Skocz do zawartości

KLGDiamond

Brony
  • Zawartość

    128
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    17

Wszystko napisane przez KLGDiamond

  1. Cieszę się, że ktoś to czyta. Tak samo, jak się nie cieszę tym faktem. Miło słyszeć, że forma z areną i amnezją działa, jak przewidywałem i zakładałem. Jako autor nie do końca mam jak to sprawdzić, bo doskonale wszystko wiem. Jak, co, gdzie i dlaczego. Jeśli działa, to dobrze. Drugą sprawą jest wspomniana monotonia od Obsede. Tak. Zdałem sobie z tego sprawę. Może być to męczące, jednak uważam, że jest to odpowiednio zdawkowane. Nie widzę po prostu innego rozłożenia wydarzeń i informacji w czasie. Prawdopodobnie fik wydawałby się wtedy zrushowany i antyklimatyczny. Tymczasem zmęczenie monotonią bardziej przybliżyć może czytelnika do bohatera. Samo zmęczenie czytającego jest oczywiście wadą, ale nie do końca jestem w stanie coś więcej z tym zrobić. One more thanks. I przestańcie czytać moje wypociny.
  2. Changelog: 1. Miałem poprawić formę i ogólnie narrację rozdziału trzeciego, jednak uznałem, że jest to właściwie najlepszy rozdział, a ja nie mam na to siły. 2. Rozdział trzeci otrzymał poprawkę ortografii i przecinków, pewno nie jest idealnie, ale jest na pewno dwadzieścia procent cooler. 3. Ktokolwiek czytał następne rozdziały przed ich dezaktywacją, niech wie, że bardzo dużo w nich się zmieni. Tak... BARDZO DUŻO. 4. Kanon fanfika został zaktualizowany. Niektóre rzeczy z dezaktywowanych rozdziałów już nie są kanonem. 5. Zapowiadam, że do końca... Niech nie będzie tygodnia, bo się jeszcze przeliczę, ale do połowy tego miesiąca wznawiam fanfika. 6. Trzymajcie się, choć wiem, że nikt nie czeka.
  3. Drogi tłumaczu Przede wszystkim chciałbym ci podziękować za tłumaczenie tegoż fanfika. Jest fantastyczny, ciekawy i dobrze napisany, a do tego przekład na polski trzyma poziom. Tak byłem na fimfiction i tak, czytałem całość w języku deszczowego ludu oraz tubylców ze skradzioną kulturą. Muszę przez to przyznać, że pewne zdania i słowa są przełożone... Nieco nie tak, ale właściwie nie chciałbym na to narzekać, ponieważ gdyby nie to tłumaczenie to bym nawet nie wiedział o istnieniu tego dzieła. Korespondencja, którą udało się przechwycić autorowi, jest naprawdę interesująca. Można się z niej wiele nauczyć, wyciągnąć ciekawe wnioski i zainteresować się tajemniczym dodatkiem w liście Twilight. Osobiście nie wciągnęła mnie ona tak jak Lunę, jednak zdecydowanie zaintrygowała. Na miejscu Twilight zapewne bym dopytał o twórczość Fluttershy, ale zapewne nie pisałbym o tym, aby pisała więcej. Mówiąc o pisaniu... @GhatorrPISZ GAMONIU! Przyznam również, że nieco wpadłem, wybuchając śmiechem podczas lekcji angielskiego, a moja komórka została skonfiskowana do jej końca. Oto kolejna lekcja, aby nie czytać komedii w czasie zajęć. Na koniec chciałbym też zwrócić uwagę na kontynuację znajdującą się na fimfiction, lecz nie istniejącą tutaj jako przekład. Ciekawie rozwija wątek, wprowadza nowe sznurki fabularne i również sprawia, że konfiskują twoją komórkę na języku polskim. Jednak powstrzymam się od jej bliższego omawiania, skoro jej przekład się tutaj niestety nie znajduje. Wasz wierny błazen, Diamond.
  4. Zaiste krótkie rozdziały. Fik sam w sobie jest niezły. Fabuła jest dość standardowa, a jednak wciąga, natomiast wkurzające na początku postacie da się polubić. Możnaby narzekać, że pewne rozdziały da się połączyć i nawet na tym zyskać, ale to nie problem. Najbardziej rzuca się chyba w oczy aspekt tego, że wszystko jest napisane niczym kampania z Podziemnych Tuneli & Wielkich Jaszczurek. Ma się wręcz czasem wrażenie, że ktoś rzuca kośćmi i to na tym opierają się wydarzenia, a nie na wyobraźni autora. Choć według mnie dodaje to nieco pikanterii. To chyba dobre słowo. Z chęcią jednak zobaczyłbym kontynuację. Przykładowo to jak na razie otwarte zakończenie przygody naszego paladyna zostawiło mnie ż potężnym pragnieniem na kolejną szklankę rozdziałów. Choć nie sądzę, że autor zakończy serię. Ogółem podobało się. Polecam.
  5. Cóż... Podróże w czasie... Zacznijmy od tego, że mam kilka problemów z samym fanfikiem. O ile obietnica historii w zrujnowanej historii z potworami nie z tego wymiaru brzmi fajnie i całe to powiązanie z podróżami w czasie jest ciekawe, to jak do tego dochodzi, pozostawia sporo do życzenia. Po pierwsze to jestem w stanie zrozumieć zachwycenie takim odkryciem i możliwością eksploracji przeszłości, oczywistym był też udział w wyprawie twórców zaklęcia i jakichś uczonych. Tylko dlaczego udział w tym biorą też jacyś losowi gwardziści? I dlaczego zamiast treningu++++ na kategorię SS dostają wolne i potem wracają, dostając jakieś minimalne wprowadzenie do tematu? Już więcej sensu miałoby wzięcie w tej wyprawie jakiejś księżniczki, w końcu są one dość potężne. No i sam bohater w sumie zaczyna się nad tym zastanawiać, niestety za późno. Boli mnie też niejakie spoilerowanie treści opowiadania w samym opowiadaniu. Bo o ile mogę uznać przeczucie, że pierwszy skok w czasie przyniesie coś złego, ale nikt o tym nie mówi, to wspominanie przez bohatera, że dopiero przez nas poznana postać jest kimś innym i potem sprawi jakieś problemy... To brzmi, jakby moje inteligencja czytelnika została trochę opluta, a z samą postacią jest coś na tyle nie tak, że każdy przedszkolak miałby wobec niej podejrzenia. Muszę pochwalić jednak styl i formę zdań. Znaczy to jak napisano fika. Może to tylko ja, ale samo czytanie zdań sprawia przyjemność. No i bucowatość protagonisty nie jest jakimś problemem, bo jej nie nadużywa, nie jest to jego esencja osobowości i w sumie to po prostu zwykły kuc. Historia tak naprawdę zaczyna się od drugiego rozdziału i... Tam się kończy. Nie, że fanfik się kończy, ale autor chyba nie zamierza kontynuować pisania. Gdyby była możliwość kontynuacji, to gorąco bym polecał ze względu na rozkręcającą się fabułę i ciekawe światotworzenie, ale... Cóż. Można przeczytać i to tyle. Na tym etapie nie jest to arcydzieło, nie jest to też jakiś przesadnie dobry fanfik. Ot. Fajna historia. Nie zgubcie się w czasie czy coś.
  6. Dobra a tak na serio. Pomyślałem, pomyślałem i wam powiem, że to nie jest najlepszy fanfik, ale to tez nie jest tak, że to jest jakiś zły fanfik i tylko kolejne TCB spośród wielu. Zacznijmy od początku. Nie znam się na TCB, ale zakładam, że takie zamienienie się w kuca poprzez atak grupy terrorystów to dość popularny motyw. Nie ma co zresztą na to narzekać, ponieważ daje to głównej bohaterce motyw zemsty, pretekst do pobytu w szpitalu i powolnego zapoznania nas ze światem, bo przecież skąd tacy bandyci mają mieć genialny sprzęt? Tak więc nie do końca dobry eliksir zamienia naszą bohaterkę w zebrę, ale z powodu jego słabej formuły potrzebna jest opieka kucyków i pobyt w szpitalu. Cahan zostaje przez to wbrew swej wielkiej woli przetransportowana do świata magii, przyjaźni, tęczy i braku mięsa na obiad gdzie nie ma kontaktu z nikim z rodziny czy przyjaciół z polski. Kto zajmie się jej rosiczkami? Co z jej kotem? Bam! Kolejny motyw do ucieczki i chęci powrotu. Spytacie, jaki to problem pójść po swoje rzeczy? Ano jakaś polityka, magia, sfera, szmery bajery nie można i już. Znaczy można, ale nie bez problemów i nie wbrew woli władz. A że Cahan nie ma magii, nie ma skrzydeł i ogółem to jest naga dosłownie i w przenośni w nowym świecie pod względem wiedzy jak i umiejętności pozostaje jej zaakceptować los i udać się do centrum adaptacyjnego. Tutaj jak rozumiem, pojawia się nowatorska odsłona tego fanfika. Jak bowiem usłyszałem w TCB jakoś bardzo nikt nie rozpisywał się o tym centrum. Ot zostawało się kucem, szło się gdzieś na miesiąc, dwa... BAM! Umiesz latać, czarować, pisać, galopować, ba! Nawet cię programować nauczą i manier na królewskim dworze! Oj nie tutaj. Cahan ma problemy po pierwsze dojść do placówki ze szpitala, zaskarbić sobie łaski przydatnych postaci ze względu na osobowość i niechęć do lu... ekhem, kuców, a także pisać czy jeść. Nie bójcie się jednak, autorka nie zasypie was dwudziestostronicowym opisem załatwiania potrzeb w toalecie, bądź konsumowania owsianki. Wszystko okraszone jest ciekawymi opisami i budowaniem świata, który mimo wszystko nie jest utopią z serialu. Chociaż... Widać między rozdziałami przeskoki jakościowe... Oczywiście im dalej, tym lepiej, ale jednak na początku tych opisów trochę brak, głupota niektórych postaci i interakcje z nimi wyglądają dość sztucznie no i nie zapominajmy o raczej krótkich rozdziałach (to ostatnie to czepialstwo, w krótkich rozdziałach nie ma nic złego (chyba że mają po stronie, dwie)). Mimo wszystko zostałem przykuty paroma zabiegami, które pochłonęły moją ciekawość. Kim naprawdę są alikorny i jakie moce posiadają? Jakim czło... kucem jest tajemniczy konwertyta, który ukończył kurs adaptacji w rekordowym czasie? Czy nasi terroryści będą mieli jeszcze jakiś udział w fabule? Jak Cahan wróci po swoją kotkę? Czy zebry mogą robić coś poza byciem bezużytecznym ziemniakiem? Ogółem fikcja solidna, dobra i ciekawa. Chociaż na pewno nie odkrywcza i na pewno nie jest dziełem sztuki. Fajne czytadło na nudne lekcje i wykłady, a czasem nawet jako główna rozrywka na spokojniejszy dzień. Zdecydowanie polecam przeczytać. Więc ten... Pisz! Cahoniu!
  7. MUNCH MUNCH MUNCH MUNCH MUNCH MUNCH MUNCH MUNCH MUNCH MUNCH MUNCH MUNCH Tak. Arbuz jest całkiem dobry. Polecam. A! No i pamiętajcie, żeby zjeść to białe coś. Nie jest najlepszą częścią, ale nie marnujcie tego, wyrzucając do śmieci. Tylko nie jedzcie skórki! Bo dostaniecie biegunki! Co? Że miałem opisać ten smak?! No ok... Słodkość rozpływa się w ustach od pierwszego gryza... Małe pestki dodają nieco gorzkości, ale nie przeszkadzają w delektowaniu się... Cała woda zgromadzona wewnątrz pozwala skupić się na jedzeniu bez popijania... Jedyne co przeszkadza, to broniąca dostępu gruba skórka. Ale to rozwiąże proste narzędzie jak nóż, chyba że jesteś kucem, to po prostu przywal z kopyta.
  8. Rozdział! Nowy rozdział! Plus dodałem okładkę! To w sumie tyle. Bye!
  9. [Oneshot] [alternative universe] ["Baśniowe"] Martwy Twórca Coś napisałem. Wrzucone zaraz przed końcem deadlinu. Ale jest. Let's go! Chociaż nie jestem z tego do końca dumny. Ale nie jest to mój najgorszy tekst.
  10. Chciałbym obronić choć jedną część jednej z moich ulubionych serii. Bowiem z resztą trzeba się niestety zgodzić... Ten narrator to punkt powtarzający się na przestrzeni całej serii to on wszystko opowiada i często spoileruje co się wydarzy. Głównym daniem tych fików nie jest ciągłe pytanie się: „Ciekawe, co będzie dalej? Już nie mogę się doczekać!”, a raczej: „Ale jak to się stało? Kiedy w końcu dotrą do punktu zwrotnego?”. Każdy wie od samego początku, że szóstka jest razem, ale ich backstory nadal jest wciągające, pomimo wiadomego zakończenia. Ich napady są ekscytujące, bo wiemy, co się wydarzy, ale nie wiemy dokładnie, jak się wydarzy. I choć czasem działa to trochę lepiej, a czasem trochę gorzej, głównie wpływa pozytywnie. Po prostu trafiłaś na jeden z gorszych fików. Polecam ci więc obczaić jeden z lepszych. Na przykład ten z backstory Fluttershy. Lub Pinkie Pie. Bo skoki i napady też są fajne, ale jednak Sun pobił swoje dzieła na głowę samymi historiami postaci.
  11. Kurde... Teraz muszę zmieniać tekst na kucowy. W sumie nie wiem, czy napisanie go od nowa nie wyjdzie na dobre. Mimo wszystko ja na pewno jestem zadowolony ze wznowienia konkursu.
  12. Tak więc pomyślałem, że skoro ostatnio trochę piszę takich mniejszych fanfików, stworze sobie temat, aby wrzucać je za każdym razem, kiedy je napiszę. Dlaczego nie zrobić osobnych tematów dla każdego fika i wrzucać co chwilę, zajmując sobie cały segment najnowszej aktywnośći? Bo to upierdliwe, forum i tak nie żyje i ten temat i tak będzie wisiał przez następny miesiąc na głównej, najprawdopodobniej nie będzie mi się chciało zakładać co rusz nowych tematów, ponieważ jestem leniem z patentem lenistwa zawodowego. Zapraszam więc do czytania. A bo co mi szkodzi? Ściana tekstu. Jak na ścianę trochę niska, ale na półściankę się nadaje. Ekspres do melisy Bo czasem nikomu nie potrzeba kolejnej przydługiej historii międzywymiarowej. Fik wojenny Bo każdy chce mieć swoje KO.
  13. Tak więc... Avatar... Nie znam się na TCB i nie znam się nie podróżach w czasie, ponieważ sam nigdy sam żadnego delorana nie posiadałem, ale i tak mi się... Czytało nijako? Zanim mnie źle zrozumiecie, dajcie mi wyjaśnić. Avatar jest sequelem "Obecności" czyli innego fanfika tego twórcy. Tak więc trzy lata później odnajdujemy głównego bohatera w świecie... Diamentowych psów? Widać każdy broniacz ma inne preferencje. Jednak wychodzi na to, że nasz Darth przeniósł się z powrotem do naszego świata, nowo kupionym i przerobionym deloranem. Widać każdy podróżnik w czasie i przestrzeni takiego posiada. No ale nie mógł wrócić trzy lata wstecz, bo łączenia światów, apokalipsy innych czasoprzestrzeni trele morele tratatatatatata. Zresztą sama Pinkie nie odebrała go z poprzedniego wymiaru właśnie ze względu na te zmienne. Jednak ja się pytam, kogo to obchodzi? Gdybym mógł się przemieszczać w czasie i przestrzeni sam miałbym wywalone na to jak co się zmienia ze względu na same podróże. Jedyne co mnie obchodzi to moja linia czasowa. Pomijając jednak kwestie techniczno-matematyczne. Okazuje się, że przez trzy lata świat spotkała jakaś zima czy coś i pizga niemiłosiernie. Więc główna postać chowa się w domach, znajduje źrebaka, który postanawia zostać z naszym bohaterem, bo on ma magiczny krążek, który potrafi ogrzać w tą zimnice. Później krążek (który jest sztuczną inteligencją, dzięki której nasz bohater był w stanie zbudować wehikuł czasu, nie wspominałem? To teraz mówię.) i pan Darth postanawiają odstawić malca do pobliskiego centrum socjalizacji. Czyli w sumie ośrodka zamiany człowieka w kuca. Ze względu jednak na nieprzejezdne drogi... Cofają się w czasie. Pamiętacie co mówiłem o zmianach czasoprzestrzeni i linii czasowych? Tak... W każdym razie uciekając przed policją, wjeżdżają na tory, po czym dalej jadą już w przyszłości i dostają się do celu. Tam nasz bohater zostaje przyjęty do ośrodka, gdzie pierwszego dnia wciskają mu eliksir ponifikacyjny, ale na szczęście dosiadł się do nielubianej klaczy, która go uprzedziła i udało mu się zostać człowiekiem. Później bójka, szpital i trzeci rozdział kończy się wyjaśnieniami co się stało ze światem i kim jest Avatar. Może coś pokręciłem, ale to z grubsza co się dzieje. Nie jest to porywająca fabuła, ale nudno tez nie jest. Żarty są nawet, nawet. Tylko w tej fabule mamy właśnie wiele niespójności. Na przykład jak do końca działa to całe wpływanie na czas i przestrzeń? Znaczy, naprawdę sama podróż albo powrót do swojego czasu zaburzy czasoprzestrzeń i zniszczy parę innych? W takim razi czy to w ogóle bezpieczne aby tego używać? No i dlaczego Darth daje się tak pomiatać przez Zaphyrę? Skoro on zbudował tego delorana, to nie powinien chociaż wiedzieć jak go użyć? Nie wiem jak wy, ale ja bym się jej co chwilę pytał co i dlaczego montuję. Co bym zrobił trzy lata później, po tym jak świat ogarnęłaby apokalipsa? Zapobiegłbym jej. Reszta wydaje się całkiem spójna, pomijając to jak dał się zabrać do wymiaru diamentowych psów. No bo ilu z was wsiadłoby z Pinkie Pie do delorana i dało sie zabrać w podróż międzywymia... No tak... Każdy. W każdym razie pozostaje jeszcze kwestia Avatara. W skrócie wymiar kuców i ludzi przenikały się od początków czasu i np. gryfy i pegazy w średniowieczu to te z Equestrii. Celestia chciała wymieszać światy od dawna i wysyłała kuce do kontaktu, z czego powstał projekt Avatara. No i te Avatary miały przypisanych ludzi. Dzięki niemu powstała książka i serial. No i autor dał sobie tutaj furtkę na wprowadzenie własnego kanonu, bo obecny serial jest w połowie zgodny z aktualną Equestrią. Tymczasem z jakiegoś powodu Fresia ma za zadanie być Avatarem naszego Dartha. Dzięki niej włączył się do fandomu, a ona go stalkowała i wie o nim prawie wszystko. Ogółem czekam, bo zapowiada się ciekawie. No i nasz bohater raczej nie chce zostać kucem, więc spodziewam sie jakiegoś większego konfliktu. Polecam przeczytać.
  14. Trudno ocenić to wszystko jako cały fanfik. Chociaż widać ewidentne połączenia między pierwszy i drugim, a także trzecim i czwartym (najlepszym w mojej opinii). Najlepiej określić je jako zbiór czterech fanfików, które autor albo miał i ma plan rozwinąć (patrz Avatar jako sequel do dwóch pierwszych), albo na które autor nie miał pomysłu i postanowił wrzucić razem, ażeby się nie pogubiły w osobnych tematach. Osobiście stawiam na to pierwsze i trochę drugie, bo jeśli naprawdę się uprzeć to jest to jedno uniwersum, a sam autor napisał, że to spinn-offy do jego opowiadań. Niestety to uniwersum nawet jeśli połączone "sferą", nie jest połączone postaciami i oprócz wspólnego settingu ma ze sobą nic wspólnego. Jedyna powtarzająca się postać występuje jako Darth Evil (czyli jeśli rozumiem sam autor i nie, nie jest to jego ponysona a sam autor) w Obecności i Powrocie do Equestrii. W tych dwóch... Wstępach, autor spotyka dwa kucyki, które postanowiły dostać się do naszego świata. Z czego Pinkie tylko sobie tak o podróżuje, a Sunset z jakiegoś powodu kradnie ludziom przedmioty... Tak więc Obecność to w sumie prolog do Powrotu do Equestrii, ponieważ w pierwszym fiku właśnie dowiadujemy się o faktycznym istnieniu innych światów. Tymczasem drugi fanfik jest takim prologiem do Avatara, bo to co się w nim dzieje jest zapalnikiem do tego, żeby historia z Avatara w ogóle się wydarzyła... Masło maślane z maślanką i mlekiem na maślance, ale mam nadzieję, że rozumiecie. Tak więc podchodząc do tego ze strony technicznej... To nie są dzieła sztuki, ale na pewno jest lepiej w porównaniu do nieszczęsnego zabójcy oczu "Po Drugiej Stronie Lustra"... UGH! Przepraszam... Flashbacki... W każdym razie na pewno nie ma tyle błędów, a fabuła i postacie jakoś trzymają się kupy. To w sumie tyle. Język plota nie urywa, opisy jak opisy, a dialogi ani śmieszne ani jakieś ciekawe. Jest dobrze, pisz dalej. Druga część jest lepsza. Chociaż mam tu raczej na myśli sam "ISS Celestia", ponieważ fik o Chipie... Cóż... Przychodzi do niego Luna we śnie, albo na jawie i wyjada mu wszystkie żarcie z lodówki, a potem w wiadomościach jest o tym, że w Etiopii czy gdzieś pojawia się jakaś strefa czy cuś. Podobno bardzo popularna w różnych wersjach TCB. Taki short, drabbel wręcz. Jednak ISS! Perełka w tym zbiorze. Obserwujemy całość głównie z dziennika, czy pamiętnika persony zwanej Cahan. Okazuje się że kuce przejmują w sumie ziemie i zmuszają ludzi by być kucami. Tymczasem my lecimy na inną planetę by nasz gatunek mógł przetrwać. Fajne i klimacik apokalipsy zachowany. Tylko postacie trochę niespójne. Na przykład taki Dollar posiada za mało masy. Wzdycha. Powiem wam szczerze... Fanfiki te o tutaj to średniaki. Polecam wam ISS. Tymczasem reszta jest trochę stratą czasu. Chyba że idziecie czytać Avatara to możecie rzucić okiem na dwa pierwsze. Tak więc ja zmykam.
  15. Dawno, dawno temu... W odległym fandomie. Wielka armia Celestii pokochała Solarną księzniczkę i postanowiła zagarnąć cały świat dla siebie ukazując swą potęgę poprzez zdominowanie mniejszej liczebnie strony Luny. Walka rozprzestrzenia się poza Equestrię dzięki wynalezieniu terraformacji, a konflikty przechodzą na skalę kosmiczną. Rozwijają się nowe kasty społeczne i zawody. Powstaje coraz więcej zakątków bezprawia. Technologia się rozwija, a dwie strony nadal toczą swój bój pomimo walk trwających od dziesięcioleci. W tym ogromnym uniwersum narodził się i przyjął profesję łowcy nagród pewien osobnik pragnący zarobić na chleb, a jest nim... Diamentowy Pies. Od pierwszych stron tego fanfika widać jedno: Kompletna zrzynka z gwiezdnych wojen. Czy to źle? NIE! TO DOBRZE! Powiedziałbym nawet bardzo dobrze, biorąc pod uwagę poziom opisów i dialogów, a także budowy świata przedstawionego. Aktualnie istnieją trzy fanfiki z tego cyklu, które jednak są właściwie osobnymi opowiadaniami. Pierwsze jest wstępem, który przedstawia nam bohatera i świat. Nasz bohater nagród zdaje się więc takim Hanem solo ale z komputerem pokładowym zamiast Chubaki i ekwipunkiem Boba Feta, czy innego Mandalorianina. Dostaje on zlecenie na jednego z głównych dowódców armii solarnej. Zadanie nie okazuje się jednak łatwe, a przynajmniej nie tak jak zakładał nasz łowca nagród. Wszystko oczywiście przyprawione humorem i wymieszane z dość dużą autentycznością wydarzeń. Drugi i trzeci "tom" nie dzieją się później niż trzy miesiące od pierwszego jak wynika z tekstu. Chociaż nasz zabójca mógłby pójść już dawno na emeryturę za nagrodę z Big Guna. Obserwujemy więc jeszcze dwie misje. Najpierw znienawidzoną przez każdego gracza i pracownika służb odpowiedzialnych za takie rzeczy misję eskortową. Chociaż powiem wam, że te orzeszki były jednak warte tej eskorty. A także standardową misyjkę na jakimś zadupiu, piórwa wie gdzie, polegającą na eliminacji jakiegoś losowego typa. Nie powiem, że to najlepszy fanfik. Jednak jest on solidny, pomysłowy, ciekawy i przyjemny w czytaniu. Wszystko rozbudowuje się w miarę fabuły, autor stara się wyjaśnić zawiłości profesji naszego bohatera i co najważniejsze prawie nie da się tu nudzić. Głosuję więc na [Epic], ale nie na Legendary bo jak na razie jest to zbyt słabe dzieło, według mnie oczywiście. Także tego. Ja was żegnam i polecam zbierać się stąd, bo dostałem cynka na krótkiej, że zaraz wbije tu ekipa po parę głów. Buenos Dias my companion!
  16. A zauważyliście, że jeśli przez dłuższy czas nikt nie pisze w temacie, to się pojawiają takie komunikaty typu: ? Tak więc, dziewięć lat od pamiętnego wydania sequela Si deusa, samotny podróżnik ponownie przemierza Bałtyk, mgłę Equestriańską, Rzeczpospolitą, a nawet Litwę i kraj gryfów, wędrując nawet na samą Rosyję, aby spotkać raz jeszcze (po dwóch dniach rozłąki) ukochanych bohaterów. Co mam rzecz? Bracia atamani, lepsi niż ostatnio, Rzędowiecki i Luna nadal zakochani, tylko Zientarskiemu już się nie wypomina słynnej batalii ze jaszczurem, co ogniem zieje straszliwym. Więcej postaci co ich nie było tyle w tomie poprzedniejszym. Nowe są, choćby Gilda się pojawia, a także starzy przeciwnicy jak w opisie jest wpisane. A no i spiski... Więcej spisków... Wincyj tego samego! Wincyj! A lepiej? Spierać się można, nawet na szable o to bić. Błędów na pewno trochę więcej niż było tam. Fabuła? W sumie to samo, co wcześniej. Jednak bez wojny domowej i Król Luna już nie walczy na froncie. Chociaż ci kozacy... Niby swoi... Ale jednak nie do końca. Ogółem na pewno jest nieco poważniej, znaczy czytając jak zachowują się postacie w sprawach ważnych. Jakby dojrzały, i dobrze w sumie że tak się stało. Archaizmów jest, jak było, ino chyba lepsze są nieco. Humor został jaki był, a może nawet i lepszy, bowiem raz czy dwa zdarzyło mi się swoją melisą opluć. Na pewno też na plus zasługuje naturalnie wychodząca synergia kuców i ludzi. Czymże była Rzeczpospolita z Husarią (z dużej, bo na szacunek zasługują)? Potęgą! A czymże jest teraz, ze Sztormownikami (jak z Husarią (czyli duża z szacunku) – to jest z elitą pegazów? Większą potęgą! A to nie koniec! Kuce piją jak polacy! Nawet walczą chyba lepiej niż wcześniej, no i nawet związki intymniejsze się tworzą. Bowiem jak to mówią w gwardii nocy: (tu nie z dużej, bo oni się na razie nie popisali) Żeby życie miało smaczek Raz pegazka, Raz kozaczek! Ogółem chciałbym się rozpisać, wychwalać i nosić Gandzię na rękach, wystawiając rekomendację i na [Epic] i na [Legendary], ALE niestety nie mogę tego zrobić. Za mało mam do powiedzenia. Rozwój postaci nie skończony, wojna nie wiadomo jak się kończy, no i nadal nie znamy tożsamości narratora, a najnowiej wprowadzona postać ma tylko podwaliny pod siebie. Dlaczego? Co poszło nie tak podczas pisania? Otóż powiem wam co. Lenistwo. Albo wypalenie. Lub sprawy rodzinne... Ewentualnie autor mógł umrzeć, ale nadal jest z nim kontakt, więc o ile nie podszywa się pod niego podmieniec... W każdym razie! Ważne jest to, że fanfik nie jest skończony. Ucina się ewidentnie w połowie, kiedy akcja powinna nabierać tępa, a zwroty akcji tworzyć wiry wodne, porywając każde czytelnika niczym rollercoaster. Tymczasem niczego z tego nie ma. Bo nie ma rozdziału. Tak więc jeśli kiedykolwiek, jakkolwiek wyjdzie reszta rozdziałów fanfik ma ode mnie Epic i Legendary nawet jeśli będą do niczego. Po prostu chcę zobaczyć resztę historii! Nawet jeśli będzie kiczowata i nudna, nawet jeśli to tylko szkic, chcę wiedzieć, co się stało z Luną, czy Rzędowiecki dogonił kozaków, jak potoczyła się wojna i co się stało Pinkie Pie. Znaczy... Co się stało z Wielkim Pogromcą Smoków Zientarskim, Rotmistrzem i Taktykiem Wielkim. Pozwólcie więc, że wyrażę swoje pożegnanie pieśnią, którą utworzyłem na cześć jednych z much ulubionych postaci: Bratia Atamany, Bratia Atamny, To kozacy doskonali! Bratia Atamany, Bratia Atamny, To kozacy doskonali! Pójdą z tobą, na szabelkę! Pójdą z tobą, na kolejkę! Pójdą z tobą, na wojenkę! Jeśli dasz im pić!
  17. Nabić muszkiety! Ustawić działa! Dobyć szable! Kawaleria na koń! Zaraz zacznie się bitwa! Na początek pozwolę sobie przyznać, że obawiałem się tego fanfika. Bowiem większość mojej wiedzy o ludziach w kucykowie wygląda jak: TCB, albo losowy broniacz cham który i tak jest kochany przez wszystkich i wszystko zostając mężem/synem/bratem którejkolwiek z mane six. Tymczasem Si deus nobiscum pozytywnie zaskakuje od pierwszych stron. Primo najpierw powoli zostajemy wprowadzeni do obu światów i to z dwóch różnych perspektyw. Secundo spotkanie kuców i ludzi nie następuje w pierwszym rozdziale co pozwala zbudować postacie. Samo spotkanie z inteligentną rasą kucy również nie jest za bardzo zaskakujące, a nasi sarmaci zachowują odpowiednie zdystansowanie, w tym samym czasie zachowując się dość logicznie wobec kucy. W końcu wyznawcy boga czczą boskie istoty, a jak myślicie, za jakowe uznawano w średniowieczu jednorożce i pegazy? Pomijam już nawet kwestię absolutnego przekonania żyjących wtedy ludzi w ich istnienie. Ogólnie większość fanfika stoi raczej komedią niźli ogromną i skomplikowaną fabułą. Nawet jeśli mamy jakiekolwiek intrygi są one bezpośrednio i logicznie wyjaśnione czytelnikowi, aby ten mógł się zrelaksować przy lekturze, pozostawiając nadal nieco tajemnic, które odpowiednio rozbudzają wyobraźnię. Ogromną rolę grają także postacie. Szczególnie w pamięć nie zapada tutaj jednak mane six, czy inne postacie z serialu, jakby po ludziach w Equestrii można by się spodziewać. Na przykład ja najbardziej upodobałem sobie samą Lunę – która potwierdza regułę jako wyjątek, Rzędowieckiego – głównego bohatera, Zientarskiego – zabójcę smoków, Bratów atamanów – Bracia atamany, to bracia atamany, Swordzika – zsarmaciałego kuca, oraz co ciekawe Blueblooda. Oczywiście istnieje o wiele więcej ciekawych postaci i je także lubię, ale wymienianie ich wszystkich popsułoby wam raczej frajdę z czytania. O czym właściwie jest fabuła... Fabuła... Nom ludzie idą na Krym, znaczy Polacy idą na Krym, bo jak zwykle reszta Europy ma ich w plocie. Więc nasz Rzędowiecki wyrusza oczywiście wspomóc ojczyznę, mając z tyłu głowy jednak pranka, którego po śmierci wywinął mu stryjek (czy tam wujek). Wkracza jednak ze swoją armią we mgłę, gdzie, jak się okazuje, znajduje się Etiopia. Znaczy Equestria w stanie wojny domowej. A więc zgodnie z przepowiednią losowej wieszczki, której absolutnie nikt nie zna oprócz paru wieśniaków, nasz bohater postanawia tam zostać i pomóc kucom. Omówię teraz parę rzeczy które mi się nie podobają i są dla oczu obytych z fikiem. Więc jeśli jeszcze nie czytałeś, zawróć! Ogółem polecam, bo to kawał dobrego fika. A no i jeszcze nawet nie wspomniałem o wspaniałych archaizmach! Pozwólcie więc, że pożegnam się odpowiednią formą. Mości waćpanowie i waćpanny. Żegnam was i pamiętajcie: NIECH ŻYJE RZECZPOSPOLITA TROJGA NARODÓW! PRAWIE BYM ZAPOMNIAŁ! Nominuję tego fanfika do tagu Epic oraz Legendary ze względów wymienionych powyżej i paru nieprzespanych nocy z jego powodu. A teraz naprawdę się żegnam!
  18. Za braci! Za wioskę! Przepłyniemy wielkie morze! Świt królestw nie zaczyna się szybko ani wolno. Rozkręca się w sam raz. Odpowiednio wprowadza postacie i w odpowiednich momentach psuje iluzję bohaterów idealnych i dobrych w ogólnym tego pojęcia znaczeniu. Zaczynam wręcz czuć coraz częstsze odchodzenie nowych autorów od cukierkowości kuców i wplatanie w fabułę polityki, która nie do końca jest pokojowa, a także nieco mroczniejszych klimatów. Fabuła nie jest szczególnie odkrywcza, ale nie znaczy to też, że jest nudna. Na samym początku poznajemy bowiem dwóch braci. Jeden lubi podróżować, drugi jest Jarlem ich wspólnej wioski, osady wikingów. Jeden odkrył jakiś grobowiec, więc naturalnie z logiką wszystkich światów fantasy wchodzą tam zupełnie nieprzygotowani i to tylko we dwóch, aby walczyć z niezliczonymi hordami nieumarłych – którzy również zgodnie z logiką fantastyki znajdują się w takowym – odkrywając na samym końcu mapę, która zawiera informacje o nowym kontynencie, co nikt o nim jeszcze nie słyszał. Oczywiście więc jeden z braci zamierza wyruszyć w podróż, ale co godne pochwały autor nie zapomina o sprawach wioski, więc drugi z braci zostanie na miejscu, rozwiązując sprawy z nią powiązane. Osobiście przebrnąłem przez małe piekło błędów, ale autor już je dość zręcznie poprawił, więc moi następcy powinni mieć przyjemniejszy czas podczas lektury. Trudno mi również jakoś głębiej skomentować postacie, tym bardziej że wydaje się, iż ich przemiany i wystawianie światopoglądów na próbę dopiero nastąpią, a poza tym nie wszyscy dostali jeszcze nawet swoje pięć minut. Podsumowując te pięć rozdziałów to fajny i obiecujący wstęp. Jednak co będzie dalej to zobaczymy jak pojawi się rozdział piąty i dalsze. A kiedy się pojawią? No jak napisał sam autor nastąpi to: "niebawem". AYO!
  19. KLGDiamond

    Cześć jestem nowy

    Oh! Nowa osoba! Zapraszam na Kącik Lektorski i oczywiście K.K.P.F. na kąciku polecam czytania (tak chodzi o serwer discord), a na K.K.P.F. z chęcią wspomożemy kolejnego pisarza ficzków, tak niektórzy też czytają po angielsku. A i spokojnie. Linki prowadzą do tematów na forum, nie na jakieś zewnętrzne stroniszcza. A tak ogólnie to jaki jest twój ulubiony dinozaur i postać z MLP?
  20. W porządku. Odwołując się do tego pisma na temat śliwek, stwierdzam, iż mojego komentarza nie będzie, jeśli Obsede ni... Jak to to dotyczy tylko alikornów? Przecież... Ah... No dobra... A więc mając na uwadze fakt, że jednak muszę napisać ten komentarz naprostujmy parę rzeczy. Po pierwsze niezbyt lubię politicale. Jakoś niezbytnio kręci mnie szukanie luk w dokumentach i patrzenie, że jeden nie lubi drugiego, trzeci pierwszego, a pomiędzy innym panuje chłodna neutralność... Dlatego będę skupiał się głównie nad wydarzeniami które wiem dlaczego miały i po co miały miejsce. Na przykład odwołując się do wstępu, to nadal nie rozumiem co ma ten traktat o śliwkach do całej sprawy... Pomijając jednak to, omówię też sprawę postaci, bo to jest jedna z rzeczy, przez które mam ochotę czytać dalej. Fabuła sprowadza się więc do prostej dziedziny: Jesteśmy zaraz po wojnie z zebrami i dwie postacie chcą wziąć ślub. Jakże prostolinijna oś fabularna nieprawdaż? A jednak prawie wszyscy "główni" bohaterowie – bowiem jeden główny bohater jako tako nie istnieje – mają własne plany. Jednemu zależy na czymś tak prozaicznym jak romans i rodzina, inna nie zamierza oddać swojej córki, czy podopiecznej (nadal nie do końca rozumiem powiązania krwi, a nawet imiona czasem mylę, nie wspominając o utrudniających tę sprawę rzeczach jak np. kazirodztwo) zaś kolejni chcą ją w rodzinie za wszelką cenę, ze względu na potrzebę kontynuacji rodu czy coś. Każdy ma jakąś motywację, problemy i przeszłość która ich prześladuje, nie ważne czy to przeszłość ich, czy też przeszłość poprzednich pokoleń rodu, będzie ona ich prześladować cały fanfik. Osobiście uważam za najlepiej napisane postacie Anemone, Sundance, oraz Winter Guilt i szambelana. Reszta również ma dość dobre charaktery, ale ich nie lubię za bardzo, albo mają za mało czasu ekranowego, żeby ich odpowiednio ocenić. Anemone i Sundance uwielbiam wprost za ich chemię, a raczej brak tejże chemii i wieczny zimny konflikt który ze sobą toczą. Winter Guilt zyskała moją sympatię, pokazując się jako postać zdolną do rozwoju w jakimkolwiek kierunku. To że zdecydowała się na klasę Rouga zamiast upragnionej księżniczki to inna sprawa. Natomiast szambelan Silver Horn... Opanowany, mądry i oddany co się oczywiście ceni. Lubię typa. Po prostu go lubię. Pomijając jednak postacie i ich motywacje, należy docenić również staranie w kwestii budowy świata przez autora. Nie jest to nam mówione wprost, ale postacie wręcz wylewają z siebie informacje o świecie, a opisy rzeźb i budowli również nieco przybliżają historię świata. Chociaż czasami sprowadza się do absurdów takich jak rozmowa dwóch postaci które niby się kłócą, ale ogólnie to brzmią jakby wymieniały się faktami historycznymi. Osobiście stwierdzam, że to bardzo dobry fanfik nie biorąc nawet pod uwagę tego, że to przecież jest pierwszy fik autora! (Na pewno pisał coś do szuflady!) Na pewno warto to przeczytać i czekać na kolejne rozdziały. Komentujcie więc i czytajcie, bo jest na co czekać!
  21. MOJE OCZY! Zacznijmy od tego i to bardzo ważnego punktu: Jeśli zamierzasz przeczytać ten fanfik, przyszykuj już sobie jakąś miskę z wodą, albo lepiej wybielaczem i odstaw, aby zrobiła się zimniejsza, ale nadal była ciepła (tak w razie byś się nie przeziębił). Ponieważ po lekturze twoje oczy zobaczą taką ilość błędów, że uderzą w ciebie niczym Rzymski legion. Brak kropek ostrzela ciebie niczym trebusze. Przecinków jest tyle co nie miara, tylko nie tam gdzie mają być i nie ma ich tam gdzie powinny, więc będą cię męczyć niczym podjeżdżające i uciekające oddziały konnicy. Ostrzelają cię zwykłe myślniki zamiast półpauz, niczym strzały z zastępu łuczników ale spokojnie, raczej nie trafią, ponieważ gdzieniegdzie ich brakuje. Na koniec za to uderzy w ciebie fala piechoty, ciężko zbrojnej piechoty liczonej w setkach, a może i w tysiącach... Błędy ortograficzne. Zamiast "ł" jest "l", nie ma "ą", "ę", "ź" itd. Skoro to mamy za sobą, pora przejść do innej ważnej kwestii... Fabuła dzieje się za szybko. Oczywiście ktoś powie: " Ale ja lubie wolmo". Tylko mi nie chodzi o to, że fabuła się dłuży, a o sztuczne przyśpieszanie jej biegu. Wydaje się, że w niektórych miejscach brakuje zdań, paru linijek dialogu, czy całych akapitów. Wątek się gubi, a główny bohater dostaje rozwiązania jak na tacy, za to realizacja jego planów nigdy wręcz nie zawodzi. Czuć, że spokojnie można by akcję rozwinąć/rozciągnąć na parę stron i wszyłoby jej to na dobre. Postacie dostałyby więcej developingu, sceny lepiej byłyby opisane no i może w końcu czytelnik wiedziałby co się właściwie dzieje. Nie zrozumcie mnie jednak źle. Historia trzyma się kupy, jeśli się w nią zagłębimy. Inny świat i inna linia czasowa. Trochę podróży w czasie, która jest zrobiona nawet okej. Parę nowych postaci które da się polubić, jak również i stare z pozamienianymi osobowościami, czy też nie jak jest w przypadku Rarity. Bohater ma prosty cel: wrócić do swojego świata. Natomiast to że po drodze wplątuje się w różne afery to inna sprawa. Oczywiście towarzyszymy mu więc w procesie ich rozwiązywania. Co do samego bohatera... Jest niespójny. Poznajemy go jako zwykłego kuca, po jakiś ośmiu rozdziałach wspomina, że był na studiach archeologicznych (czy jak się one zwą), raz jest dżentelkucem do przesady, innym razem jest zwykłym chamem i bucem, kłamie nałogowo, ale równie często się zwierza z problemów. No i jego sposób narracji zmienia się drastycznie na kartach opowiadania, przez co wydaje się przechodzić zmiany, ale nie widać tego w opowiadaniu (przynajmniej ja tak to widzę). Reszta postaci jest w porządku. Pomysły są, przedstawione również są i ich charaktery żyją, ale dostają praktycznie zero developingu. Żadna z postaci jakoś bardzo się nie zmienia, zupełnie jakby wszystkie były AJ z oryginalnego serialu, a w zamian nie dostajemy nawet jakoś dużo scen z ich udziałem. Żadnego głębszego rozwoju, żadnych wskazówek odnośnie zawiłej przeszłości większości obsady, a przecież znajdujemy się "Po Drugiej Stronie Lustra", więc raczej powinno rozwinąć się temat różnic dwóch wymiarów. Osobiście sądzę, że dowiadujemy się najwięcej o drugiej Twilight i to pomimo że nie jest głównym bohaterem. Druga byłaby chyba Flutka i Rainbow, a tak w kwestii backstory postaci mamy suszę, albo bardziej pustynię, brakuje tylko żeby przeturlał się tędy jakiś biegacz. Osobiście sądzę, że bawiłbym się o dwie stacje kolejowe lepiej, jeśli istniałaby tu chociaż korekta. Jednak... Polecam. Fik nie jest długi. Rozdziały mają po około 5-8 stron i nie zmuszają do zbytniego skupiania się na lekturze (zresztą tego nie polecam, bo trzeba będzie jeszcze wydłubać oczy i wstawić nowe). Obczajcie więc i męczcie autora o korektę, to może ją zrobi dla kolejnych czytelników. ENJOY!!!
  22. Przyszedłem sobie po linka do mojego fika by opublikować go w dziale. A tu się okazuję, że sędziowie nie ogłosili wyników od sześciu czy pięciu miesięcy... Huh... Myślałem, że 7 fików to nie tak dużo, ale widać się myliłem. Lub zwyczajnie odzywa się moja głupota i nie ogarnąłem, że wyniki są gdzieś indziej... Welp... Chyba muszę więc zaczekać. (A tak serio to miłego dnia i nikogo nie zamierzam poganiać. Po prostu akcja mnie zdziwiła).
  23. Cóż być może parę lat temu nie spodobał by mi się ten fanfik. Jednak podróżując poprzez odmęty internetu, czytając kolejne teksty, oglądając coraz więcej seriali... Myślę, że tego mi brakowało. Nie historii o wielkim bohaterze, złoczyńcy, czy innym kowalu zostającym najlepszym czeladnikiem świata. Potrzebowałem wręcz tego opowiadania o kimś, kto przeżył już swoje życie i wspomina stare dobre czasy. Album nie jest idealny. Jest parę głupotek, ale w ogóle nie przeszkadzają. Ogółem rzec biorąc większość przyjemności płynie z atmosfery i stylu w jakim fik został napisany. Słowa niczym ze wsi pasują idealnie, mając na uwadze, że większość bohaterów właśnie stamtąd pochodzi tak jak oczywiście i główny bohater. Poznajemy go na krańcu jego życia zaraz po nieprzyjemnym doświadczeniu jakim jest udar, oraz powiązany z nim paraliż. To tu poznajemy Sickla. Nie w jego młodości, nie na początku przygody i nie w najciekawszym momencie jego życia. Osobiście nie lubię go, ale lubię jego historię. O tych głupotkach... Sickle bez powodu streszcza nam historię całej swojej gromadki dzieci... I powiem, że szczerze wynudziłem się tak bardzo jak i jego słuchacz który również to przyznaje. Tak z 3 zdania musiałem czytać podwójnie, ponieważ wydawały się nielogiczne. No i to raczej już osobiste narzekanie, które nie powinno psuć nikomu radości z czytania, ale wkurzyłem się, kiedy za 10 razem (chociaż to już był koniec prawie że) musiałem sprawdzać, co znaczy konkretne słowo w tej jakże ciekawej gwarze wieśniackiej. Zejdę teraz do strefy spoilerów. Dlaczego? Bom nie chce spoilować tym co nie czytali, czy to nie jest oczywiste? Anyway nie wiem czy to dobrze robię, ale Głosuję za EPIC, czy raczej LEGENDARY soro fik ma już takowy tag. Widzimy się za tydzień pod innym ficzkiem czy coś idk.
  24. A więc... JBB to kolejny po Alikorngrad rozdział który wybija się z tematyki fika. Bo ogólnie to Cień Nocy jest politicalem z Night na czele, która próbuje się z tego politicala wydostać, ale niestety autorka ma dla niej zgoła inne plany. Tymczasem opowieść z miasta alikornów była ewidentnym horrorem z lore niczym jak w grze od fromsoftware. Podobnie jest w Jej boskim blasku, jednak tym razem jest to powieść detektywistyczna z elementami horroru, setttingiem przypominająca pewną grę, która jest lepsza od książek, ale ktoś ciągle się spiera, że one jednak stoją wyżej w hierarchii... Ekhem. Wracając, tak jak Alikorngrad można by to wydać jako osobny fanfik i nikt by nawet nie zauważył. Pomimo, że to kontynuacja przygody Gale to doświadczamy tu przeskoku aż o pięć lat. Co skutkuje między innymi rozwojem Night poza kulisami. Przez co gdy ją spotykamy nie jest już uciekającą od ślubu małą klaczą. Jest gorzej. Jest nastolatką z problemami i wspomnieniami z Alikorngrad które nawiedzają ją jak żołnierzy po Afganistanie. Zresztą nie tylko ją. Z tego co możemy wyczytać cała drużyna ma takie problemy. Zanurzając się jednak w płot, nie jest źle pomimo (jakby się wydawało) sztampowego pomysłu na fabułę. Nasi najemnicy zostali wynajęci bowiem do dość prostego zadania: zabić grasującą w pobliżu miasta i trzech wiosek bestię, która zabija mieszkańców. Standardowe zadanie łowców. Jednak potwór nie daje się wytropić, wyjada same wątroby, a wieśniacy nie wydają się zbyt rozmowni w tej sprawie. Co ma z tym wspólnego harmonia i jej kościół? Czym jest potwór? Czy wieśniacy naprawdę coś ukrywają? A może to po prostu bardzo mądry stwór? Osobiście nie mogę się doczekać części trzeciej. A jak wyjdzie to na pewno rozpiszę się jeszcze bardziej. Tymczasem sam zachęcam was do czytania.
  25. Huh... Zjebałem. Na przykład. Znaczy możesz sobie zabić mantykore czy gryfa, zero różnicy. Nawet se smoka ubij jak chcesz. Ewentualnie złap dużą rybe i powiedz że walczyła. Dzik czy coś wszystko byleś coś większego ubił.
×
×
  • Utwórz nowe...