapadła niemalże grobowa cisza. Nikt się nie odzywał, nikt nie jadł, niektórzy chyba nawet wstrzymali oddech. Jeden z wilków uśmiechnął się szyderczo, jakby wiedział o czymś, o czym Christian wiedzieć nie miał prawa. Część uczniów obserwowała w tej chwili stojącego chłopca z wyraźnym gniewem, niechęcią, lub niebezpiecznym zadowoleniem. Pozostali natomiast zerkali ostrożnie na swoich towarzyszy, najwyraźniej zastanawiając się o co chodzi.

Milczenie jako pierwszy przerwał Raver, który siedział przy jednym stole z Polluxem i Gilbertem. Wyglądał na niemal obojętnego, kiedy opierał się luźno o ławkę i powoli stukał bladymi, pająkowatymi palcami o swoje kolana. Chociaż jego policzki były zapadnięte, a oczy podkrążone i w pewnym stopniu zasłonięte przez ciemne włosy, wyraźne dało się zauważyć w jego spojrzeniu pewną irytację. Bo choć żaden nigdziarz nie zamierzał stawać w obronie Thomasa, w końcu nie leżało to w ich naturze, to przecież niemożliwym jest, aby siedzieli cicho, kiedy poczuli się prawie osobiście znieważeni.

- Czyżby nasz kolega uważał, że... zawszańska rodzina... czyni nigdziarza słabym i niezdolnym do zaliczenia zajęć? - zapytał prawie łagodnie - Chyba jestem zmuszony się z tym nie zgodzić - jego głos stał się nagle tak zimny i wyprany z wszelkich emocji, że Adelia przyłożyła dłonie do twarzy i jeszcze bardziej skuliła się na swojej ławce. - Bądź co bądź mnie również urodziła zawszanka - atmosfera w stołówce była w tej chwili tak gęsta, że można by ją ciąć nożem, ale wilki wciąż były rozbawione i najwyraźniej nie zamierzały interweniować. Raver odwrócił na chwilę głowę i spojrzał na Polluxa. Ten natychmiast zareagował, jakby doskonale zrozumiał o co chodzi.

- Mój ojciec jest zawszaninem - syknął gniewnie. Ciężko było stwierdzić, czy był wściekły na Christiana, czy po prostu tak działały na niego wspomnienia o rodzinie.

- Moja mama była wróżką - wypaliła nagle Kim, zupełnie jakby chciała przyłączyć się do wyliczanki. Sprawiło to, że przez kilka sekund wszyscy uczniowie spoglądali na nią zdziwieni, ale sytuację załagodziła Elvira, która najwyraźniej uznała, że korzystnym byłoby pociągnąć to dalej.

- Moi rodzice to zawszanie - blondynka rozłożyła obojętnie ręce, uśmiechając się do Christiana, tym razem w sposób jawnie szyderczy.

- Mój ojciec to zawszanin - ktoś w stołówce również zdecydował się do tego dołączyć. Niektórych przeszły dreszcze, ponieważ głos ten był lodowato chłodny, niski i chrapliwy, jakby właścicielka rzadko go używała. Wkrótce okazało się, że była to Alisa, która widząc wbite w nią spojrzenia, uśmiechnęła się okrutnie, pokazując nienaturalnie ostre zęby.

- Mój ojciec też był zawszaninem - wtrącił szybko Navin, który, choć może nie był najlepszym przykładem potężnego nigdziarza, również chciał przyłączyć się do zbiorowych wyznań.

Judith spojrzała ostrożnie na Margo, jakby zastanawiała się, czy ta zdecyduje się odezwać. Ruda wiedźma prychnęła.

- Mam kuzynkę w tamtej Akademii - sarknęła mściwym tonem.

- Moja matka była dobrą czarownicą - w stołówce rozległ się kolejny głos. Chłopak o całkiem fioletowej skórze podpierał brodę na ręce i uśmiechał się do Christiana jak iluzjonista, który właśnie miał zamiar przeciąć swoją ofiarę na pół, bez ostrzeżenia jej, że to nie będzie jedynie sztuczka.

- A moja była zawszanką z Piaszczystych Wydm - wtrącił się warkliwie Hadrion, krzyżując potężne ramiona.

Ostatnią osobą, która zdecydowała się odezwać, była ciemna Labrenda, przez której twarz przebiegała głęboka, nieprzyjemna blizna. Była to dziewczyna, która przez ciężkie wychowanie barbarzyńskiej matki stała się wysoka i umięśniona jak facet.

- Mój ojciec również nie jest nigdziarzem - stwierdziła, gniewnie zaciskając pięści. - I brat pewnie też.

 

Po krótkiej chwili ciszy jaka zapanowała po tych słowach, w stołówce rozległ się zimny i pełen satysfakcji śmiech Ravera. Wszyscy po raz kolejny wbili wzrok w Christiana, a atmosfera stała się nagle jakoś tak bardziej niebezpieczna. Elvira oparła się wygodniej o ławkę, najwyraźniej całkiem dobrze się bawiąc. Rolę podsumowującą przejął Vin i to jego uwodzicielski głos przykuł uwagę wszystkich uczniów.

- Cóż, nasz kolega najwidoczniej w nas nie wierzy. Chyba trzeba będzie udowodnić mu, że się myli.

Po sali rozległ się szum potwierdzeń, ktoś krzyknął "Pokażmy mu, jaki jest prawdziwy nigdziarz!".

Dopiero wtedy wtrącił się jeden z wilków.

- Śniadanie kończy się za pięć minut, lepiej się pospieszcie! - warknął, a po chwili namysłu dodał również. - Jeszcze nikt nie stał się przez Akademię kaleką i tak ma pozostać.

Na wielu twarzach pojawiły się mściwe uśmieszki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas i Christian

Christian nie do końca rozumiał brak reakcji ze strony Thomasa, w końcu do tej pory ten wykazywał zawsze gotowość do walki. Nawet był pewny, że ten się na niego zaraz rzuci. A jednak nic takiego nie zaszło. Thomas nawet nie drgnął tylko wpatrywał się w okno jakby czegoś szukał w okolicznym lesie. Christian nawet zaczął się zastanawiać czy ten nie jest taki słaby z głodu, że mógłby go w końcu zaatakować i się tak odpłacić. Jednak nim zrobił coś głupiego stało się coś czego nie przewidział. Wszystkiego można było się spodziewać, ale żaden z nich nie mógł przewidzieć tego co teraz zaszło. Słysząc wrzaski innych nigdziarzy Christian zbladł w jednej chwili i lekko się cofnął niemal wpadając na Thomasa.

 

Nie zrozumieli oni jego słów, nie chodziło mu o to by mieć zawszanina w rodzinie, a o takich jak ta żałosna dziewczyna czy Thomas, którzy pochodzili w pełni z zawszańskich rodzin. Widząc jednak ten gniew w oczach wszystkich nie wiedział jak to sprostować. Tylko Thomas nawet nie odwrócił wzroku słysząc innych nigdziarzy. Nie prosił nikogo o pomoc, więc nie widział powodu by podziwiać to przedstawienie. Teraz dręczył go inny problem, a było nim jedzenie, dlatego starał się wypatrzeć z okna jakiegoś jelenia błąkającego się w okolicy lub coś mu podobnego. Potrzebował normalnego jedzenia. W końcu jednak znużony tymi wrzaskami powoli wstał. Spojrzał ze znużeniem na Christiana, a potem na wściekły tłum.

 

- Nie widzę powodu pokazywać cokolwiek komuś kto najwyraźniej jest na tyle głupi, że nie widzi, kiedy sam siebie obraża - odparł ze znużeniem, patrząc teraz na zdziwionego Christiana, który najwyraźniej nic nie rozumiał. - Zgadza się, Christianie, w końcu jestem żałosnym zawszaninem, a właściwie jego podróbką skoro trafiłem do złej akademii. A ty teraz musisz żyć ze świadomością, że ta podróbka cię sprała - Na twarzy Thomasa pojawił się chytry uśmiech. - A jak wyjaśnisz potem, że zostałeś pokonany przez kogoś kto pierwszego dnia nie zdał? - Powoli zaczął iść w kierunku drzwi jakby lekko znużony już tym wszystkim. - Zastanów się lepiej co zrobisz jeśli spełnisz swe marzenie i zostaniesz prawdziwym czarnym charakterem. Skoro podróbka potrafiła cię zlać, to co zrobi taki prawdziwy? - Znów lekko się uśmiechnął i teraz spojrzał na wilki. - Pozdrowienia dla szefa kuchni za tak wspaniały posiłek - dodał na koniec już wychodząc i nie zwracając na nikogo więcej uwagi, skupiając się teraz na własnym żołądku. Nic jednak nie mogło zastąpić wyrazu twarzy Christiana, który teraz najwyraźniej zapomniał o całym strachu, a wyglądał jakby ktoś uderzył go mocniej niż mogłaby jakakolwiek pięść, w końcu to jego godność została teraz zraniona i nawet nie wiedział jak ma zareagować.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Dobra

Zanim Aidan wyszedł z pokoju, skinął jeszcze głową Alanowi, przełykając ciężko ślinę. Wydawało się, że z trudem wydusił z siebie to krótkie "Jasne", które pewnie odnosiło się do zajęcia mu miejsca na stołówce. 

Kiedy jednak chłopak dotarł do holu, wydawało się, że humor nieco mu się poprawił, w każdym razie nie wyglądał już na tak podłamanego. Ostatecznie Alan mógł mieć rację, a nawet, jeśli jej nie miał, to przecież dostał szansę na to, żeby udowodnić Dyrektorowi i nauczycielom, że naprawdę ma jakąś wartość i być może nawet stać się w przyszłości pomocnikiem Robin Hooda. 

W sali jadalnianej było już całkiem sporo osób. Wyraźnie dało się rozróżnić stoły przy których siedzieli pewni siebie i nienagannie wyszykowani księżniczki i książęta, oraz te zajęte przez zwykłych uczniów, którzy albo nie byli zainteresowani ściąganiem na siebie uwagi albo w ogóle nie byli pewni, czy powinni znaleźć się w tej Akademii. Aidan zmarszczył nieznacznie nos na ten widok, a potem spojrzał się w stronę stolika na tarasie, przy którym samotnie siedziały Lisa i Stephanie. Dziewczyny dyskutowały o czymś zaciekle, a na ich talerzach można było zobaczyć jajecznicę i bułki, czyli rzeczy, których księżniczki zazwyczaj nie jadły. Aidan jednak wiedział doskonale, że jeśli Alan miałby sam wybrać miejsce, to chciałby usiąść właśnie tam. Na wszelki wypadek odszukał jeszcze wzrokiem Hectora, ale ten usiadł z Damieniem i jakimś innym, nieznanym mu niskim chłopakiem. Nie musieli więc martwić się tym, że ich współlokator będzie jadł śniadanie sam.

 

Aidan podszedł do stołów z jedzeniem, obsługiwanych przez nimfy i zaczął przyglądać się misom owsianki, jajecznicy i bekonu, oraz pieczonym kiełbaskom i koszykom różnego rodzaju pieczywa. Ostatecznie zdecydował się nałożyć sobie trochę mięsa i bułkę, a do picia wziąć szklankę soku pomarańczowego. W domu w Nottingham zazwyczaj pił rano kawę albo mocną herbatę, które dobrze rozgrzewały przed pracą przy boku taty, ale w Akademii mógł sobie chyba pozwolić na próbowanie rzeczy z którymi wcześniej styczność miał raczej rzadko.

Kiedy podszedł do stolika Lisy i Stephanie, te natychmiast zaoferowały mu jedno z wygodnych krzeseł. Aidan odgarnął z twarzy włosy, które przyjemnie rozwiał mu panujący na tarasie delikatny wietrzyk.

- Cześć, Aidan - zaczęła szybko Stephanie po tym, jak przywitała się Lisa. - Wyspałeś się?

Chłopak po raz kolejny wydawał się nieco spłoszyć, kiedy spojrzał na dziewczynę z Lisiego Gaju, ale ostatecznie uśmiechnął się lekko i wzruszył ramionami.

- W sumie to niezbyt...

- Ja też - odpowiedziała natychmiast Stephanie, wgryzając się w swoją bułkę.

Lisa uśmiechnęła się i uniosła brwi.

- Ty się nie wyspałaś? Wstałaś jako pierwsza!

- Ktoś musiał, gdyby nie ja to spałybyście do obiadu.

Jeśli w Aidanie pozostały jakieś ślady stresu, niepewności i smutku, to chwila przebywania w towarzystwie tych dziewczyn, sprawiła, że natychmiast zniknęły. Chłopak dołączył do zbiorowego droczenia się, które zakończyło zadane przez Lisę pytanie.

- Gdzie jest Alan? - ruda dziewczyna bez martwienia się o maniery położyła łokieć na stole i oparła brodę na zaciśniętej pięści.

Aidan jedynie wzruszył ramionami.

- Powinien zaraz tu przyjść, poprosił, żebym zajął mu miejsce.

Lisa skinęła głową, zastanawiając się, dlaczego tak właściwie czeka na niego z taką niecierpliwością. 

 

Trochę wcześniej Sophie szła powoli w stronę stołówki, trzymana pod ramię przez księcia Edwarda. Ciemnowłosy chłopak wydawał się być nieco zaskoczony jej pytaniem. Spojrzał w jej ciemne oczy z ciekawością, jakby zastanawiał się jak zauważyła jego roztargnienie oraz, co bardziej zadziwiające, dlaczego zdecydowała się na to, by o nie zapytać. Nie czuł się przez to urażony, jego zaskoczenie miało zabarwienie raczej pozytywne, choć nie był pewny, czy może udzielić tej obcej dla niego dziewczynie szczerej odpowiedzi. Ale uczniowi Akademii Dobra przecież nie przystało kłamać, uśmiechnął się więc łagodnie po raz kolejny, pokazując przy tym idealnie białe zęby.

- Pewnie masz rację, księżniczko. To bardzo miłe z twojej strony, że o to pytasz - westchnął cicho. - Jednak nie musisz się tym przejmować. Moją głowę zaprząta wiele spraw związanych z moim królestwem. Jestem przecież nie tylko dziedzicem tronu, ale również synem jednej z najsłynniejszych baśniowych par. Spoczywają na mnie wielkie wymagania, którym mam zamiar sprostać - nie była to pełna prawda, ale ta jej część, której nie krępował się zdradzać obcej księżniczce. A skoro już o tym mowa, to właśnie zbliżali się do stołówki i powinien w elegancki sposób zaprosić ją do wspólnego posiłku. Zatrzymał się więc powoli przed drzwiami i wyciągnął szczupłą dłoń, by delikatnie odgarnąć jej włosy za ucho. - Księżniczko Sophie - podkreślił, że pamięta jej imię. - byłbym zaszczycony, gdybyś zgodziła się usiąść z nami podczas śniadania - spojrzał na nią z góry i uniósł jedną brew. - I gdybyś zdecydowała się mówić mi po imieniu - uśmiechnął się nieco figlarnie.

 

Kiedy Sophie i Edward weszli do stołówki i ruszyli po swoje śniadanie, byli w niej już prawie wszyscy uczniowie Akademii z niewielkimi tylko wyjątkami. Na tarasie siedziała jedynie Lisa i Stephanie oraz, przy innym stoliku, Damien, Hector i Leon. Reszta zawszan zdecydowała się pozostać w eleganckiej sali i to właśnie tam zaproponował jej miejsce książę, przy jednym stole z Abraxasem, Vivienne, Erykiem i Lucindą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sophie

Idąc tuż obok księcia, który wydawał jej się wręcz idealny ponad wszystko, czuła się jakby po raz pierwszy odkąd trafiła do akademii i zaczęła się właśnie jej wymarzona baśń. Choć nie rozumiała tego do końca, to obecność kogoś tak doskonałego jak ten chłopak sprawiała, że zapominała o innych sprawach, które do tej pory zaprzątały jej głowę. Jednak, dlaczego tak było? Nie potrafiła już zrozumieć. Pomimo, że był podobnie jak ona z rodziny królewskiej, a nawet znacznie wyżej od niej czy nawet jej kuzyna. W końcu jego mama była znana w całej Puszczy. Nie potrafiła tego zrozumieć tak samo jak chęci próby zrozumienia jego rozterek. Nie znała go przecież i nic nawet o nim nie wiedziała, ale choć próbowała sobie to mówić w głowie, to umysł odganiał każdą taką myśl jakby nie chciał jej zaakceptować. Pierwszy raz nawet nie czuła się tak pewnie jak zwykle, nie będąc przekonaną czy zachowuje się jak należy w obecności kogoś takiego. Nadal potrafiła zauważyć pewne rzeczy takie jak choćby to, że książę najwyraźniej nie chce zwierzyć się jej ze wszystkiego, czy jednak mogła mu się dziwić? Nic przecież o niej nie wiedział

 

- Nawet ciężko mi sobie wyobrazić jak duże brzemię musisz na sobie nosić - mówiła o dziwo ze szczerym współczuciem w głosie, jeśli byłoby udawane, to Sophie mogłaby siebie uznać za najlepszą aktorkę. - Zapewne nawet nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić - kontynuowała tym razem z lekkim smutkiem w głosie jakby sobie o czymś przypominała. - Jako członkini rodziny królewskiej wiele się ode mnie wymaga odkąd tylko kiedy pamiętam. Teraz również nie jest inaczej, w końcu muszę reprezentować rodziców, którzy choć wpływowi nie mieli własnej baśni, a ja stałam się szansą by to naprawić. Szczerze mówiąc pierwszy raz od dawna mam nadzieje, że zdołam zrobić coś... - Nagle jednak przerwała jakby nie chcąc tego kontynuować. Najwyraźniej wspomnienia stały się dla niej zbyt silne by o nich mówić. Na dodatek sama nie wiedziała co się z nią działo. Omal nie zaczęła się zwierzać ze swych rozterek chłopakowi, którego niemal nie zna, a nikomu o nich nie mówiła.

 

Na szczęście nie musiała nad tym dalej rozmyślać, bo zaczęli już zbliżać się do stołówki. Być może książę nie zobaczył jej zmartwień, na co miała nadzieje. Sama musiała temu sprostać, tak jak zawsze do tej pory. Nie miała zamiaru nikogo obarczać własnymi problemami. Nim jednak zdążyłaby otworzyć usta by podziękować księciu za jego towarzystwo lub chociaż się rozejrzeć po jadalni za swoim kuzynem albo o tym pomyśleć została kompletnie zamurowana. W chwili gdy dłoń chłopaka dotknęła jej włosów musiała się powstrzymać by nie spłonąć rumieńcami, co ledwo zdołała zrobić. Nawet chwilę się przy niej nie krępował jakby to wszystko było dla niego takie normalne. Jednak na tym się nie skończyło. Gdy usłyszała jak z jego ust pada jej imię, nie mogła uwierzyć, że ktoś taki jak on zapamiętał jej imię. Poczuła się teraz tak wyjątkowa jak wiele lat temu zanim wszystko się zmieniło. Na dodatek prosił by ona również mówiła mu po imieniu. Pierwszy raz naprawdę nie wiedziała, co myśleć. Jej pierwsza reakcja była taka, że ciepło się uśmiechnęła kiedy tylko już doszła do siebie.

 

- Czynisz mi wielki zaszczyt składając taką propozycje, więc jak mogłabym odmówić? - Na jej twarzy nadal pozostawał ciepły uśmiech, kiedy to mówiła. W tej chwili nie patrzyła już nawet kto jest w jadalni, nikt dla niej jakby nie istniał poza tym chłopakiem. Nie patrzyła nawet w kierunku swoich współlokatorek czy przypadkiem znowu nie rozmawiają z jej kuzynem, jakby o wszystkim w jednej chwili zapomniała. - Jednak byłabym szczęśliwa gdybyś i ty zechciał mi mówić już stale po imieniu - mówiła z nieskrywaną radością, patrząc ciepło na księcia i na nic innego. Naprawdę nie wiedziała co się z nią dzieje.

 

Alan

Usłyszałem jak drzwi zamykają się za Aidanem i duchu miałem nadzieje, że naprawdę jest już mu lepiej i zdoła zapomnieć o problemie, jaki by nie był. Nie mogłem jednak zwlekać i musiałem wziąć się teraz za siebie. Wolałem się nie spóźnić na śniadanie pierwszego dnia. Na szczęście nie poświęcałem przygotowaniom nie wiadomo jak wiele czasu. Zdjąłem z siebie piżamę, a następnie opłukałem się lekko wodą, użyłem mydła no i prysnąłem się jakąś wodą kolońską. Gdy tylko to zrobiłem sięgnąłem po swój zawszański mundurek i go na siebie założyłem. Będąc już gotowym opuściłem łazienkę. Powoli podszedłem do swych rzeczy spoglądając jeszcze na mój miecz. Dziwnie się czułem zostawiając go tu. Jednak co miałem zrobić? Przecież za koszulę go nie schowam. Spojrzałem niewielką chwilę później na kopertę, po którą sięgnąłem dłonią i gdy ją zabrałem opuściłem pokój.

 

Zgodnie ze swym planem najpierw poszedłem wysłać list. Mijałem kolejne korytarze, które były zupełnie puste. Najwyraźniej byłem ostatni. Jedynie na swej drodze napotykałem wróżki, które jak to one patrolowały korytarze. Na szczęście nie była to cisza nocna, więc mnie nie atakowały. Jednak wiedziałem, że jeśli się nie pośpieszę to siłą mnie zaciągną na śniadanie. Pobiegłem więc szybko wysłać list, a gdy tylko się z tym uporałem zacząłem biec na stołówkę. Miałem nadzieje, że moje przewidywania są słuszne i już jutro tu dotrze moja przesyłka. Nagle jednak się zatrzymałem i w szoku obserwowałem stołówkę.

 

Nie mogłem uwierzyć w to co widziałem. Sophie stała w okolicy wejścia zapatrzona jak obrazek w Edwarda. Nie wiedziałem, co do końca o tym myśleć. Nigdy nie należała do tego typu dziewcząt co są zauroczone kimś po pierwszym spotkaniu. A z tego co wiedziałem nie rozmawiała z nim wcześniej. Sam nie wiedziałem co teraz czułem, może po prostu się o nią trochę martwiłem? Chciałem mimo wszystko żeby miała szczęśliwe życie i jeśli naprawdę go polubiła nie powinienem się chyba mieszać. Powoli ruszyłem ku wejściu i wtedy gdy tylko ich minąłem już wiedziałem, że Sophie zupełnie się w niego zapatrzyła, nawet nie zauważyła gdy przechodziłem. Tak jakby nie chciała widzieć reszty świata poza nim. Nie przeszkadzając więc im poszedłem po swoje jedzenie w postaci bułek i jakiegoś mięsa na nich. Zacząłem się rozglądać po stołówce za Aidanem gdzie wypatrzyłem go w towarzystwie dobrze już mi znanych księżniczek. Ruszyłem w ich kierunku niosąc swoje jedzenie i picie.

 

- Witam księżniczki Elisabeth i Stephanie - powiedziałem z uśmiechem siadając w okolicy Elisabeth. Uśmiechnąłem się jednocześnie do Aidana ciesząc się, że ten najwyraźniej doszedł choć trochę do siebie. Zaraz jednak skupiłem swój wzrok na Elisabeth. Na szczęście nie wyglądała na jakąś wyczerpaną po tym co zaszło. Nie miałem mimo wszystko zamiaru o tym mówić, zwłaszcza gdy nie byliśmy sami. Szybko opuściłem wzrok na swoje śniadanie. Zastanawiając się, co teraz będzie z moją kuzynką. W naszym domu tylko ona była mi przyjaciółką, bo nigdy nie miałem kontaktów z innymi dziećmi. Elisabeth wkrótce zapewne ucieknie, natomiast Aidan poza swym marzeniem o zostaniu pomocnikiem Robin Hooda, widziałem, że był także zainteresowany Stephanie, a ja nadal nie wiedziałem co mam ze sobą teraz zrobić. Wszyscy wiedzieli czego chcą, tylko ja nadal nie wiedziałem czego tak naprawdę chcę.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Zła

Słowa Thomasa wcale nie sprawiły, że nigdziarzom, szczególnie tym z rodzinami na wpół zawszańskimi, przeszła ochota na danie Christianowi nauczki. Wywołały jednak powszechne rozbawienie, ponieważ były potwierdzeniem tego, co wszyscy podejrzewali - że to Thomas urządził go w ten sposób, a nie Bestia w Sali Udręki. Mało kto zwrócił uwagę na to, że chłopak tak wcześnie wyszedł ze stołówki, oczy wszystkich wciąż skupione były na ofierze. Gdzieniegdzie dało się usłyszeć jadowite szepty "To nie będzie pierwsza zawszańska podróbka, która...", ale reszta słów utonęła w wilczych warknięciach i brzdęku podnoszonych tacek. Śniadanie powoli dobiegało końca. Elvira wykorzystała ogólne zamieszanie, oraz to, że sama nie miała żadnych naczyń do wyniesienia i szepnęła coś swoim współlokatorkom. Zaraz potem przemknęła się prawie niezauważona do drzwi i pobiegła korytarzem, ignorując echo, jakie wytwarzały uderzenia jej ciężkich buciorów. To było tak bardzo niepraktyczne!

Swój cel jednak osiągnęła, udało jej się dogonić Thomasa i bezceremonialnie zarzucić mu ramię na plecy. To, że był od niej nieznacznie wyższy nie było zbyt wielką przeszkodą. Zanim zdążyłby zareagować, stanęła na palcach i szepnęła mu do ucha.

- Brawo. Możesz sobie wmawiać, że to nie było ze względu na mnie, ale nagroda dla wiernego sługi i tak ci się należy - odsunęła się nieznacznie, żeby mógł zobaczyć jej zimny uśmieszek i figlarnie uniesioną brew. Wetknęła mu do ręki jabłko, a potem praktycznie odepchnęła od siebie i szybko wyprzedziła, jako pierwsza wskakując na schody wieży Szkoda. Jasne włosy powiewały za nią malowniczo. Choć przed chwilą rozpierały ją emocje, takie jak to nieokreślone zadowolenie, teraz oczyściła już swój umysł, zostawiając miejsce tylko dla chłodnej logiki. Musiała przygotować się do pierwszej lekcji.

 

Uczniowie tłoczący się przy wyjściu ze stołówki wyraźnie zamierzali zrobić wszystko, by Christian wyszedł z niej jako ostatni i nawet jeden z wilków złapał go ostatecznie za ramię i przytrzymał, zupełnie jakby chciał w ten sposób powstrzymać niepotrzebną burdę.
W przypadku Adelii euforia, jaką wywołała widziana na stołówce scena, bardzo szybko minęła. Idąc ciemnym korytarzem znów skupiała się tylko na tym, jak przetrwać dzisiejszy dzień, czy Lisie tym razem uda się ją uratować, co tak właściwie Lisa mogła teraz robić, oraz, oczywiście, na próbach powstrzymania napływających do oczu łez, które pojawiały się za każdym razem, gdy przypominała sobie o tym, co stało się w nocy. Zauważyła, że najlepszym sposobem na to było skupianie się na słuchaniu lub nawet rozmawianiu z Judith i Margo, które, choć napawały ją lękiem, nie wydawały się mieć ochoty na to, żeby ją skrzywdzić. W przeciwieństwie do niektórych innych nigdziarzy, których samo spojrzenie sprawiało, że na plecach Adelii pojawiał się zimny pot. 

- Pierwsza lekcja to... - zaczęła Margo, próbując sobie przypomnieć plan, który został w pokoju.

- Klątwy i Pułapki - podpowiedziała chrapliwie Judith, nie patrząc w ich stronę. 

Kiedy Adelia na nią spoglądała, wydawało jej się, że wiedźma niezwykle się spieszy, jej oddech stawał się wyraźnie coraz bardziej ciężki i chrobotliwy. Młodą Czytelniczkę napawało to lękiem i miała nawet ochotę uciec od nich, żeby czasem nie widzieć na własne oczy czyjegoś omdlenia albo, co jeszcze gorsze, śmierci. W pewnym momencie Judith spojrzała na nią jednak surowo, zupełnie jakby potrafiła czytać jej w myślach i chciała przekazać, by przypadkiem nie zachowała się głupio. Adelia w odpowiedzi przełknęła ślinę i spuściła głowę.

 

Wszystko wyjaśniło się dopiero w pokoju. Kiedy Margo i Adelia zbierały swoje książki (Adelia siłą rzeczy będzie musiała nieść je w ramionach), Judith, która najwyraźniej spakowała się już wcześniej, usiadła po turecku na łóżku i wyciągnęła ze swojego kufra jakieś dziwne fiolki, malutki garnuszek, metalową podstawkę i kilka innych przyrządów. Adelia obserwowała ze zdziwieniem, jak jej współlokatorka rozpala pod miską maleńki ogień, a potem wlewa do niej wodę i po kilka kropel z różnych fiolek. 

- Powinnam zrobić to przed śniadaniem - mruknęła, widząc pytające spojrzenie Margo, ale nie dodawała już żadnych więcej wyjaśnień, tylko nachyliła się nad parującym płynem i zaczęła głęboko nad nim oddychać, najwyraźniej w ten sposób się inhalując.

Tego ranka żadna z dziewczyn już ją o to nie zapytała. Margo pewnie po prostu zbyt się spieszyła, zazwyczaj w końcu była bezpośrednia. Adelia natomiast pomyślała, że jej na pewno mama uznałaby takie wypytywanie za niegrzeczne.

Oczywistym było przecież, że problemy zdrowotne Judith sięgały dalej, niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thomas i Christian

Nie do końca go obchodziło jak przebiegła dalej cała tamta sytuacja. Niewiele również go obchodziło jaki los czeka Christiana, w końcu sam sobie naważył tego piwa i teraz sam musi je wypić. Teraz miał inne problemy. Przez cały wczorajszy wieczór i dzisiejszy ranek nic nie miał w ustach. Myślał, że będzie w stanie zjeść wszystko, ale jednak szybko sobie uświadomił, że są rzeczy, których nawet on nie ruszy. Teraz jeszcze zbliżały się lekcje i nie sądził, że wyjaśnienie spóźnienia lub braku obecności przez polowanie na śniadanie by wystarczyło nauczycielowi. Dlatego właśnie w tej chwili chciał udać się do komnaty i zabrać swoje książki. Niedziwne, że w tłoku tego zamyślenia stał się nieostrożny i nie usłyszał jak ktoś do niego biegnie.

 

Gdy zbliżał się do schodów niespodziewanie poczuła coś na plecach, na co szeroko otworzył oczy. Kiedy stał się tak nieostrożny i pozwolił komukolwiek się tak do siebie zbliżyć? Spytał siebie w myślach. W pierwszej chwili nie był pewny czy to nie Christian, który chciał go zaatakować za zranienie jego dumy. Szybko jednak zrozumiał, że to nie był atak, bo dotyk był delikatny jakby przyjacielski czy coś w tym guście, przynajmniej takie miał wrażenie. Wtedy też właśnie usłyszał głos skierowany tylko i wyłącznie do jego ucha. Słysząc znajomy głos nigdziarki znieruchomiał. Sam nie wiedział do końca co się z nim teraz działo. Zwłaszcza, gdy ta wspomniała o nagrodzie dla niego. Co mogła mieć przez to na myśli? Patrzył na nią zdezorientowany nie wiedząc przy tym co może zrobić, aż nagle poczuł jabłko w swej dłoni. Na chwilę spojrzał to na owoc to na nią i chciał coś powiedzieć, ale nim zdołał otworzyć usta ta odepchnęła go i zniknęła na schodach.

 

Thomas dobrą chwilę stał jak skamieniały, aż na jego twarzy pojawił się uśmiech i wtedy wgryzł się w owoc. Nie rozumiał jak to się działo i dlaczego, ale pierwszy raz od dawna czuł taką prawdziwą radość, o której zdążył dawno już zapomnieć. Ponownie spojrzał na ugryziony owoc i jego pestki, może będzie mógł je wykorzystać. Choć wiedział, że raczej ogromne drzewo nie wyrośnie do końca szkoły, ale choć niewielkie to kto wie. Może nawet wypuści jakieś owoce. Nawet niedojrzałe groziły mniejszym zatruciem pokarmowym niż to co podawali w stołówce, zresztą i tak nie miał nic do stracenia. Powoli w końcu ruszył do komnaty, ale wciąż przed oczami miał widok tej dziewczyny i nie rozumiał dlaczego tak było.

 

Sytuacja Christiana ani trochę się nie poprawiła po wyjściu Thomasa. Wiedział, że teraz nie będzie łatwo. Jedyną jego szansą było, że w końcu wszyscy o tym zapomną skupiając się na czym innym lub udowodni ile jest wart i dadzą mu spokój. Niezależnie czy to na lekcjach czy pokazując, że się ich nie boi. Miał zamiar najpierw zrobić tę drugą metodę, dlatego chciał się wepchnąć w tłum blokujący mu przejście. Jednak ten plan nie wyszedł z chwilą gdy wilk go zaczął trzymać. W tym wypadku nawet się nie wyrywał z łap bestii nie chcąc znowu trafić do sali udręki, choć w myśli był wściekły, że stwór mu uniemożliwił jego plan. Gdy w końcu wszyscy opuścili jadalnie, a Christian został puszczony ruszył ku wyjściu. Nim jednak wyszedł rozejrzał się ostrożnie. W końcu jednak zdecydował się ruszyć do komnaty po książki. Wolał już ten wściekły tłum niż kolejne spotkanie z bestią za spóźnienie na lekcje lub co gorsza przez to nie zdać.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akademia Dobra

Edward wciąż spoglądał na Sophie, kiedy zbliżali się do stołu zapełnionego różnego rodzaju jedzeniem i napojami. Choć nadal sprawiał wrażenie zmęczonego, jego wzrok znacznie złagodniał i wydawało się, że potrafi ją zrozumieć, chociaż jego sytuacja była przecież inna. 

- Jestem w stanie to sobie wyobrazić, Sophie - odpowiedział jej spokojnie, kiedy nakładali sobie śniadanie na porcelanowe talerze. Pokazał również, że ma zamiar dostosować się do jej propozycji zwracania się do siebie nawzajem po imieniu.

Dziewczęta miały do wyboru różnego rodzaju sałatki, lekkie owsianki z rodzynkami i bananami, herbaty z imbirem i ziołami, soki owocowe, jak również same owoce, oraz malutkie kanapeczki na pełnoziarnistym chlebie. Kiedy Sophie wybrała sobie to na co ma ochotę, Edward delikatnie wyciągnął jej talerz z rąk, nie mając żadnego problemu z tym, by nieść oba, przy okazji wciąż pozwalając, by dziewczyna trzymała go pod ramię.

- Jestem przekonany, że uda ci się sprostać wszystkim wyzwaniom. Skoro Dyrektor cię wybrał, to znaczy, że są ci pisane wielkie rzeczy - uśmiechnął się do niej nieznacznie, przesuwając wzrokiem po jej twarzy. - Poza tym wystarczy na ciebie spojrzeć, by się tego domyślić.

 

Zajęli miejsce przy stoliku razem z Vivienne, Abraxasem, Lucindą i Erykiem. Przepiękna, blondwłosa księżniczka spoglądała na nich z zaciekawieniem, jakby zastanawiała się, czy to możliwe, że w tak krótkim czasie powstała w tej szkole kolejna para. Jej jasna, szczupła dłoń była na stole spleciona z dłonią Abraxasa, który delikatnie gładził palcami jej skórę. Lucinda jak zawsze miała trochę chłodny wyraz twarzy i wargi pomalowane na niemal idealne serduszko. Skubała dietetyczną owsiankę, ledwie otwierając usta. Obok niej książę Eryk, jak zwykle uśmiechnięty, popijał swoją poranną kawę. To on zresztą odezwał się jako pierwszy, kiwając uprzejmie głową nowo przybyłym.

- Witaj, Edwardzie. Witaj, księżniczko. Wyspaliście się?

Książę skinął nieznacznie głową, cały czas ukradkiem spoglądając na siedzącą obok niego, ciemnowłosą dziewczynę.

- Sophie, słyszałam o twoich współlokatorkach. Dałaś radę z nimi wytrzymać? - podchwyciła od razu Vivienne współczującym tonem. Jak zawsze w jej przypadku ciężko było wyczytać, czy było to szczerze, czy jedynie ze zwykłej uprzejmości.

Lucinda spojrzała na nich z zaciekawieniem, natomiast Abraxas jeszcze przez dłuższą chwilę nie odrywał wzroku od Vivienne. Najwyraźniej jego piękna księżniczka była dla niego ważniejsza niż to, jak Sophie poradziła sobie z Lisą i Stephanie. Edward natomiast, po usłyszeniu tego, zmarszczył nieznacznie brwi, ale w jego postawie nie było odrazy, tylko współczucie. Nie należał do osób, które bezustannie oczerniały tamte dwie uczennice, ale był w stanie sobie wyobrazić, że Sophie ciężko jest z nimi mieszkać.

Mało kto zauważył mordercze spojrzenia, jakie z innego stolika rzucała księżniczce Emeralda. Nawet siedzący obok niej Constantine i Ambrosius byli zbyt zajęci rzucaniem do siebie ironicznych uwag, by to wychwycić.

 

Zauważył to za to Aidan, który marszcząc brwi, obserwował pozostałych uczniów w sali, przez jakiś czas ignorując trwające przy jego stoliku rozmowy.
Kiedy Alan pojawił się w końcu w stołówce, Lisa nie mogła powstrzymać nieznacznego uśmiechu, kiedy obserwowała jak nakłada sobie śniadanie i idzie w ich stronę. To nie tak, że on był dla niej kimś jakoś specjalnie ważnym. Po prostu... chyba każdy czułby sympatię do człowieka, który tak łatwo dał się porwać w niebezpieczną przygodę, swego rodzaju akcję ratunkową, ryzykując złamanie tylu szkolnych reguł. No cóż, w każdym razie Lisa tak myślała.
- Cześć, Alan - odpowiedziała mu od razu, odsuwając się trochę i wskazując krzesło obok siebie.
Spojrzenia wszystkich przy stoliku spoczęły zaraz potem na Stephanie, która wstała i dygnęła ironicznie.
- Dzień dobry, czcigodny książę Alanie - zaraz potem wskazała na niego surowo palcem i z powrotem usiadła. - Mów do mnie dalej "księżniczko", a będę się z tobą witać w ten sposób za każdym razem.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Aidan oderwał w końcu spojrzenie od sali i nagle złapał Stephanie za obie ręce. Dziewczyna uniosła zaskoczona brwi, a chłopak z Nottingham uśmiechnął się figlarnie.
- Jeśli będę do ciebie mówił "Moja droga księżniczko Stephanie", to też będziesz mnie tak witać?
Stephanie wyrwała szybko dłonie z lekkiego uścisku i z rozbawieniem uderzyła go w ramię.
- Grabisz sobie, Aidan.
Lisa znów zaczęła się śmiać, ale prawie natychmiast syknęła z bólu i obejmując ramionami brzuch zgięła się w pół. Stephanie widząc to, odsunęła się od stołu i znów zaczęła wstawać.
- No właśnie, przypomniałam sobie, że miałam zapytać nimfy o to lekarstwo na ból pęcherza dla ciebie.
Ruda dziewczyna pokręciła głową i wyprostowała się.
- Daj spokój, jest już lepiej. Dam sobie radę.
Jej współlokatorka w odpowiedzi wzruszyła ramionami i chwyciła za pusty talerz swój i Lisy, wyraźnie dając do zrozumienia, że i tak miała je odnieść i prawdopodobnie zapyta o lek nawet, jeśli dziewczyna stwierdziła, że go nie potrzebuje. Stephanie, zanim odeszła, nachyliła się jeszcze lekko do Aidana i spojrzała na niego poważnie. Chłopak wyraźnie się spiął i zaczął szybko mrugać.
- Mogę zanieść te talerze sama, prawda? To się nie podpina pod rzeczy z cyklu "zrób to, a nie zdasz"?
Z Aidana wyraźnie uleciała cała nerwowość i z uśmiechem pokręcił głową.
- Wydaje mi się, że nie, ale jak chcesz to mogę na wszelki wypadek pójść z tobą - odpowiedział szybko i wstał, zabierając swój talerz na którym przecież wciąż było niedojedzone śniadanie.

 

Kiedy ich współlokatorzy odeszli, Alan i Lisa zostali przy stole sami. Ruda dziewczyna przez dłuższą chwilę się nie odzywała, nie chcąc przeszkadzać chłopakowi w jedzeniu, ale po jakimś czasie jednak wygrała w niej niecierpliwość i spojrzała na niego z nieznacznym uśmiechem. Nachyliła się do niego lekko, żeby w razie czego nikt nie mógł ich podsłuchać.
- Też się nie wyspałeś, prawda? - po chwili dodała. - Przepraszam, to w sumie moja wina. Nie powinnam była cię w to wciągać.
Wzruszyła powoli ramionami, jakby chciała powiedzieć "tak jakoś wyszło".

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...