Skocz do zawartości

Trucizna w naszych żyłach [NZ][Political][Slice of life][Dark]


Obsede

Recommended Posts

 

 

Alikorny są rasą znaną z wielu powodów, również z niezbadanej długowieczności. Mogą dzięki niej gromadzić doświadczenie i doskonalić się przez całe stulecia. Dlatego wydaje się, że państwo, którym rządzi ta tajemnicza rasa, powinny cechować stabilność i przewidywalność. A jeśli to tylko pozory? Co jeśli wykorzystują ten czas, by rozpamiętywać uczynione im krzywdy i planować kolejne intrygi? Co jeśli spór pomiędzy ostatnimi rodami jest tak wielki, że wydający się niemożliwy do przezwyciężenia? Czy przez to delikatna równowaga sił w Królewstwie Alikornów zostanie zachwiana na tyle, by istnienie państwa stanęło pod znakiem zapytania? Czy istnieje szansa, że młodszemu pokoleniu uda się pokonać konflikty tak stare, że poświęcone im dokumenty rozsypały się w proch ze starości?

 

Lista osób, którym chciałem podziękować za pomoc w powstaniu tego fika jest długa, więc wspomnę tylko żyjących. Największa podziękowania należą się Ziemniakfordowi, który pełni nie tylko rolę uważnego betareadera ale poświęcił mi wiele godzin w czasie, których przedyskutowaliśmy wielokrotnie motywację postaci, historię Królestwa Alikornów oraz jego system prawny.

 

Wielkie podziękowania należą się Cahan, która zna wiele sekretów życia koni i jest dla mnie źródłem inspiracji jak uczynić kucyki w mniejszym stopniu ludźmi, a w większym zaprezentować ich zwierzęcą naturę.

 

Etyka urzędnicza: Opowieść z Królestwa Alikornów to poprawione opowiadanie konkursowe. Chociaż teoretycznie stanowi ono samodzielny tekst, to  aby go w pełni zrozumieć, należy zapoznać się z głównym fanfikiem, w ideale do rozdziału XVI włącznie, lecz nie dalej. Znajdują się tam bowiem wiadomości, które mogą uczynić lekturę dalszych rozdziałów mniej zaskakującą. Życzę przyjemnej lektury i mam nadzieję, że spodoba się wam nie mniej niż tytułowa opowieść w tym temacie. 

 

Rozdział I

Rozdział II

Rozdział III

Rozdział IV

Rozdział V

Rozdział VI

Rozdział VII

Rozdział VIII

Rozdział IX

Rozdział X
Rozdział XI

Rozdział XII

Rozdział XIII

Rozdział XIV

Rozdział XV

Rozdział XVI

Rozdział XVII

Rozdział XVIII

Rozdział XIX

 

 Etyka urzędnicza: Opowieść z Królestwa Alikornów

Edytowano przez Obsede
  • +1 4
  • Lubię to! 2
  • Mistrzostwo 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Brakuje tagu [NZ] jeśli zamierzasz pisać dalej lub tagu [Z] jeśli opowiadanie jest już zakończone. To tagi obowiązkowe. Popraw to proszę, nim zleci się ekipa, aby o tym przypomnieć

 

Tak [NZ] dajemy jako pierwszy zaraz po tytule. Ułatwia to życie czytelnikom.

Edytowano przez D.E.F.S
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dawno zobowiązałem się, że dam komentarz, gdy będzie temat na mlppolska, więc oto i ja, cały na czerwono i czarno.

Do czynienia z tym fanfikiem mam już od dawna. Choć nie od początku. Zaznaczając więc, że fik jeszcze nie jest skończony, a ja jestem parę rozdziałów do przodu względem zwykłego czytelnika, zacznę ocenę. 


Całość zaczyna się niepozornie. Od sceny teatrzyku lalkowego. Same opisy są świetne, a będą jeszcze lepsze (uwielbiam rozbudowane opisy i spokojny rozwój akcji <3). Jednak zaraz po nim poznajemy już pierwsze, znaczące, postacie. Fabuła toczy się wokół ślubu, wobec którego już narosło wiele kontrowersji wśród postaci, mimo, że nawet jeszcze do niego nie doszło. Powoli przed oczami rysuje nam się przeszłość bohaterów, a także to, co chcą i co planują. 
Kwestie polityczne odgrywają w tym wszystkim istotną role, nie będąc wpisane na doczepkę, będąc dobrze przeplatane z wątkami SoL. W końcu nie bez powodu większość postaci przedstawia sobą warstwę rządzącą. Choć chyba nie każdej pasuje taki los.


Same postacie to istny wachlarz różności. Od, z pozoru zimnej, bezwzględnej i przebiegłej Anemone, przez tajemniczego, wielkiego nieobecnego, o którym każdy mówi, króla Heliosa, po niezdarną ale pracowitą Selene, aż do Sundance, która stara się być (czy z powodzeniem to inna sprawa) przeciwieństwem dla Anemone. I w całym tym zamieszaniu ciężko znaleźć postać, która jest czysta moralnie. Brudy sięgają każdej i jest to na swój sposób smutne. Same relacje postaci są też skomplikowane a fanfik nie unika kontrowersyjnych tematów. Dialogi między nimi też są świetnie prowadzone i realistycznie emocjonalne, adekwatne do sytuacji. Choć jak dla mnie postacie są wprowadzane za szybko - no ale ja nie radze sobie gdy w pomieszczeniu jest więcej niż 4 ludzi, więc nie wiem czy akurat w tej kwestii powinienem się wypowiadać.


Poza tym to, jak autor przykłada się do odwzorowania kultury i architektury też zasługuję na pochwałę.


Styl też jest dobry i przyciągający.


Ogólnie, widząc i mając styczność z tym, ile pracy autor przykłada do fanfika, jestem pełen podziwu. Ta praca nie poszła na marne i cieszę się, że chociaż w jakiś stopniu wpłynąłem na powstawanie tego fanfika. Coś jeszcze? To co jest czyta się przyjemnie, a dalsza część też nie zawodzi. Osobiście polecam (stonowana akcja, rozbudowane opisy, niejasne, przeplatające się intrygi i świetne charaktery postaci - fik wprost dla mnie), czekając na więcej. Autor też wie, że może na mnie liczyć. 


I chyba o czymś zapomniałem, ale najwyżej będę edytował post. 

 

Pozdrawiam!

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Obsede jak dodajesz nowy rozdział, to pisz nowego posta prócz aktualizacji w pierwszym poście. Inaczej wszyscy to przegapią.

 

Ale no, przeczytane. I zacznę od negatywów, bo jeszcze o nich zapomnę.

1. Pyszczki i klaczki brzmią jakbyś pisał o małych źrebaczkach. Klaczka oznacza źrebaka płci żeńskiej. To tak jakbyś nazywał jakąś dorosłą królewnę "dziewczynką".

2. Czasami  dialogi bywają dość chaotycznie napisane i ciężko się połapać kto, co akurat mówi.

3. Opisy w tym rozdziale brzmiały często... Technicznie. Sztywno. Brakuje tu nieco pewnej poetyckiej płynności, która budowałaby nastrój. Mam wrażenie, że zamiast tego otrzymaliśmy makietę, na której niby wszystko jest, ale to wciąż pozbawiona życia makieta, która niekoniecznie idealnie łączy się ze scenami. Znaczy, nie że się gryzie, tylko no... One mogłyby funkcjonować oddzielnie. Aż za bardzo. Po prostu te same informacje mogły zostać podane inaczej, ładniej, gładziej. A i w paru miejscach dałabym więcej opisów. Niekoniecznie w formie chamskiego monobloku.

Np. scena w której Winter, Emerald i Selene wkraczają do komnaty Sundance, to opisu praktycznie nie ma. I nie, nie musisz opisywać wszystkiego, ale dać parę szczegółów czy elementów, by nadać iluzję, że to faktycznie komnata, a nie pusty pokój. Ogółem - więcej dynamizmu i elastyczności w opisach. To nada też większą płynność przy przechodzeniu od sceny do sceny.

4. Anemone dealuje końmi. Czemu Selene jest najcenniejszą klaczą? Znaczy, domyślam się, że chodzi o wiek i o to, że jest zdrowa psychicznie, ale to określenie  zabrzmiało jakby tam się odbywał jakiś targ koński.

 

 

Swoją drogą, ciekawi mnie, czy oni tam mają jakiś sposób by Emerald, Selene i Forlorn w ogóle wyrwali się spod jurysdykcji Anemone. Są dorośli i nie są jej dziećmi. I co by się stało jakby pokazali jej środkowy palec (nie żeby mieli jakieś inne palce niż środkowy) i się wynieśli, robiąc co chcą. Znaczy, podejrzewam, że chodzi o jakieś prawo i obyczaj, niemniej jednak byłoby to ciekawe. Podobnie jak to jak faktycznie skończyłby się sąd rozstrzygnięty przez niewieczne rody. Bo podejrzewam, że sprawa figowa mogłaby ich nie przekonać. Ale też zależy, co dokładnie jest w tym kontrakcie.

 

Ciekawi mnie, co wykombinował Emerald Heart i co ma do tego jego młodziutka siostra. Bo znając Anemone, to Helios mógłby dostać Oasis, a on i Selene zostaliby z kopytami w nocniku. Za to Sundance i tak potencjalnie otrzymałaby swój pakiet upokorzeń, bo jej kondycja psychiczna i intelekt nie są dość sprawne by poradzić sobie z figowym argumentem. Poza tym... Oasis tam nie ma i co jeśli... W ogóle się nie zgodzi? Czy w ogóle mogłaby się nie zgodzić gdyby do tego doszło.

 

Chciałabym więcej lore i informacji jak to wszystko u nich właściwie działa, bo to ciekawe i zmienia zasady gry.

 

Ogółem interesujący rozdział, choć nieco zdziwiło mnie, że Crescent Dawn tak spokojnie przyjęła kombinowanie na przekór swojej matce. Chyba że tylko udaje, a w rzeczywistości jej doniesie lub ją sprowadzi na spiskowców.

 

No i zastanawiam się, co na to wszystko powie sam Helios. Choć może jemu wszystko jedno, ważne by macica się zgadzała. Bo po tym, co Winter Guilt myśli o swoim ojcu, to nie zdziwiłabym się jakby był wyjątkowo nieprzyjemnym ogierem. Który zachowuje się bardzo źle, kiedy sprawy nie idą po jego myśli. W sumie jakaś część mnie chciałaby widzieć takie nieudane małżeństwo Selene, to byłoby na swój sposób zabawne.

 

Myślę też, że chciałabym więcej Forlorn Hope. I w ogóle tych postaci, ich historii oraz interakcji. Jak wyglądało ich życie z Anemone, co tam robili, jak żyli, itd. To byłoby ciekawe. Nawet bym się ucieszyła jakby powstały jakieś prequele :D

 

A i jeszcze jedno - czytam ten fanfik od dawna, tylko komciałam wcześniej na FGE. Gorąco polecam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...
  • 2 weeks later...

VII rozdział, to głównie dialogi, co ma swoje wady i zalety. Na pewno dzieje się tu całkiem sporo i czyta się to szybko, ale czasami brakowało mi jakichś opisów - klimat został gdzieś zagubiony. A i same wypowiedzi bohaterów wydawały się nieco nie na miejscu... jak chociażby rozmowa Anemone i Crescent Dawn...

"

Dopiero teraz klacz zaczęła ze smakiem połykać winogrona.

– Kochana, nie jedz tak łapczywie, bo się zadławisz – ostrzegła ją matka, po czym wróciła do dyktowania.

Chyba wykrakała, bo Crescent Dawn pochłaniała winogrona tak łakomie, że w pewnym momencie rzeczywiście zaczęła się krztusić.

– Co się dzieje, kochanie?!

Anemone znalazła się tuż przy niej z dzbankiem pełnym wody.

– Masz, wypij wszystko!

Zaczęła ją poić, aż klacz nie opróżniła naczynia w całości."

 

No, to "kochanie" i "kochana" brzmi dziwnie w miejscu publicznym, zważywszy na to kim są nasze bohaterki i gdzie są. Podczas tej sceny nie czuć też zbytnio dynamizmu, jest statyczna, mimo że postać się krztusi (albo raczej udaje, że się krztusi). Swoją drogą - krztuszącej się osobie nie daje się bezmyślnie wody, chyba że chce się ją zabić :woops:. I tego typu drobne zgrzyty towarzyszyły mi przez cały rozdział. Jakoś... wypowiedzi postaci nieco kłóciły się z tym, co zostało przedstawione wcześniej.

 

A fabularnie? Uważam, że precedens Anemone nie jest żadną podróbką, tylko Crescent wykorzystała ten argument jako dźwignię do szantażowania matki i jej działań. Czemu to robi, trudno powiedzieć. Aż tak lubi Selene i jest na tyle naiwna, że dała się przekonać, że to małżeństwo, to wielka miłość i pomysł 10/10? W każdym razie, Emerald zaszantażował Forlorn, a także wszedł jej na ambicję i będą walczyć, a Anemone została zmuszona się na to zgodzić.

 

Coraz bardziej ciekawią mnie motywacje różnych postaci - konflikt rodowy Anemone i Heliosa, a także konflikt Anemone i Forlorn Hope. Dowiadujemy się, że przynajmniej jednym z motywów kierujących Forlorn Hope jest wyniesienie się z domu Anemone. Nawet poprzez małżeństwo z ogierem, którego ma głęboko w rzyci.  Ale jakoś popieram jej stronę - faszerowanie jej uspokajaczami, olewanie... Mam wrażenie, że nawet jej rodzeństwo przez te wszystkie lata tak naprawdę miało ją gdzieś.

 

A w tym wszystkim gdzieś tam jeszcze jest sobie Helios, wielki nieobecny. I podejrzewam, że Forlorn Hope trafiła w sedno - nowa żona jest mu potrzebna tylko do rodzenia źrebiąt, a która klacz nią zostanie, to już go zbytnio nie obchodzi. Cokolwiek się stanie i którakolwiek jego ślubną małżonką zostanie, będzie to ciekawe widowisko.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Miałam skomentować rozdział VIII jakiś czas temu, bo przeczytałam go jakoś zaraz po jego premierze na FGE, ale tak jakoś wyszło, że po czasie, to chce się mniej, zwlekałam, zwlekałam aż wyszedł IX.

 

VIII rozdział jest krótki i pozornie niewiele z niego wynika. Emerald Heart powiedział reszcie spiskowców co ustalił z Forlorn Hope, a Winter Guilt uznała, że jeśli naćpie Forlorn przed walką, to może Emerald nie tylko wygra, ale i ona coś ugra dla siebie. Ta część była okej, choć ze strony Winter było to bardzo, bardzo głupie. Ale to w końcu nastolatka/młoda dorosła, więc raczej nie należy po niej oczekiwać rozsądku i doświadczenia. Szczególnie, że przy niektórych dorosłych i całkiem starych alikornach wypada nawet dojrzale. Ogółem cała związana z tym intryga jest ciekawa i dobrze napędza akcję.

 

Ale bardziej zaciekawił mnie tu Dreaming Light i jego rozmowa z Selene. Ogółem Dreaming Light bardzo urósł w mych oczach jako postać w ciągu tych dwóch rozdziałów. I nie wiem czemu, ale przywodzi mi na myśl Miquellę z Elden Ring ;). Koleś jest całkiem niezłym politykiem i kimś, kto za parę lat (jeśli przeżyje) mógłby świetnie ciągnąć za sznurki. Jest też inteligentny i niewątpliwie utalentowany.

 

Ale po pierwsze - dowiedzieliśmy się w końcu czym jest tytułowa "trucizna w naszych żyłach" - to kazirodcza linia genetyczna umierających i zdegenerowanych alikornów, które potrzebują na to odtrutki. Odtrutką są niespokrewnione alikorny, które zwiększyłyby genetyczną różnorodność i uchroniły potomstwo od chorób. Dość zabawne, że Dreaming Light powiedział to tak bezpośrednio.

 

Ale ciekawe jest coś jeszcze. Implikacja, że reszta jego rodziny wcale nie jest wiele zdrowsza od niego. Oczywiście, Sundance zaliczyła serię poronień oraz możliwe, że urodzeń źrebiąt tak niedoskonałych, że pozbyto się ich zaraz po porodzie i nie wygląda najlepiej. Z Winter Guilt na pierwszy rzut oka jest wszystko w porządku, ale czyżby to były pozory?

"Spójrz na nas. Na moją matkę, moją siostrę i na mnie. Czy my wyglądamy tak dobrze jak wy?"

Po rozdziale IX jestem za to wręcz pewna, że z Heliosem jest coś bardzo nie tak.

Dreaming ma rację, oni umierają. Umierają, wiedzą o tym i chcą odrodzić się jako silna dynastia.

 

Kolejną rzeczą jest wspomnienie ojca i dziadka Anemone. Dziadek Anemone poprzedzał pierwszą królową z dynastii Heliosa. Z kolejnego rozdziału wiemy, że tą królową była Celestia. Co się z nią stało? I z całą resztą? Nie wiemy. Nie wiem też, na ile ten fanfik to AU. Ale mniejsza z serialem. Skoro dziadek Anemone poprzedzał pierwszą królową, to znaczy, że był ówczesnym władcą alikornów. Władza jest tu dziedziczna, a jednak Anemone nie została królową. Czyżby dlatego tak nie lubiła pary królewskiej? Co się stało, Anemone jest z bocznej linii i nie jest częścią dynastii, ponieważ jej ojciec się zbuntował? A może władza jej rodu została obalona i na tronie zasiadła Celestia? I czy w tym fanfiku występuje Luna?

 

Przechodząc już zupełnie do rozdziału IX, to muszę powiedzieć, że uwielbiam Anemone i jej złośliwości. I bawi mnie jak bierna i pokorna jest Sundance, która umie się tylko wyżywać na jakichś niewinnych idiotkach. Nie do końca kupuję pretekstu jaki wymyśliły młodsze klacze, by się oddalić, wydaje się bardzo niegodny ich pozycji. Lubię też to, że Anemone nie do końca zachowuje się tak jak przystało na jej wiek i pozycję i wszyscy o tym wiedzą. Swoją drogą - ciekawi mnie ile lat ma Crescent Dawn, a także w jakim wieku alikorny na ogół łączą się w pary i płodzą potomstwo. Może i są nieśmiertelne, ale chyba dobrze jest mieć jakiś nie za duży zapas źrebiąt...

 

Dostajemy też bardzo ciekawą scenę z Silver Hornem. I myślałam, że to będzie ostateczne WOW w tym rozdziale - po pierwsze sztandar z grobowca. Alikorny kiedyś nie były monarchami. Ba, wygląda na to, że ich historia była bardzo skomplikowana i władzę sobie w końcu wywalczyły. Ale nikt nie zna tej historii. Po drugie - dlaczego wszyscy próbują zapomnieć o starej królowej? Sundance zachowuje się jakby to miało rozsierdzić Anemone i dlatego zastąpiła ich matkę Celestią. Ale skoro rodzina ukrywa prawdę przed Dreaming Lightem, to nie wydaje mi się, że chodzi tylko o to. Ba, jestem pewna, że chodzi przede wszystkim o coś innego. Swoją drogą - Silver Horn też jest ważniejszy niż wygląda. Na naszej szachownicy robi się coraz gęściej.

 

No i Helios. Piękny, obojętny i spokojny Helios, który ma heterochromię i robi dziwne rzeczy w basenie, w pogrzebanym i zapomnianym grobowcu. Czyżby walczył z trucizną w swoich żyłach? A może robi coś jeszcze... Cóż, cokolwiek to jest, to raczej nie bez powodu aż tak bardzo się z tym kryje. I obawiam się, że to też ma związek z jego matką.

 

Po tej rozmowie sądzę, że on wcale nie kocha Selene. Być może nigdy jej nie kochał. Jest dla niego maszynką do płodzenia, niczym więcej. A nawet jeśli zastąpi ją Forlorn Hope? Trochę szkoda, bo ma podły charakter, ale trudno. Po prostu Helios raczej nie znęca się nad swoimi pionkami. Unika konfliktów i próbuje zachować spokój. Muszę pochwalić opis jego ubioru, a także powiązania pomiędzy jego strojem, a odzieniem Sundance. Bardzo mi się podobała ta cała symbolika i wyjaśnienie. Interesujący jest też jego pogląd na władzę jego i siostry. Szczególnie zważywszy na to jak ona to widzi oraz jak bardzo król jest nieobecny.

 

No i otrzymaliśmy rozstrzygnięcie całej intrygi trucicielskiej, gry w kręcioła i tego kto zostanie panną młodą. Tego się nie spodziewałam. Uważałam, że to wielce prawdopodobne, że Winter wpadnie, ale nie, że tak szybko i że Anemone dogada się z Sundance, zabierze obie kandydatki na żonę i wróci do domu.

 

Naprawdę, bardzo podobała mi się fabuła w tym rozdziale. Ogółem zarówno VIII jak i IX czytało się przyjemnie. Styl mógłby być lepszy, a opisów nieco więcej, ale jest dobrze.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...
  • 3 weeks later...

   W porządku. :sweetbook: Odwołując się do tego pisma na temat śliwek, stwierdzam, iż mojego komentarza nie będzie, jeśli Obsede ni...
Jak to to dotyczy tylko alikornów? Przecież... Ah... No dobra...:ppshrug:

   A więc mając na uwadze fakt, że jednak muszę napisać ten komentarz naprostujmy parę rzeczy. Po pierwsze niezbyt lubię politicale. Jakoś niezbytnio kręci mnie szukanie luk w dokumentach i patrzenie, że jeden nie lubi drugiego, trzeci pierwszego, a pomiędzy innym panuje chłodna neutralność... Dlatego będę skupiał się głównie nad wydarzeniami które wiem dlaczego miały i po co miały miejsce. Na przykład odwołując się do wstępu, to nadal nie rozumiem co ma ten traktat o śliwkach do całej sprawy... Pomijając jednak to, omówię też sprawę postaci, bo to jest jedna z rzeczy, przez które mam ochotę czytać dalej. 

 

   Fabuła sprowadza się więc do prostej dziedziny: Jesteśmy zaraz po wojnie z zebrami i dwie postacie chcą wziąć ślub. Jakże prostolinijna oś fabularna nieprawdaż? A jednak prawie wszyscy "główni" bohaterowie – bowiem jeden główny bohater jako tako nie istnieje – mają własne plany. Jednemu zależy na czymś tak prozaicznym jak romans i rodzina, inna nie zamierza oddać swojej córki, czy podopiecznej (nadal nie do końca rozumiem powiązania krwi, a nawet imiona czasem mylę, nie wspominając o utrudniających tę sprawę rzeczach jak np. kazirodztwo) zaś kolejni chcą ją w rodzinie za wszelką cenę, ze względu na potrzebę kontynuacji rodu czy coś. Każdy ma jakąś motywację, problemy i przeszłość która ich prześladuje, nie ważne czy to przeszłość ich, czy też przeszłość poprzednich pokoleń rodu, będzie ona ich prześladować cały fanfik. 

 

   Osobiście uważam za najlepiej napisane postacie Anemone, Sundance, oraz Winter Guilt i szambelana. Reszta również ma dość dobre charaktery, ale ich nie lubię za bardzo, albo mają za mało czasu ekranowego, żeby ich odpowiednio ocenić. Anemone i Sundance uwielbiam wprost za ich chemię, a raczej brak tejże chemii i wieczny zimny konflikt który ze sobą toczą. Winter Guilt zyskała moją sympatię, pokazując się jako postać zdolną do rozwoju w jakimkolwiek kierunku. To że zdecydowała się na klasę Rouga zamiast upragnionej księżniczki to inna sprawa. Natomiast szambelan Silver Horn... Opanowany, mądry i oddany co się oczywiście ceni. Lubię typa. Po prostu go lubię. 

 

   Pomijając jednak postacie i ich motywacje, należy docenić również staranie w kwestii budowy świata przez autora. Nie jest to nam mówione wprost, ale postacie wręcz wylewają z siebie informacje o świecie, a opisy rzeźb i budowli również nieco przybliżają historię świata. Chociaż czasami sprowadza się do absurdów takich jak rozmowa dwóch postaci które niby się kłócą, ale ogólnie to brzmią jakby wymieniały się faktami historycznymi. 

 

   Osobiście stwierdzam, że to bardzo dobry fanfik nie biorąc nawet pod uwagę tego, że to przecież jest pierwszy fik autora! (Na pewno pisał coś do szuflady!) Na pewno warto to przeczytać i czekać na kolejne rozdziały. Komentujcie więc i czytajcie, bo jest na co czekać!

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

To znowu ja, postrach działu opowiadań, wasza umiłowana moderatorka. Forum wróciło do żywych, więc skorzystam i skomciam.

 

Zacznijmy od rozdziału X, w którym mamy więcej Heliosa i Sundance oraz tłumaczenia Winter Guilt. Trzeba przyznać, że jej rodzice zachowali się wyjątkowo wyrozumiale choć widać też czemu Winter jest jaka jest - nikt jej tej polityki nie uczy i nie tłumaczy. Helios i Sundance są fatalnymi graczami, z czego ten pierwszy myśli, że jest mądry. Ogółem każdy tu myśli, że on jest cwany, a pozostali są głupi podczas gdy... są siebie warci. Winter i Dreaming są ewidentnie nieświadomi swojej przeszłości, tego, co dokładnie się stało na pierwszym ślubie ojca, ani tego jak wyglądały rządy ich babki oraz cała sprawa z Anemone. W dodatku para królewska ewidentnie nie myśli poważnie o Winter Guilt jako o potencjalnej królowej. Nie przygotowują jej do niczego i się dziwią, że dziewczyna odwala. No jak ma nie odwalać, skoro jej interakcje z rodziną to poziom "źle się ubierasz".

 

Zresztą, wiemy że rodzina ma problemy związane z wielopokoleniowym kazirodztwem. Sundance i Dreaming je ewidentnie mają (choć u Sundance to może być bardziej kwestia tych wszystkich ciąż), sądzę, że Helios też, ale lepiej to ukrywa przed światem. Ale Winter? Winter wydaje się zupełnie zdrowa. Jest też młoda i nie ma męża. Czy nie lepiej byłoby wydać ją za młodszego brata Emerald Hearta? W ten sposób wpłynęłaby świeża krew, zażegnaliby konflikt o władzę w obrębie rodziny i uspokoiliby niektóre pretensje Anemone - że Helios ma już jedną żonę, a druga nawet nie zostałaby królową, tylko taką maszynką do rodzenia zdrowego potomstwa. Czy Helios i Sundance chcą czy nie, będą musieli przyznać, że Dreaming nie nadaje się do ewentualnego przejęcia korony i lepiej, by to nie wyszło dopiero po ich śmierci.

 

Ale wtedy musieliby coś zrobić. A polityka Heliosa jest... Jest fatalna. I widać to mocno podczas kłótni z Sundance. Dla Heliosa Sundance jest głupia i ślepa, bo nie rozumie jego punktu widzenia. Ale jak może go zrozumieć, skoro go dobrze nie przedstawił i postanowił przed wszystkimi (w tym własną rodziną) ukryć prawdę. Helios zachowuje się jakby wszystkie jego problemy wynikały z rządów królowej Daybreaker i że to na pewno dlatego Anemone go nie lubi. Tymczasem, co zrobił Helios? Czy przeprosił za błędy matki? Czy naprawił stosunki z minotaurami i zebrami? Czy przyznał się do trudnej przeszłości, pokazując, że tak, ona istnieje, ale to przeszłość, czas zbudować przyszłość. Nie. Zmienił stolicę, a kopyto do niekuców wyciągnęła Anemone. A na domiar złego poślubił i pokrył własną siostrę, bo to miało ustabilizować jego nowe rządy. Heliosku, ale czy to aby nie ty mordowałeś tamte zebry z imieniem mamusi na ustach? Na pewno mogłeś to zrobić inaczej. Krótko mówiąc: błąd na błędzie. Nawet nie wyszedł do Anemone przed ślubem, tylko się kitrał pływając w tajemniczej białej cieczy w jakimś grobowcu. Nie, tak się nie pokazuje, że się zmieniło. Helios przez te wszystkie lata chował głowę w piasek i liczył, że w ten sposób burza go ominie.

 

I sądzę, że nie wiemy jeszcze wielu rzeczy, bo Helios o nich po prostu nie mówi. Ale łatwiej udawać, że Anemone nie lubi ich przez starą królową, a nie dlatego, że sami dają jej bardzo dużo argumentów przeciwko sobie. Są słabi. Są niekompetentni. Nawet jeśli mają niezłe pomysły - pałace sprawiedliwości, to nie potrafią pokazać władzy. Anemone upokorzyła Sundance, bo Sundance jej na to pozwoliła (okej, to jest nieco victim blaming, ale Sundance to królowa i jako królowa powinna umieć sobie radzić z takimi Anemone). Ale to Helios wystawił siostro-żonę na pierwszą linię, by świeciła oczami za jego przewiny. Siostro-żonę, której wcześniej nie powiedział o co chodzi. Jeśli chcą być parą królewską, to muszą władać.

 

Swoją drogą - Daybreaker to ciekawa królowa, szczególnie, że pierwszą królową z tego rodu była Celestia. Ciekawe jak to się ma do serialu.

 

Rozdział XI przenosi nas... o dziwo nie do Irydusze, ani nawet nie po drodze do Irydusze. Okazało się, że Anemone obawiała się pogoni i szykuje się teraz do wojny. Co prawda twierdzi, że nie zamierza jej zaczynać, ale Crescent chyba do końca jej nie wierzy. Czytelnik też nie. Ale bardziej ciekawe są inne powody niechęci Anemone do Heliosa: brak zgody na zniesienie zakazu związków między alikornami a niealikornami oraz zupełna bierność w stosunku uregulowania stosunków z zebrami i minotaurami. I jestem w stanie zrozumieć, czemu te rzeczy tak wkurzają Anemone. Po pierwsze, alikornów jest już zwyczajnie za mało, po drugie drzewo genealogiczne, po trzecie, to ona ogarnęła te stosunki pokojowe i sprzątała burdel po Daybreaker. No i jeszcze kwestia osobistych niechęci i czegoś więcej. Zastanawia mnie fragment o wyciągnięciu konsekwencji wobec Winter. Czego naprawdę oczekuje Anemone?

 

Muszę też poruszyć koszmar Forlorn Hope, z którego wynika, że Anemone nie chciała komuś oddać Selene, co oznaczało jej śmierć. Komu? Może Heliosowi za żonę? Tylko czemu nie oddanie Selene oznaczało jej śmierć? I co takiego zrobiła Daybreaker? Anemone brzmi jak ktoś, kto rozumie wagę sytuacji, ale postanowił poświęcić jednego kucyka, by pokazać, że nie da się zaszantażować i w jakimś sensie ochronić pozostałych. Trudno powiedzieć, co o tym myśleć, szczególnie, że to sen, więc ta rozmowa mogła się nawet nigdy nie wydarzyć. Albo Forlorn coś kiedyś źle podsłuchała i jej mózg dopisał sobie resztę.

 

Ale teraz się zastanawiam... Czy za atakiem na ślubie stała Anemone, a celem była Daybreaker? Niby winę zrzucono na grogarytów, ale to głównie Anemone była przeciwko tej szmacie.

 

Wiemy też, że Helios też szykuje się do wojny z Anemone, choć raczej wolałby jej uniknąć - obie strony dysponują na tyle zbliżonymi siłami, by zwycięzca konfliktu odniósł pyrrusowe zwycięstwo, wychodząc z niego zbyt osłabionym, by rządzić. I chce ją zabić. By jego rodzina była bezpieczna. Ładne zamknięcie rozdziału.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...
  • 2 weeks later...

Rozdział XII był świetny. Poruszył nowy wątek, wprowadził żonę Bronze Fista, zebrę Nahilę, pojawiły się też najmłodsze alikorny w Irydusze, ale te w sumie nic tu nie zrobiły. Ale przede wszystkim lubię ten rozdział jako intrygę, z jednej strony zamkniętą, a z drugiej połączoną ze wszystkim. To jest po prostu tak zgrabnie skomponowane. Począwszy od tego, że Nahila rozmawiała wcześniej z Grace i wygadała się Anemone o byczku, co dało czas tej drugiej, by skapnąć się, co jest na rzeczy. Jej plan mógłby nie wypalić, gdyby krowa spotkała się z nią jako pierwsza. No i cała umowa z Forlorn. W sumie z tego wszystkiego, to rozmowa Morrowinda i Forlon była najciekawsza.

 

Trudno powiedzieć, co z tego kazała jej powiedzieć Anemone, ale wydaje mi się, że większość. Jasne, Forlorn sporo zaimprowizowała i przynajmniej jej emocje były szczere, ale nie można traktować każdej jej wypowiedzi jako prawdy. 1. Anemone w zasadzie nie oszukała Selene. 2. To nie Anemone schrzaniła obietnicę daną Forlorn Hope, o czym ta druga doskonale wie. 3. Mimo wszystko wątpię, by Anemone sobie radośnie pobiła Forlorn AŻ TAK. Chyba że zaatakowana.

Forlorn jest niestabilna psychicznie, ale nie głupia czy naiwna, więc musi sobie zdawać sprawę przynajmniej z punktu 2. Jej reakcja na rewelacje o ślubie też wydawała się szczera. Zbyt prawdziwa, jak na kogoś, kto wierzył szczerze, że to serio robota Anemone. Szczególnie, że raczej wiedziała, że ta stoi za drzwiami i słucha.

I okej, od początku wydawało mi się jasne, że tego nie zrobili grogaryci. Grogarytom byłoby cholernie ciężko dostać się do pałacu, choćby dlatego, że nie są kucykami, więc nie daliby rady się tam dostać. Nie w ówczesnej stolicy. Zastanawiające jest jednak to, że Forlorn podejrzewała, że to mogli być oni. Gdzie ona wtedy była? Czy nie powinna być zaproszona na miejscu? I jeśli to pytanie pochodziło od Anemone... Wiemy, że ta nie wierzyła w grogarytów, ale raczej też nie widziała KTO. Czemu miałaby pytać, jeśli to ona? I w takim razie, kto?

Cóż, kandydatów jest dwóch. Helios i Silver Horn. Helios mógłby chcieć się po prostu pozbyć swojej despotycznej i rąbniętej matki, bo ewidentnie miał już dość jej rządów. Rodzice Selene, Forlorn, Emeralda i bliźniaków mogli zginąć przez przypadek. Albo by coś ukryć. Lub wprost przeciwnie, zasiać podejrzenia. Bo mimo wszystko, wątpię, by to był Helios. Są dużo lepsze sposoby na zabicie własnej matki niż zamach. Pewniejsze.

W takim razie kto? I tu odpowiedź nasuwa się sama, a rozdział XIII zdaje się ją potwierdzać. Silver Horn. Już wcześniej wiedzieliśmy, że coś knuje, nie jest wcale taki lojalny wobec Heliosa i jest kimś ważnym w innej frakcji. Czy jest jej szefem? Być może. Na potrzeby tego posta tak załóżmy. Śmiertelnym kucykom jest raczej ciężko tak po prostu sprzątnąć alikorna, ale innym alikornom... Dla kogoś takiego najbardziej opłaca się nie tylko zabić parę sztuk, ale sprawić, że pozostałe wybiją się nawzajem. I Crescent, i Anemone nie były przekonane do oficjalnej wersji z grogarytami. Stawiam, że sprawców nigdy nie złapano, były to kucyki, które wzięły broń zdobytą na grogarytach. No bo czemu Oblivion miałby o tym kłamać? Przecież wcześniej się przyznali. Nic na tym nie zyskiwał.

 

Szczególnie, że Skyrim nie był zbyt bystrym bykiem. Nie dowiedział się, że Anemone nie kupi tak po prostu krokodyli, a krokodyle nie prowadzą szczególnie osiadłego trybu życia, by nagle polować tylko w jednym miejscu na całej rzece. No i cały jego plan, by walnął jakby Anemone wróciła z Bronze Fistem, a ani on, ani Grace nie mogli wiedzieć, że nie wróci. No i czemu alikornia władczyni miałaby osobiście eskortować poddaną? Ale łapię, Elsweyr był zdesperowany. No i podejrzewam, że w rzeczywistości mógł zastawić więcej pułapek na Anemone niż goście pod domem. Możliwe, że całe Polemistopolis (czy jak mu tam) to przynęta. Tego dowiemy się w kolejnych odcinkach...

 

Swoją drogą - Nahila wydaje się być wyjątkowo niewinną i sympatyczną postacią. I kimś, kto ma pewność siebie zmiażdżoną przez toksyczną rodzinę i otoczenie. Ale nie jest przy tym durna i wkurzająca.

 

Rozdział XIII kontynuuje wątki z Irydusze i rozwija postacie bliźniąt. I powiem tak - Peaceful to taka lepsza wersja Selene, a Dusty Storm to lepszy Emerald Heart. Jakie te smarkacze wydają się ogarnięte na tle starszego rodzeństwa. Robią co do nich należy, wiedzą, kiedy jest, a kiedy nie jest czas na kłótnie i na zadawanie pytań. Ale nie to jest ważne.

 

Istotna jest rozmowa Anemone z Crescent Dawn, a następnie Selene. I Silver Horn.

 

Zacznijmy od tego, że nie do końca pojmuję, co próbuje uzyskać Crescent Dawn. Jej gra jest... dziwna. Już samo odniesienie do dwóch poprzednich rozmów z matką... Okej, łapię, Anemone jest trudną osobą do dzielenia życia. Ale trudno ją obwiniać o to jak potoczyły się sprawy ożenku Heliosa. To, że nie dostał Selene, okej, to jej wina. Ale Forlorn? Crescent, przecież ty sama starałaś się, by jej nie dostał. I co miała zrobić Anemone jako naczelniczka rodu po akcji, którą wywinęła Winter Guilt? Udawać, że nic się nie stało? Powiedzieć "w sumie to oszukaliście, więc za karę damy wam gorszą klacz, nara"? Pozostawiła króla i królową z problemami? A to nie wina ich księżniczki?

To raczej chyba przemawia przez nią gorycz, że nie została od razu zaangażowana w grogarycki problem w Irydusze. I że dla naczelniczki rodu jest "zbędna". Ogółem, popieram tu Anemone, że Crescent po prostu robi sceny, bo jej ucierpiała duma. Po prostu sytuacja wymaga szybkiej reakcji, a Forlorn była lepsza do zadania. Crescent chce większej władzy i sprawczości. Dla samej władzy czy ma inny cel? Trudno powiedzieć, mimo wszystko, postawiła matkę w wyjątkowo trudnej sytuacji.

Problem w tym, że Selene jako zastępstwo, nawet tymczasowe, jest niebezpieczna. Jakbym była Heliosem potraktowałabym to jako zielone światło do skrytobójstwa Anemone. Nie dlatego, że coś odwali, ale jeśli Anemone zginie, to mają przewalone. Selene jest zwyczajnie niekompetentna. Czy nie ma ryzyka, że po śmierci naczelniczki, pierwsze co zrobi, to poleci się hajtnąć z Helioskiem i zaorze cały ród? I jak poradzi sobie w razie W z problemami natury militarnej. Selene to administratorka i to ponoć niezła. Jest na tyle miła i uprzejma, by nie wywołać skandalu dyplomatycznego, ale czy umie poradzić sobie z wrogami? Zarówno z lwami jak i lisami? Nie sądzę. To ktoś, komu powierzyłabym sprawy finansowe, budowlane i kontrolę nad służbą w majątku, ale nic więcej. Rzecz w tym, że alternatywy nie są wiele lepsze. Oczywiście, Anemone widzi w tej roli bliźniaki i z tego co dostaliśmy... Wydają się najlepsze, szczególnie jako duet. Emerald jest żołnierzem, może i dowódcą, ale przy tym jest bystry jak woda w klozecie. Już Forlorn mogłaby być lepsza, gdyby nie wybuchowość i zbytnia otwartość w wyrażaniu emocji i myśli. Ciekawe jest natomiast to, że Anemone nie skreśla starszej trójki, tylko uważa, że potrzebują czasu.

 

No i rozmowa z Selene... Stan w jakim znajduje się Selene chyba najlepiej pokazuje dlaczego nie nadaje się do tej roli. Płacze za ukochanym, którego nie widziała na oczy od kilkunastu lat. Który się nawet nie pokazał jak przyjechała. Proszę, ona jest dorosłą klaczą i zgaduję, że jest po trzydziestce, a zachowuje się jak nastolatka. Ale rzecz w tym, iż władza jest brudna. Władza sprawia, że musisz robić paskudne rzeczy, bo to jest jedyny wybór. A wstrzymanie się od tego wyboru jest jeszcze gorsze.I albo przyjmujesz ten brud z konieczności i z obrzydzeniem, albo zaczynasz to lubić. Tymczasem nasza niedoszła panna młoda... Nie wydaje mi się, by należała do któregokolwiek z tych typów. Ale mimo wszystko, w tym rozdziale nabrałam do niej choć trochę szacunku. Tym, że się postawiła i dała swoje warunki. I nie są one wcale takie głupie. Selene ma też dość rozsądku, że wie, że nie jest idealna do tej roli. No i kwestia przyjęcia Winter do Irydusze... To dobra myśl. Po pierwsze, Helios nie ma innego nadającego się dziedzica, więc mieliby zakładniczkę. Ta gościna mogłaby też pomóc nawiązać przyjazne stosunki ze stolicą. A i Winter, nie widząc konkurencji do tronu w alikornach z Irydusze faktycznie mogłaby być wdzięczna. Czy dowie się o ich słabościach? Też. Ale jest też szansa, że jako królowa przystałaby na prośby płynące z Irydusze, chociażby odnośnie mieszania się krwi czy na stosunek do nie-kuców. Bardziej bałabym się o to, że coś jej się stanie. I jak zareaguje Forlorn.

 

No i Silver Horn, zdradzający Anemone plany Heliosa. Pytanie, czy na jego życzenie. Ale mą uwagę zwróciło to jak Anemone określiła go wcześniej w rozmowie z Crescent. Czy ona też go podejrzewa jako dwulicową żmiję? A jeśli tak, to czy wie jak bardzo...

 

Ze spraw fabularnych to na razie chyba wszystko. Jeśli chodzi o formę... Rozdział XIII wygląda jakby nie miał korekty, serio coś tam poszło nie tak. W obu rozdziałach niektóre opisy są dziwne i niezgrabne, często drażniące.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...
  • 1 month later...
  • 2 weeks later...
  • 1 month later...

Fanfik zaczyna się od podróży do stolicy Królestwa Alikornów, Nowego Alikornopolis, której celem jest ślub Selene i króla Heliosa. Helios odnalazła sposób, dzięki któremu będzie mógł mieć legalnie dwie żony. Jego pierwszą żoną jest jego siostra Sundance. Ślub ma połączyć rody Heliosa i Anemone, między którymi od lat trwa konflikt. Anemone jest niechętna temu ślubowi, ale złożyła Heliosowi obietnicę, że odda mu Selene, naczelniczka rodu ma jednak pewien plan.

 

Od samego początku dają o sobie znać nadciągające problemy, najpierw podróż jest przeciągana przez Anemone. Później dochodzi do ataku złości Forlorn, w wyniku którego dochodzi do uszkodzenia części statku. Przyczyną było wspomnienie tragicznych wydarzeń poprzedniego i niedoszłego ślubu Selene z Heliosem, wtedy zginęli ich rodzice. Po przybyciu do stolicy Anemone przedstawia dokument, dzięki któremu chce doprowadzić do zamiany panny młodej z Selene na Forlorn. Doprowadza to do konfliktu, w którym po stronie Selene stają wszystkie alikorny z wyjątkiem Forlorn, która też pewnie byłaby przeciwna Anemone, gdyby nie widziała w tym ślubie okazji do wyzwolenia się spod jej wpływów. Nawet Crescent, córka Anemone, nie staje po stronie matki. Udaje się im dojść do rozwiązania konfliktu, Emerald i Forlorn mają stoczyć pojedynek w grze w kręciołę, która ma rozstrzygnąć, kto zostanie żoną Heliosa. Niestety wmieszała się w to Winter, nastoletnia córka Heliosa, która chciała pomóc Selene przez podanie środków nasennych Forlorn. Zostało to wykryte i wykorzystane do zamknięcia sprawy ślubu, w zamian za to Winter nie stanie przed sądem za próbę otrucia. Myślałem, że głównym tematem fanfika będzie ślub, ale okazało się, że jest to dopiero początek większej i bardziej złożonej historii.

 

W pierwszych rozdziałach mogliśmy dowiedzieć się o tym, jak dużą wagę alikorny przykładają do obietnic albo jak rozwiązują konflikty przez grę w kręciołę. Ciekawe też było zwracanie uwagi na zapachy, jak w przypadku zapachu Crescent na Emeraldzie, który wyczuła najpierw Anemone, a później Sundance. Jet tu też sporo opisów miast, budynków, dekoracji i innych rzeczy, wydaje mi się, że ich ilość jest odpowiednia i pozwala wyobrazić sobie miejsce akcji.

 

Postacią, którą najbardziej polubiłem w tej części opowiadania, jest Forlorn, wydaje mi się, że była najpełniej ukazaną postacią. O innych albo niewiele się dowiedzieliśmy, albo były pokazane tylko z jednej strony tak jak w przypadku Selene. Forlorn jest porywcza, bezpośrednia, względnie szczera, nie koniecznie umiejąca się dogadać z innymi. To chyba właśnie przez jej bezpośredniość polubiłem tę postać. Zastanawia mnie też pochodzenie jej imienia, ciekawe, jaka historia się za nim kryje.

 

Alikorny odleciały, ale nie udały się od razu do siedziby rodu, tylko do twierdzy. Anemone poważnie bierze pod uwagę możliwość ataku ze strony Heliosa. W pozostałych rozdziałach dowiadujemy się nieco więcej o jej podejrzeniach i niechęci do króla. To one wydają się przyczyną jej zachowania wobec Sundance, może w ten sposób chciała sprowokować ujawnienie wrogich intencji króla. Po przybyciu do siedziby w Iridusze, zanim miała okazję odpocząć, Anemone miała jeszcze okazję wykazać się, udaremniając zamach na swoje życie. Mogliśmy zobaczyć jej słuszną podejrzliwość wynikającą pewnie z setek lat doświadczenia, kluczowa jednak okazała się jej nienawiść do krokodyli.

 

Ciekawe jest też to, że z jednej strony mamy nastolatkę z głupimi pomysłami, z drugiej mamy uosobienie wieczności w postaci Anemone, która ma za sobą wile stuleci doświadczenia, ale jako nieśmiertelny alikorn nadal jest w świetnej formie fizycznej i umysłowej. Jedynym bardzo widocznym następstwem jej wieku jest to, że wydaje się być zimna, pragmatyczna i obojętna na uczucia innych. Cała sytuacja ze ślubem i to jak odnosiła się do Sundance i jej dzieci, jest tego dobrym przykładem. Helios też w którymś momencie zastanawiał się, czy też już nie ma objawów zobojętnienia, a jest młodszy od Anemone. Naczelniczka wydaje się traktować z góry wszystkich wokół siebie, dotyczy to nawet Crescent, której podobno ufa, bo nieraz ją uratowała. Po powrocie do Iridusze aż tak nie jest to widoczne, może cała sprawa ze ślubem była tylko prowokacją Heliosa.

 

Selene jest w ciekawy sposób pokazana, na początku była przedstawiona jako zakochana przyszła panna młoda, była całkowicie pochłonięta wizją swojego przyszłego ślubu z ukochanym. Czekała na ten moment co najmniej kilkanaście lat. Selene wydaje się młoda i trochę naiwna, nie pamiętam też żeby uczucie między Heliosem i Selene było potwierdzone w inny sposób niż zachowaniem Selene. Do tego dochodzi różnica wieku, chyba nie było to dokładnie określone, ale zgaduję, że jest dosyć młoda, w przeciwieństwie do Heliosa, który ma już kilka stuleci. Sam król w którymś momencie zastanawiał się, czy nadal kocha Selene, czy nie chodzi już tylko o zapewnienie kontynuacji swojego rodu. W ciągu jednego dnia marzenie Selene o ślubie ulega zniszczeniu, a po powrocie do Iridusze powoli wraca do normalności. Selene nie wraca do swojej dawnej roli w rodzinie, dzięki ingerencji Crescent zostaje nową zastępczynią naczelniczki rodu. Nie jest to jednak miły bezinteresowny gest ze strony Anemone, ma to pokazać na zewnątrz, że naczelniczka może sobie podporządkować Selene. W nowej roli bierze udział w ustalaniu kary dla Winter, proponuje, żeby przez rok przebywała pod ich opieką. Chciała dać jej szanse na rozwój i nauczenie się czegoś, nieświadomie dając zakładniczkę dla Anemone. Warunki jednak zostają przyjęte przez rodzinę królewską i Winter wyrusza do Iridusze. Przejęcie opieki nad Winter daje okazję na poznanie Selene z innej strony. Jednocześnie okazuje jej wyrozumiałość, życzliwość, ale też próbuje ochronić ją przed Anemone, żeby to zrobić musi wyraźnie stawiać granice dla młodej klaczy, bo wie, że gdyby Anemone miała dobrą okazję do interwencji, to nie byłoby zbyt miłe dla Winter. Z tego powodu królewna musiała pozbyć się większości rzeczy z którymi przybyła. Ciekawe, czy przyda się jej do czegoś „ubranie” z łańcuszków, które zachowała dzięki Selene. Gdy przybywały do Iridusze, wygląd miasta robi na niej duże wrażenie, było większe i ładniejsze niż Alikornopolis.

Następnego dnia po przybyciu zaczynała pracę, od rana nie szło jej dobrze, najpierw zaspała, potem nakrzyczała na współpracownicę, a później było jeszcze ciekawiej, okazało się, że Winter ma duże braki w edukacji, mimo tego, że jest potencjalną następczynią tronu. Selene wie, że lepiej by było dla królewny, gdyby naczelniczka się o tym nie dowiedziała. W nauce czytania może pomóc zebra Nahila. To może być ciekawe, Winter wydaje się zafascynowana zebrami, już ich pierwsze spotkanie wyglądało jak pierwsze spotkanie Fluttershy i Spika, ale na szczęście dla Nahili szybko udało się ją odciągnąć.

 

Jak na razie opowiadanie zrobiło an mnie pozytywne wrażenie. Mamy tu ciekawą fabułę, zróżnicowane postaci, ich wzajemne interakcje i konflikty, do tego nierozwikłane zbrodnie i tajemnice z przeszłości. Czekam na kolejne rozdziały i polecam ten fanfik.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 10 months later...
  • 4 weeks later...
  • 2 weeks later...

Ten rozdział wydał mi się nieco za krótki, ale dowiedzieliśmy się z niego zaskakująco wiele. A jednocześnie niektóre rewelacje wydały się niepotrzebne.

 

Najbardziej zainteresowało mnie to, że Silver Horn ujawnił się Anemone z tym, że Bonfire została przez niego przejęta. I twierdzi, że jest po jej stronie. Jaki to może mieć cel? Próbę zdobycia zaufania Anemone? A może zasiania u niej paranoi i odsunięcia od lojalnych pracowników. W sumie trochę dziwię się, że Bonfire faktycznie chce dostarczyć mu prawdziwe informacje, zamiast polecieć do szefowej, powiedzieć, że przylazł taki i taki i czym go tu nakarmić? Głupie długi ojca to tylko głupie długi ojca, zdrada władcy to poważna rzecz.

Inna sprawa to to, czy Anemone rzeczywiście mu ufa, czy tylko prowadzi własną grę. Silver Horn był w ogóle zadziwiająco pewny, że czarna klacz go nie zabije. Cóż, na miejscu Anemone nie zabiłabym go chyba tylko dlatego, by dopaść jego wspólników. A potem ich zabiła. Tak na wszelki wypadek.

 

Pytanie też, co się stanie teraz z Bonfire. Mimo wszystko, nie wyobrażam sobie, by Anemone tolerowała zdradę.

 

Dość ciekawe było widać empatyczną stronę Anemone w stronę Winter Guilt. Szczerze mówiąc, to bardziej bym się po niej spodziewała, że nie będzie się wtrącała, bo chociaż zawdzięcza Winter to, że Helios nie dostał żadnej z jej klaczy, to jednak zarówno odpał księżniczki jak i to, że jest dziedziczką jej wroga mogą wzbudzać w niej naturalną antypatię. Szczególnie, że Winter jest pyskatą i nieogarniętą nastolatką. Mimo wszystko, przeciągnięcie jej na stronę Irydusze jest pomysłem niegłupim. W sumie zawsze mogliby też spróbować ją w przeszłości wydać za Dusty Storma. Są w podobnym wieku.

 

Sam wątek pałacu północnego wydaje mi się dziwny. Jest tak krótki, że aż zbędny. No bo po co Anemone zabrała ich akurat tam? Akurat teraz? Bo przecież nie po radę, której mogliby udzielić gdzie indziej. Nie, chciałeś przemyć róg Discorda (ciekawostka, ale nie wydaje się ważny) i kapę ślubną Crescent. Za kogo miała wyjść Crescent? Lub za kogo wyszła. Chyba że ta kapa należała do Anemone. Ale czemu Forlorn pomyślała o Crescent?

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 godzin temu, Cahan napisał:

Sam wątek pałacu północnego wydaje mi się dziwny. Jest tak krótki, że aż zbędny. No bo po co Anemone zabrała ich akurat tam? Akurat teraz? Bo przecież nie po radę, której mogliby udzielić gdzie indziej. Nie, chciałeś przemyć róg Discorda (ciekawostka, ale nie wydaje się ważny) i kapę ślubną Crescent. Za kogo miała wyjść Crescent? Lub za kogo wyszła. Chyba że ta kapa należała do Anemone. Ale czemu Forlorn pomyślała o Crescent?

 

Rozumiem, że miałaś na myśli przemycić róg Discorda i Selene a nie Forlorn Hope pomyślała o Crescent.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 minut temu, Obsede napisał:

Rozumiem, że miałaś na myśli przemycić róg Discorda i Selene a nie Forlorn Hope pomyślała o Crescent.

Tak, oczywiście.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...