Skocz do zawartości

Matalos

Brony
  • Zawartość

    1435
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Matalos

  1. - No to w zad... - mruknąłem widząc, co na mnie leci.

    Wtem poczułem tajemnicze pulsowanie wewnątrz. To było niczym napierająca fala, chcąca wyjść na zewnątrz, wydostać się z mnie. Dobrze pamiętam to uczucie... I pamiętam co się stało, kiedy ostatnim razem się pojawiło...

    Skumulowałem energię i wypuściłem moc.

    Dookoła mnie uformował się okrąg z tęczy. Zaczął się szybko rozszerzać, topiąc i zamrażając piasek. Wchłoną wojowników ognia, zmieniając ich w puste statuy...

    Co ty na to, przeciwniczko? To uwolnione spektrum... Które zmierza w twoją stronę.

  2. Dobra, zrobiła unik ale o takie coś mi chodziło. Potem jeszcze transformacja... Przywitaj się z wyrzuconym piaskiem z areny. Prosto w twoje oczy! Kożystając z zaskoczenia, jakie wywoła mój pierwszy atak, rzucam w nią deską. Byłoby miło, gdyby oberwała... CO TO JEST!? Ona chce spalić arenę, czy co? Meteory i pnącza... A arena z drewna. Dobra, Rainbow! Myśl, jak uciec przed wystrzeliwanymi wściekle meteorami z nieba...? A czemu uciekać? Skupiam się na najbliższym i wystrzeliwuję w niego magiczną wiązkę spektrum. Maleńkie kawałki skały lecą na wszystkie strony kiedy mój atak trafia. Jednak deszcz ognia nadal trwa. Szybko wskakuję na cztery największe skały i wzbijam się na nich w powietrze. Co ty na to? Jeszcze zaczynam w nią rzucać kamieniami co zostały po meteorze.

  3. Ładny widok, takie tęczowe fajerwerki... Do tego efekt obszarowy... Trzeba o tym pamiętać. Co ta klacz robi? Oż ty w pyszczek! Dobra, Rainbow skup się. Wymyśli coś, zanim stanie się coś złego... MAM! Podbiegam do stosu szczątków, jakie leżą przy miejscu, gdzie trafił piorun tej wariatki. Podnoszę pusty kubek po Siano-coli i odwracam się w stronę serduszek. Lecą na mnie, niczym parasprites na obiad. Wykonuję zamach kubkiem i łapię je do wnętrza. Potem zatykam wieczko. - Tego się nie spodziewałaś, co? - krzyczę w kierunku oponentki. Podnoszę kawał drewna, jaki leży przy mnie. - NO TO SZARŻAAAAAA!!!! - krzyczę i ruszam biegiem na wroga, wymachując sporą, drewnianą deską jak maczugą.

  4. Ufff... Było blisko. Jeszcze chwila i bym skończył z kolejną dziurą w głowie. Moja kolej. Strzelam w niego. Jest za blisko, aby go wybuchnąć, więc co mi zostało? Jak jeszcze raz na mnie skoczy, to przysmażę go silnikami odrzutowymi w kombinezonie.

  5. Wiesz, co mamy po deszczu? Tęczę, prawda? Dzięki za spory dodatek do mocy.

    - Wybacz Canterlot, ale po tej burzy nie będzie tęczy - mówię, koncentrując magię na kreującym się spektrum.

    Muszę się pospieszyć, bo ta wariatka gotowa jest mnie spopielić błyskawicami... Dobra jest.

    Argh! To było blisko... Zaraz... Co to za ciepło na nodze? Chwila...

    - FUTRO MI SIĘ PALI!!!! - krzyczę i zaczynam biegać. Wyglądam komicznie. Padam na ziemię i staram się ugasić płomienie, tarzając się po mokrym piachu.

    Załatwię ciebie. Ładuję atak tęczą, ale nie kieruję go w przeciwniczkę. Zamiast tego wzmacniam mocą spektrum metalowe kije, jakie wiszą na ścianach. Potem wyrzucam je w nią z dużą siłą. Kilka wielobarwnych pocisków leci na mojego wroga.

    Skoro ona ma zajęcie, a ja już się nie palę, to chyba mogę wstać. Prostuję nogi, przeklinając w duchu mojego informatora...

    Lewitacja na mocnym poiomie stary, nic więcej... jasne...

  6. - Ja dobrze wiem, czego ty potrzebujesz. Ale ci nie powiem - mówi Cawdie. - Wiesz czemu? Bo jesteś słaby. Egoistyczny... Narcystyczny... Dziecinny... Głupi... Ale przede wszystkim słaby. Nie byłbyś w stanie wykorzystać okazji, nawet gdyby ktoś ci podał ją na tacy! Celestia popełniła błąd, wybierając kogoś takiego jak ty! Już ja byłbym lepszy od ciebie.

  7. Widzę, że koleżanka stawia na show, co? Ale... Skoro jest burza, jest i deszcz. A wiesz, czym jest tęcza, prawda? - Jedziemy dalej! Więcej mocy!!! - śmieję się wariacko. I tak nikt tego nie słyszy, z powodu burzy. ŁOŁ! To było blisko. ta błyskawica o mało co mnie nie trafiła. Dobra, trzeba działać. Wykorzystuję moją magię aby otoczyć się barierą ze spektrum. Generuję też wiatr, który rozegna te chmury. Dookoła pewnie pada deszcz, więc piach jest mokry. Czekam tak, aż wiatr rozgoni magiczne chmury. Następnie wysyłam wiązkę spektrum w kierunku przeciwniczki. Co ty na to? (kolor: czerwony)

  8. - Wystarczy... - mruczę. Staję na baczność i uderzam się raz w pierś. Capinowski... Najlepszy ładowniczy, jakiego kiedykolwiek widziałem. Tak śmigał z tymi taśmami podczas załadunku, że ho ho ho... Wyrywam kartkę z notesu, notuję na niej kilka słów. Takie pożegnanie, zasłużył na nie. Wkładam mu karteczkę do ręki. - Nie wie pan, gdzie mają resztę... załogi? - pytam się medyka.

  9. - Och... - westchnąłem. - Widzę, że już jesteś. Obserwowałem przemianę tej klaczy. Zabawne, nigdy wcześniej nie widziałem innego alicorna niż księżniczki... A ta jej nowa forma... Intrygujące. Ale dobra, mieszkańcy Canterlot chcą widowiska... Trzeba im je dać. - Witaj, MoonSun - mówię, kłaniając się dworsko. - Mam nadzieję, że walka z tobą będzie przyjemnością - przyciągam magią najdłuższy, niemal dwumetrowy kij. Zajmuję pozycję bojową i spoglądam na przeciwniczkę. Wiązka spektrum przesuwa się za moimi plecami. - Zaczynaj. Kuc na trybunach woła: - Klacze i Ogiery... Zaczynamy pojedynek! Niech wygra lepszy!

  10. Prostuję kopytka i wychodzę na arenę. Przechodzę pod kamiennym przejściem, wykutym w żywej skale. Tej samej, na jakiej opiera się Canterlot. Bo w końcu gdzie jest lepsze miejsce na pojedynek, niż stolica? Gdzie setki kucyków z wyższych klas mogą oglądać, jak magiczne istoty pojedynkują się, tylko dla prymitywnej rozrywki. Kiedyś głoszono "Chleba i Igrzysk." W Canterlot dostaniesz to, czego pragniesz. Chleba mają tutaj na pęczki... A za rozrywkę służą takie kucyki jak ja... Wychodzę na piasek areny. Słońce świeci mi na twarz, zasłaniam oczy kopytem. Spoglądam na teren walki. Nic specjalnego, piach jak okiem sięgnąć. Na ścianach wisi broń, oczywiście nic ostrego. Pałki, kije i te rzeczy. Chcą widzieć walkę i widowisko, nie krew... Wyczarowywuję wiązkę spektrum i obserwuję jak zmienia kolory, jak powoli plącze się i wije w powietrzu. Czekam.

  11. Cawdie szybko unosi ciebie w powietrze, zanim zdołasz spaść. Lewituje ciebie do wnętrza i spogląda na ciebie zrezygnowany: - Nie będę ci mówił, że jesteś idiotą, bo widzę że to nie pomaga. Nie będę ci też starał złagodzić, mówiąc że to inni są w błędzie. Wiesz czego dokładnie potrzebujesz? - pyta spoglądając ci w oczy.

  12. Multi obniża lot, unosi się nisko nad ziemią ale nie ląduje. - Uuuu... Chcesz mnie uderzyć? - oblizuje się wolno po wargach. - Bojowy... Lubię takich. CHODŹ TU! - krzyczy i chce ciebie przyciągnąć magią. Jednak... Stoisz w miejscu. Oglądasz się i widzisz, jak księżniczka Luna blokuje ciebie swoją magią. - Nie! Nie pozwolę, abyś skrzywdziła kogokolwiek, zwłaszcza jego! - Pfff - prycha Multi. - Naprawdę tobie na nim zależy? Myślałam, że jesteś zbyt staroświecka na coś takiego... Nightii - zwraca się do ciebie przymilnie. - Chodź do mnie... Dam ci coś, czego ona ci na pewno nie da...

  13. Luna i Twilight spoglądają na ciebie zaskoczone. - J-jesteś pewien? - pyta Twilight. - Musi być. Jeśli to rzeczywiście jest wezwa... - JUHUUUUU!!! - przerywa jej wołanie Multi. Klacz unosi się w powietrzu, spoglądając na was z szaleństwem w oczach. - Tęskniliście? Och, przepraszam, ale musiałam załatwić parę spraw... Nighti, jak się cieszę, że ciebie widzę...

  14. - D-dobrze - odpowiada Twilight. - Dziękuję ci. Za pomoc, jaką mi okazałeś... Chodźmy.

    Na stopniach ktoś wyrzeźbił różne symbole, przypominające litery. Są jednak nieco inne, i podczas czytania ich nie mają one sensu.

    Zbliżacie się do księżniczki. Ta widząc was uśmiecha się, przerywa czytanie czegoś na schodach.

    - Cieszę się, widząc ciebie Twilight Sparkle. Może będziesz w stanie mi pomóc - wskazuje kopytem na schody. - To jakaś pradawna mowa, której nie umiem odczytać...

    Niech na słowa wezwania tego, zjawi się Kreator. Zbrojny w swój umysł stanie do pojedynku i ochroni przyzywającego. Bo to jego piecza spoczywa nad tym miejscem i wszystkimi uwięzionymi tutaj.

    Ty umiesz odczytać to pismo... Kolejne wspomnienie się pojawia...

    - Królowo, jesteś pewna? - pyta podmieniec?

    - Taaaak... Wyczułam to. Obawiam się, że powróci rodzeństwo... A Celestia przysięgała, że pokonała ich na zawsze... - Chrystalis zwraca się do sługi - przekaż wszystkim, że wyruszamy na wojnę. I złap tego Equestriańskiego szpiega, co chowa się za moimi drzwiami. Potraktuj go... Pismem.

    Luna spogląda na ciebie.

    - Nightwing... Wszystko w porządku?

  15. - Wyjdziesz z tego - odpowiada spokojnie Cawdie, nadal wpatrzony w jakiś punkt na ścianie. - Widziałem gorsze rany, po których kuce śmigały jak gdyby nigdy nic - robu krótką pauzę na wdech. - A gdybym ci powiedział, że masz coś do stracenia? - podniósł łeb i spojrzał ci prosto w oczy. Jest smutny.

  16. Przekraczasz drzwi. Stoisz w małym korytażyku, prowadzącym do różnych pomieszczeń. Spoglądasz na rozpiskę pomieszczeń, gdy nagle słyszysz głos: - Przepraszam was, ale czego tu szukacie żołnierzu? - pyta jakiś kuc. Odwracasz się i widzisz, potężnie zbudowanego, umundurowanego pegaza, z rangą majora. Spogląda na ciebie z góry, z groźną miną.

×
×
  • Utwórz nowe...