Skocz do zawartości

Zegarmistrz

Administrator Wspierający
  • Zawartość

    1465
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    26

Posty napisane przez Zegarmistrz

  1. Spodziewał się ataku, miast niego przyszło pozdrowienie.

    I wiedza.

    Oraz skondensowana mieszanka uczuć.

    Jego przeciwnik zdawał się z każdą minutą przewyższać każdą plotkę, jaką kiedykolwiek posłyszał na jego temat. A to nie lada wyczyn.

    W milczeniu przyjął te dary, lecz odsuwając się od przeciwnika postanowił przełamać milczenie.

    - Zbyt długo polegałem na innych, tocząc swoje walki. Tym razem będę walczył samotnie, wszak większa część mojej rodziny aktualnie znajduje się na widowni - co mówić wskazał na dość spory sektor widowni zajęty kilkunastoma osobami. Kobiety i mężczyźni, wszyscy podobni do siebie. Kruczoczarne włosy i fioletowe oczy, oraz nieodzowne elementy ubioru przypominające zbroje.

    - Śniący są silnym i dumnym ludem, bez pełnej zbroi pokazują się tylko temu, kogo uznają za równego sobie. Zaś bez zbroi pokazują się jeszcze rzadziej. W ten sposób pozdrawiają nas obu. Ostrzegam, w tej walce dam z siebie wszystko, i mam nadzieję że uczynisz mi zaszczyt dotrzymując kroku.

    Edwin wbił miecz w ziemię i wystawił ramie ku niebiosom.

    - Gwarantuję, to będzie widowiskowe starcie!

    - Zgromadź! Rzeko Światła która prowadzisz Śniących!

    Wokół niego zaczęło gromadzić się światło. Jednocześnie wszystkie krańce areny zdawały się stracić blask.

    - Lśnij! By zniszczyć Zła kły!

    Kolejne fale światła, niczym zaciskające się aureole, opadały i zatrzymywały sie na jego ramieniu. Coraz więcej i coraz szybciej, tworząc filar aż do nieba. Aż w końcu nastała ciemność, jakby ktoś wyłączył słońce. Przez chwilę można było ujrzeć na nieboskłonie gwiazdy, lecz i te zgasły, jedna po drugiej. A kiedy już nie było żadnego światła, Edwin wycelował pięść w Fiska i w mroku jaki zapadł dało się słyszeć finalne słowa zaklęcia.

    - Blask Śniących!

    Rozbłysk to za mało powiedziane. Edwin skupił na sobie energię świetlną całego światła z okolicy. Tego ze słońca ale i tego odbitego przez księżyc czy gwiazdy. I cała tą energię wystrzelił w jednym pocisku w swojego przeciwnika.

    Nie wiedział co prawda co ten ma w zanadrzu, ale wolał nie czekać. Minie dobrych kilka sekund zanim światło wróci do normy, dlatego Edwin chwycił za miecz który wcześniej wbił w podłoże i wyrysował nim w powietrzu kilka znaków, szykując się na kolejny atak. Tarczę zaś ścisnął mocniej, wszak miała być jego linią kontrataku.

  2. Ból.

    Potężny, przejmujący, ból który nie pozwala myśleć, ból któremu zwykle towarzyszy śmierć.

    Jonah nie widział że przeciwnikowi potężny atak nie wyrządził najmniejszej krzywdy. Spodziewał się raczej, że ten będzie potrzebował co najmniej dłużej chwili na pozbieranie się.

    Huk który usłyszał tym bardziej przekonywał go, że był bezpieczny.

    Zapomniał w euforii, że dla złodzieja, nadmierna pewność kończy się wizytą Kostuchy.

    Usłyszał bardziej aniżeli zobaczył, głośny kamienny gruchot.

    Nie pomyślał że to przeciwni, raczej że część areny, wcześniej wspierana łańcuchem, upadła w końcu na podłożę. Specjalnie kiedy ustało.

    Nie czekając złożył ręce do kolejnego ataku, odchylając się lekko w bok żeby technika zadziałała jak należy.

    Miecz przeszedł gładko przez jego ramię i zagłębił się w arenie, wywołując sporą eksplozję odłamków i fale uderzeniową tak mocną, że Jonahem rzuciło dość mocno w bok.

    Na szczęście swoje ukradł.

    Odskakując dotknął ziemi dłonią co spowodowało wyrośnięcie licznych i masywnych kolumn, wypełnionych różnymi metalami, na całej arenie.

    Za jedną z takich schował się Jonah, ściskając krwawiącą ranę zdrową ręką.

    Bolało, naprawdę bolało.

    Tak jak nigdy dotąd. Płakał z bólu, pozwalając by łzy ściekały na rękaw zdrowej ręki który ściskał z całej siły zębami. Nie mógł pozwolić żeby za pierwszym atakiem nastąpił kolejny, w tym przypadku zwyczajnie by go nie przeżył.

    Czuł jak uchodzi z niego życie, specjalnie że stracił już sporo krwi.

    - CHESTIA HEHON!

    Znowu ból, tym razem większy niż uprzednio, od którego upadł na kolana. Jego rana zapłonęła, rozgrzana pierścieniem ognia. To zatrzymało krwawienie. Teraz trzeba było się wsiąść w garść.

    - Droga Bestii, raptor.

    Pozwolił by pierścień bestii zmienił jego metabolizm. Gady mogły utracić więcej krwi niż ssaki, przez co Jonah odzyskał jasność myślenia.

    Stracił ramię nie doceniając przeciwnika.

    Nie popełni tego błędu drugi raz.

    Sięgnął Chciwością do magazynu gildii. Daleko, głęboko, po jeden z największych skarbów jakie posiadali.

    Mały pierścionek ozdobiony czarnym kamieniem zwanym Piaskiem Pustyni.

    Pierścień Atlasa.

    Kiedy maleńki pierścień pojawił mu się w dłoni, Jonah uśmiechnął się blado.

    Była dość spora szansa że Mistrz uzna to za kradzież, a w takim przypadku Jonah nie opuści terenu tego koloseum w jednym kawałku. Z drugiej strony istniało realne prawdopodobieństwo że jego obecny przeciwnik go załatwi, więc ryzyko było warte podjęcia.

    Wsadził sobie pierścień do ust i przytrzymał go zębami. W ten sposób mógł jedną ręką go nałożyć na mały palec.

    - Atlasie, który dzierżysz ciężar, usłysz mnie.

    Poczuł jak ziemia wokół niego się zapada. Szybko dostosował tą sensację do swojego obecnego stanu.

    Jego przeciwnik pewnie spodziewał się kontrataku, ale akurat to Jonaha nie przejmowało bardziej od faktu, że stracił cholerne ramie.

    Musiał tylko namierzyć swojego przeciwnika, co nie było ciężkie, specjalnie że ten miał dość mocne i głośne serce bijące w piersi.

    *To w ten sposób mnie namierzał, sprytne* pomyślał chłopak po czym wystawił w kierunku dobiegającego bicia dłoń.

    - Furia Piasków!

    Kolumny pękły, zamieniając się w piasek.

    A całość, niczym żywa piaskowa burza, otoczyła przeciwnika. Lecz w owej burzy nie było tylko piasku, a sproszkowane metale, niektóre nawet radioaktywne.

    To samo w sobie było zabójcze, o ile ktoś miał płuca.

    A to i tak nie było celem Jonaha. Nie chciał przeciwnika otruć.

    Chciał go zgnieść.

    - Królewska Msza Żałobna!

    Piasek błyskawicznie oblepił jego przeciwnika, zapełniając każdą kamienną szczelinę w jego magicznym ciele. Wsypując się do uszu, nozdrzy, ust jeśli te by zostały otwarte. Lecz to tylko część zaklęcia, bowiem coraz większe ilości piasku zamieniały jego oponenta w piaskową śnieżkę, okrągłą i twardą.

    A kiedy kula się uformowała w pełni, Jonah zacisnął dłoń w pięść, przez co kula zaczęła cię coraz bardziej ściskać, zwiększając swoją gęstość wielokrotnie. W takich warunkach poruszanie się było racjonalnie niemożliwe.

    Jonah ponownie znalazł się na kolanach, tym razem ze zmęczenia. Ciężkie krople potu ściekały mu z twarzy. Liczył że chociaż to zatrzyma tego potwora.

  3. Trafiło.

    I to przesądziło o losie Zmary.

    Zegarmistrz z uśmiechem stanął w podmuchu. A raczej grymasem który powinien imitować uśmiech na jego tygrysim pysku.

    - Halok tanam, nasycenie.

    Od początku pojedynku dążył do tego, żeby choć kropla jego magii znalazła się w celu.

    A Zmara, niczym potulne dziecko, wykonał to zadanie za niego. Czego chcieć więcej?

    Jego magia była jak rak, rozprzestrzeniała się szybko i boleśnie. Wolał nie wiedzieć co działo się w Zmarze, ale spodziewał się tego, co uczynił w podmuchu.

    Kiedy tylko pierwsze drobinki magii dotknęły Zegarmistrza, zaczęły się zmieniać.

    Każda drobina zamieniała się, płonęła i oczyszczała, a potem atakowała te obok, spalając je i oczyszczając.

    Pełna asymilacja magiczna.

    Nanity potrafią dowolny materiał rozbić, przebudować i w ten sposób produkować kolejne nanity.

    Zegarmistrz zrobił to samo, tylko że z magią.

    Już w momencie jak Zmara pochłonął odrobinkę jego tornada, to zaklęcie zaczęło korumpować jego własną magię, zamieniając ją w magię Zegarmistrza. A im więcej energii poświęci na zatrzymanie tego procesu, tym więcej energii dostanie się pod wpływ tej czarnej jak noc magii.

    Ale to był tylko fragment pułapki.

    Bowiem największy problem zaczynał się w chwili, kiedy tygrys rozpoczął pochłanianie całej tej energii.

    Coraz więcej i coraz szybciej. Jedna cząsteczka zaatakuje jedną cząsteczkę. Potem te dwie zaatakują kolejne dwie. Potem cztery, osiem i tak w nieskończoność, a przynajmniej tak długo jak starczy energii. A tej było pod dostatkiem.

    Zmara wykopał sobie piękny grób.

    Tym bardziej że zaklęcie zaczynało krążyć nie tylko na linii Zegarmistrz - Zmara, ale też po całej arenie, przez co każda obrona przez Zegarmistrzem, każde pole siłowe, nasycenie magią czegokolwiek, spowoduje że kolejne cząsteczki będą korumpowane. Plan idealny.

    Pozostało tylko obserwować jak przeciwnik będzie tracił energię.Liczył też że spróbuje uciec, co jeszcze bardziej zwiększy możliwości Zegarmistrza.

    - Naznaczony a nienazwany. W imieniu Cirio, spłoń!

    Energii było naprawdę wiele. Wewnątrz Zmary.

    I właśnie drobny kawałek owej energii wybuchł.

    Z siłą skrzynki C4.

  4. Foley - bo ja ślepy jestem, gdzie ty tam masz przekleństwo? O.o

     

    Co do wydania.

    Podoba mi się, poprzednie było odrobinkę lepsze ale to kwestia gustu ;)

    Tetryk znowu coś tam smęci, ale miło się go czyta, muzyka też fajna, trochę znałem trochę nie, lista powiększona o nowe tytuły :D

    Do tego felietony - czyta się je przyjemnie, lekko, ogólna ocena pozytywna.

    Jedyne z czym miałem początkowo problem to otworzenie numeru - w Firefoxie strasznie mi muliło, dopiero na operze odzyskałem płynność.

    Ocena: 8/10

     

    Ah to słowo. Poszła plotka iż imć Miodek je "zalegalizował" i teraz hula po internetach.Teoretycznie, jest to słowo jaskrawe, jego pochodne są wulgaryzmami ale samo słowo określa coś dobrego, a nie coś złego.

    Praktycznie - to czy coś jest wulgaryzmem czy nie jest dyktowane reakcją społeczeństwa. Powiedz przy nich na głos to słowo i zobacz reakcję. To ustala czy coś jest wulgaryzmem czy też nie.

    I w przypadku słowa "zajebiście" w większości przypadków reakcja nie jest zła, bowiem to jaskrawe określenie stanu "bardzo dobrze".

  5. Wiedza i zemsta.

    Dwa czynniki pchające go do kolejnego kroku.

    Jeszcze w szatni wspominał wszystko to, czego nauczył się dzięki swoim przeciwnikom.

    Nowe rodzaje magii, nowe sposoby myślenia.

    Upłynęło sporo czasu od kiedy Edwin Niemy, kaleka, pierwszy raz stanął na arenie.

    A wszystko napędzane tymi dwoma słowami, wiedzą i zemstą.

    I teraz czekała go jeszcze jedna próba. Ostatnia.

    A jeśli wierzyć plotką które podsłuchał w szatni, najcięższa, bowiem jego przeciwnik nie tylko formował rzeczywistość z dziecinną łatwością, ale też posiadał ogromne, o ile nie nieograniczone, zasoby magiczne.

    Czekała go batalia jakiej jeszcze nie przeżył.

    Żartem mówiąc, być może nawet taka której nie przeżyje.

     

    Idąc korytarzem miał wiele przemyśleń, ale jedno wiedział na pewno.

    Niezależnie od tego jak silny będzie przeciwnik, Edwin da z siebie wszystko a nawet więcej.

    I z tym postanowieniem pchnął drzwi areny, pozwalając by magiczne światło tego miejsca zalało mu twarz.

    Pewnym krokiem wyszedł na uświęconą ziemie magów.

    Poprawił futerał na pasku, strzepnął kurz z ramienia i podniósł wysoko ramiona, pozdrawiając widzów.

    - Panie i Panowie, chłopcy i dziewczęta. Ci którzy towarzyszyli nam, walczącym, przez te wszystkie batalie! Pragnę przywitać was i podziękować wam, wszak to wy właśnie napędzacie nas ku lepszemu. To dla was staramy się bardziej, mocniej i szybciej. I to wam dedykuję tą walkę. Oby nie zawiodła waszych oczekiwań!

    Edwin spojrzał w kierunku drugiego wejścia na arenę. Jego przeciwnik jeszcze nie dotarł na miejsce, dlatego wykorzysta ten czas by się przygotować na najgorsze.

    - Witaj w Opuszczonym Domostwie.

    Tymi słowy uruchomił Domostwo by wspierało go w tej walce. Ono oraz prezenty które otrzymał od poprzednich oponentów.

    - Ty, któryś uciekał i ty, któryś gonił. Stańcie się jednością. Przepełnieni wolą, utraceni nadzieją. Stańcie się tarczą, stańcie się mieczem. Niechaj wasza moc będzie moją. W zamian oferuję wam wolność, ku krańcom istnienia.

    Postać Edwina zalśniła, a kiedy blask opadł, w lewej ręce trzymał Miecz, w drugiej zaś sporej wielkości tarczę. Oba elementy oprawione inskrypcjami mogącymi zwalczać magię. To pozwoli mu przetrwać przynajmniej pierwszy z ataków.

  6. Ja tam osobiście mam na to wyrąbane. Serio. Mieszkam w skrajnie przygranicznym mieście zachodniej Polski.

    Nawet w chwili, kiedy wybuchnie jakaś tam wojna, u nas nic nie będzie się działo. Miasto nie ma żadnej wartości strategicznej, zdolne do obrony tylko od zachodu bo od wschodu to koszmar wojsk obronnych.

    I mieszkając sobie tak daleko, co mnie powinna interesować jakaś tam Ukraina?

    Władza w Polsce już od jakiegoś czasu jest "Rosyjska". Putin powie Hop, to nasze wojska podskoczą gdzie chce, taka jest prawda.

    Więc to sprowadza nas do prostego pytania - czemu ma nas obchodzić coś, na co kompletnie nie mamy wpływu i co jest kompletnie od nas niezależne?

    To tak jakbyście się mieli od dzisiaj uczyć wytapiać śruby, bo przecież auto waszych rodziców z nich korzysta...

    • +1 3
  7. Widział jak przeciwnik niszczy fragment areny. I jak rzuca się na coś, czego nawet on nie widział. Fortel zadziałał, świetliki wyświetlały obraz na siatkówce przeciwnika. Niewyczuwalnie zmieniały percepcję Jana. Nie mogło to trwać wiecznie, w końcu zwykłe światło wypchnie to magiczne, ale do tego czasu Jonah był pewny, że przeciwnik nie znajdzie go zbyt szybko.

    Kiedy metalowa płyta uderzyła koło niego w ścianę, podmuch zasłonił mu wizję.

    Trochę speszony poprawił kaptur na głowie i rozpoczął przygotowanie do ataku.

    Podbiegł do miejsca w które jego przeciwnik upuścił igły i zeskanował podłoże. Pierścień metalu szybko wskazał to, które wbiło się w przeciwnika.

    Nie tracąc czasu wsadził go do ust i połknął z głośnym gulp.

    I teraz poczuł to, czego nie mógł od początku walki.

    Poczuł swojego przeciwnika.

    - Chciwość.

    Musiał działać szybko i skutecznie, ale zyskał teraz sporą przewagę nad przeciwnikiem.

    - Nazwij mnie a zniknę, złap a umrę. Jad moją krwią, metal moim ciałem, duszę zaś wygrałem w kości.

    Kradnę życie, kradnę śmierci.

    Dalarog!

    Jonah musiał dość mocno się koncentrować żeby sztuczka działała prawidłowo.

    Dotąd jego przeciwnik zdawał się być odporny na wszystko, co ten mógł mu zaserwować.

    Teraz należało odwrócić ową zależność na korzyść chłopaka.

    A to co serwował było dość mocną kwintesencją słowa ból.

    Pomiędzy wystawionymi dłońmi Jonaha zaczęła kształtować się kula światła.

    Błyszcząca, otoczona energią pierścieni. kula plazmy.

    Metalowy rdzeń stopiony ogniem Kuźni Dusz.

    Lecz pocisk potrzebował działa.

    I na to Jonah miał rozwiązanie, bowiem zaczął wypluwać hektolitry płynnego metalu, rzeźbił nim działo odpowiednie jego celom.

    Niezbyt duże, lecz zdolne zrobić swoje.

    Metal z którego Jonah wykonał działo to Klanghit, tak twardy, że tylko moc pierścienia zdolna zamienić płyn w ten metal pozwalała go kształtować. W swojej naturalnej formie był najtwardszym metalem znanym w całym wszechświecie. I po wytopieniu, kompletnie niezniszczalny.

    Do tego działa Jonah wpakował owy pocisk i wycelował w Jana.

    Ale samo działo, jak i pocisk nie były aż tak zabójcze jak szybkość wystrzału.

    Jonah wiedział już że jego przeciwnik był szybki. Dlatego też wolał nie ryzykować.

    - Droga Pioruna, Akceleracja.

    Jego działo wywaliło w przeciwnika pocisk z prędkością światła.

    Wierzył, że to już zrobi Janowi solidne ZAZI.

    Poza tym, iluzja wciąż powinna działać, więc chłopak miał po swojej stronie element zaskoczenia.

  8. Musiał przyznać, przeciwnik posiadał fikuśną zabawkę.

    Ale Jonah też nie należał do tych ubogich.

    *Orichalcon*.

    Jego skóra z czarnej zmieniła kolor na lekko różowy.

    O ile miecz jego oponenta nie wydawał się zwykłym, o tyle chłopak mógł się teraz pochwalić niezwykłą mieszanką tworzącą jego ciało.

    Zamiast unikać, postanowił się postawić. Wiedział już, że uciekanie nie ma sensu, bo i tak zostanie namierzony.

    I dlatego zablokował cios tak, jakby blokował uderzenie pałką.

    Uderzenie było mocne, wgniotło mu nogi po kostki w podłoże areny. Czuł jak jego metalowe mięśnie napinają się pod ciężarem ataku. Czuł żar bijący od ostrza lecz nie przejmował się nim. Przeciwnik pewnie nie przewidział że Jonah mógł przybierać wytrzymałość różnych metali. Miało to swoje zalety, miało też i wady, ale teraz Jonah twardo przeciwstawił się napierającej sile.

    Jego pierścień Ognia chronił go przed zabójczym żarem, zaś metalowe ciało mogło sprawnie utrzymać ostrze w miejscu.

    Bo tego właśnie potrzebował, utrzymać przeciwnika.

    Kiedy tylko zatrzymał broń, jego niespodzianka zaczęła działać.

    - Dystans Zero, Podmiana.

    Jonah wybuchł. Atrapa którą chłopak podłożył a która wyglądała identycznie jak on zrobiła swoje, posyłając na wszystkie strony areny twarde arkanitowe kolce.

    Ilość i jakość owych szpilek była wystarczająca żeby zabolało.

    Sam Jonah wykorzystał kolejny z pierścieni, żeby ten fortel się udał.

    - Piorunie, który grzmisz ponad Niebiosami a który niszczysz to co pod nimi, usłysz mnie!

    Ukryty za jednym z grubych łańcuchów obserwował przeciwnika.

    Wiedział, że to co zrobił nie zatrzyma go na długo. Specjalnie, że trucizna którą były nasączone kolce z pewnością nie zadziała. Kończyły mu się pomysły a przeciwnik wydawał się z każdym atakiem coraz silniejszy.

    Tutaj trzeba było zastosować specjalne warunki, inaczej nie będzie miał szans.

    - Droga Kłamstwa, Świetlik.

    Z pierścienia zaczęły wylatywać malutkie kilki światła. Niczym świetliki, lewitujące w powietrzu, poruszające się z gracją owych owadów. Chmarami zaczęły okrążać arenę, a kiedy było ich wystarczająco dużo Jonah uruchomił pułapkę.

    - Pierwsze Kłamstwo, Detonacja.

    Świetliki wybuchły boleśnie jasnym światłem. wystarczająco silnym żeby oślepić gapiów. I wystarczająco silnym, żeby spełnić swoje zadanie, bowiem dla wszystkich obserwatorów, Jonah znikł kompletnie.

  9. 3 punktowa numeracja celi. 3 na pierwszego, 2 na drugiego i 1 na trzeciego, jedna osoba nie może głosować więcej niż jednym zestawem punktów na jednego zawodnika(uniknie to wygłupów w stylu "wszystkie 6 na XXX bo to mój najnajnaj").

     

    Zawsze też można powołać 3 sędziów, a ci będą oceniali wysiłki zawodników.

     

    Co do szkół magii - to dość mocne ograniczenie, choć z drugiej strony pozwoli to uniknąć starć w stylu "Ja mam tylko jedną umiejętność - władanie wszystkim i wszędzie".

    To może ale nie musi dobrze wyjść więc radził bym ostrożnie z tym postępować.

     

    EDIT:

    Pytanie odnośnie nagród. Bo nie jest to powiedziane wprost.

    Wygrane liczą się zarówno w Epic jak i Casual czy tu i tam są liczone osobno? To znaczy, czy trzeba wygrać 3 w danej sekcji dla pierwszego medalu, czy można przykładowo 2 Epic i 1 Casual?

  10. Jeszcze go nie wrzuciłeś waść? Każdy pomysł jest na wagę złota tutaj :D

    Bo każdy można przyjąć ewentualnie ulepszyć.

     

    Twoja koncepcja drużynowych jest dość podobna do mojej, tyle tylko że ja preferował bym 2-3 osobowe ekipy, 2 magów lub 2 i kapitan.

    Można to rozegrać punktowo albo ankietowo, tutaj akurat mamy wolne wariacje.

     

    Pytaniem była by aktywność i ilość chętnych. Do tego można by też dostosować tryb "Battle Royal" i drużynowe "Wzgórze" - pierwsze to każdy na każdego, drugie polega na tym żeby zrzucić tych najsilniejszych z góry. W przypadku kiedy jakaś drużyna wygrywa taki TAG, staje się "Królami na Wzgórzu" i od tej pory inni mogą się zapisywać żeby ich pokonać. W ten sposób można by też opracować jakieś Trofeum, które by przechodziło z ręki do ręki.

    Oczywiście gdyby drużyna "Królów" nie przyjęła wyzwania, Trofeum lądowało by u kolejnego zwycięzcy TAG.

    W ten sposób unikniemy zablokowania nagrody u śpiocha. Do tego "Ściana Chwały" w której liczono by kto i ile razy wygrał, ku pamięci walczących :D

  11. http://puu.sh/7cXRg.png

     

    Przeczytanie tematu na temat którego ma się zażalenie i/lub wniosek to też sztuka, nie?

    Administracja ma prawo mianować kogo chce i gdzie chce, to powinieneś już wiedzieć.

    Kryterium którym się kierują to nie "Kogo Czarny lubi i zna a kogo nie" tylko "Czy osoba się nadaje na dane stanowisko".

    Bo ja na ten przykład mam gdzieś co o nim sądzisz, puki robi swoje i robi to dobrze nie widzę powodu do wyciągania daleko mylnych wniosków.

    Jeśli to jest dla ciebie prowokacja, to lepiej nie czytaj dalej.

     

    Samo określanie Wyższa Kasta w moim odczuciu jest obraźliwe, walczyłem z licznymi prowokacjami i próbami dzielenia userów wedle wyssanych z palca "lepszych i gorszych", nie pozwolę żebyś znowu rozpoczynał taką wojenkę.

    Jeśli planujesz tutaj to drążyć, to jest to twoje pierwsze i ostatnie ostrzeżenie, za następną prowokację wyłapiesz z uwzględnieniem braku reakcji na upomnienie.

     

    Jeśli masz jakieś wnioski lub zażalenia, możesz je kierować do opiekuna Księgi.

    • +1 6
  12. Widzisz, tutaj musisz myśleć bardziej strategicznie niż w innych trybach.

    Tak, wbrew pozorom ta jedna postać więcej wprowadza niezły chaos.

    Chaos który można umiejętnie kontrolować.

     

    Patrz na to tak - 2 top. Jeden farmi, drugi jest bólem w tyłku przeciwników. I powiesz żę tylko jeden się wyfarmi. No właśnie nie.

    Bo ten drugi odfarmia tamtych 2, a co za tym idzie, wy macie jednego niedofarmionego i jednego koksa a oni nie mają nic.

     

    2 Jungle tak samo - to nie tyle junglowanie co polowanie na ich junglera/ów.

    To już nie jest zabawa w klepanie minionów na czas.

    Tutaj pierwsze co musisz sobie uświadomić to prosta prawda - champion daje więcej golda niż miniony.

    Ta jedna osoba więcej na mapie zamienia strategię "Farmić, walczyć, zabijać" w "Odfarmić, polować, zabijać".

     

    Poza tym, możecie robić kombinacje, choćby na topie - oboje, jeśli jesteście mele, składacie sobie jako pierwszy item Relic Shield i macie wyrąbane, lecząc się wzajemnie.

    A jak jeszcze na domiar wszystkiego na topie macie combo typu Trundle/Nasus/Cho/Yorick(dowolna kombinacja) to jesteście nie do zepchnięcia z linii, jednocześnie mając możliwości do gnojenia tych drugich.

    • +1 1
  13. Dobry supp na topie i gra wygrana, niezależnie od tego co robią inne linie. przykład - gram sobie Nasusem, spamie sobie  po minionach a obok mnie tańczy Alistar, nie dając tym drugim nawet podejść do minionów. Efekt - mimo tego że bot feedował a mid nie wiedział na czym świat stoi, a wynik przedstawiał się jako 57-90 dla nich, to my wygraliśmy.

    Pamiętać, nigdy nie zostawiać Nasusa samego na topce bo obudzisz się z halabardą w Nexusie xD

    Mid sobie sam poradzi, tylko musi grać dość mocno bezpiecznie inaczej nie tylko Jungler ale Topka się połasi na niego. No i ganki - ta 1 osoba więcej to zawsze dodatkowe cc/dmg/hp do zajechania, przez co Teamfighty stają się co najmniej kłopotliwe.

  14. "Gram postacią z trudnością 9!" - tylko dla mnie brzmi to jak "Na imprezie obaliłem AŻ pół piwa!"?

    Trudności są ustalane wedle przeżywalności i skuteczności postaci. Im łatwiej zachlastać daną postać tym większą ma trudność. Sumuje się to z "Im łatwiej postacią kogoś zachlastac".

    Co suma summarum jest guzik warte, bo to czy się dobrze pozycjonujesz zależy od ciebie i drużyny a nie od "trudności postaci".

  15. Obawiał się że zamiana w golema uodporni przeciwnika na ogień i trucizny.

    Mimo to wolał się o tym przekonać bezpośrednio.

    I przekonał się.

    O tym, oraz o fakcie, że pułapka zadziałała.

    Górna warstwa podłogi pękła z trzaskiem kiedy Jonah uchylał się przed ciosem.

    Chłopak nie tylko widział ataki przeciwnika, ale też mógł je bezproblemowo unikać.

    Naprawdę, każda Bestia była dostępna dzięki pierścieniowi.

    A modliszki miały nadludzki wręcz refleks.

    Kiedy odskoczył resztki podłogi do końca się rozpadły ukazując płynną zawartość.

    Liczył że przeciwnik w zaskoczeniu wpadnie w to swoim topornym cielskiem.

    - Oddech Leviatana, Zamarzaj.

    To co płynne stało się twarde. Nie był to może granit, ale liczył że chociaż na chwilę przeciwnik zostanie spowolniony.

    Odsuwając się coraz dalej od Jana chłopak rozrzucał coraz więcej bomb dymnych.

    Musiał rozpracować swojego przeciwnika, bo chwilowo, mimo różnych zagrywek, przegrywał. Czuł jak opuchnięte żebra domagały się odpoczynku.

    A miało być jeszcze gorzej.

    Wiedział już że przeciwnik zmienia formy. Wiedział też że ma sposób żeby go namierzyć mimo braku węchu i wzroku.

    Krew zaczynała mu szumieć w głowie, serce było coraz mocniej, gotowe wyrwać się z piersi.

     

    ***

     

    - Skup się młokosie bo stracisz głowe!

    Instruktor po raz kolejny uderzył go w ramię, tak że kość niebezpiecznie zatrzeszczała.

    - Nie zawsze otwarty atak działa! Nie zawsze przeciwnicy nie noszą pancerza. To że dla ciebie jest on nieporęczny nie oznacza że jakiś głupiec z niego nie skorzysta!

    Kolejne uderzenie, przed którym młody Jonah nie miał szansy się uchylić trafiło w szczękę.

    - Nie widzisz mnie, nie możesz mnie dotknąć, nie mam zapachu, jedyne co masz to to, że mnie słyszysz! Jesteś jak dziecko we mgle. Ale trafisz kiedyś na kogoś, kto mimo takich niedogodności poderżnie ci gardło.

    Mocny kopniak pod żebra poderwał złodzieja i trening rozpoczął się na nowo.

     

    ***

     

    Jonah wspominał nauki swoich mistrzów, szukając w nich oparcia dla tej walki.

    Ale żaden z jego nauczycieli nie był magiem, byli specjalistami w swoich dziedzinach: żebractwie, kieszonkostwu, skrytobójstwie, truciu, szpiegostwie i ukrywaniu się.

     

    O ile trzy ostatnie aspekty były ulubionymi Jonaha o tyle do Skrytobójstwa nigdy go nie ciągnęło. Opanował tą szkutę, owszem, ale nie widział dla niej potrzeb.

    Teraz przypomniał sobie nauki starego Karama. I ich trening w ciemnościach. I kiedy sobie uświadomił prawdę, aż palnął się w czoło.

    Jakże naiwny był chłopak.

    Ale do następnego ataku musiał się przygotować i to szybko.

    Sięgnął do pokładów Chciwości. Od ostatniego pojedynku trochę się rozwinęła, pozwalając mu nie tylko kraść, ale też przenosić własne przedmioty.

    Kumomayu no Tama, Połaczenie.

    Na dłoni Jonaha pojawiła się dość spora rękawica z pazurami i licznymi otworami. W oczy rzucała się też szpulka na nić, która była pusta.

    Chłopak wypełnił usta tak jak poprzednio, sporą ilością pajęczej wydzieliny i wypluł ją na owy element.

    Na efekt nie trzeba było czekać, setki miniaturowych pajęczaków powyłaziło z dziur w rękawicy i zaczęło przerabiać mieszankę na nici które następnie kończyły zawinięte na szpulce.

    Złodziej wystawił rękawice przed siebie i zaczął wykorzystywać jej możliwości.

    - Pajęcze Gniazdo!

    W każdym kierunku areny zaczęły wystrzeliwać kule zbitej pajęczyny. A kiedy trafiały w cel wybuchały pokaźną siatką. Najpierw 3, potem 5 potem 9 i coraz więcej. Tak długo jak Jadeitowa rękawica pracowała, tak długo pojawiały się nowe. Wszystkie zmieszane z metalem, przez co wytrzymalsze niż ich naturalne odpowiedniki. Musiał mieć pewność że przeciwnik będzie uwięziony w tym co planuje zrobić.

    Kiedy już przygotował arenę, sięgną dłoniąza siebie, jakby trzymał oszczep. Wycelował w przeciwnika i wziął zamach.

    - Gungnir!

    Pajęczaki w ciągu niecałej sekundy stworzyły mu w dłoni stosowną włócznie. Mięśnie Bestii zagęszczone do granic wytrzymałości, wykorzystujące jego metalowe ciało.

    Kiedy rzucił włócznią, podłoga między nimi prawie pękła. Prawie, bo wszędobylska pajęczyna pochłonęła większość fali, wzmagając drgania we wszystkich zakątkach areny. W ten sposób ukrył się też przed czułym słuchem swego wroga, który mógł go teraz słyszeć dosłownie wszędzie.

  16. Bardziej poczuł niż zobaczył falowanie powietrza koło swojego boku.

    W normalnych okolicznościach może uznał by to za przypadek.

    Ale to nie były normalne okoliczności i doskonale wiedział co to znaczyło.

    Przeciwnik go zaatakował, ale z jakiegoś powodu jego atak był albo nieskuteczny, albo niecelny.

    Nic to, Jonah nie zamierzał tracić na to cennego czasu, kiedy tylko wyczuł owe poruszenie, wypluł to co uzbierał w ustach i wyrzucił z kieszeni kilka kolejnych dysków.

    Setki o ile nie tysiące, mikroskopijnie cieniutkich nici. Zakryły dość sporą połać podłogi przed nim.

    Nie klejące, sam musiał po nich też móc się poruszać, ale za to mówiących mu gdzie jest przeciwnik.

    A ten nie próżnował, sądząc po jego ruchach.

    Ruchach które teraz Jonah czuł dość dobrze.

    Kiedy tylko nadleciał cios, chłopak się uchylił., wypluwając więcej nici.

    A raczej odbił, wystawiając do zbliżającej się pięści otwartą dłoń. Pozwolił by siła i prędkość przeciwnika uniosła go i rzuciła.

    Po krótkim locie wylądował z gracją godną kota. Lub raczej stawonoga.

    Pierścień Bestii pozwalał na przyjęcie aspektu każdego zwierzęcia z robactwem włącznie.

    W chwili kiedy dotknął podłożą, pociągnął za spust.

    Pod stopami przeciwnika wybuchły 4 miny gazowe. Gaz w nich zawarty miał tylko jeden ce - szczypać i załzawić oczy.

    - Ogniu, który rozpalasz nadzieje w sercach, usłysz mnie - szybko nałożył kolejny pierścień i uśmiechnął się od ogarniającego go ciepła.

    Miał przeciwnika dosłownie na tacy, specjalnie, że ten pewnie jeszcze nie zauważył nagłej zmiany.

    Młody mag chwycił za pęk nici wystającej muz ust niczym parodia spaghetti i zawinął je wokół palca wskazującego.

    - Oddech Smoka, Ścieżka Metalu, Uwolnienie!

    Jego pięść zapłonęła a chwilę potem ognisty język wystrzelił przed siebie, gnając wprost na Jana.

    Spodziewał się że ten uniknie pierwszego ataku, dlatego też wystrzelił kilka kolejnych jęzorów.

    Tyle tylko że niezależnie od miejsca w które chciałby odskoczyć Jan, owe pociski gnały wprost na niego, zmieniając kierunek lotu.

    Nici Jonaha były niewyczuwalne, lekkie jak powietrze a jednocześnie twarde niczym mithrill.

    I to po nich gnały pociski.

    Do ramienia i nóg, na których Jonah je przymocował, rozrzucając w kierunku przeciwnika splunięciem swoją sieć.

    Puścił swój koniec, nie czekając aż to wszystko doleci. Teraz musiał zająć się obroną.

    Położył obie dłonie na ziemi.

    - Nasycenie.

    Płyta pod jego stopami i w promieniu kilkunastu metrów od niego gwałtownie się nagrzała. Parujące powietrze, w połączeniu z obecną wcześniej parą tworzyła złudzenia optyczne.

    Przeciwnik mógł przez to pomylić odległość, ką, słowem, wszystko co tylko wiązało się z optycznym namierzeniem celu.

    A dla powstrzymania innych zmysłów, Jonah zaczął rozrzucać więcej dysków, każdy wybuchał inną mieszanką trucizn i toksyn - od wywołujących zawroty głowy po halucynacje czy też gorsze, zabójcze już zatrucia.

×
×
  • Utwórz nowe...