Skocz do zawartości

Cała aktywność

Strumień aktualizowany automatycznie

  1. Dzisiaj
  2. Tęskniłem za taki fanfikami jak „Apocalypto”. Nie dlatego, że jest on taki dobry, ostatnio czytam dużo dobrych fanfików, ale po takiej lekturze nie pisze mi się aż tak lekko, łatwo i przyjemnie komentarzy. Lepsze są fanfiki umiarkowanie „niedorobione”, wtedy można dywagować. Nic, jednak nie dorówna pozycjom złym, spartolonym jak np. „Nekromanta z Ponyville”. „Apocalypto” zdaje mi się nieco przypominać tę pozycję. Tę oraz jeszcze jedną. Zaczęło się od wielkiego wybuchu i… nie, tak naprawdę zaczęło się od tego, że Twilight ukradła radziecką bombą atomową, która znalazła się w Equestrii. Twilight o niej zapomniała i dopiero gdy Spike wcisnął guzik, powodując odliczanie do eksplozji przypomniała sobie… przepraszam, przecież ona nie wiedziała, co kradnie. Nie mogła sobie zatem przypomnieć o tym, co ma zrobić. Ona wiedziała, że trzeba wiać! Czy szanownemu czytelnikowi powyższe streszczenie początku fabuły wydaje się sensowne? Czy fakt, że Twilight nie wie, co kradnie, nie wie jak to zabezpieczyć, ale wie, że to coś eksploduje z wielką mocą i że trzeba wiać ma sens? Nie ma. Fanfik posiada jakiś dziwny feler, nie tylko dlatego, że rozdziały są przeważnie na pół strony A4. Nie chodzi nawet o takie zdania: Albo takie: Chodzi o to, że coś się dzieje, nie wiadomo, dlaczego coś się dzieje… jak np. w tym fragmencie… Nie ma sensu przytaczać fragmentów, skoro można cały rozdział: We wcześniejszym rozdziale… może go przytoczę w całości: A zatem w przytoczonym rozdziale ciała kucyków, zaczynają się rozkładać i wydaje się, że wszyscy zginęli. Nie wiadomo, dlaczego Luna przeżyła, ale Celestia zginęła. To nie jest zdaniem autora istotne. Zdanie autora istotne jest natomiast to, że: Podsumowując: Celestia przewidziała, że Twilight ukradnie bombę atomową, że Spike ją odpali, że kucyki zmienią się w zombi, że ona przeżyje wybuch i utworzy z nich armię. Ba, przewidziała nawet, że wybuch przeżyje ktoś, przed kim będzie musiała udawać martwą. Już wyjaśniam, jaki jest problem tego fanfika. „Apocalypto”, cały czas zalewa nas informacjami, które są wzajemnie sprzeczne, ale na szczęście jest ktoś, kto wszystko wie, wszystko rozumie, chwyta w lot etc. Nie wiadomo, dlaczego tak jest, po prostu jest. Przypomina mi to narrację „Broken Bonds: Zerwane więzi”. Tylko w przypadku tamtego fanfika „wyłączyłem się” na kolejne „rewelacje” od autora chyba w 17 rozdziale, a tutaj zajęło mi to znacznie mniej czasu. Zasada opowiadania historii jest zasadniczo identyczna, gdyż prawie całą wiedzę o świecie pozyskujemy z dialogów, które wzajemnie sobie zaprzeczają. Tą osobą jest generał. Obnaża on naiwność bohaterów takimi oto dialogami: Czyja oficjalna wersja? Ludzi? Po co ją ukrywali przed kucykami? Czy to oficjalna wersja kucyków? Czemu nie po prostu wersja kucyków, bo innej znać nie mogły? Jest to fanfik tak spartolony, że autor najwyraźniej zapomniał w kolejnych rozdziałach co napisał wcześniej. Biorąc pod uwagę ich długość jest to niewątpliwie trudny do powtórzenia wyczyn. Bohaterowie zostali uratowani przed kucykowymi zombie (po wybuchu radzieckiej atomówki powstają z kucyków zombie, czego nie rozumiecie?), przez wspomnianego wyżej generała. Bohaterowie znajdują schronienie w zbrojowni: Bohaterowie, mając tyle broni postanawiają się uzbroić, żeby bronić się przez zombie: Gdy zachodzi potrzeba nikt, jednak nie ma broni, chociaż Luna i Twiligt są posługują się magią, więc zapewne byłyby w stanie się ludzką bronią posługiwać: No więc, gdzie zniknęła broń generała? A czy nie jesteś przypadkiem czytelniku nazbyt ciekawy? Podsumowując, „Apocalypto” to fanfik poprowadzony w beznadziejny sposób, pełen wewnętrznych sprzeczności i informacji o świecie wprowadzanych „na wiarę”, bez troski, czy czytelnik sobie te informacje jakoś poukłada. To co udało się autorowi dokonać na tak małej liczbie stron powinno przejść do księgi rekordów i postawić go w jednym rzędzie z „Nekromantą z Ponyville”. Powinno postawić, ale to nie możliwe, gdyż autor „Apocalypto” przynajmniej zadbał o formalne minimum i umieścił tekst w google docs. Polecam, ale tylko dla przysłowiowej „beki”.
  3. Wczoraj
  4. Wydaje mi się, że pierwotna wersja zakończenia byłaby o tyle lepsza, przynajmniej w moim odczuciu, że Zipp wykonała by swoją pracę i to by pokazało, że jest istotną postacią dla fabuły, a to, że by później winny został aresztowany albo nawet zamordowany na rozkaz pewnego kucyka, nadałoby temu może nawet bardziej tragiczny wyraz. Zipp ma teoretycznie mocne powiązania ale świat w którym żyje i tak może mieć ją za nim, nawet pomimo tego. Że rodzina jest ważna, ale władza i utrzymanie miejsca w systemie są jeszcze ważniejsze.
  5. Poprawiona wersja fanfika biorącego udział w Pierwszym Retro Konkursie Literackim. Jest to parodia słynnej audycji „The War of the Worlds” z 1938 r. Nie jest to co prawda zbyt udane Fan Fiction ale pisało mi się je bardzo przyjemnie. Moon Attack!
  6. Ostatni tydzień
  7. CZ/SK bronies T-shirts – new edition on sale! Do you want to give yourself an early Christmas gift at the Winter Karaoke party? The first edition of T-shirts with the new CZ/SK bronies logo, created by Cwossie, is now available! We accept orders until Friday, November 28, 2025, 10:00 AM – printed t-shirts will be available for personal pickup at this year’s Winter Karaoke party. Order T-shirts in our e-shop >> https://eshop.czskbronies.cz/en/ After the deadline stated above, only extra pieces (in selected cuts and sizes) will be available for sale. In this first edition, T-shirts can only be picked up in person at the 14th Winter Karaoke party (Saturday, December 13, 2025 in Prague).
  8. Po „Ostrzu miłości” nie oczekiwałem wiele, a gdy zobaczyłem dziwne formatowanie, w którym czcionka ma rozmiar 14, opisy są pogrubione, a dialogi z kolei niewytłuszczone, miałem wrażenie, że pisał to całkowicie początkujący autor (w tym wypadku autorzy). Jednak po przeczytaniu całości moje zdanie o nim było nieco wyższe niż po pierwszym zetknięciu z nim. Fanfik „Ostrze miłości” jest krótki i treściwy. Właściwie jest nawet za krótki. Wynikły z krótkości tekstu pośpiech, czyni go miejscami niewiarygodnym, względnie pełnym niedopowiedzeń. Co stanowi zagrożenie dla latających kucyków? Gryf? Okazuje się, że poza nimi są jeszcze… (werble) wilki! Nie, wilki nie latają, ale zawsze zachodzi okoliczność, która sprawia, że stanowią dla latającego kucyka zagrożenie. Te bowiem zawsze z jakiegoś powodu latają nazbyt nisko albo wilki zyskują nieoczekiwane przewagi np. zdolność chodzenia po drzewie. „Najciekawszy” jest przypadek, gdy miłość głównego bohatera zebrała tyle jabłek do juków, że nie może się unieść w powietrze. Tak po prostu. Nie wiem, jak klacz miałaby wzbić się nawet w przypadku, gdyby wilki nie nadeszły. Jest to idealny przykład wydarzenia, które jest absurdalne samo w sobie. Jest to tym bardziej zauważalne w sytuacji, gdy tekst, tak jak w tym wypadku, jest naprawdę krótki. To, że bohater dostaje skurczów (dostaje ich zawsze wtedy, gdy jest to konieczne w celu uczynienia go potencjalną ofiarą wilków), nie wyjaśnia, dlaczego lata tak nisko albo czemu chmury, które prawdopodobnie nie sprowadził sam na taką, a nie inną wysokość, są tak nisko, że wilk (który wcześniej nauczył się skakać po drzewie) prawie go chwyta zębami. Oczywiście, te sytuacje same w sobie nie zawsze sprawiają wrażenie naciąganych, ale tyle zbiegów okoliczności (chmury w Equestrii same w sobie raczej nie latały nisko) miast porywać zaczyna drażnić. Na szczęście wilki z czasem znikają. Autorzy, co mnie zaskoczyło w tak krótkim fanfiku, próbują zasygnalizować możliwy bieg wypadków, które czekają parę zakochanych w przyszłości. Nie wiem, tylko czy to dobrze, że to czynią, mając tak mało miejsca, czy też czynią to niepotrzebnie, mając go tak niewiele. Ta uwaga jest tym bardziej zasadna, że duża część fanfika to wydarzenia przypominające zwiastun jakiegoś fanfika erotycznego: Nie piszę, że to coś złego, to nawet miła odmiana po „Dreams Come True II”, gdzie zalotnik głównej bohaterki zwracał na siebie uwagę płakaniem po nocach, sukienką w falbanki i homoseksualnymi doświadczeniami erotycznymi. Fanfik sprawia wrażenie, że jest trochę „retro”, wręcz wydał mi się „oryginalny” po „Dreams Come True II” czy też wysłuchaniu dziesiątek fanfików z kanału Scribbler Productions i The Lost Narrator, gdzie obchody pewnego miesiąca znanego większości ludziom pod nazwą czerwiec trwają cały rok. Pojawiający się w „Ostrzu miłości”, wątek femme fatale, jest już leciwy, ale jakimś sposobem udało się go tutaj „upchnąć” na tyle zręcznie, że nie pogubiłem się w lekturze i końcowy zwrot akcji nie był zupełnym zaskoczeniem. Tutaj wiadomo, kto i za co, kogo kocha. Autorzy nie wybielają żadnej z postaci, są szczerzy. Za nielojalność i zabawę z cudzymi uczuciami płaci się czasami wysoką cenę. Tyle treści, a tak mało zdań, z których ćwierć nawiązuje do pornografii… zwierzęcej. Pewnie, gdyby nie lektura „Days Come True II” (oraz wysłuchaniu dziesiątek fanfików z kanału Scribbler Productions i The Lost Narrator) nie byłbym taki wyrozumiały. Od strony formalnej, jak na początkujących autorów (no kto inny by tak beznadziejnie sformatował tekst?) jest nie najgorzej, chociaż interpunkcja chyba leży i kwiczy, a literówki w tak krótkim tekście zwracają na siebie uwagę. Zdania są w większości bardzo krótkie, używane słownictwo jest proste, ale jak na początek fandomu to „Ostrze miłości” to wypada, choćby na wpół przyzwoicie. Podsumowując, „Ostrze miłości” to nie najgorszy fanfik z wczesnych lat naszego fandomu. Mam wrażenie, że uznałbym go za niższe stany średnie i dopiero korekta i przeformatowanie tekstu mogłaby spowodować poprawę mojej o nim opinii. Nie należy tutaj zbyt wiele myśleć, to nie jest pozycja, która nagradza cierpliwych, ale też nie odstrasza, o ile wymagania nie są zbyt wysokie.
  9. Program applications? Of course! No larger community meetup like Winter Karaoke is complete without a program from fans: do you want to prepare a panel, discussion, competition, workshop, or any other activity for other attendees? Let us know in the following application! >> Application for the Winter Karaoke party program In addition to the opportunity to actively participate in community events not only in the online space, as a contributor to the program you will receive a free admission to the entire event. Do you have an idea or a suggestion for a new activity at the event? Let us know on our Czequestria Discord server !
  10. Archiwizuję temat. Powód: link do fanfika nie działa.
  11. „Dreams Come True II” jest fanfikiem lepiej napisanym od pierwszego „tomu”. Nie jestem jednak pewien, czy jest on lepszym fanfikiem w ogóle. Akcja „Dreams Come True” rozgrywa się ponad tysiąc lat po poprzedniej części i jej bohaterką jest Darkness Logan. Darkness, gdyby ktoś nie pamiętał, jest córką White Snow, alikornicy, będącej przez większą część pierwszego tomu pegazicą, której imienia już nie pamiętam. Będąc w tej postaci, zaszła w ciążę i urodziła jednorożkę. Minęło tysiąc lat i córka (zgubiłem gdzieś po drodze, dlaczego po tysiącu lat nadal nie była dorosła albo w ogóle, czemu nadal żyła) White Snow z jakiegoś powodu trafiła do Canterlotu. A trafiła tam z Tartaru. Tak, tam gdzie siedział wcześniej Tirek, Cosy Glow i parę innych potworów. Cóż takiego zrobiła, że została tam zesłana? Na te i inne pytania spróbuje nam odpowiedzieć „Dreams Come True II”. „Dreams Come True II”, tak jak pierwszy tom jest „okruchami życia”, a w zasadzie jest nimi jeszcze w większym stopniu niż poprzednie opowiadanie autorki. Mnie osobiście przypomina „Kruchość obsydianu” autorstwa Ghattora. Jest to uznawany w fandomie fanfik, który mnie nie porwał. Odnosiłem wrażenie, że brakuje tam zwrotów fabularnych co można osiągnąć, nawet gdy w fanfiku zasadniczo „nic” się nie dzieje. Fanfik Ghatorra miał jednak ważną zaletę. Był nią głęboki kontekst opowiadanej historii. Wszyscy wiemy, kim był Sombra i na samą myśl, że przedstawione zostaną nam losy jego córki, czułem, że chcę go przeczytać. Co prawda „Kruchość obsydianu” to, jak już wspomniałem okruchy życia i miast spisków, czarnej magii etc. otrzymujemy zapisy kolejnych lekcji, jakie pobiera Obsydian, ale mimo wszystko ona sama w sobie jest ciekawą postacią mogącą udźwignąć ten tytuł. Natomiast o Darkness Logan nie wiemy nic, poza tym, że jest córką White Snow, która jest tworem Black Ice i siostrą Happy hours, która jest księżniczką czasu. Ta ostatnia co prawda nie rządzi Equestrią, tylko zajmuje się roślinami czasu w jaskini czasu. Sama Equestria, dzięki Twilight zaczyna przypominać ulotkę wyborczą Prawa i Sprawiedliwości względnie Konfederacji, czy też Konfederacji korony polskiej. W kraju tym panoszą się migranci, a lokalna populacja w osobie Darkness Logan trafia do Tartaru, czyli do więzienia. Za co? Właściwie nie wiadomo. No i znowu, pasuje jak ulał do ulotek wyborczych. Ale Darkness Logan została ułaskawiona i wysłana do Canterlotu, gdzie mają ją… właśnie nie wiadomo co z nią mają zrobić… alikorny (chyba, już nie jestem pewien) będące potokami księżniczek Celestii i Luny. Nie będę tutaj wchodził w szczegóły, bo z tych alikornów (chyba, już nie jestem pewien) na dłuższą metę jest ważny tylko Spectrum. Reszta traci całkowicie na znaczeniu po pierwszych pięćdziesięciu stronach, schodząc na dużo dalszy plan. Zanim jednak do tego dojdzie, w wyniku przebywania Darkness Logan z tymi alikornami (chyba, już nie jestem pewien) doszło do dużej ilości dialogów, których efekty są dla mnie nieoczywiste. Sądzę jednak, że alikorny (chyba, już nie jestem pewien) nie wykonały planu Twilight, bo przeniosła ona Darkness Logan do Ponyville. Tam bohaterka poznała nowe kucyki co ponownie doprowadziło do mnóstwa nowych dialogów. Dialogi, dialogi, dialogi. Jest ich tutaj zatrzęsienie. Wręcz mam wrażenie, że na nich opiera się akcja, że to one posuwają ją do przodu. Tak jakby bohaterowie nic nie mogli zrobić sami, bez rozmowy z kimś innym. Mam wrażenie, że to bardzo rozciąga przecież niezbyt obfitującą w wydarzenia fabułę. Niestety, liczba wprowadzanych naraz nowych postaci (wpierw cztery, a potem sześć), sprawia, że kontekst wydarzeń musi być nieustannie tworzony na nowo. A to odbywa się bardziej przez słowa niż czyny. Te dokonały się w przeszłości, a więc trzeba je wszystkie omówić w teraźniejszości. Może dlatego mam wrażenie, że „Dreams Come True II” przypomina mi jedną wielką sesję terapeutyczną. Nie tylko Darkness Logan, ale też Spectruma, Naturelli czy Black Ice. I mnóstwa dialogów dałoby się uniknąć, gdyby czytelnik wiedział, dlaczego Darkness Logan była w Tartarze. Ale nie, autorka trzyma to w tajemnicy z uporem godnym lepszej sprawy. Jedyny sposób, aby się dowiedzieć o tym, czemu Darkness tam trafiła to nakłonić ją do rozmowy. W efekcie jednak mamy mnóstwo dialogów, bo autorka nie przewidziała dochodzenia do informacji w inny sposób. Odnoszę przez to wrażenie, że „Dreams Come True II” czyta się szybciej i lepiej niż pierwszą część, ale zarazem gorzej, bo jest mniej przejrzysta, wymaga większej koncentracji uwagi. Nie tylko Darkness Logan ma problemy. Spectrum… Jednak widzę w tej deklaracji pewien bardzo istotny problem. Spectrum jest kreowany na miłość Darkness Logan. Nawet śpią… obok siebie. Nie pamiętam, aby ani razu wspomniano w tekście, że para ze sobą spółkowała. Autorka też jakoś nie potrafi go wykreować na „nie homoseksualistę”, obdarzając go szeregiem stereotypowych kobiecych cech: beczy godzinami w nocy oraz… Czy można stworzyć bardziej stereotypowy obraz homoseksualisty? Ale ekscytacja otoczenia falbaniastą sukienką nie kłamie. To się autorce podoba. A fascynacja zjawiskiem określanym jako „woke” nawet nieumiejętnie wyrażona jest tutaj niewątpliwie szczera. Warto wspomnieć, że postacie znane z poprzedniej części fanfika się tutaj przewijają, ale odnoszę wrażenie, że ich celem jest po prostu powiązać obie części „Dreams Come True” ze sobą. Moim zdaniem historia Darkness Logan mogłaby być zupełnie samodzielna. Obecność Black Ice ma uzasadniać, dlaczego White Snow nie była ze swoim dzieckiem, przez co ta miała skopane dzieciństwo. Happy Hours ma jeszcze mniejszą rolę. Czytając „Dreams Come True” czułem, że są to wczesne próby pisarskie. W tekście było sporo naiwności, mieszania gatunków, sposobów narracji, ale czułem, że to coś napisanego od serca, właściwego tylko autorce. Natomiast tutaj tego nie czuję. Mamy opowieść o trudnym dzieciństwie, jakich w sumie jest niemało, narracja wydaje się przegadana, a ogier w kiecce jest wrzucony na siłę. Tak, tekst jest napisany lepiej, ale treść ustępuje poprzedniczce.
  12. Wcześniej
  13. Rozdział VI, a w nim negocjacje z Donem, wycieczka do archiwum i powrót do dawno niewidzianego domu
  14. Dzięki za komentarz. Trochę szkoda, że fanfik rozczarował. Widać nie do końca mi się udało oddać pomysł, że czasami, mimo starań i chęci mamy niewielki wpływ na to co się stanie, a korporacje są potężne. Jak pisałem wcześniej, początkowo miało być troszkę inaczej, ale uświadomiłem sobie, że nie umiem tak napisać, jakbym chciał. Wiec powstało to. I tak, pewnie rozwiazałoby się, gdyby Zipp nie kiwnęła kopytem. Tak, korekta była tylko autorska. Czy będzie więcej fików z cyberpunka? Wątpię. Nie mam więcej pomysłów na nie. A co z Hitchem i Sunny? Hitcha nie lubię, nie był mi potrzebny, to go tu nie ma. Sunny rozważałem jako Rippera, ale odpuściłem tą scenę, bo uznałem, że w sumie mało co wniesie i rozwlecze mi fika. Z tego samego powodu wyleciał Alphabitle, czy jak on się tam zwał. I na koniec ciekawostka, bo jaks am zauważyłeś, mało jest fików z G5. Miałem luźny plan na jeszcze jeden fik, będący troszkę spinofem, a troszkę sequelem do wrednej szóstki i osadzony w g5 Czy to powstanie? Nie wiem, choć się domyślam.
  15. Być może się to uda. Ale ja nie jestem głównym tłumaczem, tylko Asystą. Bardzo dziękuje też za ocenę tłumaczenia, to bardzo motywuje.
  16. Aktualizacje regulaminu działu opowiadań. Dodano punkt - "Publikowanie tekstów pisanych lub tłumaczonych przez AI jest zabronione."
  17. Dzień Dobry.

    1. Hoffman

      Hoffman

      Dobry wieczór.

      Jak się masz?

    2. Dmitrij
  18. Muszę przyznać, że fanfik „Kultura końca” wzbudził we mnie mieszane uczucia, lecz były one tym bardziej im dalej zagłębiałem się w tekst. Zaczął mi on, bowiem coś przypominać. Przyczyny wad też są jednak dla mnie zupełnie jasne, niekoniecznie zawinione przez autora. Fanfik „Kultura końca” był napisany na konkurs. Co cechuje prace konkursowe? Odnoszę wrażenie, że jest to brak kontekstu odnośnie do realiów, w jakim rozgrywa się fanfik. Kontekst wynika ze świata, który w fanfiku nie został opisany, musimy się tylko domyślać, że chodzi (w naszym przypadku) o Equestrię, lecz nie wiemy, czym się różniła od tej z serialu. Że postacie, którymi posługują się autorzy mają cechy tych z wiadomej bajki dla dzieci. To wynika nawet z samej idei fanfika. Ale fanfiki konkursowe mają też inne ograniczenia. Są nimi czas, w którym mają powstać oraz liczbę słów. Ograniczenia czasowe są nawet bardziej odczuwalne, niż się może wydawać. Wszak autor musi jeszcze przemyśleć jak ująć temat, którego zapewne nie miał zamiaru poruszać. Te ograniczenia skutkują tym, że „Kultura końca” wydaje się fanfikiem urwanym, bez początku, za to ze środkiem i zakończeniem, które mi coś przypomina i co mi się bardzo spodobało. Brak początku, gdzie zazwyczaj zarysowany zostaje świat oraz postacie rodzi chaos. W ciągu kilkunastu stron musimy mieć zarysowane postacie, znać ich przeszłość, aby, cokolwiek nas obchodziły i nie były tylko znanymi z imienia randomami. W tym wypadku mamy Mota, który jest kotem, Magnet, która jest podmieńcem (nie ma nic wspólnego ze Stevenem Magnetem) i konstrukt, którego imienia nie pomnę. Niemniej jednak są to postacie zarysowane wyraziście i nadspodziewanie głębokie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że na ich nakreślenie autor miał tylko kilkanaście stron. Wydaje się, że mogłyby wręcz stać się bohaterami dłuższego opowiadania, a może nawet serii. Świat, w którym rozgrywa się akcja właściwie nie jest zarysowany poza jednym, tym niezbędnym do poprowadzenia akcji wycinkiem, ale to w zupełności wystarcza, by czytelnik wyrobił sobie wyobrażenie o nim. Przy czym tym światem nie musiałaby być nawet Equestria, zmiennokształtni i gadające koty są rozpowszechnione w literaturze, nie mówiąc o konstruktach. Klimat jest gęsty i tajemniczy, i przypomina mi coś, co mi się bardzo podoba, a o czym napiszę później. Niedopowiedzenia nie działają na jego niekorzyść. I nadszedł czas, co mi się tak bardzo podoba ten fanfik i co mi przypomina fanfik „Kultura końca”. Pomijając początek, dostrzegłem tutaj bardzo silne inspiracje opowiadaniem „Piknik na skraju drogi” braci Strugackich. Nie filmem „Stalker” w reżyserii Andrieja Tarkowskiego i z całą pewnością nie grą „S.T.A.L.K.E.R.: Cień Czarnobyla” od studia GSC Game World. Właśnie oryginałem, gdyż zakończenia obu dzieł są zaskakująco podobne, a Mot przypomina mi Redricka Schuharta. I ten moment, sprawił, że wybaczyłem autorowi wiele. Wybaczyłem mu gwałtowny start, rzucający nas w centrum akcji, brak kontekstu, niepozwalający zrozumieć bohaterów i sytuacji, w której się znajdują. Dzięki temu wszystko nabiera sensu. Odnośnie do języka, dużo jest tutaj zwrotów, które by można nazwać idiomami, tylko że są to idiomy, które może znać wąskie grono odbiorców i nie jestem pewien, czy za kilkanaście lat tekst nie straci na jasności przekazu. Poza tym, jeśli chodzi o formę to tekst wygląda bardzo porządnie i cieszy oko. Nawet dziwię się, że wygląda tak porządnie pomimo tego, że nie wspomniano, kto się zajmował korektą tekstu. Osobiście polecam ten fanfik.
  19. Fanfików z piątej generacji My Little Pony nigdy za dużo. Zwłaszcza że na forum są, aż trzy (albo dwa, nie pamiętam). Natomiast co do „Cyberpunka” to nie grałem w RPG stworzonego przez Mike’a Pond smith, ani też jego egranizację w wydaniu Cd project Red. O świecie, więc wiem bardzo mało, chociaż część terminów używanych w fanfiku można było spotkać w powieści „Neurmancer” Williama Gibsona. „Pieśń przyszłości” to krótki fanfik, dlatego nie będę streszczał fabuły. Jednak, biorąc pod uwagę, że główną bohaterką jest Zipp, należałoby się spodziewać, że będzie to fanfik detektywistyczny. Cóż, moim zdaniem są to raczej okruchy życia. Takie trochę na styku mafii i wielkiego biznesu, ale… Dlaczego odnoszę takie wrażenie? Sprawa, którą prowadzi Zipp zasadniczo rozwiązuje się sama. Więcej, odnoszę wrażenie, że rozwiązałaby się sama, gdyby nawet Zipp się jej nie podjęła i ten fanfik mógłby być zupełnie o czymś innym. Ale to zrobiła, dlatego jestem zdziwiony, że nie jestem zaskoczony. Więcej, jestem zaskoczony tym, że autor nie próbował jakoś w ostatniej chwili wskazać (kopytem Zipp) jako złoczyńcę kogoś, kogo byśmy się w ogóle nie spodziewali. W sumie jednak go rozumiem. „Pieśń przyszłości” to krótki fanfik, a w kryminale morderca, szantażysta etc. musi pojawiać się na ekranie/stronach książki. Tutaj nie jest inaczej, po prostu postaci w fanfiku, nie ma zbyt dużo, więc i wybór był ograniczony. Nie powoduje to jednak, że fanfik czyta się źle, dopiero końcówka uświadomiła mi, że śledztwo się skończyło, a rola Zipp w wykryciu sprawcy była… chyba minimalna. Może tak miało być, może miało to pokazać, jak nic nie znaczącym trybikiem w świecie rządzonym przez korporacje jest Zipp, ale mimo wszystko byłem rozczarowany. Może to jakieś odwrócenie konwencji, „subversion of expectations”, jak się to mówi, ale nawet taka argumentacja mnie by nie przekonała. Natomiast, jak okruchy życia, to fanfik się broni, czuć, że emocje postaci wobec siebie są szczere, chociaż Zefirowe Wzgórze to po prostu Night City tylko pod inną nazwą. Fanfik jest brutalny, ale nie dlatego, że pojawia się tutaj gore, przemocy nie ma zbyt wiele, głównie o niej się wspomina, ale faktycznie ocieka nieco erotyką, więc zdecydowanie kategoria +18 jest tutaj zasadna. Niemniej jednak pomimo niezbyt dużej ilości stron, relacje postaci są dobrze zarysowane. Niewinna Pipp dobrze tutaj kontrastuje z zupełnie winną za stan świata Heaven oraz Zipp, która się do niego dostosowała. Bo Zefirowe Wzgórza, tak jak Night City to miejsce, w którym nie chce się mieszkać, nawet jeśli są tam kucyki. Od strony językowej jest w porządku, chociaż mam wrażenie, że tekst nie przeszedł korekty innej niż autorska. Uznałbym go za interesujący, choćby, z tego powodu że to fanfik o piątej generacji My Little Pony. Jednak dziwne śledztwo, w którym bohaterka nie odgrywa decydującej, ani nawet kluczowej roli powoduje we mnie rozczarowanie. „Pieśń przyszłości” wydaje mi się czymś, co autor być może chciał rozbudować, ale porzucił ten pomysł. Może, jeśli pojawią się kolejne fanfiki z serii (wszak Hitch, Sunny i Zatoka Grzyw pozostają niewykorzystani), będę mógł go uznać za coś w rodzaju wprowadzenia do „Equestrii 2077”.
  20. Ticket sales are open! Only one month left until the annual pre-Christmas meetup of all My Little Pony fans from the Czech Republic and Slovakia. We’ve booked the venue, preparations are underway… and now it’s time for you to join! >> Tickets are available here! << Which part of the event are you most looking forward to? Was there something missing last time or would it be worth adding a new activity? Let us know on our Czequestria Discord server !
  21. Dmitrij

    Kucykon 2026

    1. Będzie serwer. 2. Nie. 3. 🙅‍♂️
  22. Vendor applications are now open Not just the official merch makes a fan happy, and let’s also admit that the works created by other fans often surpass the official production in terms of quality and workmanship. Also, because it focuses mainly on the teenage and adult audience, who make up the clear majority at bronies meetups. Do you want to exhibit or sell your art and creations at this year's Winter Karaoke Party? >> Sign-up as a vendor!
  23. Zipp Storm, najemniczka, była pracowniczka korporacji Royals (i córka szefowej), trafia na nagranie, które może zaszkodzić jej siostrze. Postanawia znaleźć jego twórcę i rozwiązać ten problem. Jednak w Zefirowych Wzgórzach zwykłe problemy czasami mają głębsze dno i prowadzą do nieoczekiwanych rozwiązań i spotkań z interesującymi kucykami. Pieśń przyszłości Fanfik jest Crosoverem kucyków generacji 5 z Cyberpunkiem 2077. Ale bez Rainbow Dash w postaci biochipa. Po prostu przygody zwykłej najemniczki w tym brudnym i pełnym wszczepów mieście. Sam pomysł przyszedł mi do głowy już dość dawno, ale musiał długo poczekać, aż się zmobilizuję i wcielę go jako tako w życie. Początkowo miał mieć też inne zakończenie, które miałem rozpisane i przygotowane, ale postanowiłem je zmienić, by pokazać, kto tak naprawdę jest siłą w tym świecie. Zapraszam do lektury
  24. Volunteer applications are now open No convention or larger meetup can be successful without volunteers (also called “the staff team” in Czech) who will help with the preparations and the course of the entire event, whether it is a dress room, security, moving equipment or any other assistance. Even the Winter Karaoke Party would not be possible without this help from the fans themselves. Do you want to help us with the preparations and get entry to the entire event for free? >> Join the volunteer team!
  25. „Dreams Come True” uważam za udany debiut, chociaż kilka jego elementów zasługuje, aby im przyjrzeć się bardziej krytycznie. Czym jest „Dreams Come True”, jeśli chodzi o gatunek? Nie jestem pewien. Zaczyna się niczym baśń, przynajmniej takie odniosłem wrażenie, potem mamy pełnoprawne okruchy życia, thriller psychologiczny, a ostatnie rozdziały przypominają zombie horror. Mógłbym też dodać, że pewne fragmenty przypominają romans, ale byłoby to nadużycie, bo są to wątki ledwie napoczete. Opowieść zaczyna się, gdy Starswirl Brodaty wychowuje małego alikorna imieniem Black Ice, po czym znika. Ta, dość tajemnicza część, przykuła moją uwagę, nawet nie tyle swoją treścią co atmosferą. Kolejne rozdziały ten klimat jeszcze wzmocniły. Historia jak Black Ice tworzy ze śniegu kolejnego alikorna, White Snow, przypomina mi trochę historię Gepetta i Pinokia, i ukształtowała moje oczekiwania odnośnie do fanfika. No i tutaj się zdziwiłem, bo nastąpiła wolta, której nie przewidziałem. Historia z baśni przekształciła się w okruchy życia, a postać, którą pierwotnie uważałem za bohaterkę wcale nią nie była. Taki zabieg miał miejsce jeszcze kilka razy, przy czym odnosiłem wrażenie, że charakter opowieści zmienia się zależnie od tego, co chce zrobić Black Ice. Początkowo wydawała się bohaterką, ale bardzo szybko przekształciła się w przysłowiowego „złola”. Mam wrażenie, że jej relacje z White Snow, początkowo wydawałoby się siostrzane, dosłownie ze strony na stronę zaczęły przypominać relacje iście niewolnicze. Zdziwiło mnie to niepomiernie. Black Ice jest postacią, która budzi we mnie wiele wątpliwości. Więcej niż dziwna przemiana dorosłej White Snow w źrebię pegaza po tym, jak zetknęła się z młodym jednorożcem imieniem Happy Hours. Nie, wbrew pozorom Happy Hours nie jest smakoszem napojów alkoholowych, tylko po mistrzowsku poznała budowę zegarów. Potrafi je składać i nawet nie zostawia tych kilku elementów, które po coś są, ale bez, których zegar nadal chodzi. Potem historia zmienia się z okruchów życia, gdyż tak bym określił fragment fanfika o dzieciństwie Happy Hours, w coś przypominającego thriller psychologiczny. Black Ice nie daje bowiem za wygraną i zaczyna, jakby to ujęła papuga z „My Little Pony: The Movie”, „okaleczać emocjonalnie” Happy Hours oraz Nature Hours (tak się nazywa White Snow, która została źrebakiem pegaza po tym, jak spotkała Happy Hours… tutaj naprawdę nie ma czego tłumaczyć…). Thriller psychologiczny zmienia się w kryminał, gdy matka sióstr Hours zostaje zamordowana. Black Ice ujawnia swoje prawdziwe oblicze księżniczce Lunie i Celestii, po czym… cóż, zasadniczo sytuacja wraca do „normy”. Ma się rozumieć, że księżniczki nie czynią nic aby powstrzymać zagrożenie. Historia znowu lawiruje między okruchami życia i thrillerem psychologicznym, z tym zastrzeżeniem, że są to okruchy życia i thriller psychologiczny pędzące niczym Ferrari, w którym ktoś rzucił prawie najwyższy bieg. Proszę wybaczyć, że tak skaczę między wątkami i właściwie streszczam fanfika, ale trudno mi będzie wniknąć w problemy tego utworu bez odpowiedniego przygotowania gruntu. Kiedy dochodzi do kolejnego zamachu, tym razem na Nature Hours, Happy Hours manipuluje czasem, co jest logiczne o tyle, że ma zegarek jako uroczy znaczek (który dostała za to, że wcześniej wstrzymała czas... ale to już zupełnie inna historia). Ona sama za swój wyczyn i ocalenie siostry, została alikornem i księżniczką czasu. Mijają kolejne lata, a Black Ice, w „przebraniu”, które bohaterowie już znają swobodnie się przemieszcza w ich okolicy, a oni zdają się nie podejmować żadnych kroków zaradczych. Nie wspominam o księżniczkach, u których nawet siostry nie szukają pomocy. W tym miejscu może przerwijmy na chwilę streszczenie fabuły, gdyż opisałem ją wystarczająco dokładnie by dojść do pewnego wniosku. Mianowicie Black Ice, jej psychologia i motywacja są bardzo uproszczone, wręcz minimalne i nie pozwalają odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego Black Ice, będąc, jak sądzę zazdrosna o to, że jej własność, White Snow, która została przemieniona w pegaza, nie jest dłużej pod jej kontrolą, tak długo czeka? Akcja fanfika trwa kilkanaście lat, w międzyczasie siostry Hours dorastają, kończą edukację, Nature znajduje chłopaka i zachodzi w ciążę, rodzi dziecko… a Black Ice cały czas na coś czeka. Podobnie czekają siostry, które nie próbują usunąć problemu. Nie rozumiem tego zawieszenia, zwłaszcza przestałem je rozumieć, gdy Black Ice wpierw zabiła matkę sióstr, a potem próbowała (skutecznie, ale Happy Hours wczytała stan świata sprzed zabójstwa) zabić Nature. I co? I nic! Nie wiadomo właściwie czemu akcja fanfika trwa tak długo. Od drugiej połowy fanfika w miejscowości, którą upodobała sobie Black Ice są już cztery alikorny! Celestia, Luna, Happy Hours i Violet. Czy to nie są już wystarczające siły, żeby walczyć z alikornem, który nawet nie próbuje udawać, że ma dobre zamiary, ani nawet nie stara się kryć? Najwyraźniej nie. Motywacja postaci, uzasadnienie ich działań lub też ich braku wydaje się nieadekwatne. Pod koniec ponownie następuje zmiana tonu, nagle fanfik, który mógłby mieć tagi: okruchy życia, romans, dorastanie, otrzymuje dodatkowe dwa: zombie apocalypse i dark. Finałowa „konfrontacja” jest jednak bardzo pobieżnie opisana i sprawia wrażenie, że autorce trochę zabrakło pomysłu. Z pewnością jednak zabrakło odpowiedniej podbudowy, która pozwalałaby zostawić ją taką, jaka jest, bez dodatkowych wyjaśnień. Czuję, że autorka chciała, żeby czytelnik musiał trochę pomyśleć, co się stało i dlaczego, ale biorąc pod uwagę, że w fanfiku rzeczy związane z magią po prostu się dzieją, przeto wskazówek nie ma zbyt wiele. To jest właściwie mój największy zarzut, wobec tego w sumie udanego debiutu. Czuć, że „Dreams Come True” jest debiutem. Pomijając, że autorka skacze pomiędzy gatunkami, eksperymentuje również z narracją. Trzecioosobowy wszechwiedzący narrator okazjonalnie ustępuje miejsca streszczeniom lub opisom wydarzeń w formie pamiętników. Od strony narracyjnej jest to nawet niezłe, ale kiedy zamieszczamy opis kluczowej sceny w formie pamiętnika pisanego przez obcego czytelnikom kucyka wkrada się chaos. Tak, zapewne autorka chciała w coś ten sposób ukryć przed czytelnikiem, dodać fragmentom tajemniczości, ale ja w pierwszej chwili poczułem, że wywołała zamieszanie. Pod względem językowym jest na ogół poprawnie, zdania są raczej krótkie i napisane prostym językiem. O dziwo nie znalazłem tutaj zdań, które byłyby wybitnie niezrozumiałe, napisane w sposób bardzo nieskładny, bełkotliwy, itp. Kilka razy zabrakło słowa i chętnie bym te miejsca zaznaczył w tekście, ale autorka wyłączyła komentarze oraz zabroniła kopiować tekst poza plik macierzysty. Nie chce mi się robić zrzutu ekranu, przycinać go, a potem umieszczać jako plik. Podsumowując, poza motywacją bohaterów, która miejscami jest niejasna, „Dreams Come True” to tytuł, który czytało mi się przyjemnie i wydaje mi się, że własnym lore wzbogaca on nieco serialowy świat wykreowany przez Hasbro. Zapewne wkrótce sięgnę po drugą część.
  26. Dr Blankflank

    Kucykon 2026

    Mam kilka pytań odnośnie do komunikacji przedkonwentowej. - Czy będzie konferencja na Discordzie? - Czy brak FB będzie skutkować istotnym wykluczeniem informacyjnym? - <patriot>Czemu na zagranicznych kanałach jest więcej contentu niż na polskim?</patriot>
  27. A żeś zabytek odkopał. Pisałem to jeszcze na studiach, młody, nieopierzony autor, który myślał, że stworzy coś wielkiego (i przyznaję, przerosły mnie moje własne plany) Tak, to się opiera na tej serii. Mam do niej z resztą sentyment i zebrałem chyba wszystkie, które wyszły papierem. Starałem się oddać klimat tego świata (miało być metro w manehattanie), ale nie trzymać się go w 100%. Skoro mamy kucyki, to musi być sporo zmian. Swoją drogą, celowałem coś w stronę trylogii Djakowa. Touche. Widzę przytyk, ze strasznie się skupiam na broni. Lubię ją, ale może nie pod typowym kątem strzelania, a raczej samego jej działania, jako urządzenie, rozwiązań technicznych i stojących za tym historii, oraz pomysłów. Tym niemniej, cieszę się, że moja fixacja nie popsuła aż tak tego fika. A co do epizodyczności, to Szóstka jest epizodyczna, między innymi dlatego, że ten fik jest porzucony. To już zależy od historii. Pojawiły się książki z akcją w Królewcu, Wrocławiu, Watykanie, czy Krakowie, a tam nie ma metra, za to są schrony. Poza tym założyłem, że nie da się pokryć całej planety atomówkami (czy co ja tam planowałem). Plus tu się troche zainspirowałem właśnie stalkerem i falloutem, żeby sobie ułatwić życie. Tu bym ci chciał przypomnieć, że istnieje magia i alchemia. Nic nie stoi na przeszkodzie, by usunąć z puszek toksyny, czy radiację. A sama technologia może sprawić, że puszka tak szybko nie zardzewieje (jeśli dobrze pamiętam, w metrze minęło około 150-20 lat od wojny). Zapytasz, czemu nie posprzątają sobie świata. Skala. Plus może być, że na to nie wpadli, nie chce im się, albo umie to zbyt mało jednorożców, by się fatygować. Tu coś mi się kołacze w głowie, że raczej nie tak miało być. Owszem, po tylu latach mogłem zapomnieć swoich planów, ale wydaje mi się, ze początkowo miała być ważna, ale potem miała zostać nieco zepchnięta przez młodzież, która nie jest skarzona rutyną stalkerskiego życia. Tak, ona miała taka być celowo i jeśli dobrze pamiętam (choć, podkreślam, nie jest pewne po tylu latach), to miało się na niej zemścić. Nie pamiętam, czy miała zginąć, czy zobaczyć, jak jej błąd zabija kogoś z towarzyszy, ale coś miało być. No i defacto, nawet gdyby ktoś został ranny, to labo by się wycofali, bo baza niedaleko, albo zanieśli go do metra. Wspomniałem już w fiku, że ma być postój w Manehattańskim metrze, które jest relatywnie blisko? Cieszę się, ze się podobał i muszę cię zmartwić, bo więcej nie będzie. Za dużo zapomniałem i mam za mało czasu oraz chęci, by do tego wracać. Czemu jest w 18+ Wydaje mi się, że z powodu zabijania i gadania o flakach, ale już nie pamiętam. To dawno temu było. Czemu został porzucony? Z 2 powodów. Po pierwsze, studia zajęły mi trochę więcej czasu, niż zakładałem i były troszkę trudniejsze, niż zdawało mi się na początku, a po drugie, trochę się wypaliłem i poległem pod naporem własnych planów. Tak czy inaczej, cieszę się, że fik się spodobał choć trochę, a lektura nie była katorgą. I oczywiście dziękuję za tak rozbudowany komentarz
  1. Załaduj więcej aktywności
×
×
  • Utwórz nowe...