-
Zawartość
3487 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Posty napisane przez KougatKnave3
-
-
Przynajmniej mam nadzieje... takie daje jej szanse. Nic w niej nie widzę. Urodzi mi potomka, i zamknę ją w Karbonicie. Mam zaklęcie, które sprawi, że urodzi mi IDEALNEGO potomka które w razie mojej śmierci, zajął by moje miejsce.
-
- To strzykawka z Nanitami ulepszonymi do takiego stopnia, że dadzą ci to, czego nigdy nie miałaś. Płodność. Wiem, że wcześniej próbowaliście w maszynie, ale z powodu braku elementów w twoim DNA do odnowienia, tego narządu, maszyna cię zignorowała. Teraz te nanity DODADZĄ ci ten narząd... na zawsze - powiedziałem i na dzień dobry przytuliłem Deli.
-
- Sprowadziłem go tu dla ciebie za to, że byłaś bardzo grzeczna. Będziecie mogli być razem, jeśli zgodzi się dołączyć do mnie. A wtedy dostaniesz i to... - powiedziałem pokazując jej strzykawkę.
-
- Byłaś bardzo grzeczna i użyteczna, Candace - powiedziałem podchodząc do niej - I mam dla ciebie nagrodę, i spodziewam się, ze ci się ona spodoba, bo to rzecz o którą walczysz od ślubu z Shiningiem, który dołączył do nas wczoraj - powiedziałem.
-
Więc czekam na Candace i idę z nią do jej gabinetu. Szykuje jak by co strzykawkę. Jak dobrze pamiętam, to po wejściu do lochów po zaaplikowaniu zawartości strzykawki, powinna już być płodna.
-
Czekając na nią, sprawdzam jaki jest stan Shininga, Papillon i Abdula. Ta ostatnia dwójka pójdzie na karbonit, a Shining... spróbuje przenieść go na swoją stronę. Przyda mi się.
-
Więc zaczynam jeść. Po śniadaniu idę szukać Candace uprzednio biorąc Strzykawkę z Nanitami. Mój prezent będzie lekko piec w jej brzuchu, ale do kilku minut, gdyż zmodyfikowałem te nanity, powinny zrobić z niej płodną... ale niestety rozrzut będzie... jak to powiedzieć. JAK ROSYJSKA KATIUSZA! Minimum trzy bachorki... Allan chyba tym potraktował Twi... albo ma to od urodzenia, nie wiem... ale wiem, ze Candace będzie miała jej rozrzut.
-
Więc wstaję. Audiencje są od 12, i do tego czasu muszę załatwić sprawę Candance. Idę jej szukać, ewentualnie będzie na śniadaniu. Witam Lucy i Delicate uściskiem.
-
Jutro to nadrobię... więc zasypiam i staram się obudzić maxymalnie przed Candace... ewentualnie po Śniadaniu z nią pogadam. Jak to zwykle bywa, na nowych ziemiach staram się być tym dobrym władcą... jutro są audiencje.
-
- Nie wiem córeczko... nie wiem, i to mnie martwi - powiedziałem kładąc się na środku. Twilight jest jedynym na razie zagrożeniem dla mnie... jeśli coś się nie uda, to będzie miała szansę na złapanie mnie...
-
Więc chowam strzykawkę i idę spać. Jutro rano udaje się do jej komnaty czekając aż wyjdzie. Dobrze się sprawowała, to teraz nagroda. Poza tym nie lubię i smuci mnie, jak taka klacz nie może mieć dzieci... bardzo smutne.
-
Jak chce... sprawdzam co robi Candace. Po tygodniu od przejścia na moją stronę, odstawiłem ją od tej funkcji, i teraz zajmuje się czysto administracyjnymi sprawami. Więc idę po strzykawkę z Nanitami które mają dać jej płodność, i idę do jej pokoju-gabinetu.
-
Westchnąłem... takie cele wymagają poświęcenia... trzeba będzie ruszać do domu. Biorę dzieciaki wraz z Lily i lecimy do mojego Zamku. Trzeba tam będzie im przygotować pokoje... jeśli będą chciały. Matka ich zostawiła, a my już nie jesteśmy razem... mówi się trudno.
-
- Słuchaj... ja próbuje zbudować świat który będzie zjednoczony, piękny, i nieskazitelny. Ale wiesz, że nie wszyscy chcą takiej wizji... oni wolą rządzić. Ja za to nie jestem po niczyjej stronie, odszedłem z Federacji. Jestem wolnym strzelcem i wiem jak się takie państwo buduje...
-
- Możemy pogadać? - spytałem się jej. Muszę jej wyjaśnić czemu to robię. Nie chce zabić Twilight, tylko wiadomo co zrobić, nie powtórzę bo uznają to za spam. Mam nadzieje, że uda mi się ją przekonać.
-
- Halo... możemy pogadać? - powiedziałem patrząc na Lily, czekając na nią wraz z pozostałymi dzieciakami. Mam nadzieje, że się nie fochnęła na mnie... znowu. Trzeba będzie na nią uważać.
-
- Zabierzcie jego do Celi, a ją do oddziału medycznego. Potem, wsadźcie ją do niego - powiedziałem do dronów i idę szukać Bolta i Deli... potem razem z nimi idę szukać Lily i starać się przekonać ją, że robię to w dobrej wierze.
-
Udaje niewzruszenie, choć całkiem zaskoczony. Wołam po drony by ich schwytały...
- Opór nie ma sensu... poddajcie się, a przeżyjecie - powiedziałem beznamiętnie. Prędzej zabiłbym Abdula niż Papillon. Ona to ostatnia osoba, jaką chciałbym zabić...
-
Rzucam mu pistolet z biomasą. Dzięki temu, zatamuje jej krwawienie. Jeśli będzie miał dość łaski dla niej, czego bym się nie spodziewał. Czekam na to co zrobi.
-
Zakładam hełm... wchodzę tam i od razu mówię.
- Proszę, proszę, proszę. Jednak to ma się jakieś uczucia - powiedziałem stając na dwóch nogach i włączając miecze. Allan zmarnował nanity na tego kolesia... powinien smażyć się w piekle.
-
Proszę drona Delicate by popilnował dzieciaki. Idę szukać rodziców... tylko oni mi zostali na drodze do władzy nad światem. Nie wszyscy rozumieją moje intencje, więc... będą posągami.
-
- Nie wiem, synku... nie wiem. Ja to robię, by na świecie już nie było wojny. Ale to niestety wymaga tej ostatniej wojny. Ale mama tego nie rozumie... ja chcę by wszyscy się zjednoczyli i nie było już konfliktów... jednak nie wszyscy zgadzają się z moimi poglądami.
-
Uśmiecham się i przykucam przy nim - Tak... to ja. Myślałem, że się ucieszysz - powiedziałem do niego smutny. Trochę boli, że dzieciaki nie cieszą się na mój powrót prócz Delicate, i Fire'a
-
Spoglądam na Bolta... może chociaż on nie będzie wystraszony, albo nie znienawidzi mnie. Jednak Allan mnie czymś zaraził, troską o te dzieciaki. Mam nadzieje, że to nie wpłynie na nasze relacje.
[Grimdark]Equestria_Battlefield3: Co się stało? (by peros81)
w Nightmare
Napisano
- Znajdę mamę... obiecuje ci to - powiedziałem po czym przykucnąłem - Posłuchaj, tatuś ma jeszcze trzy godzinki wolnego, za kilka minut przyjdę do sypialni i ci poczytam, jak za dawnych lat - powiedziałem i czekam aż wyjdzie. Po chwili odwracam się do Candace.
- Więc mam ci zaaplikować?