Skocz do zawartości

Hetman WK

Brony
  • Zawartość

    430
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Hetman WK

  1. - Jeszcze mocny w gębie. Ale już nie długo - kiwnął głową.

    Podczas schodzenia na dół, któryś z załogantów, właściciel bardzo jakościowego poczucia humoru, podstawił nogę, aby były pirat mógł bliżej zapoznać się z podłogą.

    - E panowie. Lepiej by było go zostawić Hiszpanom - skomentował któryś - Tak to nam tylko zapasy będzie marnował.

  2. Ferdynand pomyślał przez moment.

    - Poczekaj - wstał na moment i podszedł do małej skrzyneczki pod hamakiem. Sięgnął po kluczyk znajdujący się w sakiewce przy pasku. Otworzył zamek i szybko wyciągnął z pojemnika butelkę z czymś, co wydawało się wodą.

    - E. Co ty robisz? - zapytał Paweł.

    - Zobaczysz - ponownie podszedł.

    - Co ty, za przeproszeniem, do cholery ciężkiej robisz z moim...

    - Raz, to jest nasze. Po za tym, nie wykitujesz mi tu z byle jakiej szramy.

    Złapał za kurek i pociągnął do góry. Na szczęśliwie nic nie wylał. Równocześnie rozniósł się zapach bardzo mocnego alkoholu. Mocniejszego od wina. I to kilka razy.

    Wziął kawałek jakieś szmatki, po czym zamoczył materiał w płynie.

    - Zaciśnij braciszku zęby. Mogłabyś? Mnie trochę brak wprawy - podał jej chustkę.

  3. He. Tego się nie spodziewałem.

    Odetchnął, kiedy wieko otworzyło się. Zamrugał kilku krotnie.

    - Hej, spokojnie - rozluźnił dłonie i rozprostował je - Jestem Adam. Adam Zawadzki. I jeśli pytasz, skąd się tu wziąłem, to nie mam pojęcia. Obudziłem się zwyczajnie w tej trumnie. Dobra, wiem jak to brzmi, ale innej wymówki nie mam.

    Był zdenerwowany, dopóty nie przypomniał sobie że przyzwał za w czasu napierśnik.

    - A mogę wiedzieć gdzie, lub kiedy jestem?

  4. - A. Wybacz - uspokoił się starszy - Tak. Konkretnie Paweł to imię moje. Herbu Kotwicy.

    - Ja się upominał nie będę - westchnął młodszy.

    Paweł uklęknął.

    - Tamten pijaczyna przebił go dość głęboko. Na szczęście nie na wylot, bo byłoby gorzej. Szczęście braciszku że kulasy masz większe.

    - Wierz mi. Przywalę ci kiedyś - odchylił głowę.

    - Tak czy inaczej, mam pomysł jak to...wyleczyć, ale skoro cię tu przysłali, to musisz trochę się na tym znać. Więc co proponujesz?

    Rana, kształtem była w kształcie małego prostokąta na czerwonym tle. Jak na rapier, była paskudna, ale nie za bardzo. W sumie to i tak lepiej, niż dostać kulą, albo być ofiarą armatniego strzału.

     

    W ten czas, pewien chudawy oficer, z siwym wąsem, podszedł do Jacka.

    - A ty co? Głuchy? - zagaił - Pod pokład i pomóż w czyszczeniu dział. Nie oczekuj że będziesz tu traktowany po królewsku.

  5. Osma mijała kilku innych marynarzy, którzy wodzili za nią wzrokiem. No nie często widzi się kobietę na statku. Zwłaszcza pirackim. No chyba że w kajdanach. Ale też rzadko. Po czasie, stanęła obok dwójki rzeczonych ludzi. Jeden z nich, trochę młodszy, o ciemnych włosach, słowiańskich rysach, w białej koszuli i brązowych oczach, siedząc opierał się o skrzynie. Zęby, jak i powieki zaciskał. Ranę na lewej nodze, oglądał drugi. Dość podobny, ale widać że starszy. Pod nosem, jawił się nieduży wąs. On natomiast, starał się ocenić jak poważne jest obrażenie. Obaj, przy pasach, mieli szable w pochwach. Starszy, usłyszawszy korki, podniósł się, łapiąc za broń.

    - Czego chcesz? - spytał, patrząc na dziewczynę z podejrzeniem.

    - Paweł, daj że spokój - zamarudził tamten - Nie skacz tak na wszystkich.

  6. Przed chwilą, Reakcjonista napisał:

    To jest naprawdę świetne. Troszkę kuje w oczy strona techniczna, ale fabuła nadrabia to z nawiązką. Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów.

    Kwestie techniczne, to moja słaba strona. Ale cieszę się, że chociaż fabuła jest...wynagrodzeniem, powiedzmy. Następny rozdział, powinien pojawić się niedługo, ale nie daje stuprocentowej gwarancji.

  7. - Hmm - zamyślił się - Wszechstronnie uzdolniona. He. W sumie brakowało nam jakiegoś cyrulika. Jeśli umiesz wyjąć kule z ciała, albo pozbyć się rany po kordelasie czy rapierze, to jak najbardziej.

    - A oczywiście - zrobił kilka kroków w przód. Zaczął przebierać w małej skrzynce. Wyciągnął z niej, nie z gorszej jakości puginał - Zdobyliśmy go od pewnego tureckiego kupca, co miał chyba znajomego w janczarach. Pozwolił nam zaczerpnąć trochę ze skarbca i tam leżał sztylet. Nie jest w stylu naszych chłopców, więc nie widzę problemów żebyś go wzięła. Proszę - podał jej - Teraz w sumie mi coś wpadło. Po tej...niefortunnej sprzeczce - złapał się za gardło - Brat Ferdynand, został trafiony. Choć Paweł nie jest zły w sztuce leczenia, to przyda mu się pomoc. Nie martw się. To szlachcice, znają twój język. Znajdziesz ich, idąc na wprost. Ostatnie dwa hamaki na końcu, na dole - wskazał kierunek.

  8. Gustav pokiwał głową.

    - Dobry wybór. Radzę pilnować, albowiem zdarzają się przypadki, zaginięcia czyjegoś ekwipunku. Tak czy tak to byłoby... a! Zapomniałbym. Prócz walki, na czym jeszcze się znasz, co może przydać się na statku? - spytał.

  9. No. Zawsze coś - Wyciągnął żyletkę, trzymając ją pewnie w ręce.

    Począł się zastanawiać, co z owym uchwytem zrobić.

    Zaczął za niego pociągać, lub pchać. Jeśli to nie wyszło, to ostatnia deska ratunku.

    A co mi tam. Podpalę ten sznurek - kciukiem i palcem wskazującym, złapał za zapałkę i otarł ją o przygotowaną ściankę, szybko(ale nie za szybko) przystawiając ogień do linki.

  10. Kwatermistrz, zaprowadził Osmę pod pokład. Gdy już się tam znaleźli, można było dojrzeć stan zaopatrzenia. Beczki z kiszonką, silnie roznoszącą zapach, śledzie w zaspach soli, powiązane butelki z wiadomą zawartością, deski, metal, kule armatnie, specjalne skrzynie z zamkami, rulony materiału, worki i tak dalej. Celem. natomiast, był teren, który mógłby robić za zbrojownię dla załogi. Ułożone muszkiety z bagnetami, pistolety, bandolety, kordelasy, rapiery, szable, pałasze, granaty oraz dwa, interesujące egzemplarze rosyjskich wyrzutni, granatów właśnie. Na ścianach, zawieszone jeszcze kirysy, przeznaczone dla oficerów.

    - Proszę sobie moderunek wybrać. Tylko z umiarem - poinformował, kładąc rękę na rękojeści broni.

  11. He. Następnym razem ten strzał nie będzie taki udany - pomyślał, kiedy pocisk typu Mine, przebił ożywieńcowi czaszkę. Dostrzegł też drugiego, który już zaczął się zbliżać. Ze Springfielda, nie było co strzelać, bo przeładunek potrwałby zbyt długo. Już by odłożył karabin i sięgnął po swojego Colta, kiedy dostrzegł że jeden z oponentów rzucił się na kowboja z dziurami na koszuli. Zaskoczyło go to, bo widział jak tamten strzelał, ale widać nie celnie. Nie czekając długo, obrócił karabin, tak że kolba znajdowała się u góry. Zacisnął uchwyt i z całej siły zamachnął się, tak żeby rozbić głowę chodzącego trupa.

  12. Po twarzy, było widać że kapitan był mocno zniesmaczony. 

    - Paweł. Zabierz brata i zajmi się jego raną - spojrzał na marynarza, pomagającemu poszkodowanemu.

    - Dziękuje kapitanie - ten kiwnął głową.

    Arvin położył ręke na kordelasie, wolno podchodząc do Jacka, wraz z Magnusem. Spojrzał na kwatermistza, trzymającego się z szyję. Powiedział do niego coś po szwedzku. 

    - Czyli nawet pozbawiony zębów pies, potrafi kąsać - rzekł powoli - Póki co zostaniesz na pokładzie. Ale żebyś nie sprawiał kłopotów. Albo... - tu Magnus spojrzał wymownie.

    - Reszta was! - krzyknął do swoich, a oficerowie tłumaczyli - Trzy sprawy - wrócił na poprzednie miejsce - Raz, mości były korsarz, od chwili obecnej, jest naszym jeńcem. Także zabraniam podawaniu mu broni. Rum i inne, można.

    Informacja spotkała się z aprobatom podkomendnych.

    - Dwa, już jutro znajdziemy się na naszej wysepce.

    To spotkało się z okrzykami radości.

    - I trzy. Obecna tu, Osma Read, podpisała kontrakt. Więc od teraz, jest jedną z nas. Z takimi samymi prawami oraz odpowiedzialnością karną. 

    Na to, marynarze unieśli swe miecze i muszkiety, wypalając z tych ostatnich.

    - No psy! - warknął Maguns - Do roboty.

    I tak jak nakazał, tak załoganci wrócili do pracy.

    Do kapitana podszdł kwatwermstrz. Z trochę dużym brzuchem, ubrany na nibiesko, na twarzy widniał brązowy, pokaźny wąs.

    - Pani pozwoli ze mną - uniżenie powiedział.

  13. No to żem trafił. Oczekujesz walki z trzydziestką demonów, albo z golemem przypominającym mały dom. A tu taka niespodzianka.

    Wymacał pudełko z zapałkami. Potrząsnął nim.

    Hem. Teraz pytanie. Nie no to zbyt proste. Materiał może się spalić. Ale może zrobię w ten sposób.

    Wysunął powoli pojemnik, tak żeby czasem zawartość nie wypadła. Może się to wydawać dziwne, ale zaczął grzebać w środku, jakby chciał znaleźć coś ukrytego. Jeśli to nie przyniosło rezultatu, to zacznie przeszukiwać kieszenie.

     

     

  14. - Widzisz, z tym właśnie też jest sprawa. Moi ludzie nie wiedzą, na razie, że jesteś jedną z nas. Jeśli wyjdziesz tak od, to mogą to źle potraktować. Po za tym, zawsze gdy przyjmujemy kogoś, w inny sposób niż robiąc rekrutację w karczmie, muszę to reszcie uświadomić. Więc chodźmy - skrzyżował ręce za plecami, podchodząc do drzwi. Otworzył je czekając aż przejdzie Osma. Gdy sam wyszedł, dostrzegł  że załoga jest zebrana w jednym miejscu, a jeden skulony trzymał się za nogę.

    - Co tu się, do cholery dzieje? - zapytał tak, aby reszta mogła usłyszeć.

    I faktycznie. spojrzeli na niego. Nie licząc Magnusa, który stał ciągle przy wejściu do kajuty. Ten już był gotowy do działania.

  15. - W porządku. Tak tylko mówię, bo wśród łupieżców morskich, jest pewna typowa...zasada. Kiedy dokonujemy abordażu, jeńcy zawsze mają wybór. Albo giną, albo zostają  pirackimi jeńcami. No chyba że znają się na medycynie, rzemiośle lub walce. Wtedy, tak jak ty, podpisują kontrakt stając się częścią załogi. Natomiast jeńcy...mają trochę mniej dogodną sytuację - uśmiechnął się przy tym.

  16. - Świetnie. Jak mówiłem, załoga szybko uświadomi cię o innych panujących tu regułach. Nie licząc jednego. Jestem protestantem, ale każdego chrześcijanina traktuję tak samo. Więc nie życzyłbym sobie żadnych dyskryminacji na tym polu. Zarówno od ciebie, jak i reszty - spojrzał na broń na ścianie - Żeby zebrać taką kolekcję, trochę trzeba po przebywać na morzu. I choć sądzę że to rzecz oczywista, nikt nie ma prawa aby z nich korzystać - widać było, że woli uniknąć niedomówień - Przy najbliższym odpoczynku na lądzie, będę miał jeszcze jedną sprawę. Swoją drogą, długo znasz tego...Jacka? - mimowolnie spytał.

  17. Arvina przejrzeć trudno. Pod warstwą materiału, zwłaszcza. Uśmiechnął się, zabierając umowę i chowając do szuflady.

    - Ja też mam taką nadzieje - kiwnął głową - A teraz, żeby nie było, parę zasad które obowiązują na pokładzie. Nie wszystkie, bo o nich dowiesz się potem. Załoga dzieli się na dwie...grupy. Choć może to zauważyłaś. Jedni, to zwykli marynarze. Różnych narodowości. Choć staram się podtrzymać u nich jakieś zasady, to są oni bardzo wolni i samowolni. No i głównie między sobą rozwiązują problemy. Znaczy że jeśli uderzysz jednego, to musicie tłuc się nawzajem. A czy to plus, zależy od punktu widzenia. Druga, to moi osobiści żołdacy. W sumie większości weterani. Szwedzi, podaj paru Finów. Są najbardziej zdyscyplinowani. Czyli nie przypominam sobie, aby wykazali niesubordynacje. I poprzedzając pytanie, w teorii można awansować do niebieskich mundurów, ale to mało prawdopodobne. No i jeszcze kwestia oficerów. To kręgosłup załogi. Wydają polecenia. Jest ich paru, ale trzej najważniejsi. Gustav, kwatermistrz, dba o magazyn. Franz, opiekuje się stanem dział i kieruje ostrzałem. CI dwaj są najbardziej łagodni. Reszta w miarę też. Mogą cię ukarać zakazem picia, zarezerwują miesięczne zmywanie podłogi i tak dalej. Nie licząc Magnusa, mojej prawej ręki. On zawsze daje trzy szanse, jak mu ktoś podpadnie. Ostatni co wykorzystał wszystkie, został wychłostany. A pułkownik bije do kości. Poprzedni, został przeciągnięty pod kilem. A jeszcze inny, skończył na wyspie z beczką prochu i kulą. A zapomnę. Dba od odpowiednie przygotowanie do abordażu i o sam przebieg. I z tego co pamiętam, to właśnie on z tobą walczył na tamtym liniowcu. No, na razie to te ważniejsze kwestie. Pytania? - spytał spokojnie.

  18. - A. I na cóż te nauki przyszły - wymamrotał - Jeżeli chodzi o plan. Statki pływały pod Hiszpańską banderą, aby dać do zrozumienia Brytyjczykom, że te tereny nie są dla nich przyjazne, a także bardziej przestraszyć kapitanów. No i podbudować morale ich ludzi. Po za tym, na tamtych statkach, stacjonowali najemnicy, więc żaden z żółtych nie zginął. Po za tym, z kapitanem Wiliamem mam pewne rachunki do wyrównania. A do tego, albo statki są zniszczone ale będą musiały długo postać w stoczni.

    - ,,Karolina''. Forma męska. Wyjaśni się to w swoim czasie. Ale co do zadania. Zbieranie funduszy, rzecz jasna. Oraz popleczników. Do czego, nie mogę powiedzieć.

    Na kartce, nie znajdowało się nic podejrzanego. Wszystko wyjaśnione klarownie i jasno.

    Arvin chwycił pióro, zamoczył je w atramencie i podał.

    - Więc?

  19. - Wymiany? Czekaj. Chyba coś źle powiedziałem. Nie mam zamiaru pertraktować z Wiliamem. Hiszpański kapitan to mój znajomy i razem z nim przeprowadziliśmy tą akcję. To zrobię to na tyle jasno ile mogę - odkaszlnął, chwytając kartkę na blacie - Z racji twego słabego położenia...byłabyś zainteresowana pracą jako jeden z korsarzy, na pokładzie ,,Karolina'', znaczy moim statku? Ze wszystkimi oczywiście przywilejami - podał jej papier, na którym figurowała pieczęć. Ciężko powiedzieć kogo - Choć, niestety, jest to sytuacja bez wyjścia - szepnął do siebie.

  20. Ruch Jacka, byłaby dobra gdyby nie jedna kwestia. Otaczali go załoganci z bronią palną i białą. Normalnie, mogli go zabić, ale kapitan zabronił. Także gwizdu, trudno usłyszeć, przez rozmowy.

    - To jednak walnięcie w ranę mało zrobiło - zamarudził kwatermistrz.

    - Jak takiś sprytny, to spróbuj ze mną - zaproponował jeden z marynarzy, w mundurze, dzierżył szablę. Posturą, to on nie zadziwiał. Dość niewielki, a mięśnie też małe. Ale w oczach, świeciły mu ogniki, czyli chciał walczyć.

  21. - To dobrze. Nawet bardzo - pokiwał głową. Spojrzał jak próbuje położyć rękę na uchwycie rapiera - Zostawili cię. Tak to czasem bywa. Miałabyś niezwykłego pecha, pani. Bo prawdopodobnie nadal siedziałabyś pod pokładem hiszpańskiego liniowca. Ale los ma dla ciebie coś innego, niż zwykłą niewolę. Otóż widzisz - wstał, odstawiając kielich - Trafiłaś akurat na mój statek. Do tego, znasz trochę szermierkę. Nawet lepiej niż trochę. Oczywiście, można by ją...udoskonalić. Do czego zmierzam - pochylił się nad mapą - Choć straty, ponoszone przez moją załogę, są w miarę niskie, w przeciwieństwie do zwykłych piratów, każdy nowy członek jest na wagę złota. Zwłaszcza, że ciągle poszukuje rąk do...pewnej sprawy. Mam nadzieje, że wiesz już do czego zmierzam, o pani - spojrzał na nią - Rzecz jasna, trzeba parę rzeczy uzgodnić. I jeśli są pytania, staram się na nie odpowiedzieć.

     

    Załoga, tym czasem, przywiązała przegranego do masztu. Na podstawionej skrzyni, kwatermistrz rozwinął kawałek materiału, ukazując hak, młotek, siekierkę, zaostrzony kołek i parę innych ,,instrumentów''. Zaczął wśród nich przebierać, a reszta z zaciekawieniem patrzyła.

  22. Arvin złapał za kielich, siadając na wolnym miejscu, na biurku.

    - Wiem. Wyspiarzy rozpoznać bardzo łatwo po twarzy. Bladzi. Bardzo - wziął łyk - Ale nie na tematy narodowe będziemy rozmawiać. A przy najmniej na razie. Co do niego, musi przyzwyczaić się do naszego stylu bycia. W sumie ty...oj, wybacz, pani również - uśmiechnął się - Ale przechodząc do spraw najważniejszych. Jak bardzo, mości pani, jesteś wierna koronie brytyjskiej? - spytał.

  23. Oficer dostrzegł wzrok Osmy.

    - A on. Z racji że był...jednym z nas, to nie martw się. Nic mu nie będzie - powiedział dość spokojnie, nawet przekonująco - Chodźmy.

    Droga, długa nie była. I wszystko byłoby w porządku. Nie licząc oczywiście wzroku co bardziej...chętnych załogantów. Długi czas na morzu robi swoje.

    Stanęli w końcu przy drzwiach kajuty. Stał przy nich strażnik. Postawny, w niebieskim mundurze. Znaczy pewnie też Szwed. No może ewentualnie z Finlandii. Zmierzwił ich wzrokiem.Odsunął się, choć zniecierpliwienie nie znikało z jego twarzy.

    - Dobra. Wejdź, bo się jeszcze rozmyśli - ponaglił oficer, otwierając drzwi. Zamkną je od razu, kiedy Osma weszła do środka.

    Pomieszczenie, jak na statek piratów, było dość okazałe. Podłoga bez dziur, przy prawej ścianie stało coś w rodzaju półki, czy komody z szufladami, na której stała statuetka statku.

    Po lewe, natomiast, na ścianie wisiał muszkiet, arkebuz, oraz dwa pistolety. Bogato zdobione. Niedaleko, natomiast niby stojak, na którym wisiał mundur kapitański, oraz przewieszony pas w kolorze jasnego fioletu. Na samym końcu pomieszczenia, okna, poprzecinane prętami. Na samym środku, duży stół, z nałożonymi na siebie mapami. Aktualnie, widoczna przedstawiała Amerykę Środkową. Obok kresek, pionki podobne do okrętów. Za blatem, niby biurko, z kilkoma papierami, pistoletem, szablą, dzbanem i dwoma kielichami. Na krześle, siedział właśnie kapitan. O skandynawskich rysach, ciemnych, krótkich blond-włosach i niebieskich oczach. Przyodziany w ciemnawy strój, z rękawicami. Patrzył akurat w jakąś książkę. Podniósł spokojnie wzrok, z uśmiechem

    - Czyli Jack przegrał? - spytał po angielsku - Nic dziwnego. Ranny, a do tego pijaczyna. Choć i tak dość biegły w szermierce. W każdym razie, gratuluje. Rzadko widuję niewiastę która umiałaby zmierzyć się z doświadczonym żołnierzem, jego wysokości Karola - wstał z blatu, przelewając zawartość dzbana do kielichów - Ale powinienem inaczej zacząć. Przede wszystkim. Jestem kapitan Arvin. Pochodzenie północnego - podniósł mniejsze naczynie - Zgaduję, że przez tą długą podróż, musiało ci zaschnąć w gardle - powiedział, podając jej napój, zapachem przypominający wino. Czerwone, sądząc po kolorze.

     

    Tym czasem, Jack został przeniesiony z powrotem na główny pokład, pod środkowy maszt. Zbliżył się do niego któryś z żołdaków znający angielski

    - Wiesz jak jest nagroda dla przegranego? - spytał żartobliwie.

×
×
  • Utwórz nowe...