Im dłużej czytam tę Twilight tym bardziej jej nie lubię. Nie dlatego, że jest źle napisaną postacią, bo jest świetnie napisaną postacią. Po prostu jej zachowanie i tok myślenia są dla mnie czymś tak egzotycznym, że równie dobrze mogłaby być waranem leśnym.
Dowiedzieliśmy się więcej o tym jak Twi radziła sobie w roju podmieńców. A radziła sobie żałośnie słabo. W pewnym sensie Pharynx miał rację, ale jednocześnie bardzo się mylił. Uważam, że głównym problemem jest ten absolutny brak asertywności Twilight. Twilight jako kucyk nie jest stworzona do picia miłości. Tylko tyle i aż tyle. Myślę, że jakby powiedziała to wprost i głośno swoim nowym poddanym i dyplomatycznie radziła im wypić w jej imieniu, to wszyscy byliby szczęśliwi. Ba, myślę, że jakby powiedziała takiemu Pharynxowi wprost, że jej to zwyczajnie nie smakuje, zamiast robić sceny, to ten bardziej by ją szanował. Bo Pharynx szanuje siłę, a tej Twilight brak, mimo że jest alikornem. Twilight nigdy nie będzie podmieńcem. Nigdy nie będzie drugą Chrysalis. Więc po co próbować być tym, kim się nigdy nie stanie? Po co walczyć z przemianą, która nie nadejdzie?
Twilight miała tylko jedno wyjście z sytuacji - być Twilight. Ale twardszą, asertywniejszą i mądrzejszą.
I najbardziej żałosne jest to, że do niej to w ogóle nie dotarło.
Wiemy też, że i Twilight, i Thorax się kochają. I że Celestia zmusiła Thoraxa do ślubu. A przynajmniej tak powiedział Pharynxowi. Ale niby jak? Czy Celestia ma nad nim jakąś władzę? Czy to było takie "Mówię wam to, bo jesteście za głupi, by na to wpaść samodzielnie: ty kochasz ją, ona kocha ciebie, weźcie się hajtnijcie i nie róbcie skandalu, pls". Bo ja serio nie jestem w stanie zrozumieć, czemu Twilight miała taki problem i ból zadu o ten ślub w takim wypadku. Czy chodziło o życie w roju? Czy jako jego królowa nie mogła sprowadzić kucyków i elementów starej kultury? Albo i zrobić kucowe miasto obok? Pewnie mogła, ale nie pomyślała. To byłoby w końcu logiczne rozwiązanie sytuacji, a nie użalanie się nad sobą .
W sumie najzabawniejsze by było jakby ta miłość, którą wypiła, to była miłość Thoraxa do niej. I dlatego go to ubodło. W końcu Twilight nie ma pojęcia o płynnej miłości. Ani w ogóle o miłości. Jakby miała, to mogłaby obgadać wiele rzeczy ze swoim mężem zamiast wszystko ukrywać, snuć dziwne teorie i sprawiać, że nikt nie wie o co jej właściwie chodzi i w co ona gra.
Dość ciekawe jest to jak podmieńce widzą Chrysalis i że ona była dla nich naprawdę dobrą władczynią. Ciekawe też co się naprawdę stało z jej siostrą, ale osobiście skłaniam się raczej do teorii, że Chrysalis jej nie zamordowała, a jeśli już, to w samoobronie. Nie wiem czemu.
A co do tego, że odpowiedź tkwi w przeszłości... Dla czytelników niewątpliwie tak, ale dla Twilight... Twilight nie zobaczyłaby pewnie odpowiedzi nawet jakby ta wyskoczyła zza skały i kopnęła ją w zad. Bo cały czas mam wrażenie, że nawet jeśli Twilight szuka odpowiedzi, to nie szuka rozwiązania. Jakby go szukała, to już dawno by je znalazła.