-
Zawartość
1435 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Posty napisane przez Matalos
-
-
- Wy dacie mi książkę. I zamkniecie oczy na kilka minut. Ja powiem wam, gdzie ten pegaz jest. To chyba uczciwa umowa, co nie? - uśmiecha się wesołkowato.
-
- Kod Meduza? - powtarza zaskoczona. Jednak szybko się opanowywuje i słyszysz - Już lecą. Masz nowe wytyczne. Uprzykrzyć życie obroęncom tak, aby lądowanie odbyło się bez większych strat. Bez odbioru. W słuchawkach słyszysz już tylko delikatny szum.
-
- Powodzenia - słyszysz jeszcze okrzyk Noc'a. Potem słyszysz głośne plaśnięcie. Potem do twoich uszu docierają stłumione szepty, nie słyszysz, o czym oni dokładnie mówią. Otwieracie drzwi. Otacza was białe światło, które po chwili zmienia kolor na żółte. Potem przeskakuje w barwę dojrzałych jabłek, a na koniec zmienia się na zielone. Potam, kolory znikają, a wy lądujecie na polanie. Dookoła was rosną wielokolorowe kwiaty, latają motylki, w powietrzu czuć wiosnę. Przed wami, skulona pośród roślinności leży Twilight Sparkle. Jednorożec jest wyraźnie przerażony, klacz trzęsie się, głaszcze po ogonie i szepcze cicho: - Nie denerwuj... Nie denerwuj... - powtarza jak mantrę. Luna nachyla się nad nią, spogląda jej w oczy. Spogląda na ciebie, z prośbą w oczach. - Mógłbyś rozejrzeć się po okolicy, zobaczyć, czy jest tu ktoś jeszcze? - pyta, w jej głosie słyszysz napięcie. - Ja zostanę tutaj z nią i spróbuję choć trochę ją uspokoić...
-
- Normalnie zabiłbym ciebie już teraz, - zaczyna Mastemar, przechadzając się po celi - ale mam lepszy pomysł. Chodź za mną... Magią unosi ciebie w górę i niesie wzdłuż korytaża. - A, zapomniałem... ty sobie raczej nue pochodzisz... - zaczyna się śmiać cicho.
-
Jednorożec bierze wdech i liczy do trzech. - Po pierwsze - zaczyna Cawdie, całkiem spokojnie - już mu nie służę. Wypisałem się ze służby zaraz po tym, jak przejął władzę. Po drugie, zatrzymam ciebie siłą, jeśli będę musiał - jednorożec ustawia się w pozie bojowej.
-
Zakupy!!! Trzeba było poczekać na wypłatę... Ale znalezione, nie kradzione... Przynajmniej amunicję uzupełnię. Dobra, nie podobają mi się te drzwi z sylwetkami. Kierunek, zasilanie. Rozświetlimy to miejsce.
-
- To... niezbyt istotne - odpowiada księżniczka. - Wykożystał jedną słabość, jaką udało się temu świrowi mu odkryć... - Ja tu jestem! - przerywa jej Noc. - Ale teraz - ignoruje go księżniczka i koontynuje - jestem silniejsza i nie dam się tak łatwo pokonać. Jestem ci niezmiernie wdzięczna, że zostałeś aby mnie bronić... - Luna przez chwilę milczy. Następnie puszcza ciebie i pyta łagodnie - Powinniśmy ruszać po Twilight, nie sądzisz?
-
Gdy tylko wkraczasz do celi, czujesz jak chwytają ciebie magiczne macki. Przyszpilają ciebie do ziemi. Słyszysz kroki i zza rogu wychyla się Mastemar. Uśmiecha się ponuro i mówi: - No, no, no... Kogo my tu mamy? - pochyla się przed tobą. - Naprawdę... Was zakochanych tak łatwo pojmać... Liczyłeś, że zostawię Twilight bez ochrony?
-
Najpierw mina. Potem, jeśli cokolwiek będzie się jeszcze ruszać, wystrzał z granatnika. Z tymi bestiami trzeba działać bez ograniczeń.
-
(pisałem to o 24:11, z telefonu. Ale dobra, postaram się. Dzięki za info.) Pa pierwszymi drzwiami nie ma nikogo. Ale w kolejnej celi zauważasz nieprzytomnego kucyka. W następnej leży kolejny, cele ciągną się, a ty idziesz i szukasz Twilight, licząc że znajdziesz ją gdzieś tutaj. Wreszcie docierasz do celi, gdzie leży Twilight. Klacz jest brudna i poraniona, leży nieprzytomna w kącie.
-
- Większy, niż umieranie na próżno - odwarkuje Cawdie. - Zostajesz i kropka.
-
Księżniczka uspokaja się w twoich kopytach, czujesz że powoli przestaje płakać. Wtem, słyszysz chrząknięcie. Odwracasz łeb i widzisz Noc'a. Jest czymś wyraźnie skruszony. - Przepraszam, że przerywam wam taką uroczą chwilę, ale tak się składa, że Nightwing przeszedł próbę odwagi... Właściwie to pierwszą... - przygryza wargę. - To... Jak tylko już się powytulacie, to może zechcecie przejść dalej? - wskazuje kopytem na drzwi, które magicznie pojawiły się przed wami.
-
Skradasz się cicho w kierunku Matalosa. Twój cel jest tak skupiony na niszczeniu grupy skał, że nawet nie zorientował się, że zaszłeś go od tyłu. Uderzyłeś Alicorna w tył głowy, rozległ się cichy jęk bólu i kuc padł na ziemię. Widzisz małą wiązkę światła, wpływającą do jego ucha, słyszysz też głos Gem: - Teraz mamy do pogadania, ukochany... Widzisz prowadzący głębiej w górę korytaż. Zauważasz też kilkoro drzwi, umieszczonych przy przejściu.
-
Wilki drzewne... Takie bardzo... Sztuczne. Nie pasujące. Jakością wybijają się z tła... Wyglądają nieprzyjemnie, przynajmniej dla mnie. Ogólniw fabuła odcina będzie pewnie wyglądać tak: - Wydarzenie XYZ (nie wiadomo co, ale wygląda na to, że ekipa uda się do lasu Everfree). - Spike sługusuje (po uratowaniu Cristal Empire wraca do zwykłej roli). - Smoczek strzela focha i odchodzi/odmawia dalszej współpracy. - Ekipa ogarnia, że źle zrobiła i teraz leci go ratować. - Możliwy list (to byłby już drugi!).
-
Ciemna klacz cofa się zaskoczona twoim manewrem. Uśmiecha się i szykuje kolejne zaklęcie. Wtem z twojego medalionu wylatuje granatowy promień i pochłania twoją przeciwniczkę. Atak pochłania twoje siły, sprawia ci delikatny ból w czaszce, ale utrzymujesz go tak długo, dopóki, aż twój amulet zaskwierczy i opada ci bezwładnie na szyję. Wreszcie lądujesz wyczerpany i widzisz, jak straszna i ciemna klacz zwija się w kłębek, otoczona ciemnoniebieskim światłem. Widzisz, jak postać kurczy się, słyszysz ciche łkanie. Gdy światło znika, widzisz Lunę, stojącą w tym samym miejscu, gdzie była czarna klacz. Po policzkach ciekną jej maleńkie łzy, ale uśmiecha się do ciebie promieniście. Jest cała roztrzęsiona, z ciała unosi się niewielka stróżka dymu. Nagle wtula się w ciebie. Słyszysz ciche: - Dziękuję, że mnie nie opuściłeś - szepcze księżniczka.
-
- Bwahahahahahaha - śmieje się klacz. - Musisz się jeszcze dowiedzieć o Lunie, Nightwing... Szkoda tylko, że raczej nie starczy ci na to czasu... - mówi, wysyłając kolejny promień w twoją stronę. Omijasz go z łatwością. Potem wykonujesz beczkę, unikając kolejnego magicznego ataku. Wtem czujesz potężną siłę, pulsującą wewnątrz ciebie. - Skierują ją na nią - mówi Luna wewnątrz twojej głowy. - To załatwi sprawę.
-
Klacz zanosi się głośnym śmiechem i krzyczy: - TY mnie doprowadziłeś to takiego stanu! To twoja wina i otrzymasz za to karę!!! Wtem twój medalion zaczyna drżeć delikatnie. Słyszysz cichy głos Luny mówiący: - Nie poddawaj się. Jeszcze tylko chwila... Mój rycerzu...
-
- Ja jestem Luną - mówi klacz i zaczyna się śmiać szaleńczo. - A teraz... chodź tu do mnie!!! - krzyczy i wystrzeliwuje w ciebie wiązkę ciemnej energii. Noc przygląda się temu, z nieskrywanym zdziwieniem.
-
- Jasne... - wzdycha smutno czaszka. Widzisz łzy z zielonego ognia spływające po jej policzkach. - No nic, trudno. Ja lecę - czaszka odlatuje szybko. Smite patrzy za nią i mówi: - Nie wiem, czy się bać, czy cieszyć z nowego w drużynie...
-
- Ja jestem Twilight Sparkle - odpowiada klacz. Pociera kopytem brodę. - Chodź za mną - odwraca się i odchodzi.
-
- Dobra, czemu nie - odpowiada szczęśliwie czaszka. - Tylko znajdę moje ciało... Nie widzieliście może po drodze takiego szkieletu, łatwo go rozpoznać bo biedactwo chodzi bez głowy...?
-
Uderzam pięścią o stół. - K***a - klnę na cały głos. Zabiję tego gnojka, co miał mi dostarczyć tą wiadomość. Trzy cholerne dni! Straciłem najlepszych ludzi... i nawet o tym nie wiedziałem. Dygoczę z gniewu, czuję jak krew napływa mi do twarzy... Jeśli ten ch*j adiutant, teraz wejdzie do kantyny, to przysięgam, że zginie...
-
- Bo nie macie pojęcia gdzie on jest, ani czy coś mu się nie stało... - odpowiada z wesołkowatym uśmieszkiem. - To jak będzie? - potrząsa wyciągniętym kopytem. - Umowa?
-
Przez chwilę panuje milczenie. Wreszcie, z ciemności wyłania się... quc. Fioletowy, z rogiem na czole. Spogląda na ciebie podejrzliwie i mówi: - Więc... ilu was jest?
"Wojna, Wojna nigdy się nie zmieni" - Matalos (END)
w Archiwum RPG
Napisano
Siadam za stołem i wspominam. Bury, Dziki, Wiewiór i Capi... Nawet nie miałem jak ich dobrze pożegnać... Najlepsi mechowi, w całym batalionie... Teraz nie żyją, a ich dowódca nawet nie przyszedł ich pożegnać... Wiem! Zrobię to teraz. Wychodzę z kantyny i kieruję się do szpitala. Spytam się, może ich jeszcze nie odesłali...