Skocz do zawartości

Zegarmistrz

Administrator Wspierający
  • Zawartość

    1465
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    26

Wszystko napisane przez Zegarmistrz

  1. No, w końcu zwrócił uwagę przeciwnika w sposób, który nie podlegał dyskusji. I zaraz się dowie, czy akurat to zwracanie uwagi było rozsądnym pomysłem. Potrzebował czau żeby wykuć coś nowego, a zdawać by się mogło, że przeciwnik nie da mu tej możliwości. Bowiem zakrzywiacze które miały by choćby spowolnić stwora zwyczajnie się do niego przyklejały, kompletnie nie wpływając na tą pędzącą masę kości i szponów. Zaczynało się tutaj robić gorąco i to nie za sprawą jego kuźni. Koniec końców wszystko zbiegało się do jednego prostego wniosku - nie pozwoli tej istocie, czymkolwiek by nie była, zbliżyć się do jego ukochanej. Kropka. Wybiegł przed kowadło, wprost na szarżującego potwora i pociągnął za jeden z guzików w płaszczu. - Perfect Warrior. Jego płaszcz rozświetlił się światłem, tak metalicznym jak rtęć, pokrywając jego siało dokładną warstwą. A kiedy owa warstwa opadła, oczom Żniwiarza ukazał się Enkiel w pełno-płytowej zbroi. Zdawał się być większy niż w rzeczywistości, niczym niepowstrzymany mur fortecy. - W imieniu Arati'huun, nie przejdziesz dalej. W zbroję miał zaklęte wszelakiej maści zaklęcia obronne. Pełne spektrum odporności magicznej, ochronę przed paraliżem, wycieńczeniem, ogniem, wodą, porażeniem, metal w niej zawarty sam z siebie był na tyle wytrzymały, że niezliczona ilość smoczych zębów została na nim złamana, co świadczyło o jego sile, pomijając wiele innych zaklęć które kowal przez lata wbijał w swoje dzieło. Hełm posiadał takie zaklęcia jak oddychanie pod wodą czy widzenie w ciemności, zaś buty wspomagały zwinność używającego, jednocześnie chroniąc go przed upadkiem z wysokości poprzez Swobodne Opadanie. Lecz to rękawice były jego mistrzostwem. Prócz prostego zaklęcia lewitacji, które powodowało iż zbroja dla użytkownika nie miała żadnej wagi, miały też zaklęte jeszcze inne potężne zaklęcia, które akurat teraz będzie jak znalazł. - Widzisz, nie jest tak, że się nie boję. każdy się czegoś boi, każdy odczuwa jakiś rodzaj bólu. Ale nas ludzi właśnie to wyróżnia. Bo mimo bólu, mimo wiecznego strachu, dalej stoimy wyprostowani. Kiedy stwór nadbiegł, Enkiel wystawił obie dłonie przed siebie, pozwalając by monstrum uderzyło go cała swoją masą. Zaparł się całym ciałem, ryjąc bruzdy w ziemi niczym zerwany podkład kolejowy. Lecz całość osiąga swój cel - monstrum najpierw zwolniło, potem zatrzymało się zupełnie, utrzymane pod wpływem Unieruchomienia Zmarłych z rękawic. Lecz to był tylko środek tymczasowy, bowiem trzeba było uwolnić się od tego kolosa. I to na zawsze. - Powiedziałeś że nie ma czegoś, czego nie dasz rady splugawić, czego nie dasz rady sprofanować. Zgadzam się. Lecz nie znaczy to, że nie będę walczył by ci w owej profanacji, koleżko, poprzeszkadzać. Rękawice dotykające kolosa rozświetliły się czerwienią, jak uprzednio jego ręce pod wpływem Hefajstosa. Nagle z ziemi wokół nich wyrosły świetliste linie, sześcian na tyle wielki, by całego golema umieścić w środku, za punkt stykowy głównej ściany można było uznać powierzchnię dłoni kowala. Kiedy cała kostka się zamknęła, Enkiel zaczął uwalniać energię. - Uwięzieni w męczarniach, zwracam wam wolność. Co raz splugawione, niczym metal z ziemi, ogień mej kuźni oczyści. Jesteście wolni, Tengoku chūmon: Kasō! Sześcian zamienił się w krematorium, gdy temperatura wewnątrz niego osiągnęła 120,000*C. Utrzymał tą płomienną wichurę do chwili, aż nie poczuł jak dusze cierpiących zaczęły się uwalniać, w wyniku pełnego spopielenia kości. Lecz nie mogły ulecieć gdzie ich miejsce, bowiem były tu uwiązane, niczym pies za ciężkim łańcuchu. Enkiel potrzebował chwili żeby zobaczyć, gdzie łańcuch ma swój koniec. Wyrwał dłonie z kostki i przystawił je do podłoża. To popękało niczym cienka lodowa tafla na jeziorze, pokrywając arenę siatką czerwonych żył. I w nie kowal wtoczył cała energię jaka teraz szalała wewnątrz krematorium, by w jednym wybuchu eksplodowała niedaleko jego przeciwnika, kompletnie niszcząc filar z którego ten w pierwszej kolejności poodrywał cierpiących. To wystarczyło, medium zostało zniszczone, a dusze wróciły do kręgu reinkarnacji którego im pierwotnie odmówiono. W ten oto sposób kowal zbawił cierpiących. I, jak sam zgadywał, delikatnie tym wpienił przeciwnika. Lecz trzeba było postawić sprawę jasno. O ile Enkiel mógł wykorzystywać wszelakiego rodzaju artefakty, to jednak ich ilość nie była nieskończona. Szybko w myślach prześledził listę tego co mu jeszcze zostało i tego, czego być może będzie potrzebował. Zestawienie nie było kolorowe, brakowało czasu żeby wykuć potrzebne mu przedmioty, a był święcie przekonany że przeciwnik nie pozwoli mu na swobodne stanie przy kuźni. Ba, nawet teraz nie pozwalał mu przy niej być dłużej niż na kilkanaście sekund. Enkiel był kowalem, strategiem, więc doskonale wiedział jak dużą przewagą jest nie pozwalać przeciwnikowi odpocząć. Specjalnie gdy jest się istotą nie wymagającą wypoczynku. Jego oponent być może przemyślał to wszystko bardziej, aniżeli Kowal chciał zakładać. No ale nic, lepiej zająć się czymś konkretnym miast przemyśleń które już nic nie naprawią. Na razie miał analizę niektórych aspektów oponenta - nie był istotą żywą, przynajmniej nie w prostym pojęciu życia. Na pewno nie był człowiekiem, potrafił uczynić swoje ciało dymem, niewrażliwym na ataki fizyczne. Ponad to kontrolował aspekty ciemności, w tym śmierci i rozkładu. Potrafił wzywać popleczników, tworzyć uzbrojenie i zmieniać otaczające go pole bitwy na takie, które sprzyjało jego umiejętnością. Zatem nie tylko nie szło go rozbroić, ale też nie można było liczyć na przewagę wynikającą z położenia. Trudność tego pojedynku wzrastała z każdym oddechem, co częściowo cieszyło kowala, ale też stawiało w nieprzyjemnej pozycji okupowanej przez widmo porażki. Ruchem dłoni odgonił nieprzyjemne myśli. Nie mógł sobie teraz pozwolić na zwątpienie, specjalnie że walka dopiero co się zaczęła. Wymienili uprzejmości, pozdrowienia można by rzec. I dopiero teraz miało się tu zacząć robić gorąco. - Sanktuarium. To proste zaklęcie wkute we włócznie długości półtorej metra miało tylko jedno zadanie. Wszędzie gdzie włócznia się wbije, miało wytwarzać pole średnicy sześciu metrów, w którym wojownicy mieli czuć się bezpiecznie. Lanca poświęcała cały teren na obszarze tych sześciu metrów, nieprzerwanie i potężnie, do chwili aż coś jej nie wyrwie z ziemi. Nie była potężną bronią, lecz to właśnie jej właściwości spowodowały, że była rozchwytywana przez wszelakich łowców. Raz uruchomiona, przepędzała istoty, niszcząc je kompletnie. A że działała nieprzerwanie, to taka istota nie mogła sobie od tak podejść i ją wyrwać z ziemi. Ataki oparte na jakiejkolwiek odmianie ciemności rozpadały się w polu zanim jeszcze dotarły do broni, wszelakiego rodzaju miniony ulegały dematerializacji lub były uwalniane spod więzi zaklęć. Słowem, tylko osoba nieskalana złem mogła wejść w pole i wyciągnąć włócznie, przerywając zaklęcie. A jego przeciwnik nie wydawał mu się czysty. Wziął potężny zamach i rzucił w okolice wroga 3 takie włócznie, zakładając że będą niemiła niespodzianką dla jego przeciwnika.
  2. 12 Konwerterów, po 5 bitsów sztuka. Płaszcz Większej Niewrażliwości i rękawiczki Niewrażliwości z dodatkowym zaklęciem transferu magicznego - 250 bitsów. Bagnety z pojemnikiem mogącym przechowywać proste zaklęcia, 14 bitsów od sztuki. Lodowe Klatki, 40 bitsów sztuka. To tylko względne wydatki jakie musiał przeliczać kiedy wykuwał swoje bronie i narzędzia. Planował otworzyć niedaleko sklepik z takim ekwipunkiem, zatem równie dobrze mógł teraz zrobić sobie reklamę. Każda istota która zobaczy pojedynek bez problemu połączy jego zakład kowalski z tym, co tu się dzisiaj wydarzy. Dłonie Hefajstosa pozwalały wytwarzać nie tylko przedmioty najwyższej jakości, lecz działały odrobinkę jak ciepły nóż na masło. Wszystko czego nimi dotknął mógł uplastycznić, przekształcić, przekuć na nowo. Nie potrzebował w swojej kuźni narzędzi, bowiem wszystko mógł wykonać dłońmi. Bo faktem było, że w jego ciele magia nie była taka jak u każdego maga. Nie mógł wyczarować kuli ognia, lodowego kolca czy choćby świecącej kuli jak każdy, nawet przeciętny mag. On potrzebował jakiegoś medium, choćby nawet głupiej latarki, którą mógł nasączyć magią i zamienić w coś, co po przyciśnięciu guzika będzie strzelać owymi kulami ognia. I dlatego był Zaklinaczem, kowalem który tworzył wszystko, co tylko był w stanie sobie wyobrazić, dającym zwykłym przedmiotom magiczne właściwości. A teraz arenę pokrył mrok. Ciemność głęboka niczym pustka bezbrzeżnego kosmosu. Czarna i wypełniona prawie że namacalną nienawiścią. Kiedy tylko zaczęły gasnąć pierwsze światła, wiedział co musi zrobić. Wszak musiał sobie to tylko wyobrazić. Zakładając że przeciwnikowi ciemność nijak nie przeszkadza, zaczął uderzać w swoje kowadło. I wtedy nadciągnął atak. Sam Enkiel nie wiedział nawet co go zaatakowało, ale wiedział, że zadziałały artefakty ochronne. Kto, to było oczywiste. Ale co? Tego dowie się z pewnością dopiero jak pozbędzie się tej ciemności. Jego oponent z kolei mógł zobaczyć jak jego własne shurikeny nagle spadają na ziemię, metr przed kowadłem, przyczepiając się do płaskich metalowych kostek wbitych w podłożę wokół kowala. Zakrzywiacze Grawitacyjne miały proste zadanie, przyciągnąć do siebie wszystko, czy to pocisk czy osobę, która znajdzie się zbyt blisko ich pola grawitacyjnego. Przyśpieszył uderzenia kiedy w tyle głowy kolejne zakrzywiacze zaczęły gasnąć. Ich energia nie była nieskończona, praktycznie nadawały się tylko do jednorazowego pozbycia się czegoś, bowiem ich pole grawitacyjne było na tyle silne, że na małym obszarze zgniatały cel jak starą puszkę. A on uderzał w kowadło, nawet kiedy mrok zbliżył się na tyle, że światło jego kuźni zaczęło przygasać. Nie, na to nigdy nie pozwoli. Czuł jak rozpala się w nim gniew. Jak rozpala się w nim światło silniejsze aniżeli tysiąc słońc. Nie pozwoli, by jego ukochana została tak zwyczajnie znieważona. Po jego trupie. Ściągnął z kowadła pierścień, jeszcze ciepły, który nałożył na środkowy palec i zaciskając pięść rozpoczął inkantację. - In fearful day, in raging night, Pierścień rozświetlił się delikatnym błękitnym światłem, słabym i migającym, niczym płomień świecy na wietrze, lada moment gotowy zgasnąć od byle podmuchu. Chwycił się za nadgarstek drugą ręką i uniósł ramiona wysoko nad głowę, przelewając swoje ciepło w pierścień z mocą Hefajstosa, by jego światło wspomogło światło w pierścieniu. - With strong hearts full, our souls ignite. When all seems lost in the War of Light... Podniesiony pierścień rozświetlił się potężnym błękitem, bezkresnym niczym niebo pełnym ciepła, nadziei, pełen ognia który wydobywał się z jego posiadacza. -...Look to the stars, for hope burns bright! In Arati'huun name, those who worship evil's might Bevare my power - Hefajstos Bright Lamp! Wybuch błękitu i potężna fala ciepła. Wszędzie wokół kowala rozpoczął się proces wypalenia, bowiem w kontakcie z błękitnym światłem ciemność, która zdawała się wcześniej żywić światłem, zaczęła wybuchać płomieniem rozprzestrzeniającym się z siła huraganu. Nie więcej jak dwa oddechy i cała arena stała w poświęconych przez jego boginię płomieniach. Ogień w jego kuźni wystrzelił w górę niczym gejzer, przekształcając jedno kowadło w monstrualnej wielkości stół kowalski, pokryty rytami z modlitwą ku czci ognia, Arati'huun i magicznego kowalstwa. A on to wykorzystał, uderzając ponownie w kowadło, by ustabilizować formę i rozpocząć wykuwanie kolejnego artefaktu.
  3. Cel wykonany, teraz trzeba było to wykorzystać. Założenia zostały spełnione w stu procentach - przeciwnik zamiast pozbyć się ostrzy, zignorował je, wszak, jak zakładał Enkiel, jego ciało nie było w pełni materialne. Choć co do tego w pełni dalej nie był pewny, bowiem gdyby był całkowicie odporny na rzeczy fizyczne, nie musiał by posyłać tego czegoś, zwyczajnie nie ruszał by się z miejsca. Ale mimo to wszystko poszło zgodnie z planem. Bowiem teraz mógł wykonać bardziej zaawansowane techniki. Na początek, potrzebował lepszego światła. A to akurat nie będzie większym wyzwaniem, bowiem on nigdy nie wykuwa zwykłych rzeczy. - Kun. Bagnety za oponentem wybuchły. A właściwie nie bagnety, ale ładunki błyskowe ukryte w drewnianych rączkach. Efektem był wspaniały, długi i szeroki, cień, który ciągnął się aż do kowadła Enkiela. Cień w który ten ochoczo uderzył, zaklinając w nim swoje zaklęcia z zatrważającą prędkością. - Where the elves dance Their dances of solitude Hearken to the mountain Can you hear the echoes Of the hammer's beat From deep within the shadows? Powiadają że cienie są prawdziwą formą życia. Jeśli coś nie posiada cienia, to nie istnieje. A zaklinał w nie najprostsze zaklęcia awersji. Awersja do ognia, awersja do światła, awersja do mrozu, wszystkie tak samo potężne, jak zaklęcie na jego płaszczu chroniące go przez poprzednią chmurą. - Yol. Reszta bagnetów wybuchła potężnym ogniem, który nie raz i nie dwa przeszedł przez jego kuźnie. Lecz sam w sobie nie był on tylko ogniem, bowiem kowal nie karmił swej ukochanej, kuźni, zwykłymi płomieniami. Nie, ten płomień był darem samej Arati'huun, opiekunki kowali, złodziei i kapłanów. Zaś jej światło miało w sobie wiele życia, więc było ożywczo ciepłe i wspaniałe. Połączone z awersjami które rzucił na przeciwnika mogło być jednak zbyt gorące, ot tak tyci tyci. Ale to tylko zabiegi żeby kupić trochę czasu, bo szczerze powiedziawszy nawet nie wiedział jeszcze jak zająć się tymi poruszającymi się kałużami. Mógł bezpiecznie założyć, że są z tego samego materiału co chmura, ergo można je zapieczętować. Ale pieczętowanie zawsze jest ryzykowne. Wystarczy że skład chemiczny tych bajor odrobinkę różnił się od tego, który spadł z nieba i wszystko w diabli. No nic, na razie trzeba będzie je tylko unieruchomić, jak się ich pozbyć schodziło na drugi plan. Szybko uderzył w kowadło wyciągając przy okazji z kieszeni kilka kulek z błękitnego metalu. Dwa uderzenia na kulkę. - W imieniu podziemi, rozkazuję, zamarzajcie. Rzucił kulkami w zbliżające się istoty, a gdy kulki eksplodowały, rozpoczął się proces zamarznięcia. Choć to nie było konkretne określenie, bowiem stwory nie zamarzały, a natychmiast zamarzły. Całość procesu nie trwała dłużej niż mrugnięcie okiem. Uderzył jeszcze kilka razy w kowadło, w sposób jak uprzedni rozsyłając po arenie więcej światła. Tak przygotowany mógł odpowiednio zareagować na akcje przeciwnika.
  4. Jego przeciwnik dał wspaniały pokaz działania niepopartego przemyśleniem, połączonego z raczej kiepską grą aktorską. Jak zademonstrował, jego własna energia nie robi mu krzywdy. A to samo w sobie było sporą podpowiedzią do jego kolejnych działań. Co innego ta cholerna chmura. Na początku zakładał, że oponent zakryje nią siebie, lub jego, lecz kiedy pierwsze krople spadły z sykiem na jego ramiona, tajemnica się rozwiązała. Deszcz substancji która działała lepiej niż większość kwasów. Wspaniały środek owado- i chwastobójczy. Lecz dla niego praktycznie nieszkodliwy. Szybko przywdział rękawiczki które wydobył z kieszeni, rozpiął kołnierz swojego płaszcza, wyciągając z niego delikatnie połyskujący kaptur, a kiedy go przywdział, cała jego postać zaczęła lekko migotać, można by rzec, iskrzyć się. - Nie wszystkie materiały są tak podatne na zgniliznę jak inne kolego. Tak jak i nie wszystkie metale rdzewieją. Kolejne płytki nad jego głową się rozpadały, jedna za drugą. trzecia, piąta, w końcu jedenasta, wszystkie znikły odsłaniając go na pełną siłę ulewy. Wyciągnął próbówkę i nabrał do niej trochę mazi. Wsypał do środka jeszcze trochę specjalnego proszku i całość zagotowała się wspaniałym odcieniem fioletu. - Więc to tak. Przydatne, nie powiem. Ale koniec końców zbyt ryzykowne, tak, zdecydowanie cena produkcji przewyższy cenę sprzedaży. Dla wielu jego marudzenie mogło by być bez sensu jako takiego, lecz on już układał w głowie jak powielić ów płyn przy minimalnych kosztach i jak znaleźć na niego kupców. Ot przedsiębiorczość to się nazywało. Oderwał się na chwilę od tych przemyśleń i jeszcze raz uważnie przyglądnął się istocie którą miał na przeciw sobie. I mając dość próbek, wiedział co musi zrobić. - Dłonie Hefajstosa. Jego dłonie rozżarzyły się niczym nozdrza Płomiennych Melefów, kiedy zacisnął je w pięści. Obrócił się do kowadła i z uśmiechem wykonał szeroki zamach, opuszczając swój kowalki młot na metal. Ten zaś zabrzmiał jak rażony gromem. I tak też mogło się zdawać każdemu, kto byłby w okolicy i obserwował, bowiem w chwili uderzenia cała arena rozbłysła światłem, w którym ni miejsce było dla cieni. Światłem jasnym i gorącym, światłem Ognia który nigdy nie gaśnie. Wykorzystując tą chwile odlepiającego blasku wyrzucił w powietrze swoje dzieło. - Pieczęć Czterech Imperatorów! Ponownie po arenie rozległ się syk, w podobie do pękniętego kotła z parą. Trwał nie dłużej niż jeden oddech, lecz zakończył się czarnym, cylindrycznym obiektem na dłoni Enkiela - zapieczętowaną chmurą jego przeciwnika. Chmurą, którą wchłonął i przekonwertował na ogień w swojej kuźni. Lecz to był tylko początek, bowiem uderzał dalej, a każde uderzenie utrwalało kształt który potrzebował. - Droga Cierniowa. W kierunku jego przeciwnika wystrzeliła setka bagnetów, różnej długości i metalu, ozdobione każdy drewnianą rękojeścią z herbem jego zakładu - Tarczą z wkutym w nią kowadłem. Wszystkie miały jedno zadanie - przyszpilić jego przeciwnika tak bardzo, jak tylko się dało. Fakt ich celności był dyskusyjny, zgoda, wszak wiele nawet nie leciało w kierunku celu, tylko wszędzie wokół, ale co tam, miał energie, mógł jej trochę pomarnować.
  5. Nie miał czasu by nacieszyć płuca zapalonym papierosem. Trzeba było przyznać, jego przeciwnik potrafił zrobić wejście. Aż trochę głupio się poczuł, gdy w myślach porównał je z własnym. no trudno, nie cofnie czasu, specjalnie iż nowo przybyły nie dął mu nawet takowego czasu by się przywitać. Jego atak był zabójczy, przynajmniej z wyglądu, ale kto wie, może uda się coś na to poradzić. Jak mawiają, im wyżej stoją, tym ciężej upadają? Wyrwał z płaszcza drewniany kijek, na oko długości dwóch dłoni, po czym wbił go w ziemię aż ten się w pełni w niej zagłębił. - Piekielna Kuźnia. Ziemia pod jego stopami zamieniła się w wypalony obsydianowy blok. A kiedy tylko kolce do niej dotarły, rozszczepiły się niczym lodowe sople zanurzone we wrzątku, a towarzyszył temu syk, gdy jeden z metalowych krążków trzasnął niczym gasnąc zapałka. Ot materiały do jego kuźni, w której to miał zamiar przygotować kilka przedmiotów. Powiadają, ogień zwalczaj ogniem - a kuźnia Enkiela miała tegoż sporo. Tupnął stopą w podłoże i z obsydianowej tafli wypłynęło, wynurzając się niczym stwór z bagien, solidne kowadło z bliżej nieokreślonego, białego metalu. Całości towarzyszył przyjemny dla ucha zgrzyt, niczym erupcja wulkanu. W ten oto sposób powstał bastion, zamek w którym Enkiel zamierzał się bronić. Mimo braku murów, miał on kilka dobrych niespodzianek. Ale na początek, żeby wiedzieć jak walczyć, trzeba wiedzieć z czym się walczy. Wyciągnął z kieszeni szkło powiększające i skierował je na przeciwnika. - Ukaż. Jego oczom ujawniły się całe rzędy słów i znaków, jak gdyby sprawdzał z jakiego metalu wykonany jest miecz. Czytał w pośpiechu, bowiem nie sądził by oponent pozwolił mu na chwile beztroski, a potrzebował owej wiedzy dla zwiększonej skuteczności. Wczytywał się uważnie, coraz bardziej powątpiewając w to co czyta. Czy takie istoty mają prawo istnieć? Z czego on jest utkany? To w ogóle żyje? Te i wile innych myśli przebiegło mu przez głowę, kiedy kończąc odczyt schował narzędzie do odpowiedniej kieszeni. W żadnej wojnie, jakiej przyszło mu stoczyć, nie widział czegoś nawet odrobinkę podobnego do stwora, z którym przyszło mu się tutaj zmierzyć. No ale nic, nie można się od razu poddawać - a nuż się okaże, że facet jest uczulony na marchewki i będzie po sprawie. Prawda? Niepokoiła go ta ziemia, którą przekształcił upiór. Zdawała się być medium dla jego umiejętności, a Enkiel nie umiał od tak usunąć czegoś takiego. No nic, na razie przyjdzie mu się bronić, do chwili aż nie wymyśli czegoś sensownego. Miał na to jeszcze 11 ładunków.
  6. Wchodząc rozglądał się po wspaniałych malowidłach utworzonych wiele cykli temu. Ich piękno, prostota a zarazem zawarta w nich moc. Tak, to było dobre miejsce żeby po testować jego nowe zabawki. Zdecydowanie. Arena była surowo piękna. I tego potrzebował. Poprawił sobie krawat, upewnił się że płaszcz leży należycie, sprawdził zasobniki na pasku. Tak, wszystko było tam, gdzie powinno. Ale żeby rozpocząć taniec, potrzebna jest para. A z tego co widział, jego partner do harcowania jeszcze nie przybył. Trudno, poczeka, w końcu czekał dość długo na to wydarzenie, które miało być testem jego umiejętności. - Gdzie ja to - krótkie poszukiwania zostały nagrodzone papierosem, lekko wygiętym, który wykaraskał z jednej kieszeni spodni. Krótkie poszukiwania w mig znalazły partnera dla fajki - zapalniczkę. Mały, żelazny pojemniczek ozdobiony miniaturowym symbolem salamandry, jeden z jego pierwszych wynalazków magicznych. Zapalniczka która wiecznie płonie. Odpalony papieros rozniósł po okolicy zapach świeżych kwiatów i jakby nutę czekolady. Kolejny wynalazek, ot drobiazgi które często umilają komuś życie. Tym się zajmował, wytwarzaniem takich drobnostek, które sprzedawał w każdej napotkanej wiosce. Wszak po co rolnikowi przepotężna zbroja? Nie lepsza będzie kosa, z zaklętym wigorem i ostrzem które się nie tępi? Czy nie lepiej, miast tarczy, sadownikowi dostarczyć kosz który nigdy nie zmienia swojej wagi, niezależnie od zawartości? Ludzie często nie doceniają tych drobnych zaklęć, które są używane przez większość magów prawie instynktownie. Enkiel z kolei je uwielbiał. Ale choć te drobne misteria dają mu środki do podróżowania, to te potężniejsze dały mu tytył Zaklinacza. I to je zaprezentuje swojemu przeciwnikowi dzisiejszego dnia. Sięgając do kieszeni zastanawiał się jeszcze czym otworzyć pojedynek, ale nie zaprzątało mu to głowy zbyt długo. Wszak najlepiej na początek było wybadać teren. Co myśląc wyciągnął z płaszcza kilka płaskich monet, szerokości kciuka. Umieścił je w powietrzy wokół siebie, jakby przypinał magnesy do niewidzialnej tablicy. Cztery z przodu i cztery z tyłu, po dwa z lewej i takoż dwa z prawej, łącznie tuzin okrągłych blaszek wokół jego osoby. - Jokaar fiik. Tak przygotowany mógł teraz spokojnie czekać na szanownego oponenta.
  7. Zegarmistrz

    cO SIE DZIEJE?

    Spokojnie, nagrody w konkursie warn/ban zostaną stosownie rozdane. Jak wspomniałem kiedyś, "jakość tematu nie zwalnia z regulaminu w nim obowiązującego".
  8. Zegarmistrz

    XIX Zgorzelecki Ponymeet

    Czy ty nam grozisz? xD Mam dziką propozycję. Jeszcze nie wiem co z tego wyjdzie, więc nie napalajcie się jak kartagina czy coś. 13 luty. Sobota. Po Matce Pieniężnej. Moje...ugh...urodziny.. W każdym razie dobra data, nie za szybko, więc można na spokojnie sobie rozplanować to i tamto, i nie za późno, wręcz w sam raz.
  9. Zegarmistrz

    Zapisy

    Jako że mój przeciwnik w sekcji Casual ma dość zajęty i napięty harmonogram, oczekiwania pomiędzy jego postami urozmaicę sobie sekcją Epic Zobaczmy, entliczek, pentliczek, czerwony stoliczek, na kogo wypadnie - temu łeb odpadnie. Imię: Enkiel Wygląd: Enkiel jest mężczyzną przeciętnej budowy. Przeciętnego wzrostu i wyglądu. Jest osobą, którą mijasz na ulicy nawet nie wiedząc, że on tam jest. I to nie z powodu jego umiejętności. Ot kolejna szara osoba w otaczającym nas szarym świecie. Ciemnobłękitne bojówki, szara koszula z równie szarym krawatem i stalowo szary płaszcz. Czarne, obcięte po wojskowemu włosy. Do tego ciemnobrązowe oczy z wiecznie znudzonym wyrazem twarzy dopełniały obrazu zwykłego obywatela. Magiczne Umiejętności/Doświadczenie: Enkiel jest weteranem kilku większych bitew w kilku mniejszych światach. Potrafi planować w przód, potrafi dowodzić wojskiem jak i pomniejszym oddziałem. Z pasji jest kowalem, wykuwa przedmioty które następnie nasyca magią, dając im miano artefaktów. Nie potrafi jak inni wzywać błyskawic z rąk, czy zionąć ogniem. Ale potrafi wykorzystać każdy element, który kiedykolwiek przeszedł przez jego ręce i kuźnię. Historia: Niewiele tu jest do opowiedzenia.Enkiel urodził się jako 4 syn pewnego wiejskiego kowala. W świecie gdzie ludzie operowali magią tak, jak w innych miejscach operuje się dowolnym narzędziem. W świecie gdzie każdy miał jakieś magiczne zdolności, gdzie magia nie była niczym specjalnym. Po prostu była.Jego bracia byli uzdolnieni w różnych jej aspektach. Piromanta, Teleporter i Aqualista. Każdy z nich ponad przeciętnie potrafił operować swoimi umiejętnościami. Co oczywiście ułatwiało życie w obejściu. Uprawy zawsze były odpowiednio nawodnione, matka nigdy nie miała problemu z rozpalaniem pieca chlebowego, a ojciec mógł skupić się na Enkielu i sztuce kowalstwa, dostarczając dowolne towary do dalekich miejsc.Magia najmłodszego uaktywniła się dość późno, bowiem dopiero w wieku lat 15, kiedy to przekuwał po raz kolejny treningowe ostrze. Miarowo uderzając je młotem, powtarzał starą wyliczankę, która miała wzmocnić więź kowala z orężem które tworzył. To wtedy odkrył, że jeśli odpowiednio mocno się skupi, metal wysłucha jego słów, zmieniając się na różne sposoby. Kilka dni później Starszy wioski ocenił jego umiejętności i wystawił stosowne papiery. Od tamtego dnia zyskał też tytuł "Zaklinacza" który świadczył o jego zdolnościach. Minęło kilka lat, Enkiel dorósł, zaczął podróżować. Magiczny oręż zawsze bywał przydatny, jak ochronne wisiorki czy ozdobne pierścienie - na szczęście. A teraz zawędrował do przybytku, gdzie będzie mógł sprawdzić swoje nabyte doświadczenie. Początkowa Moc: Dłonie Hefajstosa, Magiczne Kowalstwo.
  10. Zegarmistrz

    Co mówi sygna?

    Broooooo-POWER!
  11. Edward uśmiechnął się jakby pytanie mu zadane było zbyteczne. - Kolega już tak ma, jak się nakręci to nie poczeka. Cóż, dzień jak co dzień. A jak już zadajesz pytania, to może na jedno odpowiesz. Co to za konwój? Wskazał mężczyźnie pytającemu go sznur samochodów który ich chwilę temu minął. Jednocześnie uważnie przyjrzał się jego ubiorowi. Potrzebował jakiegoś wzoru, na którym oprze pewien, nazwijmy to, projekt.
  12. Pamiętam Karmę tydzień po tym jak wyszła xD Pierwszy mecz na supporcie i ludzie nie ogarniający jak działa jej zboostowana tarcza = support kończący grę ze statami 15/2/ileśtam xD
  13. Zegarmistrz

    Poznajmy się!

    W dziale Na Start załóż sobie temat, opisz się kilkoma słowami/zdaniami - ustaw sobie jakiś awatar żebyś stał się trochę bardziej rozpoznawalny, może jakąś sygnaturkę?
  14. [Ja jak Magus, bo ostatnie odpisy są moje i jego)
  15. Zegarmistrz

    XVIII Zgorzelecki Ponymeet

    Potwierdzone info - mnie nie będzie - w pracy jest sporo roboty niestety.
  16. Zegarmistrz

    Heja!

    Good to be back? Dawnośmy się skubańcu nie widzieli. Witaj ponownie :D
  17. Ja z chęcią przygarnę te - o ile nikt inny ich nie będzie chciał.
  18. Zegarmistrz

    [Gra]Zapowiedź

    Siemion Szybko wycofałeś się z miejsca śmierdzącego krwią. Na szczęście toporek niedoszłego kolegi nie był nią ubabrany, przez co nie ryzykowałeś podnoszeniem go. Nie minęły minuty kiedy usłyszałeś krzyki i strzały dochodzące z poczty. nie trwały one długo, zaś następującą po nich cisze przyjąłeś z milczącym zadowoleniem. Dostali na co zasłużyli, prawda? Najbliższym sklepem od twojej pozycji był sklep z narzędziami Paulsa. Trochę dalej ulicą mogłeś trafić na jakiś spożywczak, jeśli pamięć cię nie myliła, obok niego był też mały kiosk, o ile jeszcze stał, to mogło w nim być coś przydatnego. Pietrov Kolejne skrzynie odkrywały różne zawartości. Sprzęty AGD, RTV, fragmenty jakiejś maszyny, tłoki samochodowe czy nawet górę peruk. Sporo sprzętu którym można by udekorować dziuplę, ewentualnie skutecznie zablokować drzwi jakiegoś miejsca. W większych skrzyniach znalazłeś nawet garderobę z przebraniami na karnawał - Elvis, Drakula czy Indianin, do wyboru do koloru. Do tego meble, kowadło kilka narzędzi - młotki, kombinerki i im podobne. Najlepszym znaleziskiem okazał się generator, który miał podłączony panel solarny. Gdyby go oczyścić i wystawić na słońce, może miałbyś stałe źródło elektryczności. Niestety, były też złe wiadomości. Pierwszą było natrafienie na skrzynię, która cuchnęła zgnilizną i przez jej zbite deski wybijała się pleśń i grzyby. Nalepka na niej mówiła coś o produktach mrożonych, które pewnie przez ciepło zdążyły się rozłożyć. Drugą był ogólny brak pożywienia które mogło by się nadawać do spożycia. Trzecią zaś fakt, że generator obecnie był kompletnie pusty. Chodząc pomiędzy skrzyniami natrafiłeś na schody, prowadzące wyżej, ale były oddzielone od twojego piętra kratą otwieraną mechanicznie. Widziałeś skrzynkę rozdzielczą z wsadzonym w nią kluczykiem, ale lampki na niej świadczyły o braku zasilania. Leda Szarpanie za klamkę nie przyniosło żadnego efektu. Tak jak i przeszukiwanie okolicy drzwi w poszukiwaniu klucza. Nie miałaś zbytnio czym wyłamać drzwi, choć drewniane nie wyglądały na słabe. Co gorsza czas leciał, a w oddali słychać było strzały i coraz głośniejsze wycie. Nie wiedziałaś co mogło wydawać takie dźwięki, ale wiedziałaś że cokolwiek to jest, zbliżało się. Szybki rzut oka na zamek powiedział ci, że teoretycznie można by go było wyłamać lub przestrzelić, ale tylko jeśli drzwi nie były jeszcze jakoś zablokowane od środka. No i zawsze istniało ryzyko, że ktoś mógł się zamknąć w środku. Lub że ktoś usłyszy to włamanie. Wiking Przystawienie szklanki niewiele dało, po drugiej stronie była cisza. jakby to ująć, grobowa. Żadnych szmerów, skrzypnięć czy szeptów. Kompletna, niczym nie zmącona pustka dźwiękowa. Zasadniczo miał trzy możliwości. Mógł próbować wyłamać zamek, ale stan drzwi od razu krzyczał że będzie to nie lada wyczyn. Mógł zacząć przebijać się siekierą, choć to mogło sprowadzić mu na głowę niechcianych gości. Mógł też przeszukać jedyne miejsce, którego nie obszukiwał. Trupa. A nuż on miał klucz do zagadkowych drzwi.
  19. (Google nie gryzie - wszystkie opisane wyżej systemy znam bo widziałem xD - to czy będzie walka chyba wyniknie z sesji, bo w końcu prędzej czy póxniej w coś się wpakujemy, nie? ) Edward na widok policjanta chciał się przywitać, ale reakcja tegoż go zaskoczyła. Mocno. A owo zaskoczenie jeszcze bardziej pogłebił przechodzeń, który nie okazał żadnego szacunku, ba, wręcz pogardę dla mundurowego. Źle się dzieje jeśli ludzie tak traktują osoby, które powinny ich chronić. Oj bardzo źle. Rzucił okiem na Simona który w tym czasie przeglądał jakąś gazetę, a po chwili spojrzał za siebie, wyciągając raz jeszcze klucz z zamka i chowając do kieszeni. Kto wie, może się przyda, choćby jako kawałek żelaza. - Panowie, zapraszam, bo po prawdzie mówiąc, mimo że już jesteśmy, to nie wiem gdzie teraz.
  20. Docx nie każdemu się otwiera to ja to to zacytuję.
  21. Zegarmistrz

    XVIII Zgorzelecki Ponymeet

    Mnie raczej nie będzie - zawsze robię prośby grafikowe na nasze spotkania - niestety jako że niedawno jedną zrobiłem, nie ma szans żeby druga mi przeszła w tak krótkim czasie :(
  22. GRA rzeczownik, rodzaj żeński (1.1) zabawa według ustalonych reguł; Pilnuj tylko żeby, mimo braku reguł, regulamin obowiązywał, dobrze? (prawie) Właściwie jedynymi zasadami jakie tu obowiązują są zasady forum: kultura, 0 gore i r34, 0 zbędnych wulgaryzmów etc. Ma być po prostu miło i sympatycznie, aby każdy mógł tu wejść i nie musiał się martwić, że jacyś pozbawieni hamulców hejterzy go zjedzą. Na tym servie nikt nie gra, bo wiedzą, że czuwam jakby co ocenzuruje ich, a w razie kkonieczności wezwę gogo trzeba ~Arceus
  23. Poleciał mail, czekamy na serwer.
  24. - Za drzwiami są tylko schody. Niezbyt dużo widać, są oświetlone ale dziurka jaka jest taka jest. A właśnie, fajne ciuchy, ale nie do końca wiemy czy akurat tutejsza policja akurat takie nosi. Z tym trzeba ostrożnie. Do tego ten zamek. Nic, otwieram i zobaczymy co będzie, panowie gotowi? I z tym pytaniem wsadził klucz na swoje miejsce, delikatnie go przekręcając - teoretycznie nie bał się złamania, mógł na poczekaniu wykuć nowy skoro zapamiętał jak wygląda stary, ale mimo wszystko zajęło by to trochę czasu, a taka piwniczka to niezbyt przytulne miejsce dla kowalskiego fachu. Planował otworzyć drzwi i rozejrzeć się trochę bardziej po drugiej stronie. Jak to mówią, iść na pierwszy ogień?
×
×
  • Utwórz nowe...