-
Zawartość
5524 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
96
Wszystko napisane przez Niklas
-
- A czego niby miałaby dotyczyć ta... "umowa"? - pytam.
-
Widać byli zbyt mocno pogrążeni w swoich modłach do... kimkolwiek wyobrażali sobie, że ta bomba jest... Mogłem jednakże to wykorzystać, podchodząc bliżej bomby i próbując shackować jej mechanizmy obronne.
-
Zbliżyłem się zatem w pobliże bomby, cały czas mając ich wszystkich na oku, tak na wszelki wypadek.
-
Antropologia [PL][Z][Komedia][Przygoda][Human]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Hmm, nie wiem, co o tym sądzić, bo jakoś po połowie się zniechęciłem do dalszego czytania. Spodziewałem się bardziej czegoś w stylu, że Wielka i Wspaniała Antropolożka Lyra przeczesuje Equestrię w poszukiwaniu ludzi i ich - ewentualnie - znajduje. Nie powiem, nie spodziewałem się takiego rozwoju wydarzeń, co jest niejako na plus, ale... to też mnie zniechęciło, by czytać dalej. Tak czy siak, połowę fanfica jak najbardziej polecam. Drugą... nie wiem, bo mnie jakoś nie zachęca... Co więcej, dobre tłumaczenie. Miałbym jedynie trochę uwag do dialogów, ale nie przeszkadzały tak bardzo. Jednakże rozwaliło mnie (i nie tylko mnie) określenie Lyry "jednorożycą" -
Ostrożnie zrobiłem kilka kroków w jej stronie, uważnie obserwując zachowanie kultystów.
-
[F:E, wersja alternatywna] Błędy przeszłości - Orange Snow (Niklas)
temat napisał nowy post w Archiwum RPG
Rozejrzałem się. Bywałem już tutaj kilka razy, ale zwykle nocą, albo pracowałem, nie mając ani czasu, ani ochoty, by cokolwiek zwiedzać. Ale teraz... miałęm ku temu dobrą okazję, by nadrobić zaległości. - Tak sobie - odparłem. - W końcu mam okazję obejrzeć je... bez pośpiechu. -
Niepewnie wyszedłem z pomieszczenia, kierując się w stronę centrum. Cóż... nie uśmiechało mi się ponowne napromieniowanie, tym razem na własne życzenie, ale... to mógł być łatwy zarobek. Poza tym, musiałem zdobyć sporo kasy, by móc odnaleźć zaginiony pociąg. Wystarczyło tylko trochę się przemęczyć... Pomyślałem też, że może przy okazji uda się wykonać to zadanie od pożal-się-Celestio szeryfa. W sumie, nawet jeśli nic za nie nie otrzymam, zawsze poćwiczę swoje umiejętności w hackowaniu.
-
A potem pewno by padło: "ups, gdzie one są?!". Niemniej jednak, oferowała sporo - tyle samo, co gość, który chciał wysadzić całe miasto... W sumie... byłem już raz napromieniowany i zdecydowanie nie było to uczucie, które chciałbym powtórzyć. Ale... nie otrzymywałem ostatnimi czasy żadnych zleceń na znalezienie czegokolwiek, a zgromadzoną do tej pory kasę przeznaczyłem na sprzęt potrzebny, by spokojnie przemierzać Equestrię w poszukiwaniu pociągu... Westchnąłem. - Dobra, niech będzie... - mruknąłem.
-
Aż się zakrztusiłem. I chwilę trwało, nim odzyskałem dech. - Napromieniować się? Ty tak serio?
-
Brzmiało uczciwie i... niemalże zbyt prosto. - Mogłoby być - odparłem - tylko co niby miałbym zrobić?
-
Mimo że wciąż miałem złe przeczucia, postanowiłem jednak wejść do środka.
-
Mogłeś opisać już wejście do niego, bo co ja mam zrobić *** - Hmm... twój sklep? - spytałem.
-
Coś mi podpowiadało, że to nie jest zbyt sensowne rozwiązanie, ale... Westchnąłem, ruszając za nią.
-
Przystanąłem, ale nie spojrzałem w jej stronę. - Jeśli to ma związek z jakąkolwiek bombą, nie jestem zainteresowany...
-
Cóż, nie było to tanio, ale lekarze praktycznie zawsze się cenili - nawet za wykonanie banalnego zabiegu wymagali ode mnie wielu kapsli. Podałem mu kasę, rzucając krótkie "dzięki", po czym wyszedłem z jego gabinetu i po raz kolejny skierowałem się ku wyjściu. Tym razem jednak trzymałem w pogotowiu swój pistolet - tak na wszelki wypadek.
-
Podszedłem bliżej i pokazałem swoją zranioną nogę. - Jakiś idiota do mnie strzelił z rewolweru - powiedziałem, siłując się z bólem.
-
Zauważyłem jednakże, że szeryf, który tak bardzo chciał się ze mną spotkać w środku, gdzieś zniknął. Cóż... najwyraźniej bycie trzepniętym w mózg było tutaj czymś zwyczajnym. Postanowiłem więc opuścić miasto tak szybko, jak to możliwe. Ghule ghulami, ale one zdawały mi się bardziej bezpieczne niż te świry tutaj... Jednak wpierw i tak musiałem zrobić coś z raną w nodze, którą oszczędzałem, jak tylko mogłem. Powoli jednak czułem narastający ból. Wszedłem więc do środka.
-
- Dzięki... - odparłem. Dziwiło mnie to miasto. W normalnych okolicznościach szeryf chyba powinien zareagować na to, że ktoś strzela w jego mieście. Wyglądało na to, że jest równie świrnięty, co ci wyznawcy "świętej bomby atomowej"... Czym prędzej wydostałem się z baru i zacząłem iść we wskazanym kierunku.
-
Cóż, Rozpruwaczu... Chyba się polubimy... Wyciągnąłem broń z trupa i wytarłem ostrze o jego grzywę... I tak w tym momencie było mu wszystko jedno. Następnie spojrzałem po obecnych. - No co? Sam zaczął - stwierdziłem. - Macie tu jakiegoś medyka, czy kogoś takiego? - spytałem, pamiętając o tym, że lada chwila adrenalina puści i zaleje mnie fala paraliżującego bólu.
-
Wściekłem się. Chciałem sięgnąć po strzelbę, by rozp***lić jego łeb niczym arbuz... No ale, rozpruwacz też był niezły... I miałem zamiar zastosować go zgodnie z jego nazwą. Syknąłem, tnąc go w brzuch.
-
To też nie było mądre... Teraz mogłem być tylko wdzięczny za to, że los mnie zahartował, i że miesiące tułaczki wyrobiły we mnie pewną odporność na ból. Może nie na tyle, by przyjąć taki strzał z kamienną twarzą, ba - jęknąłem z bólu i skuliłem się nieco, ale nie straciłem swojej uwagi. Miałem jej dość na tyle, by sięgnąć najbliższą swoją broń i oddać strzał w tego kuca. A z takiej odległości nie zwykłem chybiać...
-
Nosz k***a... Co oni mają z tą bombą? Jakby sami nie mogli zrobić z nią porządku. I czemu próbują mi wcisnąć jakieś mieszkanie? Po kiego mi niby to? Może i byłem nieco nienormalny, ale... przyczynić się do zabicia całego miasta?... No... może, gdyby mieszkali tutaj sami łowcy niewolników, czy inne cholerne kreatury tego świata... Ale to w zasadzie było zwykłe miasto ze zwykłymi (i nie) kucykami... - Po przemyśleniu... spasuję, kolego - odparłem, oddając mu urządzenie.
-
Oby tylko nie kolejna bomba... - Zainteresowany...
-
Jakoś już przywykłem do tego, że "ej, ty" to moje drugie imię... Nie śpiesząc się, podszedłem do jego stolika.
-
- Ej ja? - odparłem. Pomyślałem, że w końcu czeka mnie jakaś cięta uwaga, do których już przywykłem na swój temat.