Skocz do zawartości

Star Wars: Spod ciemnej gwiazdy


Recommended Posts

Przez brudne okno z  transparistalu wlatywały pierwsze promienie obwieszczające nowy dzień na Coruscancie. Zadymiony i głośny, czyli doładnie taki jak poprzednie. Nie wyróżniający się niczym.

Trandoshanin zajmujący miejsce na jednym z piętrowych łóżek powoli otworzył oczy. Najsilniejsi zajmowali miejsca na dole, a on już zdołał zająć sobie silną pozycję. Ludziom kończyny nie odrastały łatwo. I oni zdawali sobie z tego sprawę.

Ciekawe, gdzie tym razem zostaną wysłani. Gdzie i po kogo. Większość tutaj mogłaby zarobić o wiele więcej jako łowcy nagród. Ale im było wszystko jedno. Byle tylko zarobić pieniądze.

Może jednak ten dzień przyniesie misję o którą chodziło Krusskowi?

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejny dzień.

Krussk nienawidzi nudy. Woli strzelać, zabijać, gryźć, drapać - wszystko byleby tylko czuć ból. Najlepiej nie Krusska. A oczekiwanie na kolejne zlecenie było nudne. Papierkowa robota, rozmowy. To coś od czego Krussk może zanudzić się na śmierć.

Wstał.

Cholerne robaki, które tchórzą widząc swój cień. Jak Krussk ich nienawidzi. Miał nadzieję, że pozdychają na pierwszej misji.

Jaszczur zerka na swojego datapada - co to on miał dziś zrobić?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejny dzień przywoływania do porządku zadłużonych kupców igiełek śmierci. Jaka szkoda, że zleceniodawcy zazwyczaj woleli kilka razy grozić klientom i stopniowo odzyskiwać należne im sumy kredytów, zamiast dania im nauczki. Raz i na zawsze, ku przestrodze dla innych. Tyle że narkomani zwykle sami się wykańczali, bez pomocy nikogo z zewnątrz. Taki handel według Krusska był niesamowicie wprost nieopłacalny, ale przecież to nie on na tym zarabiał. On miał inne zadania, które stopniowo zaczęły przeradzać się w rutynę... Może jednak lepiej by na tym zyskał zostając łowcą nagród? Może. Wciąż jednak miał nadzieję, że uda mu się załapać do misji wymagającej obicie kilku mord, albo jednej, ale znaczącej. Najlepiej posiadającej miecz świetlny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm. Może Krussk będzie sprytny. Krussk pozostanie najemnikiem, ale w wolnych chwilach stanie się łowcą nagród. Pozabija paru ludzi, twi'leków czy na co tam jeszcze polują łowcy nagród i zgarnie górę kredytów. Tak, to Krusskowi może się udać. Wystarczy zarejestrować się jako łowca nagród i zgarnąć zlecenie. Z tego co Krussk kojarzy to na samym Coruscant potrzebne jest sporo łowców. A jeszcze więcej z nich podróżuje po galaktyce. Takie wielkie, dobrze płatne łowy.

Ale najpierw obije mordy paru ćpunom. Za to mu w końcu płacili. I niech Krussk pamięta, żadnego urywania rąk. Bez rąk ludzie nie kupują narkotyków.

Co za bzdura.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lokator nad Krusskiem zaczął się wiercić. Zapewne już się obudził, ale wolał nie ingerować w poranek Trandoshanina. Niby są razem w zespole, ale kto tam wie tego jaszczura.

Czasem ludzie, tak dumni ze swojej cywilizacji wydawali się pochodnym granitowych robaków. Mniejsi i mniej pożyteczni nawet od tego plugastwa. Nadszedł koniec porannym przemyśleniom. Trandoshianie wolą działać niż zagłębiać się w filozofii. Dzień zapowiadał się ciepło. Widocznie dzisiaj kontrolerzy WeatherNet mieli całkiem dobry humor.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wściekły syk. Krusskowi się nie przeszkadza! Wstał, groźnym wzrokiem popatrzył na istotę leżącą na górnej pryczy, ogarnął się i opuścił mieszkanie. Dobrze, że było ciepło, Krussk lubił ciepło. Może powinien faktycznie, zapisać się do łowców nagród? Ktoś pewnie chętnie zobaczy głowę Jedi na stoliku, a Krussk znajdzie sobie wymarzoną broń. Tylko gdzie to trzeba się zapisać, żeby zostać takim łowcą. Rozejrzał się, chociaż wiedział, że to raczej dużo nie da.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W pobliżu, na chodniku zespolonym z jednym z durabetonowych budynków z widocznymi śladami żeru robaków osadzonym na jednym z niższych pięter miasta faktycznie nie znajdował się nikt, kto mógłby chcieć głowy jedi. Prawde mówiąc, kilku opryszków łażących bez celu i podpierających mury nie wyglądało nawet na takich, których sprawy związane z mocą interesowały. O wiele łatwiej byłoby zyskać informacje w jednym z tutejszych barów odwiedzanych przez handlarzy igiełek śmierci, złodziei i łowców nagród właśnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kantyny to dobry pomysł na szukanie, ale Krussk skrzywił pysk na samą myśl o tych cuchnących, zapitych, nędznych istotach, które całe swoje życie spędzają w marnej spelunie, przy cienkich sikach, które barman śmie nazywać piwem. Niestety, tak to w życiu bywa, że żeby znaleźć coś ciekawego, czasem trzeba się ubrudzić. Może w kantynie uda mu się kogoś pobić, urwać mu nogę albo chociaż ugryźć? Byłaby to miła odmiana po tych wszystkich nudnych zleceniach zwykłych pobić. Nie czekając wiele, ruszył do najbliższego znośnego baru.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tych warstwach miasta trudno było znaleźć nadający się do czegokolwiek - oprócz bójki i oprychów - bar. Ale że było kilka takich w których mimo marności stacjonowali łowcy, Krussk skierował się ku kantynie dwie ulice dalej, której szyld był już dawno nieczytelny ze względu na przegraną walkę z czasem. Jej właścicielem był zabrak, o którym Krussk nie wiedział nic oprócz rasy i tego, że miał szarą skórę i rogi na czole. W zadymionym pomieszczeniu siedziało paru stałych bywalców, popijając trunki różnego rodzaju. Po dokładnym zlustrowaniu otoczenia w jednym z kątów dostrzec można było grupkę ludzi rozprawiających o czymś. Każdy z nich miał broń, a w dodatku jeden z nich nie zdążył jeszcze zdjąć metalowej zbroi z ciała. Czy tym razem los sprzyjał Krusskowi?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krussk skrzywił pysk. Śmierdziało dymem. I alkoholem. Było to dziwne, ale Krussk starał się go unikać. Utrudnia trafianie i zabijanie, a chęć do bójki miał we krwi i bez promili. Podszedł do grupki prawdopodobnych łowców nagród i tego, który stał do niego najbardziej tyłem, pchnął z całej siły na ziemię. Następnie z całej siły chciał stanąć mu na zgięciu kolana, tak żeby tamtego zabolało. Uwagę takich ludzi nie da się zdobyć po prostu pytając. 

Dopiero, gdy tamten znalazł się na ziemi i udało mu się go przygwoździć wysyczał:

- Jak zostać łowcą?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po znokautowaniu jednego z nich, pozostali w mgnieniu oka odsunęli krzesła i unieśli broń. Wszyscy mieli blastery.

- Zejdź z niego, przerośnięta jaszczurko, a kulturalnie pogadamy - rzekł jeden z nich. Wszyscy celowali w głowę Krusska. Powalony łowca mieszając jęk z przekleństwami próbował oswobodzić się spod ciężaru. Wreszcie przypmniał sobie o tym, co miał za pasem i też wyjął blaster.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zwrócił na siebie uwagę, o to chodziło.

Ściągnął nogę z tego robaka, którego gdyby chciał, to by zabił. Mimo, iż od jego ucieczki z Trandoshy minęło trochę czasu, chwilami dalej go dziwiło, jak mało trandoshan jest w świecie. Nie to co ludzi...

- No to powiedzcie Krusskowi, jak zostać jednym z wass, a nigdy więcej nie ujrzycie mnie na oczy... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisano (edytowany)

Jeden z łowców opuścił broń.
- Jeśli tylko zostawisz nas w spokoju, zapomnimy o tym małym incydencie... - Możliwe że łowca nagród uświadomił sobie, z przedstawicielem jakiej rasy ma do czynienia. Wskazywała na to także ręka spoczywająca na blasterze. Inni popatrzeli na niego ze zdziwieniem. Człowiek, ignorując towarzyszy, zaczął mówić:
- Niedaleko stąd znajdziesz duży, szary budynek. Na wyższym piętrze. Wejdziesz do niego od tyłu... Tam wszystko ci powiedzą. A teraz idź już... - ostatnie zdanie wypowiedziane było błagalnym tonem.

Edytowano przez Nocturnal Light
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może i by podziękował, ale byłaby to oznaka słabości i według Krusska dobry powód, aby strzelić mu w plecy na do widzenia. Jak najostrożniej kopnął leżącego na ziemi łowcę i wyszedł z baru.

Teraz trzeba było tylko podążać za wskazówkami i znaleźć duży, szary budynek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cały Coruscant składał się z szarych, wielkich budynków. Krussk przez chwilę zastanowił się, i stwierdził że łowca mógł chcieć się go pozbyć. Szedł chodnikiem, aż minął surową budowlę o małych oknach i granitowych ścianach. Wyglądała na taką o bogatej przeszłości pełnej blizn i ran. Może to było właśnie tym czego szukał? Ale gdzie w takim razie było wejście od tyłu, skoro ściany budynku ściśle przylegały do mniejszych obok?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Galaktyka była wielka, ale jeśli oszukali Krusska, to i tak ich znajdzie i zabije.

Odruchowo dotknął ścian. Może gdzieś tu znajduje się ukryte przejście. Spróbował sobie przypomnieć wskazówki dojścia, podane mu przez łowcę. Niewiele mu to dało. Syknął wściekle.

Trzeba poszukać. Obszedł cały kompleks szukając wejścia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A jednak, nic w kompleksie nie wskazywało na to, żeby miał ukryte przejście. Teraz pozostało więc wrócić i złamać karki podłym kłamcom z kantyny. Tak też zrobił Krussk, ale na miejscu spotkał go zawód. Łowcy dali nogę. Ich stolik był pusty i czysty. Musieli już jakiś czas temu opuścić bar.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wściekły wyszedł z baru. Jeśli ktokolwiek podszedł za blisko niego, zaraz popychał takiego nieostrożnego przechodnia. Tak łatwo dał się nabrać! Dla Krusska była to osobista porażka. Chociaż mile podłechtali jego dumę uciekając z tego baru. Jedyne co teraz Trandoshanowi przychodziło do głowy to wykonać jakieś zlecenie najemnicze, które stało się jakiś czas temu jego rutyną, z której miał zamiar się wyrwać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Hej, ty! - doleciało do niego z boku, tuż przy wejściu do kantyny. Przed Krusskiem stanął zasapany Kel Dor, nie zdejmując ręki z jego ramienia. Był podobnego wzrostu co Trandoshianin.

- Jesteś łowcą niewolników? Albo łowcą nagród? Potrzebuję łowcy nagród - wysapał. Gdyby gogle nie zasłaniały jego oczu, zapewne widać byłoby bijącą od nich nadzieję.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krussk z obrzydzeniem strącił rękę Kel Dora z ramienia.

- Jeszcze raz zrobisz coś takiego, a ci ją odgryzę.

Zaraz się opanował. Miał szansę, na swoje pierwsze zlecenie.

- Może i jestem - odparł spokojniej. - W czym rzecz?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To mogło być to. Przepustka Krusska do stania się łowcą nagród i polowania na Jedi.

- Ciężko przyjąć zlecenie, jak nie wiadomo, o co chodzi. Wejdźmy, napijemy się czegoś - przekroczył próg kantyny, mając nadzieję, że Kel Dor pójdzie za nim. Na pewno pójdzie. Jest zbyt zdesperowany, żeby tak łatwo to odpuścić. Usiadł przy pierwszym wolnym stoliku, rozsiadając się wygodnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kel Dor zamówił trunek przy barze i przyszedł ze szklankami do stołu.
- Mam nadzieję że nie wahasz się przed usunięciem kogoś? Widzisz, jest pewien człowiek, który jest dla mnie pewnym problemem... To ma związek z handlem. Specjalnym rodzajem handlu. Z powodów prywatnych chciałbym, alby zaginął i nigdy się już nie odnalazł. Jest szantażystą. Mogę zaoferować ci za tę misję tysiąc kredytów. Więc...?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Więc... Krussk się zgadza - powiedział trandoshanin biorąc jedną szklankę w pokrytą łuskami dłoń. - Ale dobrze wiedzieć coś o swoim celu. Może mógłbyś powiedzieć coś Krusskowi o przyszłym trupie - wziął duży łyk płynu. Trzeba zgrywać twardziela, chociaż alkohol nieprzyjemnie pali gardło.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wspaniale. Czekałem na to pytanie - Kel Dor sięgnął za pas i przez chwilę manipulował przy kieszeni. Wreszcie wyjął urządzenie w kształcie kuli, mieszczące się w jego dłoni. Wręczył je Krusskowi.

- To jest nawigacja. Ustawiłem ją już na konkretny cel. Doprowadzi cię do mojego problemu. Poza tym, wybacz, ale wolę mieć pewność. To pierwsze moje zlecenie tego typu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...