-
Zawartość
1041 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
33
Wszystko napisane przez Talar
-
Trzymaj się dobrze na forum. Zasada numer jeden - Myśl, co piszesz! A moimi faworytami są (nielubiani) Bracia Flim i Flam, lecz Rarity oraz Twilight również mogę umieścić na pierwszym miejscu. Trochę na nim ciasno, ale co zrobić.
-
Zdanie zaczynamy dużą literą. Ja tam wolałem czerń. Wygląd bardziej estetycznie, według mnie.
-
Oto mój śmietnik:
-
Kiedy te święta znikną z forum?
-
Czas na kolejną recke. Muszę powiedzieć, że chociażby dzięki inicjałom Corey Powell, spodziewałem się czegoś naprawdę dobrego, lecz trochę się przejechałem. O ile początek zapowiadał się bardzo fajnie, to gdzieś w połowie odcinka wszystko zaczęło się sypać. Z dwojga złego nie jest tak tragicznie jak w Daring Don't, a owy odcinek jest nawet odrobinę lepszy od Fight to the Finish. Ale zacznijmy od początku, czyli od ogólnej fabuły odcinka. Wybieranie drużyn na igrzyska? W sumie, nawet fajny pomysł, lecz jedno pytanie. Czy tego aby czasem nie robi się właśnie na igrzyskach? Rozumiem, gdyby to były konkurencje drużyn tylko z jednego miasta, lecz tutaj tak nie jest. Ale dobra; to tylko taka drobnostka. Do samych zawodów już raczej przyczepić się nie mogę, gdyż zostały wykonana tak, jak powinny. Wonderbolts bierze udział w zawodach i walczy dla Cloudsdale... WAT?!? Przecież to jest całkowicie niesprawiedliwe! Dowalili im najlepszych lotników w całej Equestrii, którym reszta może jedynie buty czyścić, a tylko nieliczni są w stanie dotrzymać im lotu. Przeca to jest tak niesprawiedliwe, że aż nie mogę w to uwierzyć. Wonderbolts w ogóle nie powinni brać udziału w igrzyskach, bo są zbyt OP, a przynajmniej byli, bo jak dotąd mogli się pochwalić daremnymi próbami doścignięcia ich przez resztę oponentów i jedynie RD mogła się z nimi równać. Natomiast w tym odcinku chyba się jakoś opaśli, gdyż są tylko o kapkę lepsi od innych. Ale nie ma co truć pupy, gdyż nie jest to jakiś tragiczny minus. Jednak wpadamy teraz z deszczu pod runne, gdyż scena z RD na wózku inwalidzkim była tak żałosna, że głowa mała. W dodatku, myślałem że spadnę z krzesła, gdy oglądałem resztę ubolewających nad RD kucyków. Nie dość, że nasza tęczowa klacz w ogóle się nie wysilała, aby odwzorować wypadek, to przejmowanie się jej losem wykonywane przez inne postacie wychodziło równie nędznie; tak jakby nawet i one udawały. Lecz to chyba koniec dziwacznych baboli fundowanych przez twórców, gdyż dalej sytuacja się prostuje. RD wraca do swojego zespołu, Soarin do swojego. Obydwaj wygrywają i są w finale. Zabrakło jedynie fanfar na końcu. Nie no, tak się tylko nabijam, gdyż końcówka była spoko i w przeciwieństwie do poprzednich nielogiczności, przyczepić się nie mogę. Teraz może trochę o Wonderbolts opowiem. O ile sama formacja zawsze mi dyndała, to Spitfire w odcinku "Wonderbolts Academy" czasem lekko irytowała. Jednak tutaj ukazane mamy jakieś świnie odziane w lateksowe stroje najlepszych lotników w Equestrii (których i tak nie było). No mi szczęka opadał, jak słyszałem tą ich "propozycje" dla RD. Przecież to jest taka korupcja, że CBA powinno wziąć epud w troki i zgarnąć ich za coś takiego. Ci Wonderbolts to nic innego, jak chciwe małpy, które swoimi brudnymi paluchami zagarniają wszystko, co najlepsze. W dodatku, na samym końcu, gdy RD postanowiła zostać przy teamie z Ponyville, dowalili tekstem typu: "Oh Reinboł, jesteś taka modra, że podejmujesz taką decyzje. Choć Sołrin, nie powinniśmy tak Cię traktować". Trochę to było sztuczne, jakby Spitfire oraz ta druga, Fleetfloot w ogóle nie zdawały sobie sprawy, że to, co robią jest "złe". Jedynie ten cały Soarin zachowywał się przyzwoicie, szczególnie podczas rozmowy z nie-połamaną Rainbow. Ta scena, zarówno jak i sam niebieski lotnik, wychodzą na plus, lecz reszta załogi oraz jej zachowanie jest kuriozalne i przyprawia o ból głowy. Skład naszego "Dream Teamu", który reprezentował Ponyville był trochę dziwny. Tak jakby były to jedyne pegazy w owym miasteczku. W dodatku, FS lata z gracją Tupolewa, więc co robi w tym składzie? Jednak w żadnym stopniu nie wliczam to jako minus. Oprócz jej wraz z tęczowym uderzeniem w składzie znajduje się nasz hardkorowy kucu, od teraz zwany Bulk Biceps. Jego zachowanie wychodzi jak najbardziej na plus. Pomimo, iż czasem było trochę przesadzone, to w większości mocno mnie on śmieszył. Podoba mi się również to, że oprócz masywnych mięśni jest on bardzo przyjazny i wrażliwy, co bardzo pasuje do takiej postaci. Lubię go, nawet bardzo, a fakt, iż stał się on postacią typu Zecora (chodzi mi o to, że równie dużo rolę odgrywa w serialu) bardzo mnie ucieszył. W sumie, mógłby on teraz pojawić się w intrze na tym zdjęciu grupowym. Czas teraz na omówienie pomniejszych gagów i innych pierdółek, bez których odcinek ten straciłby dużo punktów. Chyba każdy się zgodzi, że największą tego typu rzeczą była Depry. Twórcy, umieszczając ją w tym odcinku w taki sposób dolali oliwy do ognia. Lecz o ile sama postać jest mi raczej obojętna, a jej występek w "The Last Roundup" był mocno przesadzony i miejsca bytu mieć nie powinien, to jej pojawienie się w tym odcinku nie dość, że pasowało do sytuacji, to jeszcze nie było w żadnym stopniu przesadzone. Dany moment był śmieszny oraz adekwatny do postaci. Jeśli raz na jakieś pół sezonu będzie pojawiać się coś podobnego, to żadnych wątów mieć nie będę. Jednak Derpy to nie wszystko, gdyż w tym odcinku pojawiło się o wiele więcej śmiesznostek. Pinkie na samym początku mocno mnie rozbawiła, co dla tego sezonu jest już chlebem powszednim (w pozytywnym znaczeniu). Szczególnie to "P jak..." mnie rozwaliło. Jako duży plus idzie lokacja, w której odbywają się dane zawodu. No graficy się postarali, gdyż owa miejscówka wygląda świetnie. Przepiękny motyw wodospadów tęczy (It's a Rainbow Factory...), który zapierał dech w piersiach + niesamowita pieczołowitość przy pomniejszych detalach zwala z nóg. Ta cała placówka to chyba jeden z największych plusów odcinka. Bardzo zaciekawiło mnie też te gryfy. W końcu się one ukazał, bo jak dotąd siedziały w ukryciu, jak mysz pod miotłą. Mam nadzieje, że rozwiną ten wątek, lecz bez zbędnych przesadyzmów. Podczas tych nieudolnych jęków RD na wózku grała bardzo fajna muzyka. Takie spokojnie i wręcz smutne nuty. Pojawia się kontrast pomiędzy fajnym podkładem, a żałosną sceną. Fajnie prezentowało się także zdjęcie grupowe na końcu epizodu. Idealne uchwycenie tamtej sceny. Jednak w odcinku znalazło się także kilka pomniejszych dziwactw, które pomimo, iż minusami nie są, to komentarza wymagają. Jedną z takich rzeczy był upadek Soarina, który chyba był najbardziej niezapadającą w pamięci kraksą. W dodatku, kiepskim pomysłem było podzielenie tej sceny na 2 ujęcia (że nagle robi się czarny ekran,a dopiero po kilku sekundach mamy kolejne ujęcie). Pompki wykonywane za pomocą skrzydeł wyglądały dziwacznie i jakoś tak nieprzyjemnie mi się na nie patrzyło. Nie rozumiem zbytnio jednej rzeczy. Dlaczego Twilight ukrywała fakt symulacji RD przed innymi? Rozumiem, przed jakimiś tam gapiami, lecz przed własnymi przyjaciółkami nie puściła pary z ust. Trochę to dziwne. Pokręcony doping oraz stoję Pinki i naszego alicorna, wraz z niesamowitym zjawiskiem pojawiającej się tęczy w szpitalu niebyły w żadnym stopniu złe, lecz jakieś takie... Były pozytywne, ale tak dziwacznie pozytywnie. I na koniec sprawa tej odznaki, która według teorii spiskowych, jest drugim kluczem.O ile samo jej "lśnienie" w kolorach tęczy na samym końcu kojarzyło się z tą szpulką, a dany przedmiot ponownie otrzymujemy od jakieś drugiej osoby, to pojawia się tutaj mały dylemat. O ile ta Coco była całkowicie nową postacią i równie dobrze mogła być kimś innym, niż wyglądała, to tutaj ten "niby-klucz" otrzymujemy od kogoś, kto pojawił się już wcześniej, co trochę komplikuje sprawę. No chyba, że te kluczyki to dowolne przedmioty, które swoje otwierające właściwości nabywają dopiero wtedy, gdy podaruje się je naszej szóstce. Ciekawość związana z tym kufrem zwiększa się z odcinka na odcinek. Czas pokarze, co z tego wyjdzie. Czas na zsumowanie wszystkiego: Plusy: -Znowu temat poświęcony Igrzyskom. -Miłe zakończenie. -Bulk Biceps, który zaczyna odgrywać coraz większą rolę. -Soarin jakoś pokazał klasę. -Idealnie umieszczona i ukazana Derpy. -Świetna lokacja. Minusy: -Nie licząc Soarina, Wonderbolts to chciwce i chamy. -Żałosna scena RD na wózku. -Wonderbolts bierze udział w turnieju. -Kilka innych dziwactwa. Ocena: 6/10 Pomimo, iż odcinek posiadał wiele wad fabularnych, to oglądało się go raczej przyjemnie. Takie rzeczy, jak Hardkorowy Kucu, Wodospady Tęczy, Derpy nadają odcinkowi uroku, lecz zachowanie klacz z formacji Wonderbolts, kuriozalna symulacja RD oraz kilka pomniejszych rzeczy powodują, że ocena jest, jaka jest. Przynajmniej jest o wiele lepiej, niż w przypadku tragicznego "Wonderbolts Academy", lecz mogło być o wiele lepiej. Cieszy mnie jednak fakt, że mocno poruszany jest temat igrzysk. Sądząc po takich przygotowaniach, epizod z owym wydarzeniem sportowym powinien być, wedle schematu, czymś niesamowitym. Skrzynka, Igrzyska... na ile rzeczy czekamy w tym sezonie... Widać, że twórcy mocno się do niego przyłożyli.
-
Trochę się naczekasz, gdyż z braku czasu pisanie będzie iść jak krew z pupy... Jednak od 29 stycznia mam ferie, podczas których postaram się codziennie nawalać grubymi ścianami tekstu. Jednak cierpliwości, gdyż jeszcze dzisiaj postaram się poprawić ten 4 rozdział, a następnie w całości dodam te akapity itd. Być może już jutro zacznę pisać kolejny rozdział. Jeszcze jedna sprawa. Byłbym wdzięczny, gdyś mógł przejrzeć te 3 pierwsze rozdziały jeszcze raz i wyszukać mi błędów, aby łatwiej i szybciej by mi się je poprawiało. Taka prośba EDIT Ok, pierwszy rozdział trochę przemieliłem, dodając akapity, wyjustowałem oraz dodałem kilka drobiazgów. Problem jednak z tym, że niektóre akapity są w różnych odległościach. Zwalam winę na justowanie, lecz zapewne to ja coś robię źle, że wciskając spacje, ona wywala mnie o 4 pola, zamiast normalnie o 1. Jak znam zresztą życie, to istnieje jakaś prosta opcja, która sama tworzy akapity... Tak czy siak, pierwszy rozdział naprawiony, jutro może zabiorę się za drugi. EDIT x2 Wszystkie 5 rozdziałów przeszło przez magiel. Jutro zajmę się pisaniem szóstego. Mam nadzieje, że w pełni sprawny ukaże się on jak najszybciej.
-
Musze przyznać, że gdy spojrzałem na twoje komentarze do rozdziału 4, to moja "reakcja" była mniej więcej taka: http://www.youtube.com/watch?v=7I7Ue2wX6iQ A jak spojrzałem na te moje błędy, to aż się za głowę chwyciłem. Już to poprawiam, lecz te wszystkie akapity i resztę technicznej strony postaram się naprawić jak najszybciej. Scena w ogródku niepotrzebna? W wielu książkach było od groma rozdziałów, które nijak nawiązywały do fabuły. Zresztą, muszę się pochwalić, gdyż sam ją wymyśliłem. Te opisy również. Nie zabrałem ich z żadnej książki, lecz w własnej głowy. Co do twojej rady, wezmę ją sobie do serca. W dodatku, postanowiłem, że ficka będę pisać o wiele częściej, lecz w mniejszych ilościach. Do tej pory pisałem rzadko i dość dużo, przez co nie chciało mi się sprawdzać tego bełkotu, więc na szybko przed wstawieniem to ogarniałem. Problem z próbą przekazania za dużo na raz? Sam to zauważyłem. Bierze się to z tego, że w głowie mam kilka zdań opisujących daną sytuacje, lecz podczas pisania kilka z nich mi ucieka, przez co jest, jak jest.
-
Czy Wstydzisz Sie Kupowac Gadzety Kucykowe w sklepie ?
temat napisał nowy post w Ogólna dyskusja na temat kucyków
Ostatnio byłem z mamą w sklepie z kosmetykami, środkami czystości i innymi tego typu atrybutami. Coś jak Rossmann. Tuż przy kasie widniał regał wypełniony kucykami. Jakieś duże figurki do czesania, ich pomniejszego klony, jakieś tam inne gadżety oraz blind bagi. W spokoju wyciągnąłem sobie B.B. i pokazałem go mamie, pytając: "Czy mogę?" Mam się zgodziła, więc postawiłem torebeczkę koło innych zakupów na kasie. W tym czasie podeszła kasjerka, która wcześniej się gdzieś pałętała, lecz nie wiem, czy usłyszała tą rozmowę, czy nie. Normalnie przeskanowała towary, a po zapłacie chwyciłem blind baga i wyszedłem, mówiąc "Do widzenia". W ogóle nie czułem żadnego wstydu ani nic. Tak samo, jakbym wziął sobie jakiegoś batonika. Choć być może to dzięki temu, iż była zemną inna osoba, a w szczególności moja mama. Jednak wydaje mi się, że i bez niej byłbym wstanie całkowicie na luzie zakupić sobie jakąś kucy-zabawkę. Na prawdę niema się czego wstydzić. Po prostu bierzesz, kładziesz na ladzie, kupujesz i tyle. Odchodzisz zadowolony, ładnie się żegnając, jak to na kulturalnego człowieka przystało. Proste? Jak kurde drut. -
Ty nie mówić! To je Carrot Top (bądź inaczej zwana Golden Harvest)
-
- Po pierwsze; nazwałem Cię szmatą - wydukałem, wciąż leżąc na ziemi i jedynie lekko podnosząc głowę - Słyszysz?! "Szmatą"! Powtarzam jeszcze raz, gdyż do tego twojego obumarłego narządu, który śmiesz nazywać mózgiem, dociera wszystko z maksymalnym opóźnieniem. Powtórzę jeszcze raz: "Szmata". Głowa wbiła mi się w piach i nie miałem siły jej podnieść. Mimo tego, wyglądałem raczej na rozbawionego. - Po drugie; nie wiem, gdzie ty na mojej twarzy widziałaś jakiś strach. Ja się niczego nie boję. Mogę śmiało stwierdzić, że jesteś jakaś niedorozwinięta emocjonalnie, gdyż uczuć odczytywać nie umiesz. Zresztą, pasowało by to do ciebie... Miałem już dość. Nie miałem siły mówić, a co dopiero się poruszać. Jednak podniosłem lekko głowę i spojrzałem wpierw na wyrośniętą oponentkę, a następnie na własne, okaleczone ciało. Uważnie przyjrzałem się ranom, po czym wyczarowałem sobie mały flakonik na kształt kolby, wypełniony zielonym płynem. Wyjąłem korek, po czym zawartość wylałem sobie na wyniszczone kopyto. O dziwo, płyn zamiast się rozlać na boki, oplótł całą nogę, tworząc sprężysty, zielony bandaż. Nie wiedząc, co mam począć z butelką, cisnąłem nią w oponenta, lecz z powodu braku siły, szklany przedmiot nie dosięgnął celu. Zbytnio nie przejąłem się tym, a po chwili, przy użyciu wszystkich moich sił, powoli wstałem i pomimo, iż z trudem utrzymywałem równowagę, a moje kopyta chwiały się na boki, ustałem w miejscu. Byłem całkowicie wyczerpany i niezdolny do następnej walki, jednak nie poddałem się. Wyczarowałem sobie strzykawkę wypełnioną fioletową substancją, który wstrzyknąłem sobie w szyje. Po wdrążeniu sobie płyny do krwi, runąłem na brzuch. Udało mi się przytrzymać kopytami ziemi, aby nie upaść całym ciałem. Ciężko dysząc, naglę zwymiotowałem. Przez chwilę jeszcze kaszlałem, wypluwając kwasy żołądkowe, lecz nagle poczułem w sobie przypływ energii. Odzyskałem siły, a ból przestał być już tak dokuczliwy. Podniosłem się na ziemi i przenikliwym wzrokiem spojrzałem na rywalkę. - A po trzecie; Jesteś smokiem liliputem! Spotkałem w swoim życiu o wiele innych smoków, które pomimo, iż był o wiele większe od Ciebie, w swojej rasie należały do tych najmniejszych. Nie chce Cię smucić, ale ssiesz i to mocno! Jeśli chodzi o magie, to jesteś urodzonym beztalenciem! - zacząłem się powoli zbliżać do przeciwnika - A wiesz, co to potwierdza jeszcze bardziej? Ponieważ dokonując transmutacji, nie jesteś tak odporna na magie, jak normalne smoki. Lecz masz na sobie te wszystkie łuski, a twój pancerz jest nie do przebicia. Sytuacja wydaje się beznadziejna, lecz tylko wydaje. Wtem wyczarowałem sobie długi miecz, wykonany ze stali, od której odbijało się słoneczne światło. Chwyciłem miecz w swoją metalową rękę. Jednak szpada to nie wszystko, gdyż uzbroiłem się także w masywną, bogato zdobioną tarczę w kształcie odwróconego trójkąta. Była ona koloru czerwono-czarnego, a wszystkie zdobienia lśniły złotem. - Tarcz mi pomorze, jeśli znowu będziesz chciała opluć mnie ogniem - wypowiedziałem pewnie - Natomiast po co mi miecz? Gdyż za chwilę przede mną, zamiast smoka, będzie stał... DRÓB!!! Za sprawą rzuconego zaklęcia, Timber zamieniła się naglę w olbrzymia kurę. Owy ptak był takich samych rozmiarów co wcześniejszy smok i pomimo całkowitej świadomości swoich czynów, nie mógł się kontrolować, gdyż po chwili zaczął stukać dziobem o ziemie. Ja, bez zastanowienia, rzuciłem się na zamienionego w kurę przeciwnika, ciachając go mieczem, który przechodził przez ciało zwierzęcia, jak przez masło. Zadałem wiele ciosów, tworząc w wielu miejscach na skórze olbrzymie rozcięcia, z których sączyła się krew. W dodatku, szybkim ruchem odciąłem jej lewe, małe skrzydełko. Po zadaniu kilkunastu szybkich i zręcznych ciosów, odskoczyłem a bok. Stanąłem przez rywalką, która w wyniku zadanych ran osunęła się na ziemie. Jednak nie upłynęło wiele czasu nim zaklęcie przestało działać, a Timber ponownie zmieniła się w bestie. Jednak stare rany zostały, przez co smok, poprzez zadane mu głębokie rany oraz odcięte skrzydło, nie był raczej zdatny do walki.
- 43 odpowiedzi
-
- casual
- sala magicznych pojedynków
- (i 1 więcej)
-
We wtorek byłem z mamą na zakupach i wtargnęliśmy m.in. to jakiegoś sklepu ala Rossmann. Koło kasy stała tam półka pełna kucykowych gadżetów. Duże figurki do czesania, mniejsze figurki, blind bagi oraz jakiś inne pierdółki. Oczywiście szybko wepchnąłem swoją brudną, tłustą, po pączkach dłoń do pudełka z blind bagami i wyciągnąłem losową torebeczkę. Oto jej wnętrze: Ładnie się ona komponuje z inną figurką, którą nabył mój brat już dawno temu. Oto ona, razem z tą moją: Nie pamiętam, jak się nazywał ten sklep, chyba zacznę do niego chodzić, skoro mają taką bogatą różnorodność kucykowych zabawek. W sumie, to i tak tylko B.B kupuje, ale to chyba jedyny sklep w tym mieście, gdzie mogę to kupić.
-
We wtorek byłem z mamą na zakupach i wtargnęliśmy m.in. to jakiegoś sklepu ala Rossmann. Koło kasy stała tam półka pełna kucykowych gadżetów. Duże figurki do czesania, mniejsze figurki, blind bagi oraz jakiś inne pierdółki. Oczywiście szybko wepchnąłem swoją brudną, tłustą, po pączkach dłoń do pudełka z blind bagami i wyciągnąłem losową torebeczkę. Oto jej wnętrze: Ładnie się ona komponuje z inną figurką, którą nabył mój brat już dawno temu. Oto ona, razem z tą moją: W dodatku, w środę przyszedł spóźniony prezent na święta, który otrzymać miał ode mnie mój brat, który wyjechał na studia do Poznania. Wiem, że bardzo chciał ten przedmiot oraz wiem, że teraz to czyta, więc niech go teraz złość zżera!!! Sama książka prezentuje się świetnie. Są w niej dokładnie opisane np. postacie, odcinków, lokacji, teksty piosenek i wiele innych tego typu rzeczy, do których nierzadko pojawiają się dopiski twórców serialu. Owa księga jest bardzo tania, jak na tak solidne wykonanie. Te 50 zł mogę uznać za porządnie zainwestowane pieniądze. Dopowiem jeszcze, że zamierzałem wstawić zdjęcie swojej gęby koło dzierżonej przeze mnie książki. Jednak niestety, a raczej stety, na każdym z nich wyglądałem: albo jakbym miał chorobę skóry, albo jakbym był upośledzony, albo biedny, albo jak jakaś ludzka abominacja (czyli tak jak zwykle).
-
Kaban Smoczek w ciemności
-
Jutro idę do sądu zeznawać na swojego psycho-ojca...
-
Dobra, w końcu znalazłem czas, aby odpisać. Zablokowane komentowanie? Głupi ja zaznaczyłem, że można tylko wyświetlać. Już poprawiam. Literówek trochę jest. Ok. Podczas pisania tych rozdziałów nie sprawdzałem pisownie i dopiero przed wstawieniem na szybko to przejrzałem, więc pewnie dla tego aż tyle się tego uchowało. W 5 rozdziale powinno już być lepiej, gdyż tam co jakiś czas uważnie (a przynajmniej starałem się być uważny) sprawdzałem tekst. W liście niema kropek? Eeeee... Sam nie wiem, dlaczego. Na początku z tym listem były małe problemy, gdyż wpierw napisałem to czcionką taką artystyczną, jak na szlachtę przystało. Chyba Edwardian Script w Wordzie. Lecz przy przenoszeniu zorientowałem się, że owej czcionki niema, więc na szybko zmieniłem ją na inną. Już uzupełniam owe kropki. Zmieniający się rozmiar czcionki? Mój błąd. Raz zapewne pisałem na 12, a później ustawiłem 14. Brak akapitów i innych pierdół postaram się zapamiętać na przyszłość. Być może owy tekst napisany jest, jak jest, gdyż jedynym moim wsparciem w pisaniu jest moja aktualnie czytana książka, czyli Władca Pierścieni: Powrót Króla. W sumie, to tam też zauważyłem takie bloki tekstu, lecz być może te moje są gorsze. Nawiasem muszę przyznać, że Tolkien, choć mogła to też być winna tłumacza, nie stosował synonimów, i co chwilę można zauważyć jakieś powtarzające się któryś raz słowo. W dodatku, powiem szczerze, że wielu rzeczy dowiedziałem się w połowie pisania i potem dopiero na szybko poprawiałem teksty. Na przykład nie wiedziałem, że na końcu wypowiedzi nie stawiamy kropki, gdy jest jeszcze do tego jakiś dopisek. Nie wiedziałem także, że przed rozpoczynającym wypowiedź myślnikiem musi być akapit. Teraz już wiem. Ok, postaram się znaleźć sobie jakiś dobry korektor i wstawiać akapity itd. lecz rodzi się pytanie z mojej strony: Czy mam pozostawić ten tekst takim, jaki jest, czy postarać się go jakoś naprawić? Powiem szczerze, że żadnych chęci do przegrzebywania się w tych wypocinach nie mam, lecz jeśli będzie trzeba, to zrobię to. A, i jeszcze jedno. Czy dostrzegasz jakieś inne błędy, jak np. zbyt dużo powtórzeń, drętwe wypowiedzi, złe ukazanie charakteru, niedokładne i kwadratowe opisy sytuacji, miejsc, odczuć? Bardziej przykładałem się, żeby właśnie te elementy wyszły poprawnie, więc może też dlatego sama kompozycja oraz wygląd odstraszają?
-
Chciałem użyć humorystycznego określenia. BTW. Dat Slender... Tylko czekałem, żeby coś podobnego ukazało się w MLP. Respekt dla twórców ode mnie.
- 69 odpowiedzi
-
- Sezon 4
- Pinkie Apple Pie
- (i 3 więcej)
-
Powiem tak; oczekiwałem miłego oraz przemiłego odcinka... i dostałem go. Oglądało się bardzo przyjemnie, nie powiem. W dodatku, dowiedzieliśmy się kilku ciekawych rzeczy oraz w końcu solidnie poznaliśmy naszą jabłeczną rodzinę. Ale od początku, czyli od samego celu odcinka. Pinkie jest (niby) kuzynką Applejack! Dla mnie, super sprawa! Fakt bardzo ciekawy oraz pasujący do serialu. Nawet w calu nie wydaje się być naciągany ani jakiś taki niepasujący. Pinkie zawsze była jakaś taka podobno do AJ, więc różowa klacz jako kuzynka pasuje wręcz idealnie. Bardzo mi się spodobał taki obrót spraw. Kolejne miłe zaskoczenie zafundowane przez twórców. Motyw wyprawy, zarówno lądowej, jak i rzecznej także idzie na plus. Lubię takie przygody, zważywszy, jaka ekipa w nich bierze udział, a tutaj mamy skład wręcz idealny na tego typu wyprawę. Co prawda, można powiedzieć, że byłą ona bardzo przewidywalna, a dokładnie taki sam motyw ten pojawia się w co drugiej bajce, jak nie w każdej. Ale ja powiem tak: I co z tego? Zawsze lubiłem tego typu wyprawy, zwłaszcza rzeczne (spływ w "Ed, Edd i Eddy" to istna legenda). Jestem bardzo usatysfakcjonowany, że w końcu taki motyw zawitał do naszego serialu. W dodatku, klimat owego epizodu przypomina ten z drugiego czy pierwszego sezonu, co jest oczywiście cechą pozytywną. Kolejnym świetnym elementem odcinka jest wręcz idealne ukazanie rodziny Apple. W końcu mamy odcinek, który głównie opiera się na naszej wieśniackiej rodzinie. Zawsze, te postacie były trzymane tak na boku, nawet jeśli mieli oni dużo związane z fabułą odcinka. Tutaj jednak rodzina AJ ukazana jest w stuprocentowej okazałości, dzięki czemu lepiej poznaliśmy ich charakter oraz zachowanie. W dodatku, w końcu przedstawili oni rodzinę w sposób najbardziej ludziki, jaki może być. Mówię tutaj oczywiście o tych wszystkich głupich kłótniach i sprzeczkach. Chyba każdy się zgodzi, że jest to nieodłączny element podstawowej komórki społecznej. W dodatku, wszyscy chcą zrobić dobre wrażenie na Pinkie, że niby jest to taka kochająca się rodzina. Jestem bardzo zadowolony z udziału rodzinny Epul w tym odcinku. W końcu można ich zaleczyć do ważniejszych postaci w serialu, niż byli dotychczas. Muszę przyznać, że w 4 sezonie Pinkie wyciska z siebie siódme poty, gdyż jej zachowanie jest jeszcze bardziej randomowe, jeszcze bardziej nieprzewidywalne oraz jeszcze bardziej śmieszne, niż kiedykolwiek, i o ile w poprzednich odcinkach dawała się bardzo pozytywnie we znaki, to to, co wyczyniała w tym odcinku to istna legenda. No można się było kulać ze śmiechu! Pinkie od dawna się tak nie popisała, jak teraz. Niektóre jej cytaty, gesty oraz zachowania w danej sytuacji powinny być zapisane złotymi zgłoskami w jakieś ważnej dla ludzkości księdze. Jej mimika twarzy (nie licząc tego dzióbka na wodospadzie) także powalała. Mogę chociaż wypisać, co rozwaliło mnie najbardziej: Pierwsza scena, w której wyskakuje z pułki, Jenga ze zwojami, jej reakcje w jaskini, przypatrywanie się papierkowi oraz kłótnia na końcu. Jak tak dalej pójdzie, to połowa fanów chyba umrze ze śmiechu, bo Pinkie z odcinka na odcinek robi się coraz bardziej zabawna. Czas teraz na piosenkę, która pojawiła się już wieku temu w tym rysunkowym spoilerze, i o ile sam filmik oglądałem, to z wyłączonym głosem. Ogólnikowo powiem, że piosenka jest miła w słuchaniu, ale jakaś super fajna nie jest. Odcinek Bats! pochwalił się o wiele lepszym utworem. Jednak piosenka śpiewana przez rodzinę Apple jest chyba drugą najlepszą w tym sezonie, gdyż pieśni CMC oraz Rarity nie umiem jednakowo określić, czy mi się podobają, czy nie. Tak czy siak, piosenka "Apples to the Core" wychodzi raczej na plus, gdyż jest bardzo miła, lecz nie powala; "Raise This Barn" było o niebo lepsze. Jednak odcinek nie jest idealny oraz dostrzegam w nim nawet sporo wad. Chyba najbardziej rzucającym się w oczy minusem jest to, iż Pinkie po przeczytaniu tego genealogiczne papiórka była cała uradowana, chociaż jej imię było zamazane i niebyła pewna, czy rzeczywiście jest ona kuzynką AJ. Natomiast gdy podobna sytuacja wydarzyła się w domku tej kociary, Pinkie smutna uznała, że pewnie nie jest jej kuzynką. Takie to "fuck logic" moim zdaniem. Mocno zdziwiło mnie zachowanie Applebloom. Zachowywała się ona zupełnie inaczej, niż do tej pory, co jednak wyszło jej na minus. Wolałem ją taką jak kiedyś, gdyż tutaj starała się ona być trochę randomowa niczym Pinkie, lecz w ogóle jej to nie wychodziło. Wiecie, co mnie martwi? W tym sezonie coraz częściej pojawiają się takie momenty, które wręcz nie pasują do bajki dla dzieci. Te wszystkie wrzaski i krzyki po przepłynięciu jaskini, przyklejenie się wiewiórki do drzewa bez możliwości odklejenia, a wszystkie kuce mają ją gdzieś oraz dwukrotne złapanie przez orła zwierzyny... No ja bym nie pokazał takich rzeczy w bajce dla najmłodszych. Drobną wadą jeszcze jest dziwna animacja podczas piosenki. Mówię tutaj o tych dziwnych podskokach wraz z kuriozalnym tańcu podczas refrenu oraz tekturowe podskakiwania Pinkie na bagażach, jakby były one płaską powierzchnią. Konkludując: Plusy: -Odcinek nie dość, iż bardzo miły jest w oglądaniu, to bardzo przypomina on te z sezonu 2 i 1. -Pinkie najprawdopodobniej jest kuzynką Applejack. -Bardzo przyjemny motyw wyprawy, dzięki któremu dogłębniej poznaliśmy rodzinę Apple. -Pinkie w całej swojej okazałości. -Przyjemna piosenka. Minusy: -Sprzeczna reakcja Pinkie na to, co znalazła w książce tej całej Goldie. -Dziwaczne, oderwane od rzeczywistości zachowanie Applebloom. -Kilka pomniejszych wad. Ocena:7/10 Sezon 4, pomimo, iż początkowe odcinki były jakiś takie bez jaja, nadrabia to w mgnieniu oka. Odcinek ten, mimo, iż gorszy od trzech poprzednich, nadal trzyma poziom. Bardzo przyjemnie mi się go oglądało i byłbym bardzo usatysfakcjonowany, gdyby reszta sezony trzymała chociaż ten poziom. Fakt, iż Pinkie może być kuzynką AJ jest ciekawym pomysłem zaserwowanym przez twórców. Bardzo fajny motyw podróży przez drogi i rzeki, który zawsze przyjmuje z otwartymi ramionami. Pinkie to postać, która z odcinka na odcinek staje się coraz bardziej śmieszna oraz komiczna. W 3 sezonie straciła swój urok, lecz teraz całkowicie to nadrobiła. Piosenka jest jaka jest; mogła by być lepsza, ale zła nie jest. Muszę jednak przyznać, że odcinek ten miał nawet sporo wad, lecz aż tak mocno nie wpłynęły one na ocenę końcową. Teraz tylko czekać na kolejny odcinek, który podobno:
- 69 odpowiedzi
-
- 3
-
-
- Sezon 4
- Pinkie Apple Pie
- (i 3 więcej)
-
http://mlppolska.pl/watek/8943-projekt-ojciec-adventurepolitical/#entry438570 Zapraszam do czytania/komentowania.
-
Czas, abym to ja wstawił swoje wypociny. Bardzo ogólnie mówiąc, fick ten będzie o tytułowym projekcie O.J.C.I.E.C. oraz o skutkach owego przedsięwzięcia. Główną bohaterką jest Twilight, lecz reszta mane 6, Celestia oraz kilka innych postaci także odegrają ważną role. Dopowiem jeszcze, iż w owy fick dzieje się w czasach, które w serialu przypadają na sezon 3, czyli Kryształowe Królestwo zostało już odbite, lecz Twilight księżniczką jeszcze nie jest. W dodatku, niektóre postacie w mym tworze związane są z moim innym fickiem, którego jeszcze nie napisałem, więc żeby nie było spamu typu "A skąd Twilght go zna?" albo "A kto to jest?". EDIT. Zdaje sobie sprawę, że owy fick zaczyna się w dość typowy sposób. Pewnie co drugi fanfick się zaczyna od podobnego schematu, ale cóż. UWAGA. Poniższe 6 rozdziałów zawiera tyle błędów, że nawet sam autor to dostrzega. Następne rozdziały będą (a przynajmniej postaram się) trzymały odpowiedni poziom. Pierwsze rozdziały są syfiaste, lecz przeczytać dla fabuły można. Projekt O.J.C.I.E.C. Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 A teraz kilka kilka ważnych spraw. Jest to dopiero mój pierwszy fick. Bardzo chętnie przyjmę porady typu: "tu mogłeś napisać inaczej", "to jest niepoprawnie napisane" itd. O ile wydaje mi się, że styl jest raczej przyzwoity, to założę się, że narobiłem masę byków i literówek. Od razu powiem, że sprawdzałem to, co pisałem (czasem nawet 2 razy) lecz u mnie pojawia się taki problem, że przy czytaniu zamiast tekstu widzę to, o czym on mówi. Czytam obrazami, a nie literami, więc chętnie przyjmę wszelkie znalezione przez was błędy, lecz żeby nie było, iż ktoś napisze posta, w którym znajdą się tylko literówki. Wszelkiej maści krytyka mile widziana, byleby była ona na poziomie. Napiszcie, czy wam się podoba, czy też nie, oraz czy styl pisania mam poprawny, bo jest to dla mnie bardzo ważne. Jakby co, to odstęp czasu pomiędzy pierwszym a ostatnim rozdziałem to jakieś pół roku (leń), a moja pisownia zmieniła się na lepsze (chyba). Jeszcze dodam, że nieważne, jakim hejtem mnie obrzucicie, to i tak napiszę do końca tą historie. Miłego czytania.
-
Wszystkie działa Tolkiena oraz Georga R.R. Martina (ten od Gry o Tron).
-
Co prawda, dostałem to we wtorek, ale: https://lh5.googleusercontent.com/-6Y9NwkNKCK8/UtA4SYMcP9I/AAAAAAAAAGQ/mueC5bGdkUQ/w1283-h859-no/DSC_6110.JPG
- Pokaż poprzednie komentarze [27 więcej]
-
Talar, jeśli tak to otrzymujesz moje błogosławieństwo i stajesz się normalnym użytkownikiem glanów nie robiących z nich obiektu kultu.
-
Carrion, to nie tylko Facebook. W IRL również znam/znałem osoby robiące z glanów jakiś obiekt kultu.
-
Dzięki Siper za zrozumienie, a teraz wybacz, ale muszę iść do mojej glanowej kapliczki, w której się onanizuje.
-
We wtorek dostałem spóźniony na święta prezent: Jak się przypatrzyliście, to zauważycie, że były już przeze mnie używane Na tych zdjęciach wydają się one o wiele mniejsze, niż w rzeczywistości. Zamiast metalowej "wkładki", czy co to tam jest mam plastikową. Przynajmniej palce mi się nie rozwalą, jak roztrzaskam buta o czyjąś nogę. W podeszwie mam 20 "śrubek", jak to lubię to tak nazywać. Już od dłuższego czasu chciałem mieć taką armatę nożną. Są świetne oraz idealnie komponują się z moją skórzaną kurtką. Brakuje mi tylko długich włosów, a będę metalem na sto dwa. A na koniec to: http://www.youtube.com/watch?v=csmfoNEY8F8, czyli Long live dla rocka 'n' rolla, metalu i innej, świetne muzyki!
-
Dlaczego nie odpowiadasz na mój post? Czuje się taki ignorowany...
-
- NIE!!! - wrzasnąłem, sunąc po błocie. Nie udało mi się jednak wyswobodzić z ucisków ognistych lass, przez co "przeszurałem" po błotnistej ziemi spory kawałek. Po dłuższym czasie więzy puściły, a ja od razu przeteleportowałem się na najbliższy, suchy kawałek ziemi. Maź, którą byłem umazany, aż gotowała się od mojej wściekłości. - TY SZMATO!!! - wrzasnąłem, jednocześnie wskazując wrogą klacz kopytem, z którego sfrunęło nieco błota przy zamachu. Wskazana przeze mnie "szmata" właśnie delikatnie wylądowała na ziemi. - O nie! Teraz przegięłaś! Nie daruje Cię tego! To, co teraz zrobię zaboli! Oj, zaboli! - w moim głosie słychać było lekkie szaleństwo. Nagle moje prawe kopyto zaczęło pokrywać się stalą. Metal uformował się w olbrzymią rękawicę, wielkości głowy rosłego ogiera. W dodatku, rękawica "posiadała" palce. Każdy z nich wykonany był z osobnych, stalowych segmentów i wydawał się bardzo gruby. W dodatku, stal rozeszła się na całe moje ramie, tworząc wzmacniającą zbroję. - Tego nauczyło mnie pewne górskie zwierze, żyjące w ośnieżonej wiosce. Rękawica nasiąknięta jest mrozem tamtych krain - zacisnąłem "palce", po czym stanąłem na dwóch nogach. Podniosłem kopyto na wysokość głowy, a rękawica otoczyła się delikatną mgiełką, przez co lekko się oszroniła. Stałem tak przez chwilę, mocno dysząc, gdy nieoczekiwanie zacząłem szarżować na rywalkę. Wydałem z siebie olbrzymi okrzyk bojowy, przez który klacz zamarła w miejscu. Przerażona stała, wpatrując się w zbliżającego się ku niej ogiera. Pomimo, iż używałem jedynie dwóch nóg, biegłem w niewyobrażalnie szybkim tempie. W końcu, gdy byłem wystarczająco blisko, nagle zniknąłem. Puf... I niema mnie. Timber, pomimo iż zamknęła oczy, zorientowała się, że zniknąłem. Wpatrywała się przez sekundę na miejsce, w którym przed chwilą jeszcze byłem, gdy nagle zdała sobie z czegoś sprawę. Poczuła lekki chłód na plecach. Gwałtownie się odwróciła, czego pożałowała, gdyż wykonując mocny zamach, z całej siły zdzieliłem ją w szczękę. Siłą zamachu byłą tak silna, że aż ja sam poderwałem się na jakieś pół metra w górę. Jednak uderzenie było tak silne, a sprzyjający mu dźwięk tak nieprzyjemny, że aż trudno sobie to wyobrazić. Klacz wybiło na jakieś 20 metrów w górę. Uderzenie było tak masakryczne, że klacz wzbiła się na tą wysokość w mniej niż pół sekundy. Zresztą, w jeszcze krótszym czasie, spadała z hukiem na ziemie. Mocno "plasnęła" o podłoże, jakby ktoś rzucił naleśnikiem. W dodatku, spadła na brzuch. Miała pękniecie w czaszce oraz kilka innych ran czy deformacji twarzy, a z jej ust spływała krew. Ja natomiast, pomimo iż w ogóle się nie ruszałem, stałem tuż koło leżącej klaczy, gdyż spadła ona dokładnie w to samo miejsce, na którym stała. Mocno dyszałem, lecz po chwili uspokoiłem się. Rozluźniłem kończyny, oddech wrócił do normy, a humor całkowicie mi się poprawił. - No, teraz lepiej. Ten cios mocno mnie "zrelaksował". Obiecuje, że nie będę już tak krwawy i brutalnych, jak teraz. Ale rękawice sobie zachowam. Tak na wszelki wypadek - przemówiłem. Coś leżącego na zmieni przykuło moją uwagę. Schyliłem się i podniosłem mały, biały przedmiot. - No popatrz. Twój ząb! Pewnie jeden z wielu, które posypały się przy uderzeniu. Trudno, sprawisz sobie nowe - po czym upuściłem ząb na ziemie i z trzaskiem go rozdeptałem.
- 43 odpowiedzi
-
- casual
- sala magicznych pojedynków
- (i 1 więcej)
