Poznaje dwóch pierwszych. TO ziomy Lily. Johnsona nie poznaje. Ale Brzęczyk... - Admirale... pan i pana ludzie dobrze się spisaliście - powiedziałem podchodząc do nich.
- Ja sobie długo pospałem... będąc martwym. Nawet nie było, żadnej poważnej tragedii - powiedziałem do niej z uśmiechem. Potem idę do tych co ją znaleźli. Kto to?
- Lucy... - powiedziałem z uśmiechem i obejmuje ją... ja pierdole, ale wali. Kurwa... muszę ją szybko odnowić... JA PIERDOLE ALE WALI KAPCIEM! - Cieszę się, że cię widzę.
Więc wsiadam i lecimy... szykujemy się na Atak wroga, albo Dronów Konstruktora. Podlatujemy i lądujemy koło miejsca które podali, po chwili wypuszczam żołnierzy, i ukradkiem sprawdzam czy tam Lucy... naprawdę jest.
- Wypytajcie gdzie są, i ilu ich jest. Musimy wiedzieć, jak duży mamy wziąść transporter - powiedziałem i oczekuje na informacje. Potem postępuje według nich i biorąc żołnierzy, lecimy na wskazany NavPoint.
Więc idziemy na mostek i oglądamy start. No... będzie się działo. Siedzę na mostku (bo muszę) i kontroluje wszystko i wszystkich. Trzeba będzie się przygotować też psychicznie... nie wiem jak jest na tych koloniach.
Więc pakuje się. To trochę potrwa. Dzwonie czy Ali i Deli lecą z nami. Wiem, że na 100% musimy lecieć ja i Twi. Po przygotowaniu, idziemy do KosmoPortu, bez/z Deli i Alim.
Heh... jem spokojnie. Następnie idziemy spać. No... za parę miesięcy lot statkiem po koloniach. Ciekawe jak będzie to wyglądać... tropikalna kolonia z kobietami w biki... nie... mam żonę/y
- Więc najlepiej byłoby wybrać dom naprzeciwko. Nie wyrzucam cię, tylko chce byś była też blisko Aliego. Jest dobrym człowiekiem i pasuje do ciebie. Nigdy nie widziałem by komukolwiek zależało na tobie bardziej niż jemu. Przecież będziesz mnie mogła odwiedzać, to tylko parę kroków.
Jest dorosła. - Jak daleko... mieszka parę dzielnic stąd. Albo możecie tu się wprowadzić, albo znaleźć dom nieopodal. Dom naprzeciwko jest wolny, mogę zapłacić i będziesz miała prywatne gniazdko z Alim.
- Nie przejmuj się. Nic się nie stało - powiedziałem wyciągając ją z wody. Wycieram ją i wychodzimy z łazienki. - Więc... cieszysz się, że będziesz znów z Alim?
- Spokojnie... to nic. Kiedy cię leczyliśmy wyleciało trochę i osiadło na twojej sierści. Jesteś cała pokryta, więc muszę cię wymyć dokładnie - powiedziałem i dokładnie ją czyszczę.
Westchnąłem. - A co jeśli to wciąż działa, i jak tam wejdę to tylko bardziej pęknie mi serce? - powiedziałem powoli wstając. Nie chce by znów na mnie krzyczała.