-
Zawartość
1041 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
33
Wszystko napisane przez Talar
-
Skoro są tematu "jaką masz tapetę", "od jakiej piosenki jesteś ostatnio uzależniony" itp., to teraz ja się pytam, jaki macie dzwonek na telefonie? Ja dotychczas miałem ów hit, ale ostatnio mi się znudził, więc przestawiłem się na nieśmiertelny hymn internetu: Spodziewam się tutaj na forum samych gangów albanii czy nicklebacków, ale kto wie, co kto ma jako melodie przy połączeniu
-
A ja się pytam, dlaczego w tej drużynie pierścienia nie ma Flima i Flama do piurwy nędzy!!!! Obejrzę chronologicznie, jak wyjdzie reszta sezonu.
-
Plusy: - nie przypominam sobie tej klasycznej muzyczki, która grała jak Rarity gadała. Wydawała mi się jakaś inna, ale bardzo fajna. - spike był spoko - rozśmieszyło mnie, jak w opowieści Pinkie AJ wyszła na takiego naiwnego debila - za sam pomysł dam plusika Minusy: - nadal nie mamy zielonego pojęcia, co się na tej łódce odjaniepawliło - w ogóle wywalili tego potwora z loch ness, który miał spięcie w inkubatorze i że to niby on obalił łódź. W takim razie skąd się ta cała burza wzięła, bo chyba wszystkie 3 na raz jej sobie chyba nie ubzdurały - za szybko się pogodziły, nadal nie wiedząc, co tam się odwaliło - twalot zbyt podniecony na początku Ocena: 6/10
-
Te protesty nie są idealne, ale je popieram.
-
Powiem tylko, że w takich przypadkach nie powinieneś ograniczać się tylko do swojej klasy, bo na serio mogłeś mieć tego pecha, że nikt do Ciebie nie pasuję. Moich dwóch najlepszych kumpli miałem w innych klasach, a w swojej jedynie takich, co z nimi od tak można kilka zdań co najwyżej zamienić. Za tydzień idę na studia i zapewne tam też tak będzie.
-
przereklamowane Zalety: - Starlight - ten kucowy trans całkiem śmieszko - aj wspomniała wyciskarkę cydru 6k Wady: - poza tymi scenami z kucami w transie, odcinek ciągnął mi się mozolnie - ten chillouting mnie jakoś wkurzał. - - nie wiem, ale coś mi nie podchodziło w tym odcinku Ocena: 7/10
-
do usług!
-
Jakby co, to tak, w tym odcinku jest Starlight Glimmer.
-
gj, jestem szczerze pod wrażeniem.
- 10 odpowiedzi
-
- programowanie
- twilight sparkle
- (i 5 więcej)
-
Nie słuchałem Adazii po polsku Ale z tego, co kojarzę nazwisko, ma ona dosyć typowy głos :(
-
Ta, tak szybko, że jeszcze poleciały do Twilight, by jej powiedzieć, że gryf jakimś cudem dostał znaczek.
-
Widziałem ten film chyba ze sto razy, ale dopiero teraz zachciało mi się o nim pisać. Zaklęte rewiry Ten oparty na prozach powieści Henryka Worcella dramat z '75 roku ukazuję trud pracy kelnera w szanującej się restauracji. Książki nie miałem okazji czytać, lecz jestem pewien, że film świetnie oddaje to, co autor miał do przekazania. A dokładniej to, iż zawód kelnera (który niestety w dzisiejszych czasach różni się od tego sprzed wojny), jak i wiele innych podobnych profesji to prawdziwa walka o byt, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone. Film przedstawia losy granego przez jeszcze wtedy bardzo młodego Marka Konrada niejakiego Romana Boryczkę, który szuka pracy. Znajduję on zatrudnienie w restauracji w drogim hotelu i widzimy, jak od obierania ziemniaków nasz bohater powoli oraz z wielkim wysiłkiem awansuję na coraz to wyższe stanowiska, aby w końcu zostać kelnerem głównych przydzielonego rewiru. Film tutaj doskonale przedstawia, jak formalnie wyglądała praca w takim lokalu, począwszy od baru, skończywszy na przyjmowaniu gościu specjalnych i proponowaniu poszczególnych dań klientom. Mamy tutaj więc świetny opis tego, jak przed wojną były prowadzone restauracji. Jednak zdecydowanie silniejszym atutem filmu jest ukazanie tych zawodów "od kulis", gdzie nie ma miejsca na uczucia, a jedyną drogą do awansu jest lizanie tyłka i cwaniaczenie. Widzimy tutaj świetną transformacje głównego bohatera od nieśmiałego i nierozumiejącego tego wszystkiego chłopca na posyłki do kelnera, który za własne błędy cieleśnie karci kelnerów z niższego stanowiska. Świetną rolę odgrywa tutaj niejaki Fornalski, kelner na najwyższym stanowisku, grany przez świętej pamięci Romana Wilhelmiego (jeśli tak się to odmienia), jednego z najlepszych aktorów, jakie polskie kino miało. To właśnie on jest największym cwaniakiem i najbardziej jadowitą żmiją w filmie, dzięki czemu zapewne awansował tak wysoko. Główny bohater, pomimo trudnych chwil i "nieciekawego" towarzystwa, w jakim pracuję, stara się nie tracić resztek moralności, za co nierzadko musi przypłacić surową karą. Gdy zakochuję się w pewnej recepcjonistce, ta zostaję wyrzucona, gdyż "miłość to jest piękna rzecz, ale nie dla interesów". Ogólnie mówiąc, film jest przepełniony problemami natury psychologicznej oraz walce o zachowanie resztek moralności w środowisku, gdzie nie ma miejsca na uczucia, a ludzi widzi się albo jako pieniądze, albo jako mniej pieniędzy. Sumując to wszystko: - świetnie ukazane problemy psychologiczne głównych bohaterów - niesamowita różnorodność bardzo wyrazistych charakterów - dobrze ukazane problemy codziennej pracy w przedwojennej restauracji - niemająca sobie nic do zarzucenia gra aktorska, szczególnie na pochwały zasługuję młody Marek Konrad oraz Roman Wilhelmi - dobrze ukazany wpływ otoczenia na zachowania poszczególnych bohaterów - ogólnie dobre kino 9/10
-
i Kto wie, z czego te dwa "dzieła" są, ten ma propsy.
-
Kilka porad technicznych: Ścisz tą muzę, jak się na profil wchodzi, bo mi to ryknęło jak diabli, a tu ludzie chcą spać. Pod każdym filmem daj link do modów, ewentualnie filmiku, gdzie opisujesz mody, jakich używasz, żeby uniknąć spamu. Używaj interpunkcji w tytułach. W ogóle samo intro jest zdecydowanie głośniejsze, niż gra, nie mówiąc już o głosie. Nie wiem, czy pojawia się to na filmie, ale jeśli nie, to podawaj tytuły muzyczek, które lecą w tle. Na razie tyle.
-
Nah Jakaś postać jest energiczna, radosna i chce pomagać każdemu? spoko Jakaś postać jest energiczna, radosna i chce pomagać każdemu, lecz momentami jest wręcz do bólu głupia? Nie, dziękuję. Znaczy, nie była złą postacią, ale jakoś do gustu mi nie przypadła. A to, że CMC dało się nabrać na ten fałszywy znaczek to było to aż zbyt naiwne. Poza tymi wadami, nie widzę tutaj nic zarówno złego, jak i dobrego. 5,5/10
-
Spędzając kilka poprzednich wieczorów w pokoju w nadmorskim ośrodku, oglądałem telewizor. I okazało się, że obejrzałem tak 3 filmy. Niestety, żaden on początku, ale to raczej nic: 9 kompania Kiedyś też ten film widziałem, również od połowy, lecz nie do końca. Zaczynając od wad, sceny wydawały mi się być nakręcone bardzo chaotycznie i nie robiło to wrażenia, iż wojna jest bardzo dynamiczna oraz bez większego ładu i składu. Zamiast chaosu walki, widziałem dziwne i bardzo szybkie ujęcia, pozbawione płynnych i pasujących do siebie przejść, co sprawiało wrażenie, że czasem twórcy chcą obrazem przewyższyć formę niż treść. Poza tym, schemat postępowania fabuł i losów głównych bohaterów wydawał mi się być zapętlony. Kumpel ginie/robi coś głupiego/widzi kłopoty - walka - spokój i sielanka i zapętlamy. Ale jednak jest to prawdziwy film wojenny, pokazujący brud, trud i koszmar na Ziemi, jaki przeżywali i przeżywają żołnierze na wojnie. Nie ma tutaj miejsca dla radości, fali sukcesów i happy endów, jakie towarzyszą amerykańskim globalnym pożywką dla szarego społeczeństwa. Wojna jest brutalna, straszna oraz okrutna i nie da się tego nie poczuć, oglądając tego filmu. Klimat jest ciężki, trudny do zniesienia. Na prawdę nie mam pojęcia, czy dałoby się oglądać ten film będąc obojętny temu, co się w nim dzieje. Kolejnym plusem jest świetna gra aktorska oraz ogół przedstawionych postaci. Żołnierze są bardzo energiczni, pełni wigoru i skorzy zarówno do walki, jak i do wspólnego świętowania. Rosjanie na ogół tacy są, więc wszelkie zachowania sprawiają wrażenie jak najbardziej naturalnych. Film również poruszał rolę przyjaźni oraz ludzi jako jedności, gdzie dramat jednej osoby jest dramatem całej grupy. Ogólnie film dosyć mi się spodobał, lecz jakoś nie miałbym ochoty obejrzeć go jeszcze raz. Jakbym miał go bezstronnie ocenić, to dałbym mu jakieś 8,5/10, a taka osobista ocena to 7/10 Strażnicy Galaktyki Pomimo tego, iż film ten był momentami śmieszny, efekty były świetne oraz nienachalne, a same postacie odgrywały samych siebie w stu procentach, film ten jest niesamowicie typowy i liniowy do granic możliwości. Tytułowi "strażnicy galaktyki" to oparta na wałkowanych już od zarania dziejów schematach, gdzie jeden gość to super silny bydlak, który wpierw sprawia kłopoty, a potem propaguje skruchę oraz delikatność z wrażliwością, laskę zabójce, co niby nie ma uczuć, a jak przyjdzie co do czego, stanie u boku przyjaciół i ukarze litość swojej siostrze. Kurdupel zgryźliwy mechanik, wiecznie ironiczny, jednak jak przyjdzie co do czego będzie bronić bliskich i rozklei się na widok śmierci swojego kompana (fakt, że jest szopem, był dosyć oryginalny, nie powiem). Jakiś op stwór (w tym wypadku drzewo), co pomimo niszczącego i niemożliwego do policzenia (bo ciągle używa czegoś innego, nigdy tego samego dwa razy) arsenału, jest w jakiś sposób upośledzony i trudno mu jest kontaktować się z innymi. I na końcu kapitan, zwykły gościu, który stara się trzymać całą tą zgraję w ryzach, romansując z jedyną żeńską osobą w składzie i jako jedyny jest w stanie pogodzić team, aby razem stanęli ramie w ramie i pokonali zło. Motyw zmarłej matki też jest poprowadzony tutaj do bólu schematycznie, choć to jej radyjko i puszczanie starych hitów na okrągło było dosyć ciekawym pomysłem, według mnie. Ale ta główna zgraja jest jeszcze do przełknięcia, podobnie jak postać niby zła, która tropi głównego bohatera, ale jak przyjdzie co do czego, to pomorze mu po bratersku pokonać super złego w zamian za ważny przedmiot, obok którego toczy się sama fabuła. I oczywiście jak przychodzi moment oddania mu z bólem tego przedmiotu, bohater podmienia go. Jednak to i tak nic w porównaniu do głównego złego, który był najnudniejszym i najbardziej oklepanym złodupcem, jakiego widziałem. Nic tylko gada, jaki jest potężny i zdradza swojego super szefa, by stać się władcą świata i zniszczyć wszystko, co istnieje. Walka z nim też jest przewidywalna aż do bólu. Wpierw gościu wygrywa, potem nagle wpada główna drużyna, trzask i prask, wybuchy i ogień. Grupa ratuję się i jest szczęśliwa, ale nagle okazuję się, że gość przeżył i zaraz ich zniszczy, ale główni bohaterowie użyli prostego podstępu i po chwili rozwalili złego w sposób, który w sumie mogliby zrobić już na początku filmy. mocne W ogóle fabuła jest jeszcze bardziej oklepana. Wpierw poznajemy bohaterów, każdy z nich ma przesrane, niby dochodzą do celu, ale jeden z nich coś spieprzył, jest walka, dzieje się coś złego, paru z nich prawie ginie, ale jednak nie. Super zły ma ważny przedmiot, a bohaterowie są porywanie przez tego innego złego. Biorą z nim sojusz i zbierają się do kupy, aby przejść grupową metamorfozę by razem postawić się złemu, potem znowu walczą i reszta tak, jak opisałem wyżej przy głównym złym. Jedyne co to jeden z bohaterów zginął, ale ostatecznie to i tak wróci i będzie fajnie. I na dodatek, nie widzę w tym żadnego rozciągania tego schematu aż do bólu w celu parodii, lecz jedynie użycia go, bo jest najłatwiejszy i da dużą oglądalność. I pomimo tego plucia, film nie oglądało mi się wcale najgorzej. Bezstronnie dałbym mu 5, a tak to dostanie 6,5/10 60 sekund I to był w sumie film, który im dłużej oglądałem, tym stawał się gorszy, a zarazem śmieszniejszy. W filmie chodzi o to, że główny bohater, odgrywany przez Nicolasa Cage'a, ma dostarczyć w 48 (chyba) godzin na dostarczenie jakiemuś bucowi 50 super bryk, aby on nie kropnął jego brata. Dlatego więc postanawia wraz z dużo ekipą (do której również należy jego brat) ogarnąć to i w jedną noc skraść te fury. Pomysł jak na razie był dla mnie spoko i szczerze powiem, wykonywanie go też. Sceny z kradzieży samochodów były fajnie pokazane i nie nudne, a fajni motoryzacji mogli sobie popatrzeć na niezłe gabloty. Jednak później, oczywiście, zaczęły pojawiać się kłopoty, gdyż tropiący cały czas naszą szajkę policjant ostatecznie wpada na trop naszych łobuzów i wysyła na nich (dokładnie mówiąc, tylko na Cage'a, który kradnie ostatni samochód) fale policji. I tutaj zaczyna się ta cała akcja, która polega na tym, że Cage wjeżdża na plac budowy i za każdym razem, jak on przejedzie, nagle z dupy wyskoczy jakaś taczka czy inny wózek, który blokuję policjantom drogę. W kulminacyjnym momencie, który szczerze spowodował u mnie salwę śmiechu, Nick cudem omija kule do niszczenia budynków, która przebija uderzony tuż za nim radiowóz policyjny przez ścianę. I w sumie ta scena również mnie nieco zdziwiła, bo reszta policji, jak zawsze nie zważając na rannych kolegów zawsze gna dalej, tutaj zatrzymała się, by sprawdzić, czy kolega ocalał. Potem mamy oczywisty korek na drodze, gdzie przygwożdżony Cage przejeżdża po ramie i przelatuje ze sto metrów. Jednak nie dostarcza samochodu na czas (chyba o jakieś 7 minut się spóźnił) i tutaj zaczynają się jaja. Gościu, który miał dostać samochody, mówi Cagowi, że teraz to nie ma ch*ja, spóźnił się, więc nici z umowy, a jego samego trza zabić, więc jego 4 goryli bierze bohatera na dwór, aby odstrzelić mu łeb. Jednak bohatersko ratują go kumple, a ten idzie po faceta, który wydał na niego wyrok. Oczywiście rzecz dzieję się w jakieś starej gazowni czy uj wie czym, więc mamy migające światło, labirynty rur i stalowych mostków z przepaścią na 50 metrów oraz buchającą parę z różnych miejsc. Do zabawy w chowanego dołącza tropiący bohatera policjant, który zostaje rozbrojony przez głównego złego i jak ten już ma skrócić jego żywot, Cage ratuje policjanta, wypychając gościa zza barierkę, skóra po długim locie przebija się przez jakaś szybę i ginie. Bohater oddaje się w wolę policjanta, lecz gada coś w stylu, że wie, co tamten czuję oraz że uratował mu życie, wiec nie powie nikomu, że to on i jego ekipa. Cage się rewanżuję i zdradza lokacje ukradzionych samochodów, aby oddać je właścicielom. Wszyscy są heppi i koniec. I teraz mam jedno pytanie. Skoro zabicie głównego typa i jego dryblasów (których powtarzam, było czterech) rozwiązało sprawę, to dlaczego w ogóle kradli te samochody, skoro grupie z 10 facetów groziło 5 osób? W sumie to nie wiem, co jeszcze powiedzieć. Gra aktorka była przyzwoita, Nicolas Cage jak zwykle na propsie, bo choć gra w słabszych filmach, aktorem jest dobrych i po prostu lubię go oglądać. Cała ta ekipa była w sumie dosyć fajna, choć nie rozumiem, dlaczego w trailerach itd. podkreślali tutaj jedynie rolę Angeliny Jolie, skoro nie odegrała tutaj żadnej znaczącej roli. Już bardziej powinno się wymieniać brata bohatera bądź tego policjanta, no ale cóż, wielkie nazwiska przykuwają uwagę. I praktycznie nie wiem, jak ocenić ten film. Momentami bardzo spoko, innymi śmiech przez litość. Daleko mu do przewalonej akcji rodem z Transportera czy innych gównem, ale i tak face palm za face palmem leciał. W ogóle nadal nie rozumiem, dlaczego ten film się tak nazywał. Pewnie coś mnie ominęło, ale żadnego motywu 60 sekund nie zauważyłem. Dam mu chyba 6/10.
-
Nie pamiętam, czy to kiedyś tu wstawiałem, ale i tak:
-
Ominąłem poprzedni odcinek i obejrzałem ten tutaj bez polskich napisów tylko po to, bo był on z Flimem i Flamem. Krejzol ze mnie jakich mało. Plusy: - Nareszcie ku*wa dali Flima i Flama, bez zje*ybania ich zachowania!!! To, co było w poprzednim odcinku z nimi to był gwałt na fanach tych postaci i w ogóle w pale się nie mieści, co ci twócy od*ebali. Bracia w tym odcinku zostali napisani dobrze, bo pomimo tego, iż lubi się bawić w interesy i wygryzać konkurencje, mają w sobie jakąś przyzwoitość i "rozum i godność człowieka kucyka". Bałem się, że znowu będzie babol jak w ich ostatnim docinku. Jednak nie powiem się, dosyć się zdenerwuję, jeśli ten ich występ tutaj nie będzie wnosił nic więcej do sezonu (patrz: spoilery sezonu 6). - Ten zły wyglądał i brzmiał spoko. - W ogóle ta cała trupa artystyczna wyglądała spoko. Ci od tych króliczków byli jacyś wątpliwi (z początku myślałem, że to dwie laski, puki kłaków na klacie nie zobaczyłem). - Pierwszy widok na Las Pegasus był bardzo zacny. Późniejszy już znacznie mniej, gdyż wyglądało to jak jakiś amerykański salon gier dla dzieci w przedziale 8-14. - Finał mnie w sumie rozśmieszył. - Jeszcze raz powiem, że dobrze Flima i Flama widzieć w niespieprzonej wersji. Minusy: - Pomimo tych zacnych zalet wyżej, odcinek nie miał w sobie tyle Flim-flamowej magi, co poprzednie (ten drugi miał ją do połowy odcinka). - Jednak za mało braci jak dla mnie, ale w sumie odcinek nie miał się głównie na nich skupiać. Ocena: 8/10
-
A może sam się czegoś nauczysz? Czy może, jak sam piszesz o wszystkich (czyli o sobie pewnie też), wiesz swoje i jesteś zamknięty na zmianę zdania, która jest oznaką oświecenia?
-
Tak jeszcze dodam znowu coś od siebie. Warto się zastanowić, jak osoba, która znajduję się w mniejszości, musi się z tym czuć. Dlaczego to, że postanowił on popełnić decyzje inne od reszty lub gdy natura sama go obdarzyła innością, ma sprawić, że ta osoba ma się z nimi chować bądź być gorzej traktowana. Uczucie bezradności, iż musisz z tym siedzieć cicho, jest po prostu nie do zniesienia. Dlatego więc niektóre osoby te postanawiają zerwać z tym siedzeniem cicho i postanawiają walczyć o swoje prawa. Aby zrządzenia losu czy bycie innym od zwykłego społeczeństwa nie wykluczało ich z niego. Nie raz widziałem jakieś naszywki, koszulki czy slogany "Nie wstydzę się Jezusa!" i całkowicie to rozumiem, że ktoś kieruję się tymi ścieżkami, choć w dzisiejszych czasach odchodzi się od religii. Dlaczego więc np. homoseksualiści czy muzułmaninem powinni się wstydzić za to, kim są? Bo, moim zdaniem, to jest na prawdę chore, że ktoś "inny" musi mieć gorzej. Nie powinniśmy dążyć do tego, aby nasze społeczeństwo było szare i takie same. Piękne, kolorowe ptaki wyróżniają się na tle szarych wróbelków. Dlaczego więc np. kobieta, która preferuję gotycki styl ubierania się i ma czerwone głosy ma być gorzej odbierana przez ludzi, którzy ubierają się normalnie. Dlaczego osoba homoseksualna, która przecież nie może nic z tym zrobić, ma przez zwykłe zrządzenie losu i kapryśność matki natury mieć mniejsze prawa, niż osoba, która ma, wykreowane przez społeczeństwo, "normalne preferencje seksualne". To jest jak niedawanie chorej osobie leków, bo stała się chora, czyli jest gorsza od osoby zdrowej. Sry za zgrywanie jakiegoś mentora + odbieganie od tematu, ale chciałem to napisać.
-
Ja tutaj jedynie dorzucę jedynie taką rzecz. Wiele razy spotkałem się z czymś takim, że np. jakaś osoba nie lubi gejów, bo ma znajomego "pedała", który lubi wspominać o tym, że gejem jest. I rozumiem, że taka osoba może irytować, lecz nie można uznawać go za jakiegoś "przedstawiciela" danej grupy. Zamiast gadać, że jest on pedałem czy coś, powiedz po prostu, że jest on zje*aną osobą, bez mieszania do tego orientacji. Jak w głupi sposób potrąci cię kierowca samochodu to chyba nie zaczynasz uważać, że wszyscy kierowcy to debile? Spotkasz natrętnego geja? Jest on po prostu głupim człowiekiem. Spotkasz nadętego "lewaka"? Jest on gównianym człowiekiem. Spotkasz upartego hipstera? Jest on wkurzającym człowiekiem. Nie ma po co podpinać pod to poglądy, wyznanie, upodobania czy orientacje. Pomyślmy, ile jest natrętnych, upartych, wkurzających i po prostu głupich ludzi, którzy nie podpinają się pod żadne takie grupy.