Skocz do zawartości

Zegarmistrz

Administrator Wspierający
  • Zawartość

    1465
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    26

Wszystko napisane przez Zegarmistrz

  1. Skończył pierwsze 20 stron. Było by odrobinkę szybciej gdyby częściej korzystał z brazylijskiego, ale nie widział ku temu ani potrzeby ani przyjemności. Gotowy przekład schował do szuflady razem z książką. "Traktaty pokojowe Ameryki Południowej na przestrzeni minionych wieków" głosił tytuł. Jeden z klientów ojca zażyczył sobie dokładny przekład z tego konkretnego egzemplarza, rzekomo białego kruka, na język babiloński. Ludzie w dzisiejszych czasach mieli dziwne i różne pomysły. Wyciągnął mały balsam do rąk, i rozsmarował go na zmęczonych palcach po czym schował buteleczkę do torby a następnie zamknął szufladę. Rzucił okiem na zegarek kieszonkowy który powiadał. 18.32 Dość dobry czas jak na 20 stron wymarłego języka. Ściągnął marynarkę i powiesił ją na krześle, samemu zaś legł na łóżku, wlepiając wzrok w sufit. 1...2...3... Trzymał w ręce zegarek i odliczał sekundy jego mechanicznych wnętrzności.
  2. Czekał cierpliwie aż wszyscy wyszli. A kiedy to zrobili, sięgnął do torby i wypisał to czego dzisiaj się dowiedział. Informacje były zawsze użyteczne. Przygotował się po czym opuścił klasę i udał się na pokoje. Musiał jeszcze dzisiaj przepisać pewien tekst, wolał nie marnować czasu na ludzi, którzy nie mieli dla niego wartości. Przynajmniej teraz. Kiedy już znalazł się w pokoju, wyciągnął z torby przybory, księgę i puste karty. Czekało go sporo pracy, ale lubił to co robił.
  3. Słuchał uważnie reszty i spojrzał swoimi żółtymi oczami na nauczyciela. Z pewnością nie musiał tłumaczyć że takową posiada. Wszak jego ślepia nie były wynikiem zabiegu kosmetycznego. - Mam pytanie co do natury naszych lekcji. Będą teoretyczne czy też praktyczne? Znał odpowiedź na to pytanie, ale mimo wszystko wolał usłyszeć to od nauczyciela, a nie od własnego ojca.
  4. Spojrzał w bok na mówiącego. Tak, zdecydowanie ciekawe. - Nazywam się Mark Hamin, cieszę się, że mogę tutaj dzisiaj z wami przebywać.Lubię kilka rzeczy, kilka innych już nie. Miło mi was poznać. Jego słowa mogły być dla niektórych dziwne, bowiem zaczął swoje zdanie w płynnym japońskim, przeszedł przez niemiecki i hiszpański a na francuskim skończył.
  5. Poranek prawie taki jak inne. Szary. Leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit. Liczył. 47...48... Raz za razem, myśląc o tym, co może mu przynieść dzisiejszy dzień. 51...52... Podniósł dłoń i skierował ją na budzik. 57...58... Jedno punktowe uderzenie palcem w guzik alarmu. Zawsze tak miał, budził się przed budzikiem, przez co samo nastawianie ustrojstwa mijało się z celem. Lecz to była jedna z jego codziennych przyjemności których nie mógł sobie odmówić. Był szybki, zwinny, słowem, typowy sportowiec. Jego ciało było niezawodne w jego odczuciu, zaś umysł potężny. Do dzisiaj brzmią mu w głowie słowa rozczarowanego ojca. Bo czemu zamiast celować w wysokie stanowisko, jego wspaniały syn poniża się celowaniem w stanowisko Arii. Mark nawet nie planował tego tłumaczyć. Walka nie była jego ulubionym zajęciem, unikał jej tak jak unikał od jakiegoś czasu swojego ojca - skutecznie i konsekwentnie. Wstał i udał się pod prysznic, zmył z siebie zapach nocy, zastąpił go dniem. Brak perfum, bezzapachowy dezodorant, szampon. Mało kto wiedział, że zapach nie tylko świadczy o człowieku, ale też mógł posłużyć przeciw niemu. Obsuszył się ręcznikiem w drodze do szafy. Odzienie miał przygotowane już dzień wcześniej, teraz tylko otworzył mebel i zaczął je ubierać. Czarna bielizna, biała koszula. Krawat czerwony i równie czerwone rękawiczki bez palców. Całość doprawiona fryzurą od której niejeden fryzjer by dostał szału. Ale to był on, jego kwintesencja. Nałożył buty do kompletu i wyszedł z pokoju. Na końcu korytarza były drzwi które często użytkował jego ojciec. A które dzisiaj, po raz pierwszy, miał użyć on sam. Poprawił krawat, strzepnął nieistniejące pyłki z ramienia i chwycił za swoją torbę która wisiała na wieszaku w tymże korytarzu. Podszedł do drzwi i wyciągnął klucz który był w liście ze szkoły. Spojrzał na drzwi a potem użył klucza, przekręcając go w zamku. Chwilę później stał w kompletnie innym korytarzu, różni ludzie idący zajmować się swoimi sprawami. Uprzejmie popytał kilkoro z nich o klasę 1450, po czym, korzystając z podanych mu wskazówek udał się do niej. Drzwi jak każde inne, a na nich tabliczka "1450". - To tutaj - wypowiedziane pod nosem, bardziej do siebie niż kogokolwiek innego, na dodanie odwagi. Wziął głęboki wdech, nałożył na twarz maskę uprzejmego uśmiechu i otworzył drzwi. Jego oczom ukazało się wnętrze klasy, widać przybył dość wcześnie bo tylko kilka osób było obecnych. Z drugiej strony nie wiedział ile jeszcze ich będzie, więc wybrał jedno z miejsc na samym środku. Środkowy rząd i kolumna. Tak jak robił to zawsze.
  6. Edwin był przygotowany na taką ewentualność. Kiedy reszta Śniących szykowała się do finału, Edwin sięgnął do Opuszczonego Domu po kolejny Dolarowy prezent. - Frigidus penetralis Unda magna! Magiczny stożek, oferowany mu przez Hrabiego. Teraz odrobinę wzmocniony paroma sztuczkami Edwina i jedną modyfikacją Roca. O ile sam stożek w połączeniu z zaklęciem wysłał fale bezwzględnego zimna w kierunku fali, o tyle sam Edwin nie zamierzał na tym poprzestać. Bo kiedy lód uderzył w fale, ta zaczęła nie tyle zamarzać co krystalizować się. A to już w pierwszych sekundach ją zatrzymało, bo fala która nie ma podłoża upada. Cieknąca kito zmętnienia. Aroganckie naczynie obłędu! Zgotuj przód i zaprzecz! Martwiej i migocz! Zakłócaj sen! Czołgana królowo żelaza! Błotna lalko wiecznej autodestrukcji! Zjednocz! Odepchnij! Wypełnij ziemią i znaj swoją bezsilność! Pod niebiosami. Drżyj w moim głosie i rozerwij rzeczywistość! Ostatnie słowo spowodowało, że Edwin nabrał powietrza w płuca. I kiedy ponownie je otworzył, w kierunku Ambrożego poleciała fala dźwiękowa. Ziemia przed czarodziejem popękała i co większe kawałki zostały zdmuchnięte. Sam Edwin złapał się za uszy, wkładając w nie magiczne zatyczki. 290 tysięcy ukierunkowanych decybeli. Energia zdolna rozerwać to, na co trafi. Co jak co, ale to dość mocno przeczyło przydomkowi Edwina, który brzmiał "Niemy". Kiedy Edwin zajmował się Ambrożym, koło reszty śniących tkających czar pojawiło się dwóch kolejnych. Identyczni, niczym bliźniaki, tak samo wysocy. Biała zbroja będąca rozpoznawalnym znakiem tychże. Jedyne co ich różniło to broń którą trzymali. Jeden miał dwuręczny topór od którego biło ciepło, drugi dzierżył dwa sztylety utkane jakby z ciemności. Szykowali zaklęcie które mogło przesądzić o wyniku tego starcia.
  7. Imię: Mark Nazwisko: Hamin Wiek: 16 Specjalizacje: Aria, Aria Ranga: Rekrut Wygląd: Czarnowłosy. niezbyt wysoki chłopak. Często uśmiechnięty, lecz uśmiech nigdy nie obejmuje jego chłodnie żółtych oczu - powiadają, że to wynik skażenia przez miazmat jego matki, lecz to tam ludzie mogą wiedzieć. Zawsze w nienagannym garniturze i z teczką w której trzyma szkolne rzeczy, zarówno dokumenty jak i przybory. Opis Charakteru: Miły choć zdystansowany, może porozmawiać lecz sam nie zacznie rozmowy dla przyjemności. Lubi to co robi, czasami aż za bardzo. Dodatkowe Informacje: Od małego uczony na lingwistę z powodu niesamowitej pamięci. Miał zajmować się kopiowaniem wszelakich pism świętych dla wszelakich person, za równo muzealnych jak i prywatnych. Z tego powodu umie operować prawie każdym językiem(odliczyć kilka wymarłych) oraz zna gigantyczną ilość różnych tekstów które kopiował. Ulubione powiedzonko: "Następną stronę, proszę." Postanowiłem dołączyć, ot możliwość potrenowania umiejętności jako MG i jako gracz. To może być...ciekawe.
  8. Mógłbyś odrobinkę sprecyzować? To wniosek czy zażalenie? Jeśli wniosek, cóż, gusta gustami, twój avatar też może komuś się nie spodobać i tak jak tamten obrazek, dopóki nie łamie regulaminu, nie jest "nieodpowiedni" Jeśli zażalenie - podejrzewam że możesz napisać do opiekuna działu i zaproponować, w twoim mniemaniu, lepszy. Jeśli trafisz nim w sedno, z pewnością zostanie on wykorzystany.
  9. Konkret - proszę przejrzeć posty imć Verlaxa w tym temacie i on dość mocno wykazał błędy.
  10. Czy Bóg chce zapobiegać złu, lecz nie może? Zatem nie jest wszechmocny. Czy może, ale nie chce? Jest więc niemiłosierny. Czy może i chce? Skąd zatem zło? Czy nie może i nie chce? Dlaczego więc nazywać go Bogiem? To pozornie proste pytania a mogą być pożywką długiej dyskusji. Wbrew pozorom "Bóg" który ktokolwiek, nie jest zły czy dobry. Bo nie istnieje. To my jesteśmy źli i/lub dobrzy. To my wymyśliliśmy sobie "bogów" kiedy było nam źle, kiedy świat był dla nas, w naszym odczuciu, zły. Bo potrzebowaliśmy kogoś lub czegoś, co mogli byśmy za to obwinić. I to właśnie tych "bogów" obwinialiśmy, tak jak i im przypisywaliśmy wszystko to, co dla nas było niewytłumaczalne. Wydaje się ludziom że "bóg" chrześcijański jest ten jedyny. A skąd taki wniosek? Bo udało nam się trochę szybciej udowodnić że za trzaskające pioruny nie jest odpowiedzialny ani Zeus ani kuźnia Hefajstosa? Bo udało nam się trochę szybciej udowodnić że Słońce nie jest rydwanem Heliosa ale już bez dowodów że jest na nim metka "Made by Jahve" przypisujemy ją konkretnemu "bogu"? Jesteśmy w stanie zaakceptować to, że jakiś facet o imieniu Piotrek siedzi gdzieś na chmurce i decyduje kto wejdzie a kto nie do krainy wiecznego szczęścia, ci co nie wejdą lądują u jego byłego współlokatora Lucka w krainie wiecznych męczarni, ale kiedy Egipcjanie mówili że u nich zamiast Piotrka siedzi niejaki Ozyrys, to ich wyśmiano. Wszystkie "bóstwa" mają tą wspólną cechę, nie istnieją, niezależnie jak bardzo każda z wyznających ich grup będzie krzyczała że "moje bóstwo jest mojsze niż twojsze bo istnieje"... Zastanawiam się czy kiedyś ludzie będą na tyle odważni by zacząć obwiniać samych siebie, a nie jakieś nieistniejące byty. Było by niezwykle ciekawie, choć biorąc pod uwagę jak bardzo ludzie lubią hipokryzję, jest to wysoce niemożliwe :(
  11. Edwin zobaczył strumień i uskoczył w bok. A raczej uskoczył by gdyby nie noga, która się pod nim ugięła. Znowu. Nie wiedział co go bardziej zaskoczyło, ugięcie nogi czy fakt, że zaklęcie Dagotha nagle wysiadło. Widział jak strumień się zbliża. I jak zatrzymuje się półtorej metra przed nim. - Nie strasz mnie tak. Oczom zgromadzonych ukazał się kolejny Śniący. Brunatna zbroja, wielka tarcza zakrywająca prawie cała posturę i równie wielka lanca w dłoni. Gaya, Tarczownik, Ten który Strzeże. - Droga Ziemi - Ścieżka Wiary! - Gaya uderzył trzonkiem lancy w podłożę, a to wystrzeliło ku sklepieniu. Ambroży znalazł swoją osobę na szybko unoszącej się ku sufitowi kolumnie z litej skały. Celem było rozpłaszczenie go. - Droga Metalu - Tchnienie Żywota. - Droga Wody - Tchnienie Żywota - Droga Światła - Tchnienie Żywota. 3 zaklęcia połączone w jedno. Lodowo-metalowy Kirin zalśnił światłem i ożył, drapiąc kopytami podłoże. Mieniący się fioletem i bielą stwór niósł Dagotha ku wznoszącej się kolumnie, każdym uderzeniem kopyt zamrażał powietrze, tworząc sobie kolejne stopnie. - Droga Światła - Spętanie! Kamienną kolumnę otoczyła taka sama, lecz świetlista. Ot zabezpieczenie, by pan de Couffe miał trudności z wydostaniem się z kamiennej "windy". Lecz to był tylko początek, bo Edwin planował niedługo coś odrobinę większego. - Dagoth, utrzymuj spętanie, reszta do mnie, szykujemy finał! Prócz Dagotha który krążył wokół kolumny na swym baśniowym rumaku, cała reszta otoczyła Edwina użyczając mu swoich mocy i umiejętności.
  12. Zegarmistrz

    [Zabawa] Klasowa ksywka.

    Hmmmm...Wilku, to cię się nie spodoba xD Wnyki!
  13. No to po kolei. Czytało się fajnie, do pewnego momentu. Potem wszystko zaczęło lecieć na łeb i szyję... Podobały mi się recenzje, mimo sporej ilości literówek i braku poszlak jakiejkolwiek korekty. Tak samo wywiad - kawał dobrej roboty, czyta się go przyjemnie, wciąga No i artykuł Spidiego. Specyficzny ale w gruncie ciekawy, warty sporego plusa. No i tyle z dobrego... Większość minusów wymienił Verlax i nie ma potrzeby ich powtarzania. Jestem trochę zawiedziony numerem, no może odrobinkę bardziej niż trochę, poprzedni numer w moim odczuciu był lepszy. Plus, za dużo jak dla mnie opisu "to i tamto hejt" jak na jeden numer. Oceniając w tej samej skali co oceniam MANEzette - daję 5/10 za ten numer. Mam też nadzieję że to tylko wypadek przy pracy a nie tendencja :yHRvV:
  14. Zegarmistrz

    #2 01/2014 "MANEzette"

    Raczy wybaczyć waść, niedopatrzenie moje lub wiara w umiejętność twą zwaną prekognicją. Strona 40, "Winniśmy Śmiać się czy płakać?" Wydawać by się mogło, że artykuł prost,y a po głębszym poczytunku muszę upewnić się, że solidna lina trzyma mnie przed nadmiernym wciągnięciu się. Dawno nie czytałem czegoś takiego, czegoś co wywoływało by jakieś głębsze rozmyślenia. I stąd moje pytanie - czy planujecie w przyszłości nieokreślonej zamieszczać tak głębokie teksty jako ten konkretny.
  15. Zegarmistrz

    #2 01/2014 "MANEzette"

    Obawiam się, że nie zrozumiałeś(skądinąd nie jest to zaskakujące...) Powiem to może odrobinkę prościej, zgoda? Kiedy czytam to co piszesz, a mniej lub bardziej muszę to czytać(Jak na dającego przykład Inkwizytora przystało) to zaczyna mnie boleć głowa. Dosłownie. I bez podtekstów sugestii i czego byś sobie tam nie próbował dopowiadać. I jeśli twoim zdaniem mówienie komuś prawdy to dawanie złego przykład - sugeruję przejrzeć jeszcze raz swoją listę "Co jest dobre a co złe" - obecna chyba wypadła z obiegu kilkaset lat temu -.0 Tak wolę posiłek idealny, dlatego kiedy mam wybór pomiędzy zupką chińską(którą lubię) a kuchnią Dolara, bez mrugnięcia okiem wybieram to drugie. Tak samo jest z tłumaczeniem - nie umrę od nieobejrzenia odcinka na "już teraz bo tak". Wolę poczekać aż ktoś zrobi to dobrze aniżeli szybko. A co do twoich argumentów. Musisz porozmawiać z kimś o hydraulice. Prowadzisz rozmowę 5 razy z czego w 2 przypadkach koleś coś tam sobie chrząka o sadzonkach jabłonki w parku. Ile odpowiedzi z nim zamieścisz w raporcie o hydraulice? -.0 Jeśli nie kulejesz, to nie dziw się, że ludzie nie podchodzą do ciebie i nie pytają czemu kulejesz. Mam jeszcze pytanie do Verlaxa - czy MANEzette planuje w przyszłości więcej takich Artykułów jak ten twojego autorstwa w obecnym numerze?
  16. ,,,,,,,,,,,,,,,No dobrze - to trochę wyjaśnia(chaotycznie bo chaotycznie ale jednak). Pytanie numer dwa - utwory ty przygotujesz i lecimy, czy będzie możliwość zapoznania się z nimi i być może wybór, wcześniej? Nie żebym miał za złe, ale wolę nie ryzykować nie znając twojego gustu muzycznego...
  17. Zainteresowałeś mnie waść - jeno powiedz mi mniej więcej jak by to przebiegało, a przede wszystkim, jakiej strony planujesz użyć. Wiesz wolę mieć podstawowe informacje zanim wpakuję się w coś głupiego xD
  18. Zegarmistrz

    #2 01/2014 "MANEzette"

    Dobra - udało mi się z tym uporać. Okazuje się że ad block blokuje wyskakujące okienko downloadu bez informowania mnie o tym. Zmieniłem kilka ustawień w programie i działa, numerek siedzi bezpiecznie na dysku pośród innych cennych danych
  19. Zegarmistrz

    #2 01/2014 "MANEzette"

    A mi akurat ten artykuł wyjątkowo przypadł do gustu. A jak cię czytam Talar to lecę po aspirynę, bo migrena sama mi się ciśnie na czoło. Bo już to, że wdajesz się w dyskusję "Jaki artykuł powinien a jaki nie, być zamieszczonym" z tłumaczem, autorem tego oraz z osobą, która sugeruje używanie słownika komuś, kto robi więcej błędów w tekście niż JA, to coś żałosnego. Tym bardziej że twoje argumenty zwyczajnie miejscami nie mają sensu... Solaris robi kawał dobrego tłumaczenia. A że jestem jednym z tych, którzy wolą dostać do ręki coś dobrego, aniżeli coś niedorobionego, to mogę stać za nim murem. Wiesz - preferuje posiłek ukończony, a nie niedogotowany i półsurowy. Ja z kolei mam problem z pobraniem numeru. O ile sam numer mi się wyświetla, o tyle jak klikam na link do pobrania to nic się nie dzieje. A jak otwieram w nowej zakładce, widzę tylko biała stronę, ale nie otwiera mi się okienko pobierania. Używam Firefox 26.0 z wgranym Ad Blockiem.
  20. Edwin przeskoczył przez ścianę i zaczął nabierać prędkości, kierując się na Ambrożego. Już miał skoczyć w celu zadania ciosu gdy poczuł solidne uderzenie w plecy. Przynajmniej plan żeby dostać się w pobliże kawowego maga zadziałał. Szkoda tylko, że o wiele za mocno, specjalnie kiedy Edwin przeleciał obok tego. Z drugiej strony, lądując na twarzy, Edwin cieszył się że zbroja Dagotha to nie jakaś tam chitynka podatna na większe obrażenia. Wstał i chwycił kulę która jeszcze chwilę temu grała nim w kręgle po czym jednym mocnym rzutem skierował ją na Ambrożego. Zobaczymy jak ten radzi sobie z baseballem. Lecz nie mógł czekać, kończył mu się Czas. - Mirmi taori, chwalę i wysławiam. Rozświetlaj! Zbroja na nim rozpadła się, a chwilę później przed twarzą de Couffe wybuchła najjaśniejsza światłość. Ot prosty czar oślepiający, który w połączeniu z lecącą kulą mógł się okazać nad wyraz skuteczny. W międzyczasie Roc do spóły z Irią sklecali kolejny "projekcik". Metalowo lodowa konstrukcja na początku przypominała konia, potem zaś tygrysa, żeby na końcu stać się Kirina - legendarnego potwora z ciałem konia a głową smoka. A kiedy skończyli, Dagoth dosiadł go i w trojkę rozpoczęli nasycanie tworu magią. Niestety proces ten wymagał czasu, który Edwin właśnie planował kupić.
  21. N: Obawiam się że trochę niewyróżniający. A: Shipp jak Shipp - mógłby być jakiś ciekawszy S: Taka jak u Klaksona - trochę szkoda :( U: Nie miałem jeszcze okazji porozmawiać, ale kto wie, może przyjdzie ku temu odpowiedni Czas?
  22. Jego przeciwnik się przyśpieszył. Nie trzeba było większego geniuszu żeby to zauważyć. Tak jak i nie trzeba było geniuszu, żeby zauważyć jego błąd. Czekał aż Zmara zrobi swoje. A potem Zegarmistrz zaczął robić swoje. - Sferis Galeo - Zbroja sama w sobie była zaklęta. Teraz pusta, wszak umknął z niej by móc się swobodnie przemienić Sięgnęła do pasa i wyrzuciła w powietrze jeszcze dwie kule. Jedną płynną, błękitną niczym otchłanie mórz. Drugą w kolorze ziemi, która ją zrodziła. Jako że sfera Ognia była zajęta, trzeba będzie poświęcić to i owo. - Essentia Nihilia - zbroja wyposażona była w kilka sztuczek. Takie jak ta. Ziemna sfera stworzyła kulę. Lecz pustą w środku. Pustkę ową wypełniła sfera Wody. Sfera Powietrza ścisnęła cały twór do granic niebezpiecznych. A Sama zbroja podpaliła ową kulę Ogniem z którego była stworzona. Cała zaś mieszanka wystrzeliła w Zegarmistrza. Tyle tylko, że na tej drodze znajdował się Zmara. W czasie kiedy zbroja zajmowała się swoją magią. Zegarmistrz postanowił pokazać swojemu przeciwnikowi jaka jest różnica między kimś Szybkim, a kimś Przyśpieszonym. - Chwycić Ziemię to jak Chwycić Świat! Zagłębił pazury w podłożu dosłownie chwytając je. I czekał, co trwało dla niego cała wieczność. Bowiem nie tylko jego ciało było szybsze. Przy przyśpieszeniu uległy także jego myśli, odczucia i zmysły. Efektem czego nie tylko poruszał się szybko, ale też mógł szybko reagować, szybko przemyśleć sytuację i odpowiednio zadziałać. Lecz jak to kiedyś ktoś ujął. Nie można przeciwnika uświadamiać zbyt szybko. Przeciwnik się zbliżał. 3 metry. Sierść na jego grzbiecie jakby się rozrosła. 2 metry. Mocniej zacisnął łapy. 1 metr. Był gotowy, biorąc głęboki oddech. Czekał do ostatniej chwili, do momentu aż ostry szubek kości nie znalazł się milimetry od jego oka. I wtedy skoczył. Twór Zmary zagłębił się w jego twarzy. A przynajmniej Zmarze zajmie co najmniej sekundę zanim zauważy, żę to co trafił to tylko obraz pozostawiony na jego własnej siatkówce. TO była różnica w ich prędkości. - Shōton, Tensōga! Kryształowe tornado prześlizgnęło się pod bronią Zmary, obijając i krojąc ją kryształowymi ostrzami. Dla niego twardość broni nie stanowiła problemu, bowiem antymagiczne części kryształów skutecznie niszczyły wzmocniony magią oręż. Lecz atakowanie nie było jego priorytetem. Za to zajęcie przeciwnika już tak. Tornado dostało się pod jego ramię, a kiedy już tam się znalazł, znowu chwycił ziemię i wyskoczył niczym pocisk. Oddalając się od Zmary. I od pocisku który właśnie doleciał, uderzając w miejsce gdzie chwilę temu był Zegarmistrz, a teraz był Zmara. A było co wybuchać. Wrząca woda lecąca na wszystkie strony. Ostre kawałki skały niczym zęby rekina. A całość zamknięte w płomiennym inferno. Lecz nawet to nie było na tyle niebezpieczne co fakt, że za pierwszym pociskiem leciały następne. Zbroja bowiem nie obijała się.
  23. Zegarmistrz

    #2 01/2014 "MANEzette"

    Świeżo po lekturce. Tym razem jakoś lepiej to wyszło Podoba mi się wybór zawartości i ten wywiad @_@ do tego felieton Verlaka...brak słów. Nie zauważyłem też "tła zasłaniającego napisy" jak to było w ostatnim wydaniu. Ponad to - transformersy, trochę filozofii i oldskulowe klasyki 9/10
  24. Ja tak za wczasu poprosze o to, żeby dyskusja otrzymała obecny poziom. Bo wolę żeby nie wybuchła tutaj kłótnia, zgoda? A co do samego tematu - wypowiadałem się jakiś czas temu i niewiele idzie dodać. Mimo tego dodam Sam wiem jak to jest z "dziwnymi" rzeczami jak ruszające się przedmioty i im podobne rzeczy. Często są to zbiegi wypadków które wywołane licznymi czynnikami stają się "niewytłumaczalne". Jak magiczny wybuch lustra u mnie w miecie. A szło to tak - dzieweczka z koleżankami chciała wywoływać nocą ducha z lustra. Ustawiła świece, przygotowała lustro(takie duże, zamontowane w toaletce). Siadła przed toaletką, wyciągnęła z szuflad świeczki, porozstawiała i podopalała. No i zaczęły się inkantacje. Koleżanki coś tam też mamrotały, wiadomo, w grupie siła xD No i padło pytanie, nie pamiętam o co. No i duch się wkurzył na tyle, że lustro wybuchło szkłem prosto w twarz dziewczyny. 5 szwów na czole, 2 na policzku, po 3 na ramionach. Gniewny duch? Nic takiego. Bo wyglądało to tak - u sąsiadki piętro wyżej pękła rura, stary budynek ma swoje wady. Woda sobie ciekła i wypływała w malutkiej szczelinie, gdzie lusterko ramą dotykało ściany. Rama się powolutku wypaczała, aż w końcu, pod wpływem sporej ilości ciepła rama naciskała na lustro tak bardzo, że pękło. Zbieg okoliczności do dzisiaj tłumaczony "duchami".
×
×
  • Utwórz nowe...