Wietrzyk zdecydował, że spróbuje czegoś, co pomagało ukoić jego własne uczucia. Wpierw jednak upewnił się, że jego kryjówką jest odpowiednio gęsty krzak, bądź coś w tym rodzaju, aby mógł poruszyć skrzydłami bez ryzykowania wykrycia... przynajmniej tak długo jak klaczka pozostawała pośród konarów tego samego drzewa.
Rozejrzał się dyskretnie, rozważając jak okolica wpłynąć może na to, co zamierzał uczynić. Zastanowił się chwilę, przywołując w myślach takt, melodię... wreszcie machnął skrzydłami. Wpierw jednym, następnie drugim, zrobił przerwę, załopotał cicho obojgiem... strugi wiatru skierował w różne strony ~ korzystając z wąwozów oraz wyżłobień w korze (nie był pewny, czy mają one jakąś inną, specyficzną nazwę) niczym z fletów. Fakt, nie były to zapewne jednolite nuty, lecz potrzebował jedynie orientacyjnie wiedzieć, jakie tony ma do dyspozycji. Postarał się zapamiętać, które drzewo jak brzmi, a następnie dopasował je w prostą melodię, ot. akompaniament, element grający drugie skrzypce. Sam bowiem planował zagwizdać znaną mu piosenkę, nie ważąc się podnieść głosu, być może już przez pewnego kuca znienawidzonego..
.. gwizd drzew obecny był także po to, by sam nie został odnaleziony zbyt szybko. Własny ton postarał się upodobnić do tego, który otrzymywał z pomocą natury. Wątpił jednak, by imitacja była wystarczająco dobra.
Machnął jeszcze razy parę w kierunku liści, aby ich szum zabrzmiał niczym szmer widowni przed przedstawieniem. Chętnie dodałby jeszcze je jako swój instrument, ale był przekonany, że z tym nie wyrobi. Muzyka nie była jego talentem, jedynie jednym z zainteresowań - a i tak próbował tu dodać do zwyczajnego repertuaru nowy element. Nie miał co brać na siebie więcej, niż miał szansę udźwignąć.
Wreszcie, złożył pysk w dzióbek i wypchnął z płuc ożywczą strugę. Wpierw delikatnie, niespiesznie, stosunkowo cicho.. nie była to kołysanka, ni pieśń podróżna. Miała w sobie coś z tego dwojga, jednak i więcej. Nie był w stanie jej nigdy zdefiniować. Było w niej parę kropli melacholii, acz i drobina nadziei, spokój, obietnica, acz i iskra szepcząca ,,dalej..."... dlatego ją właśnie wybrał. Gdy jej słuchał, za każdym razem zdawała mu się czymś innym. Uznał, że lepiej uczyni, dając przemówić melodii tam, gdzie słowa zawodziły.