- Cóź... dobra... nikt nie idzie... - mruknełam pod nosem, jedno kopytko powędrowało ku dołowi.
Zaczelam pocierać... w góre i w dół... było mi tego potrzeba... bo po chwili... czułam już duża przyjemność z tego co robiłam... Zaczełam to robic szybciej... i szybciej... czułam że miałam już dawno mokre kopytko... pewnie tez mi ciekło.. co mnie zmuszało do szybszego poruszania... dyszałam cieżko... było baaardzo przyjemnie...