-
Zawartość
5524 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
96
Wszystko napisane przez Niklas
-
- Też mam nadzieję... - odparłem. - No i może uda mi się dowiedzieć, co się z nim stało, dlaczego nigdy nie dotarł do celu...
-
- Z pewnością - odparłem, mimo że nie wierzyłem w taką ewentualność. W końcu podróże w czasie były niemożliwe... inaczej ktoś już dawno by to zrobił... - No ale, użyteczny czy nie, chcę dopaść ten pociąg... To mój taki wielki cel...
-
- Czyli bariera antymagiczna... - mruknąłem. - To więc był ten cenny ładunek... Cóż... na jego użycie to chyba trochę za późno... chyba że ktoś by wymyślił podróże w czasie... heh...
-
- No proszę... - powiedziałem. - A pomyśleć, że większość wciąż wierzy, że zaginął w drodze z Central do Appleloosy... I dzięki za kolejny trop... teraz już wiem, że mam go szukać na trasie Manehatten-Ponyville...
-
- Słyszałaś o pociągu z Central? - spytałem.
-
- Czy ja wiem... nie bardziej niż ktokolwiek, kto łazi na Pustkowia... - stwierdziłem. - Po prostu... ponosi mnie czasem, jak czegoś szukam... i potem jestem otoczony ghulami, które się wzięły nie wiadomo skąd, no i muszę wiać... Niby jestem bardzo użyteczny w grupie, ale... jakoś po tych samotnych przygodach mi zrobili czarny PR i ostatnimi czasy to nikt nawet mnie nie chciał brać... Heh, dlatego między innymi się zgodziłem aż tak poświęcić... dla dobra nauki... Bo potrzeba mi kapsli, by znaleźć to, czego szukam...
-
- Mniej więcej... - przyznałem. - Głównie to ja wyciągałem innych z kłopotów, bo w porę potrafiłem ostrzec grupę przed zagrożeniem, ale... jak chodzę sam, to... bywa różnie i wtedy... zwykle obrywają wszyscy rykoszetem...
-
Przybiłem jej kopytko. - A ja jestem Lemon Slice - odparłem. - Pony non grata Nowej Appeloosy... i zapewne paru innych też. Ale nawet nie dlatego, że nie jestem godny zaufania... Po prostu... moje wyprawy bywały... ekstremalne...
-
- Jak ci na imię, tak w ogóle? - spytałem.
-
- Z tym, że po cholerę mi jakieś mieszkanie - mruknąłem. - Potrzebuję jeno łóżka na noc...
-
- Dzięki - odparłem, biorąc od niej gazetę. - A... znasz może jakieś miejsce, gdzie mógłbym się przespać? - spytałem. - Bo... jakoś wolałbym uniknąć tej cholernej tawerny...
-
- Sprawdzę to... - odparłem. - Ale... czy to może zaczekać do jutra?
-
Musiałem przyznać, że choć ma naprawdę dziwne pomysły, to jednak naprawdę nieźle wszystko wykonywała. Promieniowanie opuściło mnie szybciej niż kiedykolwiek widziałem, a ranę postrzałową oczyściła szybciej niż tamten medyk za 50 kapsli... Co jak co, ale miała ogromną wiedzę... choć dziwne metody na testowanie ich w praktyce... Czy zainteresowany? Za taką kasę to każdy byłby zainteresowany... Pytanie tylko, co wymyśli tym razem. - Zainteresowany - odparłem - tylko... przydałoby się nieco odpocząć...
-
Bez dłuższego zwlekania ułożyłem się na stole.
-
- Póki co... - wycedziłem przez zęby. - Mogła... byś?
-
Zatem pozostało mi jedynie wyciągnąć rewolwer, przymierzyć odpowiednio w lewą nogę, tak, by nie naruszyć poprzedniej rany, po czym... zacisnąłem zęby i pociągnąłem magią za spust.
-
- Do poważnej rany... wlicza się postrzał? - spytałem.
-
Cóż... przynajmniej była za to zapłata... Było warto choć tyle... - Czyli...? - spytałem.
-
- To... chyba dobrze...? - wymamrotałem nieprzytomnie. Co jak co, ale przyjęcie na siebie takiej dawki promieniowania nie oznaczało nigdy nic dobrego. Ale... czułem się w miarę dobrze, więc znaczyło to, że ten specyfik faktycznie działa... chyba...
-
Not sure czy chodziło o RAF, czy o RF = Rainbow Factory
-
Musiałem przyznać, że ma dziwne poczucie humoru... I ja... chyba też, bo rozbawiła mnie ta uwaga o "promienieniu z radości". Jednak w obecnym stanie nie miałem siły na śmiech, ani nawet na stanie, więc czym prędzej doczłapałem do stolika i ułożyłem się na nim.
-
Zdecydowanie pomogło mi to, że byłem odporny na różne przeciwieństwa natury... i nie natury. Normalnie z pewnością zszedłbym już po kilku pierwszych łykach. Zataczając się lekko, ruszyłem w stronę sklepu tamtej klaczy.
-
A skąd ja to wiem, tak w ogóle? xd *** Nie pozostało mi więc nic innego, jak tylko dobić do liczby granicznej i czym prędzej zaliczyć to zadanie, pozbywając się tego cholerstwa.
-
Teraz już zdecydowanie wiedziałem, że nie była to robota za 200 kapsli, za rozbrajanie takich ładunków zdecydowanie należało się dużo więcej... Cofnąłem się więc do wody. I... z dużymi oporami, pociągnąłem łyka z tej kałuży.
-
Sięgnąłem tymczasem do torby i wyciągnąłem z niej swój Łamacz. Następnie spróbowałem podłączyć go z tyłu bomby, by móc ją zdeaktywować.