Skocz do zawartości

Hetman WK

Brony
  • Zawartość

    430
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Hetman WK

  1. (dobra dość tej stagnacji)

     

    Cios Osmy, trafił w sumie w samą ranę na boku Jacka. Ten, nie doznając natychmiastowego paraliżu, opadł na ziemię. Dla załogi, to wystarczało. Zakrzyknęli, a paru oficerów ściągnęło kapelusze, do których marynarze wrzucali pieniądze. Albo kosztowności innego rodzaju. Hazard najlepszą formą rozrywki. Żołdacy na dole, podnieśli swoje muszkiety, dzięki czemu zniknęła szansa na nadzianie się na bagnet. Do Osmy, podszedł jeden z oficerów. Ten co znał angielski. Na twarzy dość podstarzały, z opaską na lewym oku.

    - Gratuluje mości pani, znajomości walki. Magnus o tobie wspominał. Trochę treningu i może mu dorównasz. Tak czy inaczej, kapitan chce z tobą pomówić. O czymś dość ważnym.

    W tym czasie, dwóch innych, złapało Jacka i podniosło, jednocześnie mając upewniając się że nie zrobi nic głupiego.

     

  2. Adam

     

    - W porządku. Do widzenia, jutro - wstał, kiwnął głową i wyszedł - Oby - Zrobił kilka kroków, z dala od pokoju. Chwycił za talizman na szyi - bądźcie panowie przygotowani.

     

    Przed domem, przybył przed czasem, jakieś...dziesięć minut. Lepiej się upewnić, że się nie spóźni. Na innych przybyłych, patrzył z zaciekawieniem. Niezła mieszanka. Niepowiem. Spojrzał na sporą ilość piachu na podłodze. Ciekawe, czy jakby zniknął to nauczyciele straciliby swoje moce. Coś musi być na rzeczy.

    Spokojnym krokiem, wszedł do pokoju. Patrząc na szafę, trochę się przeraził. Ale tylko trochę.

    - Kiedy będziemy gotowi - złapał za amulet, przywołując do siebie szablę oraz napierśnik, ukryty pod koszulą - To w porządku. Nie ma co przedłużać. Wchodzę - jak powiedział tak zrobił. Może i pułapka, ale jakby co był przygotowany.

  3. Aleksy Dybicz siedział spokojnie na swoim miejscu, w towarzystwie ludzi, którzy niechętnie chcieli przebywać z osobnikiem w dziurawej koszuli. Rzadko bywał w miastach, toteż listy gończe widział sporadycznie, więc nie mógł skojarzyć facjaty. Ale nawet gdyby sobie przypomniał, to i tak powodów żeby go schwytać mało. W walce jeden na jeden, Aleksy dostał by kilka kul z rewolweru i po zawodach. Zajmował się więc pogadankami z siedzącymi obok, przy czym musiał wytłumaczyć się ze swojego akcentu. Cóż. Tak to już bywa. Po za wymianą zdań, głównie na temat wojny, zerkał raz po raz na wybijające się z tłumu kobiety. Znaczy jedyne ładne elementy otoczenia. A żeby zachować pozory, otworzył dziennik, w którym zaczął coś czytać.

    Zdjął z głowy kapelusz, ukazując brązowawe włosy, podobne kolorem do zarostu na twarzy. A zarost podobny do tego austriackiego cesarza. Wąs, łączący się z bokobrodami, widoczny na jasnej, lekko opalonej, cerze. Facjatę, z niebieskimi oczyma, psuła trochę szrama na lewym policzku. Porządnie zbudowane ciało, zakrywał czarny płaszcz, sięgający od ramion do nóg. Pod nim, materiałowe, beżowe spodnie oraz koszula, wojskowe buty. Fakt, ubiór lekko podejrzany, ale nie szata zdobi człowieka. Jeśli w tej szacie nie ma dziur, wielkości kul rewolweru. Pod nogami, spokojnie spoczywała niespodzianka, dla każdego kto byłby na tyle głupi, żeby go napaść.

    Gdy ozwał się tętent kopyt. Czyżby indiańce? Nie. Nie było tych charakterystycznych zawołań. Para na szybie, pozytywnie nie nastrajała. Podniósł głowę, gdy dosłyszał kroki. Wtem, dojrzał odcisk ręki. Dobra, czara goryczy się przelała. Założył kapelusz na głowę. W tym samym momencie, weszły te szkielety. Złapał za Springfielda na podłodze. Chwycił go mocno, wciągając powietrze. Wiedząc że zaraz pewnie wejdą z drugiej strony, albo od góry, czy szyby...miał dylemat gdzie celować. Walić, pomyślał.

    Wstał celując w drugie drzwi. Gdyby coś się w nich pojawiło, to palec na spuście od razu pociągnie, żeby przestrzelić jakąś czaszkę.

     

  4. Podróż, minęła spokojnie. Dla statku, oczywiście. Bo jeńcy, choć nie gnębieni, byli obiektem żartów załogantów. Problem taki, że nie mogli ich zrozumieć. Największym ciosem, było to, gdy kwatermistrz spożywał z kamratami rum, na ich oczach.

    Koniec końców, statek wypłynął na spokojne wody. Rana, przestała krwawić, co nie oznacza że ból zniknął. Osłabł.

    W pewnym momencie, rzucono kotwicę, po środku niczego. Ale mewy latał, znaczy ląd blisko.

    Nagle, paru żołdaków pochwycili jeńców i przenieśli na dolny pokład, na który reszta załogi mogła patrzeć. Jak widownia.

    Paru oficerów, zebrało się i przemawiali. Po niemiecku, szwedzku, słowiańsku, a jeden po angielsku.

    - Panowie! O to, z wdzięczności naszego kapitana, mamy możliwość podziwiania widowiska. O to były pirat Jack, który zdradził swoich - na to ozwał się krzyk oburzenia - Oraz Osma, dawno działająca na szkunerach brytyjskich - Wzrok paru skupił się na niej - Popełnili błąd, podnosząc na nas rękę. Więc...

    Podano im po kordelasie.

    - Niech walczą! - rozgorzał aplauz - Do pierwszej krwi!

    Otoczył ich krąg, naostrzony bagnetami.

    - A! - jeszcze dodał - Jeśli nie, to strzelać!

  5. Kula nie trafiła, trafiając uciekającego żołnierza ramię. Ledwo dostał się na statek, ale dostał.

     

     

    Zwycięska załoga, była trochę zniesmaczona sytuacją, ale nikt nie miał zamiaru powiedzieć tego otwarcie kapitanowi. Trzech Szwedów, rzuciło się na Osmę z tyłu, z zamiarem związania.

    Zakapturzony stanął przed uwięzionymi Hiszpanami. Chwycił mocniej kordelas i przeciął im więzy. Pomógł ostatniemu wstać, mówiąc coś po skandynawsku. Po czym dodał angielszczyzną.

    - Za tą podmiankę panowie, to macie u mnie trzy kolejki.

    Na liniowiec wszedł ubrany na żółto, z brązom kożuchem i dużym kapeluszy człowiek, kierując się do kapitana.

    - Rodriguez! - powiedział ten - Zgodnie z planem, statek z powrotem twój. ¿Usted entiende? - dodał.

    Hiszpan kiwnął głową i uścisnął mu rękę - Interesy z tobą to przyjemność. Ciężki ten wyspiarski.

    - Doprawdy. A powiedz mi, skąd żeście ją wzięli? - wskazał na Osmę.

    - Szkuner, atak. Zapomniałem - wzruszył ramionami.

    - To ja ją wezmę. Hm?

    - I tak tylko problemy. A żeby nie było. Jego wysokość...

    - Świetnie - uścisnęli się - Angielski idzie ci coraz lepiej. Ćwicz trochę mocniej, a jakoś się uda.

    - Jeszcze cię rozumiem. Więc? Pożegnanie?

    - Niestety. Żegnaj druhu.

    Krzyknął coś po szwedzku. Jack został zabrany przez dwóch silniejszych, a na Osmę starczył tylko jeden marynarz. W tym czasie, z brygu wychodzili Hiszpańscy marynarze, na swój statek.

    Jeńców, przywiązano do głównego masztu, po przeciwnych stronach. Oczywiście, ranę jako tako zabandażowano.

    Po czasie, okręty odbiły od siebie. Iberyjczycy, zmierzali w stronę Ameryki Południowej, a bryg w stronę Karaibów.

     

    - To co z nimi zrobisz, kapitanie - zwrócił się pierwszy oficer.

    - Jak wypłyniemy na spokojne wody, w bezpieczne miejsce, to zobaczysz.

  6. Granat, oczywiście, wybuchł, rozrywając Niemca. Szabla, nie dosięgnęła celu, albowiem kordelas wykonał zadanie, wytracając wrogie ostrze.

     

    Sytuacja Anglików, była już tragiczna

    - Odwrót! Wracać na statek! - krzyknął kapitan. Na dźwięk ten, będący niczym anielskie trąby, załoga w pośpiechu opuszczała pokład, przechodząc na swój. Bosman stał przy burcie, pilnując aby wszystko poszło pomyślnie. Dostrzegł Jacka.

    O dzięki ci losie.

    Chwycił za leżący muszkiet, aby potem wystrzelić w stronę byłego pirata. Kula trafiła, akurat w bok.

    - Powodzenia, młokosie - parsknął.

    - Odbijamy!

    Na szybko przecięto liny z hakami, a statek korony, odbił, obierając kurs gdzieś na zachód. Tak jak pozostała fregata i bryg.

    Na pokładzie, zostali tylko Osma i Jack. W otoczeniu przybyłych.

     

  7. Jeden z marynarzy padł na ziemię, najpewniej przez zabłąkaną kulę. Więc tylko jeden kordelas został zatrzymany. Pirat, cherlawy, miał pewne problemy z przełamaniem gardy przeciwnika. W ten czas, pułkownik, jakby zrządzeniem losu, musiał zmierzyć się z innym członkiem królewskiej marynarki, w walce rapier-bagnet.

  8. Cięcie, trochę tylko zabolało szweda, bo to tak jakby spaść na metalowy pręt. Ponownie przyjął pozycję bojową. Spojrzał na dwóch piratów z kordelasami, którzy zaszli Osmę od tylu. W tej sytuacji, możliwość wydostania się...jakaś była, ale niespecjalnie duża. Tylni wojacy, zamachnęli wykonali pełne zamachy z ramienia, na jej barki.

  9. Piraci w szwedzkich mundurach, byli dużo lepsi w walce na bagnety i miecze, lub kordelasy. Na tyle, że Anglicy tracili powoli wiarę w siebie. Osma, trafiła na kogoś w emblematami pułkownika, dzierżącego tradycyjny rapier. Obronił się przed pchnięciem, bez większych trudności. Mierzył ją wzrokiem, tak dokładnie jak sokół. Zamierzył się pchnięcia jej w prawe ramię.

  10. Rzeczony marynarz, na cios w plecy, jeno się obrócił, albowiem szpada uderzyła w coś wyraźnie utwardzonego. Pytanie tylko w co.

    - Myślisz że możesz mnie tak po prostu zabić? - spytał po angielsku, aczkolwiek czuć było północny akcent, charakterystyczny dla Skandynawów. Wysawił kordelasy na pokaz. Do ataku na Jacka, zamierzał się pirat o niemieckich rysach twarzy. W prawej ręce trzymał krótki nóż, a w lewej...granat. Zapalony.

  11. Nikt z załogi się nie ruszył, bacznie patrząc na bryg. W końcu, ukazał się marynarz, w obszarpanym ubiorze. Ręce miał w górze.

    - Powoli do przodu - nakazał kapitan.

    Paru żołnierzy, mniej więcej dziesięciu z dwójką oficerów, podchodzili powoli do nowo przybyłego. Coś śmierdziało, ale trudno powiedzieć co.

    - Ty! Znasz angielski? - spytał któryś z wyższych rangą.

    Pokiwał sprzecznie głową.

    ,,Emisariusze" byli już na granicy jednego i drugiego okrętu.

    - Shoot! - wrzasnął marynarz.

    Zza bariery, wyłonili się żołnierze w niebieskich mundurach z muszkietami. Wystrzelili, zabijając straż przednią.

    - Ga Pa! - machnął ręką na przód, a żołdacy rzucili się do szarży na bagnety. Za nimi, reszta załogi, już bardziej obdarta.

    - Szwedzi! - krzyknął ktoś. Na to słowo, paru żeglarzy już chciało uciekać.

    - Bić ich! - nakazał kapitan, wystrzeliwując z pistoletu, rozpoczynając kolejną batalię na pokładzie tego statku. Równocześnie, przy sterze Brygu, stał pirat, dzierżący dwa kordelasy. Przeskoczył, dołączają do swoich. Równocześnie pokazując swe umiejętności szermierki.

  12. Cofamy się? Może trafię na kogoś z moich?

    Spoglądał spokojnie na otoczenie, przy okazji zastanawiając w jakim celu to przenoszenie.

    - A więc - rzekł - Tak mocno średniowiecznie około...wiek XIII, sądząc po zbrojach oraz budynkach. Przed nami trzy drogi...dziwnie skąpane w ciemności. Jeśli chcesz wiedzieć.

  13. - Przynajmniej tyle dobrego, że mamy całą flotę przy - zaczął bosman.

    - Kapitanie! - wrzasnął załogant, wbiegając do kajuty.

    - Co jest marynarzu? - podniósł głowę.

    - Szybko! Na pokład - wydukał, ledwo mogąc coś więcej rzecz. Tak jak ,,zaproponował", oficerowie wyszli. Stanęli przy sterburcie, wytężając wzrok.

    Na horyzoncie, fregata ,,Szpon", właśnie szła na dno, a jej hiszpański wróg, odpływał. Natomiast w stronę zajętego liniowca, dość szybko, zmierzał bryg. Bardzo nietypowy, bo na jednej burcie, miał 25 armat. Dodatkowo, nie powiewała żadna bandera.

    - Gotować się na przyjęcie ataku! Rzućcie haki! - zawołał kapitana do załogi - I bez głupich ruchów - sięgnął po rapier.

    - Słyszałeś Jack! Jak kapitan mówi żeby nie szarżować, to ty masz się ustosunkować - powiedział bosman - Co najwyżej powoli naprzód.

    Marynarze sięgnęli po miecze i pistolety. Członkowie morskiej piechoty, mocniej złapali swe muszkiety.

    Liny z hakami zaczepiły o dziwny statek, który szybko się zrównał. Nikt nie wyskoczył, ani nikt nie strzelił.

  14. - Widzę że szybko się dogadamy - odwrócił się - Widzisz Jack? Tam powinieneś się zachowywać w mojej obecności  - uśmiechnął się i wszedł do głównej kajuty.

    - Kapitanie. Jak poszukiwania?

    Wiliam siedział przy stole, patrząc w papiery - Coś tu nie gra - mruknął - Wszystko zapisane na niejakiego Rodrigueza. Ale po nim samym. Ani śladu. Oficerowie w sumie to ci niżsi, więc i tak nic nie wyciągniemy.

    - W ogóle udało nam się coś osiągnąć?

    - No. Nasza flota niszczy hiszpańską, do tego zajęliśmy ich liniowiec - pokiwał głową - Jakieś osiągnięcie zawsze jest.

  15. - No cóż, los ma dla nas przeróżne plany. I można też trafić do Hiszpańskiego więzienia. Na szczęście wiatr ci sprzyjał. Bo ponownie będziesz służyć koronie - sięgnął do kieszeni, wyciągając kotylion o barwach brytyjskich i podał go kobiecie - Witamy w załodze. Każda dodatkowa para rąk, może się przydać. Przy najbliżej okazji, zostaniesz wpisana na listę. Do tego czasu, nie mam dla ciebie zadań. Po prostu bądź przygotowana, na ewentualne odpłynięcie. Czy to jasne?

     

     

    - Ta...Hiszpanie dostają po tyłku. Chyba czas, żeby zareagować. Prawda, kapitanie?

    Zakapturzony bukanier, zbliżył się - Jeszcze chwila. Będzie nam łatwiej, gdy mocniej ich wykrwawimy.

  16. Z pod pokładu, wyszli dość szybko i większych problemów nie było. Nie licząc kilku marynarzy, którzy dość podejrzliwie patrzyli na Osme. Stanąwszy na głównym pokładzie, żołnierz krzyknął:

    - Adair! Mógłbyś podejść?

    Bosman dostrzegł wołającego. Odstąpił od Jacka, dość chętnie.

    - Tak żołnierzu? O co chodzi? - spytał, chowając ręce za plecy.

    - Podczas sprawdzania ładowni, znalazłem coś więcej niż proch i rum - dumnie powiedział.

    - Widzę. Widzę - spojrzał na kobietę - Ja już się tym zajmę. Możesz odejść - Daję ci ostatnią ulgę. Naciesz się zdobyczą.

    - Ta jest! - zasalutował i odszedł.

    - No moja droga - uśmiechnął się - Przechodząc do konkretów. Przede wszystkim, wypadałoby, abyś się przedstawiła. Potem zdecyduję, co zrobimy dalej.

     

×
×
  • Utwórz nowe...