-
Zawartość
430 -
Rejestracja
-
Ostatnio
O Hetman WK
- Urodziny 04/12/2002
Informacje profilowe
-
Płeć
Ogier
-
Miasto
Gdzieś na terene zaboru rosyjskiego, dość blisko austriackiego
-
Zainteresowania
Lubuję się w historii, co mogę podzielić na trzy nurty. Pierwszy: krajowy. Czyli od początków danego państwa po jego upadek, lub czasy dzisiejsze(np. Imperium Romanum i Japonia) Drugi: postaci. Jeżeli trafię na biografię ciekawej osobistości chętniej ją studiuje (np. Karol XII i Rozwadowski) Ostatni: militaria. Po prostu czym, w jaki sposób w dawnych czasach się mordowali.
Oprócz tego, od czasu do czasu lubię spacerować po lesie lub chodzić po górach.
Wolny czas umilam sobie przy okazji, grając w różnego rodzaju gry, głównie strategiczne, tudzież przy napływie weny pisać fanifiction o MLP. -
Ulubiona postać
Twilight
Król Sombra
Ostatnio na profilu byli
2408 wyświetleń profilu
Hetman WK's Achievements
Nastoletni kucyk (5/17)
27
Reputacja
-
- Znam znam - westchnął - Taki trochę...czy nawet bardzo...cyniczny. Ogólnie rzecz ujmując to bardzo dobry towarzysz. Można na nim polegać, i to bardzo. Na Hetmanie zresztą też. Ale Wilka ma do siebie to że jest...troche złośliwy. Chociaż nie, bardziej by pasowało że jak już okaże że jego jest racja, to ma z tego mnóstwo satysfakcji. Jadowitej wręcz - oparł się o sofę - Nie zminia to faktu że wiedział co się świeci. Od razu ostrzegał mnie przed Julią. A ja dałem się ponieść hormonom czy czemuś tam i zignorowałem jego, jak się później okazało jak najbardziej słuszne podejrzenia. No i jestem w miejscu w którym jestem...zboczyłem z tamtu. Chodzi mi o to że jeśli uda się go wyrwać...do śmierci będe posłusznie działał z jego instrukcjami. Znaczy generalnie...trochę zarozumiały, pewny swego, nie ufny, zimny jeśli wiesz o czym mówie, ale za to wierny i zdeterminowany - pokręcił głową. Wspominając go, coraz to bardziej czuł się źle ze świadomością co przez niego nastało.
-
Dragon popatrzył po towarzyszach. Wymienili spojrzenia. - Dobra mości przyjacielu. Przystaniemy do tej waszej rebeli, wszak zawsze jakiś sposób na zarobek a reputacji nam to nie zepsuje, bo najemnik traci w oczach tylko wtedy gdy uciekamy z pola walki. A tego, zagwarantować mogę, nie uczynimy no chyba że zostaniemy zdradzeni wtedy nie ręczymy za siebie. Żołdacy skinęli głowami. - Ale skoro twierdzicie że zdrady w waszych szeregach nie doświadczymy...nie widzę większych przeciwskazań. Jesteśmy gotowi służyć wam rapierem i arkebuzem tak długo aż nam sił starczy
-
Głupi to ma zawsze szczęście - przebiegło mu przez myśl, kiedy wspinał się po cegłach i analizował to że tym razem los się do niego lekko uśmiechnął. Nie ma co się przyzwyczaić z drugiej strony. Gdy znalazł się w byłym salonie rozejrzał się - Hm. Ciekawa miejscówka. I światła słonecznego może nie będzie za dużo, i mniejsze szanse że nas znajdą. Choć ciekawe czy niemieckie patrole będą zainteresowane dwójką uciekinierów w ruinie. Ale lepiej dmuchać na zimne i się nie wychylać. Rozmyślenie przerwały mu ciche uderzenia o kanapę. Uśmiechnął się i opierając dłonie na kolanach usiadł wypuszczając powietrze. Przetarł twarz prawą dłonią. - Ledwo nasze zadanie się zaczęło a tu już pełno wrażeń - stwierdził - Jak się trzymasz? - spojrzał na nią.
-
Dragon nachylił głowę do swoich. Ci voś mu tylko szepneli. Skinął głową. - Nasza brać decyzje podjęła...by przy propozycji do odrzucenia trudnej...możemy przystąpić, mości Bartosz. Mi mówią Olech. Acz wciąż jesteśmy najemnikami. Jeśli ta cała rebelia niepowodzeniem się skończy, musim mieć szanse na przyszłe życie. Oznacza to ni mniej ni więcej, że potencjalni przyszli najemcy, myśleć muszą że nas na kontrakt wynajeli. Bo dobry najemnik jest obojętny na sprawy polityki czy poglądy. Żołdak naszego pokroju, w jednej chwili bije się za srogiego watakżkę chcącego przejąć hrabstwo, a w drugiej po zapłaceniu sumy odpowiedniej morduje wraz z royalistami buntowników. Toteż i my takowego kontraktu potrzebujemy.
-
Dragon zostawił swoich aby ci mogli się naradzić i spojrzał na Bartosza. - Z zachodu chłopie. Jestem drugim...czy trzecim synem pewnego kupca handlującego żelazem. To rodzinna tradycja gdyż przyjaciel mego prapradziada wykupił kopalnie i wraz z mym przodkiem, interes otworzyli, dozbrajając lokalną milicje, przez co dom nasz zawsze był bezpieczny. Mój najstarszy brat został przy rodzicu ucząc się, drugi na studia by w przyszłości bić piórem a nie mieczem. Ja zostawiony samemu sobie zaciągnąłem się do kompani i jako dragon służę już trzy wiosny. Podobnie jak wój, ale akurat rajtar to wiadomo walka inaczej się maluje.
-
- Jesteście mordercami o dobrze o tym wiecie - Eryk zbliżył się jeszcze - Skoro tak bardzo chcecie...to proszę bardzo możecie nas teraz zarżnąć, powiesić czy co wam się tam do ciężkiej cholery podoba. Ale wiem jedno. Moi kompani są teraz wolni. Z dala od tyranii i tego piekła na ziemi Terens skinął głową
-
Dragoni popatrzyli po sobie z nielichym strachem w oczach, ale i pewną dozą chytrości. - Dacie nam chwilę na zastanowienie? Wszak każdy z innego domu, innego rejonu to i poglądy na sprawy mamy inne. Starczy z 10 minut a damy wam wspólne nasze stanowisko. Prawda wiara? Najemnicy pokiwali zgodnie głowami. Zwłaszcza gdy łypali wzrokiem na narzędzia zostawione kawałek dalej.
-
- Oł. No tak zapomniałem że ty słońce jeszcze bardziej nie lubisz niż mni....znaczy się jeszcze bardziej niż Stwoarzyszenia -zagapił się przez moment, po czym kaszlnął - To prawda przydałoby się schować w jakimś bezpiecznym i przyciemnionym miejscu. A w tym miejscu nie powinno być to specjalnie trudne - skinął głową.
-
O ile banda jak najbardziej była za swym przywódcą, to zwykli chłopi nadal bali się o swe żywota. Szlachta bardzo ceni sobie tradycje rodzinne i mściwi są gdy któryś z rodu padnie z powodu wroga. I to przekleństwo na dodatek, nie mogło zwiastować niczego chwalebnego dla nich. Ale nie zamierzali się poddawać. Posłusznie zaczęli pakować dobytki ze swoich domów na wozy drewniane w czym pomagały dziatki i kobiety dotąd skryte w piwnicach. Silniejsi z mieszkańców, to jest drwale i kilku innych otoczyło wioskę. A gdy popakowano wszelkie mięśiwa, kiszonki, chleby etc. Wywieziono je do mieściny. Największy problem był z głową szlachetki. Dopiero jeden z siepaczy przy pomocy rapiera zatknął ją na ostrzu postawionej na sztorc kosy i wsadził na środku placu. Jeńców, czyli pozostałych przy życiu dragonów było około dziesięciu.
-
Imię: Aaron Nazwisko: Ornin Płeć: Mężczyzna(no, młody dorosły) Wiek: 17 Wygląd: Wysoki, dobrze zbudowany choć ma lekką nadwagę i nie należy do najsilniejszych. Ma czarne, krótkie włosy, niebieskie oczy oraz jasną cerę. Strona: Białe Kruki Charakter: Zazwyczaj trochę zestresowany, ale za to pozytywnie nastawiony do życia. Lubi pożartować, natomiast w chwilach tego wymagających, potrafi zachować pełny spokój. Do towarzyszy broni czy innych obywateli odnosi się z szacunkiem, nawet uległością. Nie cierpi, nienawidzi wręcz wszelkich objawów sprzeciwu wymierzonych w królową i jego ojczyznę. Pełen ideałów charakterystycznych dla rodaków...choć czasem przesadza, idąc nawet w stronę fanatyzmu, ale to zdarza się bardzo rzadko. Broń: Laserowy pistolet maszynowy (kupiony przez ojca) oraz zwykły pistolet jako broń zapasowa Krótka Historia: Urodził się jako drugi syn urzędnika i nauczycielki w Części Środkowej. Cieszył się bardzo dobrym zdrowiem, oraz tym iż nie sprawiał praktycznie żadnych problemów rodzicom w przeciwieństwie do swojego brata, który miał lekkie skłonności do rozrabiania. Mimo to, byli ze sobą zżyci jak prawdziwi przyjaciele. Ukazało się to szczególnie, jak tylko Aaron poszedł do szkoły. Słaby charakter sprawił, że szybko stał się obiektem żartów kolegów, i tylko obecność brata właśnie, chroniła go przed czymś gorszym. Czas mijał a młodzieniec wciąż marzył by udać się na studia, podobnie jak jego matka lata wcześniej, aby móc wykładać na uniwersytecie. Ale los miał inne plany. Najlepszy przyjaciel, tym samym najstarszy dziedzic rodu, zginął w walce z uzbrojonym bandytą. Ponoć przed tym tym zdążył zabić dwóch innych. Podczas pogrzebu, Aaron pierwszy raz, z takiego bliska widział Białe Kruki, towarzyszy broni zmarłego. Pojawił się w nim płomyk, pchający do zemsty. Ojciec rozumiał chłopca, bo choć z pewnymi oporami, zgodził się żeby podrobić mu papiery, pociągnąć za wszelkie możliwe sznurki i wreszcie wysłać drugiego z synów do jednej z jednostek tej organizacji. Otrzymał podstawowe szkolenie...a potem musiał już radzić sobie sam. Przede wszystkim dbać o to, by nie splamić munduru krwią i nie przynieść rodzinie oraz ojczyźnie wstydu.
- 14 odpowiedzi
-
- wracam_na_stare_śmieci
- będzie_dobrze
- (i 1 więcej)
-
Eryk syknął, ale nie ugiął się. Uważnie wysłuchał oficera. - Jedyny błąd jaki popełniłeś...to urodzenie się. Osądzą cię bogowie. Jeżeli mamy zginać...zginiemy w walce - warknął Wtedy, kamienie wystrzeliły z tłumu uderzając w pole siłowe. W następstwie, czy raczej w tym samym czasie, pretorianie i legioniści z kawałkami skał w kopytach, rzucili się na gwardzistów, przede wszystkim uderzając po łbach. Mniej więcej stosunek dwóch buntowników, na jednego rojalistę, mogłoby przynieść nawet pozytywny skutek. Victor wraz z jednym z kompanów podbiegli na mównicę by dopaść głównych obecnie przeciwników. Terens natomiast przy wsparciu dwóch drwali atakował od tyłu. - Chcieliście żeby wam się pokazać...proszę bardzo. Ale jak dokładnie to już nie określiliście - parsknął.
-
Szlachcic klęczac patrzył na zgromadzonych rebeliantów z uśmiechem - Wy głupcy. Wy tępi, tępi głupcy. Jesteście na straconej pozycji. Moje dzieci was znajdą, i każdego z osobna powieszą, wybebeszą, spalą, w zależności od humoru - parsknął - Zapowiadam wam. Cała ta rebelia nie ma prawa się powieść. A ja z zaświatów będę się śmiał. Na cierpienia wasze i wszystkich na którym wam zależy. Przedwieczni...przeklinam tą wioskę i każdego który odważył się podnieś rękę na mnie lub na mych najemników. Im wybaczam...ale reszta...niech się zginą z rąk rojalistów. Kilku chłopów rzuciło się z widłami na szlachcica a ten przystawił sobie pistolet do czoła i strzelił. Jego truchło padło na ziemię, nadal mając krzywy uśmiech radości.
-
Wszystko skończyło się na tym, że szlachcic złapał się za twarz i zaklął do siebie. Zacisnął zęby i zmrużył oczy, patrząc na Bartosza. Już miał się rzucić do kolejnego ataku, kiedy spostrzegł masy buntowników, gromadzące się wokół niego przysunął się do ściany jednej z chatek po czym zaczął się nerwowo rozglądać po wszystkich. - Cofnąć się prostaki! - wrzasnął - Nie macie prawa mnie ruszać! Nie macie prawa nawet na mnie patrzeć! - wyciągnął pistolet i zaczął celować do każdego z osobna
-
- To oddziela nas od was - Eryk zabrał głos przerywajc reszcie - Szczerze...śmierć byłaby wybawieniem w porównaniu do życia na które nas skazaliście. Nie jesteśmy wam równi...uważacie nas wszystkich, tutaj zgromadzonych, za coś gorszego niż zwierzęta i uważacie że możecie nami dowolnie pomiatać. I takim jak ty - splunął - Nie szkoda strzelać do dziecka, czy do niewinnej sami...do niewinnej dziewczyny - wskazał na klacz, której nadal starał się pomóc pretorianin - Wasza cesarzowa, jest tyranką i sadystką, skoro chcę patrzeć jak my, byli ludzie, cierpimy pod waszym butem. Za nic ma to, że wykrzystujecie nas. Mężom płacicie głodowe pensje, a dziewczyny które wam się oddadzą traktujecie jak zabawki. Nikt nie ma z tym problemu. Ale gdy grupa odważnych decyduje się sprzeciwić, wyrznąć zarazę nas trawiącą...wy karzecie tych którzy niczym nie zawinili. To jest tchórzostwo. Bezwstydne, nie przystające prawdziwym oficerom. Bo wy nie jesteście szlachetnymi wojownikami, czy czymś. Jesteście bandą barbarzyńców, w pięknych strojach. Psami spuszczonymi ze smyczy, posłusznymi swej nadrzędnej suce! - podkreślił - Jak idioci gotowi na każdy jej rozkaz. Jeżeli tacy jak wy...mają nami rządzić...to absolutnie wszystko jest lepsze niż taka rzeczywistość. I do ciężkiej cholery...już obraźliście nasz dumny gatunek i ród. To co czynisz...nie jest całkowitym przeciwieństwem, człowieczeństwa. Chociaż...to prawda. Wy, ,,czyste" kuce świetnie pokazujecie że to WY, urągacie nam mieszkając w domach przez nas zbudowanych. Korzystając z monologu Cezara Lucius i Terens polecili kilku swoim podkomendnym aby czekali w gotowości obok gwardzistów.
-
- No rzeczywistość była...specyficzna delikatnie mówią, żeby nie użyć gorszego określenia. Po tym jak padła Francja a Brytyjczycy...no, znaleźli się w ciemnym miejscu, większość ludzi zdała sobię sprawę że szybko otaczający ich świat się nie zmieni i trzeba przyjąć go takim, jakim jest. Ale dobra...żeby się nie rozgadać...spokojnie, od razu Rzymu nie zbudowali. Może na dobry początek...rozejrzymy się ogólnie po terenie? Co by łatwiej nam przyszło potem odnaleźć się, czy obmyślić plan działania. Po za tym...może podczas pochodu jakiś pomysł sam wpadnie do głowy?