Ach, sezon 4. Któż go nie oczekiwał... Zapewne jakieś 90% oczekiwało tego dnia bardziej niż święta, bardziej niż własne urodziny, bardziej, niż dzień wypłaty czy też bardziej, niż dzień narodzin własnego dziecka (o ile znalazł się ktoś taki). Zakładam także, że wszyscy mieli pełno w gaciach przy pierwszych sekundach światowej premiery. Ja jednak zaliczam się do tych, dla których live-streamy są zbyt ciężkie do przeżycia, więc zaczekałem do wersji z napisami. Ogółem zauważyłem, że odciek się w miarę przyjął. Dla niektórych jest świetny, dla wielu bardzo dobry bądź po prostu dobry. Narzekań zbytnio nie ma. Ja powiem tyle, że jako rozpoczęcie 4 sezonu odcinek mnie zadowolił, to poza wyżej nie zaszedł.
Ale żeby dłużej nie przedłużać (), czas zagłębić się bardziej w to, co nam dał 23 listopada. Zacznę chyba od najważniejszego elementu tego typu odcinków, czyli fabuły. No, ja na nią osobiście narzekać nie mogę. Mamy jakiś fabularny postęp. Niczym papier toaletowy rozwija się wątek Elementów Harmonii, Księżniczki Twiligth oraz przyjaźni. Jakby tego było mało, poznajemy przełomowe momenty, które wywarły piętno na Equestrii. Wybrzydzać nie warto, skoro twórcy zafundowali nam tyle aspektów, które na kolanie raczej pisane nie był.
Zacznę może od tym, co wywołało największą sensacje, czyli Elementy Harmoni wraz z ich Drzewem. Jeśli chodzi o same klejnoty, to w końcu wiemy, skąd się wzięły. Z tego, co pamiętam, nigdzie nie było wytłumaczone,skąd Celestia je ma. Teraz już wiemy, że pochodzą one z tajemniczego "drzewa", które ma w sobie tyle mocy i dobra, co nowy odkurzacz z Mango z domontowaną krótkofalówką i noktowizorem. Oczywiście, pojawia się pytanie, skąd wzięło się dane drzewo, lecz jest to chyba jedna z takich pytań, na które nie jest wymagana odpowiedź. Mamy jeszcze moment oddania elementów drzewu, żeby uratować Equestrię przed ogrodową plagą. Pomimo, iż główna szóstka traci swoje ulubione, chroniące cały świat klejnoty, to nasze magiczne drzewo jest roznoszącym harmonie generatorem, które zapewnia lepszą ochronę niż jakieś tam głupie naszyjniki. Samo drzewo to dość ciekawy element fabuły. Jest takim jakby nasionem, od którego powstałą harmonia. Jakby jedynym prawdziwym dobrem na tym świecie, a jego owoce (elementy) to czyste dobro, które dzierżyć mogą nieliczni. Fajnie się prezentuje i ma jakieś znaczenie, więc pewnie dla tego stary zamek Księżniczek zbudowano tuż koło niego. Problem w tym, że zamek jest już opuszczony i jego ruiny grzybieją ze starości, a samo drzewo, które dzięki oddaniu mu elementów, jest jeszcze potężniejsze, stoi sobie... samotnie... w grocie... w lesie... bez żadnej ochrony... Tak czy siak, jest jakaś nowinka o pochodzeniu elementów, a w nagrodę za ich zwrócenie, roślina rodzi kwiat, który na skutek mutacji, zamiast zalążka ma olbrzymi kufer, który otworzyć mogą jedynie 6 kluczy i nawet kurier z Fallouta, Hitman oraz Sam Fisher mogą przy nim co najwyżej pogmerać sobie w zadzie. A co ukrywa w sobie skrzynka? Zobaczymy. Natomiast kluczę można kupić w Team Fortressie oraz Docie za 2,5 euro.
Oprócz drzewa i klejnotów, głównym "elementem" odcinka są złe moce, które za wszelką cenę chcą przeszkodzić mane 6. Tym razem, zamiast ludzkiej, czy tam kucykowej postaci, mamy szkodliwa pogodę, buntującą się roślinność oraz takie zaburzenie ruchów ciał niebieskich, że aż Kopernik przewraca się w grobie. Same ciernie rozrastają się niczym pędy bambusa, są kolczaste oraz lubią chwytać kucyki za nogi. Dosłownie gratka dla tworzących clopy niższych form życia, chociaż są to zbyt lekkie słowa. Ale wracając do cierni, to niektóre z nich zaburzają działanie magii, co jest według mnie bardzo ciekawym pomysłem oraz tworzą szkodliwe wyziewy, które... w sumie, nie wiem, co robią. Chmury sieją spustoszenie piorunami, oraz, w przeciwieństwie do tych zwykłych, lepią się, jakby były oblane miodem. Natomiast jednoczesna noc i dzień chyba nie wymaga komentarza. Ogółem te "złe" rzeczy, jakie twórcy nam zaprezentowali, według mnie wyszły bez zarzutów. Nie czuje jakiegoś braku próbującej przeszkodzić mane 6 działalności ze strony innych form życia. Ciernie, chmury oraz dzieńoc w zupełności mi wystarczają, lecz pojawia się jedno pytanie. Rozumiem, że ciernie są zrodzone z tych nasion oraz że słońce góruje z księżycem poprzez uwięzienie Księżniczek przez magiczne ciernie. Wszystko fajnie, ale skąd się wzięły te chmury? Z nasion chyba nie wyrosły. Pomimo, iż to pytanie pozostaje bez odpowiedzi, to nie jest one jakimś nurtującym mnie aspektem, który nie daje mi zasnąć.
Kolejna, bardzo przyciągająca uwagę rzeczą są historyczne retrospekcje. Pierwsza z nich ukazuje zbuntowanie się Luny, która przeradza się w Nightamre Moon oraz jej walki z Celestią, która doprowadziła do wysłania nocnej klaczy tam, gdzie jej miejsce, czyli na zadupie zwane księżyc. Super, hiper klawo bomba, krókto mówiąc. W końcu mamy przedstawione, jak to dokładnie wyglądało, a wyglądało zacnie, chociaż teraz wiele ficków odnośnie tej tematyki ląduje do kosza, ale kto się tam przejmuje. W dodatku, ta scena zamknęła gęby tym, którzy ciągle majaczyli, że "celestia to tyran! bez zadnego powodu z zimną krwią wysłała Lune na księżyc! biedna luna, jej siostra ją wogle nie kocha! niech teraz luna włada, a celestia przesiaduje na słońcu!!!" Takie biadolenie nie będzie miało teraz podstaw, lecz tacy ludzie wciąż będą tak gadać. Szkoda. Ale wracając do tematu, bardzo podobało mi się to, że Celestia ze łzami w oczach zrobiła to, co zrobić niestety musiała. Ogółem cała ta scena była spoko. Jednak wielu oglądających ciśnie się pytanie na usta "Po co w ogóle była?". Otóż wedle mnie, miała ona przedstawiać głównie Elementy Harmonii oraz ich użycie. Zauważcie, że w każdej z tych retrospekcji były ukazane elementy oraz to wokół nich kręciła się fabuła + mały ukłon dla bronies. Pomimo, iż nie lubię naciąganych momentów, takich jak gadająca Derpy, to nie mam nic przeciwko temu. Zresztą, drugi moment, przedstawiający pokonanie Discorda też jest tak jakby dla fanów robiony. Tak samo, jak poprzednik, moment ten wgniata w fotel oraz ukazuje, kolejną wręcz przełomową chwilę, która wstrząsnęła Equestrią. Trochę dziwny jest fakt, że Discord niczego się nie nauczył, gdyż historia niemal się powtórzyła na początku drugiego sezonu. Ale wracając do tego momentu, to mocno rozbawiło mnie drwienie Króla Chaosu z sióstr. Ziarenka uderzające o twarze niewzruszonych Księżniczek mocno mnie rozśmieszył. Jednak ta retrospekcja nie ukazuje tylko zwalczenie Discorda, gdyż w zanadrzu mamy jeszcze ukazane Drzewo Harmonii oraz ujawnienie się, tak kluczowych w dalszej części historii całego wręcz świata, Elementów Harmonii. Dla mnie, cacy! Ostatnia retrospekcja ukazuje skąd wzięły się owe ciernie. Gdy po raz pierwszy oglądałem ten moment, zbierałem szczękę ze zdziwienia. Fakt, iż za tym wszystkim umyślnie stał Discord wręcz mnie zmiażdżył. Takiego obrotu akcji się nie spodziewałem. Być może nie mieli pomysły, co z tym zrobić, lecz nawet jeśli i tak, to całe to rozwiązanie jest w dechę, a przynajmniej taki krytyk-amator jak ja narzekać nie może. Jednak coś tutaj nie gra. Mamy każdy moment, w którym Celestia z Luną używają Elementów Harmonii, prawda? Otóż gówno prawda, gdyż nie pokazali moment, w którym pokonali Sombre, nad czym ubolewam w cierpieniach. A szkoda, bo bardzo chętnie bym to zobaczył.
Pozwolę teraz odbiec od fabuł i popiszę trochę o innych ciekawych aspektach owego odcinka. Na pierwszy ogień idzie oczywiście tytułowa Princess Twilight Sparkle. Moja ulubiona klacz oraz druga ulubiona postać jest księżniczką. Mi się ten motyw bardzo podoba, a oglądanie naszej głównej bohaterki ze skrzydłami w roli księżniczki to sama przyjemność. Sztuka latania wychodzi jej z olbrzymim problemami i nie ma się szczerze czemu dziwić. Lata, jakby zderzyła się z brzozą, a Rainbow Dash próbuje ją jakoś wyuczyć. Wszystko jest w porządku, o ile to "szkolenie" jest takie po przyjacielsku. Jak będzie odcinek o nauce przez RD latania, to się lekko wkurzę, ale to nie jest miejsce do pisania o tym. Skrzydła Twilight wyszły w tym odcinku świetnie, o ile mogę tutaj użyć takiego określenia. Jeśli chodzi o obowiązki naszej świeżo-upieczonej księżniczki, to panika oraz strach przed nimi wyszły zajedwabiste (np. moment, w którym tłumaczy, dlaczego nie mogą pojechać na chwilę do Ponyville). Dopowiem jeszcze o tej dziwnej gwieździe, którą pod koniec odcinka wykonała Twilight. Nie wiem, jak ona powstałą oraz co oznaczała, ale była spoko. Jednak bardziej pasowała by ona do zachodu, a nie wschodu słońca. Twiligth jaka była, taka jest i to bardzo dobrze. Nie wiem, dlaczego niektórzy hejterzy Twilicorna twierdzą, że jej charakter uległ zmianie.
Kolejna rzecz wymagająca pozytywnego komentarza to "grafika" podniesiona na wyższy szczebel zaje*istości. Animacja samych klejnotów Harmonii (która przypomina mi animacje obracających się monet z jakieś starej gry), wygląd ratusza w tle oraz światło padające na kucyki przy witrażu zadowoliłby chyba najbardziej wymagającego części wizualnej w bajce krytyka. Po prostu cud, miód malina. Skoro już tu jestem, mogę dopowiedzieć coś o nowym intro. Pomimo, iż różni się jedynie zakończeniem, to zawsze jakieś jest. Liczyłem na dużo zmian i trochę się przeliczyłem, a szkoda. Lecz nie jest to w żadnym sensie źle zrobione. Po prostu to ja wyczekiwałem cudów na kiju. Wracając do samego intra, to dodanie większej ilości postaci z tła w zdjęciu jest mi szczerze lekko obojętne, natomiast chamsko wklejona Luna, która znad łba wychyla się za Celestią jest raczej dobrym pomysłem, gdyż nie zaprzeczajmy, jest ona jedną z ważniejszych postaci, a skoro w intro pojawił się Pan Cake, to dlaczego by nie Księżniczka Nocy?
Sam w sobie odcinek poza spektakularną fabułą jest również dość śmieszny. Oczywiście jest to za sprawą Discorda. To, co on w tym odcinku wyrabiał przechodziło ludzkie pojęcie. Czasem można było lać ze śmiechu. Najbardziej rozwalającym momentem było to, jak po wyjściu z pierwszego transu Discord pokazał Twiligth ruchomy plakat, na którym ona sama płakała wraz z dodany dźwiękiem płaczu dziecka. Ubaw po pachy! Jednak nie tylko on był zabawny. Śliniąca się na myśl o lukrze Pinkie także śmieszyła. Zresztą, w tym odcinku było wiele jej wybryków, takich jak: to z tym lukrem, jest list po odjeździe pociągiem, malowanie kolorowanek w książkach oraz jej schodzenie ze schodów. Ale nie tylko Discord i Pinkie mogą nas rozśmieszać. Kuriozalne nalewanie herbaty, pasy bezpieczeństwa "na" Twiligth, reakcja Fluttreshy, jak wyjrzała za drzwi oraz, co najważniejsze, lądowanie Twiligth w bibliotece poprzez teleportację wraz z rozsmarowaniem Spikie'a na szybie było komiczne.
Jednak odcinek zawiera także wiele ciekawych drobnostek, o których warto wspomnieć chociaż słowem. Zalicza się do nich chociażby nowy witraż, a każdy z nich witam z otwartymi ramionami. Podobało mi się także rozegranie dość ważnej roli strażników, którzy zawsze byli jako tło. Czarna magia Twiligth przy zabawie kolorami oraz "zgaszenie" rogu, jak to Rarity zrobiła bardzo mi się spodobało. Lego-krokodyl to też dość ciekawa sprawa; w końcu mamy jakiś przykład z lasy Everfree. Być może pamięć mnie zwodzi, ale odgłos rogów na samym końcu odcinka bardzo kojarzył mi się z Władcą Pierścieni. Być może jestem w błędzie, ale czy to właśnie ten dźwięk nie pochodził stamtąd?
Jednak czas, abym trochę pomarudził. Jest kilka drobnostek, które trzeba poruszyć. Na przykład skąd Zecora ma napój, który działa tylko na alicorny i czyni takie cuda? Jeśli go uwarzyła, bo ma przepis, to ta zebra jest chyba zbyt OP. Tak ogółem, to po kij trzeba było zmieniać kolor tego wywaru? Wiecie, co mnie jeszcze zdziwiło? Brak królewskiej oraz "staro-equestriańskiej" mowy Luny. Niby tak się przecież kiedyś mówiło, a tu placek. Dziwnym momentem było także, że w połowie drogi do zamku mane 5 kazało Twilight wracać "dla dobra Equestrii". Dobra, wymówka nie była zła, ale mogły to wspomnieć wcześniej, przed wyjściem, a jeśli postanowiły tak po ataku krokodyla, to już mogła z nimi zostać. Pomysł lekko oklepany, lecz do niego mam akurat tylko drobne, nie zmieniające w niczym zarzuty. Jednak gdy Twilight postanawia wrócić i jest w rozterce, Spike wpada na pomysł, aby wlazł na drzewo i się rozejrzał. Twiligth chyba zapomniała, ze ma niedawno dostała udka w prezencie, a wymówka, że kiepsko lata nie wchodzi w grę, gdyż podlecieć to mogła, a jeśli nawet i nie, to teleportacje też ma. Chociaż dopiero teraz zauważyłem, że magia buntowała się przeciwko Rarity... Hmmmm... Twilight wcześniej też czarowała i nic jej nie było, więc to jednak ja mam racje. Dość nieprzemyślany moim zdaniem ten moment. Jednak i tak w praniu jest on prawie niezauważalny. Na koniec jeszcze się spytam, po co one w ogóle oddawały one te elementy? Nie mogły ich przy tym drzewie użyć? Być może nie mogły, ale to chociaż mogli o tym wspomnieć.
A teraz zbierając to do kupy:
Plusy:
-długooczekiwany sezon 4
-świetna fabuła
-dowiadujemy się czegoś więcej o Elementach Harmonii oraz mamy okazje zobaczyć kluczowe momenty, często wspominane w serialu
-Księżniczka Twilight
-ciekawa zła forma życia
-polepszona część wizualna
-nowe intro
-dużo śmiechu i drobnych ciekawostek
Minusy:
-kilka drobnostek które nie mają wpływu na ocenę
Ocena: 9/10
Konkludując, początek 4 sezonu wyszedł jak najbardziej na plus. Co prawda jest gorzej, niż początek drugiego i trzeciego sezonu, to i tak trzyma on poziom. Fabuła to główny atut odcinka, a dla mnie jest to najważniejsza część tych podwójnych epizodów. Mamy wiele wyjaśnień oraz wiele nowych pytań. Ciekawe zło oraz to, skąd się wzięło. Wiemy już dużo o bardzo ciekawiących fanów wydarzeniach, których chyba każdy chciał zobaczyć. Ulepszona "grafika" czasem wręcz zapiera dech w piersiach. Humor i dobra zabawa towarzyszą nam przez cały odcinek. Skoro jest tak dobrze, dlaczego nie ma 10/10? Otóż z najwyższą oceną za filmik jest jak z najwyższą oceną w szkolę. 5 dostajesz wtedy, gdy znasz wszystkie podstawowe materiały. 6 dopiero wtedy, gdy wiedza wykracza poza materiał. Tam samo jest z 9 oraz 10 na 10.
Sezon 4 rozpoczął się dobrze i oby ten stan trwał aż do końca. Co prawdą recenzja jest trochę spóźniona, gdyż nie miałem wpierw komputera, potem prądy, to lepiej późno niż wcale.